Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Pomóżcie mi

Anonymous - 2010-02-01, 11:20
Temat postu: Pomóżcie mi
Witam wszystkich.Mam 31 lat moja żona 26.Mamy dwie córki,które mają 5 i 3 lata.Piszę na tym forum ponieważ Nas też "złapał" kryzys małżeński.Jesteśmy małżeństwem od prawie 7 lat.Wszystko nam się dobrze układało,prócz mieszkania do tej pory nie jesteśmy na "swoim".Dążąc do poprawy naszego bytu teściu namówił mnie(w sumie nas) do wyjazdu do Irlandii.Tak też się stało.Ja wyjechałem i po trzech miesiącach przyjechała do mnie żona z dziećmi na stałe.Było nam naprawdę bardzo dobrze.Dopóki nie straciłem pracy.Stało się to po ośmiu miesiącach od przybycia mojej rodziny.Przez prawie dwa miesiące szukałem pracy,lecz bez żadnych skutków.W miedzy czasie żona z dziećmi wróciła do Polski.Kiedy miałem wykupiony bilet do Polski dostałem ofertę pracy w Anglii.Po konsultacji z moją żoną stwierdziliśmy żebym spróbował.W Anglii pracowałem od maja do listopada.Tęskniłem za rodziną(kilka noc przepłakanych),ale wiedziałem że nie mogą do mnie przyjechać bo nie byłem wstanie zagwarantować odpowiedniego domu.Żonie tłumaczyłem jakie jest tam życie i nigdy w życiu nie chciałbym tam mieszkać na stałe.Powiedziałem żonie żeby lepiej szukała pracy w Polsce bo niedługo i tak przylecę.Do Polski przyleciałem na urlop we wrześniu na tydzień czasu.Było fajnie przynajmniej mi się tak wydawało.Żona znalazła pracę jako analityk finansowy(sprzedaż OFE,planów inwestycyjnych itp.)Pracuje na "własną rękę" i wypłatę ma tylko z prowizji :-( Po powrocie do Anglii zaczął się nasz kryzys.Dokładnie pod koniec września dostałem maila od żony "Chciałam ci powiedzieć że wszystko jest w porządku ale tak nie jest"Zaczęły się rozmowy tzn ja starałem się od niej dowiedzieć w czym jest problem.Słyszałem tylko odpowiedzi "nie wiem","zagubiłam się","coś między nami wygasło i nie jest już tak jak kiedyś","nie potrafię z tobą rozmawiać coś w środku mnie blokuje".Po kilkudziesięciu rozmowach doszliśmy do takiego etapu że się zapytałem czy kogoś ma.Usłyszałem ciszę w słuchawce.Po kilku sekundach odpowiedziała że poznała kogoś.Po prostu mnie zatkało.Coś mnie zabiło.Po tym wszystkim stwierdziłem że wracam do Polski ratować nasze małżeństwo.Wróciłem 1 listopada.Zaczęły się rozmowy między nami.Okazało się że żona pracuje z tym znajomym,który ma 52 lata,żonę i dwójkę dorosłych dzieci.Po dłuższych rozmowach żona stwierdziła że jest przystojny i gdyby go poznała przede mną...Dodam że moja żona ma słabość do starszych mężczyzn.Przede mną miała dwóch panów w podobnym wieku.Jednak zapewniała i do tej pory zapewnia mnie że to tylko przyjaźń,że on nigdy nie zostawi rodziny.Spytałem się czy mnie zdradziła.Odpowiedziała mi że fizycznie nie,ale psychicznie.Starałem się rozmawiać z żoną o nas ale ciężko jej to przychodziło i przychodzi.Na moje pytania co się stało,dlaczego zawsze słyszę odpowiedź nie wiem lub nie potrafię ci powiedzieć.Po ostatniej naszej rozmowie powiedziała mi że mnie nie kocha że się to wszystko wypaliło,że traktuje mnie po prostu jak kolegę.W telefonie zmieniła opis mojego numeru.Nie mówi na mnie pieszczotliwie tylko po imieniu.Zacząłem ją kontrolować ale co z tego jak na bieżąco kasuje maile,sms,raporty,czy rozmowy.Jest mi naprawdę bardzo ciężko.Nie potrafię zrozumieć co się stało.Zapytałem czy są jakieś szansę na odbudowę naszego związku odpowiedź brzmiała:bardzo małe.Sama mi powiedziała że nie wniesie pozew o rozwód ponieważ dzieci są zbyt małe i potrzebują taty.Chyba jak dorosną lub ona znajdzie odpowiedniego mężczyznę to wtedy.Uświadomiła mi że ja mogę odejść kiedy chcę.Jestem zrozpaczony tą jej"znieczulicą" do mnie.Poszukuję pracy od nowego roku,ale jest ciężko.Ciężko szukać nawet gdy człowiek w sumie w środku jest wypalony,który ma żal i czuje straszny ból.Spytałem się czy pójdziemy do poradni małżeńskiej.Odpowiedź była negatywna.Naprawdę nie wiem co mam robić.Jak ratować ten nasz związek.Naprawdę pomóżcie mi.Może ktoś zna dobrego psychologa z okolicy Wrocławia.
Anonymous - 2010-02-01, 12:32

