Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Zdradziłem, Ból i Łaska

Anonymous - 2010-08-03, 17:01
Temat postu: Zdradziłem, Ból i Łaska
Witam,

historia trudna, ale czuję nadzieję.

Jesteśmy w związku małżeńskim od ponad 3 lat. Prawie tyle samo wiosen liczy sobie nasza córka. Ja pracuję, a moja żona przez ostatnie trzy lata zajmowała się dzieckiem. Mocno przeżyła macierzyństwo i swoją nową rolę. Zbiegło się to z faktem, że zmieniłem prace z wolnego zawodu na etatową pracę w biurze. Pierwszy rok naszej relacji obfitował w radość i szczęście z narodzin córki. Było pięknie. Bywało też bardzo dużo trudnych chwil. Wynikało to z frustracji mojej żony, pewnej zależności od swoich rodziców (teściów), silnej więzi z córką i zmęczenia itd. Ja oddałem się nowej pracy z zapałem - z jednej strony uczyłem się nowych rzeczy, z drugiej dostawałem satysfakcję z wykonanych zadań. Robiłem jakąś tam "karierę", choć w dość stresujących warunkach i czasami (nie zawsze) czasochłonnych. Frustracja nas obojga rosła. Powiedziałem nawet wtedy (szczerze), że nie mam czasami ochoty wracać do domu. Moja żona miewała dosyć swojej sytuacji, krótkiej historii zawodowej i nieskończonych studiów (praca magisterska).

Pierwsze kłamstwo w małżeństwie polegało na moim powrocie do nałogu (marihuana) po pięcioletniej abstynencji i pracy nad sobą. Później przez okresy krótsze lub dłuższe spirala kłamstwa rosła. Imprezy, narkotyki, nie wracanie do domu na czas, zaniedbywanie żony, domu, niestabilność finansowa. Przetykane to było naprawdę świetnymi dniami czy wakacjami, ale kłamstwo już było. Odeszliśmy od Boga. Później przyszedł romans i zdrada. c.d.n.

Anonymous - 2010-08-03, 18:29
Temat postu: Witaj!
Bez Boga i na kłamstwie małżeństwa nie da się zbudować - najważniejsze już wiesz...
Teraz trzeba pozwolić, by to, co dotychczas było złe, zawaliło się w gruzy, oczyścić fundamenty i zacząć od nowa.
Nie ma sytuacji bez wyjścia, gdy Pan Bóg zamyka wszystkie drzwi, zostawia otwarte okno.
Trzeba pomyśleć o terapii i walczyć o żonę, o małżeństwo, o normalną rodzinę dla córki.
Pozdrawiam!

Anonymous - 2010-08-03, 21:35

witaj Antony...
ojjjjj....skomplikowałeś sobie życie....
sobie - i swojej rodzinie,

ale skoro tu wszedłeś, wnioskuję, że chcesz zawalczyć o małżeństwo, czy tak?

Napisz nam coś więcej o sobie...
co zamierzasz?
Co (o ile w ogóle) już zrobiłeś w tym kierunku?

z modlitwą
agnicha

Anonymous - 2010-08-03, 22:22

Antony,
Witaj na forum.
Czy oprócz poznania i przyznania się do nałogu masz już sprecyzowany plan wyjścia z niego? Jakaś grupa wsparcia, leczenie? Czy żona ma grupe wsparcia dla współuzależnionych, która pomoże jej przeżyć Twoją walkę o trzeźwość i nauczy jak ona ma sobie radzić w tej sytuacji?

Anonymous - 2010-08-04, 09:39
Temat postu: ciąg dalszy.
Dzięki za wsparcie. Dzisiaj poszczę, chleb i woda.

