Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - gdzie jego sumienie???

Anonymous - 2010-05-15, 22:46
Temat postu: gdzie jego sumienie???
dziśwczoraj "uciekłam" od męża do siostry i póżniej pojadę do rodziców, aby nabrać sił, dystansu, mogę na nich zawsze liczyć, a mąż niech przemyśli swoje postępowanie i poczuje jak to jest być samym, bez obiadku, żony i dzieci, może coś do niego dotrze i zmieni swoje postępowanie.
Od wczoraj się do mnie nie odezwał, dziś spotkaliśmy się przypadkowo w kościele na mszy i różańcu za zmarłego z rodziny. W kościele usiadł w ławce za mną, potem po zakończeniu śpiwów p[oczekałam na niego w samochodzie, robił mi wymówki w drodze do domu, że wszyscy gapili sie na niego w kościele i jakby wiedział, że będę, to by nie przyjechał z teściem. w domu spytałam, czy przenmyślał swoje postępowanie, on na to nic specjalnie, to zapytałam, czy uważa że dobrze robi, on że dobrze, ja mu na to, czy jest mu dobrze samemu, on że tak, a ja dalej czy jest szczęśliwy, on z uśmiechem na twarzy że tak, to wykręciłam się i od razu pożałowałam, że wyciągnęłam rękę, a on co - ma to gdzieś.
Najgorsze jest to, że syn chce wrócić do domu, bo bardzo tęskni za dziadkiem, nie ojcem i codziennie dzwonimy do teścia, a on ciągle mnie pyta kiedy wrócę, więc ja mu na to, że jeszcze nie wrócę, bo mąż mnie nie chce. Jak mu nie żal dzieci, nawet nie zapytał o nie, gdzie jego sumienie???
Jak myślicie, dobrze zrobiłam?

Anonymous - 2010-05-16, 13:10

Jola90,
Witaj,
widzę że emocje rosną i pęcznieją, ale postaraj je zwolnić i rozprosz.

Nigdy nie jest dobrze tam, gdzie na brak miłości i zrozumienia odpowiadamy sami brakiem miłości, złością, niechęcią zrozumienia czy ucieczką.

Nie twierdzę, że aby uspokoić złe emocje nie jest dobra czasem i kilkudniowa abstynecja obecności przy współmałżonku. Nigdy jednak nie jest dopuszczalne, aby na tym cierpiały dzieci, a tym bardziej były w to wciągane.
Rozumiem stres, rozumiem frustrację, rozumiem emocje, ale jest jeszcze rozum, etyka i zwykła ludzka przyzwoitość.
Wyjeżdżamy z domu, bo mąż doprowadza nas do obłędu i białej gorączki? Zabieramy dzieci? To wykrzesajmy z siebie choć tyci pomysłu na to aby znaleźć powód pobytu poza domem, aby nasze pociechy przeżyły go bez stresu. Przecież nie wynosimy się na stałe, więc jak po powrocie bedziemy remontować psychikę nie tylko własną , ale i dziecięcą? W imię czego dzieci mają nosić nasze ciężary wynikające z dysfunkcji dorosłych?
To my dorosłe kobiety nie dogadujemy sie mężami, dzieci kochają oboje rodziców. Patrzą na nas, i jestesmy ich światem, stabilizacją bezpieczeństwem. Nie budujmy murów i fortyfikacji, a dzieci to nie wojsko zaciężne i nie karta przetargowa.

A teraz Jolu już konkretnie do Ciebie. Zrobiłaś co zrobiłaś. Trudno, wyszło dziwnie. Odnoszę wrażenie,że nie tylko nic nie uzyskałaś ale jeszcze bardziej się denerwujesz.

Nie bardzo rozumiem, o co chodzi z tym Kościołem. Od kiedy to pójście do Kościoła uzależnia się od konfliktu lub jego braku ze współmałżonkiem? A patrzyli na męża skoro sie rozsiadł za Tobą zamiast przy Tobie, więc sam sobie w poprzeg zrobił.