Witaj Chudy (Miśka zostawię dla szacownej małżonki).
Fajnie, że tu trafiłeś, choć w Twoim poście nie było ani słowa o Bogu to na pewno jest coś na rzeczy, że przygnało Cię tu, a nie na strony nie zawsze dbające o dobro rodzin.

Jeżeli zależy Ci na konsultacji z psychologiem, udaj się do tych chrześcijańskich. We Wrocławiu taki ośrodek działa na pewno przy diecezji.

Trzymaj się chłopie, wierzę, że Ci ciężko. Układ żony i "przyjaciela" z gatunku podwójnie ciężko strawnych, choć jest nadzieja, że ten akurat czynnik zawyrokuje o zmianie decyzji przez żonę.

Anonymous - 2010-02-01, 13:22

Chudy, dużo ciszy w sercu ! Spokoju ! W ciszy przychodzi Pan i nas prowadzi ! Zwróć się do samego Boga o pomoc i prowadznie ! A ja wspierwm Cie modlitwą !! EL.
Anonymous - 2010-02-01, 13:43

fajny nick...;))
zastanawiałes się kiedyś co takiego widzi zona w dojrzałych mężczyznach jakich wybierała za partnerów...
może ocena siebie jaki ja jestem... jak mnie zona odbiera...
to co ciągło żone do dojrzałych kiedyś partnerów, w końcu i dzis, niestety.. to brak poczucia bezpieczeństwa...
przy dojrzałym, ustabilizowanym mężczyznie ma poczucie stałości, kórej może brak dziś w waszym zwiazku...
przy dojrzałym mężczyznie czuje sie bezpiecznie, myśli pewnie, że on zapewni jej życie bezproblemowe, na odpowiednim poziomie bez stresów o finanse jakie pewnie w waszym młodym zwiazku na dorobku sa przeciez...
pewnie sama boi sie zycia i problemów z nim związanych, szuka kogoś kto będzie dla niej oparciem i opoką... jakim byłeś do tej pory mężem jako opoka i podpora dla niej... kto kogo wspierał i dawał siły do walki z trudami dnia codziennego...

zastanów się, czy to problem w twoim zwiazku, a jeśli w tym część prawdy...
to może jak staniesz na nogi, otoczysz żone wsparciem, zdobędziesz zatrudnienia na tyle stałe i dobre, by żona mogła się poczuc w końcu bezpiecznie i mieć stabilizacje w zwiazku
to może żona spojrzy na ciebie jak na partnera odpowiedzialnego, takiego który jej zagwarantuje brak lęków o "jutro"...

co oczywiście nie jest rozwiązaniem do końca..bo może sygnalizowac tez jej braki...
braki drania ciężarów życia na siebie... jednak na początek znając problem waszego kryzysu będziesz wiedział czego się uczepic... by zona mogła zobaczyc iż w swoim zwiazku z tobą może czuć sie bezpiecznie i razem wychowywac wspólne dzieci...

