Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Nie lubię niedzieli

Anonymous - 2010-05-02, 20:16
Temat postu: Nie lubię niedzieli
Od kiedy nie jesteśmy "zdrową rodziną", nie lubię niedzieli. Czy ktoś ma podobny problem? Mamy dwoje dzieci, mąż od kiedy się wyprowadził odseparował się od nas zupełnie. Dobrze, że wczoraj trafiłam na audycje ks. Marka Drzewickiego "Czym miłość nie jest"... To mi pomogło. Ale w sercu dalej czuje smutek..
Anonymous - 2010-05-02, 22:23

Akwila,
Witaj na forum,
przeniosłam Twój wątek z działu technicznego, bo tam nie zajży nikt na dyskusję.

Akwila napisał/a:
Od kiedy nie jesteśmy "zdrową rodziną", nie lubię niedzieli.

Wielu ludzi po odejściu współmałżonka ma jakieś doły. Twój to akurat brak lubienia niedzieli. Pytanie tylko czego nie lubisz?
Dnia tygodnia, wolnego czasu, który kiedyś spędzaliście razem? Czy może nie lubisz Dnia Pańskiego?
Czego tak naprawdę nie lubisz?

Anonymous - 2010-05-03, 08:43

Lubię modlić się, wierzę w Boga, ale w kościele widzę przede wszystkim pełne rodziny. Kiedy nie mogłam mieć dziecka, widziałam kobiety w ciąży lub z małymi dziećmi. teraz widzę pełne rodziny. Wiem że nigdzie nie jest idealnie, ale w niedzielę tego mi właśnie brakuje...
Anonymous - 2010-05-03, 16:30

Akwila napisał/a:
Kiedy nie mogłam mieć dziecka, widziałam kobiety w ciąży lub z małymi dziećmi. teraz widzę pełne rodziny.

No cóż, wszyscy tak mamy. To działanie zła próbuje nas wytrącić z ufności w bożą mądrość i sprawiedliwość, a pozostawć nam uczucie pustki i beznadziei.
Pomyśl,że Bóg pokazuje Ci to czego nie masz aby po ludzku być szczęśliwą i jak zmienia się Twoje patrzenie na problem.
Nie miałaś dziecka to o nim marzyłaś, ale miałaś męża i nie byłaś szczęśliwa. Teraz masz dzieci, a męża brak i znów problem. Co będzie gdy wróci, a dzieci już są. Jaki wtedy problem będzie zaprzątał Twoje myśli?
Może Bóg chce Ci coś powiedzieć o relacjach jakie Was łączą? Zapytaj go o to.
Może specjalnie dając jedno zabiera drugie lub skutecznie odsówa, abyś dostrzegła coś więcej niż tylko przyziemne problemy czysto ludzkie? To może być przełom w Twoim życiu tylko trzeba wiedzieć co takiego Bóg pokazuje Ci przez te doświadczenia.

http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-05-03, 18:05

Akwila napisał/a:
Kiedy nie mogłam mieć dziecka, widziałam kobiety w ciąży lub z małymi dziećmi. teraz widzę pełne rodziny.


Ja siedzę w kościele obok 18-to letniego syna i chociaż chciałbym aby była z nami moja żona, jestem szczęśliwy, że nie siedzę tam sam.
Wiem, że to nie wielka pociecha dla Ciebie ale zobacz, wiele osób zostaje całkiem samych.
Doceńmy to co dał nam Bóg.

Anonymous - 2010-10-24, 22:18

Witam! Niedzielę już pokochałam. Winny miał rację.. Należy cieszyć się tym co ma się obok, a ja mam dwoje wspaniałych dzieci. Niestety przez tę całą sytuacje popsuły się moje stosunki z teściowa. Od kiedy maż zamieszkał u niej, u mnie pojawiła się blokada. Nie potrafię z nią rozmawiać. Bardzo się na niej zawiodłam, bo nasze stosunki przed wyprowadzka męża były dobre. Nie potrafię zrozumieć dlaczego tak łatwo otworzyła mu drzwi i go przyjęła? Kiedy z nią próbowałam rozmawiać, ona twierdziła że nie będzie mieszać się w nasze małżeńskie sprawy... Nie potrafię się przełamać. Czy to jest normalne?
Anonymous - 2010-10-24, 23:15

Rozumiem Twój ból, ale zrozum teściową.
Przecież to jest jej syn. napewno życzy mu jak najlepiej i pewnie chciałaby aby między Wami ułożyło się wszystko, ale nie oczekuj opuszczenia w trudnej sytuacji syna przez matkę.
Twój mąż jest osobą dorosłą i jego mama nie zmieni go, ale lepiej gdybyś miała z nią dobre relacje bo może się okazać, że jest jedyną osobą, która ma na niego jakiś wpływ. Może Twoja teściowa będzie Twoim sprzymieżeńcem?

Anonymous - 2010-10-25, 12:58

Ja uwazam, ze Tesciowa zrobila dobra robote. Wszak lepiej zeby Maz byl pod opieka Mamusi niz szukal innej pocieszycielki...
Trzymam kciuki za dialog malzenski.

