Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - powody ratowania w sytuacji konfilktu

Anonymous - 2010-03-04, 15:27
Temat postu: powody ratowania w sytuacji konfilktu
witam,
czy ktoś mi poda kilka powodów dla których należy próbować ratować małżeństwo w sytuacji konfliktu charakterów i postawy życiowej?
Czy ratowanie nie przedłuża agonii i nie grozi większym konfliktem w przyszłości?
Czy ludzie powinni dostać drugą szansę (małżeństwo po rozwodzie)?
Czy należy za wszelką cenę się męczyć, kiedy cierpi nie tylko człowiek (małżonkowie) ale też cierpieć będą dzieci które zauważą chłod pomiędzy rodzicami?
z góry dziękuję za odpowiedzi

Anonymous - 2010-03-04, 15:39

Ciekawe tezy............ małznstwo to wybór,postawa..mimo wszystko.To nie kontrakt handlowy-choć przy zrywaniu kontraktu handlowego sa kary umowne.
Agnostyk......piszesz o sobie??? pytasz o szansę.............. czy w swoim życiu nie zdarzyło Ci się upaść?????
A jak upadłeś,popełniłeś błąd to nie dostałeś szansy powstania?podniesienia się?
Może zamiast ratowania w agoni warto zastanowić sie co do tej agoni doprowadziło???? by jak już uda się coś naprawić by nie zabijać powtórnie????

Anonymous - 2010-03-04, 18:46

witam, zastanawia mnie ten fragment:

"w sytuacji konfliktu charakterów i postawy życiowej "

co rozumiesz pod stwierdzeniem "Konflikt charakterów",

śmiać mi się chce gdy słyszę że rozwody orzekają bo "niezgodność charakterów" i to po 15latach małżeństwa, a co wcześniej niezgodności charakterów nie było?, nie ma czegoś takiego, nasze małżeństwo jest (mam taką nadzieję) dobrym przykładem, z mężem dzieli nas różnica charakterów, jak to nazwałeś -ogromna.
ja się wychowałam na wsi, gdzie ludzie podchodzą prosto do życia, jestem cholerykiem i wszystko muszę mieć natychmiast (Bóg mnie powoli w tej kwestii prostuje), do tego nerwus nie z tej ziemni. mój mąż jest spokojny, inteligentny, opanowany, gdy ja go zdradzałam zachował głowę na karku a serce przy Panu, a najważniejsze jest między nami 17lat różnicy.

wiesz co na to Bóg????!!!!!!

śmiać mi się chce bo mimo tych różnic Pan dał nam coś co nas łączy na wieki wieków- dał nam SAKRAMENT MAŁŻEŃSKI.

pamiętasz przysięgę? można ją trochę zdeformować np: biorę ciebie gdy będzie wspaniale, gdy będziemy szczęśliwi i zdrowi, druga część gdy będzie brakować na chleb, gdy zwolnią Cię z pracy, gdy będę miał(ła) dosyć patrzenia na ciebie, gdy będziesz stara(stary), itd.

warto zastanowić się nad przysięgą Ew. Łukasza 12:46, Biblia Tysiąclecia

(10) Kto w drobnej rzeczy jest wierny, ten i w wielkiej będzie wierny; a kto w drobnej rzeczy jest nieuczciwy, ten i w wielkiej nieuczciwy będzie.

wystarczy że będziemy żyć zgodnie z przykazaniem jakie zostawił nam Pan :(J 15;17)To wam przykazuję, abyście się wzajemnie miłowali.

pozdrawiam
m.z.

Anonymous - 2010-03-05, 08:51

agnostyk napisał/a:
czy ktoś mi poda kilka powodów dla których należy próbować ratować małżeństwo w sytuacji konfliktu charakterów i postawy życiowej?

Co do kwestii konfliktu charakterów to już ładnie m.z wyłożyła wyżej. Należy próbować, ponieważ kryzysy są nam dane jako swoisty trening życiowy. Należy próbować, aby uczyć się, że konflikty i kryzysy należy rozwiązywać w konstruktywny, a nie destrukcyjny - zawsze. I jest to jednocześnie odpowiedź na Twoje drugie pytanie, czyli
Cytat:
Czy ratowanie nie przedłuża agonii i nie grozi większym konfliktem w przyszłości?

