Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - dostaliśmy szansę, czy ją wykorzystamy?

Anonymous - 2010-11-25, 23:00

Dzięki Michał!

Nie zdołałem przeczytać całego wątku, ale przeczytałem początek i koniec oraz przeleciałem resztę.

Że te wszystkie historie są do siebie podobne! Myślę, że też jesteśmy do siebie trochę podobni, jak czytałem Twój wątek, to jakbym widział swoje reakcje. U mnie niestety to się wszystko znacznie gorzej potoczyło.

Nie zazdroszczę Ci, z tego co piszesz, to ona za bardzo skruszona nie jest. Przykre to, że nie chce spełnić Twoich oczekiwań (4 warunków), które nie są jakieś wygórowane. Podziwiam jeżeli potrafisz się wznieść ponad to.

Po lekturze znów zadaję sobie pytanie, czy gdyby nie powiedział żonie, że nie będę żył w trójkącie/czworokącie i konsekwentnie wyciągał do niej rękę i pokazywał życzliwość, to czy coś by to zmieniło i teraz nie byłaby w ciąży z kochankiem. Dręczy mnie to.

Życzę Ci żeby Twoja żona była wobec Ciebie przynajmniej uczciwa.

Napisz proszę, czy Wy się ze sobą całujecie, kochacie?

Chyba nie chciałbym być na Twoim miejscu :-D Takie mozolne odbudowywanie, bez pewności czy wszystko nie runie, to strasznie ciężka sprawa.

Czy ci zdradzający nie mogliby ułatwić życia zdradzonym i próbować im nieba uchylić?

Kiedyś dawno temu jak chodziłem z jedną dziewczyną, to prawie że ją zdradziłem (znalazłem się w mocno napiętej sytuacji erotycznej, nie całowałem się ale położyłem rękę na piersi co mnie otrzeźwiło). Było mi z tym strasznie źle i sam się przyznałem i szczerze przeprosiłem i prosiłem o przebaczenie. Czy tak nie byłoby prościej?

Anonymous - 2010-11-26, 06:48

Wujt napisał/a:
Chyba nie chciałbym być na Twoim miejscu :-D Takie mozolne odbudowywanie, bez pewności czy wszystko nie runie, to strasznie ciężka sprawa.

Czy ci zdradzający nie mogliby ułatwić życia zdradzonym i próbować im nieba uchylić?
... Czy tak nie byłoby prościej?


Byłoby, ale nie o to chodzi. Wujt, widzisz - bo wszystko się rozbija o to, po co my jesteśmy tu na ziemi. Otóż jesteśmy tu, i żyjemy po to, aby nauczyć się Miłości. Każda nauka odbywa się w trudzie, kiedy wszystko przychodzi nam z łatwością - niczego się nie uczymy. Podobnie z Miłością. Bardzo łatwo kochać jest kogoś, kto kocha nas, przeprasza, prosi o wybaczenie..... Ale dostajesz trudnego małżonka... i Pan Jezus się pyta "Czy wciąż kochasz tego człowieka, jak ja go kocham?" A ten człowiek wciąż brnie w bagno.... Ale On wciąż go kocha... i pyta się nas "Czy ty też wciąż kochasz tego człowieka?"
Wujt - chcesz prościej, czy chcesz się nauczyć Miłości?

Anonymous - 2010-11-26, 13:36

Nirwanna napisał/a:
Wujt napisał/a:
Chyba nie chciałbym być na Twoim miejscu :-D Takie mozolne odbudowywanie, bez pewności czy wszystko nie runie, to strasznie ciężka sprawa.

Czy ci zdradzający nie mogliby ułatwić życia zdradzonym i próbować im nieba uchylić?
... Czy tak nie byłoby prościej?


