Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak ratować naszą rodzinę - jak wzbudzić miłośc żony?

Anonymous - 2010-10-22, 21:39

Cytat:
Stawałam przed Bogiem w postawia bezsilnego dziecka, jednak widocznie jeszcze we mnie tyle pychy, ze wale tyłkiem w dno, i jeszcze nie dos boleśnie widocznie.

Ewo Ha, nie bądź tak okrutna dla siebie samej :-)
Ty, która trwasz przy mężu alkoholiku - nie posądzaj siebie o pychę :-) Tak może trwać tylko pokorny... A że smucisz się, kiedy jest źle, radujesz się, kiedy dobrze - to chyba normalne, skoro kochasz...
Gdybyś zobojętniała na męża - pewnie jego zachowania, ani te dobre, ani te złe nie robiłyby na Tobie większego wrażenia.
Miłość uwrażliwia - boli, obojętność - znieczula. To drugie bywa bardzo wygodne, praktyczne...
Pozdrawiam :-D

Anonymous - 2010-10-23, 09:03

rafcik napisał/a:

Ale nie da się emocjonalnie uniezależnić od kogoś kogo się kocha...




Rafcik uniezaleznic emocjonalnie to nie znaczy zapomniec,nagle byc komus obcy,nie przejmowac sie kims,nie kochac kogoś.........a uniezależnic emocjonalnie znaczy jedynie to że twoje emocje nie winny byc zalezne od nastrojów twojej zony i tego co zrobi i wykona a zarazem pozytywnych odczuc jak to jest dla Ciebie miłe i radosne,a negatywnych jak nie radosne......

Rafcik uwierz JEDYNIE CIEBIE TO WYKAŃCZA i jedynie ty bedziesz łapał deprechy......chcesz tego????chcesz ranic siebie????

echhhhh -rafcik daj zonie doświadczyc własnego zycia by moze miała szanse dokonac wyboru.....

nie przyspieszysz efektów,nie dopychaj do sciany....bo przyspieszajac ktos inny stanie sie jeszcze bardziej skryty,zamkniety,głuchy na twoje wołania.....

Rafcik zobacz taka zaleznośc cos musiałes zrozumiec....cos musiałeś doświadczyć....coś musiało sie stać....byś poszukał Boga,dorósł do roli meża,nabral wartości sakramentu i zdecydował sie na naprawe.....


Daj zatem dokonac wyboru zonie by odszukała sens co znaczy byc żoną....zona na DOBRE I ZŁE........

pozdrawiam

Anonymous - 2010-10-23, 16:34

Róża...Ewa Ha ma rację............... to swoista pycha wywoływana współuzależnieniem.
Wspól nie różni sie tak wiele od czynnego nałoga.................. tu zniewolenie i ubezwłasnowolnienie od czynnika chemicznego,a we wspól....od osoby i zachowań uzależnionego.
Ewa Ha.............współuzależnienie jest nałogiem,chorobą

Anonymous - 2010-10-25, 10:47

NORBERT napisał/a:

nie przyspieszysz efektów,nie dopychaj do sciany....bo przyspieszajac ktos inny stanie sie jeszcze bardziej skryty,zamkniety,głuchy na twoje wołania.....


..wiem, wiem i co chwila dostaje znaki, że tak najlepiej nie postępować, ale wrecz przeciwnie. Dać miejsca do oddechu.
Nic na siłę. Nie naciskam , nie rozpoczynam ciężkich rozmów, gryzę sie w język, wszelkie pytania i wątpliwości zostawiam dla siebie, nie dopycham do sciany....i co?????
Żona sama zaczęła rozmawiać o nas. O tym, że nie może uwierzyć że tak się zmieniłem, i skąd ta przemiana. Skąd biorę siły na to :-D , sama podeszła i przytuliła się :-D
W sobote bylismy na naukach małżeńskich (cięzko było się zebrać razem, ale udało się być)
Pan jest WIELKI!!!! Wiara nie wygasa, lecz jest jeszcze większa.
Oczywiście jeszcze wiele pracy przede mną wiem, że to dopiero początke drogi, że na pewno bedzie cięzko i rogaty nie raz podsunie "złe" mysli i będzie chciał namieszać w naszym małżeństwie.