Jeśli kryzys nie został przerobiony w sposób konstruktywny, czyli tak aby uczestnicy kryzysu wyciągnęli z niego sensowne wnioski na przyszłość - to tak, grozi. Dlatego patrz wyżej - rozwiązujemy konstruktywnie, konstruktywnie ratując małżeństwo, jak trzeba - burząc wiele niefajnych rzeczy i budując od podstaw na solidnym fundamencie.
Jeśli się tego człowiek nie nauczy, to całe życie będzie czym prędzej uciekał od bólu i niefajnych sytuacji, a na koniec i tak powie "ale durne miałem życie, niczego dobrego nie osiągnąłem". No bo niby jak miał osiągnąć? Dobre rzeczy w trudzie się osiąga.
agnostyk napisał/a:
Czy ludzie powinni dostać drugą szansę (małżeństwo po rozwodzie)?
Oczywiście, że tak. A niby czemu nie? :shock:
agnostyk napisał/a:
Czy należy za wszelką cenę się męczyć, kiedy cierpi nie tylko człowiek (małżonkowie) ale też cierpieć będą dzieci które zauważą chłod pomiędzy rodzicami?

Hm - tu już prowokacją mi pachnie ;-) Uważasz, że dla dzieci jest gorszy chłód, które zauważą między rodzicami, niż rozbita rodzina, niż to że wali im się świat? :shock: Polecam do poczytania wypowiedzi dzieci z Domów Dziecka, zabranych od rodziców z przyczyn totalnej ich dysfunkcyjności.... Poczytaj o ich tęsknocie za rodzicami/rodzicem - pomimo że ten po ludzku patrząc często na to miano w ogóle nie zasługuje... Nie wolno zasłaniać się dobrem dzieci dla realizacji własnych chciejstw. Najpierw trzeba być zorientowanym, co to jest faktycznie - owo DOBRO DZIECKA. Trochę do poczytania tu: http://www.kryzys.org/viewforum.php?f=10

Anonymous - 2010-03-05, 09:10

agnostyk napisał/a:
czy ktoś mi poda kilka powodów dla których należy próbować ratować małżeństwo w sytuacji konfliktu charakterów i postawy życiowej?


Agnostyk charakter człowieka i postawa zyciowa ,ponoc zmienia sie w człowieku co 5-7 lat-czy zatem nowe kontrakty małżeńskie w takich okresach czasu????
agnostyk napisał/a:
Czy ratowanie nie przedłuża agonii i nie grozi większym konfliktem w przyszłości?


A to wszystko zalezy od człowieka i podejścia,zrozumienia i akceptacji na druga osobę-w mysl zasady można naprawic,ale jak sie nie wie jak to lepiej nie spieprzyć.Na dobry poczatek polecam lekture Adama Słodowego-jak zrobić coś z niczego

agnostyk napisał/a:
Czy ludzie powinni dostać drugą szansę (małżeństwo po rozwodzie)?


Oj tu wiesz trudno to napisac jednoznacznie.Czemu??? bo jezeli kierujemy sie wiarą to szansa pochodzi nie od nas-w nas winna zalegac jedynie akceptacja i otwartośc na przyjęcie szansy,czyli co?? zadac sobie pytanie czy jestem na to gotowy.Czy istnieje we mnie odwaga na taki ruch-czy jestem poprostu tchórzem
agnostyk napisał/a:
Czy należy za wszelką cenę się męczyć, kiedy cierpi nie tylko człowiek (małżonkowie) ale też cierpieć będą dzieci które zauważą chłod pomiędzy rodzicami?


A tym pytaniem to juz mnie prawie zabiłes -wiesz czemu??? zastanów sie przez chwile jeżeli masz zamiar badac stopien cierpienia dzieci...co jest dla nich większym cierpieniem???

widziec rodziców razem-fakt może i nie kochających sie wielka miłościa(lecz nadal razem).

Czy rodziców oddzielnie??-lecz nadal miłujących dzieci i zabiegających o kontakt z nimi.
A to równoznaczne że rodzice tak czy isak zmuszeni sa nadal do kontaktu.

Zapewnim w jednym dzieci nie rozumieja i nie akceptuja takiej sztuczności,widząc wciąż dwoje rodziców zaangazowanych w ich życie-marza o jednym,by wszyscy byli razem.

Nie wiem juz chyba lepiej -jak któryś z rodziców znika całkowicie.


Agnostyk dla mnie wniosek na to wszystko wysuwa sie prosty.
I tak nas widza dzieci(niestety)-że jesteśmy bardziej dziecinni niz oni.
A małżenstwo jak zauważył nałóg-to nie reklamacja rozwalonego buta,jaki wymieniamy na nowy

pozdrawiam :mrgreen: :mrgreen:

Anonymous - 2010-03-05, 09:20

NORBERT napisał/a:
Na dobry poczatek polecam lekture Adama Słodowego-jak zrobić coś z niczego

Ze śmiechu oplułam monitor :lol: Norbert - to było trafione w dziesiątkę :-) na dobry początek dnia :-)

Anonymous - 2010-03-05, 09:21

m.z. napisał/a:
co rozumiesz pod stwierdzeniem "Konflikt charakterów",


Mz ja moge ci na to pytanie odpowiedziec-90% podstawowych powodów na skłądanie wniosków rozwodowych(statystyki).

to konflikt charakterów

A mówiąc językiem prostym-jak sie nie ma co wymyślać ,to wymyśla sie byle co-I TAKA JEST TO PRAWDA!!

