Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - trudne decyzje...

Anonymous - 2010-02-27, 09:12
Temat postu: trudne decyzje...
Witam Was serdecznie,
Jakże moja historia różni się od Waszych. Tym bardziej czuję się okropnie z samą sobą. Sama dokonałam już oceny moich czynów i wiem, że moje postępowanie było tak złe, że z pochyloną głową przyjmę każdą krytykę. A jednak jestem samotna z moją historią…nie jestem w stanie spojrzeć komukolwiek w oczy i opowiedzieć o tym…i trudno mi jest się na to odważyć…a jednak bardzo tego potrzebuję. Może zechcecie jednak przebrnąć przez tę historię…i dać mi swoje refleksje ….

Jestem mężatką od 12 lat, mamy dwóch wspaniałych synków 6 i 8 lat. Mogę powiedzieć, że jesteśmy dobrym małżeństwem…zawsze byliśmy. Nasz związek oparty jest na przyjaźni, wzajemnym szacunku i miłości…jest…był. Jedyne co zawsze było między nami nie tak ..to seks. Zawsze jednak myślałam, że to nie najważniejsze…ze liczy się miłość…a na świat przyszły dzieci.

Od trzech lat jednak zaczęło mi bardzo brakować męża jako mężczyzny. Nie interesowałam go jako kobieta nie miał na to czasu ani ochoty. Rozumiałam, że stresująca praca…później brak pracy…później znów stresująca praca na wysokim stanowisku. Z czasem prowokowanie bliskości…inicjowanie atmosfery przestało mnie już bawić. Nie robiłam jednak wymówek i kłótni. Wspominałam czasami o problemie, o szukaniu pomocy, o moich potrzebach, o tym ze tak się nie da…obiecywał albo zbywał. Było mi go żal…cierpiałam razem z nim bo czułam, że mnie kocha. Tak minął kolejny rok, drugi…Byłam nieszczęśliwa w małżeństwie a jednocześnie wiedziałam, że to dobry człowiek i ojciec. Przyjaciółka uważała, ze ma kogoś…a ja jakoś nie wierzyłam bo to dobry facet (dalej w to nie wierzę). Przyszedł moment, że tak bardzo brakowało mi bliskości, że zaczęłam fiksować. Leczyłam się u psychiatry ale nie miałam odwagi przyznać się w czym tkwi naprawdę problem…wspominałam o różnych temperamentach ale bałam się śmieszności. Nie miałam nigdy problemu z mężczyznami więc na ich sygnały reagowałam odrzuceniem…albo modlitwą, która uchroni mnie od zrobienia jakiegoś kroku. Zdaje się, że czasami uchroniła mnie od zdrady. Wiedziałam jednak, że jeśli tak będzie dalej…źle się to skończy dla mnie i mojego małżeństwa. I wakacje 2009…przez zbieg okoliczności spotkałam się z moją sympatią z przed 15 lat. Było cos między nami ale nigdy za daleko nie zabrnęliśmy a później nasze drogi się rozeszły. Pomyślałam, że będzie miło…a w tyle głowy mam moją rodzinę…i nigdy nie pozwoliłam sobie na chwilę zapomnienia tym bardziej, że on też ma rodzinę i dziecko. Okazało się, że wciąż to dobry, mądry facet…odpowiedzialny i ciepły. Dziwne było jednak to, że przytuliliśmy się i tak trwaliśmy bez słów przez pół godziny…Kiedy się żegnaliśmy ja wiedziałam, że nie chcę więcej się spotykać…on natomiast chyba wręcz przeciwnie. Później były maile, smsy i moje słowa, obawy, że nie warto, że wkręcimy się i będzie problem a mamy rodziny. A jednak zatęskniłam…i choć dzieliło na 200km spotkaliśmy się…on zaangażował się na maxa…a ja…umierałam od wyrzutów sumienia. Złamałam wszystkie przysięgi, przez 15 lat nie pomyślałam o innym mężczyźnie a teraz…drugi miesiąc żyłam w innym świecie. Już wtedy wiedzieliśmy, że na kochanków się nie nadajemy ze względów emocjonalnych i moralnych. Kochaliśmy nasze rodziny…szanowaliśmy małżonków, martwiliśmy się o ich przyszłość. Wiedziałam, że te kilka spotkań to o kilka spotkań za dużo. Ale nie chodziło o seks tylko o naszą przyjaźń i to co czujemy. Chciałam to skończyć miesiąc później wiedząc, że mnie to niszczy i zniszczy nasze rodziny. Czułam już wtedy, że on jest na takim etapie, że poświęciłby wszystko…miesiąc się nie widzieliśmy. Ze złamanym sercem zakończyłam ten związek. Spotkaliśmy się po raz ostatni płacząc jak dzieci się żegnając. Po miesiącu wiedziałam, że jestem w ciąży…świat mi się zawalił. Z mężem nie kochałam się miesiącami więc sprowokowałam taką sytuację aby…mieć jeszcze czas aby to wszystko przemyśleć.. Przebiegło mi przez głowę aby …zniknąć z tego świata - ale mam cudowne dzieci…aby usnąć ciążę – ale nic to dziecko nie jest winne moich błędów i grzechów. Przepłakałam miesiąc…popadłam w totalną depresję…próbuję się trzymać przy rodzinie ale i tak jestem na skraju wytrzymałości. Podjęłam jednak decyzję (zawsze byłam przeciwnikiem aborcji ale jakże trudno o tym nie myśleć jak człowiek sam staje w obliczu niechcianej ciąży), że życie tego dziecka stawiam ponad szczęście mojej rodziny…bo to jedyne właściwe i zgodne z moim sumieniem rozwiązanie. ON wciąż pisze rozpaczliwe maile…o miłości, ..o tym, że jego życie straciło sens. Nie powiedziałam mu o ciąży. Chcę aby odbudował swoją rodzinę. Czuję się jakoś winna, bo wiedziałam, że często faceci tracili głowę (chociaż dawno) i mogłam to przewidzieć. Zresztą ostatnio wszystko biorę na siebie…bo czuję, że to wszystko to konsekwencje moich złych czynów. Wciąż płaczę…nie umiem się pozbierać i podjąć decyzji kiedy powiedzieć o tym mężowi. On jest czuły i dobry…chociaż nie kochaliśmy się 4 m-ce ale nie ma i tak z jego strony takiej potrzeby a ja w takim dołku to nawet o tym nie myślę. Analizuję wiele scenariuszy. Nie wierzę, że mąż zaakceptuje mnie z tym dzieckiem, wiem, że dla każdego byłoby to trudne. Boję się powiedzieć mu teraz ponieważ nie wiem czy psychicznie w ciąży jestem w stanie temu sprostać i tak mam ogromne wyrzuty, że mój stan psychiczny może mieć zły wpływ na dziecko. Może gdy się urodzi dziecko będę silniejsza…może. Boję się totalnego odrzucenia otoczenia, krytyki która mnie zabije…nieszczęścia mojego skrzywdzonego męża i unieszczęśliwienia dzieci. Wiem to wszystko ale teraz muszę ponieść konsekwencje moich nieprzemyślanych wyborów. ON nie wie …może tak lepiej. …Wiem, że mnie kocha ale w czym teraz by mi pomógł. Sama nie odejdę od rodziny…nie chcę także rozbijać jego. Muszę to unieść sama, znaleźć psychologa, który mi pomoże to przetrwać bo jednak sama nie dam rady z tą tajemnicą…

