Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - dostaliśmy szansę, czy ją wykorzystamy?

Anonymous - 2010-06-28, 21:00

zawsze się szybko regenerowałem, ale zobaczymy co będzie jutro. lepiej nie zapeszać.
ale jeśli chodzi głowę to boję się że ta regeneracja może oznaczać kolejne zamknięcie się w sobie, jakoś tak mam że potrafię wszystko w sobie zdusić, zapomnieć i właśnie zobojętnieć :| w końcu tak robiłem ostatnie 3 lata...

Anonymous - 2010-06-28, 21:13

Cytat:
tak mam że potrafię wszystko w sobie zdusić, zapomnieć i właśnie zobojętnieć :| w końcu tak robiłem ostatnie 3 lata...

Uff, to niezdrowe... Pora z tym coś zrobić. Może za mało było szczerych rozmów, za mało dzielenia się tym, co w sercu... Teraz trzeba będzie powolutku to zmieniać, bo już widzisz - po owocach, że to nie było dobre... Być może tak też było ze strony żony, że dusiła w sobie, próbowała zapomnieć i ...
Tu znajdziesz poradniki dla Was:

http://kmt.pl/ksiazki/?GD=5&GM=801&kstr=3

Anonymous - 2010-06-29, 15:56

byłem dziś u księdza. powiedział mi że muszę z nią pogadać szczerze czego ona chce: ratować małżeństwo, odejść czy czasu. konkretnie, bo mam wrażenie że ona ściemnia. jeśli jej zależy, to niech powie, jeśli jej nie zależy to też niech powie.

muszę to zrobić bo się wykończę, żyję w potwornym napięciu, nie mogę pracować normalnie, muszę wiedzieć na czym stoję, czy to w ogóle mam sens, bo nie chcę się kiedyś obudzić a jej już nie będzie, bo nie wiem co wtedy zrobię, wtedy dopiero stracę głowę i nie daj Boże coś sobie zrobię.

wóz albo przewóz.

módlcie się za nas. a przed rozmową sam się pomodlę do Boga o natchnienie.

[ Dodano: 2010-06-29, 16:34 ]
nie chcę też zapytać kiedyś Boga: dlaczego dopuściłeś żeby nam się małżeństwo rozpadło? a On mi odpowie: przecież ksiądz którego posłałem Ci radził co zrobić.
nie mogę po prostu trwać w bezczynności. tak czy inaczej zapewne spotykamy się nadal niezależnie od jej decyzji :)

Anonymous - 2010-06-29, 19:06

Michaił,
Pod Twoją Obronę....

Anonymous - 2010-06-30, 18:23

rozmowa była, spokojna choć dużo emocji było, gadaliśmy chyba ze 3h. ale nadal nie wiem na czym stoję. żona tylko powtarzała że chce czasu, że się zastanowi, nie powiedziała ile.

trochę rzeczy powyjaśnialiśmy sobie ale nadal sytuacja patowa. powiedziała że żałuje że mnie skrzywdziła (zdradziła) i że sama tym siebie też skrzywdziła.

żona czuje się bardzo przeze mnie skrzywdzona, ma rację niestety, zamieniłem jej życie w piekło, bardzo żałuję że taki byłem :( jest teraz bardzo zamknięta w sobie, powiedziała że mi już nie ufa, ja myślę że raczej się boi powtórki tego że ją znowu zaszczuję, w sumie ja też się boję. powiedziała mi że najpierw musi się sama jakoś odnaleźć, zacząć czuć cokolwiek bo teraz jest pusta w środku. powiedziałem że chcę jej w tym pomóc ale nie chciała, powiedziała że sama sobie poradzi...

tak więc wciąż wiem że nic nie wiem. targają mną wciąż skrajne emocje, w pracy ogromny dołek, jak zobaczyłem żonę najpierw ulga, potem znowu złe myśli mnie nawiedzały (zdrada, kto to był, jak...) koszmar.

