Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - nie chce rozwodu...

Anonymous - 2010-11-09, 10:46
Temat postu: nie chce rozwodu...
znów tu wróciłam.Jest mi cięzko i nie mogę sie pozbierac. moj maz już 2 mc z nami nie mieszka.Ale zamiast być lepiej jest coraz gorzej. on chiał odpoczac a przez ten czas wszyscy na niego naciskali..tak sie nie robi,nie możesz zostawić dzieci i żony,wracaj do nich..ja też z nim wiele razy rozmawiałam ale on uparty powtarzał..nie będę z Wami mieszkał...I im bardziej na niego naciskaliśmy tym bardziej uciekal.Nawet wyłączył na 4 dni tel i zniknął.nikt nie wiedział gdzie jest nawet kumpel u którego ponoć mieszka..ponoć bo dostałam w piątek informację ze on tam nie mieszka...no to gdzie. ZApytac go nie mogę bo wiem ze zmyśli nową bajke.a tak naprawdę podejrzewam ze to będzie romans. Juz wcześniej tak myślałam ale on za każdym razem sie wypierał.nawet jak wyprowadzał się z domu powiedział ze nie ma romansu i pewnie gdyby go miał to łatwiej byłoby mi go wyrzucić z domu ale on NIESTETY nie ma romansu.Ale ja się straszeni nakręciłam. Sprawdzałam czy stoi jego auto u kumpla i niestety nie...ale u przyjaciółki też nie...nie wiem jak sprawdzić gdzie mieszka czy znów mnie kłamie...on twierdzi ze nie ma nic do ukrycia i po co miałby kłamać skoro i tak z nami nie meszka...przez ten czas mówił ze nie chce rozwodu bo on do niczego mu nie jest potrzebny a wczoraj przyznał mi się ze od jakiś 2 tygodni myśli o rozwodzie.a do mnie to nie dociera...ja poporstu nie wierze ze to się tak może skończyć. byłam u psychologa.trochę mi pomógł.wiem gdzie jest problem ale niestety mój mąż musiał by chcieć cos zrobić zeby ratować nasze małżeństwo a on nie chce...jak to stwierdził czuje się zaszczuty przeze mnie przez swoją matkę i moja...ma dosyc wszystkich i wszystkiego. i psycholog powiedział ze tak może być i jedyne co mogę zrobić to pozwolić mu złapać oddech...ale ja nie mam sily.Ciągle o nim myślę, tęsknie.mateusz przychodzi do dzieci ma z nimi dobry kontakt.Kiedy jesteśmy wszyscy razem nikt kto stałby z boku nie powiedział by ze jest coś nie tak...ja już nie ma siły.jestem strzępkiem nerwów.nie mam ochoty na nic.najchetniej spalabym.to chyba moj sposób na ucieczkę od tego...prosze Was powiedzcie jak się z tym pogodzić...ja nie chce zeby on odszedł od nas.. wiem ze to jest mężczyzną z którym chcę spędzić cale zycie a nei tylko 6 lat...jak się pozbierac?
Anonymous - 2010-11-09, 16:03

A może jednak sięgniesz do Dobsona i "Miłość wymaga stanowczości"?????
Bo jak narazie to sama kompulsja bije od Twojego postu.
rozalka napisał/a:
wiem gdzie jest problem ale niestety mój mąż musiał by chcieć cos zrobić zeby ratować nasze małżeństwo a on nie chce...


Oj,oj,oj......mam wrażenie że tak naprwdę to nie wiesz.
A jak on nie che zaczynać...to Ty zacznij od siebie.
Otwórz klatkę.........ale do tego to pewnie musisz dojrzeć.

Pogody Ducha

Anonymous - 2010-11-09, 18:19

witaj Rozalko,u mnie jest lepiej ale sam snuje podejrzenia,bo ciągle brak mi zaufania do żonki.Ale całe swoje życie plany swoje marzenia,powierzyłem Panu Bogu Jezusowi i Matce Najświętszej,dla nas są rzeczy nie możliwe ale nie dla Pana Boga.Obiecuje modlitwę.
Anonymous - 2010-11-09, 21:15

nałóg...bardzo zainteresowała mnie Twoja odpowiedz...Do pozycji mam nadzieję ze uda mi się sięgnąć i poczytać trochę.

