Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Historia jakich wiele

Anonymous - 2010-03-16, 02:22

Wiem że ciężko zrozumieć czyjąś sytuacje tylko ma podstawie opisu, tak nie ma możliwości przekazania wszystkiego, całej złożoności i zawiłości sytuacji.
Ja obcuje z wiarą na swój sposób Żona niestety nie traktuje wiary jako ważnej.
Chodzę w ciężkich chwilach na cmentarz do babci i to w jakiś sposób mi pomaga, wracam zawsze spokojniejszy, wczoraj też byłem.
Słuchałem co mówiła i nie było żadnej obserwacji, poprostu coraz bardziej brneła w długi i niechciała się do tego przyznać, w końcu ja powiedziałem stop a że Ona jest osobą bardzo zawziętą (córka górala choć z niskich gór ale zawsze) to zaparła się i tak się to skończyło na obecną chwile.
Wiem że trzeba dużej pracy nad sobą nad związkiem i starałem się nie dawać żadnych powodów do powiększenia naszych problemów, starałem się by sie otworzyła ale wolała sama i dusiła to w sobie. Niestety nie każdy problem można rozwaiązać samemu.
Cytat:
ludzie nie pomogli

raz prosiłem o pomoc ale daremnie więc nigdy tego już od nikogo nie wymagałem
A skierować Ją w strone wiary niestety nie jest w mojej mocy a w swoim otoczeniu nie ma nikogo kto mógłby tak postąpić.
Wiesz wyznaje zasade "nie chcesz pomóc to przynajmniej nie przeszkadzaj" a wydaje mi się doświadczanie krzywdą, bólem nie jest zbyt miłosierne, choć może teraz napiszesz nie zbadane są wyroki pańskie i nie nam je sądzić. Dlatego nie poddaję w wątpliwość poglądów innych i nie psiocze że jest tak a nie inaczej. Nawet nie twierdze że życia takie jest, nie, to my, to ludzie tacy są, ze widząc łatwą i podatną zdobycz nie pomagają tylko biorą dla siebie. Jestem uczynnym człowiekiem staram się pomagać innym w miarę mozliwości, nie wysmiewam się, z każdym mogę zawsze porozmawiać. Rozumiem że mnie nie znasz i ciężko kogoś zrozumieć dlatego od nikogo nie wymagam niestworzonych rzeczy.
Uwierzysz że ani razu nie przyszło mi do głowy aby się odegrać w jakikolwiek sposób. Potrzebuje rady co robić bo jak napisałem i intuicja mi mówi coraz mniej czasu i boję się by nie stało się coś co może wszystko przekreślić.

Anonymous - 2010-03-16, 09:11

Cytat:
A Bóg ?
Wtedy go przy nas chyba brakło. Nie każdy ma potrzebę by uzewnętrzniać swoje poglądy religijne, nie trzeba kościoła żeby wierzyć.
Każdy z nas ma swój sposób by przeżywać obcowanie z Wiarą, Bogiem i nigdy nie sygerowałem nikomu czy tak a tak ma być.