Anonymous - 2010-03-05, 09:52
Temat postu: wyjasnienie
Może kilka wyjaśnień:

jeśli chodzi o moje pytanie dotyczące dzieci, to nie ma ich (niestety). Pytanie dotyczyło sytuacji w przyszłości. Brnąć dalej, decydować się na dzieci aby potem one cierpiały? Jeżeli dwoje osób kłóci się w taki sposób jak to wygląda u nas, to dziecko będzie cierpiało. Zawsze lubiłem i chciałem dzieci, ale to musi wygladać normalnie. Konfilkty są normalne, ale trzeba je umieć rozwiązywać a nie chodzić obrażonym. Gdybym miał dzieci to w tej chwili jak ta napewno bym próbował. Ale jest jeszcze ostatni dzwonek i moment na refleksję. To nie jest konflikt jednego miesiąca, a raczej nawartwiający się konflikt z kilku lat.

Wybrałem sie w podróż życiową w osoba trudną i dochodzę do wniosku, że zbyt duży zabrałem bagaż. Uginam się pod nim i choć próbowaliśmy coś zmienić, to charakteru i postawy życiowej nie da się zmienić (tochę tak, ale niewystarczająco). Moja postawa jest bliższa postawom ascezy, a żona "chce korzystac z życia". Pochodzimy z dwóch różnych światów. Ja ze świata chleba ze smalcem do szkoły, a ona z domu w którym był dostatek i niczego nie brakowało. Ja nauczyłem się w życiu radzić sobie sam, a ona takiej szkoły nie miała. Nie jest to niczyja wina, ale takie z pozoru błache sprawy kształtują osobowość i charakter człowieka.

.. i wszyscy mnie wysłuchują, ale oczywiście każdy mówi że za mnie decyzji nie podejmie. No więc staram się zebrać opinii jak najwięcej bo zmuszają do zastanowienia. Słucham historii życiowych innych ludzi i zastanawiam się na ile one pasuja do mojej sytuacji i ile z tych historii moge się nauczyć. Z drugiej strony napisanie czegoś wyładowuje moje złe emocje i pozwala trzeźwo spojrzeć na sprawę.

Anonymous - 2010-03-05, 10:26

agnostyk napisał/a:
Moja postawa jest bliższa postawom ascezy, a żona "chce korzystac z życia". Pochodzimy z dwóch różnych światów. Ja ze świata chleba ze smalcem do szkoły, a ona z domu w którym był dostatek i niczego nie brakowało. Ja nauczyłem się w życiu radzić sobie sam, a ona takiej szkoły nie miała.


Agnostyk.....kiedy ja wchodziłem w mój konflikt i kryzys...to widziałem same Tatry ..i zero doliny..i jeszcze pytanie kurde jak wracac do domu???

Ostrośc widoku,strach,lęk-paraliz ciała i umysłu.


I wiesz ostygłem...a jak ostygłem to widze co proste i do przeskoczenia,co mozna zmienic,gdzie zapracowac

Ty widzisz te ostre Tatry...a ja widze w tym co piszesz juz dolinę.

Zrozumienie!!! to podstawa,siebie i drugiego.
Naucz żonę jeśc ten chleb ze smalcem ,a i ty poszalej w jej świecie beztroski i obfitości.
Umiesz radzic sobie sam,to zrozum że ktos inny nie potrafi-skoro umiesz naucz żonę.


Agnostyk małżeństwo to przenikanie,wspomaganie,uzupełnianie.
Ale także dwa światy odrębne,rózne-lecz mogące współdziałać.

Istota jest zrozumiec sie nawzajem-brak zrozumienia to ciagania sznurków w swoja strone.

A brak efektów widocznych w tym moim(chciejstwu)-daje niezadowolenia.

pozdrawiam ;-) ;-)

Anonymous - 2010-03-05, 10:38

Hej
dobrze ze jestes :) to dobre miejsce
ja wiele tutaj skorzystałam, historie ludzi, dobre rady, wspolna modlitwa....

jak cie czytam
Cytat:
Wybrałem sie w podróż życiową w osoba trudną i dochodzę do wniosku, że zbyt duży zabrałem bagaż. Uginam się pod nim i choć próbowaliśmy coś zmienić, to charakteru i postawy życiowej nie da się zmienić (tochę tak, ale niewystarczająco)

mam identyczne uczucie czasem....ale z Panem Bogiem mozna wiele

polecam lekture forum
oraz kazania ks Piotra Pawlukiewicza...(sa linki na forum)

swietne mowi o malzenstwie...to powolanie...nie droga po rózach....sa trudnosci, Krzyż
wydaje nam sie ze nie damy rady...