Anonymous - 2010-10-25, 13:52

Cytat:
Żona sama zaczęła rozmawiać o nas. O tym, że nie może uwierzyć że tak się zmieniłem, i skąd ta przemiana. Skąd biorę siły na to

Rafcik, może niebawem żona zapragnie tego samego dla siebie... A te rekolekcje... Nie zdziwiłabym się, gdyby inicjatywa wyszła od Niej. I to byłoby piękne... :-D
Tak trzymaj!


http://www.youtube.com/watch?v=OedhTPtfKeU

Anonymous - 2010-10-25, 19:49

Witaj rafcik od pewnego czasu niestety również przeżywam kryzys małżeński,po zaledwie roku małżeństwa,jakimś cudem trafiłem na ta stronę www a potem na forum i twój temat ,przeczytałem go jednym tchem,temat ten dał mi dużo wiary i nadziei,dzięki za ten temat i za wszystkie odpowiedzi,lżej sie człowiekowi na duszy zrobiło,jestem z tobą i życzę wytrwałości
Anonymous - 2010-11-08, 12:50

Witajcie,
troche mi wstyd :-? , bo znów wpisuje cos w moim watku gdy jestem w dołku i gdy sytuacja w moim małżeństwie nie jest zbyt ciekawa. Choc często zaglądam na forum, czytam inne wątki, to jednka paru prób w ostatnich 2 tygodniach nie udało mi sie nic napisac.
Szczerze powiem, że przymierzałem się bardziej do napisania świadectwa niż do szukania (znów) pomocy. Ale po kolei.....

Po ostatnich burzach, w naszym małżeństwie zaczęło się dziać dobrze :-D (zanzaczam że są to tylko moje odczucia). Bez kłótni, cichych dni, niepotrzebnych rozmów. Dziekowałem Bogu, ze dostałem kolejną szanse i nie zamierzałem jej tym razem zepsuć. I choć było niekiedy ciżęko potrafiłem ugryźć się w język.
Żona sama zaczęła poruszać dotyczące nas tematy. Dziękować mi, że jestem. Potrafiła z zadowoleniem stwierdzić, że to dobrze że żadne z nas się nie wyprowadziło. Podejść, przytulic się. Pocałowac....
Zaczęliśmy normalnie spędzac czas, jak udane małżeństwo. Planowac wyjazdy, weekendy w górach. Dla mnie to był ZNAKI. Oczywiście wiedziałem, że pisze (nie tylko o pracy) z szefem, że widują się w pracy. Jednak jej zachowanie, słowa, gesty utwierdzały mnie w przekonaniu że jesteśmy na dobrej drodze (początku drogi) do ratowania naszego małżęństwa.... i nadeszła ostatnia sobota (rogaty upodobał sobie ten dzien w naszym małżenstwie :-x ). Impreza domowa, alkohol i częste znikanie, żony sypialni gdzie miała telefon. W żartach zagadałem czy znów z nim pisze, powiedziałą, że nie, ze z kims innym. Parę razy nawet powiedziała żebym sprawdził i z głupoty sprawdziłem......ostatni sms o przytulaniu, objęciach itp. Bez żadnych nerwów czy cos (bo przeciez tego się spodziewałem po tych smsach) spytałem "i co??". Zona wreszcie przyznała, że kocha tego typa, że się zakochała... bez wzajemności. No cóż ubrałem się i poszedłem się przejść. Pomyśleć...... zadzwoniłem do niego i spokojnie pogadaliśmy. On oczywiście się nie spodziewał takiego zaangażowania zony..blebleble...bo ma żone dzieci....że musi z moja zoną o tym poważnie pogadać.
Rano tzn. wczoraj zaczeliśmy pogadanke z cyklu co dalej?? Czy żona chce byc dalej ze mna, czy potrafi ograniczyć kontakty z nim do służbowych. Co dalej z nami....
Ogólnie usłyszałem, że żeby było z nami jak do tej pory, że nie jest to takie łatwe się odkochać (pózniej stwierdrziła ze to do konca nie jeste miłosć), że widzi moją zmiane.
Generalnie nie powiedziała nic konkretnego dlaczego on jest taki wyjątkowy...
ja kilkakrotnie (mam niestety dar powtarzania się) powiedziałem jej, że nasz kryzys to KLASYCZNY scenariusz. I że WIERZE, że mozemy byc szczesliwym małżenstwem. I chciałbym by ona też uwierzyła.