To, co napisałeś o Bogu, odniosę do Twojej sytuacji w małżeństwie - nie potrzeba mieszkać razem z żoną, aby kochać. Skoro wiara nie wymaga osobistego spotkania z Jezusem (sakramenty), uzewnętrzniania jej - miłość też tego nie wymaga, wystarczy, że wiem, że żona żyje, istnieje... Nie zgodzisz się z tym, prawda? A przecież wiara, Bóg, to Miłość i jak bardzo trudno jest kochać żonę - nie rozmawiając z nią, nie spotykając się z nią, tak bardzo trudno jest kochać Boga bez Kościoła, bo On tam jest żywy, prawdziwy - z Ciałem i Krwią... Pomyśl sobie, że może właśnie tak, jak Ty czekasz i tęsknisz za żoną, tak Pan Bóg tęskni za Tobą, bo nie wystarcza Mu tylko świadomość, że istniejesz... On czeka w Kościele.
Jeśli uregulujesz swoje sprawy z Nim - z pewnością Twoje układy z żoną też ulegną zmianie na lepsze, a jeśli nawet nie, to choć sam - będziesz żył z pokojem w sercu, a to już bardzo dużo.
Żona zdradziła, może od tego zaczął się poważny problem, niby zaraz wszystko było OK, ale kto przeżył zdradę ten wie, że tych spraw nie da się tak szybciutko załatwić, może pozornie, ale wtedy i tak wyjdą przy najbliższej niewielkiej sprzeczce, albo też w sposób ukryty bedą wpływać na postawę zdradzonego. Ten temat trzeba przerobić głębiej. Owszem, można oszukiwać siebie samego, że nie, że to zamknięty rozdział, ale ja w to nie wierzę, bo żeby zamknąć taką ranę trzeba ją dokładnie oczyścić, uzdrowić, a to jest możliwe tylko będąc w bliskiej, poprawnej relacji z Jezusem. Inaczej - będzie ona jątrzyć się, nawet po latach...
Być może sam chętnie wziąłeś spakowaną walizkę i odszedłeś, bo było po prostu ciężko... Krzyśku, uznaj fakt, że jesteś człowiekiem mocno zranionym i potrzebujesz uzdrowienia... To prawdziwe uzdrowienie daje tylko Jezus... Potem możesz próbować naprawiać zepsute relacje pomiędzy Wami, będzie wtedy łatwiej. Póki co zadbaj o siebie, o swoje serce...
Pozdrawiam z modlitwą za Was.

[ Dodano: 2010-03-16, 09:35 ]
Poczytaj, proszę:

http://pierzchalski.eccle...age=00&id=00-03

Anonymous - 2010-03-16, 09:55

Różo Dzieki za miłe słowa.
Masz racje że tego nie można ot tak zamknąć, zresztą opisałem że to właśnie nie do końca wyjaśnione tematy spowodowały narastające problemy, cieszylismy się tym że jestesmy razem a część problemów pozostała nie rozwiązana wiem że to właśnie było przyczyną sytuacji która powstała.
Po części masz racje ale sprawy duchowe zawsze będą właśnie takimi, nienamacalnymi duchowymi dającymi doznania wewnętrze a relacje między ludzmi są rzeczywiste fizyczne (choć można kochać na odległość) nawet po jakimś wyjeździe rozstaniu, to po powrocie bardzo liczy się kontakt taki zwykły prosty dotyk który jakże wiele daje.

Cytat:
Ale widzisz sam, że Twoje ludzkie metody zawiodły, ludzie nie pomogli, może więc teraz zrozumiesz ,że "ludzki sposób na Twoje małżeństwo" już się skończył.
Może tak Bóg pokazuje Ci,że nie jest tylko Istotą stojącą z boku, ale chce uczestniczyć żywo w Waszym życiu? Może czas pogłębić osobistą i małżeńską relację ze Stwórcą? I wiesz co? Nasz Bóg jest Bogiem zazdrosnym o swoje dzieci i Bogiem ofiarnym. Wykorzysta wszystkie możliwości,aby Wam o sobie przypomnieć. Wasze szczęście jest w Nim, a droga do Niego to Wasz Sakrament Małżeństwa.


Cytat:
Jeśli uregulujesz swoje sprawy z Nim - z pewnością Twoje układy z żoną też ulegną zmianie na lepsze


Cytat:
Pomyśl sobie, że może właśnie tak, jak Ty czekasz i tęsknisz za żoną, tak Pan Bóg tęskni za Tobą, bo nie wystarcza Mu tylko świadomość, że istniejesz... On czeka w Kościele.