Byłoby, ale nie o to chodzi. Wujt, widzisz - bo wszystko się rozbija o to, po co my jesteśmy tu na ziemi. Otóż jesteśmy tu, i żyjemy po to, aby nauczyć się Miłości. Każda nauka odbywa się w trudzie, kiedy wszystko przychodzi nam z łatwością - niczego się nie uczymy. Podobnie z Miłością. Bardzo łatwo kochać jest kogoś, kto kocha nas, przeprasza, prosi o wybaczenie..... Ale dostajesz trudnego małżonka... i Pan Jezus się pyta "Czy wciąż kochasz tego człowieka, jak ja go kocham?" A ten człowiek wciąż brnie w bagno.... Ale On wciąż go kocha... i pyta się nas "Czy ty też wciąż kochasz tego człowieka?"
Wujt - chcesz prościej, czy chcesz się nauczyć Miłości?


Nirwanna to już do mnie dotarło, że mam kochać pomimo wszystko, a nie za coś. Zresztą często w ten sposób wyznawałem miłość, że kocham pomimo wszystko, choć może nie do końca to rozumiałem.

Ja kocham swoją żonę, inaczej niż kiedyś, ale kocham. Jestem dla nie jej dobry, pomagam jej, nie dokuczam. I mi to jakoś w miarę łatwo przychodzi, pomimo tego, że ona jest dla mnie często niemiła. Nawet mnie to nie denerwuje, jestem ponad to. Pisałem tylko, że byłoby dla mnie problemem gdyby ona wróciła mówiąc w uproszczeniu z łaski, bez skruchy. Ja mogę żyć i kochać ją taką hardą i niemiłą na odległość, z takim kontaktami jakie są konieczne z uwagi na dziecko, ale byłoby dla mnie bardzo trudne do zniesienia żyć z kimś takim pod jednym dachem. Moim zdaniem to nie jest problem mojej zbyt małej miłości, tylko brak zgody na to żeby mnie ktoś krzywdził. Jak myślisz?


Paradoksalnie to nawet wolę ją taką niemiłą. Ja się nie gniewa na nią jak ona na mnie burczy. Gorzej znoszę jak robi się między nami sympatycznie czy tak po prostu zwyczajnie. Chyba po prostu jestem pogodzony z sytuacją, przywykłem do niej i boję się zmian :-)

Anonymous - 2010-11-26, 15:20

Michał napisał:

Cytat:
rzeczywistość okazała się inna. owszem pani żona to ta z którą brałem ślub, dane z dowodu się zgadzają ale wewnątrz to już zupełnie inna osoba i na nowo muszę się jej uczyć (i vice versa). i nie zawsze ta nowa żona mi pasi, bo brałem ślub z inną...

bądź gotowa że jak mąż wróci to najpierw będziecie ze sobą chodzić, potem okres narzeczeństwa a potem dopiero ślub. gdzieś pośrodku pewnie będzie też wasz drugi "pierwszy raz"


W zupełności zgadzam się z tym, co napisał Michał.
Konieczność chodzenia ze sobą męża/żony po zdradzie to niejako konieczność. Mężu/żono - poznajmy się od nowa... I gdyby zdrada zadziała się za czasów narzeczeństwa to posunięcie byłoby zapewne nieroztropnym, ale cóż, tutaj chodzi przecież o męża/żonę. A naprawdę można dokonać w trakcie tego chodzenia - wielu zdumiewających odkryć, choć wydawałoby się, że nic już zaskoczyć nie może...

Tytuł wątku Michała sugeruje świadomość szansy na wygraną i z góry zakłada, że w tę szansę jest wpisana ciężka praca obydwojga. Jeśli Michał pracował więcej, widocznie na więcej było go stać... Jeśli żona dała z siebie może zbyt mało - widocznie na tyle było ją dzisiaj stać.. Ale przecież pojednanie po zdradzie - to nie jest efekt miesiąca, czy dwóch - to dzieje się nieustannie. A przyszłość - może pozytywnie zaskoczyć.

Michał, z czterech opcjii "po" jesteś chyba na górze :-D
1. brak przebaczenia
2. przebaczenie, ale nieumiejętność, niechęć do pojednania
3. przebaczenie + pojednanie, ale ciągła tęsknota za utraconym "diamentem"
4. przebaczenie, pojednanie, pogodzenie się z trudną przeszłością i uśmiech, jak kiedyś... :-D

Cztery szczebelki, a jak wielka odległość między nimi... Każdy śliski, z każdego można spaść...
A kto stoi - też może upaść. Byle już tak nie pozostać...

