Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - mąż mnie zdradza i okłamuje

Anonymous - 2010-01-27, 17:57
Temat postu: mąż mnie zdradza i okłamuje
Pozdrawiam wszystkich
Od dwóch dni czytam posty na tej stronie i cieszę się że na Was trafiłam, już czytając tutejsze posty czuję się lepiej. Moja historia jest podobna, ja całe dnie w domu z dzieckiem, a mąż cale dnie w pracy. Ja zmęczona i zniechęcona aby dbać o siebie, często narzekajaca i nie mająca ochoty na seks, maż zniechęcony wracać do takiego domu. Zaszłam w drugą ciążę, mąż zaczął pisać tajemne smsy było ich coraz więcej i wiecej, czulam że coś niedobrego sie dzieje, ze to nie jest normalne, płakalam i prosilam żeby już tyle nie pisal, ale nie skutkowalo, ciąża byla zagrożona wiec bardzo rzadko się kochaliśmy, mężowi pierwszy raz to nie przeszkadzało, urodzilam i dopiero wówczas przez myśl mi przeszło że moze mnie zdradza. Gdy córeczka miala 3 tygodnie postanowilam zajrzyć do jego telefonu, to co przeczytalam utwierdzilo mnie że maż ma romans, bolalo i boli do dziś okrutnie, chcialam skończyć z sobą, potem też zdradzić, modlilam się do Boga ale nie tak gorliwie jak chcialam, ból i placz nie pozwalaly mi, moje myśli wciaż wracały do tego co widzialam, wówczas dzieci dawaly mi sile. Od tego czasu minęło 8 miesiecy i wciaż tak samo mocno boli, wciaż są nieprzespane noce i lzy, ale jest ich już mniej. Dużo czytałam na różnych stronach o tematyce zdrady jak sobie z tym radzić, az wkońcu trafilam tutaj. Wierzę że modlitwą można zdzialać cuda. Jestem osobą wierzacą i praktykujacą ale do tej pory jak pisalam malo się modlilam, zamierzam z wasza pomocą to zmienić...

Anonymous - 2010-01-27, 23:06

ewulek,
Witaj w naszej wspólnocie.

Zapraszamy do żywego różańca:
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=3925

do wspomagania sie modlitwą osób konsekrowanych:
http://www.kryzys.org/vie...ighlight=#79367
i nie tylko
http://www.kryzys.org/viewtopic.php?t=4568

do odmawiania Koronki do Bożego Miłosierdzia.

Mamy też inne formy modlitewne. Przejżyj Forum ,bo jest kopalnią wiedzy na tematy duchowe i cielesne.
Znajdziesz tu porady duchownych i świeckich. Adresy poradni i ciekawe linki, a przede wszystkim grono cudownych ludzi, którzy pomoga jak potrafią. Słowem, modlitwą, zaproszą na rekolekcje i spotkaja Cię tam jeśli przyjedziesz. Zapraszamy też do Ognisk Wiernej Miłości, ale nade wszystko pisz.
Przelewaj na ekran swoje obawy i bolączki.
Na wszystko znajdzie sie rozwiązanie jak nie u ludzi to z Nieba. :-D

Anonymous - 2010-01-28, 13:28

Czasem mam wrażenie, że maż nie chce z tym skończyć, że nie uważa zdrady za coś złego, szatan nim rzadzi i wierzą ze modlitwą go odpędzę...
Anonymous - 2010-01-28, 13:38

Ewulek - masz rację, nastaw się tylko na działanie bardzo długofalowe. Zły tak szybko nie odpuszcza, i miesza często w dziedzinach, gdzie czuliśmy się do tej pory pewnie. Za pewnie.
Forum to kopalnia wiedzy, więc korzystaj - czytaj, słuchaj, ucz się... I bardzo ważne - nie zrażaj się upadkami. Będą. Czasem zanim się wszystko naprostuje - sporo musi się zawalić. Ważne, aby nie rezygnować i ufać Panu:-)

