Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - to ja zdradzalam

Anonymous - 2010-12-09, 15:46

anulka_35 napisał/a:
Witajcie ja również jestem tą, która odeszła od Boga i nie słyszała głosu rozsądku. Moja historia jest bardzo skomplikowana ale Bóg pozwolił mi skorzystać z drugiej szansy. Miałam romans, urodziłam dziecko tego mężczyzny a mój mąż mi wybaczył. Ostatni rok był najgorszy w moim życiu. Sama sprowokowałam taką sytuację i ponoszę tego konsekwencje. Dziękuję Bogu, że uchronił mnie przed kolejnymi głupotami.
Pozdrawiam Was i świadczę o tym, że można wybaczyć jak mój mąż i żyć w miłości dalej. Ja sobie nie wybaczyłam.


Przeczytałem Twoje wszystkie posty na tym forum. Twoja historia chyba najbardziej mną wstrząsnęła, bo mam ten sam problem, moja żona jest w ciąży z kochankiem. Może mi wyjaśnisz jak dorosła kobieta może zaliczyć tzw. wpadkę? Z tą różnicą, że moja żona nie chce wracać, dąży do tego żeby rozbić tamtą rodzinę i podejrzewam, że tą ciążę zafundowała sobie specjalnie w tym celu, a poza tym powiedziała, że mnie nie kocha.
Jak rozumiem nie przestałaś kochać swojego męża? Tobie zależało na rodzinie, mojej żonie nie zależy, najważniejszy jest kochanek, cała reszta jest nieistotna.

Nie wiem co Ci napisać. Smutno mi, po prostu mi smutno. Życzę Ci z całego serca żebyś potrafiła sobie wybaczyć i żeby Twój mąż też to potrafił. Wszystkiego dobrego.

Napisz proszę coś jeszcze o sobie. Z tego co piszesz miałaś poczucie, że robisz źle, czemu dalej to robiłaś? Jakie znajdowałaś sobie usprawiedliwienie?

Anonymous - 2010-12-09, 16:00

Powiem tak, przyjęcie faktu, że jestem w ciąży było dla mnie dramatem. Pewnie takie pytanie przychodzi każdemu na myśl mi przychodziło również. Tylko to jest właśnie patrzenie na wszystko ze swojego punktu widzenia. Jak to może dorosła kobieta...ano najwidoczniej może. Oczywiście uprawianie seksu bez konsekwencji czyli dziecka jest zdecydownaie mniejszym złem? Grzech to grzech. Stosowałam zawsze natualne metody aby zapobiegać ciąży i jak to poiwedziałeś jako dorosła kobieta znałam swój organizm. Ale cóż..być może Bóg chciał mi właśnie tak otworzyć oczy. Zaszłam w ciążę dzień po okresie więc jeżeli uznać to za głupotę z punktu widzenia nieostrożności to tak własnie jest. Najbardziej zadziwia mnie jednak fakt, że wszystkie moje koleżanki, które uważają się za Katoliczki mają spirale (no cóż może to jest świadectwo kondycji naszego społeczeństwa). Nic nie jest tak dobrze przez nas wszystkich stosowane jak obłuda. Dziś wiem, że dopuściłam się grzechu zdrady ale nie usunięcia poczętego dziecka czy to w formie spirali czy innej.
Anonymous - 2010-12-09, 17:13

W moim przypadku to żona nie miała ,,problemu'' z antykoncepcją. Czy uprawianie seksu pozamałżeńskiego bez konsekwencji (z antykoncepcją) jest mniejszym złem? Tak jak napisałaś grzech to grzech, ale też jest trochę w tym co napisałaś takiego usprawiedliwiania: zdradzałam męża, ale przynajmniej nie stosowałam antykoncepcji. Nie obraź się proszę, ale ja to też odbieram jako trochę obłudę.

Nie chcę się wdawać w dyskusję na temat metod antykoncepcji i oceny moralnej, ale jednak pomiędzy użyciem prezerwatywy, a aborcją jest spora różnica. Na aborcję nie ma mojej zgody. I choć może byłoby łatwiej gdyby tego dziecka mojej żony nie było, to nigdy nie namawiałbym jej do aborcji ani nawet do tego żeby je komuś oddała.