Niechce nikogo urazić ale czy przypominanie o sobie w ten sposób nie jest miłe, wyrządzanie krzywdy po to by zwrócić kogoś w swoją strone ?
Zazdrosny czy zazdrość nie jest grzechem ?
Sugestia pójścia do kościoła jak handel ?
Jezus chyba rozgonił już raz sprzedających pod świątynią...
Do Boga bardziej pasuje wskazywanie drogi, wyjaśnianie, ukazywanie prawdy niż sugerowanie i nakazywania obrania pewnej drogi czyż nie ?
Pisałem że z każdym rozmawiam z księżmi na kolędzie również zawsze zamieniałem pare słów, i nie odwracam się do nikogo, niczego plecami.
Jest to forum poświęcone małżeństwu, jest pod patronatem kościoła.
Napewno relacje duchowe pomagają odzyskać spokój, wiare lecz trafiłem tu z bardziej przyziemnych powodów oczekując porady. Te parę rozmów które tu odbyłem wiele dla mnie znaczą i dziękuje za nie, wiem też że wszystkiego naraz jednocześnie nie sposób ogarnąć zrobić i wszystko w życiu ma swoje miejsce i czas.
Poprostu musze coś zrobić inaczej nie będe mógł tak życ...

Anonymous - 2010-03-16, 11:48

Cytat:
Do Boga bardziej pasuje wskazywanie drogi, wyjaśnianie, ukazywanie prawdy niż sugerowanie i nakazywania obrania pewnej drogi czyż nie ?

Jesli odebrałeś moje słowa jako najkazywanie to przepraszam Cię, Krzyśku. Nie o to mi chodziło... Jesteś wolnym człowiekiem, masz prawo żyć tak, jak uważasz za słuszne. Wejście na droge głębszej przyjaźni z Jezusem to łaska, żaden handel i naprawdę tą drogą idzie się łatwiej (takie jest moje doświadczenie i dzielę się nim z Tobą), zwłaszcza kiedy dopadaja nas sprawy bardzo trudne, po ludzku niemożliwe do rozwiązania, kiedy trudno o skuteczną pomoc ze strony ludzi...
Wzruszyła mnie Twoja samotność i cierpienie, zasugerowałam więc szukanie pomocy u Boga, ale to była tylko sugestia...
Krzyśku, nie widujesz sie ze swoją żoną, tymczasem trzeba takie spotkanie odbyć, bo trzeba odbyć poważną rozmowę, żeby wiedziec co ona myśli o dalszej Waszej przyszłości, żeby dowiedziała się, co myślisz o niej Ty, czyli co dalej z Wami. Takie trwanie w niewiedzy, jak to ma miejsce dzisiaj jest bardzo męczące i to na pewno dla obydwu stron... Wiedzieć, w którym miejscu jesteś, aby móc ruszyć w dalszą drogę... Im więcej będziecie ze sobą rozmawiać, uważnie siebie słuchać, tym większa szansa na zmiany - na lepsze. A tak zwyczajnie po ludzku, dobrze jest mieć kogoś (przyjaciela), z którym można wygadać się, poradzić się. Rozumiem, że między innymi z tego powodu weszłeś na to forum, i dobrze, bo tu naprawdę nikt nie chce Twojej krzywdy, tutaj ludzie wiedzą, co to znaczy - cierpienie. Nie obrażaj się jednak, kiedy przez porady przewija się słowo Bóg, bo to forum katolickie.

Anonymous - 2010-03-16, 12:20

Krzysiek,
Krzysiek napisał/a:
Poprostu musze coś zrobić inaczej nie będe mógł tak życ...

Jak masz takie myśli - a piszesz o tym w każdym poście - to idź do lekarza OD RAZU, bo masz ogromnego doła, poczucie jakiejś pustki / straty, a jesteś w wieku kiedy facetom zdarza się mieć wszystkiego dosyć.
Może nie chodź tyle do babci na ten cmentarz, albo chodź ale pamiętaj że tam zawsze zdążysz.
Masz wchodzące w dorosłość córki, za parę lat będą wnuki, Krzysiek nie przekreślaj tego wszystkiego!!!

Ja mam taki obraz po przeczytaniu twoich postów, że między wami coś może się działo od dłuższego czasu czego ty nie potrafisz zrozumieć czy dostrzec, że coś twoją zonę odepchnęło od bycia razem.
Wyprowadzka z domu - ja też tyle razy to chciałem zrobić i wiesz co? przychodziła taka może perfidna i egoistyczna myśl - a co jeśli jej będzie lepiej??? po co dawać taką okazję i po co tak ostentacyjnie przekreślać wspólne życie? Przecież to było zanim doszlo do tej zdrady...