Anonymous - 2010-02-27, 09:53

Witam Cie Anulko

wiesz mi się wydaje że żaden psycholog Ci nie pomoże, jeżeli chcesz naprawdę z kimś szczerze porozmawiać to idź do Kościoła, zwierz się księdzu i Panu Bogu.

nie chcę Ci nic radzić bo masz ciężka sytuację, jednak nie powinnaś się kontaktować z byłym kochankiem czy tym bardziej mówić mu o ciąży.
piszesz że Twój mąż jest dobrym i czułym mężczyzną, że Cie kocha więc nawet jak się dowie o dziecku wybaczy Ci, mi ksiądz w konfesjonale powiedział że ja muszę się postawić w sytuacji męża czy jeśli to on by mnie zdradził czy ja bym mu wybaczyła? Mój mąż okazał się wspaniałym człowiekiem i mimo wszystkich moich podłości wybaczył mi tak jak Bóg nam wybacza. tak naprawdę często jest tak że to my sami nie potrafimy sobie wybaczyć tego co zrobiliśmy a Bóg wybacza zawsze bo bardzo kocha.
nie wiem czy lepiej jest okłamywać całe życie męża i żyć w kłamstwie z samym sobą, czy być szczerym i powiedzieć prawdę. wiem jednak że Bóg jest Prawdą i do niej powinniśmy dążyć.
więc zastanów się, nad tym czy szczerze porozmawiać z mężem, ale zanim to zrobisz porozmawiaj z Księdzem, na pewno nie z przyjaciółkami bo ich rady mogą się okazać błędne, uwierz mi wiem coś o tym.
ważne jest że zdałaś sobie sprawę z tego że źle zrobiłaś teraz możesz to naprawić tylko z Panem, On da Ci odwagę by szczerze porozmawiać z mężem a Twojemu mężowi da mądrość i czułość by sprostać temu problemowi
pozdrawiam
m.z.

