Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Życie duchowe - PRZEBACZENIE !!!

Anonymous - 2010-07-17, 16:10

św. Maksymilian Maria Kolbe (†1941)

Wzajemne przebaczenie natychmiastowe jest nieocenionym źródłem łask.

św. Augustyn (+430)

„Niech Bóg wypleni z serc waszych obrazę i pychę. Wielu bowiem wiedząc, że obrazili braci swoich, nie chcą powiedzieć: przebacz mi. Nie wstydzą się grzeszyć, a wstydzą się prosić o przebaczenie. Nie wstydzą się nieprawości, a wstydzą się pokory.
[…]
Proście więc bracia o przebaczenie bliźnich swoich. Czyńcie z braćmi swoimi to, co powiedział Apostoł: „Przebaczając sobie nawzajem jako i Bóg przebaczył nam w Chrystusie” (Ef 4,32). Czyńcie to, nie wstydźcie się prosić o przebaczenie. To samo mówię wszystkim: mężom i kobietom, możnym tego świata i prostaczkom, świeckim i duchownym, muszę to powiedzieć i sobie samemu.”


Św. Leon Wielki (+ 461)

„Ponieważ zaś my „wszyscy”, jak jest napisane, „w wielu rzeczach upadamy” (Jk 3,2), więc naprzód powinniśmy się przejąć uczuciem miłosierdzia, a w niepamięć puścić cudze względem nas przewiny, aby żądzą odwetu nie łamać tej umowy, jaką wiążemy się w modlitwie Pańskiej. Mówimy przecież: „odpuść nam nasze winy, jako i my odpuszczamy naszym winowajcom” (Mt 6,12), nie bądźmy zatem trudni w przebaczaniu. Na odwet bowiem bywa odwet, a dobra wyrozumiałość zyskuje nam samym wyrozumienie. Nie mścić się na innych, ale swoje winy mieć darowane, oto na czym przede wszystkim powinno zależeć człowiekowi, ciągle na pokusy wystawionemu!” Mowa na Wielki Post 11

Jan Paweł II

"Potrzebne jest dziś chrześcijańskie przebaczenie, które daje nadzieję i ufność, a zarazem nie osłabia walki ze złem. Trzeba udzielać i przyjmować przebaczenie."

Anioł Pański. 29 marca 1998 (fragment)

Anonymous - 2010-08-20, 18:53

Destrukcyjna siła cudzołóstwa

Byłem zniewolony przez pornografię... utraciłem nad sobą kontrolę i nie byłem w stanie przestać. Zacznę od mojego ślubu, który miał miejsce w 1989 roku. Myślałem, że seks małżeński rozwiąże moje problemy z pożądaniem, ale rok po ślubie wszystko zaczęło się od nowa. Nikt nie wiedział o moim sekrecie, szczególnie moja żona.

W marcu rozpocząłem nową działalność gospodarczą i postanowiłem spędzić trzy tygodnie podróżując po Stanach Zjednoczonych pozyskując klientów. Planowałem, że zacznę podróż w mieście, w którym mieszkałem - Los Angeles, w weekend dotrę do Missouri, a w poniedziałek rozpocznę sprzedaż w St. Louis.

W sobotę obudziłem się podenerwowany o 5 rano. Przerażał mnie fakt, że przez 3 tygodnie będę spędzał samotnie czas w hotelowych pokojach i że będę poddawany w tym czasie licznym pokusom. Lęk był tak silny, że pobiegłem do łazienki i zwróciłem śniadanie. Zaniepokojona żona pobiegła za mną, ale nie byłem w stanie powiedzieć jej, co się dzieje. Wymamrotałem tylko, że widocznie coś mi zaszkodziło.

W nocy, po przejechaniu 1 400 mil dotarłem do Blue Springs w Missouri. Byłem wyczerpany i poszedłem spać zaraz po przyjeździe do hotelu. „Przetrwałem pierwszą noc bez upadku" pomyślałem sobie. „Może ta podróż nie będzie taka zła."

Kiedy następnego ranka, po kolejnych 240 milach, przyjechałem do St. Louis, dotkliwie odczułem samotność. Pomyślałem, że większość dnia spędzę samotnie w pokoju hotelowym, z dala od domu... fantazje seksualne zaczęły pojawiać się w mojej głowie niczym motyle... które zacząłem łapać. Kiedy przyszedłem do hotelu postanowiłem kupić sobie czasopismo pornograficzne.

Cały tydzień spędziłem w St. Louis, Chicago i Detroit, powtarzając każdego dnia ten sam schemat: całą noc oddawałem się pornografii, budziłem się z kacem moralnym, przez kilka godzin prowadziłem interesy a następnie próbowałem odespać noc. W piątek przybyłem do Dayton w stanie Ohio i wtedy czasopisma przestały mi wystarczać. Pożądanie zawsze rodzi w człowieku potrzebę coraz intensywniejszych bodźców - doprowadziłem się do stanu, w którym potrzebowałem czegoś więcej niż czasopisma.

W porze obiadowej zadzwoniłem do żony, która tak jak zawsze była słodka, troskliwa i uprzejma. Kiedy kończyliśmy rozmowę i żona powiedziała, że mnie kocha zaczęły dręczyć mnie wyrzuty sumienia... aby je uciszyć sięgnąłem po książkę telefoniczną.