Michał, trzymaj się ! Siłownia to super pomysł :-D

http://www.youtube.com/watch?v=Vm0pXaAtVtY
http://www.youtube.com/watch?v=pUjs9u8C0TA

Anonymous - 2010-11-26, 17:20

Cytat:
Moim zdaniem to nie jest problem mojej zbyt małej miłości, tylko brak zgody na to żeby mnie ktoś krzywdził. Jak myślisz?

Myślę podobnie :-) i mam podobny problem.....

Anonymous - 2010-11-29, 15:01

Wujt napisał/a:
Napisz proszę, czy Wy się ze sobą całujecie, kochacie?


tak, po 3,5 miesiącach braku współżycia (od czerwca) zaczęliśmy się kochać. ale to też sfera która została straszliwie upośledzona i nad którą cały czas pracujemy, nie będę ukrywał że bardziej chyba ja ucierpiałem i mam pewne problemy :cry: facet jesteś więc wiesz o czym mówię...

a tak w ogóle to moja żona chyba czyta to forum albo Pan Bóg mnie lubi (no dobra to akurat oczywiste, pytanie: kto mnie nie lubi? mnie można tylko lubić :-P ) :-)
od czwartku dzieją się u nas małe cuda!

w sobotę było spotkanie wspólnoty Sychar. parę dni wcześniej żona mi powiedziała że się zastanowi czy ze mną pojedzie. w czwartek zapytałem ją jakie mamy plany na sobotę, bo szczerze mówiąc wypadło mi to z głowy, a żona takim zdziwionym głosem oznajmia mi że przecież w sobotę jedziemy na Sychara, jakby to była oczywista oczywistość :-)

po drugie na spotkaniu była mowa o Sycharowych rekolekcjach małżeńskich w kwietniu 2011. ja siedzę cicho, bo nie chcę się przed żoną wychylać, a żona: to co jedziemy? no i jedziemy :-)

po trzecie dziś idzie się wyspowiadać.

po czwarte i najważniejsze: wczoraj mieliśmy bardzo szczerą rozmowę, taki jej rachunek sumienia.


Cytat:
1) bezwarunkowe i w miarę możliwości szybkie odejście z pracy,
2) całkowite zerwanie relacji z "przyjacielem" od smsów (zobacz: pierwsza strona, od niego się zaczęło) - na tamtą chwilę było to kilka do kilkunastu smsów na dzień,
3) zerwanie znajomości z dwoma kolegami ze studiów z uwagi na rozmowy na intymne tematy z nimi, z wcześniejszych rozmów z żoną wyszło też że obaj proponowali jej seks, oczywiście żona się teraz wypiera że źle ją zrozumiałem...


ad.1. jak już wspominałem już sama chce stamtąd odejść jak najszybciej,
ad.2. powiedziała mi że smsują już bardzo rzadko i chce zerwać tą relację,
ad.3. nie będzie się z nimi więcej spotykać.

wyszło też wiele jej innych kłamstw, bardzo przykrych dla mnie, nawet teraz :cry: najgorsze jest to że ja te rzeczy czułem wtedy gdy się działy...

ale z drugiej strony jakoś mi lżej po tej rozmowie. wiem że mogę liczyć na żonę, że nie zostawi mnie z moimi problemami, które mam niestety teraz ogromne, szczególnie w sferze psychicznej. wiem że mogę jej teraz o wszystkim powiedzieć co mnie trapi. itd. staramy się zacząć nadawać na tych samych falach.

ale nadal potrzebuję wsparcia. dużą pomocą jest dla mnie żorska wspólnota Sychar, byliśmy już tam dwa razy i nie mogę się doczekać kolejnego spotkania.
potrzebuję też Was, Sycharki i Sycharkowie, wasze posty/opinie są dla mnie bardzo ważne i pomocne. to że zaczęliśmy wychodzić z kryzysu nie znaczy że nie potrzebuję już pomocy, właśnie teraz ta pomoc mi jest najbardziej potrzebna żeby z zboczyć z właściwej drogi.

jedynie niezawodna Róża mnie tu wspomaga.
Nałóg czekam na Ciebie. zawsze ceniłem Twoje opinie, to że wiele razy mi się nie podobały było spowodowane moim kiepskim stanem a nie niechęcią do Twojej osoby.
...

pomożecie?

