Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - juz po wszystkim ?.....cdn

Anonymous - 2010-09-01, 13:58
Temat postu: juz po wszystkim ?.....cdn
Dodano: 2010-09-01, 13:53 ]
Chciałam powiedzieć....że jest ciężko.......trudno jest kochać człowieka po rozwodzie.......w sercu jest samotność, ból, dodatkowo przychodzą wątpliwości czy to ma sens......czy jest sens cierpieć i modlić się......za człowieka który nieustannie atakuje. Człowiek zaczyna myśleć, że jemu też może należy się szczęście, człowiek u boku kochający, szanujący.
Jestem w takim nastroju, może przez pogodę....przez deszcz i panującą szarość.
Nie rozumiem tego wszystkiego.............gdy nie chciałam się zgodzić na rozwód....było źle....wyzwiska, ataki, szantaże.......gdy zgodziłam się........bo nie miałam siły na tą straszną szarpaninę przed sądem............też jest źle.................mąż widocznie ma potrzebę jakiegoś chorego kontaktu ze mną.....zaczęły się dyskusje......że jak bym była taka czy inna to byśmy się nie rozeszli.....dalej ataki....jakieś wyzwiska......jakieś niepochlebne opinie na mój temat......pretensje, że za wysokie alimenty, za wysokie poniósł koszty na prawnika itp jakieś próby zainteresowanie mnie na siłę jego życiem kochanki życiem....jakby mi chciał pokazać, patrz co straciłaś....jak mi się świetnie układa.....choć jego zachowanie i agresja i złość którą ma w sobie mówi co innego.
Staram się nie reagować....odcinać emocje.....odpowiadać rzeczowo, logicznie albo wcale.....nie kontynuować rozmowy jak zaczynają się wyzwiska itp......jednym słowem wyznaczać granice.......jesteśmy jednak skazani na kontakt ze sobą, mamy córkę więc musimy się komunikować.....nie daje się prowokować........nie chcę atakować.....nie płaczę.....nie dzwonię.....nie wyzywam .......nie szukałam i nie szukam kontaktów z jego kochanką.....chociaż powiem szczerze myślałam o tym........ale jest mi tak smutno.....staram się znosić z godnością....spokojem......radzić sobie......on widzi, że się nie daję.....że rozwiązuje problemy....że chociaż odszedł i mnie okrutnie zranił........i dalej chce ranić.....nie poddaję się....nie załamuję....a dlaczego tak postępuję......ma to czego pragnął.........czego jeszcze chce ode mnie? Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem.
_________________
Bóg jest Miłością.

Anonymous - 2010-09-01, 18:03

Nie sposób tego zrozumieć. Próby to strata energii. Próbowałam sama bardzo długo, i bezskutecznie. Granice wyznacz. Przyjmij, że to Twój krzyż. Ten najbardziej do Ciebie pasujący, własny i jedyny. Przytulam!
Anonymous - 2010-09-01, 22:53

anabell napisał/a:
dlaczego tak postępuję......ma to czego pragnął.........czego jeszcze chce ode mnie? Nie rozumiem i chyba nigdy nie zrozumiem.
_________________



to akurat proste,
chce przerzucić cała wine i odpowiedzialność za wasze małżeństwo i jego rozpad na ciebie, byś czuła sie winna, pogrążyć cie całkowicie,
tylko, że twój spokój pozorny jaki widzi nie daje mu tej satysfakcji,
i o to chodzi, byś nie dawała mu powodów do takiego odczuwania,
plus byś sama zaczęła myślec pozytywnie o sobie,
co zapewne czytając twój post idziesz powoli w tym kierunku, swoim krokiem
bo jak piszesz powoli sie wyciszasz i zaczynasz akceptować swoją sytuacje w jakiej sie znalazłaś.
Najgorszą rzecza jaką można robic w takiej sytuacji to dać sie pogrążyć a co za tym idzie drastycznie obniżyć poczucie własnej wartości, i czuć sie winnym i wciąz usprawiedliwiac.

to pogrążenie byś jeszcze bardziej czuła się winna,
pamiętaj, ty odpowiadasz tylko za siebie za to jaką byłaś żona a nie za to jakiego masz męża. co robi czy czego nie robi
To jego problem i nie staraj sie nawet zrozumieć dlaczego?
bo to jego braki jakie on musi przepracowac by byc dojrzałym dorosłym odpowiedzialnym za swoje czyny człowiekiem.
Nie przepracujesz tego za niego, żadna, nawet największa miłośc, twoja chęć pomocy nie sprawi, że bedzie chciał sie zmienić jesli on sam nie uzna, że ma problemy i powinien coś z tym zrobić.