Znalazłem firmę oferującą „usługi", którymi byłem zainteresowany i zadzwoniłem. Kobieta miała w ciągu kilku minut zjawić się w moim pokoju. Spojrzałem na swoją obrączkę; nie mogłem uprawiać seksu z inną kobietą i myśleć o mojej żonie... zdjąłem więc obrączkę.

150 dolarów i godzinę później popełniłem cudzołóstwo z kobietą sprzedającą swoje ciało dla pieniędzy. Coś jednak było nie tak - seks mnie nie cieszył. Chciałem skończyć tak szybko, jak zacząłem. Czułem, że rozdziera mnie wewnętrzny płacz - jak gdyby coś we mnie umarło.

Uprawiałem seks z prostytutkami już przed ślubem i patrząc w ich oczy uświadamiałem sobie nierzadko co robię zarówno sobie, jak i im. Kiedy mężczyzna lub kobieta popełniają grzech w sferze seksualnej, śmierć ucisza ich sumienie. Kiedy patrzyłem w puste oczy kobiety, która była prostytutką, widziałem, że w jej oczach nie ma życia.

Uciekaj przed niemoralnością. Każdy inny grzech popełniany przez człowieka jest poza ciałem. Niemoralny człowiek grzeszy natomiast przeciwko swojemu ciału.

1 List do Koryntian 6,18

Kiedy prostytutka wyszła poczułem, że jestem brudny, zarówno wewnętrznie, jak i zewnętrznie. Szybki prysznic nie przyniósł mi ulgi. Włożyłem na palec obrączkę i pomyślałem o powrocie do żony, która jest nieświadoma tego, co jej uzależniony od seksu mąż, chrześcijanin zrobił. Przypomniałem sobie słowa żony wypowiedziane na końcu naszej rozmowy telefonicznej: „wracaj do mnie" i zacząłem łkać. Jak znalazłem się w tym miejscu, w którym byłem? Nigdy nie sądziłem, że po dwóch latach małżeństwa ja, uważany za „dobrego chrześcijanina" popełnię cudzołóstwo z prostytutką.

Następnego ranka wymeldowałem się z hotelu tak szybko, jak tylko mogłem. Nie mogłem tam zostać. Wspomnienia tego, co zrobiłem w nocy były dla mnie jak koszmar, z którego miałem nadzieję się obudzić. Nie było już żadnego pożądania, żadnych fantazji seksualnych. Miałem dosyć tego wszystkiego.

Po południu spotkałem się z klientem, a następnego ranka wyruszyłem do Kitchener w Kanadzie. Wiedziałem, że muszę powiedzieć żonie o złamaniu przysięgi małżeńskiej, ale byłem przerażony na samą myśl o tym, jaka może być jej reakcja. Szukając rady (i mając nadzieję, że będzie ona oznaczała, iż nie powinienem mówić żonie o zdradzie) zadzwoniłem do przyjaciela. John był po 50-tce, a jego małżeństwo przetrwało jego liczne romanse. Kiedy spytałem go, co mam robić, odpowiedział: „musisz powiedzieć żonie prawdę bo w przeciwnym wypadku nigdy już nie będzie prawdziwej intymności w waszym małżeństwie - osoba, z którą popełniłeś cudzołóstwo zawsze będzie pomiędzy tobą i twoją żoną."

Kiedy spytałem go ile czasu zajmie mojej żonie poradzenie sobie ze zdradą, w odpowiedzi usłyszałem „lata".

Nie mogłem uwierzyć w to, co usłyszałem. Byłem przekonany, że będzie to trwało kilka tygodni, ewentualnie miesięcy, ale „lata?!"

„Tak, lata" potwierdził kolega. „Małżeństwo, którym byliście umarło i teraz musicie zbudować je na nowo. To wymaga czasu i twojego wysiłku. Musisz być dla żony uprzejmy i nieustannie starać się jej wszystko wynagrodzić".

Są w życiu takie momenty, o których nigdy się nie zapomina. Momenty, które tak silnie oddziałują, że na trwałe wtapiają się w umysł. Rozmowa telefoniczna, podczas której powiedziałem żonie, że ją zdradziłem jest jednym z takich momentów. Kiedy przyznałem się do cudzołóstwa z pornografią i z prostytutką, żona zaczęła płakać. Kiedy mówiłem, płakała i szlochała nieustannie powtarzając moje imię. Widząc ogromny ból żony zrozumiałem, że wyrządziłem jej niewyobrażalną krzywdę oraz że bardzo uszkodziłem nasze małżeństwo. Bałem się, że żona ode mnie odejdzie.

Serwetki, które mieliśmy w dniu ślubu miały napis "Dzisiaj poślubiłem mojego najlepszego przyjaciela." Dla wielu kobiet szok i przerażenie związane z odkryciem, że zostały zdradzone przez najlepszego przyjaciela są bardziej traumatyczne niż sama zdrada.

Kiedy słyszałem płacz żony, uświadomiłem sobie, że szkody, jakie wyrządziłem naszemu małżeństwu są niewyobrażalne. Większość mężczyzn nie ma świadomości tego, jak krzywdzi swoje żony dopóki nie jest za późno. Wielu nie ma takiej świadomości nawet kilka miesięcy później. Niektórzy mężczyźni pytają „kiedy ona w końcu to przeboleje?" w sytuacji, w której od zdrady upłynęło zaledwie parę miesięcy.

