Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Stracone nadzieje

Anonymous - 2010-10-04, 19:40
Temat postu: Stracone nadzieje
Kochani!
Dawno mnie tu nie było i tak naprawdę nic się nie zmieniło w moim małżeństwie, a jednak...
Jestem z mężem w dobrych relacjach, nikt już nie wyzywa, nie rzucamy słuchawką podczas rozmowy ze sobą, nie poniżamy i nie rozpamiętujemy złego.
Niestety mąż jest nadal z kochanką, mieszkają nadal u teściów, brzuch rośnie, rozwiązanie w grudniu.
Wiem, że nasze małżeństwo już nie ma szans, już nie ma o co walczyć.
Trzeba zrobić krok naprzód.
Zawsze będzie w moim sercu i mojej modlitwie, ale powrotu nie ma.
W ostatniej rozmowie powiedzieliśmy sobie, że zawsze będziemy się kochać.Niestety tam pojawi się dziecko, tak długo wyczekiwane przez mojego męża.Siłą rzeczy instynkt ojcowski się odezwie, a z czasem pojawi się miłość do dziecka i pewnie i do niej. Może tak miało być.Ja mu dziecka dać nie mogłam. Bóg chyba ma inny plan wobec mnie.
Nie życzę mu źle.
Choć serce nadal drży na jego głos, nic już się nie da zrobić.

Dziękuje Wam wszystkim kochani za modlitwę, za to, że najgorsze miesiące w moim życiu spędziałam z Wami.
Dziękuję za wsparcie, i za ostre słowa, które czasem były bardzo potrzebne, żeby się otrząsnąć.
Gdybym nie trafiła na to Forum, nie poznałabym mojej przyjaciółki, która mnie wspiera do dziś.
Dziękuję Wszystkim, za to, że jesteście.
Trwa teraz tydzień, w którym modlicie się m.in. za mnie - Bóg zapłać!

Czas na to żeby się pozbierać i zacząć na nowo żyć, a co życie przyniesie? Bóg jeden wie. Człowiek wkońcu ze stali nie jest.

Dziękuję jeszcze raz za wszystko!!!!!! :-)

P.S. Będę tu zglądać ;-)

Anonymous - 2010-10-04, 20:20

Witaj Izabella 7 - nie poznałam Cie wczesniej i nie wypowiadałam sie na Twoim watku - ale po przeczytaniu Twojej dzisiejszej wypowiedzi - moge tylko stwierdzić WIELKI SZACUNEK DLA CIEBIE :-)
Czasem trzeba "ze sceny zejść" - odpuścić, uzać, że po ludzku zrobiło sie już wszystko a resztę zawierzyć. Odpuszczasz z godnością. Ja takie kobiety uwielbiam i podziwiam Cie za to !!!
Nie wiesz co spotka Cie za zakrętem...
Jest taki cytat który lubię z książki którą lubię :-)
..." Nalezy byc zawsze przygotowanym na niepohamowane i niekończące się fale przemian... swiat jest chaotyczny, przynosi zmiany - nie nalezy przyzwyczajać sie zbytnio do pomysłów na temat tego kim dziś jestem, do kogo należę, co soba reprezentuję bo fala zmian może nam to zburzyć - ważne jest natomiast aby zawsze mieć poczucie własnej wartości..."
Trzymam kciuki aby ta fala zmian zaniosła Cie w dobre miejsce gdzie osiągniesz sopkój i równowagę. Pozdrawiam.

Anonymous - 2010-10-04, 22:54

Obiecuje modlitwe.
Anonymous - 2010-10-05, 22:18

Witam

Bardzo dawno tu nie byłam (rok może dłużej) - jest tyle nowych osób.

Izzabella7 - przeczytałam Twój post "Stracone nadzieje" - hmm - a czytałam też słowa wiara czyni cuda.... Czyni cuda na pewno lecz nie wiadomo dla kogo jaki cud jest darem.
Pewnie nic Ci to nie da ale możesz być pewna, iż wiem jak się czujesz i co czujesz. Życie jest skomplikowane i należy czasami odpuścić.....A czas bywa długi czasami bardzo długi - jednak leczy serce i przywraca sens do dalszego życia...