Anonymous - 2010-02-27, 10:23

Kochana Anulko,
masz bardzo trudną sytuację, ale teraz musisz myśleć przede wszystkim o dziecku, które ma się urodzić. Ono nie jest niczemu winne i ma prawo do szczęśliwego życia.
To Ty musisz mu zapewnić jak najlepsze warunki do tego, by urodziło się zdrowe. Musisz dbać o siebie, bo Twój stres odbija się na dziecku. Zresztą wiesz o tym dobrze sama.
Z tamtym mężczyzną nie kontaktuj się wogóle. Definitywnie powiedz mu, że to koniec, aby nie robić mu żadnych nadziei.
A mężowi musisz powiedzieć o ciąży...., ale nie o kochanku. Nie teraz. Może kiedyś w przyszłości, a może nigdy? Nie potrafię Ci w tej sprawie doradzić..., bo to strasznie trudna sprawa :-(
Zdaję sobie sprawę, że ta tajemnica będzie Ci ciążyć i męczyć, ale może potraktuj to jako.... pokutę ?

Pozdrawiam Cię i życzę wszystkiego najlepszego.
No i na pewno musisz porozmawiać o wszystkim z osobą duchowną, tak jak radziła M.Z.

Anonymous - 2010-02-27, 10:24

Cytat:
Muszę to unieść sama, znaleźć psychologa, który mi pomoże to przetrwać bo jednak sama nie dam rady z tą tajemnicą…



I to jest jedynie słuszna decyzja.
By dać sobie z czymś rade, coś znieść musisz mieć jasność umysłu, której dziś nie masz…
Brakuje ci pewności siebie, a mocne poczucie winy zaciemnia racjonalizm decyzji…
Nikt z nas tu nie jest w stanie dać ci oczekiwanej przez ciebie formy wyjścia z tego, jedynie wsparcie o zrozumienie, co jest także szczególnie teraz ważne dla ciebie...
podnosić twoją wartość i samoocene byś jak najszybciej uporała sie ze swoim życiem...

Masz wiele do przerobienia z samą soba, bo problem miałaś już zanim do tego wszystkiego doszło, to znaczy do zdrady, romansu… dlatego wazne jest byś powoli z udziałem psychologa powoli prostowała swoje ściezki…
Bez udziału terapeuty niestety nie uda ci się tego…
fora różnego rodzaju bez opieki psychologa pełnią tylko funkcji samopomocy ale profesjonalizmu tu nie szukaj…

Ludzie mogą sobie tu mówić, ale to nie ich życie, i nie na nich spadną konsekwencje, dobra wola pomocy to za mało byś ty i twoi bliscy i inni uwikłani w to ludzie dziś wyszli z tego w miare z jak najmniejszymi stratami…
Jeśli już chcesz korzystać z for to jedynie by się wygadac, poszukac, pocieszenia i zrozumienia to rola for różnego rodzaju,

prace nad sobą niestety musisz przeprowadzić u konkretnie wyspecjalizowanej osoby, która nakieruje cie na prawidłowe myślenie i kroki z tym związane..
Pomoże ci wyjść z poczucia winy, które dziś doprowadza cie do depresji i bezradności w zaradzeniu problemów swoich


Powodzenie dasz rade naprostowac swoje życie… każdy z nas kiedyś przeszedł droge swoich zmian…
i nikt nie ma prawa cie osądzać a jeśli nikt z nas takiego prawa nie ma,
to i ty siebie nie osądzaj… takim sposobem tylko wzmacniasz bezradność zamiast zadośćuczynic wszystkim zło jakie sie wyrządziło...
tylko takie podejście może podnieść twoją samoocene, że wynagrodziałaś komuś krzywde... i przerobić nalezycie z takiego doświadczenia lekcje na przyszłość z pożytkiem...
jedynym twoim obowiązkiem jest dziś zadbać o siebie o swój stan zdrowia psychiczny i podjąc krok w tym kierunku u specjalisty

Anonymous - 2010-02-27, 13:09

anulka_35,
Witaj,
nie ma takiego grzechu, którego Jezus by nam nie wybaczył, ani sytuacji z której by nas nie wyprowadził. Tylko wszystko mu oddaj i zaufaj.