Na Skali Richtera trzęsienia ziemi w zakresie od 1 do 5,9 określane są od „bardzo słabych" do „umiarkowanych". Umiarkowane trzęsienia ziemi opisywane są jako trzęsienia, które „powodują znaczne zniszczenia konstrukcyjnie słabych budynków na małych obszarach oraz słabe zniszczenia budynków o trwałej konstrukcji." Każdego roku odnotowuje się więcej niż 60 tys. trzęsień ziemi o tej sile.

Trzęsienia o sile od 6,0 do 6,9 są określane jako „silne" i zdarzają się ok. 120 razy rocznie. Na szczycie skali są trzęsienia o sile 9.0 określane mianem „niezwykle silnych". Takie zdarzenie ma miejsce raz na 20 lat. Takie trzęsienie może zburzyć wszystkie miasta na terenie większym niż kilkanaście tysięcy km2.

Każde małżeństwo ma swoje „bardzo słabe" i umiarkowane trzęsienia ziemi, po których łatwo się odbudowuje. Cudzołóstwo jest jednak niszczącym wszystko, „niezwykle silnym" trzęsieniem. Burzy ono nawet to, co stoi u podstaw małżeństwa i to, co było tak długo i ostrożnie budowane: zaufanie, miłość i radość.

Zanim przyznałem się do mojego cudzołóstwa, żona była zafascynowana naszą relacją. Uwielbiała ze mną rozmawiać, oboje cieszyliśmy się bliskością, jakiej nigdy wcześniej nie doświadczaliśmy z żadną inną osobą. Śmialiśmy się razem, dzieliliśmy nasze zainteresowania, lęki i marzenia.

Tamtej nocy wszystko się zmieniło. Wszystko, czym było nasze małżeństwo zostało bezpowrotnie utracone. Teraz moja obecność była przyczyną jej płaczu. Nasze małżeństwo walczyło o przetrwanie. W miejscu otwartych drzwi zaufania pojawiły się mury wybudowane po to, by chronić przed kolejnymi zranieniami.

Postęp następował niezwykle powoli; były dni, kiedy czułem, że uzdrowienie może nie być możliwe; nie mogłem „naprawić" żony ponieważ to ja byłem źródłem jej bólu. Nawet przepraszanie powodowało płacz i wybuchy gniewu.

Masturbacja przy pornografii jest cudzołóstwem; jest przedłożeniem własnej przyjemności i pożądania ponad miłość do kobiety. Słyszałem opowiadania mężczyzn, których żony towarzyszyły im w procesie wychodzenia z pornografii. Prawda o pornografii jest taka, że emocjonalnie i duchowo uprawia się seks z inną kobietą, podczas gdy fizycznie uprawia się seks z samym sobą.

Jeśli fizyczny akt cudzołóstwa jest niezwykle silnym trzęsieniem ziemi, to uwiązanie w pornografię jest 7 stopniowym „silnym trzęsieniem ziemi" o destrukcyjnej sile 50 megaton. I chociaż 50 megaton to nie jest tak dużo jak 32 gigatony (taką siłę ma niezwykle silne trzęsienie ziemi), to jednak zdarza się 18 razy w roku. Ponieważ pornografia jest silnie uzależniająca i potrzeba dużo czasu aby się z niej wyplątać, sukcesywne szkody czynione małżeństwu z siłą 50 megaton mogą być tak samo destrukcyjne jak szkody spowodowane niezwykle silnym trzęsieniem, jakim jest cudzołóstwo.

Zdrada: „dostarczenie w ręce wroga siły poprzez akt zawiedzenia zaufania lub lojalności; bycie fałszywym lub nielojalnym, sprowadzać na manowce; oszustwo (American Heritage Dictionary).

Tylko najbliższy przyjaciel ma dostęp do najgłębszych, najbardziej sekretnych miejsc w sercu; tylko najbliższy przyjaciel może wejść do tego miejsca i je zniszczyć.

„Gdy On jeszcze mówił, oto zjawił się tłum. A jeden z Dwunastu, imieniem Judasz, szedł na ich czele i zbliżył się do Jezusa, aby Go pocałować. (48) Jezus mu rzekł: Judaszu, pocałunkiem wydajesz Syna Człowieczego?" Łk 22, 47-48.

Podobnie, jak Judasz - w jednej chwili pocałowałem Jezusa i zaraz potem go zdradziłem. W niedziele dawałem świadectwo miłości do Niego podczas nabożeństwa, a w pozostałe dni tygodnia ulegałem swojemu pożądaniu. Moje uwiązanie w pornografię i akt cudzołóstwa były zdradą moje relacji z Bogiem.

Jak nasze cudzołóstwo oddziałuje na Boga?