Natomiast nie wiem czego sie spodziewałas zadając pytania czy mężowi dobrze z tym czy z tamtym. I pytanie niedojrzałe i odpowiedzi takoż same. Mówiąc prawdę to był granat zaczepno-odłamkowy i ciesz się że nie eksplodował. :-|

Jolu nie można tak rozmawiać z drugim człowiekiem, a juz na pewno nie z facetem. Jesli nie wybuchnie to się opancerzy i nie usłyszysz tego co chciałaś :!:

Wyciągnęłaś rękę do zgody? Na pewno? Czy wiesz ,że z punktu widzenia męża w tej ręce trzymałaś odbezpieczony granat, który On mógł tylko przejąć i rozbroić, unieszkodliwić albo spowodować detonację. Czy Twój mąż to szkolony pirotechnik? To nie była otwarta ręka na zgodę, dlatego pożałowałaś. Wyciągnęłaś ją z ukrytym oczekiwaniem i agresją.
Joluś postaraj się przywołać emocje , które TObą targały wtedy i wyciągnij tą rękę przed lustrem. Zobacz co ujrzysz, tylko zrób to uczciwie.
Emocje zaciemniają prawdę, dodaj do tego różnice na linii kobita i facet i masz pasztet na wiele lat.

Teraz dziecko. Tęskni do dziadka, nie do ojca, bo dziadek się cieszy jego obecnością, aojciec juz kojarzy z przepychanką emocjonalną. Skoro teść tak go lubi to pozwól mu pobyć z dziadkiem, gdy będziesz docierać kanty z mężem.

Jesli mąż chce Waszego powrotu to wróć, ale zamiast się wkurzać na siebie. WIeczorkiem odpalcie kompa i zamiast rozmowy , a w efekcie sprzeczki zacznij na głos czytać rozdział z Dzikiego Serca Eldriga. Jeden dziennie wystarczy.
Jeśli mąż się obruszy to mu powiedz, aby postarał się skupić na tekście i niech Ci pozwoli przeczytać mu tę książkę.
Jeśli pomysł wypali, oboje się wyciszycie, spędzicie wspólnie czas, wiele się dowiecie i będziecie mieli solidne podstawy do zmian w sobie. Następna polecana tak lektura to Urzekająca lub Ewangelia- sama ocenisz-wyczujesz, która lepiej już będzie brzmiała. ( Tylko nie zacznij od Apokalipsy :mrgreen: ), bo to ma doprowadzić do czytania codziennego Ewangelii w rodzinie. Tam gdzie płynie Słowo Boże, tam Demony usiedzieć nie mogą.
Proponuję jednak zacząć od lektury świeckiej,żeby przyzwyczaić mężą, a nie zbuntować.
I jeszcze coś.
WIeczorne błogosławieństwo z nakreśleniem krzyża na czole połączone z całusem i słowami KOCHAM CIĘ ( choćby się w Tobie gotowała największa złość) ma taką moc, że gdyby żony o tym pamiętały to Sychar by świecił pustkami.
Nie zniechęcaj się niczym. Jak na początku się obruszy, to rób to duchowo.
Mój mąż na widok czynionego gestu błogosławieństwa zbaraniał. :-?

JOLU wy się KOCHACIE tylko nie rozumiecie. Nie straćcie tego uczucia. Możecie je z omocą Jezusa podnieść i uczynić pieknym. Niech Was Bóg prowadzi.
Potrzebujecie terapii małżeńskiej i rekolekcji. Z serca życzę moc Błogosławieństw dla Was i całej rodziny.

Anonymous - 2010-05-16, 13:47

Tak Kingo masz rację, od początku jego skoku w bok nie chciałam wciagać w to dzieci, ale teraz to już mąż przegiął totalnie, nie rozumiemy się obecnie, on twierdzi że dobrze robiu i bardzo bym chciała uczestniczyc w jakichś rekolekcjach, tylko czy on będzie chciał.
Mąż dziś przez telefon wyrzucał mi, że wczoraj w kościele zrobiłam to wszystko na pokaz, żeby wszyscy zobaczyli, z jego rodziny, nie rozumiem co on mi zarzuca, oddałam ostatnią posługę wujkowi. Ciągle myśli tylko o sobie egoista.
Wracam chyba dziś do domu, bo też mi fatalnie na duszy.