Malta - wspaniały cytat - mądre słowa - naprawdę !!! ciekawa jestem tej książki?
Myślę że to wspaniałe podsumowanie - czasami przegrana nie pomniejsza naszej wartości.

Pozdrawiam
Pestka10

PS

Myślę, że jedną z dobrze pamiętających mnie osób jest Nałóg - pozdrawiam :) - dokopał ale i bardzo pomógł

Andrzej - 2010-10-05, 23:37
Temat postu: Re: Stracone nadzieje
izzabella7 napisał/a:
Kochani!
Dawno mnie tu nie było i tak naprawdę nic się nie zmieniło w moim małżeństwie, a jednak...
Jestem z mężem w dobrych relacjach, nikt już nie wyzywa, nie rzucamy słuchawką podczas rozmowy ze sobą, nie poniżamy i nie rozpamiętujemy złego.
Niestety mąż jest nadal z kochanką, mieszkają nadal u teściów, brzuch rośnie, rozwiązanie w grudniu.
Wiem, że nasze małżeństwo już nie ma szans, już nie ma o co walczyć.
Trzeba zrobić krok naprzód.
Zawsze będzie w moim sercu i mojej modlitwie, ale powrotu nie ma.



Dopóki człowiek żyje, zawsze są szanse na powrót do przymierza z Bogiem, na powrót do sakramentalnej żony czy męża. Zawsze jest szansa na wypełnienie woli Bożej wyrażonej w sakramencie małżeństwa - na powrót do posłuszeństwa Bogu. Ważne, żeby nawrócony powracający marnotrawny współmałżonek miał otwartą drogę do powrotu. Żeby miał świadomość, że czeka na niego wiernie współmałżonek zdolny przebaczyć i pojednać się. A gdy zajdzie potrzeba zdolny przyjąć męża/żonę wraz z nieślubnym dzieckiem... Wiele zależy od postawy opuszczonego małżonka.

Warto przeczytać: http://sites.google.com/s...rnotrawnylk1513

Kiedyś jeden ksiądz przysłał mi następujące świadectwo:

Jestem pod wrażeniem rozmowy z 40-sto letnią kobietą. Bardzo przystojna, ma świetną pracę. Od lat żyje z mężczyzną bez ślubu. Mają siedemnastoletniego syna. Trzy lata temu odkryła Chrystusa. Przez te lata dorastała do decyzji: opuszcza męża. Traci dziecko (tzn. tak na zewnątrz, bo nie będzie z nim mieszkać) Zostaje bez pracy - którą załatwił mąż u siebie. Teraz jej pozbawi ją. Traci mieszkanie. Nic nie chce. Będzie mieszkać gdzieś w wynajętym pokoju. Wszystko po to by ocalić życie wieczne...

Kiedy serce człowieka doświadczy Bożej miłości, otworzy się na łaskę, wtedy człowiek, który tkwi w cudzołożnym związku uzyska moc, zdolność do zerwania z grzechem, do powrotu do zobowiązań wynikających z małżeńskiego przymierza z Bogiem - powrotu do miejsca swojego powołania. Nigdy nie można z góry twierdzić, że są jacyś ludzie pozbawieni szansy na nawrócenie!

Anonymous - 2010-10-06, 01:38

Andrzej napisał :

"Kiedy serce człowieka doświadczy Bożej miłości, otworzy się na łaskę, wtedy człowiek, który tkwi w cudzołożnym związku uzyska moc, zdolność do zerwania z grzechem, do powrotu do zobowiązań wynikających z małżeńskiego przymierza z Bogiem - powrotu do miejsca swojego powołania. Nigdy nie można z góry twierdzić, że są jacyś ludzie pozbawieni szansy na nawrócenie!"