Cytat:
Stosowałam zawsze natualne metody aby zapobiegać ciąży i jak to poiwedziałeś jako dorosła kobieta znałam swój organizm.

Z tego wnioskuję, że bardzo ważne dla Ciebie było życie w zgodzie z moralnością katolicką.

Tym bardziej trudno mi zrozumieć to ,,opętanie''. Napisz proszę coś więcej o swoim stanie ducha. Staram się jakoś zrozumieć swoją żonę. Wiesz ona wydawała mi się pobożna, zawsze mi robiła wyrzuty, że nie chodzę do spowiedzi, momentami to postrzegałem ją wręcz jako dewotkę, nagle się okazało, że spowiedzi nie potrzebuje, komunii też nie, a do kościoła nie trzeba chodzić. Całe życie do góry nogami.

Ja całe życie jestem jako tako poukładany, jakieś skrajne stany emocjonalne są mi obce, nie potrafię pojąć jak można pragnąć tylko jednego, a całe życie przestaje się liczyć.

Jeszcze mam takie pytanie techniczne, żeby zaspokoić swoją ciekawość: Twojego kochanka nie interesowała sprawa tego jak się zabezpieczasz przed ciążą? Okłamałaś go? Też preferuje naturalne metody planowania rodziny? Komiczna wydaje mi się sytuacja, w której dwoje kochanków zdradzających swoich małżonków uzgadnia, że stosuje naturalne metody regulacji poczęć, bo antykoncepcja to zło. Przepraszam za mój sarkazm, nie chcę Cię w żaden sposób urazić. Tą sprawę poruszyłem z takiej pustej ciekawości. Jak nie masz ochoty to nie odpowiadaj.

Zależy mi przede wszystkim żebyś napisała cokolwiek więcej o stanie swojego ducha wtedy gdy tkwiłaś w romansie.

Anonymous - 2010-12-09, 17:43

Tak masz rację nazywajmy rzeczy po imieniu to była głupota i bezmyślność. Nic ta wiedza dziś mi nie daje bo ta swiadomość jest ciezka do zniesienia. Jest jak jest. Oby w życiu popełniać jaj najmniej głupot tego życzę sobie i Wam wszystkim.
Anonymous - 2010-12-09, 19:33
Temat postu: "Cieszcie się ze mną..." Łk 15, 1-32
Anulka… "głupota i bezmyślność" nie są grzechem raczej jest nim arogancja ;)
Człowiek musi być świadomy i nieprzymuszony żeby zgrzeszyć.
Jakąś świadomość zapewne miałaś...nie nam to oceniać. Stan Twojego i ducha i umysłu znał tylko Pan Bóg w tamtym momencie.
To co się stało jest zapewne brakiem odpowiedzialności, a z tego wynika i brak miłości.
A teraz Ty i wiara47 przezywacie bolesne konsekwencje swoich czynów i nikt niestety nie może Was od nich uwolnić. Ale i złe konsekwencje można dobrze przeżyć!
Chcę powiedzieć, że Was dziewczyny szczerze podziwiam! Łatwo jest upaść, ale o wiele trudniej jest się podnieść.
Wielu ludzi nie grzeszy tylko dlatego, że nie mają ku temu okazji. Nikt z nas nie wie do końca jakby się zachował w godzinie próby. Możemy to powiedzieć dopiero po fakcie. Dlatego lepiej unikać wszelkich okazji do grzechu i żyć blisko Boga.
Większość ludzi grzeszy ze zwykłej ludzkiej słabości, a nie wyłącznie z niepohamowanych żądz.
Nie ma co analizować bez końca, bo przeszłość już do nas nie należy. Zostawmy ją Bożemu Miłosierdziu:).
Skoro Bóg Wam wybaczył, to nie możecie nie wybaczyć sobie samym! To jest najtrudniejsze, ale nie niewykonalne. Kolejny egzamin z miłości, ale do siebie samego :)

Anulka …to prawda co napisałaś, że grzech jest grzechem, ale co do winy to ja nie uważam tego za obłudę z Twojej strony. Nie stosowałaś antykoncepcji - masz jeden grzech mniej i może dlatego gdzieś na dnie serca odezwało się to "zakopane" DOBRO.