Pozdrawiam
Michał

Anonymous - 2010-11-29, 16:23

Michaił napisał/a:
wiem że mogę liczyć na żonę, że nie zostawi mnie z moimi problemami, które mam niestety teraz ogromne, szczególnie w sferze psychicznej

Michał Dezyderata mówi:".......zachowaj ostrośność w swoich przedsięwzięciach....".
Nie licz na żonę bezkrytycznie.
A problemy ucz sie rozwiązywac obok.......czy mimo obecności żóny.Dobrze że jest........ale jak by cos sie stało...........że jej by na jakiś czas nei było.....to co????? Zminiaj siebie ......dla siebie.
Bo jak będziesz zminiałą siebie dla żony.......to sie rozczarujesz bardzo mocno.
Bo ona jest tylko człowiekiem.Może zawieżć Twoje oczekiwania,chciejstwa,pragnienia,plany...........i co wtedy???krach?????
No bo ona......to,ona....tamto........... i powrót do starego?????

Anonymous - 2010-11-29, 16:28

Michaił!
Widzę ze u Ciebie się całkiem dobrze dzieje:-) Cieszę się.
Powiedz jak jest z rozmowami o całej tej sprawie? Czy drążysz czy wolisz nie wiedzieć? I czy żona z racji, że jest płcią zwykle bardziej skorą do rozmów chce o tym rozmawiać?
Pytam by mieć szerszy światopogląd bo moja sytuacja jest podobna do Twojej (he he pewnie i do 80proc. tu opisywanych), tyle że jestem trochę dalej - albo tak mi się wydaje.
Ja mam ochotę czasem do tego wracać bo czasem mam wrażenie ze to jeszcze nie tak do końca przepracowany temat. No i myślę ze zupełne zaprzestanie rozmów o tym nie jest dobrym pomysłem - bo to tak jakby się o wszystkim zapomniało. A ja myślę o tym wszystkim codziennie i jeszcze po tak długim czasie zrywam się w nocy i płaczę, mając ochotę uciekać...
Mój małżonek dalej pracuje z babą i raczej to się nie zmieni z różnych powodów. Odpoczywam psychicznie jak jest przy mnie, ale jak wychodzi do pracy podświadomie jest mi źle, a jak się spóźnia to już w ogóle nie jest stanowczo fajnie...
Chciałabym mieć pewność, że nie myśli już o tamtej babie, ale trudno z nim rozmawiać bo on tego w dalszym ciągu nie potrafi i się strasznie wewnętrznie denerwuje jak ma coś wydobyć z siebie. Ja się czuję źle jak nie rozmawiamy o tym, natomiast on jak rozmawiamy... i kółko się zamyka. Wiec chciałabym poznać twoja opinie na temat rozmów i wracania do tematu.
I wiesz co? Nie wiem czy mam prawo zapytać (ale przecież nie musisz odpowiadać jeśli to zbyt wścibskie) czemu nie macie dzieci?

Pozdrawiam

Anonymous - 2010-12-02, 14:55

Lidka10 napisał/a:
Powiedz jak jest z rozmowami o całej tej sprawie? Czy drążysz czy wolisz nie wiedzieć? I czy żona z racji, że jest płcią zwykle bardziej skorą do rozmów chce o tym rozmawiać?


ja wiem kim jest "on". od kogoś się dowiedziałem ;-) ale żonę interesuje tylko od kogo wiem, nic poza tym. jeśli są o tym rozmowy to właśnie "od kogo wiesz?". ja już nie chcę o tym gadać, bo i po co rozdrapywać rany? po za tym jestem już bardzo zmęczony i mnie każda rozmowa o tym bardzo boli.
ja jej wybaczyłem, ona przeprosiła, wyspowiadała się, dla mnie temat rozmawiania o zdradzie jest zamknięty i nie chcę do tego wracać. czasem lepiej pewnych rzeczy nie wiedzieć, nie pytać o nie. mi żona powiedziała bardzo dużo, choć powiedziałem jej że nie musi mi mówić, Bogu ma wyznać grzechy, nie mi. ale powiedziała i zachwycony nie byłem :-?