Krzysiek napisał/a:
Jestem bardzo wrażliwym człowiekiem nawet nie zdawałem sobie sprawy jak bardzo, emocje rozgoryczenie dały upust i wyniosłem się z domu

Nie wiem czy to wrażliwość, mi się wydaje że bardziej niedojrzałość, że się nie potrafiłeś pogodzić z tym, że ona ma inaczej, że ma prawo do swojego kawałka życia, znajomych, własnych spraw. W tym trzeba znaleźć jakąś rozsądną równowagę, i to pewnie trudne (dla mnie - cholernie trudne). Ale uciekać? Może na chwilę, wtedy powiedzieć że chcesz pobyć sam przez moment.. nie wiem jak to wyglądało, może nie ma już teraz znaczenia. Ale sam jej pokazałeś że tak można i że to jakieś rozwiązanie.

Krzysiek K napisał/a:
Do Boga bardziej pasuje wskazywanie drogi, wyjaśnianie, ukazywanie prawdy niż sugerowanie i nakazywania obrania pewnej drogi czyż nie ?

Jednemu Bóg pokaże - o zobacz, tam, daleko... a on już biegnie, a innego w głowę trzeba walnąć żeby się obudził.
Zasady są jasno wyłożone w dekalogu i przekazywane w KK przez nauczanie, Słowo Boże, tradycję.

Krzysiek, pytasz o rady, dużo ich tu padło, ja bym powiedział - módl się jak wariat, jak chodzisz do tej babci to za nią odmawiaj litanię za zmarłych, chodź do Kościoła, spowiadaj się i nie trać wiary. Tu sobie poczytaj może nt modlitwy:
http://www.opoka.org.pl/b...-2009-help.html
u mnie tak było właśnie - jak trwoga to do Boga - ale zadziałało i mnie to nie obchodzi czy to ktoś powie na to handel czy co.
Może próbuj jakoś się do żony zbliżać, szukaj jak do niej dotrzeć (ale to może też sam Bóg cię jakoś poprowadzić).
Nastaw się, że to jest może na lata bardziej niż na miesiące.
I zajmij się sobą, zrób tak, żebyś ty był dla niej atrakcyjnym facetem, poprzez spokój, pewność, kontakt z córkami i jakąś może taką opiekę z dystansu, jeśli ona tego nie odrzuci.
Jest takie stowarzyszenie psychologów czy terapuetów chrześcijańskich - możesz tam poszukać pomocy, dla siebie w tej chwili bo ze sobą dobrze żebyś do ładu doszedł.
Tu na Sychar są małżeństwa które się rozpadały i potem wracały do siebie, ja sam miałem w sądzie sprawę rozwodową założoną i się z niej żona wycofała - więc da się dużo zrobić, tylko trzeba czasu, cierpliwości., modlitwy... no i gwarancji też nie ma że się uda, niestety, do to w końcu zależy też od tej drugiej osoby.

Anonymous - 2010-03-16, 12:54

Ja się nie chciałem wynieść i nigdy sam bym tego nie zrobił. Tak w skrócie-Poprostu zastałem spakowane swoje rzeczy i usłyszałem że mam wyjść a że mieszkanie jest na nią (to inne już kwestie niemające związku z tym) więc co miałem zrobic...
Może to też jest niedojrzałość ale jestem wrażliwym facetem taki przykładowy rak i o tym każdy wie kto mnie zna.
Mam obok siebie parę osób które udzielają mi wsparcia też radzą żeby zacząć robić coś dla siebie, tak też robie i z zewnątrz jest ok ale od środka...
Niektórzy mówią daj sobie z Nią spokój, ale ja nie mogę nie chce i tylko mam jeszcze nikłą nadzieje że może coś kiedyś i tylko to mnie jeszcze trzyma...
Dzięki za każde słowo to dla mnie bardzo ważne.