Po ludzku znalazłaś sie w bardzo trudnej sytuacji na którą złożyły się całe lata zaniedbań i niedomówień w małżeństwie, a zaowocowały krótkimi brzemiennym w skutki romansem.
Niestety nie uda się tego rozwiązać w tydzień, ale nastawiając się na długofalowe działanie Łaski Bożej możesz poukładać wszystko jak trzeba.
Najpierw powinnaś zadbać o siebie i swój wewnętrzny spokój poprzez pojednanie z Bogiem i oddanie mu całego okresu ciąży, porodu i połogu- polecam Sanktuarium Maryjne w Leśniowie.
http://www.leśniów.pl
To wspaniałe miejsce gdzie Matce możesz powierzyć wszystkie troski i sama poczuć się Jej dzieckiem. Myślę,że znajdziesz tam kapłana, który jak dobry ojciec poradzi Ci jak poprowadzić dalej rozmowy z mężem i poukładać swój świat.
Koniecznie trzeba to zrobić, aby duchowo zamknąć furtę złu, które wpuściłaś do Waszej rodziny. To trudne, ale z Bogiem i pod Opieką Maryi wykonalne.
Na chwilę obecną polecam Ci do wysłuchania:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4903
rekolekcji od o.o. Dominikanów, bo w Twojej sytuacji będą bardzo pomocne.

I jeszcze jedno Bóg Ci pomoże, nie bój się Go. Podejmując decyzję o urodzeniu dziecka pomimo niechcianej ciąży sprawiło,że opowiedziałaś się za Miłością. Stanęłaś po stronie Boga choć ścieżka do Niego była kręta. Masz jak w banku,że pomoże Ci tak jak mu na to pozwolisz. Jego Serce i ramiona są dla Ciebie otwarte. Jesli przyprowadzisz mu takze meza obejmie Was oboje. :-D

Anonymous - 2010-02-27, 14:03
Temat postu: dziękuję za wszystkie słowa
...spróbuję odpowiedzieć jak tylko będę miała na to siłę...bez łez. A dziś sobota i moje dzieci chcą mamę ...uśmiechnietą dla siebie. Dziękuję raz jeszcze za słowa i wskazówki gdzie szukać pomocy.
Anonymous - 2010-02-28, 09:44

Anulko najważniejsze to nie poddać się w dążeniu ku dobru...a jak się upadnie...powstać! Wierzę, że Ci się uda.
Z Bogiem...

Anonymous - 2010-02-28, 14:44

[quote="mami"]
Cytat:
Muszę to unieść sama, znaleźć psychologa, który mi pomoże to przetrwać bo jednak sama nie dam rady z tą tajemnicą…

I to jest jedynie słuszna decyzja.


Anulka - ja Ci nie powiem o jedynej słusznej decyzji,........... bo jej nie znam. Wspieram Cię modlitwą. Pan Bóg zna Twoją sytuację i ma dla Ciebie rozwiązanie. Próbuj wypełnić Jego wolę, szukaj jej, myślę że tylko tam znajdziesz szczęście dla siebie i swojej rodziny. Nie myśl że Twoja sytuacja jest jedyna.........

Anonymous - 2010-02-28, 21:17

Czy ojciec dziecka nie prawa wiedzieć ze zostanie ojcem Tego dziecka?? Może będzie chciał uczestniczyć w jego wychowaniu. Przecież dziecko ma do tego prawo aby znać swoich biologicznych rodziców. Trudna sytuacja i życzę Ci abyś znalazła spokój w tym całym zamieszaniu które ma miejsce w Twoim życiu.
Anonymous - 2010-03-01, 15:17

Nie potrafię jasno myśleć. Wiem, że dla dobra dziecka muszę znleźć ukojenie ...w modlitwie...w nadzieji. Proszę Was może potraficie wskazać mi w W-wie kapłana, który zechciałby być moim spowiednikiem.

Wiem, że sytuacja jest trudna i oczwywiście nachodzą mnie również refleksje dotyczące ojca dziecka. Nie wiem może kiedyś ale teraz niech odnajdzie sam siebie w swojej rodzinie. Może nie mam racji ale teraz wydaje mi się, że wystraczy mój ból i lęk o przyszłość.