Zacznę może od końca. Jesteśmy po dwóch spotkaniach konsultacyjnych w poradni dla małżeństw. Po pierwszym decyzja "na tak", czyli odbudowa, mojej żony była w miarę stabilna. To znaczy ostatni miesiąc (mniej więcej miesiąc temu otworzyłem się na dobre i powiedziałem prawdę) był jedną wielką sinusoidą, od wspaniałego życia seksualnego i długich rozmów po bardzo silne, negatywne emocje, złość, nienawiść, chęć odwetu itd. Piszę o żonie. U mnie bardzo zmienne nastroje, aż do pierwszej spowiedzi i pojednania z Chrystusem. W niepojętym miłosierdziu Jego dostałem trochę wewnętrznego spokoju i drogowskaz. Ale również spotkania z terapeutami i rozmowy na telefonie zaufania dały mi obiektywne spojrzenie na związek i ból, który moja żona przeżywa.
Drugie spotkanie w terapii zakończyło się sugestią terapeutki o spotkaniach indywidualnych. Od mniej więcej dwóch tygodni u mojej żony rośnie takie uczucie, że jeśli mnie zostawi i zmusi do rozdzielenia, to odzyska szacunek do siebie, poczucie własnej godności, a przede wszystkim spokój. Pewnie nie muszę pisać, że schudła (mimo codziennych śniadań i kolacji, które przygotowuję), jest ciągle spięta i mój widok lub głoś wzbudzają w niej obrzydzenie, niechęć, nienawiść itd. Przyznaje, że udaje jej się to tłumić. Dzięki temu ta codzienność (zakupy, spacery z córką, spotkania z rodziną) jakoś się toczy.
Mniej więcej od dwóch/trzech dni dostaję sygnały pt. "Miej odwagę przyjąć konsekwencje i wyprowadź się" " nic co zrobisz nie zmieni moich odczuć" nigdy Ci nie wybaczę" "nie ma siły i nie chcę tak żyć". Postawa, którą najlepiej wyrażają słowa "Kocham Cię, ale nie chcę z Tobą dzielić życia". Ze spotkań indywidualnych - moja żona była na jednym, ale terapeuta był jakiś nieudany i będzie chyba próbować jeszcze raz do innego. Niestety zniechęciła się jeszcze bardziej. Reasumując - ma dosyć i chce żeby to się skończyło. Mówi, że nie ma siły nawet na 3 miesiące czasu (tak jakoś wyszło) na zastanowienie i analizę. A ja codziennie muszę chodzić do pracy i zostawiać je same na co najmniej 9 godzin. Samotność jest wtedy bardzo przytłaczająca - widzę to po SMS-ach i śłyszę w rozmowach.

Uzależnienie. Jestem na terapii w Monarze od trzech tygodni. Spotkania indywidualne, psychoterapia. Nie dotyczy to tylko narkotyków, ale również poznania motywów, wsparcia w kryzysie i rozwoju osobowości. Moja żona była na jednym spotkaniu dla współuzależnionej. Motywacja - ochrona siebie i córki. Sposoby postępowania ze mną. Ciężko o częstsze spotkania, bo są wakacje i brakuje terapeutów. Według wszelkiego prawdopodobieństwa - jeśli wcześniej zupełnie nie zrezygnuje - od września zaczną spotkania w grupie. Choć bardzo się ich boi i tego co może tam usłyszeć.

Ja jestem biernym narkomanem od miesiąca. Wczoraj zrobiliśmy test i wyszedł negatywnie (czyli nie biorę). Paski jednak były jakieś blade co wystarczyło, żeby zasiać wątpliwości w jej sercu. Nie biorę i czuję siłę, żeby nie brać już nigdy. Bóg jest miłosierny i mi pomoże. Czuję to całym sobą.

Wiara. Codziennie od trzech tygodni czytam Pismo Święte. Eucharystia i tajemnica. Wewnętrzne modlitwy i zawierzanie. Uczę się oddawać wszystko (choć nic nie mam), uczę się marności, uczę się przebaczenia sobie i ponad wszystko pokory i cierpliwości. On mi pomaga. Nie zdawałem sobie sprawy ze skali siły miłosierdzia. Amen.