Anonymous - 2010-05-16, 14:34

Cytat:
w domu spytałam, czy przenmyślał swoje postępowanie, on na to nic specjalnie, to zapytałam, czy uważa że dobrze robi, on że dobrze, ja mu na to, czy jest mu dobrze samemu, on że tak, a ja dalej czy jest szczęśliwy, on z uśmiechem na twarzy że tak, to wykręciłam się i od razu pożałowałam, że wyciągnęłam rękę,


Pytać zdenerwowanego męża, czy jest szczęśliwy, to jakby prosić się o takie właśnie zachowania; to nie był moment stosowny na takie pytania, owszem - przy kolacji ze świecami odpowiedź byłaby na pewno inna, czyli szczera. A tutaj dałaś mu okazję do ulżenia sobie - Twoim kosztem.
To czego Wam potrzeba to - rozmowy, rozmowy, rozmowy. Zasiąść przy stole, kiedy w domu spokój, może właśnie ta kolacja przy świecach, lampka wina i uważne słuchanie siebie nawzajem. Jolu, wcześniej pisałaś o tej trzeciej... Może więc trzeba najpierw te sprawy wyjaśnić, bo to, co dzieje się dziś to tylko efekt czegoś większego. Czy nadal mąż spotyka się z nią?
To odtrącenie Twojej ręki wyciagniętej do zgody... Myślę, że nie było tam tego odtrącenia, bo nie było też chęci do zgody - przynajmniej w tym momencie; raczej upust Waszych emocji, wiec nie obrażaj się... Mąż zareagował tak, jak każdy przeciętny facet - w takiej sytuacji.
Ucieczka z domu niczego nie rozwiąże, wręcz pogorszy. Proponuję, kiedy już emocje opadną - spokojną rozmowę, raczej bez pytań, jak czuje się mąż, ale właśnie o tym, jak Ty się czujesz, że jest Ci baardzo źle... Być może, już bez ciągnięcia za język - usłyszysz od męża takie same słowa, że jemu też... W tamtej sytuacji mógł powiedzieć, tylko to, co usłyszałaś, to nie był moment na szczerość. Może więc na razie - wyciszenie, a potem propozycja poważnej rozmowy, nie kłótni.
Bardzo trudno jest zmusić kogokolwiek do skruchy, taki przymus działa wręcz odwrotnie...
Może, kiedy będzie mniej słów, w sercu zrodzi się coś więcej, czyli skrucha... Póki co - chyba nie motywujesz do tego męża.
Twoja nieobecność w domu nie musi sprawiać, że mąż natychmiast poczuje się nieszczęśliwym... Owszem, można czuć się "nieszczęśliwym", kiedy nie ma obok nas kogoś kogo bardzo kochamy, kto nas kocha bardzo...

Anonymous - 2010-05-17, 10:50

Dziękuję różo, lubie Cię czytać, masz rację. Wiem, że emocje są złym doradcą, ale po ostatnich wydazreniach tzn. w czwartek gdzie mąż pojechał załatwić jedną sprawę na cały dzień i wrócił w nocy, nie dając znaku życia prawie do 18 od samego rana i po drodze wyszło jeszcze ze okłamał mnie, mówiąc mi że pojechał do pana x, a co do rzeczy, to był u pana y, więc przegiął totalnie z tym, ciągle mnie okłamuje, załatwia sprawy do ok. 12 w nocy, wiadomo jakie sprawy, znajduję też często w samochodzie jej włosy, więc to pewne ciagnie to nadal, wypierając się oczywiście i wymyślając tysiąc powodów lub ostatnio taki tekst, że i tak nie powie, bo nie uwierzę, ale jak mam wierzyć skoro ciągle kłamie, Wam wszystkim wierzę bardziej niż jemu.
Myślę, że w ten czwartek spotkał się z nią lub nawet pojechali gdzieś, może coś zobaczyć, albo zwiedzić. Tylko Bóg to wie, gdzie był i co robił od wczesnego rana do nocy. Licznik w samochodzie też był skasowany, więc coś ukrywa. Telefon także ukrywa i blokuje pin-em, żebym nie dowiedziała się czegoś więcej, teraz to już nawet nie chcę nic czytać, bo to zbyt boli, a swojego czasu się dowiedziałam, gdy nie było jeszcze tego pin-u o ich spotkaniach, pisała że go kocha, itp. taka dziecinada, że szok.
Dziś byłam u księdza i zaproponował mi żebyśmy razem przyszli na katechezę, ale myślę, że nie będzie chciał, bo jakiś czas temu też nie chciał nawet o tym słyzsec, powiedział, że pon wie, co ksiądz mu powie i nie chciał, a co do rekolekcji, to ksiądz raczej odłożył by je na później, kazał najpierw do niego na katechezę, a i powrót do domu treż mi odradził, abym jeszcze męża przytrzymała. Może taki prymus działa odworotnie, ale to był krzyk rozpaczy. Sama już nie wiem synowi obiecałam dziś powrót i chyba wrócę, tak mówi mi serce, choć mąż się nie odzywa, więc nie wiem, czy tego chce, może robi mi na przekór.

