Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Czy ja idę dobrą drogą ?

Anonymous - 2010-02-03, 12:22
Temat postu: Czy ja idę dobrą drogą ?
Kochani.

Chciałam i ja wyjść z ukrycia i nie tylko czytać , czytać, czytać, ale zacząć pisać wreszcie coś o

sobie.Potrzebuję waszego wsparcia, bo coś mi się wydaje, że chyba teraz to ja zaczynam

być

naprawdę wredna.

W skrócie to będzie wyglądało tak:

Rok 2008-dziwne telefony, sms-y, i słowa: to tylko koleżanka

1 styczeń 2009-albo będę z nią, albo zostanę singlem.To był jedyny raz kiedy mąż przyznał

się do niej

Dalej scenariusz był taki: błagania, płacz, prośby.......

Tego nie cofnę, ale tak właśnie beczałam.

No i mężowskie: są dzieci, jestem sam, nigdzie nie odejdę.....ale zero dotykania,

przytulania.

Musiałam zasięgnąć porady i psychiatry i psychologa,

W kwietniu znalazłam Was, świadectwo El. i innych.

tu po raz pierwszy usłyszalam o uzależnieniu od męża,

Puścić go wolno......

Przeprosiłam, ciężko było przestać prosić od czasu do czasu o buziaka na dzień dobry...

Nie pytać się gdzie jedzie, skąd wraca....ale skoro potrzebuje pobyć sam.....

Uśmiech, na zaczepkę- udałam że nie słyszę, sms, ale to robione po to by wrócił..

A ludziska coraz to nowe wieści dostarczali.

Którejś niedzieli modliłam się tak: Matuchno Kochana , Ty wiesz, że ja człowiek grzeszny i

słaby. Co się stało tego nikt nie cofnie, ale błagam zrób wszystko, żebym się już nic więcej

o tym co było miedzy mężem a panienką nie dowiedziała. Na drugi dzień rodzice panienki

powiedzieli, że mój mąż wynajął już sobie mieszkanie

To była polowa września, mąż wyprowadził się, założyłam sprawę o alimenty,

Uczę się być sama, cieszyć się z bliskości Jezusa, starać się żyć pięknie i właśnie tu

zaczynam mieć problem. Mamy wspólne gospodarstwo rolne, mąż przyjeżdża codziennie.

to są dla mnie trudne momenty. Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest.

Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?

Chcę tu pisać do Was, proszę piszcie też do mnie.

Na razie dostęp do komputera mam przed południem, kiedy dzieci w szkole , ale staram się

zaglądać tu codziennie.


.

Anonymous - 2010-02-03, 12:33

n_tesia4 napisał/a:
Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest.

Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?


To Tesiu jest pokłosie zranienia, czuję coś podobnego do mojej żony kiedy codziennie się wieczorem widzimy, już bym wolał by się wyprowadziła niż męczyła mnie swoją obecnością.

Wybaczenie nastąpiło nie czujemy nienawiści, ale od wybaczenia do kochania droga daleka.

Owszem opiekowałem się nią gdy m-ąc temu miała grypę, w ubiegłą niedzielę z rana zawiozłem na policję gdy została okradziona w barze podczas upojnego wieczoru z amantem.

Ale Kościół nie narzuca obowiązku życia z człowiekiem, który nie chce się zmieniać i jest w szponach zła.

Pogody ducha
Jarek

Anonymous - 2010-02-03, 12:35

n_tesia4 napisał/a:
Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest.

Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?


Ty sama to wiesz ;-) nie ma czegoś takiego - powinnam czy nie powinnam odczuwać. Jeśli coś odczuwasz, to po prostu odczuwasz, to Twoje jest, to Ty sama w tym jesteś....
Powiem Ci tylko, że wiele osób będących w separacji lepiej się czuje, kiedy nie spotyka często współmałżonka. Bowiem - masz rację - jest to inny człowiek. Jest to człowiek zniewolony przez złego. Natomiast odrębną kwestią jest to - co się z tym swoim uczuciem robi. Tu nie ma jednej dobrej recepty, bo każdy człowiek jest inny, i inne są tzw. zewnętrzne obowiązki, czyli np. dzieci, czy jak u Ciebie - gospodarstwo.