A osoby takie,które chca pomóc takiemu człowiekowi wpędzają sie tylko niepotrzebnie w poczucie bezradności, niemocy, zaniżając swoją wartośc tylko dlatego, że im to nie wychodzi, ze mimo licznych starań, poświęceń nic to nie daje oprócz poczucia skrzydzenia i niemocy,
udaje sie to tylko wtedy gdy osoba zainteresowana tego sama chce dla siebie,
wtedy taka pomoc jest zasadna i ma moc sprawczą
ale
- tak wiele robie, poświęcam się a on tego nie widzi tylko jeszcze mocniej pogrąża i obwinia sama osobe pomagającą,
bo często dochodzi do sytuacji nadmiernej nieświadomej oceny zachowań tej osoby i poprzez to staje sie pomoc fanatyczna i z góry skazana na przegraną

Tak to działa, osoba mająca problemy ze soba widząca starania innych gdy tego nie chce czuje tylko wewnętrzną krytyke i osąd siebie, który mu sie nie podoba,
i chce sie widziec fajnym i uczciwym bez względu na to co robi.
I nalezy mu pozwolić widziec sie takim jakim chce sie sam widzieć, z podkreśleniem stawiania granic krzywdzenia mnie takimi czynami.
Jedni dochodza do prawdy o sobie inni nigdy tego uczucia nie doświadczają, zyją w poczuciu iż ktoś ich niesprawidliwie osądza, krytykuje co jeszcze mocniej wzmacnia w nich poczucie iż świat i ludzie sie na nich jeszcze nie poznali.
Nie chcą znac prawdy o sobie, a starania takich osób chcących im pomóc są dlatego bezowocne i skazane na klęske.
jak tu mówią poduche spod tyłka zabrac i pozwolić zyc swoim zyciem ze wszystkimi konsekwencjami tego, i pozwalaniem na zycie we własnym świecie iluzji tego kim naprawde jest.
w mysl zasady
Świat, ludzie, ja nie jestem po to by zaspokajać twoje potrzeby. Dzieci mają to szczęście by przez kilka lat ktoś je zaspokajał. Ty jesteś już duży i możesz zadbać o swoje potrzeby..SAM!.

Anonymous - 2010-09-03, 00:04

Twój mąż ma poczucie winy - wie , że źle zrobił i chce Ciebie w to "ubrać"- że to Twoja wina bo nie chce myśleć , że to z nim jest coś nie tak. Nie chce wziąć na siebie ciężaru w postaci rozbitej rodziny . Im bardziej będziesz spokojna i wyważona i w porządku - tym bardziej będzie się wściekał - nie ma kogo "ubrać" w swoje uczynki- prowokuje Cię , żebyś zrobiła coś , co mógłby obrócić przeciwko Tobie - żeby mógł do kogoś powiedzieć : widzisz jaka ona jest , dlatego musiałem się rozwieść. Kiedy nie może tak powiedzieć czuje się źle bo poczucie winy - to bardzo przykre uczucie , dające dyskomfort .
Zajmij się sobą - nie daj mu sie wyżywać na sobie. Dziecko narozrabiało a teraz tupie nóżkami . niech tupie - byle daleko od Ciebie.

[ Dodano: 2010-09-03, 00:06 ]
Nie uważam tego za Twój krzyż - to jego emocje i jego krzyż.

Anonymous - 2010-09-03, 19:01

Mój mąż zachowuje się podobnie jak Twój, Anabell, bo też okazuje mi tylko złość i agresję.
Dzięki Bywalec ;-) za Twoją odpowiedź, bo odnoszę ją też do mojej sytuacji.

Anonymous - 2010-09-03, 19:33

anabell, artuana,

Módlmy się o uzdrowienie relacji międzyosobowych
Jezu, Ty nas wzywasz do miłości braterskiej a szczególnie do
miłości rodzinnej i małżeńskiej; prosimy Cię, ulecz łaską swoją chore
relacje trapiące powyższe osoby. Usuń wrogość serc, rozprosz mroki
podejrzeń i oskarżeń. Niech w naszych rodzinach, wspólnotach i
miejscach pracy zapanuje błogosławiony pokój. Ześlij na nas Ducha
Swego, Ty, który żyjesz i królujesz na wieki wieków. Amen.