Anonymous - 2010-05-17, 12:36

Jolu, to faza delektowania się strąkami... To faza, jak to Kinga :-D fajnie nazywa - amoku... Wtedy kłamstwo na porządku dziennym, krętactwo, matactwo itp. Bo gdyby prawda ujrzała światło dzienne mogłoby być głupio, że to właśnie te strąki... Więc zataić przed światem, bo przecież bardzo smakują... Są zapewnienia o miłości, już wiesz... Żeby smakować nie przestało...
I jak tu pomóc, kiedy wiesz, że te strąki wnet bardzo zaszkodzą, że masz dla męża stół zastawiony wykwintnym jadłem... Niestety, musi nasycić się. A Ty ? Pozostaje czekać, aż żołądek rozboli... Tu nic nie przyśpieszysz, musi powrócic sam, musi zapragnąć czegoś lepszego, piękniejszego niż te pole..
Czekać cierpliwie - z modlitwą... To możesz na dziś...

http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-05-18, 22:09

Dziękuję różo, też tak myślę i żyję tą nadzieją, ale po dzisiejszej rozmowie z mężem, to już ręce opadają.
Wróciłam do domu, na widok dzieci mąż i dziadek szczęśliwi, a rozmowa: mąż nic zero przeprosin.
Wiesz co mi dziś powiedział, że nigdy nie pójdzie na katechezy i rekolekcje, że dzieci są najważniejsze i dla nich musimy się jakoś dogadać, a dalej, że go do niczego nie zmuszę, sugerując, że dalej będzie jeździł i wracał późno (wiadomo skąd i dlaczego) i czy będę szczęśliwa i dzieci także po rozwodzie. Odpowiedziałam, że nie wiem, ale nie wiem, co zrobię i co dalej będzie, bo mi marnuje życie i zdrowie, a na trójkąt się nie zgadzam.
Nic do niego nie dociera, potem zaczął mnie zaczepiać, tulić i zapragnął sexu , dziwne co?
Brakuje mi siły na to wszystko, upadam na zdrowiu :(.

Rozmowa była spokojna, ale odebrałam ją jako szantaż: dla dobra dzieci siedź cicho i rób dobrą minę do złej gry, a ja będę dla ciebie miły i dobry. Co mu powiedzieć, jak go traktować i z nim postępować, bardzo proszę o rady, bo bardzo zagubiona jestem.

"Pozostaje czekać, aż żołądek rozboli... Tu nic nie przyśpieszysz, musi powrócić sam, musi zapragnąć czegoś lepszego, piękniejszego niż te pole." Tak różo, tylko ile można czekać, to już 8 m-cy, fizycznie i psychicznie jestem wykończona.

[ Dodano: 2010-05-18, 22:27 ]
Modlitwa, nadzieja i wiara dają mi siłę.