Anonymous - 2010-07-01, 15:24

Michaił skopiowałam z mojego wątku:


Witaj Michaił. Przeczytałam Twoje posty. Moja sytuacja jest podobna do Twojej. I nie zabrzmi to dobrze ale czeka Cię jeszcze wiele miesięcy i wiele różnych przejść. Będą pozytywne i negatywne chwile. Ale nie ma innej rady. Czas po zdradzie to proces, a Ty będziesz przechodził kolejne etapy. Ważne by nie czuć się winnym. Trzeba wsiąść współodpowiedzialność za kryzys i doprowadzenie do niego. Ale to mój mąż ( Twoja zona też) wybrała formę taka a nie inną by nam o tym opowiedzieć. My mamy już za sobą od tego czasu setki rozmów, a i tak mam czasem wrażenie ze rozmawiamy o tym samym i nic z tego nie wynika. Przeszliśmy terapie par - kosztowało trochę ale polecam. Stawia na nogi. Na początku byłam jak Ty - zrobiłabym wszystko by zatrzymać męża przy sobie. Trwało to bardzo długo. W końcu wypuściłam z klatki (mówi sie ze jak wypuścisz ptaka z klatki i wróci to zostanie z Tobą na zawsze, a jak nie wróci - to znaczy że nigdy nie był Twój) i jakoś nie odlatuje. A czasem już mam dość całej tej sytuacji i chciałabym żeby odleciał. Kocham go bardzo, ale miłość to jednak nie wszystko. Przeczytaj kilka książek bo pomagają (Miłość potrzebuje stanowczości, "Porozumienie bez przemocy polecam bardzo) ale każda sytuacja jest inna i tak naprawdę nikt Ci nie powie co robić. Jesteśmy bardzo poranieni ale i nasi współmałżonkowie też. I trzeba wiele cierpliwości. Pewno będziesz miał troszkę łatwiej bo z kobietami się jednak lepiej rozmawia. Z mojego męża coś wydusić to trzeba czekać 20 minut na dwa nieskładne zdania z których nic nie wynika :-) aha no i weź pod uwagę że Twoja zona naprawdę nie wie co robić. Daj sobie i jej troszkę więcej czasu. ja dałam za dużo - tak myślę. Nikt nie ma prawa igrać z naszymi emocjami, w końcu jesteśmy dorośli i każdy odpowiada za siebie. Ale się rozpisałam... Chyba chaotycznie strasznie.

Anonymous - 2010-07-01, 16:31

Lidka10 napisał/a:
Michaił skopiowałam z mojego wątku:


czytałem, dzięki :)
na razie moja żona nie chce podejmować jakiegokolwiek leczenia nas, z księdzem też nie chce rozmawiać. powiedziała mi że wierzy w Boga ale uważa że ją oszukał.

byłem dziś znowu u księdza. powiedział mi tak: Boże dziękuję Ci za celibat!

niestety, moja obecna relacja z żoną jest bardzo skomplikowana, w żaden sposób nie potrafię do niej dotrzeć, ciągle słyszę: nie wiem.

pociągnąłem troszkę księdza za język i mi powiedział że widzi pewne podstawy do unieważnienia małżeństwa. nie pytałem o co chodzi z grzeczności.

kiedyś moja żona, gdy jeszcze ze sobą nie chodziliśmy zapytała jak się widzę w wieku 30 lat? odpowiedziałem: żona i dwójka dzieci. niestety jest prawdopodobieństwo że w wieku 30 lat nie będę mieć już pierwszego ani nadal drugiego :cry:

niestety nie wyobrażam sobie bycia sam do końca życia :shock: nie jestem tak silny jak inni. kocham żonę ale jeśli ona nie chce być dalej ze mną to jej nie zmuszę.

to wersja na dziś, wersja jutrzejsza może się diametralnie zmienić...

[ Dodano: 2010-07-01, 22:24 ]
3 dni przed "dniem zagłady" zamówiliśmy sobie z żoną komplet kanap skórzanych. dziś przyszedł mi do głowy mały żarcik. skoro żona trzyma mnie w szachu, bo "nie wiem" zapytałem czy mam anulować zamówienie na te kanapy? ale miała minę :mrgreen: ale otrzymałem znaną mi już odpowiedz: "nie wiem".

