Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - bardzo kocham męża, a on chce odejść

Anonymous - 2010-02-21, 12:05
Temat postu: bardzo kocham męża, a on chce odejść
Witam serdecznie
I mnie spotkało ogromne cierpienie. Odszedł ode mnie ukochany mąż. W piątek złożył pozew o rozwód. W małżeństwie przeżyliśmy razem prawie 12 lat. Nie mamy dzieci, choć staraliśmy się (kłopoty zdrowotne). Kocham Go całym swoim sercem. Nie mogę jeść, mam poważne trudności ze snem. Nie mogę znaleźć sobie miejsca. Cały czas płaczę. Odszedł ode mnie nagle. Stwierdził, że już nie kocha, że nienawidzi. Ostatni raz że kocha powiedział w pewną sobotę, a dzień później oznajmił, że odchodzi. Nie potrafię tego wszystkiego ogarnąć. Nie wiem co robić. Nie wiem, czy w czasie rozwodu mogę powiedzieć, jak bardzo go kocham i że pragnęłabym walczyć o nasze małżeństwo. Jednak on cały czas twerdzi, że nie ma szans na to byśmy byli razem. Czuję się jak w koszmarnym śnie, z którego nie mogę się obudzić. Staram się znaleźć spokój w modlitwie, ale czuję coraz większą rozpacz. Nie wiem co mam robić. Nie wiem co myśleć. Mojemu mężowi zawsze ufałam bezgranicznie. To wszystko tak bardzo boli. Byłam już u pscyhologa, by pomóg mi poradzić sobie z tym, co się teraz dzieje. Rozmawiałam też z księdzem, który mi doradził bym rozmawiała z mężem, jednak nie jest to możliwe, ponieważ mąż od miesiąca mieszka u swoich rodziców, a ze mną nie chce rozmawiać. Prosiłam teściów o pomoc, to ludzie głęboko wierzący, ale twierdzą, że nic nie umieją mi doradzić. Mąż już miał spotkanie z jakąć panią w sprawie unieważnienia ślubu kościelnego (a nie mamy jeszcze rozwodu cywilnego). Mnie to wszystko zaczyna już przerastać. Tak bardzo kocham mojego męża, a czuję się zupełnie bezsilna. Nie wiem co mam robić. Doradźcie coś proszę.

Anonymous - 2010-02-21, 19:31

slimline napisał/a:
Nie wiem, czy w czasie rozwodu mogę powiedzieć, jak bardzo go kocham i że pragnęłabym walczyć o nasze małżeństwo.

To akurat możesz zawsze.

slimline napisał/a:
Mąż już miał spotkanie z jakąć panią w sprawie unieważnienia ślubu kościelnego (a nie mamy jeszcze rozwodu cywilnego)


A jaka jest Twoja wiedza na ten temat? Bo nie ma czegoś takiego jak "unieważnienie ślubu kościelnego". Ten proces o który mówisz, ma na celu stwierdzenie czy małżeństwo zostało czy też nie - ważnie zawarte. Jak Twoje relacje z Panem Bogiem?

Jeśli chodzi o rozmowy z mężem - nie muszą być osobiste, możesz pisać listy. Możesz te listy pisać i wcale ich nie wysyłać, też jest taka opcja. Nic nie piszesz o tym - dlaczego mąż odszedł. Mówił coś o tym? Teściowie może mówili? Nic się nie dzieje, o tak, samo z siebie.....