Mało napisałem o faktach niewierności i kłamstwa, ale to może popołudniu.

Anonymous - 2010-08-04, 10:06

W Twojej intencji daję dziś modlitwę i post.
Tyle mogę zrobić jedynie...
Wiesz, nie wiem czy przebaczyłabym mężowi wszystko co zrobił, gdyby nie rozłąka...
Wcale się jej nie dziwię, wiem, jak to boli, czy żona ma oparcie w wierze? W kimś bliskim (przyjaciółka, rodzina)?
Żona przeżywa trzęsienie ziemi i na pewno Ci wybaczy, ale nie dziś ani jutro...
Pozdrawiam!

Anonymous - 2010-08-04, 10:49

Cytat:
Od mniej więcej dwóch tygodni u mojej żony rośnie takie uczucie, że jeśli mnie zostawi i zmusi do rozdzielenia, to odzyska szacunek do siebie, poczucie własnej godności, a przede wszystkim spokój. Pewnie nie muszę pisać, że schudła (mimo codziennych śniadań i kolacji, które przygotowuję), jest ciągle spięta i mój widok lub głoś wzbudzają w niej obrzydzenie, niechęć, nienawiść itd.

Antony - Twoja żona teraz baardzo cierpi, cierpi bardziej niż przypuszczasz.... Wykaż się wielkim zrozumieniem, cierpliwością i pokorą... Mocne słowa, jakie kieruje być może - w Twoją stronę powinny pobudzać Cię do zadośćuczynienia.... I czynisz to - chwała Panu, może z Jego pomocą uda się Wam odbudować małżeństwo, uda się pokonać coś, co po ludzku jest nie do pokonania ... Na pewno nie zadzieje się to szybko, na pewno nie raz zwątpicie, że to jeszcze możliwe.... Byle nie poddać się :!:
Dołączam Was do mojej modlitwy.

[ Dodano: 2010-08-04, 11:06 ]
http://www.youtube.com/watch?v=4a4j-wNCGPw

Anonymous - 2010-08-04, 11:13

Antony swoim ciagłym dalszym nawracaniem możesz pomóc nie tylko sobie ale i twojej żonie, Bóg czeka na każdego z otwartymi ramionami, życzę wytrwałosci...masz również moją modlitwę.

z Panem Bogiem

Anonymous - 2010-08-04, 11:45
Temat postu: c.d.
Dziękuję stokrotnie. Obym miał okazję przekazać kiedyś to wsparcie dalej. Jesteście wielcy w swojej Wierze.

Od dwóch dni słyszę: "Ja tego nie chcę" czyt, odbudowy. Właśnie rozmawialiśmy. Przeklina swoją wrażliwość - to tylko źródło jej cierpienia. "Jeśli miałabym się zdecydować to musiałbym się zmienić, a nie chcę się zmieniać". To jakby zmęczona rezygnacja.

Czy ma oparcie?
Owszem próbowała. Była w kościele z nami kilka razy i raz sama. Nie może się przemóc. Twierdzi, że nie żałuje za grzechy i boi się swojej obłudy. Może to wymaga czasu? Wydaje mi się, że jak się otworzy drzwi choć trochę to łaska zaczyna działać. Dlatego jest wolna wola - zawierzenie aktem woli. Ja czuję, pewnie w reakcji na jej niecierpliwość, że pojednanie powinno nastąpić jak najszybciej.
Znamy takiego księdza, któremu ufamy. Był u nas w domu. Pobłogosławił pomieszczenia i nas. Moja żona powiedziała, że jak spowiedź to tylko przez rozmowę u niego. Tylko, że teraz jest zajęty i musi poczekać.
Ma dwie/trzy prawdziwe przyjaciółki. Wczoraj właśnie spotkała się z jedną z nich i mówiła o prawdziwym rozluźnieniu.