Módlmy się. dla osób dorosłych, o uzdrowienie z ich chorób,
bądź fizycznych, bądź psychicznych, bądź moralnych:

Panie, Ojcze Święty, Wszechmogący Wieczny Boże, który z
nieprzebraną dobrocią ojcowską strzeżesz swoich stworzeń,
przybądź łaskawie z pomocą na wezwanie Twojego Imienia. Uwolnij
wspomniane sługi Twoje od chorób, które je dręczą i obdarz pełnym
zdrowiem. Podźwignij ich. swoją prawicą, utwierdź mocą; ochraniaj
potęgą i przywróć ich Świętemu Kościołowi Twojemu w stanie
upragnionej pełni sil. Przez Chrystusa, Pana naszego. Amen.

Anonymous - 2010-09-07, 11:43

Dziękuję wszystkim za odpowiedzi....
Nirwana masz rację nie sposób tego zrozumieć.....i może lepiej nie starać się rozumieć i analizować zachowania męża.......póki on nie będzie chciał .....zastanowić się nad sobą.....lepiej zająć się sobą....co też staram się robić.....
czerwona......nie będę dawała się ubrać w jego gierki......niech sobie tupie....ciekawe co wytupie ....może jedynie nasypać sobie więcej piasku w oczy..... mam chwilami taki obraz jego jako małego chłopca w piaskownicy...............
bywalec dzięki za Twój głos.....
bywalec napisał/a:
to pogrążenie byś jeszcze bardziej czuła się winna,
pamiętaj, ty odpowiadasz tylko za siebie za to jaką byłaś żona a nie za to jakiego masz męża. co robi czy czego nie robi
To jego problem i nie staraj się nawet zrozumieć dlaczego?


Tak zastanawiam się jaką byłam żoną.....skąd wynikało moje zachowanie....do
czego prowadziło.....w jaki sposób przyczyniłam się do kryzysu.......masz rację bywalec....odpowiadam za swoją działkę.......za swoje czyny.....nie za jego wybory....i decyzje. Stwierdzam, że byłam sfrustrowaną i zagubioną żoną i niejednokrotnie zranioną.... w momencie kryzysu zamiast szukać fachowej pomocy....skupiłam się na swoich emocjach....brakach ......oczekiwaniach.....dając wciągać się w niepotrzebne kłótnie lub wywołując je sama.......pozwalałam na bezsensowne ranienie i sama raniłam.....teraz może troszkę jestem mądrzejsza......ale teraz już po wszystkim.....między nami wielka przepaść......stoimy na dwóch odległych brzegach.....i nie ma mostu.......

Kinga2 dziękuję za przepiękne modlitwy.....skąd Ty je bierzesz....:) na prawdę są potrzebne.....

Chciałam powiedzieć....że w sobotę spędziliśmy z mężem kilka godz. chyba pierwszy raz od rozstania w tamtym roku.......spotkanie przebiegło jakoś miło jak na całą sytuację. Musieliśmy załatwić zakupy dla córki....i mój mąż był przy tym bardzo sympatyczny....chociaż początkowo.....nie chciał słyszeć....o wykładaniu dodatkowych pieniędzy....bo jak stwierdził mam alimenty....zaczął jak zwykle wykładać swoje racje w sposób bardzo przykry w e-mailach do mnie....ale się nie dałam...odpowiadałam bardzo spokojnie.....używając logicznych argumentów........odwołując się do potrzeb i dobra córki....nie wyzywałam jego......w ogóle staram się tego nie robić....odkąd nie jesteśmy razem najwyżej odnosiłam się krytycznie do jego zachowania....tak by nie obrazić....go bezpośrednio.......trochę wjechałam na jego ambicję.....i efekt był taki, że wyłożył dodatkowe pieniądze....zakupił potrzebne rzeczy.....a nawet dołożył trochę więcej niż to było przewidziane.......
po za tym był wyjątkowo miły jak na niego.....puszczał nawet piosenki....które lubię....a jak poprosiłam....aby coś powtórzył,......tzn którąś z piosenek....to nie było problemu....na koniec obdarował....mnie płytą z bardzo ładną muzyką.....której do tej pory nie miałam okazji słuchać........i tak spędzając ten dzień....stwierdziłam, że on nie jest mi obojętny...w pewnym momencie zrobiło mi się przykro....że nie mogło i nie może tak być......miałam nawet ochotę siedząc w samochodzie.....dotknąć męża......za rękę....tak jak kiedyś....ale oczywiście powstrzymałam się......na koniec podziękowałam za zakupy za płytę i tyle.....
wiem że to jego zachowanie nic specjalnego nie znaczy....staram nie analizować nadmiernie i nie zastanawiać się...nad tym...ciszę się, że udało się załatwić to co zaplanowałam dla córki....i że dla odmiany było spokojnie i miło.....
mała była z nami....i cieszyła się ....miała obojga rodziców przez chwilę razem.....