Piszesz żebym zaczęła od siebie.Próbuje naprawdę.Nawet Mateusz mówi mi ze widzi jak się zmieniłam na dobre ale widocznie to za mało.Musze nadal pracować nad sobą. Zaczęłam chodzić do psychologa,uczę się jak nie być toksyczną żoną. to dopiero początki terapii i mam nadzieje ze pomoże mi w otworzeniu klatki.

Klatkę powoli też otwieram ale masz rację muszę do tego dojrzeć...jeśli możesz napisz mi
coś więcej jak to zrobić...

a co do moich kompulsji- wiem ze nie powinnam tego robić i sama bym na to nie wpadła...pierwszy raz "sprawdziłam" gdzie jest mój maż po wizycie u ....psychologa...Tak tak trafiłam do złego specjalisty który stwierdził ze z tego co mówię to wygląda na to ze mój mąż ma romans a nie stany depresyjne o które ją pytałam i to ona mi zasugerowała żebym sie temu lepiej przyjrzała...a potem wszyscy dookoła pytali "a co wyprowadził się bo ma kogoś?"..kiedy tłumaczyłam ze nie to się zaczynało...a ja się nakręcałam...

Powiedz mi jak mam nad sobą pracować bo tak naprawdę to sama siebie nie poznaję..ja taka nigdy nie byłam...

[ Dodano: 2010-11-09, 21:23 ]
Janusz
dziękuję za modlitwę, wiesz ja cały czas mocno wierzę w to ze nasze małżeństwo da się naprawić. I choć mój mąż mówi, ze tego nie da sie uratować ja wierzę ze dla Pana nie ma rzeczy niemożliwych i kiedyś wysłucha mojej modlitwy.Wiem ze nic nie dzieje się bez przyczyny.Pan wystawił nasze małżeństwo na ciężka próbę ale ja się nie poddam i będę ciężko pracowała żeby nasz związek się odrodził na nowo...

Anonymous - 2010-11-10, 08:18

Rozalka.........zacznij najprościej............od lektury Dobsona"Miłość wymaga stanowczości".I zachowaj spokój -jak dasz radę.A dasz jak powiesz że tylko dziś,tylko 24 godziny spokojnie............a jak za długo 24 h to podziel sobie dobę na 4 czy 6 częsci..............4 czy 6 godzin wytrzymasz na szpilkach..........a potem ???tak samo........tylko dziś,tylko 24 h.
I czytaj .......... czytaj forum,czytaj lektury,straj sie być wypoczęta,wyspana(HALT).
A dalej ???zobaczysz .Naważniejsze jest dziś!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

Pogody Ducha

Anonymous - 2010-11-10, 09:56

Nałog masz rację najważniejsze jest dziś...a dziś zapowiada się przyjemne.Ja jestem z dziećmi w domu bo chorują niestety ale za to przyjedzie do dzieci tata i spędza razem trochę czasu.Ja planuje chwilkę z nimi posiedzieć a potem mam do załatwienia kilka spraw to chętnie skorzystam z okazji i wyjdę z domu...przynajmniej Mateusz nie bedzie miał poczucia ze cały czas patrzę mu na ręce. Choć w kwestii dzieci nie mam nic do zarzucenia mojemu mężowi..Wiem ze bardzo kocha nasze bliźniaki.A z drugiej strony to ja tak naprawdę nie wiem jak to powinno wyglądać.Czy jak on przychodzi do dzieci powinnam wychodzić z domu czy siedzieć z nimi ,zajmując sie swoimi sprawami. nie wiem zupełnie jak to powinno wygladac...moze ktos ma jakieś doświadczenie i mi coś poradzi
Anonymous - 2010-11-10, 10:32

Rozalko, to jest Wasz - cenny czas. Co chcesz zademonstrować wychodząc z domu? Że obojętną jest dla Ciebie obecność męża, że już nie kochasz? Przecież to nieprawda! Możesz w ten sposób zaszkodzić sobie, bo utwierdzić męża w przekonaniu o słuszności podjętych przez niego decyzji. Bądź szczera, bądź po prostu sobą.
Najpierw wyciszenie, potem spokojna rozmowa o Was i może o swoich uczuciach - prawdziwych...
Może stąd ucieczka męża, bo nie czuje miłości, a tylko chłodne naleganie, kontrolowanie.
Kiedy powiedziałaś mężowi, że go kochasz? Zrób to dzisiaj.