Nie zabiłaś dziecka i to jest najważniejsze i najpiękniejsze w tej całej historii !
I trzeba się cieszyć, gdyż
"Tak samo w niebie większa będzie radość z jednego grzesznika, który się nawraca, niż z dziewięćdziesięciu dziewięciu sprawiedliwych, którzy nie potrzebują nawrócenia".

Może ta historia doda Wam choć trochę nadziei i radości … :-D
Niech Bóg Wam błogosławi!

http://sakramentmalzenstw...malzenstwa.html

Anonymous - 2010-12-09, 21:08

anulka_35 napisał/a:
Tak masz rację nazywajmy rzeczy po imieniu to była głupota i bezmyślność. Nic ta wiedza dziś mi nie daje bo ta swiadomość jest ciezka do zniesienia. Jest jak jest. Oby w życiu popełniać jaj najmniej głupot tego życzę sobie i Wam wszystkim.


Miałem nadzieję, że napiszesz coś więcej. A co z uczuciami do kochanka? Tak jak szybko się pojawiły tak szybko odeszły?


W sumie jak wracałem z pracy to też mi jakąś radość i pogodę ducha przyniosło Twoje nawrócenie.

Anonymous - 2010-12-09, 22:23

Wujcie, rozumiem, że Cię to ciekawi, ale po co tak wypytujesz Anulkę? O szczegóły jej sytuacji - myślisz, że te sprawy można na zasadzie analogii przeanalizować, zestawić? Że lepiej zrozumiesz, co kierowało Twoją żoną? Moim zdaniem błędny trop i ....szkodliwy. Ale to moje zdanie. Pozdrawiam.
Anonymous - 2010-12-09, 22:28

Nie wiem Satine. Myślę, że ludzie są jednak do siebie podobni. W tym swoim ,,opętaniu'' Ania i Wiara są przecież podobne. Mam nadzieję, że pomoże mi to jakoś zrozumieć żonę.

Nie chodzi o to żeby zrozumieć co kierowało moją żoną, bo to chyba rozumiem. Zresztą motywacja jest chyba najmniej istotna w tym wszystkim (moja żona czuła się niezrozumiana, Anula nie miała satysfakcjonującego pożycia, Wiara już nie pamiętam). Słowem każdej czegoś w tym małżeństwie brakowało i wszystkie nie do końca świadomie i bez premedytacji znalazły to czego potrzebowały gdzieś indziej.

Interesuje mnie stan ducha, co się wtedy myśli, jak się usprawiedliwia, czy myśli się o tym co będzie dalej za rok, 5, 10 lat. Intryguje mnie jak to jest być w takim stanie, że nic się nie liczy.

[ Dodano: 2010-12-09, 23:18 ]
@Anulka

Odpowiedziałem Ci na prywatną wiadomość, wyświetlił mi się komunikat wysłane, ale wiadomość wciąż jest w skrzynce ,,do wysłania''. Daj znać czy doszła.

Może ktoś wie czemu tak się dzieje?

Anonymous - 2010-12-10, 00:08

Wujt napisał/a:
Tym bardziej trudno mi zrozumieć to ,,opętanie''. Napisz proszę coś więcej o swoim stanie ducha. Staram się jakoś zrozumieć swoją żonę. Wiesz ona wydawała mi się pobożna, zawsze mi robiła wyrzuty, że nie chodzę do spowiedzi, momentami to postrzegałem ją wręcz jako dewotkę, nagle się okazało, że spowiedzi nie potrzebuje, komunii też nie, a do kościoła nie trzeba chodzić. Całe życie do góry nogami.

Ja całe życie jestem jako tako poukładany, jakieś skrajne stany emocjonalne są mi obce, nie potrafię pojąć jak można pragnąć tylko jednego, a całe życie przestaje się liczyć.