Anonymous - 2010-09-07, 20:18

anabell napisał/a:
stoimy na dwóch odległych brzegach.....i nie ma mostu.......


jest tylko go nie widzicie - to sakrament - niewidzialny most - kto pierwszy z was go zobaczy ???? może Ty ???? :mrgreen:
http://www.youtube.com/wa...eature=email,,,
Z Modlitwą

Anonymous - 2010-09-07, 21:29

by wróciło dobro trzeba wypędzić zło .....

[ Dodano: 2010-09-07, 21:31 ]
tylko jak ?

Anonymous - 2010-09-07, 23:26

anabell napisał/a:
między nami wielka przepaść......stoimy na dwóch odległych brzegach.....i nie ma mostu.......




adekwatnie do metafory,
poprzedni most był niestabilny i pod wpływem wiatru, lekkiego nawet podmuchu wywołał lęk przejścia po nim, i lepiej było zawrócić z powrotem na brzeg niż kolejny raz upaść z wysoka i sie poobijać,
taki most nawet dobrze, że został zniszczony, bo prędzej czy później spowodował by ciąższy upadek.
A brak dziś mostu może być równie dobrym doświadczeniem bo może motywować do budowy nowego, ale takiego po którym każdy idzie śmiało, bez lęków z poczuciem bezpieczeństwa.
Cóz jednak na to trzeba wytrwałości i cierpliwości, a tego nade wszystko brak ówczesnemu człowiekowi. Chce wszystko szybko i łatwo. A tak sie nie zbuduje ani porozumienia ani nie dokona powolnych zmian na lepsze w sobie.
Powoli każdy sam, w swoim czasie musi dojrzeć do swoich zmian, i budować taki most, który przede wszystkim będzie zgodny z własnymi potrzebami, bez ograniczania też i potrzeb małżonka.
Człowiek nie lubi zmian, bo budzą lęk, mózg lubi co znane i za wszelka cena dąży do tego co "stare", nawet jak już wie, iż stary most był zły, to jednak wspomina go raczej, że dobrze, że był, bo teraz nie ma wcale.
nie jesteśmy w stanie zmienić nikogo, co najwyżej siebie ale nie wtedy gdy stare nawyki i wzorce usilnie pielęgnujemy.

Jesli damy sobie prawo do zmian, to i nasz mózg zaakceptuje te zmiany, i zacznie sie nowy okres w naszym życiu, budowania mostu porozumienia fajnego i miłego dla każdego z nas.
Warto dać sobie taki prezent, pokazując tym samym współmałżonkowi efekty, zacząc od siebie, od zmiany oczekiwań, nauczyć sie akceptacji innego człowieka bez emocji, które w niej wywołują odruch ucieczki czy obrony.
i Tak powoli stajemy sie przez to dla innych przyjemni w odbiorze a co za tym idzie zmieniają sie tez ich emocje w stosunku do nas.
Zaczyna sie nowa nić porozumienia, mostu łączącego nas ale jakże inna od poprzednich relacji, nacechowanej przedtem krytyka, manipulowaniem i obwinianiem. Zmieniając się na lepsze w kontaktach z małżonkiem szybko rośnie akceptacja obopólna i ludzie dziwnym trafem nawet nie wiedzą kiedy i jak most porozumienia zbudował nowe podwaliny i stabilne fundamenty do przetrwania na długie lata.
Cierpliwości w pracy nad sobą, więcej samoświadomości, iż to co robię jest słuszne a jedynie w czasie odwleczone
I nawet jak dwoje ludzi nie połączy sie, to ich dzieci będą swobodnie po tym moście do nich chodzić, bez obaw dla ich rodziców o ich rozwój psychiczny, emocjonalny

Anonymous - 2010-09-08, 09:22

Anabell.jest takie fajne opowiadanie.......

