Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Przypadek zupełnie beznadziejny

Anonymous - 2010-12-09, 21:30

Wujt napisał/a:
Co do mnie to nie zamykam drogi, tylko ta droga jest już mniej dla niej wygodna niż była blisko rok temu. Rok temu chciałem ją przyjąć od tak, a teraz jej nie przyjmę np. na takiej zasadzie, że mi będzie robić łaskę, że wraca, albo będzie chciała wrócić udając, że nic się nie stało. To źle? Chciałbym zobaczyć poświęcenie z jej strony i wielką wolę.


Rozumiem Cię. Czuję dokładnie tak samo w stosunku do mojej żony.

Anonymous - 2010-12-09, 22:14

Cytat:
moja żona jest moją pierwszą żoną i wcześniej dziewczyną i mam nadzieję że ostatnią kobietą. więc nie wiem jak jest z kobietami, za to wiem jak jest z moją żoną ;-)

Miło co nie? Z innymi też jest miło. Jakoś lubię kobiety tak co do zasady.



Cytat:
inna sprawa. czytam Twoje posty i zawsze widzę to samo: zawsze piszesz że byłeś w porządku wobec żony, nie masz sobie specjalnie nic do zarzucenia itp.

Nie powiedziałbym tak kategorycznie. Mam całą masę wad poczynając od płaskostopia ;-) . Mi chodzi tylko o to, że nie zrobiłem niczego co by żonę jakoś usprawiedliwiało. Nie udawałem nikogo innego niż jestem. Mam żal o brak akceptacji mnie takim jakim jestem z wszystkimi wadami. Uważam się za całkiem przyzwoitego człowieka, w realu to może byłbym bardziej fałszywie skromny, ale tutaj mówię jak czuję. Nie dam sobie wmówić, że ja ją doprowadziłem do tego co zrobiła.

Cytat:
np.

Cytat:
Ja całe życie jestem jako tako poukładany, jakieś skrajne stany emocjonalne są mi obce, nie potrafię pojąć jak można pragnąć tylko jednego, a całe życie przestaje się liczyć.


nigdy nie wyczytałem w Twoich postach jakiejś skromności.

,,jako tako poukładany'' to chyba nie jest jakiś specjalnie mocny komplement o samym sobie.
Cytat:


off topic: i jak Ci się czyta powyższe? specjalnie użyłem zakazanych słów. specjalnie troszkę podkoloryzowałem swoje wypowiedzi, bo tak naprawdę nie czytałem całego Twojego tematu i nie wiem czy rzeczywiście tak o sobie piszesz.

Jasne, że nigdy i zawsze + ja lub ty drażni :-)

Nie ukrywam, że lubię siebie, jestem z siebie co do zasady zadowolony. Nie okazuję tego na co dzień, bo wiem, że to może niektórych drażnić. Może żonę to drażniło.

Cytat:
ja też taki byłem wobec żony, i też zrozumiałem to zbyt późno. a co zrozumiałem? to że ja jestem taki czy owaki, w tym konkretnym przypadku idealny / poukładany itp. to nie znaczy że żona musi być taka sama. być może narzuciłeś jej, podobnie jak ja zbyt wysokie wymagania a ona im zwyczajnie nie podołała?

Jak dziś komuś pisałem na priv, zastanawiam się, czy ja wobec niej nie byłem zbyt mało wymagający. Poprzedni związek nauczył mnie tego, że nie chodzi o to żeby naginać osobę do swoich wyobrażeń, ale żeby ją akceptować taką jaka jest. Ja chyba przegiąłem w drugą stronę i akceptowałem wszystko jak leci.

