Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - a moze przesadzam???

Anonymous - 2010-10-24, 10:01
Temat postu: a moze przesadzam???
prawie kazdego dnia czuje, niemal fizycznie, że dotarłam do ściany i uderzam głową w mur. to już nie jest mur gniewu, zazdrości, ale najgorszy - mur obojetności.
Mój mąż nie pije i nie bije, nie włóczy się za kobietami. jeszcze pięć dekad wstecz okazałby sie dobrym materialem na męża. więc o co mi chodzi. czego chce. moze to tylko, jak mówi, moje "jazdy".
Historia naszej znajomości jest dosć krotka. poznaliśmy sie w lecie 2006 roku, gdy wszystko pachniało nowym uniesieniem. nie POTRZEBOWAŁAM nikogo, choc czasem uczucie samotności dawalo się we znaki. miałam licznych znajomych i swoje zwykłe pasje. w zasadzie nie wiem jak to się stalo ... tak szybko, że zamieszkalismy razem. i nie wiem kiedy moje oczy zaciągnęły się bielmem i uparcie wierzylam że będzie z nas materiał. Przeciez wiedziałam dużo o sobie i wydawało mi się ze i o nim. nie zwracałm uwagi na jego "znikanie" w pracy, wurtualnym świecie, nie zwrócilam uwagi na to że jego ściezki dalekie są od Koscioła, że krag jego znajomych folguje hedonizmowi. Dam radę. Juz wtedy zdarzały sie dziwne kłótnie (w klótniach nic zlego, a dziwne, bo ich przebieg był niedojrzały). Jak patrzę na to z perspektywy czterech lat to cechował nas brak umiejętności dialogu, uciekanie od drazliwych tematów, byle był spokój i nikt niczego nie chciał. Nie zauważałam równiez pracocholizmu, zawieszania w robocie dniami i nocami, siedzenie w necie - bo tam przeciez wszystko jest. Po czterech miesiącach znajomości okazało się, ze na naszym pokładzie pojawi się dziecko. do dziś pamiętam tę mieszaknke uczuć w chwili gdy patrzyłam na test. radość bo jest i przerażenie ... jak to będzie. Czas ciąży pokrywał się z okresem intensywnego rozwoju firmy męża. W maju wzięliśmy slub cywilny. w sierpniu pojawil sie na świecie synek. a mąż zniknął w pracy. podczas jednej z nieicznych rozmów kryzysowych wyznał, iż tak wlasnie rozumiał odpowiedzialnośc za rodzinę - zabezpieczyć ją materialnie. probowałam zrozumiec. ale mimo to, ze mielismy wszystko czas tem był dla mnie ciężkim okresem. wszędzie sama - spacery, dom, kapanie, wstawanie do dziecka. wtedy to część mnie zamarła: nie mialam czasu dla siebie siebie, moje pasje umarly bo trzeba było być w domu. to nie tylko wina męża - to wina mojego wycofania w imię świetego spokoju, byle uniknąć kłótni i rozmów, podczas których czułam, jak mój mózg kamienieja a ja zmieniam się w jęcząca kurę domową. schemat jak w wiekszosci zapewne domów: rano mąż wychodzil, ja cały czas z synkiem, mąż wraca poxnym wieczorem i pada przed telewizorem albo do nocy surfuje w necie. ja sama z tepa ksiażką zasypiam. gd ktorejś nocy nie wrocił na noc - coś we mnie pękło. a mnie wewnątrz zalał zal, złość gniew, które tłumilam w sobie. podjęłam kilka zaledwie prób przegadania tego wszystkiego . na samo wspomnienie czuję się dziwnie. "mądre książki" zalecały by chwile trudnej rozmowy przygotowac, może kupic jakieś wino etc. trudno mi teraz opisać charakter tych rozmów, ale czułam sie w nich jak mała glupia dziewczynka która ma jazdy. i tak się to toczyło. wróciłam do pracy. tu również nie czułam się komfortowo - mąż ma silna potrzebe konrtoli wszyskiego, równiez mojej pracy. rozpoczelam terapię. upoatrywałam winy w sobie w mojej nieumiętnosci odnajdywania radosci w byciu zoną i matką. po kolejnym spotkaniu terapeuta stwierdzil, że ja nie mam problemow z soba a z malzenstwem i że terapia powinna być malzeńska. mąż poszedł ze mną raz i stwierdził ze inteligentni ludzie radza sobie sami. no coz, widocznie nie jestem inteligentna. oboje mamy tragiczne, popaprane życia: ja doświadczyłam zlego dotyku, mąż przeżyl samobojczą śmierc ojca. ponadto to mój drugi zwiazek powiedzmy malżenski - pierwszy skończył się unieważnieniem malzenstwa. nic w zasadzie nie stoi formalnie na przeszkodzie by zawrzec sakrament.... formalnie. tylko czy to co ma Bog błogosławić jest jeszcze miłością?