Nie inicjuj rozmów o rozwodzie! To tylko słowa, które nigdy nie powinny paść. Zignoruj je.

Anonymous - 2010-11-10, 12:46

rozalka napisał/a:
A z drugiej strony to ja tak naprawdę nie wiem jak to powinno wyglądać.Czy jak on przychodzi do dzieci powinnam wychodzić z domu czy siedzieć z nimi ,zajmując sie swoimi sprawami. nie wiem zupełnie jak to powinno wygladac...


Prawde mowiac mam ten sam problem, z jednej strony wiem ze nalezy otworzyc klatke, dac troche wlasnej przestrzeni, zajac sie soba, nie zmuszac go do mojego towrzystwa. Ale z drugiej przeciez nie chce okazywac obojetnosci, budowac muru i spowodowac ze bedziemy zyc "razem ale osobno". I juz dylemat gotowy: wychodzic? (=zajac sie soba) czy nie wychodzic? (=okazac zainteresowanie)
straaaaasznie to trudne.

Ciekawa wypowiedz Danki 9 kiedys znalazlam tu (post z 20 sierpnia): http://www.kryzys.org/vie...er=asc&start=14

Anonymous - 2010-11-10, 13:54

Różo posłuchałam Twojej rady i zostałam w domu.Było tak normalnie.Zrobiłam kawę posiedzieliśmy troszkę opowiadając co u nas.Potem maż bawił się z dziećmi ja gotowałam zupkę.Nie rozmawialiśmy o nas bo on ucieka od tych rozmów wiec nie chce go do niczego zmuszać.Teraz pojechał ale jutro chciałby zabrać dzieci i zostać z nimi do piątku wieczorem.Zabierze ich do teściów bo oni jadą na weekend i dom będzie pusty.
Było fajnie tylko teraz jest tak pusto jak wyszedł.I jak się pojawia i znika to wtedy boli najbardziej...
A i jak wychodził spojrzałam na niego i powiedziałam mu ze ja i tak bardzo go kocham ..i wiesz co usłyszałam...to niedobrze... i pojechał...

Aniu myślę ze klatkę będziemy musiały kiedyś otworzyć i nie po to żeby ptaszek z niej wyfrunął tylko żeby poczuł się wolny.A potem musimy się modlić i prosić Pana żeby ptaszek nie chciał odlecieć na zawsze...

byłam dziś w empiku nie mają niestety Dobsona...szkoda....

Anonymous - 2010-11-10, 14:18

Cytat:
jak wychodził spojrzałam na niego i powiedziałam mu ze ja i tak bardzo go kocham ..i wiesz co usłyszałam...to niedobrze... i pojechał...

Rozalko, czyli myślał, że nie kochasz i w związku z tym to, co robi - nie jest aż tak złe? Skoro kochasz - jest jednak problem... Tak zrozumiałam te słowa.
I dobrze, przyda się mężowi ten niepokój... Może być niepokojem twórczym.

Anonymous - 2010-11-10, 14:20

Rozalko - na Dobsona w Empiku sie nie doczekasz. Najszbciej jest zamówić przez Merlin - ja miałam z dnia na dzień.
Nie wiem gdzie mieszkasz - bo ostatecznie jak nie dostaniesz - oddam Ci swojego :-)

Anonymous - 2010-11-11, 12:24

Dałam radę...wczoraj nie sprawdzałam męża choć bardzo mnie kusiło...ale powiedziałam sobie spokojnie i tak nic tym nie osiągnę a jeszcze pogorszę sytuacje...Dziś Mateusz zabrał dzieci na 2 dni. Przyjechał uśmiechnięty,zadowolony. Za to dzieci troszkę były smutne ze mamusia nie jedzie z nimi. Zresztą jak już jak ich ubierałam to Filip nie chciał jechać.Serducho chciało mi pęknąć. ... nie wiem jak mój mąż wytrzymuje bez dzieci kilka dni. Teraz będzie z nimi całkiem sam teściowa mu nie pomoże.Może tez da mu to coś do myślenia...a ja mam czas dla siebie...muszę odpocząć...
Anonymous - 2010-11-11, 12:44