Anonymous - 2010-10-25, 13:18

Moim zdaniem, Kajtusiu, teściowa robi złą robotę - syn z pewnością czuje się pod skrzydłami swojej mamy tak bezpiecznie, że ani w głowie mu powrót do rodziny, czyli do odpowiedzialności.
"Pocieszycielka" ma to do siebie, że jej działania mogą dać w efekcie dobre skutki - przyśpieszyć tak pożądaną tutaj - dojrzałość.
Tymczasem mama utuli, ukołysze ... i gdzie tu nadzieja na otwarcie oczu?
Hmm, a ileż to mam, które to powodowane bez wątpienia - troską, wpoiły swoim synom/córkom prawo do "ułożenia życia na nowo" :-( Nie zawsze ta miłość matczyna jest tak do końca roztropna...

Cytat:
Ja siedzę w kościele obok 18-to letniego syna i chociaż chciałbym aby była z nami moja żona, jestem szczęśliwy, że nie siedzę tam sam.

Winny człowiek nigdy nie jest w kościele sam. Idziemy tam przecież zawsze - do Kogoś :-)

http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-10-25, 20:15

róża napisał/a:
Winny człowiek nigdy nie jest w kościele sam. Idziemy tam przecież zawsze - do Kogoś


Różo, w zupełności się z Tobą zgadzam. W kościele nie jesteśmy sami. Do kościoła idziemy do Kogoś, ale do Kościoła możemy iść sami lub z kimś, a to jednak nie to samo. :-)

Anonymous - 2010-10-25, 21:50

Rozo, kazda z nas ma troche racji. Czasem w malzenstwie jest juz tak nagmatwane, ze ludzie poki za soba nie zatesknia, nie nabiora dystansu. I jako zona wolalabym by moj maz poszedl do swojej mamy a nie do watpliwej reputacji kolegow. Mimo wszystko slowa duzo latwiej wybaczyc niz zdrade. A mieszkanie gdzies tam w chwili zyciowego zakretu jest bardziej zdradogenne.
A z tego co zrozumialam to nie tesciowa zrezygnowala z kontaktow. Zawsze mozna umowic sie z nia na kawe i spotkanie z wnukami i przy okazji pogadac z mezem na nieco bardziej neutralnym gruncie.
Moje przemyslenia opieram na moim podworku, a dodam, ze relacje z tesciowa do matko-corkowych nie naleza. Moja tesciowa caly czas obojgu nam tlucze do glowy, K ze musi dac nam szanse, a mnie zagrzewa do walki o nasze malzenstwo. I zawsze kiedy zaczynam watpic, kaze mi wstac i walczyc dalej.

Anonymous - 2010-10-26, 08:33

Winny napisał:
Cytat:
Do kościoła idziemy do Kogoś, ale do Kościoła możemy iść sami lub z kimś, a to jednak nie to samo.

Myślę, że dopóty kogoś kochasz, masz go w swoim sercu - tak naprawdę nigdy nie jesteś sam, więc i do kościoła nie idziesz sam - niesiesz żonę ...w swoim sercu. No może bardziej - dźwigasz... :-) Pewnie że lepiej byłoby mieć i w sercu i tuż obok... Cóż, kiedy to drugie nie zawsze możliwe.

Cytat:
Moja tesciowa caly czas obojgu nam tlucze do glowy, K ze musi dac nam szanse, a mnie zagrzewa do walki o nasze malzenstwo. I zawsze kiedy zaczynam watpic, kaze mi wstac i walczyc dalej.


Kajtusiu, jesteś szczęściarą :-) . Taka teściowa to prawdziwy skarb. A odnośnie tego przetrzymywania syna przez mamę, to gdyby było tak, że żona znęca się nad mężem - wtedy to na pewno jest ono zasadne :-) , ale inaczej - trzeba powoli syna odczepiać od spódnicy i pokazywać kierunek --> twoja rodzina-->odpowiedzialność. Mama tu naprawdę może wiele...
Nie dziwię się, że Akwila trochę złości się na teściową, może jest coś na rzeczy z tego, co piszę.

Anonymous - 2010-10-27, 21:14

Zgadzam się z Różą. Mama przygarnęła syna i stworzyła mu azyl. Mój mąż miał (być może dalej ma) romans, który został odkryty i nie wie co ma wybrać.. U mnie nagromadziło się wiele negatywnych emocji. Wiem, że kiedy rozmawiam z mężem lub z jego mamą nie panuje nad tym. Wole póki co trzymać się z dala. Złość nie jest dobrym doradcą.
Anonymous - 2010-10-28, 18:40

Akwila napisał/a:
U mnie nagromadziło się wiele negatywnych emocji. Wiem, że kiedy rozmawiam z mężem lub z jego mamą nie panuje nad tym. Wole póki co trzymać się z dala. Złość nie jest dobrym doradcą.

No dobrze, ale lepiej bys sie czula gdyby zamieszkal z kochanka? bo z tego co piszesz wyzej na obecnym etapie kontakty sa dosc naszpikowane emocjami.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group