Co do zbyt wysokich wymagań to myślę, że nie ja jej stawiałem wymagań, tylko ona sama sobie stawiała zbyt wygórowane. Ostatnio rozmawiałem z koleżanką i ona mi powiedziała coś takiego: ,,Wiesz twoja żona zawsze miała piątki, świadectwa z paskiem, grzeczna dziewczynka, wszystko cacy, także jeszcze na studiach, a po studiach miała problemy ze znalezieniem pracy, potem ciąża, dziecko, a ty idziesz do przodu, a ona nie potrafi nadążyć i to ją mogło frustrować.'' Żebyśmy mieli jasność ja nigdy nie oczekiwałem od niej, że ma więcej zarabiać, że ma wracać do pracy po urodzeniu dziecka, miała pełną swobodę w tym zakresie, ja ją w żaden sposób w żadnym kierunku nie naciskałem.

Cytat:
być może używałeś zakazanych słów pokazując jej na każdym kroku swoją idealność?

Myślę, że tak, łatwo jest używać zakazanych słów i też słyszałem zakazane słowa od żony. Wiesz różne sobie rzeczy mówiliśmy przez osiem lat, dla mnie nawet jak usłyszałem coś bolesnego, to były tylko słowa. Jakoś nigdy mi nie przysłaniały tego co ważne, że ją kocham, że jestem dla niej kimś ważnym itd.

Skoro ona mi potrafiła mówić w kłótni ,,no tak, ale ty jesteś ideałem!'' to widać musiałem używać takich zakazanych słów.

Teraz mi np. często wypomina, że dobrze zarabiam (sama nie ma pracy), moim zdaniem to jest objaw jakiś kompleksów. Ja się w żaden sposób nie obnoszę z tym, więc nie wiem czemu ona w kółko do tego pije.

Anonymous - 2010-12-10, 08:00

Wujt napisał/a:
Skoro ona mi potrafiła mówić w kłótni ,,no tak, ale ty jesteś ideałem!'' to widać musiałem używać takich zakazanych słów.


ja to nadal słyszę od żony. i rzeczywiście niemiłe to jest. ale teraz nie idę na konfrontację, teraz robię smutną minę i mówię jej jak się czuję gdy słyszę takie słowa. trochę pobajerować trzeba ale to lepsze niż odpalić jakąś ciętą ripostę.
teraz u Ciebie oczywiście już za późno, bo cofnąć czasu się nie da ale zawsze możesz zmienić teraźniejszość i zmieniać siebie. ale to już pewnie wiesz...

Wujt napisał/a:
Co do zbyt wysokich wymagań to myślę, że nie ja jej stawiałem wymagań, tylko ona sama sobie stawiała zbyt wygórowane. Ostatnio rozmawiałem z koleżanką i ona mi powiedziała coś takiego: ,,Wiesz twoja żona zawsze miała piątki, świadectwa z paskiem, grzeczna dziewczynka, wszystko cacy, także jeszcze na studiach, a po studiach miała problemy ze znalezieniem pracy, potem ciąża, dziecko, a ty idziesz do przodu, a ona nie potrafi nadążyć i to ją mogło frustrować.'' Żebyśmy mieli jasność ja nigdy nie oczekiwałem od niej, że ma więcej zarabiać, że ma wracać do pracy po urodzeniu dziecka, miała pełną swobodę w tym zakresie, ja ją w żaden sposób w żadnym kierunku nie naciskałem.


odniosę się do pogrubionego fragmentu. być może zamiast iść do przodu należało na żonę poczekać, nawet kosztem siebie samego. i żona rzeczywiście czuła się gorsza. mi to łatwo pisać bo widzę że jesteśmy dosyć podobni do siebie. nie chce na siłę szukać Twoich wad bo może to tak teraz wygląda, ale musisz zajrzeć w głąb siebie i poszukać co mogło żonie w Tobie przeszkadzać i najlepiej to zmienić.

nie ma teraz co wracać do tego co było. chodzisz do psychologa, księdza, może grupa Sychar? dobrze mieć wsparcie w innych podobnych Ci ludziach.

a kochanek żony... nie dałoby się mu dyskretnie ząbków poprzestawiać, może masz kogoś (bo sam nie powinneś, nieładnie łamać prawo) kto z nim porozmawia? może zmiana miejsca zamieszkania zrobi mu dobrze tylko on jeszcze o tym nie wie? ogólnie chodzi o to żeby zostawił żonę w spokoju, wiem że to niebezpieczny grunt ale nie ukrywam że w Twojej sytuacji ja bym za wszelką cenę walczył o żonę, bo przeciwnik, szatan, z uczciwych metod nie słynie, więc i ja bym się nie szczypał.