Anonymous - 2010-02-21, 23:00

Nirvana. Mój mąż odszedł bo jak stwierdził mnie nienawidzi. Rzeczywiście, piłąm alkohol. Od kiedy on pracuje za duże pieniądze rzadko ejst w domu. Ja w mieście w którym z nim żyję te 12 lat nie mam rodziny. Przyjaciół również. Wracał do domu nocami. Faktycznie, jak wracałam z pracy piłąm alkohol i wiem, ze to grzech, ale wtedy czułąm, że łatwiej mi przeżyć samotność. Wiem, że tak jak twierdzi mąż nie jestem nic warta, że jestem brzydka, żo ponoszę winę za rozpad naszego małżeństwa. Że nic nie umiem zrobić. ale on san kupował mi alkohol, bo jak teraz stwierdził, nie dzwoniłąm do niego jak gdzieś był. Wiem, że zostanę potępina teraz na tym forum. Ale jestem szczera. Rzeczywisćie, piłam alkohol, nie upijałąm się, ale piłam. Nie gotowłam obiadów, mój mąż wracał zawsze do domu po 22, i jadł gdzie indziej ale to nie jest dla mnie wytłumaczenie. Ale kochałam go i zawcze czekałąm na niego. Od kiedy zmienił pracę, zaczął dużo zarabiać i chodzić w garniturach nie bardzo chciałam chodzić z nimna imprezy. Wstydziłam się, czułam, że nie pasuję do tego towarzystwa o wysokich progach. Wiem, że powinnam chodzić. Wiem, że to wszystko to moja wina. Wiem, że nie raz unosiłam się gniewem, zwłaszcza gdy zaczął jeździć w sprawach zawodowych na rejsy po morzy środdziemnym, do Francji, Grecji czy innych państw. ja zostawałam w domu sama. Wiem, że powinnam, że powinnam go wtedy wspierac, ale nie umiałam. Teraz wiem, bo powiedział mi to jasno, że jestem wszystkeimu winna. Ale wydawałomi się, że jesteśmy szczęśliwi. że jak wracał wiele rozmawialiśmy i cieszyliśmy się. Obwiniam się za to, że piłam ten alkohol, za to, że nie gotowałam i że jestem brzydka. Niech mi Bóg wybaczy, ale mam coraz więcej myśli, że jestem tak zła, że nie ma dla mnie na tym świecie miejsca. To wszystko co mogę powiedzieć Nirvana szczerze i w bólu jaki czuję
Anonymous - 2010-02-21, 23:46

Slimline, biedna duszyczko, przestań opowiadać takie rzeczy, że jesteś zła, brzydka, taka i owaka. Ale to natychmiast!

Przede wszystkim - najważniejsza jest sprawa alkoholu. Czy jesteś w stanie przestać pić? Jeśli nie i ciągle do tego wracasz, to jak najszybciej szukaj pomocy u specjalistów, bo to oznacza, że jesteś chora, uzależniona.

Po drugie - gotowanie i wygląd nie stanowią o wartości człowieka, o wartości kobiety. W końcu mąż kiedyś zakochał się w Tobie i wzięliście ślub, więc musiał widzieć coś więcej niż gotowanie, prawda? Musiał widzieć w Tobie atrakcyjną kobietę, prawda? Zostaw już te myśli i przestań się obwiniać z tych powodów.

Po trzecie - z Twoich słów wynika jasno, że nie kochasz siebie, nie akceptujesz. Niszczysz zdrowie i urodę alkoholem, niszczysz duszę dołowaniem się, nie krzywdź się sama, Dziewczyno i nie skreślaj się, bo nie spełniłaś czyichś oczekiwań. Najzwyczajniejsza rada pod słońcem - weź się w garść.

Co to oznacza?

Robisz obchód po mieszkaniu i wylewasz wszystek alkohol do zlewu, butelki wyrzucasz. Żegnasz się z nimi słowami "żegnaj", a nie "do widzenia". Alkohol to zło i dopóki będzie w Twoim życiu - NIC nie będzie dobrze.

Następnie zadbaj o siebie. Wyobraź sobie, że jesteś swoją własną przyjaciółką, której chcesz umilić czas. Zrób sobie kąpiel w pianie, skrop się perfumami, uczesz się pięknie, wychodź często na spacery, kup sobie kwiaty, bądź dla siebie dobra. Ucz się miłości do siebie, dostrzeż w sobie człowieka. Wypisz na kartce swoje zalety....Jeśli długo będziesz się zastanawiać nad pierwsza z nich - napisz sobie pierwszą: "skromność". I dalej jakoś pójdzie.

Nic nie piszesz o tym, czy pracujesz? Jeśli nie, to poszukaj koniecznie jakiegoś zajęcia, czegoś co zajmie myśli, pozwoli Ci pokazać, że coś umiesz (a nie tak, jak piszesz, ze niczego nie umiesz).

Ale przede wszystkim - postaraj się o dobrą terapię indywidualną....Dobry terapeuta, najlepiej katolicki, wspólnie z Tobą zastanowi się, dlaczego jesttak, ze sama się unicestwiasz, że nie potrafisz siebie kochać.... Piszesz, że rozmawiałaś z psychologiem...obawiam się, że tu jedna rozmowa nie wystarczy. Tu potrzeba terapii ciągłej, zaangażowanej....

Wiesz, Slimline - jeśli się nie kocha siebie, to jak można kochac innych ludzi?

Bóg przykazał - kochaj bliźniego swego, jak siebie samego. A zatem widzi, dostrzega i akceptuje taką zdrowa miłość do siebie (nie mylić z egoizmem!)