Rozalko, ostrożnie z tym otwieraniem klatki.
Skoro opanowała Cię aż tak wielka niepewność, że nie wiesz, co będzie lepsze - wyjść, czy pozostać kiedy mąż przychodzi, myślę, że będziesz skłonna do 100% podporządkowania się radom zawartym w książce ... A to mogłoby być niebezpieczne...
To zaledwie dwa m-ce pobytu męża poza domem, póki co brak dowodów na tę trzecią, brak logicznego wytłumaczenia jego ucieczki z domu. Jeszcze wszystko do uratowania, byle działać mądrze...
Każdy człowiek jest inny, nie ma więc sztywnej reguły, według której działając, uratujesz swoje małżeństwo.
Ktoś ucieka z domu, bo rzeczywiście czuje się w nim, jak w klatce... Ktoś ucieka, bo szuka miejsca, gdzie będzie akceptowany, doceniony, kochany. Jeszcze ktoś inny ucieka, bo nuda, bo protestuje przeciwko czemuś tam... Trzeba najpierw skupić siły na dotarciu do przyczyny odejścia, żeby wiedzieć co dalej z tą klatką i czy ona w ogóle tutaj była... Jeśli teraz skupisz się na sobie samej, pokażesz mężowi, że czujesz się świetnie, dasz mu tę "wolność" przypieczętowując ją uśmiechem - on gotów pomyśleć, że jego posunięcie było tym dobrym, a i ewentualne wyrzuty sumienia możesz w nim stłumić... Potrzeba tu bardzo roztropnego działania. Przecież to Ty znasz najlepiej swojego męża, więc i Ty, mając możliwość obserwować jego reakcje (to cenna wiedza i tylko Ty masz do niej dostęp) - powinnaś samodzielnie z niewielkim wsparciem kompetentnej osoby w realu - opracowywać z dnia na dzień plan przywrócenia Wam męża i ojca.
Ostrzegam, bo wiem, że nie należy aż tak mocno brać do serca rad zawartych w jakiejkolwiek książce, czy zaleceń osób trzecich. Gdybym tak czyniła, nie wiem, czy dziś bylibyśmy razem... Masz swoje serce, masz swoją kobiecą intuicję i to (moim zdaniem) na nie powinnaś zdać się w głównej mierze. A każdą radę, owszem - przemyśleć, rozważyć za i przeciw w Twojej konkretnej sytuacji.
To tak na podstawie tego, co powyżej, bo zrobiłaś identycznie, jak Ci podpowiedziałam :-D . Mam nadzieję, że podpowiedziałam dobrze...
Kiedy czujesz się zagubiona, nie wiesz, jakie kroki podjąć... Polecam modlitwę do Ducha Świętego z prośbą o Jego Światło i Radę.
Wolność to stan serca, sumienia, tu się rodzi... To owoc pracy nad sobą, a przede wszystkim - owoc Łaski...
Czy w klatce, czy poza nią - wszędzie mogę być wolnym człowiekiem...

"Ku wolności wyswobodził nas Chrystus. A zatem trwajcie w niej i nie poddawajcie się na nowo pod jarzmo niewoli." Gal 5, 1

Anonymous - 2010-11-12, 11:09

RÓżo myslę ze wiem dlaczego mój mąż się wyprowadził...po części na pewno czul się jak w klatce,wiem ze nie czuł się kochany,nie doceniałam go. Powiedział mi kiedyś ze czuje się zaszczuty i gdyby było coś takiego jak samotnia to on chętnie by skorzystał. Czytałam informacje na forum,szukam czegoś dla siebie ale tak naprawdę nie wiem co mam robić.Wszyscy dookoła mówią mi ze mam zadbać o siebie,uśmiechać się i pokazać mu kogo może strącić..ale tak jak piszesz to może być niebezpieczne.z drugiej strony jak się odsunę to może pomyśleć ze pogodziłam się z tym i akceptuje to co robi...powiesz mi a jak Ty " walczyłaś " o powrot Twojego męża.Z tego co czytam Wam się udało...ja chciałabym wierzyć, ze nam też się uda ale czasem jest to takie trudne...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group