pozwole spytac :)
czemu agnostyk? jak twoje widzenie Boga??? moze tu jest klucz...dla nas Bog jest, istnieje realnie jest przy nas...i to JEgo obecnosc nas umacnia
bez niego małżenstwo nie istnieje....jest kontraktem....bez Pana Boga...nie da rady budować małzenstwa...
bo niby skad siła na pokonywanie trudnosci

ooo jeszcze super film polece Ci...na youtoobe...Ognioodporni...(znajdziesz w wyszukiwarce i na forum linki)...polecam....niech Cie nie zrazi...dla mnie nieco ckliwa forma :->
przekaz jest super!!!!
Z Panem Bogiem :-D

Anonymous - 2010-03-05, 10:51

Danka 9 napisał/a:

pozwole spytac :)
czemu agnostyk? jak twoje widzenie Boga??? moze tu jest klucz...dla nas Bog jest, istnieje realnie jest przy nas...i to JEgo obecnosc nas umacnia


agnostyk - nick nieprzypadkowy. Bóg jest, albo go nie ma. Tego nie wiem. Szukam, ale nie znajduję. Próbuję zrozumieć, ale nie rozumiem. A jak patrze na historię koscioła to myślę, że jedno jest pewne: to nie jest to co Bóg chciałby nam przekazać. Nawet we własnej rodzinie mam krewnego (daleki) który jest owocem grzechu księdza. Szkoda rozwodzić sie w tym temacie, bo to temat rzeka i nie to forum.

Anonymous - 2010-03-05, 11:01

Danka 9 napisał/a:
Cytat:
Wybrałem sie w podróż życiową w osoba trudną i dochodzę do wniosku, że zbyt duży zabrałem bagaż. Uginam się pod nim i choć próbowaliśmy coś zmienić, to charakteru i postawy życiowej nie da się zmienić (tochę tak, ale niewystarczająco)mam identyczne uczucie czasem....ale z Panem Bogiem mozna wiele



Danko :shock: :shock: ...mam pytanko
Odnośnie tego charakteru i postawy życiowej......

swojej???? czy współmałzonka????

Anonymous - 2010-03-05, 11:03

Agnostyku dzieki za szczerośc....ja Boga poznalam czesciowo tu na Forum....przez ludzi, ich swiadectwa
kazdy z nas wątpi....ale teraz nie wyobrazam sobie zycia bez Boga :-)

a ludzie w Kosciele sa rozni jak to ludzie i duchowni i swieccy...chcemy by byli doskonali....marzenia...takie troche dzieciece, wymagania...obrazamy sie, zawodzą nas....
marzenia by ktos na ziemi byl idealny.....Pan Bog jest....my nie...

choc duzo pięknych, bożych ludzi..zaczełam ich zauwazac :-D :-D
choc w moim srodowisku wszyscy krytykuja wiarę , kosciół wrecz mają uczulenie...
..polecam te kazania ks Piotra...dobrze ze szukasz.....to jest cos

wyzej wspomniany ksiadz :-) (ale reklama)....powiedzial kiedys ze lepszy jest sto razy ktos kto szuka i nie znajduje ale jest szczery w tym szukaniu...jest blizej Pana Boga...!!!!
niz ktos powierzchownie pobozny, zaklamany

Pan Bog mowi ze celnicy i faryzeusze wejda przed wami do mojego Krolestwa.....czyli ci co byli daleko pozornie....mogą być bliżej.....niz letni..niedzielni....
i by byc zimnym albo gorącym....

Pozdrawiam!

Anonymous - 2010-03-05, 11:12

agnostyk napisał/a:
agnostyk - nick nieprzypadkowy. Bóg jest, albo go nie ma. Tego nie wiem. Szukam, ale nie znajduję. Próbuję zrozumieć, ale nie rozumiem.


Agnostyk wiara jest kwestja wyborów,ksiądz jest tylko pracownikiem Boga na ziemi(i ma szanse bładzić).

Człowiekowi jest potrzebna wiara-i nie mam zamiaru agitować,bo sam jeszcze do niedawna nie rozumiałem tego.

Ale wiesz nauczyłem sie czegos takiego....nie wierząc w nic,nie wierzyłem w siebie,nie wierzyłem w zone,nie wierzyłem w sens czegokolwiek.


Nauczyłem sie od ludzi i Boga wiary-i teraz potrafie wierzyć w siebie i innych.

Kiedys brzmiało to dla mnie jak futurystyka słowa

Kiedy umiera w tobie duch..........to ciało całe gnije na zewnątrz.

TO JEDNAK PRAWDA


pozdrawiam


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group