Lidka10 napisał/a:
No i myślę ze zupełne zaprzestanie rozmów o tym nie jest dobrym pomysłem - bo to tak jakby się o wszystkim zapomniało.


trzeba iść do przodu i lepiej do tego nie wracać co było. ale wnioski trzeba wyciągać. dla mnie to nauka na przyszłość, będę pamiętał czym się dla mnie skończyło zaniedbanie żony.

Cytat:
A ja myślę o tym wszystkim codziennie i jeszcze po tak długim czasie zrywam się w nocy i płaczę, mając ochotę uciekać...
Mój małżonek dalej pracuje z babą i raczej to się nie zmieni z różnych powodów. Odpoczywam psychicznie jak jest przy mnie, ale jak wychodzi do pracy podświadomie jest mi źle, a jak się spóźnia to już w ogóle nie jest stanowczo fajnie...


wiesz ja miałem i nadal mam tak samo. ja po żonę jeżdżę do pracy, jak mi dzwoni że zostaje w pracy dłużej to zaraz mnie ogarnia wręcz przerażenie, a na pewno spore zdenerwowanie. co ciekawe brak w tym zachowaniu podejrzliwości i braku zaufania, więc to chyba tylko taka reakcja stresowa. żona obiecała że na początku stycznia złoży wypowiedzenie więc liczę że ten koszmar się skończy niedługo.

Lidka10 napisał/a:
Wiec chciałabym poznać twoja opinie na temat rozmów i wracania do tematu.


i jeszcze raz: zdecydowanie nie wracaj do tego co było. oczywiście pod warunkiem że z twojej strony padło "wybaczam" i ze strony męża "przepraszam". jak wybaczyłaś to małymi literkami pisało też że nie wypominasz. a dla zdradzacza wypominanie to bardzo szerokie pojęcie. zresztą pomyśl jak sama reagujesz jak ktokolwiek coś ci wypomina: bunt, niezgoda na takie traktowanie.

Lidka10 napisał/a:
I wiesz co? Nie wiem czy mam prawo zapytać (ale przecież nie musisz odpowiadać jeśli to zbyt wścibskie) czemu nie macie dzieci?


zwyczajnie nie możemy mieć dzieci, ani ja ani żona :-( a chcieliśmy bardzo, 2,5 roku starań. kto wie czy nasze oddalenie się od siebie nie było właśnie spowodowane nie tyle brakiem dziecka co poczuciem porażki (?) temu towarzyszącym. chcieliśmy adoptować dziecko, mieliśmy już kurs nagrany na początek września. no ale zdrada, kryzys... a potem nadszedł wrzesień. zrezygnowaliśmy na kilka dni przed rozpoczęciem...
teraz jest sytuacja patowa, podobno jakaś ustawa się ma zmienić i ośrodki adopcyjne mają być likwidowane (?) i zastępowane jakimś POtworkiem, a i my się zastanawiamy czy chcemy mieć w ogóle dzieci? czy jesteśmy na tyle dojrzali żeby wsiąść na siebie taką odpowiedzialność jak opuszczone przez rodziców dziecko skoro sami doprowadziliśmy do ruiny nasze małżeństwo? ja na razie nie wiem...