Była dwójka młodych ludzi...kochali się mocno,było szczęście i radość,i nagle cos ich porózniło....pojawiły sie kłótnie,wrzawa,zarzuty,złość....ponieważ mieszkali po dwóch stronach rzeki...chłopak w złości zniszczył most łączący dwa brzegi.......

Każde z osobna tupiąc noga i krzycząc już nigdy razem-poszło w swoją stronę.......

Mineły miesiące....przemija pierwszy rok..
i nagle chłopak siedząc na brzegu swojej części rzeki...myślał,marzył...wszak tyle było wspólnego i fajnego....
pomyslał..kurcze jaki jestem głupi-czy warto było???
nic musze zbudować most....i tak wykonał....nie wiedział tylko że dziewczyna po drugiej stronie pomyślała to samo......

Zatem zbudowali mosty na przeciwległy brzeg...i przeszli na drugą stronę....
niestety nadaremno sie szukali bo przecież ...szukali sie tam gdzie ich nie było.....

zburzyli znowu w złości swe mosty...bo przeciez nikt na nich nie czekał na drugim brzegu...
znowu mija czas a przemyslenia i żal straconego wraca

Wtedy chłopak usiadł na brzegu rzeki i powiedział Panie otwórz me serce ,napełnij miłością...prosze cie o pomoc w zbudowaniu mostu do mej lubej....
nie wiedział że dziewczyna w tym samym czasie poprosiła Boga o to samo.....

Rozpoczeli zatem budowe mostów....i po dwóch dniach ku ich zdiwieniu ich mosty złaczyły sie razem..........


pozdrawiam ;-) ;-)

Anonymous - 2010-11-03, 16:40

Bardzo rzadko mam okazję pisać...w domu nie mam póki co internetu.
Wszystkim, którzy do tej pory zechcieli mnie wesprzeć i wspomnieć o mnie w swych modlitwach - dziękuję.
Proszę o modlitwę....za mnie.....bo nas tzn. mnie i mojego męża ...już nie ma.....pisałam wcześniej, że między nami nie ma mostu i dostałam piękne odpowiedzi...od Was
ale ja chyba nie wierzę...nie wierzę, że może być jeszcze dobrze w moim życiu.....jestem po rozwodzie o czym pisałam....zgodziłam się....choć nie chciałam takiego rozwiązania......uległam strachowi....szantażom.....miałam świadomość.....że nie zatrzymam męża na siłę......obecnie jestem załamana....taki gorszy okres......mąż wprowadził się do kobiety, z którą.....był już po wyprowadzce z domu....do sprawy rozwodowej wynajmował pokój....aby nie wyglądało to tak, że ma jakiś intymny bliższy kontakt z tą osobą......wiem, że ona nie była i nie jest jedyną przyczyną naszego kryzysu......wiedziałam, że pewnie po sprawie oficjalnie się z nią zwiąże....ale to mnie przerasta .....to tak boli....bardzo...niewyobrażalnie......chodzę do psychologa....staram się wytrwać w wierze....modlę się.....ale nie jestem wolna od pokus....trudno mi żyć w tej samotności....trudno bez drugiej osoby....bez kontaktu fizycznego i psychicznego, porozumienia, bez czułości .....mamy córkę....po z tym w Warszawie...jesteśmy prawie same....moja rodzina daleko....rodzice nie żyją......mam potworną huśtawkę nastrojów....i wszystko wydaje mi się bez sensu.....nie wiem penie źle się modlę...lub nie umiem tego przepracować.....potrzebuję uzdrowienia.....i nie mam już siły

Anonymous - 2010-11-03, 17:05

Anabell........dobry adres to Skaryszewska i wspólnota Sychar.Tam mityngi...spotkania...warsztaty.
Wybór należy do Ciebie

Pogody Ducha

Anonymous - 2010-11-03, 17:32

anabel, nie trać nadziei!! :-)
Bóg jest MIŁOŚCIĄ i potrafi wyprowadzić DOBRO z każdej trudnej i nawet beznadziejnej(patrząc po ludzku) sytuacji, przecież Dobro musi zwyciężyć zło...,prawda!?
Potrzebujecie czasu, uzdrowienia...
Skorzystaj z tego, że masz "u siebie" Wspólnotę Sychar, tam na pewno otrzymasz pomoc, której potrzebujesz!
Dobrze, że tu jesteś!! :-D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group