Myślę że tu nikt nikogo nie pozbawił szansy nawrócenia - a wręcz przeciwnie jest wprost napisane -" pozostaje w sercu i modlitwie" - piękne....
Szansę należy również dać sobie na jakąś normalność życia....
Andrzej sąd nie da Ci możliwości w nieskończoność przedłużania związku, ale również nie wolno dać się poniżać. Myślę że każdy tu obecny walczy o przetrwanie, bo taki cel ma to forum i oby jak najwięcej się nawróciło...
Często bywa tak, iż nie my wyznaczamy granice czasowe ale robią to za nas z naszą wolą lub nie ..... SMUTNE .

Wiecie kiedy ogłoszono mój rozpad :) 8 marca
A mój ex mąż pragnie być przyjacielem - Jak sobie poradzić z taką oddaną przyjaźnią ????? - hmm

Pozdrawiam

Anonymous - 2010-10-06, 08:01

Pestka............. BABULCU.....a tak niedawno myślałem że nic nie piszesz na forum......... a w Szczecinie ognisko Sychar jest.
Co u Ciebie?

Anonymous - 2010-10-06, 15:23

no wiec mam pewnien problem w zwiazku z tym co napisał Andrzej:

..."A gdy zajdzie potrzeba zdolny przyjąć męża/żonę wraz z nieślubnym dzieckiem..."

Jak najbardziej rozumiem czekanie na współmałzonka, modlitwe za niego/nia, wyobrażanie sobie jak to bedzie jak już kryzys minie - wszelkie sposoby na jego/jej odyskanie. Niemniej jednak jest taki moment w którym nasze "chciejstwo" powinno przestać byc na pierwszym miejscu. Nie jestem w takiej sytuacji, teoretyzuję tylko - ale myślę, ze takim momentem jest pojawienie sie dziecka... Dlatego pochyliłam czoła przed Izabellą - uważam, ze jesli pomimo wielkiego bólu i wielkiego "chcenia" - usuneła się i odpusciła aby nie łamac zycia niczemu niewinnemu dziecku - to w pełni zasługuje na szacunek.
Mam 2 dzieci - kocham je bezgranicznie - chciałabym miec więcej ( co sie pewnie nie zdarzy:-) - ale nie mam w sobie tyle - sory za słowo - arogancji - aby myslec iz ja mogłabym być lepsza mama dla czyjegos dziecka - tylko dlatego, ze jego ojciec ma ze mna slub kościelny a z jego mama nie...
Dla poczucia szczęścia, bezpieczeństwa i miłosci dziecka zwłaszcza malutkiego nie jest potrzebna swiadomość ze jego rodzice sa związani sakramentalnym związkiem - ale to, czy o nie dbają, dobrze się nim opiekują, troszczą o nie... Jak Ty sobie to Andrzej wyobrażasz?... jest dziecko urodzone w związku pozamałżeńskim - rodzice je kochają - dziecko czuje sie bezpieczne i nagle Matka dochodzi do wniosku ze popełniła bład i czuje ze powinna wrócic do byłego męża. Bierze dziecko na bok i mówi mu: Kochanie - przemyslałam wszystko - wiem, ze kochasz swojego Tate ale teraz bedziemy mieszkac z Panem - dajmy na to Kaziem - bo Mamusia popełniła błąd?...
Czy taka postawa Matki byłaby ok?
To gigantyczne dylematy - ale ja myślę, ze dziecko jest cudem - jego pojawienie się na Świecie - wielkim misterium - i nie dzieje się ot tak przypadkiem.
Izabella nie mogła dac mężowi dzieci - on zachował sie paskudnie, wyrządził jej niewyobrażalne zło - biorąc sobie kobietę która mu upragnione dziecko da - ale co robi Izabella? Wycofuje sie bo chowa swoje "chcenie" do kieszeni...
Podziwiam takie osoby i szanuje bo ja dopiero uczę się walczyć ze swoim chceniem. To bardzo trudne uzać, ze ktos ma prawo robic rzeczy które wg nas sa złe, które w nas godzą, krzywdzą nas a my nie dość że powinnismy przestac szukac na takich osobach odwetu to jeszcze modlic sie za nie, życzyć im szczęścia, polecać ich Bogu. To jest dla mnie wyższa szkoła jazdy:-) Przyznaje, ze z trudem przychodzi mi modlenie sie za męża - mnóstwo we mnie jeszcze żalu do niego i checi odwetu ale kiedy czytam takie posty jak Izabelli to az mi głupio bo widzę ile jeszcze przede mna nauki pokory...