Czy zauważyłeś jak często Bóg opisuje niewierność Izraela względem Niego jako cudzołóstwo?:

A jeżeli pomyślisz sobie: Dlaczego to mnie spotkało? Z powodu licznych twoich grzechów zostały odkryte poły twej szaty, obnażone twe pięty. Czy Etiopczyk może zmienić swoją skórę, a lampart swoje pręgi? Tak samo czy możecie czynić dobrze, wy, którzyście się nauczyli postępować przewrotnie? Rozproszę was więc jak plewy roznoszone podmuchem wiatru pustynnego. Taki jest twój los, zapłata ode Mnie za twój bunt - wyrocznia Pana - za to, że o Mnie zapomniałaś, a zaufałaś Kłamstwu. Ja również odchylę poły twej szaty aż do twej twarzy, tak że widoczna będzie twoja hańba. Ach, twoje cudzołóstwa i twoje rżenie, twoja haniebna rozwiązłość! Na wyżynach i na polach widziałem twoje obrzydliwości. Biada tobie, Jerozolimo, iż nie poddajesz się oczyszczeniu! Dokądże jeszcze? (Jer 13, 22-27)

Odpowiedź Boga nie różniła się zbytnio od tego, jak moja żona zareagowała na zdradę. Przez wiele miesięcy była ona zła, zgorzkniała i głęboko skrzywdzona. Zobaczenie Bożego gniewu jest proste, ale czy rzeczywiście możemy Go skrzywdzić?

Ci, którzy pozostaną przy życiu, będą pamiętali o Mnie pośród obcych narodów, dokąd zostaną uprowadzeni. Gdy zetrę ich serce wiarołomne, które Mnie opuściło, i oczy ich nierządne, rozglądające się za bożkami, wtedy będą żywili odrazę do samych siebie z powodu złości, które popełnili wszystkimi swoimi obrzydliwościami. (Ez 6,9).

Bóg daje nam siebie i to, co ma najlepsze: łaskę, miłość i życie uświęcone przez śmierć Jezusa na krzyżu. Gdyby Bogu na nas nie zależało, nie był by tak zły i zraniony kiedy go krzywdzimy.

Ale Bóg nas kocha i chce, abyśmy do Niego wrócili.

Na szczęście służymy Bogu, który uzdrawia złamane serca. Proces odbudowy relacji z Bogiem jest taki sam jak proces odbudowy naszych małżeństw: rozpoczyna się od szczerego przyznania się do zdrady i cudzołóstwa.

Tak o błogosławieństwie płynącym z przyznania się do wyrządzonego zła pisze Dawid:

Szczęśliwy ten, komu została odpuszczona nieprawość, którego grzech został puszczony w niepamięć. Szczęśliwy człowiek, któremu Pan nie poczytuje winy, w którego duszy nie kryje się podstęp. Póki milczałem, schnęły kości moje, wśród codziennych mych jęków. Bo dniem i nocą ciążyła nade mną Twa ręka, język mój ustawał jak w letnich upałach. Grzech mój wyznałem Tobie i nie ukryłem mej winy. Rzekłem: Wyznaję nieprawość moją wobec Pana, a Tyś darował winę mego grzechu. Toteż każdy wierny będzie się modlił do Ciebie w czasie potrzeby. Choćby nawet fale wód uderzały, jego nie dosięgną. (Ps 32, 1-6).

Bez względu na to, jak skrzywdzę Boga, Jego łaska i przebaczenie ogarnia mnie gdy wyznaję mój grzech. To przebaczenie i miłość mnie zadziwiają. Nie ma takiego grzechu w sferze seksualnej, którego by nie zmyła krew z krzyża.

Pisałem w innych artykułach o uzdrowieniu małżeństwa, więc nie będę tego tutaj powtarzał.

Podzielę się jednym z najcenniejszych momentów w moim życiu, którym było przebaczenie mi przez żonę. Dla mężczyzny, który popełnił niewybaczalny grzech niszczący małżeństwo, otrzymanie takiej łaski jest bezcenne.

W 2006 roku, 15 lat po tym, jak zadzwoniłem do żony i przyznałem się do cudzołóstwa, zapytałem ją, czy kiedykolwiek mi wybaczyła. Uczestniczyliśmy w terapii małżeńskiej i wspólnie pracowaliśmy nad bólem i gniewem, jednak nie mogłem przypomnieć sobie, czy wypowiedziała kiedyś słowa „przebaczam ci". W odpowiedzi na moje pytanie żona napisała do mnie list, który przeczytała mi pewnej nocy:

"Mike,

Kiedy zadzwoniłeś do mnie i powiedziałeś, co zrobiłeś, poczułam ciężar, którego nie mogłam z siebie zrzucić. Żołądek miałam jak z ołowiu. Czułam się jak bym miała zwymiotować. Myślę, że powtarzałam wtedy twoje imię, ponieważ cokolwiek innego bym wtedy zrobiła, nie było prawdziwe. Bardziej chciałam pytać „dlaczego?", „dlaczego?", „dlaczego?".

Zabrałeś coś, co było nasze i dałeś to dziwce. Oddałeś coś, czym nie można się dzielić, czego nie można pożyczać. To było nasze i tylko nasze.

Uczyniłeś to tanim, bezwartościowym, pospolitym.

Zabrałeś mojego rycerza. Sprawiłeś, że musiałam dorosnąć w sposób, w jaki nie chciałam. Nie byłam gotowa zmierzyć się z brutalnością życia. Byłam niewinna, a ty to zniszczyłeś.

Wiem, że dzisiaj nie jesteś już tą samą osobą, podobnie jak ja. Jednak naprawdę mnie skrzywdziłeś. Był to wybuch, na który nie byłam przygotowana.

Nie pamiętam czy kiedykolwiek powiedziałam, że ci przebaczam, ani że jestem na to gotowa ponieważ najprawdopodobniej nie byłam w stanie wyrazić tego, co mi zrobiłeś. Wybaczam ci Mike.

Z miłością,

Michelle"

Mój przyjaciel miał rację - uzdrowienie z cudzołóstwa trwa latami.