Anonymous - 2010-12-10, 08:20

Oj, Michaił, poszczyp się może trochę... ;-) A gdzie - "zło dobrem zwyciężaj"? Nie da się zwalczyć dżumy cholerą, tak jak nie da się zła zwalczyć innym złem. To po prostu nie działa, lub działa na krótką metę. A potem jeszcze większa demolka w ludzkich życiorysach.
Anonymous - 2010-12-10, 08:41

Nirwanna, Pan Bóg różnymi ścieżkami nas prowadzi, wierzę również w takie. w Ognioodpornym główny bohater pogadał po męsku z doktorkiem i skutek przyniosło. trzeba walczyć o swoje. zaznaczyłem przecież że to niebezpieczny grunt.
Anonymous - 2010-12-10, 09:08

Michaił - w Ognioodpornym właśnie pogadał, nie oklepywał mu michy, ani nie robił za domorosłego ortodonty na jego uzębieniu, z tego co pamiętam ;-) Poza tym jest kwestia tego, że on może zniknąć z horyzontu, a żona jak była na małżeństwo nastawiona anty - tak i pozostanie. A przecież to o nią chodzi, nie? Tamten gościu to skutek, a nie przyczyna. I skutek, objaw - zniknie samoistnie, jak uporasz/uporacie się z przyczyną.
Anonymous - 2010-12-10, 09:11

może tak, może nie. zawsze trzeba Boga prosić o pomoc, on wskaże rozwiązanie. nawet ze zła może wyniknąć jakieś dobro.
Anonymous - 2010-12-10, 09:25

Michaił napisał/a:
zawsze trzeba Boga prosić o pomoc

Z tym się zgodzę...
Michaił napisał/a:
nawet ze zła może wyniknąć jakieś dobro.

...a z tym nie do końca. To, że ze zła Bóg może wyprowadzić dobro, nie oznacza, że mamy prawo czynić to zło! Trochę jak dzieciak w piaskownicy, narozrabia, pobije kolegów, a potem leci do taty - obroń mnie i napraw co narozrabiałem! Mądry tata raz to może i zrobi, ale następnym razem powie - synu, naucz się sobie radzić ze swoją złością i agresją konstruktywnie, a zanim się nie nauczysz, ponoś konsekwencje swoich czynów. A Bóg najmądrzejszym Ojcem jest wszak :-)

Anonymous - 2010-12-10, 09:34

Nirwanna napisał/a:
To, że ze zła Bóg może wyprowadzić dobro, nie oznacza, że mamy prawo czynić to zło!


ale czynimy... czasami nieświadomie, nie że nie zdajemy sobie sprawy z tego co robimy bo właśnie że zdajemy ale nie potrafimy przestać. może właśnie wtedy przemawia przez nas Bóg? ja wiem co mówię, bo ja dzięki pewnemu złu które poczyniłem jestem dziś gdzie jestem. robiąc to nie miałem złych zamiarów wobec nikogo ale wiedziałem że robię źle i nie potrafiłem przestać.czasami Bóg dziwnie nami kieruje, ale czasami tak trzeba żeby przechytrzyć szatana.

i jeszcze jedno: Bóg to nie jakiś leszcz, czy straszy pan co rozdaje cukierki, Bóg to wojownik który walczy o nas jak lew, czasami bardzo brutalnie ale zwykle skutecznie, czasami przyzwala na to żeby stało się nam coś złego bo nie ma innej opcji żeby nas uratować, bo wcześniejsze opcje zawiodły.

często się zastanawiam co mogło się stać żeby żona mnie nie zdradziła? i wystarczyło żeby ktoś ich nakrył, a może jeden mój telefon i byłoby otrzeźwienie? ale nikt ich nie nakrył a i ja nie zadzwoniłem...