Anonymous - 2010-10-06, 16:36

Malto, Twoje rozważania... Gdyby nasze życie ograniczało się tylko do tego - na ziemi, zgodziłabym się z Tobą w zupełności... Żeby dziecko miało ojca - to przecież ważne... Jednak nie zgodzę się , bo nie sposób podpisać się pod - przyzwoleniem na życie w grzechu cudzołóstwa, pod przyzwoleniem na łamanie Przykazań Bożych. Myślmy dalej niż 'tu i teraz"................ :-?
W miłość wpisana jest dalekowzroczność. Jeśli mój mąż stracił wzrok - jako żona sakramentalna nigdy nie wyrażę zgody, aby był prowadzony przez kobietę - również niewidomą... Przecież obydwoje wpadną w dół. Raczej jego choroba jest dla mnie wyzwaniem do zwiększonej troski o niego - tak rozumiem tutaj postawę miłosierną.
Pewnie, że tak po ludzku - warto czasami już odpuścić sobie, ale to "NIE" dla cudzołóstwa - powino być oczywistym. Owszem, mamy poprawne relacje, ale zawsze jest moje "NIE", czego on/ona ma pełną świadomość. Inaczej - usypiam sumienie męża/żony...
A jeśli nigdy nie obudzi się :?:

Anonymous - 2010-10-06, 17:18

malta,
polecam Ci lekturę tego watku, porusza interesujący Cie temat.:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=2251

Anonymous - 2010-10-06, 17:39

dziekuję Kinga za link - uffff - alez tam były emocje !!! nie dziwie się w sumie - bo ja - jak wczesniej wspomniałam podeszłam do tematu czysto teoretycznie a tam najwyraźniej odbyła sie dyskuja na tzw. Zywym materiale...

Kiedyś jak jeszcze moje małżeństwo trwało i miało sie dobrze (czyli w czasach archeo:-))) rozważałam czy oprócz własnych dzieci które sa piekne, madre i zdrowe - nie powinnismy adoptowac jakiegos dziecka które miało mniej szczęscia w zyciu - w obecnej sytuacji temat jest jakby nieaktualny - ale wrazliwośc na dzieci mi pozostała i dlatego wpisałam sie w ten watek... rozmyslam sobie po prostu... czasem jak dorosli toczą swoje wojenki opierajac sie na własnych przekonaniach - bardziej lub mniej swiadomie robią krzywde dzieciom - traktuja je jak meble...
Myśle, ze pozostanę na razie przy swoim zdaniu - ale to jest też dobre w tym forum, ze możemy sie pięknie róznić:-)

Anonymous - 2010-10-06, 18:47

Róża napisała:
"... nie zgodzę się , bo nie sposób podpisać się pod - przyzwoleniem na życie w grzechu cudzołóstwa, pod przyzwoleniem na łamanie Przykazań Bożych. Myślmy dalej niż 'tu i teraz"................ "

Nie bardzo rozumiem o co chodzi? Przecież nikt ze zdradzonych i opuszczonych małżonków nie daje takiego przyzwolenia swojemu małżonkowi. To chyba jest jasne.
Jeśli jeden małżonek chce zdradzać , czy odejść to robi to bez żadnego przyzwolenia. I trudno obarczać jakąś winą drugiego. Nie da się zakazać nikomu cudzołożyć. :-/

W jaki sposób Twoim zdaniem "usypia się sumienie męża/żony?