No to ja spróbuję nieco Ci rozjaśnić co się mogło zdarzyć od strony duchowej.
Kiedy dwoje ludzi łączy się ze sobą w jedno ciało duchowe Sakramentem Małżeńskim zyskuje coś jakby wspólną świadomość . Zatem gdy jedno z małżonków jest wierzące, a drugie odstaje od wiary zaczyna się osłabianie całego organizmu.
Co więcej gdy taka sytuacja trwa dłużej i jeden ze współmałżónków pogrąża się coraz bardziej w grzechu lub braku wiary ( czasem zaczyna się wręcz odwrót tak gwałtowny iż przeradza się w ateizm lub praktyki pogańskie) to organizm zaczyna chorować.
Zatem zaczyna się dziwny proces gdy jedna strona ciała jest zdrowa i dobrze odżywiana duchowo, a druga zaczyna zatruwać swoją część.
Z czasem może nawet dojść do zropienia lub owrzodzenia chorej strony. Co jednak dzieje się w całym ciele? Otóż zrazu powoli, a potem coraz szybciej rośnie temperatura i słabnie zdrowa dotąd strona, która dotąd utrzymywała organizm przy życiu.
Teraz wystarczy tylko chwila nieuwagi lub delikatne przyzwolenie na zło i ta zdrowa dotąd strona opada z sił i może zachorować mocniej, niż ta chora pierwotnie, gdyż jest już osłabiona i wyjałowiona z nadziei i wiary w poprawę sytuacji.
No i zaczyna się kłopot, bo część ciała pierwotnie odpowiedzialna za chorobę pozostaje na tym samym poziomie braku zdrowia, a ta druga zaczyna usychać. Zatem organizm umiera-zaczyna się kompletny rozkład małżeństwa.
Ponadto ta umierająca strona szybciej wchodzi w stan rozkładu, a zatem zło ma idealną pożywkę do rozwoju, resztę już znasz ze swojego życia.

Wniosek pierwotnie chora strona przegapiła moment gdy należało podać antybiotyk i zdziwiona obserwuje proces śmierci. Radosna wiadomość jest taka ,że Jezus wskrzesił nie jedną osobę i zatem może wskrzesić i rozkładające się truchło takiego obumarłego związku tylko ktoś musi o to poprosić.

Anonymous - 2010-12-10, 13:22

Kinga - dzieki :->
Trafnie , madrze i jasno...
Ujelas to bardzo przejzyscie.
Dzieki.

Anonymous - 2010-12-10, 13:27

Kinga2 -
aż chciałoby się odnośnik do Twojego postu umieścić w innym wątku na tym forum :-)
Ale w sumie po co? "Szukajcie, a znajdziecie". Czyli - najpierw trzeba szukać :-D

Anonymous - 2010-12-10, 19:42

Cytat:
Zatem gdy jedno z małżonków jest wierzące, a drugie odstaje od wiary zaczyna się osłabianie całego organizmu.
Co więcej gdy taka sytuacja trwa dłużej i jeden ze współmałżónków pogrąża się coraz bardziej w grzechu lub braku wiary ( czasem zaczyna się wręcz odwrót tak gwałtowny iż przeradza się w ateizm lub praktyki pogańskie) to organizm zaczyna chorować.


Kinga moja wiara i zaangażowanie religijne ani się nie pogłębiało ani nie spłycało. Constans.

Napiszcie proszę jakie jeszcze macie pomysły żeby wybaczyć, znaleźć sens życia, żyć bez żony, czekać nie czekając. Nad czym jeszcze pracować?

Z tego co tu polecacie na forum to zobaczyłem Ognioodpornego (naprawdę dobry filmy), przeczytałem jedną książkę o przebaczeniu (pomogła mi mocno pójść w tym do przodu) i tyle. Muszę jeszcze iść do spowiedzi. Generalnie czuję, że się zatrzymałem, a roztrząsanie tego co ona powiedziała, zrobiła, co ja mogłem zrobić, a nie zrobiłem, czy robiłem dobrze czy źle wręcz mnie cofa.