rok temu uwikłalam się w romans "internetowy", który to romans odkryl mąż. tyle mozna było z tym zrobić... wyczyscic, zmienić... a ja schowałam głowe w piasek i jak tylko ustalilismy że zostajemy razem - wsystko wróciło na stare tory. gdy mąż się wtedy wyprowadził świat pojasniał i uspokoił się. czarnymi chmurami były groźby męża, że mnie zniszczy, co oczywiście również wplynęło na moją decyzję. tak czy siak znów zamieszkalismy razem. ale zamiast naprawiać małżenstwo i być razem więcej - wzięliśmy kredyt na nowe miszkanie. a mąż znalazl sobie nowe hobby, któremy poświęca się bez miary.
nie da się oczywiście całej historii zawrześ w jednym poscie, ale na dzien dzisiejszy sprawa wygląda tak: dzis jest nioedziela, a męża od rana nie ma, czas ów poświęca hobby nad którym rowniez i wczoraj i każdego dnia spędza ilość czasu niespółmierną hobby. to hobby stało się obowiązkiem i to codziennym, rodzącym frystracje któr przelewa na mnie i na synka. synek właśnie sziedzi przez TV, bo ja już dłuzej nie mogę milczec. na przestzreni 3 lat na palcach dwóch rąk można policzyć ojcowskie spacery i wydarzenia. zazwyczaj jest to wypychanie z domu w atmosferze mojego poczucia winy. ostatnio jest troche lepiej, ale to synek naciska i mówi ze tata jest najlepszym przyjaciekem. jeszcze na początku związku chadzał ze mną do koscioła - teraz najwazniejsze sa kwestie materialne. gdy kwestie te ukladaja się ok - wówczas jest miły i mówi kochana, gdy jest nieok jest po prosu chamski. nie mamy formalnej rozdzielności majatkowej ale ta nioeformalna jest chyba jeszcze gorsza. nie mamy o czym rozmawiać, oprócz tematu syna i obmawiania znajomych - ani ja nie jestem zainteresowana jego hobby, które w moim mniemaniu kradnie męża rodzinie, ani on nie angazuje się w moje... no wlasnie...
żyjemy obok siebie. łóżko wystygło. boję się rozmowy. ale może ja po prostu przesadzam, może nic się nie dzieje? może tak wygląda dorosłe życie? tak bardzo brak mi oparcia, bezpieczeństwa i możliwości położenia głowy na męski ramieniu. rozmawiam ze wszytkimi tylko nie z nim. księża, przyjaciele, rodzice. ci pierwsi mówią o konieczności separacji - ze względu na bezpieczeństwo duszy, żyję wszak w grzechu, z dala od Stołu Pańskiego, choc na pewno nie z dala od Niego Samego. jeden z nich zasiał mi w głowie mysl, ze najlepszym rozwiazaniem byłoby gdyby mąż ... "zniknal" gdzieś. przyjaciele zaś mowią, ze to wszystko trwa już za długo, że musze cos postanowić, że tęsknia za moim usmiechem. rodzice, początkowo we mnie upatrywali źrodło zla wszelkiego, teraz się to powoli zmienia.
ale nawet fakt, że tyle osób mam za soba, lęk wiżąe mi usta i serce. co będzie, gdy rzeczywiście mnie zniszczy, a co będzie gdy okaże się, ze mąż kocha tylke że niemumiejetnie...czekam na znaki od Pana, przypatruję się pwołaniu mojemu - i nic. nic.lepiej mi gdy go nie ma - luźniej, bezpieczniej.
czytam wasze wpisy. widać z nich że nie z takich opresji Pan wynosil, ze separacja, czy nawet rozwod to nie koniec swiata, a czasami nawet jego początek...
m

Anonymous - 2010-10-24, 13:06

Bóg jest wszechmocny!