Anonymous - 2010-03-01, 15:27

Znam małżeństwo, które przeszło przez taką burzę.... mają już jedno dziecko i przytrafiła się im ciąża, ale ciąża związana ze zdradą żony.... Mąż wiedział że to nie jego (bezpłodność) żona powiedziała, chyba wszystko, powciągane były w to wszystkie osoby dramatu.
Mieli się rozwodzić, tragedia na całego, a dziecko rosło w brzuszku.....
I się nie rozwiedli, mąż uznał dziecko swojej żony jako swoje, dziecko się urodziło i żyją razem, czy szczęśliwie, tego to nie wiem.
Różnie się w życiu układa

Anonymous - 2010-03-01, 16:15

anulka_35,
Pytasz o kapłana, więc poradzę tak jakbym ja dla siebie szukała. z takim problemem jak Twój.
Po pierwsze podjechałabym na Hożą do Domu Prowincjonalnego Sióstr Rodziny Maryi i tam zapytała o kapłana dla siebie. Skoro mają tam siostry okno życia to i muszą mieć dobrego rekolekcjonistę czy spowiednika. Na pewno chętnie Ci kogoś polecą.
Drugi sposób to przez Diecezjalne Domy Samotnej Matki poszukać spowiednika. Chodzi o kapłana, który pracuje z takimi problemami i nie są dla Niego zaskoczeniem, potrafi konkretnie pomóc.

Diecezjalny Dom Samotnej Matki
Adres: Jana Kilińskiego 63, 05-220 ZIELONKA

Telefon: 22-7810979

A jak nie tam to przez Archidiecezję Warszawska:
ARCHIDIECEZJALNA PORADNIA KATOLICKA
00-695 Warszawa, ul. Nowogrodzka 49
Zapisy przez telefon: 022 629 02 61, pon-pt: g. 15.00-19.00
Poradnia udziela pomocy w trudnych i zawiłych sprawach sumienia, trudnościach religijnych i świaopogladowych, odpowiedzialnego rodzicielstwa, trudnościach wychowawczych, wyboru stanu i zawodu, konfliktów małżeńskich i rodzinnych, prawa cywilnego, problemów narkomanii i alkoholizmu, samotnych matek. Bezinteresowną pomocą służą specjaliści w dziedzinie: psychologii, seksuologii, psychiatrii, neurologii, prawa i teologii.

Zajrzyj tu:
http://www.archidiecezja..../pomocog/?a=575

Gdybyś miała jeszcze jakieś problemy to ja osobiście polecam:
Parafia św. Anny- kościól Akademicki- ks. Piotr. Trudno go pomylić, bo jest bardzo postawny-polecam mądry i ludziom życzliwy kapłan. Przez dwa lata pracował i spowiadał w mojej parafii , bardzo mi pomagał. Jesli nie będzie się czuł na siłach poleci napewno dobrego kapłana.

Anonymous - 2010-03-17, 15:08

Otrzymałam trzy maile na skrzynkę ale niestety nie mogę ich odczytać :( wyrzuca nie w ogóle z netu. Wybaczcie zatem, że nie mogę na nie odpowiedzieć. Dziękuję Wam raz jeszcze za wszystko.

W tej chwili muszę koniecznie udać się do specjalisty bo nie jestem w stanie sama dotrwać do końca ciąży. Jestem chyba zbyt słabym człowiekiem...

[ Dodano: 2010-04-25, 09:06 ]
Moje zawiłe losy mają swój ciąg dalszy...
Piszę o nich aby dać świadectwo ludzkiej miłości i dobroci, chęci wybaczania i pomagania.
Moja historia tak trudna wręcz beznadziejna wydawała mi się pułapką nie do przejścia. Nie jest oczywiście wszystko jak kiedyś i wiem, że nigdy nie będzie. Szłam chyba w tym swoim cierpieniu za głosem Boga. Depresja doprowadziła mnie do załamania nerwowego. Nie potrafił mi pomóc nikt. Byłam i jestem osamotniona w swojej walce o zadośćuczynienie wszystkim tego co złe.
Nie miałam już siły tak żyć w kłamstwie. Nie spałam...nie jadłam...umierałam duchowo i fizycznie. Powiedziałam mężowi prawdę...nie wiem czy to tchórzostwo czy odwaga...ale jego czyste spojrzenie i miłość codzienna doprowadziły do kresu moje wyrzuty sumienia. Miał prawo dalej decydować o swoim życiu a nie być ze mną ...wrakiem człowieka, który umierał za życia.
Jak na "tylko" człowieka przyjął to z nadludzkim spokojem. Przeżywa to bardzo pewnie wewnętrznie. Dziś już wiem, że chce być ze mną, że chce mi wybaczyć...dla mnie i naszej rodziny. Wiedział, że gdybym nie powiedziała to zniszczyłabym siebie i to dziecko, które noszę. Przytula mnie i ociera mi codziennie łzy ...jak Jezus...chociaż sam cierpi.
Długa droga przede mną...nienawidzę siebie, poczucie winy zabija mnie codziennie. Boję się tego dziecka, nie potrafię patrzeć na męża jak kiedyś, bo wiem jak go skrzywdziłam. Boję się ludzi, boję się otoczenia tego co powiedzą gdyby prawda ujrzała światło dzienne...po prostu przyszłego życia. Nie wiem czy nie nadejdzie czas, że mąż uzna, że nie potrafi z tym żyć ...może. Teraz wiem, że mi pomaga o ile można mi pomóć.
Błagam Was Kochani o modlitwę za mnie, o siłę dla mnie abym to uniosła, o to abym zaakceptowała tę dziewczynkę, którą noszę pod sercem...żeby była dzieckiem, które da mi jeszcze kiedyś odrobinę szczęścia w życiu i sprawi, że się kiedyś jeszcze uśmiechnę....bo dziś naprawdę w to nie wierzę...