Co jeszcze proponujecie? Czasem coś posłucham z tego co tu jest podlinkowanego, ale generalnie to te wszystkie konferencje jakoś średnio do mnie przemawiają. Co do treści to często dalekie to od mojego poziomu wrażliwości i własnych doświadczeń.

Anonymous - 2010-12-11, 13:19

Wujt napisał/a:
Kinga moja wiara i zaangażowanie religijne ani się nie pogłębiało ani nie spłycało. Constans.

Rozumiem,że masz takie odczucie i to normalne. Niestety od strony duchowej to może wyglądać inaczej.
Kto się nie rozwija ten się oddala od Boga i bliżniego, choć pozornie trwa constance. ( scena odnalezienia Jezusa w Światyni-Józef i Maryja nie zrobili nic złego, a oddalili sie od Jezusa i starcili Go z oczu. Oni po ludzku żyli bez zmian, zgodnie z tradycją i według PRAWA, a jednak...zabrakło dialogu z Bogiem)
I w drugą stronę to samo. Można czynić dobro i wzrastać w Imię Boga nie należąc do żadnej wspólnoty(pozornie nie pogłębiać więzi) tylko żyjąc według Bożego Prawa czyli pełniąc Jego Wolę.

(38) Wtedy odezwał się Jan: Nauczycielu, widzieliśmy kogoś, kto w imię Twoje wyrzucał czarty, a nie chodzi z nami. Zabroniliśmy mu więc, ponieważ nie chodzi z nami. (39) Lecz Jezus odpowiedział: Nie zabraniajcie mu. Nikt bowiem spośród tych, którzy czynią cuda w imię moje, nie będzie tak łatwo mówił źle o Mnie. (40) Jeśli ktoś nie jest przeciwko nam, jest z nami. (41) Ktokolwiek poda wam kubek wody do picia dlatego, że należycie do Chrystusa, tego, zaprawdę mówię wam, nie minie nagroda. (Ew. Marka 9:38-41, Biblia Warszawsko-Praska)

Nie jestem pewna czy wyraziłam się dość jasno, ale mój "talent literacki" dziś śpi. :mrgreen:

Niby obie scenki podobne, a jednak...Teraz sam musisz sobie odpowiedzieć , która scenka była Twoim udziałem, sposobem pojmowania i życia z Bogiem....

Anonymous - 2010-12-11, 14:17

Wujt, Kinga to ładnie przedstawiła od strony duchowej, a ja trochę ze strony psycho-realnej. Obie są ważne i żadnej nie zaniedbuj.
Piszesz, że obejrzałeś, przeczytałeś, coś tam słuchasz, ale nie twój poziom wrażliwości.... Wszystko dobrze, ale na razie traktujesz to co robisz jako pigułkę, która ma zadziałać. A Ty masz zmienić swoje życie i siebie! I masz je zmieniać do końca życia! Rozumiesz? - nieustająca praca nad sobą Cię czeka. A zatem - przeczytałeś jedną książkę. Co dalej? Czytaj książki do końca życia. Takie, podobne, w tym kierunku, szerszym, o życiu duchowym, które przydadzą Ci się w każdej sytuacji życiowej, a nie tylko w relacjach z żoną. Posłuchałeś rekolekcji. Nie pasują? Szukaj innych! Czegoś co pasuje do Twojej aktualnej wrażliwości i doświadczeń, niewykluczone że do tych wrócisz za rok lub lat 10. W Kościele są różne drogi i nurty, każdy znajdzie coś dla siebie. Można czytać Tygodnik Powszechny lub Nasz Dziennik, każdy ma swoich czytelników - katolików. I to jest OK.
Rozwijaj się - we własnym tempie, ze zbawieniem jako celem... a gdzieś po drodze może Twoja żona do Ciebie dołączy? Tylko może. I nie wiadomo w którym punkcie drogi. Ale ta droga jest Twoja, i masz za zadanie - życiowe - przejść ją!
Powodzenia, i z Panem Bogiem na tej drodze! :-)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group