Dopiero jak siebie odbudujesz, wzmocnisz duchowo - inaczej spojrzysz na sprawy małżeństwa, będziesz już trochę inną osobą. Nie ma sensu obwinianie się teraz czy kogokolwiek o powód kryzysu. Stało się i już. Nie ma co rozpaczać, tylko trzeba powstać z kolan i wziąć się za siebie.


Wyciszaj się jak najczęściej, wspaniałym miejscem do tego celu jest kościół. To niesamowite, jakim Przyjacielem jest Jezus. Dla Niego zawsze będziesz piękna i dobra. On Cię kocha, odwiedzaj go jak najczęściej. Zbliż się do Niego poprzez Spowiedź....Przygotuj się dobrze do niej....Oddaj w Jego ręce swoje życie i zacznij działać, wiedząc, że za plecami masz Jezusa. Dziękuj Mu za ten kryzys, bo dzięki temu może nie wpadniesz całkiem w alkoholizm, nie stoczysz się...Myślisz, że trafiłaś tu przez przypadek? O nie, Kochana. Już tam nasz Ojciec w niebie dobrze wie, co robi.

Walcz o siebie z kusym, buduj siebie, wzmacniaj, a będziesz miała nowe możliwości, jeśli chodzi o Twoje małżeństwo....

Co zrobi, co robi Twój mąż, na to nie masz wpływu....Ty zajmij się sobą teraz, dobrze? Od teraz.

Trzymaj się dzielnie! Pamiętam w modlitwie...

Anonymous - 2010-02-22, 08:51

Slimline - dostałaś ten kryzys aby się obudzić.... No, Pan Bóg musiał użyć trąby niemalże jerychońskiej, ale udało Mu się :-) Tak jak żyliście do tej pory jako małżeństwo - to jakiś matrix był, a nie małżeństwo :-| Chwała Panu, że otworzyłaś oczy i zaczęłaś szukać pomocy. Kolejność jest taka - najpierw Pan Bóg naprawi Ciebie, w międzyczasie może Twego męża, a na końcu dopiero małżeństwo. Tylko warunek podstawowy - TY masz dać się naprawić i aktywnie z łaską Bożą w tej naprawie współpracować! Bym nawet rzekła - harować w pocie czoła.... Ale innej drogi nie ma. A jak - Satine napisała wyżej :-)
Pozdrawiam, Slimline, pamiętam w modlitwie :-)

Anonymous - 2010-02-22, 12:21

Slimline............. jesteś alkoholiczką???? nie przyznajesz sie przed sobą??? usprawiedliwiasz picie................

Tak działą każdy alkoholik

www.aa.org.pl
tam wykaz mityngów............. i jak najszybciej na mityng AA.
Ewntualnie poradnia uzaleznień dla alkoholików.......wybór nalezy do Ciebie..............

Alkohol to wróg podstępny,przebiegły a alkoholizm jest choroba zakłamania i iluzji.....poza tym że alkoholizm jest choroba śmiertelną i nieulaczalną........... ale zaleczalną....ja jestem alko i żyję bedąc trzeżwym.

Mityng i drugi alkoholik.....................

Anonymous - 2010-02-22, 12:35

slimline :-> jest list DO CIEBIE :->


http://szukajacboga.jesus...st-od-ojca.html

Anonymous - 2010-02-22, 15:08

slimline,

http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4854
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4553

Weż sobie do serca co napisały Ci wszystkie Sycharki. Żaden nałóg nie wypuści Cię z uścisku dopóki sie do niego nie przyznasz, a ja wyczytałam o dwóch.
Jeden to alkohol, a drugi to mąż.
Oba możesz pokonać jeśli za sojuszników walce z nimi weźmiesz Boga i terapeutów.
Bez tego nie uratujesz ani siebie, ani małżeństwa.
Z Bogiem możesz wszystko... :-D

Anonymous - 2010-02-22, 19:02

Modlitwa Piotrusia

Dobry nasz Panie Jezu Chryste,
Bardzo gorąco proszę Ciebie
Nie chcę żyć dłużej na tym świecie
Zabierz mnie prędko stąd do Siebie.

Tatuś pijany wrócił do domu,
Rozbitą flaszkę trzymał w dłoni
Mój Anioł Stróż gdzieś sobie poszedł,
Bo mnie przed biciem nie obronił.

Mamy od wczoraj nie ma w domu.
Nic nie mieliśmy na śniadanie,
Więc zabierz Nas do Nieba Jezu
Mnie i siostrzyczkę moją Hanię.