Anonymous - 2010-10-06, 19:33

Klaro, to było w nawiązaniu do słów Malty:

Cytat:
jest dziecko urodzone w związku pozamałżeńskim - rodzice je kochają - dziecko czuje sie bezpieczne i nagle Matka dochodzi do wniosku ze popełniła bład i czuje ze powinna wrócic do byłego męża. Bierze dziecko na bok i mówi mu: Kochanie - przemyslałam wszystko - wiem, ze kochasz swojego Tate ale teraz bedziemy mieszkac z Panem - dajmy na to Kaziem - bo Mamusia popełniła błąd?...
Czy taka postawa Matki byłaby ok?


Według mnie - mnie taka postawa matki jest poprawna. Ta matka jest również żoną... Gdzieś w tle jest postać Kazia, który przebacza i czeka... Oczywiście - szkoda, że opamiętanie nie przyszło wcześniej.

Cytat:
W jaki sposób Twoim zdaniem "usypia się sumienie męża/żony?


Może to z powodu przedłużającego się kryzysu, konfliktów - przychodzi zmęczenie, obojętność na współmałżonka. Uczucia ulegaja wypaleniu. To etap, kiedy już mówi się 'mój były mąż' , nadzieja gdzieś umyka i w sercu pojawia się (niebezpieczna) zgoda na jego bycie z 'tamtą' - już akceptuję istniejący stan rzeczy. Tym samym - usypiam sumienie męża, bo w takiej sytuacji, chyba nie ma chyba lepszej 'narkozy dla sumienia' niż ślubna żona - zadowolona.
Tym, co nie pozwala jemu zasnąć jest ... może jej czekanie mimo wszystko??

Anonymous - 2010-10-06, 20:23

oj Róża - niezmiernie to jest delikatny temat. Nie wiem czy czytałas ten wklejony przez Kinge link do podobnej dyskusji. Zobacz - tam rozmawiali ludzie którzy przez to przeszli - jakie to są straszne dylematy...
Tak sobie mysle - obym nie musiała nigdy stawac w takiej sytuacji.
Jakis czas temu byłam na konsultacji u prawniczki - strszej pani, która wiele lat orzekała w równiez w sprawach rozwodowych. Moje pytanie do niej dotyczyło innych spraw - ale siła rzeczy temat zszedł na rozwody. Ona mówiła, ze jesli jedno z małzonków chce rozwodu to nie ma siły - i tak go dostanie - jesli dziecko jest w drodze - to tym bardziej i szybciej - tak aby nie było "perturbacji" z nazwiskiem itp... To jest prawda znana wszystkim tu na forum - do rozwodu i tak dojdzie. Niemniej jednak rozwód mozna przeciągać, odwlekać, wymyslać dziesiątki róznych konsultacji, badań, myków, swiadków itp - i to jest jedna strona medalu. Druga stroną sa ofiary tego spektaklu. To sa zmasakrowane dzieci, które zamiast bawic sie z rówiesnikami cieszyć dzieciństwem sa ciągane po RODK, psychologach, terapiach, grupach wsparcia. To są skłócone za zawsze rodziny, podzieleni przyjaciele, wydane gromadzone latami majątki.
Żeby była jasność - jestem WIELKIM PRZECIWNIKIEM ROZWODÓW. Kropka.
Pytanie - czy wolno nam - rodzicom - nam dzieciom - nam osobom modlącym się pozwolić na to aby nasze rodziny wykrwawaiły sie razem z nami - czasem miesiacami - czasem latami w imie naszych poglądów? Ja nie znam odpowiedzi na to pytanie - to nie jest tak, ze mam jakąś opinie na ten temat i usiłuję ja przeforsować na tym forum- ja zwyczajnie głosno myslę...
Czytałam artykuł o tym, ze po atakach na WTC z sądu rodzinnego w NY 45 par wycofało swoje pozwy rozwodowe i postanowiło wobec widma apokalipsy ratowac swoje małżeństwa oraz sie nawrócić... W ciągu pół roku wrócili wszyscy - żadnej parze się nie udało - strasznie to smutne. Duzo tu na forum świadectw i to budujace ale też mnóstwo poranionych bo pozowlili aby plasterek był zrywany powolutku...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group