Anonymous - 2010-02-03, 12:52

n_tesia4 napisał/a:
Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?



Nirwanna wyłapała to co ja . Czy powinnam odczuwać ? Odczuwasz , po prostu odczuwasz , nie ma - powinnam , nie powinnam . UCZUCIA NIE SĄ GRZECHEM !! , DOPIERO TO CO Z NIMI ZROBIMY MOŻE SIĘ NIM STAĆ >Nie spychaj uczuc głęboko , wyraz je , wykrzycz , możesz wykrzyczeć je samemu Bogu . Czasem myslimy , że odczuwac złość na Boga to tak straszne uczucie , że nie wolno nawet o nim pomysleć . Tymczasem Bóg chce , żebyś wszystko mu powiedziala . to Twój Przyjaciel . A w przyjazni jak się zataja to i owo , to się robi przepaść .

Jeżeli chodzi o Twojego męża , to też Twoje odczucia sa naturalne , nikt nie przepada za przebywanien z kimś kto " dokopuje " . Złe odczucia moga się przemienic na te dobre - ale to proces i trzeba je przepracować . Najpierw nazwać , oddać , dać czas . A pózniej zacząć wybaczać . Ale to juz kolejny etap. Dasz radę . Fajnie , że piszesz

Anonymous - 2010-02-03, 13:12

Cytat:
Czy tak właśnie powinnam odczuwać ?

To, co odczuwasz jest Twoje, majprawdzisze i masz do tego prawo.
Sztuką jest nie wypowiadać wszystkich swoich odczuć i myśli do końca mężowi, który zdradził. Mogą one być przysłowiowym kopaniem dołu pomiędzy wami - dołu nie do zasypania. Chodzi mi o słowa obraźliwe, czy też nieprawdziwe, np., że już nie kochasz, że nigdy nie kochałaś, może je potraktować na serio i tym samym, rozgrzeszyć się niejako z zaistniałej sytuacji. W końcu to nic dziwnego, że niekochany mąż znalazł sobie inną... Więc powiedziałabym - poruszać jego sumienie, ale bardzo umiejętnie... Dzielić się własnym poczuciem ogromnego skrzywdzenia, to powinno spędzać mu spokojny sen z powiek.
Odczuwasz niechęć i to zupełnie naturalne, unikamy ludzi, którzy krzwydzą lub skrzywdzili, bo ich obecność boli... To takie ludzkie, próbujemy bronić się.
Już prosiłaś, błagałaś i wszystko na nic. Więc teraz czas na wzmożoną modlitwę, ona niemożliwe czyni możliwym... Polecam codzienny różaniec. Proś, a nawet kłóć sie z Panem Bogiem, że przecież obiecał, że będzie z Wami... Bąź wytrwałym, a nawet natrętnym proszącym... Dobijaj się do drzwi, aż otworzą się... Dla Boga nie ma spraw niemożliwych do rozwiązania, On ma swoje, jakże często zdumiewające nas sposoby... On może przemienić wodę w wino, jak to stało się w Kanie. Czy jeszcze w to wierzysz??

Anonymous - 2010-02-03, 13:22

n_tesia4 napisał/a:
Zaczynam dostrzegać, że o wiele lepiej jest mi samej, niż

gdy obok mnie jest obcy mi zupełnie facet. Bo to mój Czaruś nie jest


Mam to samo.
Tylko do tego odczucia jeszcze pełną świadomość nieustannej obecności niechcianego " gościa" w moim mężu. Niechcianego przeze mnie i niedostrzegalnego dla Niego.

Używaj obrony własnej, a przestaniesz zezwalać na ponowne poranienia.
Jesteście z mężem w trudnym etapie kryzysu i" On czerpie zasilanie" ze Zła, nawet bezwiednie. Jeśli Ty nie napędzasz spirali złości i nienawiści to jedyną pożywką staje się Twój ból, który Ci zada.