Mieszkamy razem. Czy sądzicie, że rozdzielenie może przynieść korzyści. Moim zdaniem, a czuję to bardzo mocno (czyżby lęk?) - to będzie początek końca. Zgoda na brak pracy. Zgoda na oddzielne życie. A nieubłagany czas zacznie przyzwyczajać nas do braku siebie. Jest też kwestia małej córki, z którą kontakt miałem zawsze i mam bardzo dobry. Ojcem to ponoć byłem i jestem całkiem niezłym.

Powtarzam sobie "Boże, udziel mi głębszej wiary" na zmianę z "Ufam Tobie, Jezu". Drogie Panie, piszecie, że to możliwe i ja Wam wierzę. Ufam w przyszłość, która po ludzku wydaje się poza naszym zasięgiem.

Anonymous - 2010-08-04, 11:57

Tak, masz rację.
Rozłąka powoduje zanik więzi.
Co innego musieć godzić się z taką decyzją małżonka, a co innego taką decyzję podjąć.
Brawo!
To że znosisz ten trud, wziąłeś na siebie odpowiedzialność za swoje czyny, świadczy o dojrzałości i daj Panie Boże abyś wytrwał do końca, tak jak trwasz teraz - blisko Boga, przy żonie.
Pan Bóg nierychliwy ale sprawiedliwy, wynagradza sługi wierne wielekroć...
No ale jak się nabroiło, to teraz trzeba odpokutować.

Z Panem Bogiem!
Wyruszyła dziś na szlak 33 Rzeszowska Piesza Pielgrzymka na Jasną Górę, w której wędruje nasz duszpasterz i kilka znajomych osób - podałam Twoją intencję - obiecali modlitwę od dziś do 13tego - kiedy będą już u celu - przed tronem Jasnogórskiej Pani.
:-D

Anonymous - 2010-08-04, 12:17

Cytat:
Od dwóch dni słyszę: "Ja tego nie chcę" czyt, odbudowy. Właśnie rozmawialiśmy. Przeklina swoją wrażliwość - to tylko źródło jej cierpienia. "Jeśli miałabym się zdecydować to musiałbym się zmienić, a nie chcę się zmieniać".


Wrażliwość to piękna cecha charakteru - czyni życie pełniejszym, bardziej ludzkim, ale prawdą jest, że trudniejszym, bo bogatszym w ...cierpienie.
Antony, masz wspaniałą żonę. Za słowami "ja tego nie chcę" pewnie kryje się lęk przed bólem, jaki Ją czeka, jeśli postanowi przebaczyć... Przecież łatwiej byłoby dziś powiedzieć "odejdź, nie kocham" i pozostać w poczuciu skrzywdzenia, użalania się nad sobą, a może i z pomysłem na szukanie 'nowej, lepszej miłości'..

Cytat:
Mieszkamy razem. Czy sądzicie, że rozdzielenie może przynieść korzyści. Moim zdaniem, a czuję to bardzo mocno (czyżby lęk?) - to będzie początek końca. Zgoda na brak pracy. Zgoda na oddzielne życie. A nieubłagany czas zacznie przyzwyczajać nas do braku siebie.

Jeśli to możliwe - starajcie się jednak do tego nie dopuścić... Owszem, żona może potrzebować teraz czasu na wyciszenie, żeby poukładać swoje mysli, pocierpieć na osobności, bez widoku tego, który zranił... Nie próbuj więc na siłę ją uszczęsliwiać, kiedy chce być sama - pozwól jej na to. Nie zaniedbuj natomiast nigdy - okazywania jej serca i nie wstydź się skruchy, bo wiesz z tym przebaczeniem to jest tak, że trzeba sobie na nie troszkę zasłużyć... ;-)

Cytat:
Ma dwie/trzy prawdziwe przyjaciółki. Wczoraj właśnie spotkała się z jedną z nich i mówiła o prawdziwym rozluźnieniu

Super, tego teraz potrzeba żonie :-) Staraj się, aby miała dużo czasu dla siebie, aby jak najczęściej uśmiechała się, jednym słowem - rozpieszczaj...