Witajm serdecznie.
dobrze, ze tu jestes, dobrze ,ze szukasz wyjscia!

wyobrazam sobie, jak trudno Ci żyć, ale wierze i wiem, ze zmiana jest możliwa. zmiana na lepsze :->

poczytaj i posłuchaj całe skarbnicy, która tu jest na forum. konferencje, rekolekkcje. ksiązkiitd
:lol: oczywiscie nie naraz ;-)

to co kojarzy mi sie od razu to:

1.trwaj przy Bogu. ( modl sie, oddając całe twoje, życie i sytuację Jezusowi)
jak twierdzisz doszłas do sciany, a tam człowiek nabiera sakramenckiej motywacji zeby głosno krzyczec
:lol: 2. a poscianie sie nieeesie;)

2. kasia kowalska spiewa:" masz to na co godzisz sie"
jak moj mąż nie potrafił zachowac tajemnicy korespondencji i czytał moje listy maile, to zmieniłam wszystkie hasła

co chce przez to powiedziec?
mów Stop wszystkim zachowaniom męza na które sie nie zgadzasz
np. kontrolowaniu
do tego potrzeba mieć jasno sprecyzowane co uważam za wartoś i czego bede bronic jak lwica, a co mogę odpuscic.

przykład mój mąż przed slubem długo zabiegał o mnie a był poza kościołem
ja wtedy jasno nakresliłam ze bez niego wyobrażam sobie życie , ale bez Boga nie wiec jak chce to ja owszem ale podstawą naszego związki może byc tylko Jezus. mąż to zaakceptował i przez lata mimo ze nam trudno w życiu do koscioła zwykle razem, sakramety razem. a wtedy czesto i rozmowa sie "kręci"
gdyby sie nie zgodził nie było by NAS
3. w Waszm zyciu nie mielisci czasu na zastanowienie- wszystko szybko sie potoczyło
teraz za to jest wolno- między wami, wiec teraz masz czas.

4. sakrament małżenstwa to umocnienie słów człowieka przez Słowo Boga
wy tego umocnienia nie macie. to dobrze i żle zarazem, zalezy od ptrzenia
napewno dałas słowo ze uczynisz wszystko zeby wasze małzenstwo, było szczesliwe i trwałe.( mąż tez;))
jesst syn który kocha i potrzebyje ojca
wiec moze warto zawalczyc o Wasze wspólne życie moze

jesli zwrócisz sie do Boga szczerze z ufnością dziecka, to ON pokaże drogi o których Wy nawwet nie pomyseliscie.


Niech Cię Jezus błogosławi i Twoich bliskich

Anonymous - 2010-10-24, 13:12

Mamuła, moim zdaniem, dobrym wyjściem (na dziś) byłaby sepracja. Po pierwsze - zyskujesz możliwość życia sakramentalnego (ten niepokój wewnątrz może być owocem jego braku), po drugie - dajecie sobie czas na podjęcie decyzji: czy pracujemy nad nami i w dalszej perspektywie planujemy ślub, czy też nic nie zmieniamy i rozstajemy się. Jest dziecko, które potrzebuje bliskości ojca, więc oczywistą sprawą jest, że dobrze by było spróbować tego trudniejszego... Ale niestety, tu trzeba najpierw dostrzec potrzebę, trzeba chcieć...
Wydaje mi się, że to co jest między Wami na dziś - nie służy nikomu z Was , nawet dziecku. Twoja frustracja rzutuje również na nie.

W bliskości Pana Boga, z Nim z sercu można wyraźniej usłyszeć, co mówi, jaki ma plan wobec Was... Inaczej - samotna walka, często skazana na niepowodzenie.. Radziłabym więc zacząć od tego - usunięcie przeszkód na drodze do życia sakramentalnego. Wtedy będziesz widzieć więcej, wyraźniej...
Zanim to stanie się - Adoracja.
Pozdrawiam z modlitwą.

http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-10-24, 16:00

mamuła napisał/a:
eden z nich zasiał mi w głowie mysl, ze najlepszym rozwiazaniem byłoby gdyby mąż ... "zniknal" gdzieś

Najlepszym dla kogo? Dla męża? Dla waszego synka?? Czy tylko dla ciebie???