Dobrą wiadomością jest to, że Bóg odbudowuje i naprawia zranione małżeństwa.


http://www.loveismore.pl/...udzolostwo.html

Anonymous - 2010-08-22, 11:52

Trzy kroki ku pokojowi serca


Innym Bóg wybaczy, a czy mi wybaczy?

Ciekawe, że w naszych nowoczesnych i skomputeryzowanych czasach spotykamy coraz więcej ludzi, którzy, przeżywają ogromne dramaty związane z poczuciem winy i odrzucenia. Wielokrotnie już słyszałem: "Ojcze, jestem potępiony". Kiedy pytam dlaczego, otrzymuję bardzo podobne odpowiedzi: "Zgrzeszyłem", "Jestem słaby", "Nie można wybaczyć tego, co zrobiłem". Niestety, wcale nierzadko takie podejście prowadzi do załamań i dramatów. Natomiast kiedy udaje mi się z tymi osobami "pracować", okazuje się, że pod tymi dramatami istnieją inne, nieuświadomione przyczyny doświadczanego zagubienia. Można tam znaleźć m.in. bardzo wysokie (nierealne wprost) wymagania, jakie sobie stawiają czy też niewiarę, że Bóg może im wybaczyć (innym tak, ale im nie!), czy wreszcie nienawiść siebie.

Wydaje mi się, że mamy trzy poziomy do przejścia, aby mówić o przebaczeniu czy pojednaniu. Mamy Boga, nas i drugiego człowieka.

Pojednanie z Bogiem

Co do Boga, to nie powinniśmy mieć kłopotów. Jeśli czytamy Pismo św., to odkrywamy, że Bóg nie jest jak człowiek. Wystarczy przypomnieć sobie przypowieść o marnotrawnym synu i dobrym ojcu. Bóg nas kocha i wie, że jesteśmy zranieni przez grzech, że upadamy. Jezus udowodnił, iż nie szedł do doskonałych faryzeuszy, ale do upadających i grzesznych celników.

Co więcej, przebaczenie Boga nie ma granic. Pamiętacie opowiadanie Jezusa o dwóch sługach? Jeden był winien panu 10000 talentów (gdzieś przeczytałem, że to równoważność 20 milionów dolarów). Cały dochód Galilei i Perei z podatków wynosił 200 talentów a roczny dochód Heroda około 900. I pan darował mu ten dług. Współsługa był winien bohaterowi przypowieści 100 denarów, tj. około 40 dolarów, ale nie doczekał się darowania tej należności. Jezus opowiedział to wstrząsające zdarzenie, aby uświadomić wszystkim różnicę pomiędzy skalą przebaczenia Boga, a naszego... A jednak, pomimo tego, że znamy te różnicę, wielu ma poważne trudności z uwierzeniem, że Bóg przebacza!

Przebaczenie sobie

Kwestia druga, i chyba najtrudniejsza, to przebaczenie sobie samemu. Jakoś nie potrafimy dostrzec faktu, że jest z nami jak z drzewem. Jedna uschnięta gałąź, dziupla czy rozrastająca się huba nie świadczy o tym, że drzewo jest złe. Jest to ważne spostrzeżenie gdyż, po pierwsze, każdy z nas nosi w sobie zranienia. A po wtóre, trzeba sobie wreszcie uświadomić, że nasze rany często się nie goją, bo nie potrafimy przebaczyć sobie samemu albo temu, kto nam je zadał. A przecież przebaczenie jest uzdrawiające.

Nie chciałbym upraszczać rzeczywistości, ale pokusiłbym się o stwierdzenie, że często nie wierzymy w Boże przebaczenie, ani nie przebaczmy bliźnim tylko dlatego, że nie potrafimy przebaczyć sobie samym. Na pytanie, dlaczego tak się dzieje, nie ma łatwej i prostej odpowiedzi. Wydaje się, że sporo zaszkodził nam humanizm i jego wiara w nieograniczone możliwości człowieka.

Chrześcijanin zawsze liczy na pomoc Boga

Pomiędzy chrześcijaństwem a humanizmem znajduje się bardzo delikatna i cienka granica. Można jej nie zauważyć. Otóż chrześcijanie zawsze dążyli do doskonałości. Chcieli być jak najlepsi. Wystarczy wspomnieć choćby ojców pustyni z pierwszych wieków. Humanizm również proponuje dążenie do doskonałości. Z małą różnicą: chrześcijanin zawsze liczy na pomoc Boga i wie (albo powinien wiedzieć), że grzech pierworodny sprawił, że jesteśmy ludźmi słabymi i upadamy. Humanizm natomiast uważa, że człowiek może wszystko. Wbrew pozorom, konsekwencje tych różnic są poważne.
Po pierwsze chrześcijanin dąży do doskonałości dla Boga, czyli po to, aby być bliżej Niego, aby mieć z Nim lepszy kontakt, aby otworzyć się na Jego miłość. Humanista zaś dąży do doskonałości dla samego siebie: aby się dobrze z tym czuć, aby ludzie go podziwiali, aby być kimś ważnym dla innych.