Anonymous - 2010-05-19, 08:36

Jola.............to czekaj nie czekając.Wzmacniaj siebie ,zadbaj o siebie,pokochaj siebie prawdziwa miłością abyś mogłą kochać zdrowo innych.
A mąż????? no cóż.......... ja jestem za twardymi granicami dla obu stron,za twardą miłością dla obu stron w dysfunkcji
Jola90 napisał/a:
że go do niczego nie zmuszę, sugerując, że dalej będzie jeździł i wracał późno (wiadomo skąd i dlaczego)

Ale zgadzać sie na to nie musisz.Bo to jest forma sznatażu emocjonalnego...........gra dziećmi.............. możesz powiedzieć STOP ,ale na to zgody nie ma........... ty robisz po swojemu więc ja stawiam coraz twardsze granice..........
Jakie? jest sepracja nieformalna...pod łoża,od stołu,od prania,gotowania,podawania, prasowania............... jest wiele wyrazów twardej miłości.
Tylko czy Ty jesteś gotowa i tak zdetermiowana by te granice postawić..................

Anonymous - 2010-05-19, 11:52

Jolu, naprawdę niewielu mężczyzn potrafi powiedzieć "przepraszam", zwłaszcza, kiedy rzecz dotyczy domniemanej zdrady... Przecież to byłoby równoznaczne z przyznaniem się do niej... Dalej to już tylko konsekwencje i jeszcze ta niewiara z ich strony, że żona zechce to przebaczyć.. Raczej widmo rozwodu im jawi się...
To przytulenie - mogłaś potraktować je jako "przepraszam" i pewnie w zamyśle męża miało tym być... Ale Ty zdajesz się szukać książkowego ideału... A pomyśl, czy i Ty nie powinnaś za coś przeprosić...
Jolu, u Ciebie to wszystko w sferze domysłów, podejrzeń... Traktując męża jako obecnego i już przyszłego "zdradzacza" nie zachęcasz go do zmiany postępowania...
Proponuję najpierw upewnić się co do zdrad, a dalej... No, może zaczniesz mysleć o Was inaczej, z większym optymizmem... Odnoszę wrażenie, że utraciłaś kiedyś zaufanie i to uczyniło z Waszego życia koszmar. Zapytałaś, gdzie jeździ, gdzie chodzi? Co Ci odpowiedział?

[ Dodano: 2010-05-19, 12:55 ]
Cytat:
nigdy nie pójdzie na katechezy i rekolekcje, że dzieci są najważniejsze i dla nich musimy się jakoś dogadać, a dalej, że go do niczego nie zmuszę, sugerując, że dalej będzie jeździł i wracał późno (wiadomo skąd i dlaczego)

Kto to zasugerował - mąż, czy Ty, Jolu? Może właśnie zbyt daleko idące, a niepoprawne wnioski wyciągasz?
Nie chce chodzić na katechezy... Żeby to chcieć, trzeba rozumieć więcej, a mąż rozumie na dziś może trochę mniej... Najpierw porozumieć się, choć odrobinę - dogadać się tak po ludzku, a potem katechezy, rekolekcje. Najpierw umyć ręce, uszy, szyję, a dopiero potem makijaż. A Ty chciałabyś chyba inaczej i może słusznie buntuje się.

Czasami idąc we dwoje - trzeba zatrzymać się, bo ten drugi nie nadąża i nie jest w stanie przyśpieszyć kroku... Jeśli ten pierwszy nie zwolni - straci tego drugiego z pola widzenia. Tak też jest w życiu religijnym w małżeństwie - czasem trzeba obejrzeć się za siebie, zaczekać... Różne mamy tempo, a mamy iść razem - we dwoje.

Pewnie ma sumienie Twój mąż, Jolu - jak każdy z nas. Widzisz, jak poruszyło go, że nie siedzieliście w kościele obok siebie, jak mąż z żoną - to przecież sumienie...

To piękne w mężu, że dla niego dzieci są tak ważne... A może i Ty jesteś tak ważną osobą dla męża? Próbował Ci to okazać, dlaczego napisałaś, że "to dziwne"?

Anonymous - 2010-05-19, 21:54

Tak nałóg-masz rację, maż chce szantażować mnie dziećmi, bo ich dobro jest najważniejsze i dalej ciągnąć tę chorą znajomość, ja nie mam zamiaru brać w tym udziału, mówię stop, nie zgadzam się na trójkąt.
Dziękuję Ci bardzo za wskazówki na temat twardej miłości.