Nauczyłaś się korzystać z dobrodziejstwa obecności Jezusa, wtulaj sie w Jego ramiona i pozwól leczyć rany.
Kiedy nadejdzie Wasz czas poczujesz się dobrze przy mężu, ale i On będzie czysty, bez zbednego duchowego lokatora .

Anonymous - 2010-02-03, 16:18
Temat postu: Czy ja idę dobrą drogą ?
Co ja z tymi swoimi odczuciami teraz robię? Chyba nic. Milczę. Różaniec w rękę i milczę.
Panu Bogu wykrzyczałam, a jakże. Ja, która nigdy nie umiałam krzyczeć, taki numer odwaliłam i to Komu...!!!!!

Ale co tam. Ulżyło i mam Przyjaciela, który chyba mnie nie odrzuca mimo moich upadków.Nieraz tak sobie myślę, że chyba i On drapie się po głowie jak nas do siebie na nowo zbliżyć.

Ta cisza, która teraz między nami trwa sama nie wiem czy nam pomaga. Jakoś tego chyba do końca nie oddałam Bogu.Jak wciąż gadałam, że zaczniemy od nowa to efekt przeszedł moje najśmielsze oczekiwania, więc może tak musi być?

No i ten niechciany gość. Nasz dom był zawsze pełen gości, bliższych, dalszych znajomych.Czy ten pierun wcisnął się między nimi, czy sama mu otworzyłam drzwi?

Ale się cieszę, że odważyłam się wreszcie napisać. Jednak jest różnica, gdy się czyta odpowiedzi skierowane do siebie . Dzięki Wam.

Anonymous - 2010-02-03, 16:44

n_tesia4,
ubawiłam sie setnie, posłuchaj:

Kobieta niezastąpiona:
http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-02-04, 09:03
Temat postu: Czy ja idę dobrą drogą ?
No Kinguś, dobre to , oj dobre......
Skoro facetowi lepiej na duszy , gdy tak sobie pobelkoce to niech mu tam.

Nie wiem, czy ja dobrze zrozumiałam Wasze posty, ale czy to znaczy, że ja do końca nie wybaczyłam? Boję się, że mi tak zostanie, że wolę być sama. Teraz w moim mężu jest tyle nienawiści, że ja chyba naprawdę przestaję się tym przejmować. Dzień po dniu pokazuje, że to opętanie. Nawet jak w Trzech Króli okadziłam delikatnie mieszkanie, to ten mój łobuziak pootwierał wszystkie okna w domu, by ,,smród " wyleciał.

Przekraczać samą siebie.

Człowiek naprawdę nawet nie przypuszcza, ile potrafi zrobić. Przez 16 lat, gdy spadł bodaj mały śnieg, ja samochodem nigdzie nie pojechałam sama. No bo ja taka biedna, słaba, nie potrafię, boje się- A z Ciebie kochanie taki super kierowca-
No i bęc, kierowcy brakło. A tu dzieciska do szkoły zawieźć trzeba, do lekarza i mnóstwo innych spraw. I co? Okazało się że potrafię, nawet na letnich oponach.

Nie wiem, ale to kiedyś Tyśka chyba pisała, że mąż od niej nie odchodzi, póki ona rozpacza i jest w kiepskim stanie. U mnie było też tak. Gdy przestałam pokazywać swoją rozpacz, w tym roku mając Karwowskiego lata poszłam na studia to to moje kochanie aż kipiało złością, że mamuśka taka uczona chce być, płacze, że kasy nie ma a tu szkółki się zachciało. No i z czystym sumieniem odszedł. A mamuśce co tu dużo ukrywać , płacze się jeszcze trochę, ale mam tylu dobrych ludzi wokół siebie no i Was.

I będę tutaj pisać, może jeszcze trochę nieporadnie, ale praca czyni mistrza.Widzę między innymi po Danusi. Nie dawno To zaczęło, a jak potrafi pięknie myśl na papier przelać.

Piękny dzień za oknem.
Siadam pisać następny list motywacyjny, może mi się uda wreszcie znaleźć prace.