Anonymous - 2010-03-16, 13:48

Krzysiek, masz dorosłe dzieci... Kontaktujesz się z nimi? A może wraz z wyprowadzką od żony "wyprowadziłeś się " od własnych dzieci. Jeśli tak, pomyśl czym prędzej jak na nowo nawiązać z nimi poprawne relacje, kiedyś boleśnie moga Ci to przypomnieć, ten czas poza domem... A może trzeba porozmawiac z dziewczynami, tak, jak z dorosłymi ludźmi, wyjasnić, co wydarzyło się w domu, bo one pewnie tej strony medalu nie znają... I nie chodzi mi o to, aby uświadomić dzieciom, że oto mama "be", zrobiła wszystko, co najgorsze, ale pokazać sytuację w miarę w prawdziwym świetle. Może zmieni się ich podejście do Ciebie, może zechcą odwiedzić, być dla Ciebie również pocieszeniem, dodadzą siły do życia... Co one wiedzą na dziś o Was, w jakim świetle Cię widza, czy w prawdziwym? A może też potrzebują Ciebie, Twojej większej obecności w ich życiu... Dzieci powinny wiedzieć, dlaczego rodzice nie są razem, kiedy są dorosłe - maja prawo znać prawdę. Kiedy mowiłeś im o tym, że tęsknisz za nimi, że cierpisz z powodu samotności...?
Anonymous - 2010-03-16, 18:37

Krzysiek, posłuchaj sobie może takich kazań X. Pawlukiewicza, np. tu jest trochę może do ciebie własnie:
http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3

Bardzo ciekawie mówi, a tu całość:
http://www.kazaniaksiedzapiotra.pl/

Ja słucham czasami, w samochodzie głównie i dużo z tego zostaje gdzieś w głowie i pomaga.

Anonymous - 2010-03-17, 01:38

Tak można powiedzieć że dorosłe ale czy dorosłość to cyfra.
Wiedzą o kłopotach finansowych ale Żona zawsze im że jakoś się to załatwi i one to zostawiały a o wybryku Mamy wie tylko starsza córka ale ogólnikowo. Obecnie niewiem ile wiedzą i co ale raczej nie przejawiały zainteresowaniami takimi sprawami jak finanse. Raz z ust starszej córki padło coś czego nie rozumiem do dziś "że ją nie obchodzi czy my będziemy razem czy nie" powiedziała to do mojej mamy i to było bardzo przykre z uwagi że mieliśmy jak już wyżej pisałem dobry kontakt ze sobą i chyba mamy nadal choć rzadszy o czym też pisałem. Wczoraj była u nas u ich dziadków gdzie mieszkam młodsza córka a jutro ma być starsza - ma urodziny i umówiliśmy się na sobotę na wspólne wyjście na pizze.
One też napewno swoje przeszły a ja nie mam sumienia ich męczyć poruszając te tematy.
A o tym co w domu same nic nie wspominają. Mieszkają ze swoją mamą więc napewno ma na nie większy wpływ niż ja, ale moje stosunki z nimi są nawet dobre. Więdzą że tęsknie za nimi i wspominałem że mogłybu częściej wpadać do mnie ale rozumiem ich brak czasu i nie naciskam, starsza córka studia, młodsza matura i oczywiście jej chłopak (bardzo fajny-nawet ministrant) to je bardzo pochłania.
Naprawdę bardzo dziękuję za słowa, rady, zainteresowanie to pozwala się troche uspokoić.:)
Czytając różne tematy na forum natrafiłem na "Pierwszy post - Piotrek" i z duzym zdziwieniem zauważyłem że ja też byłem może po części jeszcze jestem ja On, odnalazłem jakby swoje odbicie może nie identyczne ale jednak, też byłem taki jak siebie opisuje i wiem żę od tego się chyba wszystko zaczeło.
Nie wiem czy to dobry pomysł bo aktualnie nie jestem gotowy na rozmowe z Żoną ale może mógłbym zacząć od listu, co o tym sadzicie?

[ Dodano: 2010-03-17, 10:53 ]
Cytat:
Krzysiek, posłuchaj sobie może takich kazań X. Pawlukiewicza, np. tu jest trochę może do ciebie własnie:
http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3

Słuchałem parę razy aż do trzeciej w nocy i masz racje jest tu coś dla mnie, może nie do końca zrozumiałe ale jest.
Ciężko złapać dystans bo przecież to moje życie i mnie bezpośrednio dotyczy to moja przeszłość, teraźniejszość i przyszłość więc jak patrzeć na nie z odległości skoro jest tu i teraz teraz. Ludzie są zmienni i nieraz zapominają to co kiedyś było co widzieli, doznali, tak było ze mna z Nią... Może sięć się zerwała, poplątała jak nasze życia. Zagubiłem się zagubiła się Ona, jak mamy się odnaleźć czy to jeszcze mozliwe...