Anonymous - 2010-12-02, 15:36

Michaił mi nie chodzi o drążenie tematu jak to było, kiedy... Bo odpowiedzi znam. I też wiem kto to itp... też uważam, że nie jest dobrze za dużo wiedzieć.
Mi chodzi o stan uczuć męża dzisiaj. Widzisz ja go nie zaniedbałam i cały czas czułam się kochana, a tak do końca nie byłam, więc teraz się po prostu boję w to uwierzyć. Masz rację - to taka reakcja stresowa...
Nie bez kozery zapytałam o te dzieci, bo tak myślę, że to (w naszym przypadku) było przyczyną kryzysu i całego tego zamieszania. Dobrych kilka lat po ślubie, żadnych przeciwwskazań w naszym przypadku, a dzieci nie było... Chyba rosła w nas frustracja, rozczarowanie... i te pytania wszystkich o dzieci... Myślę że mąż się czul obwiniany o ich brak - choć to chyba się urodziło w jego głowie. Bezpłodność czy niepłodność często prowadzi do kryzysu...
Moja przyjaciółka miała sytuację jak Twoja. Czuła się zaniedbywana przez męża wiec znalazł się jakiś pocieszyciel (widocznie zawsze się jakiś znajdzie) i o mało nie zniszczyła swojego małżeństwa. Przezwyciężyli zdradę, wybaczyli sobie i w końcu mąż się zgodził na adopcję. Mają cudownego synka, a jej mąż poza nim świata nie widzi... pewno, że układa się różnie ale znaleźli swoje miejsce na świecie. Poza tym ktoś mi powiedział, że Pan Bóg zawsze błogosławi po tak trudnych przejściach...

Anonymous - 2010-12-29, 14:51

gdyby ktoś pół roku temu mi powiedział że spędzimy z żoną święta wspólnie, pogodzeni to... chciałbym mu wierzyć ale bym nie wierzył. ale spędziliśmy je razem! nie były to łatwe święta, szatan zaatakował znienacka, w samą Wigilię, wszystkie złe wspomnienia wróciły i nie dawały spokoju aż do dziś.

tak trudno ponownie zaufać, ale chyba się udawało. aż do niedzieli gdy wróciliśmy do domu, szukałem w torebce żony mojego portfela, a znalazłem papierosy... znowu kłamstwo, bardziej mnie to zabolało niż to że znowu paliła (ma przeciwwskazania - tarczyca).

i też śmieszna sytuacja. żona z tydzień temu umówiła się na dziś z koleżankami. ja miałem siedzieć w domu ale wczoraj zadzwonił mój kumpel żebyśmy gdzieś skoczyli dzisiaj, zgodziłem się i powiedziałem żonie że też wychodzę. ale zaproponowałem jej że jak będę wracał to po nią podskoczę do koleżanek. troszkę kręciła, a dziś rano mi powiedziała że jedna z koleżanek odwołała spotkanie. i znowu myśli: chciała się spotkać z nimi czy może z pewnym kolegą (o którym wyżej już pisałem) i tylko mnie okłamała?

czy to Bóg daje mi znać że mam być przezorny w zaufaniu do żony? czy może to próba zaufania żonie i to wszystko z tym odwołanym spotkaniem to przypadek.

z jednej strony chciałbym z nią dziś o tym pogadać ale z drugiej sam wiem jak absurdalnie to brzmi i jak ona to może odebrać. sam bym tak to odebrał. ale tak strasznie boję się być znowu skrzywdzonym, okłamanym...

czasem mam wrażenie że tracę kontakt z rzeczywistością :shock: że tak naprawdę pół roku temu nic się nie stało, że to tylko zły sen był. czuję że wariuję, czasami nie potrafię spać pół nocy, albo budzę się co chwilę...

nałóg napisał/a:
Wybaczenie to postawa.Do wybaczenia nie musi być potrzebna prośba Twojej żony.To Ty możesz chcieć jej wybaczyć.Bo wybaczenie to akt jednostronny.
Natomiast czym innym jest pojednanie.
Do tego(pojednania) potrzebne są dwie strony konfliktu.Bo to tak jak przy pakcie pokojowym.Nie zawierają paktów pokojowych strony niezwaśnione,a tylko te w stanie konfliktu.
I obie muszą chcieć ten pokój zawierać.
Przy pojednaniu powinna być postawa przyznania się do popełnienia określonego czynu.Potem uznania swojej winy w tym czynie.Następnie żal za skutki tego czynu i prośba o wybaczenie i pojednanie.Ale nie ma pojednania bez zadoścuczynienia.Tylko jak to zrobić w przypadku zdrady???.Proste: trzeba być przejrzystym ,prawdomównym i nie wchodzić w żadne sytuacje dwuznaczne by nie dawać sobie pokusy na powtórkę.Sobie pokusy a partnerowi powodów do podejrzeń.To jest zadośćuczynianie codzienne.
Czy można i czy powinno się zapomnieć o krzywdzie?????..........wg mnie nie.
Należy pamiętać ..Choć nie należy tym żyć.
Nie należy pamiętać po to by przy każdej nadażającej się okazji wypominać i dokopywać "krzywdzicielowi"
Pamiętać należy po to aby dostrzegać symptomy nawrotów .Uzależnienia,grzechy,zdrady są pod duzym "ostrzałem" "kusego" i są wykorzystywane do nawrotów .I po to nalezy pamiętać o tym co bolesne.I to obie strony krzywdy.I krzywdziciel-chyba jeszcze bardziej jak skrzywdzony.