Podsumowując. Wiem co chciałem wiedzieć. Nadal pracuję nad sobą. Wreszcie mogę pomyśleć jak pomóc zonie. Bo wychodzi na to, że ona tej pomocy chce. Ze wzgledu na dzieci, dom, i chyba cała rodzinę, łącznie ze mną....

Tylko, że teraz nie wiem do końca jak jej (nam) pomóc. Nie chce zarzucać ja propozycjami. Wiem dobrze, że potrzeba CZASU, cierpliwości, ale chce też zacząć DZIAŁAĆ!!!

Anonymous - 2010-11-08, 14:10

Rafcik, trudno tu winić żonę za zaistniały stan rzeczy... Choć nie powinna, to jednak zakochała się... Zdarzają się kobietom takie niekontrolowane porywy uczuć. Bo czy można kontrolować uczucia? Można je jakoś ukierunkować, ale żeby tak do końca zapanować nad nimi - nie.
Na szczęście wszystko zostało ujawnione, czyli nie jest już tak groźne, bo tym, co przydaje smaku zakochaniu jest właśnie ta tajemniczość...Teraz już potrzeba tylko cierpliwości z Twojej, ale i z żony - strony. To minie. Byle nie dokładać już drwa do tego ogniska - jak najmniej o tym mówić, jak najmniej kontrolować, po prostu - ignorować. One (uczucia) tak szybko, jak przyszły - tak też i odejdą. Ta faza zauroczenia jest cudowna, ale niestety (tutaj - na szczęście) - kończy się i potem, kiedy przychodzi pora na tę normalną już miłość, a rozum podpowiada, że takowej nie będzie - wszystko wraca do normy. Może to już niebawem?
Kiedyś, kiedy przetrwacie ten trudny czas - będziecie obydwoje dojrzalsi, mocniejsi, a Twoja piękna postawa w tym czasie - na pewno nie pójdzie w zapomnienie.
Najważniejsze teraz dla Was - być razem, być blisko.

Anonymous - 2010-11-08, 14:22

Tylko jest jedno duże ale...
żona cały czas kłamie w sprawie tej jej miłości.

Nadal piszą, dzwonią. On tez podczas mojej z nim rozmowy nie był do końca szczery i tez kłamał w pewnych kwestiach. prosiłem by porozmawiała z nim o tym wszystkim. Wczoraj wieczorem mówiła że nie rozmawiali choc wiem że pisza do siebie i gadają przez tel długo. Czyli musieli tą sprawę poruszać.

I tak się zastanawiam co dalej. Czy dalej tak żyć pod jednym dachem, starać się , zabiegac, wiedząc że i tak jest on tan drugi. Czy czasem nie zrobic jakiegoś stanowczego, np. wyprowadzka....

Anonymous - 2010-11-08, 14:43

Cytat:
Czy czasem nie zrobic jakiegoś stanowczego, np. wyprowadzka....


Moim zdaniem, absolutnie - nie! Pomyśl, co z tego może wyniknąć... Kiedy zechcesz powrócić, możesz już nie odzyskać tego, na co jeszcze dziś - masz szansę. Póki jesteś obok - ciągle ją masz.
Pewnie, że to musi być bardzo trudne dla Ciebie, bo to baardzo boli... Rafcik, wytrzymałeś już wiele, nie poddawaj się teraz, kiedy wszystko zmierza ku lepszemu. Informuj raczej żonę, że ta sytaucja bardzo Cię męczy, wyczerpuje psychicznie, czyli mów, co Ty czujesz. Masz przecież swoje uczucia związane z tą sytuacją - przyznaj się do nich.