Anonymous - 2010-12-10, 09:42

Michaił - dobrze piszesz. Tylko weź pod uwagę, że jest różnica między złem czynionym świadomie a nieświadomie. Ty teraz opisuje przypadek zła, które zadziało się nieświadomie. I każdy z nas ma takie zło w swoim życiorysie. Z tego zła Bóg może wyprowadzić większe dobro. Ale czym innym jest zło czynione świadomie, i sorki, ale sądzę że tu Bóg nie będzie pomagał. Chyba że w ponoszeniu konsekwencji. Właśnie o to mi chodzi - sugerujesz Wujtowi, że działanie nieuczciwymi metodami (bo tak działa szatan), jest dobre. Tymczasem nie jest dobre, cytat "bądźcie roztropni jak węże" oznacza mądrość również w wyborze środków jakimi działamy. I patrzenie szerzej i dalej na konsekwencje naszych działań. Więc się nie zdziw, jak ktoś kiedyś zapoda w stosunku do Ciebie "mieczem wojowałeś, od miecza zginąłeś". Oby nie! :-)
Anonymous - 2010-12-10, 19:49

Cytat:
często się zastanawiam co mogło się stać żeby żona mnie nie zdradziła? i wystarczyło żeby ktoś ich nakrył, a może jeden mój telefon i byłoby otrzeźwienie? ale nikt ich nie nakrył a i ja nie zadzwoniłem...

Nie dręcz się. Moim zdaniem jak żona wkroczyła na ścieżkę zdrady, to nic już nie pomoże. Takiej decyzji nie podejmuje się od tak, ona jest ,,przemyślana''. Tylko czas, dużo czasu może coś zmienić. I myślę, że nie ma większego znaczenia, czy porzucony małżonek się zmieni na lepsze. Zmieniać się mamy przede wszystkim dla siebie.
Więcej napisałem Ci na priv

Dziś miałem takie pół godziny, że wróciło to, że ONA Z NIM SPAŁA, A MÓWIŁA, ŻE NIE ŚPI i potrzebuje z nim tylko rozmawiać żeby się rozstać. Ta cała historia jest jakaś absurdalna. Teraz jeszcze mnie ta myśl obudziła w środku nocy.

Nieważne, nie potrzebnie o niej rozmyślam. Nie ma sensu chyba już rozmyślać nad tym wszystkim i roztrząsać. Trzeba się skoncentrować na swoim rozwoju duchowym.

Napiszcie proszę jakie jeszcze macie pomysły żeby wybaczyć, znaleźć sens życia, żyć bez żony, czekać nie czekając. Nad czym jeszcze pracować?

Z tego co tu polecacie na forum to zobaczyłem Ognioodpornego (naprawdę dobry filmy), przeczytałem jedną książkę o przebaczeniu (pomogła mi mocno pójść w tym do przodu) i tyle. Muszę jeszcze iść do spowiedzi. Generalnie czuję, że się zatrzymałem, a roztrząsanie wręcz mnie cofa.

Co jeszcze proponujecie? Czasem coś posłucham z tego co tu jest podlinkowanego, ale generalnie to te wszystkie konferencje jakoś średnio do mnie przemawiają. Dalekie to od mojego poziomu wrażliwości i moich własnych doświadczeń.

Anonymous - 2010-12-14, 11:32

Michaił napisał/a:

często się zastanawiam co mogło się stać żeby żona mnie nie zdradziła? i wystarczyło żeby ktoś ich nakrył, a może jeden mój telefon i byłoby otrzeźwienie? ale nikt ich nie nakrył a i ja nie zadzwoniłem...