Anonymous - 2010-07-02, 08:50

Mój drogi trochę się powymądrzam, bo jestem "mądrzejsza" o tych parę długich miesięcy kryzysu... oczywiście, że przeżyjesz i co dziś wydaję Ci się nie do przeskoczenia - jesteś w stanie żyć bez żony. Bo jeśli zdecyduje się odejść to po prostu nie będziesz miał innego wyjścia... Przepraszam że tak ostro. Zacznij szukać samego siebie, swoich marzeń, pasji... Nie mówiąc oczywiście o Bogu bo to wiadomo. Żyłeś bez niej pewnie z 20 lat to i dasz radę. jak sobie to uświadomisz to przestaniesz ją trzymać kurczowo i ona będzie się mogła zastanowić co chce. Być może czuje się teraz osaczona. Ale wiesz co - skoro dziś nie wie to jest tego taki plus,że na pewno nie chce odejść już. Nie wie co robić i tu punkt dla Ciebie. Musi czuć, że chcesz się dla niej zmienić (te rzeczy które doprowadziły do kryzysu), ze warto z Tobą zostać (bo przecież warto prawda?!), no i przede wszystkim ze sam się cenisz i masz własna godność. Każde małżeństwo jest inne i nie znam Twojej zonki, ale chyba gdyby mąż przede mną klęczał i błagał zostań to nie miałabym do niego szacunku. Nie wiem czy dobrze to przekazuje co chciałabym. taka sytuacja jak z kanapami skłania ją do myślenia - że i Ty bierzesz pod uwagę rozstanie, a to z kolei ja zastanawia czy jednak nie warto jeszcze raz spróbować. Skomplikowane to wszystko, ale mamy modlitwę :-) I mam jakieś przeczucie, ze się wam uda czego Ci oczywiście życzę. Mój mąż myślał 10 miesięcy i w końcu wymyślił, ale to było bardzo dłłłłłuuuuuugggggiiiiieeeee 10 miesięcy. Więc cierpliwości.
Anonymous - 2010-07-02, 13:05

Michaił napisał/a:
czego ona chce: ratować małżeństwo, odejść czy czasu. konkretnie, bo mam wrażenie że ona ściemnia. jeśli jej zależy, to niech powie, jeśli jej nie zależy to też niech powie.

muszę to zrobić bo się wykończę, żyję w potwornym napięciu, nie mogę pracować normalnie, muszę wiedzieć na czym stoję, czy to w ogóle mam sens, bo nie chcę się kiedyś obudzić a jej już nie będzie, bo nie wiem co wtedy zrobię, wtedy dopiero stracę głowę i nie daj Boże coś sobie zrobię.



mialam tak samo, doprowadziłam do ostatecznej konfrontacji - uslyszalam tak duzo złych słów, tak bardzo mną wzgardzil, nie wykazał nawet odrobiny zainteresowania...doprowadziłam do uzyskania odpowiedzi, a teraz żałuje...bo wczesniej byla nadzieja, bo nie mowił o rozwodzia a odkad padly slowa że "nie ma już związku" stał się tak stanowczy i obcy że nie moge pozbierać się!

Anonymous - 2010-07-02, 21:08

irracja napisał/a:
mialam tak samo, doprowadziłam do ostatecznej konfrontacji - uslyszalam tak duzo złych słów, tak bardzo mną wzgardzil, nie wykazał nawet odrobiny zainteresowania...doprowadziłam do uzyskania odpowiedzi, a teraz żałuje...bo wczesniej byla nadzieja, bo nie mowił o rozwodzia a odkad padly slowa że "nie ma już związku" stał się tak stanowczy i obcy że nie moge pozbierać się!


nie chcę się łudzić, nie chcę trwać żeby trwać. chcę żyć, mieć rodzinę. musi zdecydować, musi, nie będę czekał wiecznie. ksiądz mi powiedział że ona wie, tylko się zastanawia, bo zostawiła sobie furtkę, niezakończoną miłość sprzed ślubu. i teraz ma do wyboru: mnie lub jego. chciałbym żeby to była nieprawda...

Anonymous - 2010-07-02, 22:09

Michaił, irracja - z tą konfrontacją jest tak, że aby do niej dążyć, to trzeba być świadomym w pełni, że może się ona skończyć nie tak jak byśmy chcieli. Trzeba sobie zadać pytanie - czy jestem gotowa/y na to że współmałżonek na pytanie "ja czy on/ona - wybieraj", wybierze tamtą osobę. Czy jesteśmy na to na pewno gotowi?
Michaił, piszesz, że w nie chcesz się łudzić, chcesz żyć, chcesz mieć rodzinę. A co jeśli żona jednak wybierze tamtego? Radykalnie się zdecyduje, wyprowadzi się, odetnie się od Ciebie? Czy jesteś na to gotów? Czy najgorsza świadomość będzie lepsza niż ta huśtawka emocjonalna, na której teraz jesteś?