W centrum jestem JA

Druga konsekwencja opisanej powyżej różnicy jest poważniejsza. Jeśli chrześcijanin popełni grzech, upadnie to rodzi się w nim żal, w centrum którego jest Bóg - Miłość. Człowiek przesiąknięty ideami humanizmu ma poczucie winy ze względu na siebie: to JA zgrzeszyłem, to JA upadłem, to JA zawiodłem. W centrum jestem JA. Takie poczucie winy często niestety prowadzi do załamań, odrzucenia siebie, pogardy. Warto sobie przypomnieć św. Pawła, który pisał w Liście do Rzymian o tym, jak walczą w nim stary i nowy człowiek. Nowy człowiek ma wiele dobrych pragnień, ale kiedy pojawi się "stary człowiek" to Paweł robi to, czego nie chce. Podkreślam ten fragment, gdyż nie ma w nim akceptacji zła i grzechu. Nie jest też łatwym usprawiedliwianiem siebie, ale poddaje nam istotną wskazówkę dotyczącą żalu za grzechy i winy.

Otóż, jeśli popełnię zło i zaczynam na siebie krzyczeć, wyzywać siebie samego ("A obiecałem… a czemu znowu to zrobiłem… a jestem taki i owaki…") to nie ma we mnie żalu. Prowadzi to tylko do poniżania siebie samego, do niszczenia siebie a nie do dojrzałej odpowiedzialności za zło! Zamiast krzyczeć na siebie powinienem powiedzieć jak św. Paweł: "Tak, ja to zrobiłem. To mój grzech. Tobie go Boże oddaję. Pomóż, bo sam nie dam rady…"

Skoncentrowanie na sobie nie prowadzi do prawdziwego ŻALU za winy i grzechy, ale co najwyżej do niszczącego nas POCZUCIA winy.

Pojednanie z bliźnim

Pozostaje nam jeszcze jedna trudna kwestia: przebaczenie drugiemu. Ilu z nas chciałoby by to uczynić, a nie potrafi? Cały czas nosimy w sobie żal, poczucie krzywdy, itd. Często jesteśmy bezsilni. Nie tylko nie potrafimy przebaczyć, ale są i takie chwile, w których nie chcemy CHCIEĆ przebaczyć. Chociaż zacząć należałoby od przypomnienia, że przebaczenie chrześcijańskie jest aktem woli. Wcale nie oznacza, że jeśli przebaczę, to automatycznie zapomnę. Nieprawda! Byłoby to za piękne! Uważam, że warto odróżnić swoje serce, swoją dobrą wolę od pamięci, szczególnie tej emocjonalnej. Bo to, że przebaczę, że modlę się za osoby, które mnie zraniły, nie oznacza, że gdy je widzę, to coś mnie w dołku nie ściska. Do zapomnienia jest bardzo długa i niełatwa droga. Zatem mogę przebaczyć, ale muszę się liczyć z tym, że od czasu do czasu coś mi się przypomni. Bylebym pamiętał, że przebaczyłem!

Etapy przebaczania

A samo przebaczenie, szczególnie trudnych spraw, należy też do ciężkich zadań. Niekiedy pojawia się konieczność podjęcia konkretnych kroków. Pierwszy krok to przeżycie raz jeszcze zadanego nam bólu. Jest to potrzebne, aby wyrwać oścień, jaki w nas tkwi. Nie chodzi o rozdrapywanie ran! Kiedy przeżywamy ponownie to, co się stało, możemy spojrzeć na to inaczej. Możemy wyrazić nasz ból i gniew. Ale do tego potrzebny jest kolejny element: dystans. Kiedy coś stało się chwilę temu, nasze emocje są tak silne, że próba rozwiązania kwestii mogłaby jedynie ją pogorszyć czy pogłębić. Potrzebny jest czas. Oczywiście nie za długi, bo z czasem narastają kolejne emocje, zmieniają się wspomnienia, może dojść do wypaczenia w naszej pamięci całej bolesnej historii. Zatem bez zdrowego dystansu nie jesteśmy w stanie spojrzeć w twarz osobie, która nas skrzywdziła.

Trzecim krokiem jest ocenienie obiektywnie, co właściwie nas zraniło? Czy tylko słowa, czy gest? A może za tymi słowami stało coś innego? Pamiętajmy, że warto sobie samym mówić prawdę, bo tylko ona nas wyzwoli.

Czy przebaczam?

Ostatnim, czwartym krokiem może być wyzwolenie się spod władzy tego, kto nas zranił. O co chodzi? Kiedy ktoś nas zrani, zdarza się, że ciągle myślimy o nim, o tym, co ten drugi nam zrobił. W naszym umyśle rodzą się "słodkie" pomysły zemsty, albo długie dialogi z "agresorem", w których my niby wygrywamy. Ale to nic to nie zmienia. Gorzej, bo pogłębia naszą frustrację i tylko nas zżera, niszczy od środka. Dopóki tak się dzieje, człowiek ten, czy zdarzenie ma przez to cały czas władzę nad nami! Wyzwolenie przychodzi, gdy z nim porozmawiamy, wyjaśnimy czy powiemy: "przebaczam".

Aby to jednak nastąpiło potrzebne jest przebaczenie sobie samemu i uwierzenie, że Bóg mnie kocha i przebacza. A, i uświadomienie sobie, że wszyscy jesteśmy tylko ludźmi słabymi, którym może przytrafić się błąd i grzech… Ale mamy Ojca, który zawsze przebacza i uzdrawia trędowatych.

o. Mateusz Hinc OFMCap

http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2501

Anonymous - 2010-10-18, 16:36

DLACZEGO TRUDNO JEST PRZEBACZYĆ?