W tym co napisałaś ja widzę jakąś nieumiejętność komunikacji i stanowczego wyrażania swoich potrzeb z twojej strony, a dodatkowo kierowanie się ulotnymi emocjami (w 2006 "wszystko pachniało nowym uniesieniem", w 2009 już jest internetowy - więc wirtualny, ale przecież prawdziwy, raniący i jakoś ucieczkowy - romans).

A to co robi twój mąż - to jakaś klasyka, sprowadzenie swojej roli w rodzinie do portfela i wynikające stąd dysfunkcje... może ma taki wzorzec rodzinny? Ma firmę, więc ma też ogromne napięcia i stresy finansowe, ale to nie usprawiedliwia zaniedbań. Ucieczka w hobby - faceci często tak mają, że hobby to ich drugi świat, gdzie odreagowują to co złego w tym pierwszym, zwłaszcza jak nie jest dobrze poukładany... ale tu brak równowagi jakiś...
Do tego boisz się możliwych zachowań przemocowych, może jakoś sobie przy tym wypaczasz jego obraz...

Piszesz też o sprawach, które zdarzają się w wielu związkach - o takim zaganianiu codziennym życiem, brakiem wspólnego czasu i spraw, wygaśnięciu uczuć...

Ja się wcale nie dziwię że źle ci w takim świecie... ale to wszystko co opisałaś to jeszcze nie jakaś tragedia i może da się wasz związek odbudować? ... choćby ze względu na to dziecko, sam mam kilkuletniego synka i codziennie widzę jak bardzo taki 'tyciek' potrzebuje ojca.. nie dasz mu tego ty, nie da być może też twój ewentualny kolejny partner... pomyśl też o tym zanim podejmiesz jakieś decyzje.

Może potrzebny jest jakiś kryzys, poszukaj jakiegoś sposobu żeby zmusić męża do rozmowy, do wysłuchania ciebie, do nieuciekania w pracę czy hobby... może się wyprowadź na jakiś czas, może faktycznie separacja to niezły pomysł, ale lepiej próbować jeszcze rozmowy i modlitwy... może list mu napisz, taki od serca, od siebie, jak ty to widzisz i czujesz, czego tobie tak strasznie brak i czego byś chciała?

Z poradami przyjaciół - uważaj, oni zwykle wiedzą tyle co od ciebie, na pewno warto wysłuchać, ale to twoje życie, twoja rodzina i twoja odpowiedzialność za ten związek.

Powodzenia!

Anonymous - 2010-10-26, 20:22

Mamuła, rozmowę z "mężem" trzeba odbyć, jeśli nie wprost to rzeczywiście list byłby najlepszą formą wypowiedzenia tego co Cię niepokoi, Twoich oczekiwań. Separacja (niekoniecznie formalna) pozwoliłaby Ci powrócić w pelni do Boga i czerpać moc z Jego sakramentów, pozwoliłaby Ci też nabrać dystansu i spokojnie przyjrzeć się wszystkiemu. Zobaczyłabyś, jak zachowa sie kandydat na męża, może się okaże, że on tak naprawdę wcale tym małzeństwem i rodziną nie jest zainteresowany? A może przeciwnie zacznie się starać o Ciebie i przekona Cię o swoich dobrych intencjach? A może zdecyduje sie na jakąś terapię, wspólną pracę nad waszym związkiem? Swoją drogą groźby zniszczenia Cię nie brzmią dobrze, na pewno nie można wychodzić za mąż ze strachu i czy to nie jest zapowiedź stosowania kiedyś przemocy to trudno powiedzieć. Właśnie też temu trzeba się przyjrzeć. Takie groźby nie są językiem miłości. Wyprowadzka myślę dużo by tu dała, ale właśnie poprzedzona spokojnym wyjaśnieniem, żeby nie wyglądała jak porzucenie tylko potrzeba przemyślenia. Swoją drogą mężczyznom nieraz trudno dorosnąć do bycia ojcem i rzeczywiście "uciekają" w pracę, hobby, ale nie jest powiedziane, że nie dorosną. A synowi na pewno ojciec jest bardzo potrzebny, więc niezależnie od Twojej decyzji, powinien często z ojcem się spotykać.

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group