Nawet gdyby ktoś nakrył, gdyby zadzwonił telefon i rzeczywiście nie doszłoby do zdrady w sensie fizycznym, czy fakt, że była już wola zdrady, czy też niepohamowana ochota na nią - nie powinien tu zaniepokoić najbardziej? Niepodobna, aby ktoś zdradził, nie pożądając już wcześniej.
Co by było? Może jedynie odwleczenie zdrady w czasie, może zmiana obiektu pożądania. Zdrada przecież, zanim zadzieje się dosłownie - już dużo wcześniej rodzi się w głowie. A kiedy narodzi się tam, kwestią tylko czasu i okoliczności... Jak dojrzały owoc na drzewie - wystarczy, że wiatr zakołysze lekko gałęzią i spada, zwłaszcza ten robaczywy... Żeby zdradzić, trzeba najpierw do tego "dojrzeć". Istnieje jakaś naturalna bariera w nas, zanim dojdzie do cudzołóstwa - trzeba ją zniszczyć, albo co najmniej wykuć dziurę w tym murze. I to jest moim zdaniem - problem największy. Coś zostało zniszczone... Czy to jeszcze dziura, czy już runął mur?
Jeśli dziura, jak ją zakleić? Czy to w ogóle możliwe? A może trzeba raczej podjąć aż trud - mozolnego budowania muru od nowa?
Na pewno, ani Ty, ani ja - tego nie jesteśmy w stanie. To może jedynie zdradzacz, to jego wybór. My możemy jedynie wspierać. Jednak, aby być móc służyć wsparciem słabszemu - trzeba samemu być mocnym, coraz mocniejszym... :-D

Anonymous - 2010-12-14, 12:36

Co do wszystkiego zgoda, z mały zastrzeżeniem do poniższego zdania:

Cytat:

Zdrada przecież, zanim zadzieje się dosłownie - już dużo wcześniej rodzi się w głowie. A kiedy narodzi się tam, kwestią tylko czasu i okoliczności...

Ona się rodzi w głowie, ale to często jest proces zupełnie nieświadomy. To nie jest tak, że zdradacz budzi się i stwierdza: mąż/żona mi nie odpowiada poszukam sobie kogoś nowego.

Zazwyczaj pojawia się ktoś do kogo zdradzacz się zbliża i zbliża, a jak się zorientuje, że jest już naprawdę blisko to jest po wszystkim. Już nie potrafi zawrócić. Myślę, że tak jak dla zdradzonego jest zaskoczeniem, że został zdradzony, tak dla zdradzającego jest zaskoczeniem, że zdradził.

Pełna zgodą z różą, że zdradzony nie jest w stanie nic zrobić. Decyzja należy do zdradzającego.

Anonymous - 2010-12-14, 13:15

Cytat:
Zazwyczaj pojawia się ktoś do kogo zdradzacz się zbliża i zbliża, a jak się zorientuje, że jest już naprawdę blisko to jest po wszystkim.

Wujcie, no dobra, ale jest jeszcze ten czas emocjonalnego zbliżania się do siebie (a chyba zwykle jest), któremu jakaś refleksja towarzyszy... Nie wierzę, żeby to działo się tak niezależnie od woli, bezmyślnie.
Może to czasem zgubna wiara w przyjaźń damsko - męską, że ona jest możliwa? Ale to też: na pewnym etapie znajomości na pewno można było zaniepokoić się, że zmierza w niewłaściwym kierunku, że przybiera odcień - również pożądania.
Moim zdaniem - zdrada jest skutkiem...
Jesteśmy istotami myślącymi, choćbyśmy nawet tego nie chcieli - myślimy, analizujemy :-D
Problem pewnie w tym, że nazbyt dużo myślimy - o sobie...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group