Jezus niejednokrotnie nawoływał do przebaczenia. Nauczał, że przebaczenie jest bardzo istotne w naszej relacji z człowiekiem, ale także w naszej relacji z Bogiem.

„Jeśli bowiem przebaczycie ludziom ich przewinienia, i wam przebaczy Ojciec wasz niebieski. Lecz jeśli nie przebaczycie ludziom, i Ojciec wasz nie przebaczy wam waszych przewinień.” Mt6:1-154

„Jeśli więc przyniesiesz dar swój przed ołtarz i tam wspomnisz, że brat twój ma coś przeciw tobie, zostaw tam dar swój przed ołtarzem, a najpierw idź i pojednaj się z bratem swoim. Potem przyjdź i dar swój ofiaruj!” Mt5:23-24

Szkody, jakie człowiek może ponieść na skutek nie uleczenia bolesnych przeżyć, jak również dobro, jakie może być jego udziałem dzięki przebaczeniu są bardzo oczywiste. Przebaczenie i pojednanie jest konieczne do budowy zdrowych relacji międzyludzkich, szczególnie zaś jest konieczne do budowy relacji z Bogiem. Nie można sobie wyobrazić życia w rodzinie, klasztorze, czy też w jakimkolwiek społeczeństwie bez przebaczenia.

Zrozumienie i uznanie tej prawdy wcale nie wystarcza do tego, aby rzeczywiście przebaczyć i być wyzwolonym z bolesnej przeszłości. Może się zdarzyć, że jesteśmy przekonani, że przebaczyliśmy, a nawet, że całkiem zapomnieliśmy o jakimś bolesnym przeżyciu, jednak bolesne przeżycie ciągle negatywnie wpływa na nasze życie i uniemożliwia nam realizację dobra, którego z głębi serca pragniemy. Oznacza to, że zranienie nie zostało jeszcze uleczone, a my tak naprawdę jeszcze nie przebaczyliśmy. Zastanówmy się nad tym, co utrudnia przebaczenie? Dlaczego tak trudno jest przebaczyć?



1. SKRAJNE POSTAWY

Bolesne przeżycia pozostawiają w naszej psychice rzeczywiste rany. Ponieważ jednak tych psychicznych ran nie widać traktujemy je inaczej niż rany fizyczne. Każdy wie, że kiedy zranimy sobie ciało, to musimy ranę oczyścić i opatrzyć, gdyż w przeciwnym razie możemy dostać zakażenia, może także pojawić się gangrena i nawet stosunkowo mała rana może stać się bardzo dużym problemem. Proces gojenia wymaga czasu, ale możemy go przyspieszyć poprzez zastosowanie różnych środków medycznych. Im rana jest większa, tym wymaga większej troski, a czasami nawet profesjonalnej opieki, czy też chirurgicznej interwencji. Takie zachowanie jest czymś naturalnym w przypadku rany fizycznej, ale nie w przypadku rany psychicznej.

Człowiek, który został zraniony psychicznie bardzo często zajmuje jedną z dwóch skrajnych postaw.

Jedna postawa polega na ignorowaniu tej rany, na przykład poprzez próbę zapomnienia całego wydarzenia lub jego bagatelizowanie.

Druga postawa polega na ciągłym rozgrzebywaniu rany, czy też ciągłym dosypywaniu do niej soli, poprzez nieustanne rozpamiętywanie bolesnego doświadczenia i wzbudzanie w sobie różnych negatywnych emocji.

W obu przypadkach rana nie może się zagoić. Wprost przeciwnie istnieje wielkie niebezpieczeństwo, że będzie się pogarszać, że zakazi (wpłynie negatywnie), czy też zatruje całe nasze życie. W obu przypadkach nie ma mowy, o przebaczeniu i prawdziwym pojednaniu się z tym, który nas zranił, gdyż prawdziwe i całkowite przebaczenie jest owocem uzdrowienia ran psychicznych.



2. POZORNE KORZYŚCI

Przebaczenie jest trudne, ze względu na różne pozorne (fałszywe) korzyści, jakie daje nie przebaczenie, czyli zachowanie urazy:

Ludzie czasami są przekonani, ze przez nie przebaczenie, poprzez pielęgnowanie urazy utrzymują siebie w stanie gotowości bojowej i bronią siebie przed ponownym zranieniem. Z tego powodu nie chcą zapomnieć o swojej ranie i ciągle „dosypują do niej soli”.

W rzeczywistości, konsekwencje (tak psychiczne jak i fizjologiczne) nie przebaczenia są bardzo często znacznie gorsze niż samo początkowe zranienie. Stan gotowości bojowej (wydzielanie adrenaliny, podniesione ciśnienie, szybsze bicie serca, szybszy bieg krwi i większe dotlenienie) organizmu jest potrzebny w nagłych przypadkach realnego zagrożenia. Jeśli jednak taki stan przedłuża się niszczy on organizm człowieka. Pielęgnowanie zranienia nie jest obroną, ale torturowaniem siebie, oraz tych, których ta osoba spotyka.

Ludzie często wierzą, że tylko krzywdziciel może zrekompensować im ich krzywdę, zwrócić im to, co utracili poprzez rozranienie. Natomiast przebaczenie uważają za rezygnację z tych roszczeń i zaprzepaszczenie możliwości (porzucenie nadziei) odzyskania tego, co stracili.