Anonymous - 2010-08-04, 12:17

Moim zdaniem oddzielne życie może pogłebić kryzys, lepiej trwaj przy żonie...już lepiej w oddzielnych pokojach anizeli wyprowadzka jednego z was...
Anonymous - 2010-08-04, 16:16
Temat postu: Jesteście wielcy.
Jednym słowem piękne wsparcie. Dziękuję wszystkim stokrotnie: pielgrzymom, poszczącym, radzącym, czytającym i modlącym się.

Wiem, że mam wspaniałą żonę. Czuję się jak ostatni tępak. Ten ból...niewysłowiony pewnie.

Będę pisał jeszcze.

Szczęść Boże

[ Dodano: 2010-08-04, 16:20 ]
ewulek napisał/a:
Moim zdaniem oddzielne życie może pogłebić kryzys, lepiej trwaj przy żonie...już lepiej w oddzielnych pokojach anizeli wyprowadzka jednego z was...


Trzecią noc śpię na podłodze, także chyba rzeczywiście w tym kierunku.

[ Dodano: 2010-08-04, 16:32 ]
róża napisał/a:
Za słowami "ja tego nie chcę" pewnie kryje się lęk przed bólem, jaki Ją czeka, jeśli postanowi przebaczyć...


tak właśnie jest.

[ Dodano: 2010-08-05, 16:53 ]
To okres bardzo gwałtownych zmian i ekspresowej weryfikacji takich pojęć jak małżeństwo, rodzina, zaufanie, miłość, ból i wielu innych. Czuję jednak wsparcie Wasze i innych nam życzliwych osób.

Na pewno czynnikiem w całym przeżywaniu mojej zdrady pozostaje to, że po raz przynajmniej trzeci (mówię tu o dużych sprawach) zawiodłem zaufanie mojej żony i dane jej słowo. Pierwsze dwie złamane obietnice dotyczyły narkotyków. Wrzesień rok temu - dowiedziała, nomen omen, od mojego szwagra, że sobie hulam na całego za jej plecami. Oczywiście mądrze postąpił i chciał dla nas jak najlepiej. Po kilkumiesięcznej abstynencji nałóg zwyciężył mnie i doprowadził do niekontrolowanych zachowań. Mimo napisania pracy magisterskiej w międzyczasie i popełnienia obrony, byłem w bardzo głębokim bagnie. Tutaj dostałem pierwsze poważne ostrzeżenie. W styczniu Policja zatrzymała mnie pod wpływem narkotyków. Zabrano mi prawo jazdy, osadzona w areszcie na jedną dobę i nieomal skończyło się na zarekwirowaniu samochodu, rewizji naszego mieszkania i moich rodziców. w tym wszystkim jednak działała jakaś siła, bo do najgorszego nie doszło. Przede wszystkim nie spowodowałem wypadku, który w moim nieodpowiedzialnym, zatrutym stanie umysłu mógłby mnie kosztować kilka lat więzienia,a moją rodzinę - wolę nawet nie myśleć co.

Mimo tej bardzo silnej nauczki gdzieś tliło się to uzależnienie i maju ponownie uległem pokusie. Najgorszym elementem uzależnienia od tego narkotyku jest rozregulowanie życia płciowego i całkowite zagłuszenie sumienia.