[ Dodano: 2010-03-17, 12:28 ]
Pogubiłem się, nie umiem dostrzec przed sobą żadnej drogi...

Anonymous - 2010-03-17, 12:59

Krzysiek K napisał/a:
Pogubiłem się, nie umiem dostrzec przed sobą żadnej drogi...


Mnie wtedy pomaga Adoracja, szybko Pan wskazuje nastepny krok. Nie trzeba widzieć całej drogi by dojść celu zwłaszcza,że często pokonujemy odcinki we mgle... :mrgreen:
Trzeba natomiast zawsze mieć przewodnika wtedy jest bezpiecznie.

Anonymous - 2010-03-17, 13:05

Właśnie brak mi czegoś znaku, drogowskazu, przewodnika.
Nie potrafie... i coraz bardziej się boje...

Anonymous - 2010-03-17, 13:24

Krzysiek K napisał/a:
Właśnie brak mi czegoś znaku, drogowskazu, przewodnika.
Nie potrafie... i coraz bardziej się boje...


A więc poproś o przewodnictwo Jezusa lub Maryję, albo innego świętego, który jest Ci bliski. Nie dopuszczaj jednak do siebie lęku, bo on zawsze przychodzi od Złego. Potrafi skutecznie odciąć nas od trzeźwego spojrzenia na problemy i rani nasze serca.
W takich chwilach gdy wszystko Ci umyka przeżegnaj się z Wiarą to najprostrzy egzorcyzm i niezwykle skuteczny. A Adorację polecam szczególnie obok Mszy Świętej i różańca .

Anonymous - 2010-03-17, 14:25

Krzysiek??? a czy Ty może mieszkasz gdzieś w okolicach W-wy????

Jak tak to jutro,na Rakowieckiej u Św.Boboli o godz.19.00 w sali Betlejem jest spotkanie mityngowe męskiej grupy wsparcia .
Tylko dla facetów.....bo chłopaki nie płaczą ....znalazł byś bratnie dusze facetów w kryzysie..

A na początek polecam Ci Jacka Pulikowskiego "Warto być ojcem"
oraz M.Artymiak "Pomiędzy kobieta a mężczyzną"..........no i lekturę forum.........

Anonymous - 2010-03-17, 16:46

Krzysiek K napisał/a:
może mógłbym zacząć od listu, co o tym sadzicie?

U mnie pisanie listów zadziałało, ale mieszkaliśmy cały czas razem, pisałem codziennie przez 1-2 miesiące i te listy znikały ze stołu i nie było ich w śmietniku... czyli czytała. Ja pisałem o tym co czułem jak mi mijał dzień etc, takie proste rzeczy, żeby się przebić z kontaktem.

U ciebie to by może było inaczej... weź pod uwagę że ona może nie chcieć nawet czytać takiego listu... albo że się może coś z niego pojawić na sprawie rozwodowej jeśli w tą stronę pójdzie cała sytuacja.
Ale jeśli napiszesz coś sensownie i ona będzie chciała to przeczytać, to może warto, bo to początki jakiejś komunikacji by były?
Tylko nie pisz jej, że życie bez niej traci sens etc! Takie pośrednie choćby sugestie to forma przemocy psychicznej - tak mnie uczyli na terapii dla przemocowców...

Nie wiem czy w ogóle masz tę sytuację ogarniętą jakoś? Mi się wydaje że musisz sam stanąć na nogi, a przynajmniej zacząć, i wtedy dopiero będzie moment żeby coś robić. Bo teraz co zrobisz? A jak zapytasz wprost i usłyszysz 'nie chcę cię' - to co? Czy dasz radę to wytrzymać i wytłumaczyć sobie, że to sprawa na lata, gdyby tak było?


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group