Anonymous - 2010-05-26, 12:51

Cytat:
Podobnie jest z separacją od stołu, czy teraz, gdy być może mąż też się miota byłoby to dobre rozwiązanie,

Moim zdaniem - nie należy tego czynić... To są te cienkie nitki, które jeszcze łączą - nawet najbardziej zagrożone małżeństwo; trzeba te nitki wzmacniać, aby powstały z nich mocne liny - takie już (kiedyś) nie do zerwania. Pomyśl, jak odczytałby taki gest Twój mąż, co w ślad za tym może pójść... Podejmując konkretne działanie trzeba najpierw próbować przewidzieć konsekwencje i być przygotowanym na ich poniesienie. Warto zadawać sobie często pytanie - "co wyniknie z tego, co czynię - jakie dobro?" A może zło??
X odseparowany od łoża - uczyni wiele , aby powrócić do niego spowrotem; ma świadomość , że zdradą wyrządził żonie wielka krzywdę, czuje się winny, próbuje naprawiać.
Y odseparowany od łoża - stwierdzi, że nie warto już zabiegać, że jest tak, jak przypuszczał - żona już nie kocha i "rozgrzeszony"wyrusza w drogę...
Jolu, tu już sama musisz podjąć decyzję - tylko Ty...

Anonymous - 2010-05-26, 22:19

Dziękuję różo :).
Tak tylko ja podejmuję decyzję i niestety nie jest ona łatwa, miotam się strasznie, ale czuję, że tak muszę, bo przecież muszę szanować siebie, a do tej pory chyba się nie szanowałam spełniając jego zachcianki łóżkowe, czyż nie?

Anonymous - 2010-05-27, 13:16

Jolu, te wszystkie zranienia, które masz za sobą... One chyba uniemożliwiają na dziś - obiektywną ocenę sytuacji. Łatwo nazwać próbę zbliżenia się do siebie ciałem i duchem - zachcianką, łatwo pomyśleć o sobie, że chyba nie szanuję samej siebie, kiedy kładę się do łóżka z mężem, który (być może!) sypiał też z inną kobietą...
Moim zdaniem naprawdę niewielu mężczyzn dosięgnęło takiej patologii, aby mogli z dwiema jednocześnie... Czyżbyś podejrzewała o to swojego męża?
On wychodzi... Wcześniej pisałaś, że "ona pisała, że go kocha"... Więc bardzo prawdopodobne, że trudno mężowi uwolnić się z tych sideł, ona najzwyczajniej w świecie może go do tych wyjść nakłaniać, wręcz szantażować. Wczułaś się w położenie męża? Gdyby już przyznał się do romansu, a może (póki co tylko "może" ) i zdrady fizycznej - pewnie by tak nie obawiał się, a tu przecież chodzi o to, aby sprawa nie wyszła na jaw... Jak mówi przysłowie "Na złodzieju czapka gore" :-D
Z tym brakiem szacunku do siebie, to może zbyt mocno rozpędziłaś się Jolu... Przeciez jesteś żoną swojego męża, co w tym dziwnego, że spełniasz jego zachcianki, a on Twoje?O braku szacunku do siebie powinna pomyśleć ta, która próbuje wejść pomiędzy Was.
Odnoszę wrażenie, że chcesz coś zepsuć do końca... Pchnąć męża w jej ramiona (stęsknione) - bardzo łatwo o to teraz, tak więc apeluję o ostrożność, bo :evil: chyba krąży...

Anonymous - 2010-05-27, 16:55

Jola90 napisał/a:
a do tej pory chyba się nie szanowałam spełniając jego zachcianki łóżkowe, czyż nie?


No tak.............. mieć ciacho i zjeść ciacho.

Moje spojrzenie jest męskie.............ale wiem też ,że to trójkąt.
A w takim trójkącie jest przedmiotowość................człowiek używa człowieka jak rzeczy,jak przedmiotu...................
Seksualność ,seks małżeński jest sprowadzany do ..............czynności fizjologicznych.
Chcesz być podmiotem w małżnstwie??czy przedmiotem?????

Człowieka się szanuje,kocha .......a nie używa jak rzeczy.

Wybór należy do Ciebie...................
Ja jestem zwolennikiem twardej miłości,konsekwentnej i spójnej w działąniu i postawie.

Pogody Ducha


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group