Anonymous - 2010-02-01, 16:13
Temat postu: Pomóżcie mi
Dziękuję Wam za wsparcie.Dziękuję Mami bo jest chyba w tym jakaś prawda.Tylko nie potrafię od żony się dowiedzieć co było przyczyną jej kryzysu.Twierdzi że wszystko.Najgorsze jest to że nie widzi we mnie nawet przyjaciela :-(
Anonymous - 2010-02-01, 16:45

chudy-misiek,
Witaj,
ten nick to jakby zimowy. Czy ma coś wspólnego z odłowioną wczoraj misiaczką? A może to osobiste? Jeśli drugie, nie musisz odpowiadać. :-D

Aby odpowiedzieć na pytanie co jest przyczyną kryzysu musisz niejako stanąć z boku i zerknąć na Was oboje. Odpowiedz sobie, jak wygląda w Waszym pożyciu codzienny kontakt z Bogiem , w jakim stopniu korzystacie z dobrodziejstw Sakramentów, modlitwy. Gdzie tak naprawdę jest Bóg w Waszym życiu, na pierwszym miejscu, czy gdzieś tam jako mglista i zapomniana idea. Pomyśl w jaki sposób spędzaliście wolny czas i co jest priorytetem w wychowaniu dzieci. Jaki jest stosunek obojga do teściów i znajomych, jakimi ludźmi się otaczacie.
O czym były Wasze rozmowy i jak często pomimo uczucia w wyraźny sposób okazywałeś go żonie. I jeszcze jak zareagowała na Twoją utratę pracy, a potem na trudnośći w znalezieniu jej.
Przemyśl co jest ważniejsze w Waszym domu mieć czy być? Co z czystością w małżeństwie i przed nim.
Kiedy to przeanalizujesz zaczniesz dostrzegać początek drogi do rozwikłania zagadki kryzysu.
W międzyczasie przestudiuj naszą bazę danych o psychologach, poradniach, Sakramencie małżeństwa i jak zareaguje psychika dziecka. Po prostu wczytaj się w forum.
Cokolwiek by Ci sie nasunęło, nie wstydź się i pytaj. My wszyscy trafiamy tu zieloni lub nieco tylko dojrzalsi, pomagamy sobie stanąć na nogi. Tu nie ma pytań tabu, ale aby dobrze i z pożytkiem przyjąć wiedzę uzyskaną od Sycharków musisz najpierw uporządkować swoje sprawy z Panem Bogiem. To zawsze podstawa i kto od tego wychodzi temu łatwiej się przyznać do własnej bezsilności i ograniczeń,a następnie wychodzić z kryzysu na prostą. ;-)

Anonymous - 2010-02-01, 17:57
Temat postu: Re: Pomóżcie mi
Misiek,
Niestety jestes jedna z wielu osób, które doświadczyły na sobie takich skutków wyjazdu 'za chlebem', sporo pisano na ten temat:
http://www.wprost.pl/ar/1...kie-malzenstwa/
http://www.charaktery.eu/...a-na-emigracji/

W tym co piszesz ja widze duże szanse, skoro ona nie chce się rozstawać ze względu na dzieci. Ja miałem 1,5 roku temu sytuację rozwodową i dzięki bardzo dużej zmianie w sobie udało mi się uratować małżeństwo, mimo że moja zona w ogóle nie chciała rozmawiać na ten - i na jakikolwiek inny - temat. Co prawda dość ewidentnie sam do tej sytuacji doprowadziłem, ale mimo jej zacięcia i początkowej 100% decyzji na rozstanie, udało mi się to zmienić.

Nie załamuj się więc, tylko pomyśl jak do niej dotrzeć i jak kroczek po kroczku odbudować Wasz związek, mimo tego co ona w tej chwili mówi i czuje i jak Ciebie to rani i boli.
Nie było ciebie i ktoś inny wszedł w rolę 'przyjaciela'... trzeba żebyś tą sytuację odwrócił, pomyślał czego najbardziej zabrakło, co jej dać, co zmienić.

Anonymous - 2010-02-01, 18:22

Witaj chudy-misiek........na początek napisze tak...........
Bo to jako pierwsze wzbudza mój smutek..........