Anonymous - 2010-07-02, 22:24

Michaił! Czytam Twój wątek od początku, bo trochę przypominał mi mój własny i Twoja postawa podobna do mojej sprzed 4 miesięcy. W końcu postanowiłam napisać, bo widzę, że bardzo wyrywny jesteś. Chciałbyś znać wszystko tu i teraz... A tak niestety się nie da :-( Powiem Ci tylko jak było u nas: też chciałam, żeby mi mąż powiedział, czego chce, żeby dokonał wyboru, naciskałam go bardzo, a on sam nie wiedział. A ja dalej każdego dnia suszyłam mu głowę, mając nadzieję, że to mu uświadomi, że rodzina najważniejsza. Niestety skutek był taki, że miał mnie serdecznie dość, aż w końcu się wyprowadził :-( Teraz jego romans kwitnie w najlepsze i jest przekonany, że to jego jedyna, prawdziwa miłość. Bo ja w tamtym okresie zamiast wziąć się najpierw za siebie, popracować nad swoim charakterem, zmieniać wady a przypomnieć o zaletach, to ja suszyłam i suszyłam ... no i wysuszyłam... tak że jestem teraz dla niego jedynie pomyłką. Teraz czasu już nie cofnę, ale być może gdybym tę pracę, którą teraz wykonuję mozolnie każdego dnia, rozpoczęła wcześniej, to teraz sytuacja wyglądałaby inaczej. No ale tego nie wiemy...
W każdym razie, poczytaj to forum, posłuchaj, co radzą ludzie i zajmij się sobą i swoim rozwojem, a kobiecie daj czas na przemyślenia w spokoju.
Ja w marcu myślałam, że bez męża nie przeżyję ani jednego dnia. Nadal to boli bardzo, bardzo, ale minęły już 4 miesiące, a ja radzę sobie coraz lepiej i czasem mnie taka radość ogarnia, bo popatrz wokół... naprawdę jest pięknie i każdy dzień jest jeden jedyny i nigdy więcej nie będzie nam dany. Szkoda samemu sobie marnować ten czas.
Mnie dużo radości daje pomoc innym, szukam okazji, gdzie tylko mogę. Możesz zostać wolontariuszem i pomagać przy półkoloniach dla dzieci, możesz pomagać kolegom w pracy itd... Naprawdę szkoda marnować czasu... Apropos marnowania czasu - moja koleżanka z pracy była w środę normalnie w pracy, w czwartek już szpital, a dziś nie wiadomo, ile jeszcze jej życia zostało... Więc doceń, że dany jest Ci dzisiejszy dzień, bądź dobrym człowiekiem, a może z czasem i żona pójdzie w Twoją stronę.
Pozdrawiam

Anonymous - 2010-07-02, 22:26

Owocem Ducha jest: miłość,
radość,pokój ,cierpliwość, dobroć ,życzliwość,wierność,
łagodność i opanowanie.
Ga5,22-23
Więcej cierpliwości ,zarówno w stosunku do siebie,jak i do żony
Opieraj swe życie na tym ,czemu ufasz ,a nie na tym ,czego się lękasz. ;-)

Anonymous - 2010-07-03, 08:33

Hanusia napisała:

Cytat:
Mnie dużo radości daje pomoc innym, szukam okazji, gdzie tylko mogę. Możesz zostać wolontariuszem i pomagać przy półkoloniach dla dzieci, możesz pomagać kolegom w pracy itd...

Pomagając innym pomagamy też sobie.
Dostrzec drugiego człowieka, jego - często większe problemy od naszych, to zapomnieć na chwilę o tym, co mnie boli, a tym samym odpocząć od siebie samego.
Ofiarowana innym radość, nadzieja - powraca do nas ze zdwojoną siłą. A czasami, uczestnicząc w cierpieniu innego człowieka - dochodzimy do wniosku, że ten nasz problem nie jest aż takim znowu wielkim...
Pomagając człowiekowi bardzo cierpiącemu fizycznie - dziękuję Bogu za zdrowie, którego może na co dzień nie doceniam; pomagając człowiekowi bezdomnemu - dziękuję Bogu za dom, który posiadam; pomagając osobie starszej, schorowanej, samotnej - dziękuję Bogu za ludzi, których spotykam na swojej drodze itp.
W zderzeniu z cierpieniem innych ludzi łatwiej o obiektywną ocenę swojej sytuacji. Czasem okazuje się, że nie jest ona aż tak beznadziejną , jak to wydawało się wcześniej.

Cytat:
Niestety okazuje się, że najlepszą żoną dla mojego męża będzie jego mama.

Dobrre! :-D Hanusiu, pomodlę się dziś dla Ciebie o to, żebyś to była jednak ...TY :-D
Miłej niedzieli.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group