Anonymous - 2010-02-04, 12:23

Cytat:
Nie wiem, czy ja dobrze zrozumiałam Wasze posty, ale czy to znaczy, że ja do końca nie wybaczyłam?

Moim zdaniem z wybaczeniem jest tak, jak z kupnem chleba - codziennie. Codziennie, kiedy zaczynam dzień, mówię sobie - "dziś też musisz wybaczyć" i tak od nowa. To byłoby takie proste, łatwe - raz powiedziane w sercu "wybaczam" i sprawa załatwiona na zawsze. Ilekroć budzi się w człowieku żal, tylekroć muszę przebaczać, i bywa że to dzieje się 77 razy w ciagu dnia. Trudne to bardzo, ale w cnotach też ćwiczyć się trzeba... Zły każdego dnia podsuwa myśli "zobacz, to ten co cię tak mocno skrzywdził, a ty jemu tak łatwo odpuszczasz?" . No więc odpuszczam, staram, się odpuszczać każdego dnia i może tak do końca życia?? Chyba że... amnezja dopadnie na starość i problem sam rozwiąże się. :-/

Anonymous - 2010-02-04, 12:30

róża napisał/a:
Moim zdaniem z wybaczeniem jest tak, jak z kupnem chleba - codziennie

Nie na darmo Pan nas nauczył modlitwy do swego Ojca, czasem ze łzami w oczach, ale odpuszczamy by móc prosić o to samo jednak w Boskim idealnym wykonaniu.

Anonymous - 2010-02-04, 12:51

Jarosławie, tyle lat, tyle razy w życiu było na ustach " odpuśc nam nasze winy, jako i my.." i to było takie normalne... Aż tu nagle przychodzi zmierzyć się z tą prawdą, i bywa, że ściska w gardle, że może jednak "nam odpuść inaczej, łatwiej, nie tak, jak my innym", bo tak trudne Twoje słowa Panie, dopiero teraz wiem jak baardzo trudne...
Taka zwykła modlitwa, zawsze była taką zrozumiałą, aż tu stała się tak trudną... Odkrycie po latach. :shock:

Anonymous - 2010-02-04, 13:12

róża napisał/a:
Moim zdaniem z wybaczeniem jest tak, jak z kupnem chleba - codziennie. Codziennie, kiedy zaczynam dzień, mówię sobie - "dziś też musisz wybaczyć" i tak od nowa.

Wiesz co masz rację, wybaczać trzeba codziennie. Żeby zaczeło to przynosić efekty wewnątrz siebie musimy zdobywać sie na nie bez wzgledu na to co na zewnątrz sie dzieje. Ja zrobiłąm tak:
Postawiłam zdjęcie męża i codziennie czynię na czole męża znak krzyża błogosławiąc mu, duchowo proszę Anioła Stróża mojego małżonka, aby zaniósł mu moje błogosławieństwo. Kto błogosławi ten wybaczył i jednocześnie oddaje pod bożą opiekę tego komu się oddaje tę duchową posługę.
Jednocześnie, jeśli muszę przełamać się do tego gestu, bo coś mnie uwiera, doceniam jak trudno czasem wybaczyć, i jak wiele przez to zyskujemy oboje, gdy pokonuję siebie i własne ego.

Anonymous - 2010-02-04, 13:25

Kingo, fajny sposób z tym przebaczaniem codziennie odnowa. :-D Sama go
opracowałaś?

Tak, z tym uwieraniem, to jakby wpadł kamyk do buta, może nawet sporych rozmiarów i trzeba było już zawsze tak - z tym kamykiem chodzić... Najpierw zaakceptować fakt istnienia jego w bucie, być może - na zawsze... i uczyć się z dnia na dzień znoszenia tej niedogodności... Pewnie im dalej, tym łatwiej, powoli zapomnisz, że buty w ogóle mogą być inne ... I właśnie w takich w drogę, choć pewnie nie raz przyjdzie ochota ulżyć sobie...
Chodzi przecież o to, aby język giętki nie powiedział wszystkiego, co pomyśli głowa... :-D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group