Historia mojej zdrady właściwie przeplata się z okresem zażywania narkotyków. One stępiały zmysły, zagłuszały wyrzuty sumienia, usprawiedliwiały kłamstwo. Mówię jak o trzeciej osobie, ale to po prostu byłem toksyczny ja. Dlatego, mimo okresów kompletnego braku kontaktu z kobietą, z którą zdradziłem moją żonę, w okresie aktywnego uzależnienia wracałem do tego. Jak do innego narkotyku. Ponieważ od stycznia i historii z prawem jazdy moja żona prowadziła drobiazgowe śledztwo w tej sprawie odkryła kilka faktów, sms-ów i złożyła sobie obraz sytuacji z tej i innych historii. Nigdy nie wykonałem tego kroku i nie napisałem/powiedziałem "to koniec, nigdy więcej nieuczciwości wobec mojej rodziny" i z tego powodu moja żona ma do mnie największy żal. Uważa, że zostawiałem sobie furtkę na zdradę. Nie wiem. Pod wpływem marihuany dzieją się bardzo złe rzeczy. Zwłaszcza jeśli jest się uzależnionym wiele lat. Osobowość się zmienia i zachowania też. Obiecując mojej żonie brak kontaktów z tą kobietą, płacząc i umawiając się na wspólną pracę i przyszłość - rzeczywiście tak czułem i myślałem. Jakąś straszną obłuda i kłamstwem zarosłem jednak i nawet po czymś takim parłem tępo sytuację bez żadnych korzyści. W sytuację zaryzykowania tego wszystkiego co najpiękniejszego ofiarował mi Bóg. Rodziny. Pięknej i mądrej żony. Z wadami, kochającej mnie bardzo, bardzo mocno. Tak mocno jak boli i nienawidzi. I jeszcze wspaniałej córki.

Łatwo mówić o braku kontroli. Myślę o sobie z tamtego okresu jak o jakimś złym bracie bliźniaku, ale to przecież jedna i ta sam osoba. Długo czułem do siebie wstręt i obrzydzenie. Powoli, malutkimi kroczkami zaczynam siebie widzieć jako człowieka. zszywam swoją godność i próbuję sobie wybaczyć. To jest bardzo trudne, ale wiem, że jest to możliwe. Choć nie wiem jak naprawdę nasze życie na końcu będzie wyglądało.

Czasami nienawidzę się za to do jakiego stanu doprowadziłem moją żonę, dziecko, dom. Stałem się ich żywym, chodzącym koszmarem. W pierwszych dniach chwiałem po prostu zniknąć i nigdy się nie narodzić, bo w naszej (z przerwami) trzynastoletniej relacji więcej chyba zadał żonie bólu i dałem radości. A na pewno ten ból jest silniejszy. Cierpienie tak wielkie, że przysłania wszelką dobroć jak między nami była i może być.

Czuję teraz, że to powoli można zmienić. "Jak żółw, ociężale" jak pisał Tuwim. W każdej wolnej chwili rozważam mękę Chrystusa i modlę się tak jak potrafię. Za moją żonę, córkę, siebie, nas. Widzę drogę i widzę kamienie. Budowanie wszystkiego od nowa na bardzo niestabilnych fundamentach przeszłości i Na Chrystusie. Chciałbym móc za 10 lat dać Wam tu wszystkim świadectwo. Pokazać, że można. Że On jest Drogą, Prawdą, Życiem. I to tu na ziemi. Przy śmiechu, gotowaniu, pracy, odpoczynku, w deszczu i słońcu. To jest moje marzenie.

Każda minuta, każdy oddech, każda kaloria spalona dla mojej rodziny i małżeństwa. choćby był cień nadziei trzymam go mocno obydwoma rękami. I modlitwa, i skupienie i wewnętrzna konsekwencja, stałość, sprawiedliwość, honor, godność, prawda i miłość.

Tak mi dopomóż miłosierny Boże.

[ Dodano: 2010-08-06, 09:48 ]
Wstawiennictwo Wasze działa. Dziękuję za pomoc.

Anonymous - 2010-08-06, 14:16

Nałóg zniewala........ubezwłasnowalnia.
Masz grupę wsparcia??jesteś AN???


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group