Cytat:
Czy dalej tak żyć pod jednym dachem, starać się , zabiegac, wiedząc że i tak jest on tan drugi.


Popatrz, na jakiej zasadzie on jest... Jedzą razem obiad przy stole? Sypiają we wspólnym łożu? Idą razem na spacer ? Pojadą razem na wczasy w góry? Nic z tych rzeczy - to wszystko jest zarezerwowane tylko dla Ciebie.
Owszem, on jest gdzieś tam w wyobraźni - niedostępny, cudzy mąż... A Ty jesteś naprawdę :-D . Rafcik, jesteś sakramentalnym mężem swojej żony! Czy może być większa przewaga? Jeśli o takiej w ogóle można tu mówić...
Polecam wspólny wyjazd, potrzeba Wam obydwojgu - wypoczynku, wyciszenia. Góry - to świetny pomysł :-D
Jeszcze troszkę i bęęędzie świadectwo :-D

Anonymous - 2010-11-08, 18:27

róża napisał/a:
Informuj raczej żonę, że ta sytaucja bardzo Cię męczy, wyczerpuje psychicznie, czyli mów, co Ty czujesz. Masz przecież swoje uczucia związane z tą sytuacją - przyznaj się do nich.



Wie to dobrze, i mówi że te wszystkie "dobre" gest i zachowania robi, żeby mnie pocieszyć, żeby wynagrodzic mi moje starania. Bym czuł się szczęsliwy. No cóż, uważam że to jest jakiś przejaw uczuć :)
Ja oczywiście co jakis czas mówie o swoich. Ale nia za dużo bo dobrze o tym wie....


róża napisał/a:

to wszystko jest zarezerwowane tylko dla Ciebie.


oprócz serca żony...:( niestety
Jej jak mówi jest tak dobrze (z nim) i nie chce nic zmieniać. Choć widzę, że się z tym meczy, nie chce z tego rezygnować.
Choć ciesze się różo każdą chwila z zoną. Wspólna kolacja, obiadem, pracami domowymi, czy nawet wspólnym kładzeniem się spać.
No cóż... pozostaje czekać na przebudzenie i wyjście z amoku, zauroczenia.
Wczoraj przktycznie całe popołudnie rozmawialiśmy o nas, o tym co było, o tym co może byc. Co łączy ją z tym gosciem. Pierwszy raz od bardzo dawna zona mówiła o swoich uczuciach, rozterkach. Żona nawet dziś rano jadąc na delegację wysłuchała 2 homili ks. Pawlukiewicza, które jej wgrałem do telefonu wczoraj (a wątpiłem czy wogóle o tym bedzie pamiętac).
Cały czas widze postęp i wierze, że bedzie dobrze, ale jednocześnie temu wszystkiem towarzyszy ten ułamek zwątpienia i zmęczenie tym wszystkim.

Teraz wiedząc co było powodem początku naszego kryzysu. Co jest powodem jego trwania, moge tylko cierpliwie czekac i wierzyć i zaufać Panu Bogu. Bo tylko jego wola może zmienić zachowanie żony.

[ Dodano: 2010-11-10, 09:05 ]
Mam jednak pewną wątpliwość.
Czytając SWIADECTWA, da się zauważyć, że zmiana (nawrócenie) partnera następuję po wyprowadzce, odejściu tej drugiej osoby. Czy nie musi nastąpić wstrząs, naprawdę wielka próba dla obu stron, by wyłącznie z własnej woli zdradzacz sie opamiętał??
Coraz częsciej chodzi mi po głowie wyprowadzenie sie z domu lub wyrzucenie żony, jako jedyna możliwość na sięgnięcia w głąb serca zagubionej strony.

Technicznie, fizycznie i psychicznie na pewno nie bedzie to łatwe, ale mozliwe do wykonania.
Wątpię, że trwając w tej sytuacji, bez konkretnej decyzji żony o zerwaniu kontaktów z nim, znalezieniu innej pracy itp. coś drgnie.