Czemu bidoku zagłodzili Cie na tej obczyznie!!! ;-) :-o

No dobra ....zapewne w kraju nie zginiesz......
Widzisz są problemy,jest kryzys.
Brak zrozumienia-tak???.

Lecz jak na chwile uda Ci sie odstawic ból i smutek na bok.
Masz szanse dojrzec-po co ??? spadł na was kryzys.

Czego brakowało ...
-Boga
-zrozumienia
-miłości
-opieki

Spadłes narazie do wora z napisem ....
NIE OTWIERAC -AŻ MI SIE ZECHCE..............

chudy-misku nie ma sensu tracic czasu w tym worze na pomysły.

-jak wyjśc z tego wora
-jak zrobic w nim dziurę
-co zrobić by worek sparciał


Twój czas w worku wykorzystaj na to by znowu byc fajnym miskiem.

A przyjdzie dzień i włascicielka worka zajrzy do środka-czy to co wpadło....żyje.

I może padnie stwierdzenie.........takiego fajnego miska trzymałam w worku????

pozdrawiam

Anonymous - 2010-02-01, 18:40

Norbert - tak to opisałeś.... :lol: Forma żartobliwa, ale - samo sedno. Duży szacun :-)

Misiek - właśnie tak, skup się na intensywnym dokształcaniu się z: roli ojca i męża w rodzinie, potrzeb kobiety w rodzinie i w ogóle, z tego jak rodzina i Ty sam - macie być osadzeni w Bogu, oraz co takiego było niefajnego w Tobie, że żona poszukała przyjaciela. I wiesz co? To dobrze, że żona nie chce opowiadać, co dokładnie doprowadziło ją do kryzysu. Bo Ty się nie masz dopasowywać do żony, na siłę, aby zażegnać kryzys, tylko masz stać się lepszą, prawdziwszą wersją samego siebie.
Na stronie forum jest sporo słuchowisk, rekolekcji, linków do stron, książek - czerp z tego pełnymi garściami :-)
Pozdrawiam i z Panem Bogiem!

Anonymous - 2010-02-01, 18:52

Chudy Miśku, też mi to brzmi nie najlepiej. Myślę, że dla Ciebie koniecznie do przeczytania jest " Dzikie serce"- John Eldredge, żebys poznał to swoje zabiedzone ( sorry) i zahukane serce i znalazł w sobie nie Miśka, lecz prawdziwego Niedżwiedzia, który wie czego chce i zna swoją wartość. Myślę, że żonie też sie taka metamorfoza może spodobac. A w międzyczasie spowiedź, Komunia św. i trwanie na modlitwie, bo najlepiej zna Ciebie Bóg i On może pomóc w waszej sprawie.
Anonymous - 2010-02-01, 19:09

Nirwanna napisał/a:
Forma żartobliwa,

Jaka żartobliwa?????????? :-P :-P

sam mam taki worek........dobrze że lniany .....to se jeszcze oddycham.... :lol: :lol: :lol:

Anonymous - 2010-02-01, 19:12

Ot, widzisz, Norbi - żona zadbała o Ciebie, skoro wsadziła Cię do lnianego worka, abyś sobie mógł oddychać :lol:
Anonymous - 2010-02-01, 19:14

A mnie ciekawi, czy w tym woreczku też jest kotecek?
Czy kotecek został wykopsany z woreczka dla większego luzu? :-P :-P :-P

Anonymous - 2010-02-01, 19:20

Nirwanna napisał/a:
Ot, widzisz, Norbi - żona zadbała o Ciebie, skoro wsadziła Cię do lnianego worka, abyś sobie mógł oddychać


Nirwano w zasadzie to prawie Schelaton z gwiazdkami...i mam dokarmianie przez synów.

Masz rację- chyba mnie lubi?????? :mrgreen: :mrgreen:
kinga2 napisał/a:
A mnie ciekawi, czy w tym woreczku też jest kotecek?
Czy kotecek został wykopsany z woreczka dla większego luzu?


Kingo ty to zaraz -szkopuł w tym że koteczka nigdy nie było........
............a może to błąd????? :roll: :roll:


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group