Tam sie spotkamy z babcią Rózią,
Co zawsze piekła nam kołacze.
I była dobra lecz umarła ,
Hania do dzisiaj za nią płacze.

Będziemy grzeczni i posłuszni,
Starczy nam trochę mleka ,chleba.
Kredki dla Hani jeśli będą,
A dla mnie..........dla mnie, nic nie trzeba.

Ja sam potrafię wszystko zrobić,
Garnuszki umyć, chleb pokroić.
Niech tylko zawsze będzie jasno,
Bo się po ciemku Hania boi.

Tatuś dziś rozbił trzy żarówki,
I świece się skończyły właśnie.
Więc zapaliłem gaz w kuchence
Żeby nam było troszkę jaśniej.

Lecz tatuś zgasił płomyk łokciem.....
Tak się zatoczył ,trzasnął drzwiami,
I poszedł sobie, a tu ciemno,
I my w kąciku całkiem sami.

Wiem że zakręcić kurek można,
Zaraz to zrobię , chwilka mała......
Niech tylko Hania mocniej zaśnie,
Tyle się dzisiaj napłakała.

Tu nam wygodnie na podłodze,
Za taboretem i ławeczką.
Nawet poduszkę Hani dałem,
Lecz trudno uspać głodne dziecko.

O jeszcze wzdycha, ciszej, ciszej....
A mnie tak słabo... Matko Święta.
Wszystko sie wokoł mnie kołysze,
Coś miałem zrobić? Nie pamiętam.

Gdzie jestem?.... Tak mi w uszach szumi,
Noc za oknami ciemna głucha.......
Jezu modliłem się do Ciebie,
Wiem, że wkrótce mnie wysłuchasz

Jezus usłyszał prośby Twoje,
Zaraz Wam wyjdzie na spotkanie,
Weźmie do Nieba Was Oboje---------
Ciebie i Twą siostrzyczkę Hanię.

Anonymous - 2010-02-22, 23:21

Gorąco, z całego serca dziękuje za wszystkie słowa. Nie wzbraniam się przed tym, by powiedzieć, że jestem alkoholiczką. Nie piję od dnia, gdy mąż powiedział, że mnie nie kocha, czyli prawie dwa miesiące. Przyznałam się do tego mojej mamie i teściom. Walczę i modlę się, choć jest mi ciężki. Zostałam zupełnie sama, choć wiem że Bóg jest ze mną. Czy jestem uzależniona od męża? tego nie wiem, ale wiem, że kocham go ogromną miłością. Wiem by móc dać komuś miłość trzeba pokochać siebie, ale z tym jeszcze nie potrfię sobie poradzić. Zamknęłam się w czterech ścianach domu, do którego wracam po pracy. Mimo, że bardzo się staram nie umiem poradzić z sobie z cierpieniem i smutkiem. Boję się, że coraz bardziej opadam z sił. Nie czuję pociągu do alkoholu, ale do jedzenia również nie czuję. Mam wrażenie, że gasnę, choć to dopiero drugi miesiąc. Wiele czytałam na tym forum, by nie zgadzać się na rozwód kościelny, ale mój mąż cały czas powtarza, że jeśli go kocham to powinnam pozwolić mu odejść i dać rozwód. Walczę ze sobą, biję się z myślami, nie sypiam. Dziś dzwoniłam do męża, płąkałam, choć wiem, że nie powinnam tego robić. Ktoś kiedyś powiedział mi, że nie ma nic bardziej wzruszającego dla mężczyzny niż łzy kobiety którą kocha i nic bardziej odrażającego niż łzy kobiekty którą kochać przestał. Ale nie dałam rady. Wstyd mi, ale nie umiem inaczej. 12 lat które przeżyliśmy nagle okazały się dla Niego bez znaczenia. Dla mnie to ważne lata. Było raz lepiej raz gorzej, ale staram się nie pamietać złych chwil, ciągle myślę o tych szczęśliwych. I modlę się. Tylko sił już brak
Anonymous - 2010-02-23, 11:23

Slimiline........... a co z AA i mityngiem??? co z terapia dla alkoholików........?????

To ż eteraz nie pijesz na tzw."dupościsku" to nie zanczy wiele...jesteś pijana na sucho...bez alkoholu.
A wczesneij czy pózniej pójdziesz w "tany" ....i będziesz pic tak by zrekompensować sobie okres "suchości".
Chyba że wyciągniesz ręke po pomoc..................... ale to warunkuje jak nisko jest Twoje dno....czy już jestes na nim...................


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group