Anonymous - 2010-01-28, 13:43

To rzeczywiście dowód na to, że Zły mocno macza palce w zdradzie. Mój małżonek też twierdził, że owszem, czuje się winny, ale znowu nie aż tak bardzo, a na nazwanie przeze mnie zrdady po imieniu, czyli "cudzołóstwo", bardzo się poruszył i nadmienił, żebym nie wyjezdżała zaraz z cudzołóstwem. Ot, taki skok w bok, co jest zupełnie normalną rzeczą, kiedy w małżeństwie nie układa się, i że ... trzeba życie brać takim, jakim jest. Czyli nie dość - skusić do grzechu ciężkiego, to jeszcze zaciemnić spojrzenie, tak, aby nie było poczucia winy - jaki inteligentny... Gdyby było poczucie winy, byłaby skrucha i chęć poprawy, ale tu przecież chodzi o to, żeby poprowadzić delikwenta dalej, aż na samo dno bagna i wtedy powiedzieć "a widzisz, teraz już nie ma dla ciebie ratunku". Ale dał nam przecież Pan Bóg rozum...
Anonymous - 2010-01-28, 14:31

róża napisał/a:
Mój małżonek też twierdził, że owszem, czuje się winny, ale znowu nie aż tak bardzo, a na nazwanie przeze mnie zrdady po imieniu, czyli "cudzołóstwo", bardzo się poruszył i nadmienił, żebym nie wyjezdżała zaraz z cudzołóstwem. Ot, taki skok w bok, co jest zupełnie normalną rzeczą, kiedy w małżeństwie nie układa się, i że ... trzeba życie brać takim, jakim jest.


a to typowe pomniejszanie winy i wypieranie, by spłycić swoje konsenkwencje i odpowiedzialnośc
za czyn.

Natura obronna człowieka.
Różo mała uwaga moralizowanie w tym miejscu nic nie da,czym głośniej będziesz to artykułować-tym ucieczka przed konsenkwencjami będzie większa.

Rada ....czyn nazwać jednogłosnie i stanowczo.i zapeniam mąz juz to dokładnie wie.

Teraz to tylko jego czas by przyjąc zgode na konsenkwencje i odpowiedzialność



pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-28, 14:43

Cytat:
i zapeniam mąz juz to dokładnie wie.

Teraz to tylko jego czas by przyjąc zgode na konsenkwencje i odpowiedzialność



Tez tak mi wydaje się... Tylko dlaczego mężczyźnie tak trudno przyznać się do tego? Jak to odbierać, taką niemożność przyznania się do ewidentnej winy? Czy nie kryje się za tym chęć na ponowną zdradę? Tak myślę, jako kobieta... A jak to wygląda w oczach mężczyzny, Norbert? Jak on to czuje?

Anonymous - 2010-01-28, 14:59

Cytat:
A jak to wygląda w oczach mężczyzny, Norbert? Jak on to czuje?

Rózo akurat nie napisze ci o kwestji zdrady(bo nie zdradziłem)-miałem za to inne grzechy.

Ale dobra ..tak to jest akurat śmieszne mężczyzni często piszą ...kobiecie jest tak trudno przyznać sie do winy.....

kobiety pisza ...mężczyżnie jest tak trudno przyznać się do winy......

Zero chęci zrozumienia siebie wzajemnie.
Rózo facet jest jednotorowy..dlatego wykona jedna czynnośc a dobrze....
czy to problem z przyznaniem????

Wiesz na początku Ja o sobie identycznie myślałem,ba nawet byłem odczytywany przez otoczenie-wypieram,pomniejszam,spłycam,uciekam.

Jednak z czasem ucząc się kto to jest facet,jak się przysłowiowe (je mężczyznę)..
nabrałem innego przekonania ...nie uznam tego w sobie do momentu az nie będe czuc że temu sprostam.

Większośc z nas (mężczyzn) jest perfekcjonistami.
Dlatego to co mamy wykonac,dokonac jest mocno analizowane,przerabiane w umysle.
I najczęsciej jak zabrzmimy........
JESTEM GOTOWY........to znaczy faktycznie jestem gotowy.
Pisze rózo oczywiście o zdrowym gatunku faceta-jaki sie zagubił i chce znowu stać sie przejżysty.