dziękuję Wam za wszystko

[ Dodano: 2010-04-25, 09:28 ]
Moje zawiłe losy mają swój ciąg dalszy...
Piszę o nich aby dać świadectwo ludzkiej miłości i dobroci, chęci wybaczania i pomagania.
Moja historia tak trudna wręcz beznadziejna wydawała mi się pułapką nie do przejścia. Nie jest oczywiście wszystko jak kiedyś i wiem, że nigdy nie będzie. Szłam chyba w tym swoim cierpieniu za głosem Boga. Depresja doprowadziła mnie do załamania nerwowego. Nie potrafił mi pomóc nikt. Byłam i jestem osamotniona w swojej walce o zadośćuczynienie wszystkim tego co złe.
Nie miałam już siły tak żyć w kłamstwie. Nie spałam...nie jadłam...umierałam duchowo i fizycznie. Powiedziałam mężowi prawdę...nie wiem czy to tchórzostwo czy odwaga...ale jego czyste spojrzenie i miłość codzienna doprowadziły do kresu moje wyrzuty sumienia. Miał prawo dalej decydować o swoim życiu a nie być ze mną ...wrakiem człowieka, który umierał za życia.
Jak na "tylko" człowieka przyjął to z nadludzkim spokojem. Przeżywa to bardzo pewnie wewnętrznie. Dziś już wiem, że chce być ze mną, że chce mi wybaczyć...dla mnie i naszej rodziny. Wiedział, że gdybym nie powiedziała to zniszczyłabym siebie i to dziecko, które noszę. Przytula mnie i ociera mi codziennie łzy ...jak Jezus...chociaż sam cierpi.
Długa droga przede mną...nienawidzę siebie, poczucie winy zabija mnie codziennie. Boję się tego dziecka, nie potrafię patrzeć na męża jak kiedyś, bo wiem jak go skrzywdziłam. Boję się ludzi, boję się otoczenia tego co powiedzą gdyby prawda ujrzała światło dzienne...po prostu przyszłego życia. Nie wiem czy nie nadejdzie czas, że mąż uzna, że nie potrafi z tym żyć ...może. Teraz wiem, że mi pomaga o ile można mi pomóć.
Błagam Was Kochani o modlitwę za mnie, o siłę dla mnie abym to uniosła, o to abym zaakceptowała tę dziewczynkę, którą noszę pod sercem...żeby była dzieckiem, które da mi jeszcze kiedyś odrobinę szczęścia w życiu i sprawi, że się kiedyś jeszcze uśmiechnę....bo dziś naprawdę w to nie wierzę...

dziękuję Wam za wszystko

Anonymous - 2010-12-12, 00:23

Anulka , dziękuje za twoje świadectwo , teraz czeka Cie praca nad wybaczeniem sobie .

Jest to Możliwe , jakiś czas temu nakrzyczała na mnie przyjaciółka , kiedy nie mo-łam sobie wybaczyć .
".....Nie można stawiać swoje-o wybaczenia ponad Boskim wybaczeniem - bo to jest zwyczajna pycha ..... "

Od razu załapałam pion :mrgreen: pycha nieźle się ukrywa . :shock:

Pamiętam w modlitwie

ps. sory za brak litery - ale laptop w tym miejscu zawodzi - między literką f i h :mrgreen:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group