Pozostaje jeszcze kwestia rozmowy z żoną tego goscia. Myślę, że on do konca nie jest zorientowana jak daleko zaszła ta sytuacja, a z rozmowy z nim wywnioskowałem, że nie zrezygniuje ze swojej rodziny.

...poradzcie coś...

Anonymous - 2010-11-10, 13:30

Cytat:
Pozostaje jeszcze kwestia rozmowy z żoną tego goscia.


To mogłoby przyśpieszyć rozwiązanie problemu, bo zapewne tamta kobieta nie wyrazi zgody na życie w trójkącie, ale co zdecyduje trudno przewidzieć. Ponadto, tak po ludzku, szkoda jej - matce małego dziecka, serwować takiej dawki cierpienia. Przecież wiesz, jak to boli...
Uczucia, uczuciami - trudno nad nimi zapanować, ale już na pewno można zapanować nad chęcia napisania kolejnego sms...
Hmm, wyprowadzka... A dlaczego zaraz aż tak, czy nie możesz mieszkając pod jednym dachem okazać wyraźnego sprzeciwu na dalsze kontynuowanie tej znajomości? Wcześniej pisałeś, że żonie tak jest dobrze... A nie powinno, bo Tobie jest bardzo źle. Może jest jej zbyt dobrze...
Chciałam tylko podbić :-)

Anonymous - 2010-11-10, 14:33

róża napisał/a:

To mogłoby przyśpieszyć rozwiązanie problemu, bo zapewne tamta kobieta nie wyrazi zgody na życie w trójkącie, ale co zdecyduje trudno przewidzieć. Ponadto, tak po ludzku, szkoda jej - matce małego dziecka, serwować takiej dawki cierpienia. Przecież wiesz, jak to boli...


Próbowałem kiedyś to zonie powiedziec, tzn. jaki to ideał z tego jej kochanka skoro portafii zonę z małym dzieckiem w takiej sytuacji postawić. No ale to się tez przeciez tyczy zachwowania moje żony która w amoku nie myśli o sowjej rodzinie to co dopiero i tamtej kobiecie.

Co do poinformowania jej to poczekam na dalszy rozwój wypadków. Bo może to przynieśc znów odwrotny skutek. Aczkolwiek może tez być punktem zwrotnym.

róża napisał/a:

A dlaczego zaraz aż tak, czy nie możesz mieszkając pod jednym dachem okazać wyraźnego sprzeciwu na dalsze kontynuowanie tej znajomości? Wcześniej pisałeś, że żonie tak jest dobrze... A nie powinno, bo Tobie jest bardzo źle. Może jest jej zbyt dobrze...


Czyli co... odsunąć się o niej, nie wspierac. Przecież to to doprowadziło po częsci do naszego kryzysu. Ona dobrze wie , że mi jest żle, bo wiele razy mnie za to przepraszała.

Póki co podobno mają ograniczyć kontakty..... i porozmawiać poważnie o tej sytuacji.
CZAS pokaże jaka jest WOLA BOGA

pozdrawiam i bardzo dziekuje (za podbicie równiez)

Anonymous - 2010-11-12, 23:24

róża napisał/a:
To mogłoby przyśpieszyć rozwiązanie problemu, bo zapewne tamta kobieta nie wyrazi zgody na życie w trójkącie, ale co zdecyduje trudno przewidzieć. Ponadto, tak po ludzku, szkoda jej - matce małego dziecka, serwować takiej dawki cierpienia. Przecież wiesz, jak to boli...

Wiesz Różo, a we mnie do tej pory tkwi zadra, że nie znalazł się nikt, kto powiedziałby mi, że mój mąż dopuszcza się zdrady - a wiedziało o tym kilka osób, także i tych, którzy potępili jego czyn i stanęli po mojej stronie, gdy już się dowiedziałam (a powiedziała mi o tym jego kochanka).
I tak nie ochronisz tej kobiety przed bólem, a wydaje mi się, że ból będzie tym większy, im dłużej jest okłamywana...


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group