Wiadomo sa skrajności,dewianci,psychopaci ,socjopaci i inne ewentualności.
Choc pewnie każdemu trzeba dać szansę-to jest zależne tylko od nas i naszej wiary

pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-28, 15:15

[/quote]JESTEM GOTOWY........to znaczy faktycznie jestem gotowy.
[quote]
Hmm, czyli "postaram się ci tego nigdy więcej nie zrobić" to ta jednotorowość... Na dzień dzisiejszy jeszcze tego nie wie? A może "postaram się" to juz coś więcej niż "nie zrobię", bo przecież tu już jest deklaracja "starania"???
Nie wiem czy to już patologia, czy jeszcze nie, ale na pewno rzecz dotyczy "twardziela", takiego prawdziwego faceta z krwi i kości, takiego, co to nigdy nie płacze... A zdarzyło się jednak, widziałam.
Czekam, Norbert :-D

Anonymous - 2010-01-28, 15:30

róża napisał/a:
bo przecież tu już jest deklaracja "starania"???
Nie wiem czy to już patologia, czy jeszcze nie, ale na pewno rzecz dotyczy "twardziela", takiego prawdziwego faceta z krwi i kości, takiego, co to nigdy nie płacze... A zdarzyło się jednak, widziałam.

Rózo starania -to więcej niz słowa nie zrobię tego.

Bo starania to każdy dzien pracy by tego nie zrobić.

Twardziel???? to sa mity o facetach.
Ta ja tez kiedyś myślałem facet nie płacze,ba nawet powtarzałem te głupoty moim synom-bo tak słyszałem jak byłem mały..a mój ojciec tez pewnie to słyszał jak był mały i tak dalej............

A prawda jest inna prawdziwy facet jest czuły i nie winien skrywac łez-bo po to sa wzruszenia.
I dzis nie wstydze sie łez i wzruszeń-to co wg teori nie jestem facetem???

A dla mnie facet z krwi i kości-to mądry facet.
-potrafiacy przyznac się do błędu
-analityczny i rozwojowy
-czuły i będący oparciem
-wyrozumiały i tolerancyjny

no dobra i wiele takich jeszcze.

I rożo każdy daje sobie prawo do błędów-nie ma ludzi bezbłędnych.
Istota jest tylko uznać błąd i poczynic wszystko by sie na nim nauczyć-co zrobiłem żle i dlaczego

pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-28, 15:35

Dzięki, Norbert :-D
Probuję po prostu poznać drugą stronę medalu, żeby lepiej zrozumieć to, co dzieje się...

Anonymous - 2010-01-28, 15:50

róża napisał/a:
Probuję po prostu poznać drugą stronę medalu, żeby lepiej zrozumieć to, co dzieje się...

Napisze ci rożo jeszcze jedno-bys dostrzegła taki aspekt.
Otwartośc jaka mam tu na forum(i nie chodzi wcale że to internet),bo w realu jest identico.

W przypadku zony otwartośc gasnie.
I znam to i wiem że to mój problem.
Ale poza świadomością tego nie umiem więcej wykrzesac z siebie

Może to da jeszcze większe światło na pewne sprawy....choc pamietaj każdy człowiek jest inny

pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-28, 16:24

NORBERT napisał/a:
Większośc z nas (mężczyzn) jest perfekcjonistami.
Dlatego to co mamy wykonac,dokonac jest mocno analizowane,przerabiane w umysle.
I najczęsciej jak zabrzmimy........
JESTEM GOTOWY........to znaczy faktycznie jestem gotowy.
Pisze rózo oczywiście o zdrowym gatunku faceta-jaki sie zagubił i chce znowu stać sie przejżysty.

Wiadomo sa skrajności,dewianci,psychopaci ,socjopaci i inne ewentualności.
Choc pewnie każdemu trzeba dać szansę-to jest zależne tylko od nas i naszej wiary

Czyli jak moj maz podjal decyzje o rozwodzie i jak mowil,ze nie chce byc ze mna,nie ma takiej opcji to mowil prawde.Stwierdzil,ze dojrzewał przez te siedem miesięcy po tym jak sie dowiedzialam o jego romansie z kolezanka z pracy i podjal decyzje.Teraz faktycznie on chce sie stac przejzysty,bo to nie on ten zly tylko ja bo on popelnil blad,ale ja nie dalam mu szansy na naprawienie tego bledu ,moja wina.Moj maz powiedzial mi wyraznie,ze on sie nie zmieni ze albo go zaakceptuje takiego jak jest,albo rozejdziemy sie.

Anonymous - 2010-01-28, 16:58

Mój małżonek też często powtarza, że ludzie nie zmieniają się, czyli w domyśle "ja nie zmienię się". Więc pozostaje, albo 100% akceptacji dla tego, co sobą reprezentuje, bądź wyczerpująca walka - z wiatrakami, zmiana własnego nastawienia (zmienianie siebie, o czym piszecie), bądź - rozstanie. Wszystko jest trudne, więc jak by nie patrzeć baardzo pod górkę...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group