Pogody Ducha



trzeba być przejrzystym ,prawdomównym i nie wchodzić w żadne sytuacje dwuznaczne by nie dawać sobie pokusy na powtórkę.Sobie pokusy a partnerowi powodów do podejrzeń.To jest zadośćuczynianie codzienne.

trochę mi tego ze strony żony brakuje, mówiłem jej kiedyś o tym, ale dla niej pewne rzeczy, sytuacje są normalne i to ja przesadzam.

czy to ja jestem zbyt podejrzliwy? czy żona tworzy dwuznaczne sytuacje? poradźcie coś...

[ Dodano: 2010-12-29, 15:16 ]
dodam jeszcze ciekawą rzecz dotyczącą tego jej spotkania z koleżankami: miałem dziwne przeczucie, że coś jest nie tak.

nie sugerowałbym się tym gdyby nie dwa zdarzenia. gdy kryzys wybuchł żona pojechała na weekend do rodziców. zapytałem wtedy wprost: jedziesz to niego ("przyjaciela" któremu wyznała miłość, nie kochanka, on był na miejscu)? oczywiście zaprzeczyła.

parę dni później gdy wróciła, spotkała się z dwoma kolegami. jeden i drugi jej proponował seks w przeszłości, sama mi to powiedziała, choć nie wprost, później się wypierała że ją źle zrozumiałem.

ale do rzeczy, w obu sytuacjach miałem złe przeczucie, taki niepokój, taki jak mam od wczoraj.
w pierwszej sytuacji się nie myliłem, jechała się spotkać z nim.
w drugim też miałem rację, coś złego się tam działo. nie było tam wprawdzie seksu ale o zdradę to zahaczyło.

o obu sytuacjach sama mi powiedziała w przeddzień spowiedzi.

chciałbym nie ufać swojemu przeczuciu ale czuję że coś jest na rzeczy...

[ Dodano: 2010-12-29, 15:22 ]
chciałbym się pozbyć tej podejrzliwości, bo to mnie niszczy i niczemu i nikomu nie służy, ale cały czas coś wychodzi na wierzch, cały czas ktoś mąci. chciałbym żeby to się już skończyło.

mam na to sposób, ale zły, zbyt wiele osób by ucierpiało, mogę tych kolegów żony, jej byłego kochanka zgnieść, mam na nich tyle że ich kobiety by ich pozabijały, ale chyba sam bym się tym pogrążył i naprawdę byłby koniec, wszystkiego i wszystkich... to moja kara doczesna, walczyć z pokusą zemsty na tych co mnie skrzywdzili.

Anonymous - 2010-12-29, 16:07

Michaił, to nie tak...
To nie kara tylko Twoje zadanie - które musisz wykonać najlepiej jak umiesz - nie mścić się, nie szukać zemsty, nie nienawidzić a ranę pozwolić Bogu zamienić w perłę...
Zaufanie od nowa to nie jest taka prosta sprawa
Ale nie chodzi o to by kogokolwiek zabijać, prawda?
Pozdrawiam, z modlitwą

Anonymous - 2010-12-29, 19:40

katblo napisał/a:
To nie kara tylko Twoje zadanie - które musisz wykonać najlepiej jak umiesz - nie mścić się, nie szukać zemsty, nie nienawidzić a ranę pozwolić Bogu zamienić w perłę...

Zgadzam się w 100 % :mrgreen:

Anonymous - 2010-12-29, 23:19

katblo, chyba nie zauważyłaś o czym jest post ;-)

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group