W rzeczywistości bardzo często krzywdziciel nie może zrekompensować nam nasze straty. Natomiast mogą to zrobić inni ludzie. Kurczowe trzymanie się krzywdziciela nie tylko nie daje szansy na odzyskanie straty, ale uniemożliwia to.

Nie przebaczenie może także dawać poczucie, że pokrzywdzony utrzymuje sprawcę swego cierpienia w własnej mocy. Taką postawę można zauważyć najczęściej u dzieci, które są praktycznie bezsilni wobec krzywdziciela i nie mogą ani mścić się, ani domagać się rekompensaty. Takie osoby są wewnętrznie przekonane, że mogą nienawidzić swojego krzywdziciela, a on nic na to nie może poradzić. To przekonanie może sprawiać pewną satysfakcję i daje pewną ulgę w cierpieniu. Człowiek nie chce się go pozbyć, pomimo tego, że musi za nie płacić ogromną cenę.

W rzeczywistości nasze nie przebaczenie bardzo często nie ma żadnego wpływu na naszego krzywdziciela, a my ciągle pozostajemy w niewoli bolesnego przeżycia. Męczymy siebie samych, a w końcu możemy krzywdzić innych wierząc, że winę za to ponosi nasz krzywdziciel, co także może być źródłem pewnej (chorej) satysfakcji.

Wielu ludzi obarcza swoich krzywdzicieli odpowiedzialnością za swoje błędy, lub porażki.

Przebaczenie oznacza wzięcie odpowiedzialności za swoje życie. Gdy zostaniemy uleczeni już nie będziemy mogli obarczać innych ludzi winą za nasze własne błędy. Jest to jakby cena, którą musimy „zapłacić” za uleczenie. Wielu ludzi boi się odpowiedzialności, która łączy się z uzyskaną poprzez przebaczenie wolnością i nie chcą zapłacić tej ceny. Wolą trwanie w nie przebaczeniu, gdyż to daje im pewien komfort psychiczny. Za ten „komfort” psychiczny muszą zapłacić ogromną cenę, jaką jest niemożliwość własnego rozwoju.

cały tekst tu:
http://www.nowaksvd.opoka..._przebaczyc.htm

Anonymous - 2010-10-19, 08:17

http://www.focolare.org.pl/default.htm
Anonymous - 2010-12-12, 22:43

Zgoda na samego siebie
Anselm Grün OSB / slo

Często pozostajemy w konflikcie ze sobą, z rozmaitymi skłonnościami w nas. Nie potrafimy przebaczyć sobie, nie potrafimy pogodzić się z tym, że jest w nas też ciemna strona, nie chcemy pogodzić się z własnym ciałem, z własną winą i przebaczyć ją sobie.


Z pewnością najtrudniejszym zadaniem jest pojednanie z samym sobą. Aż nadto często pozostajemy w konflikcie ze sobą, z rozmaitymi skłonnościami w nas. Nie potrafimy samemu sobie przebaczyć, kiedy popełniliśmy jakiś błąd, który wpływa niekorzystnie na nasz zewnętrzny image.

Nie umiemy zaakceptować historii swojego życia. Buntujemy się przeciwko temu, że otrzymaliśmy takie właśnie wychowanie, że urodziliśmy się w takim właśnie momencie dziejów świata, że nasze życiowe marzenia nie dały się zrealizować, że jako dzieci doznaliśmy tak głębokich urazów, które przeszkodziły w naszym rozwoju. Niektórzy przez całe życie oskarżają swój życiowy los i trwają w buncie przeciwko niemu. Aż do śmierci obwiniają swoich rodziców o to, że nie otrzymali od nich miłości, jakiej potrzebowali. Oskarżają społeczeństwo, że nie dało im szans, jakich od niego oczekiwali.



Winnymi ich trudnej sytuacji są zawsze jacyś inni. Oni sami czują się przez całe życie ofiarami. Tym usprawiedliwiają swoją negację wobec życia. Nie chcą się pogodzić ze swym losem, a zarazem odmawiają przyjęcia za niego odpowiedzialności. Ponieważ zaś nie przyjmują odpowiedzialności za siebie samych, nie są też gotowi objąć jakiejś odpowiedzialnej funkcji w społeczeństwie. Tkwią nieustannie na ławie oskarżycielskiej, winien jest zawsze ktoś inny. Swoim nieustannym protestem i swoim ustawicznym oskarżeniem negują w końcu samo życie. Nie żyją rzeczywiście, lecz czują się oskarżycielami przed sądem; chcą osądzać innych, sami nie poddając się sądowi. Pascal Bruckner uznał za znamienną cechę naszego społeczeństwa wiktymizację - postawę, w której człowiek czuje się nieustannie ofiarą i sam uchyla się od odpowiedzialności.



Pojednanie z historią mojego życia


Pojednanie z sobą samym oznacza najpierw pogodzenie się z własną historią. Niezależnie od tego, w jakiej urodziliśmy się epoce, istnieją zawsze sytuacje, których wolelibyśmy uniknąć. Nie istnieje jakiś czas idealny, w którym moglibyśmy przyjść na świat. I nie istnieją idealni rodzice, jakich moglibyśmy sobie życzyć. Jeśli nawet rodzice mają jak najlepsze intencje, dzieci zawsze będą się czuły czymś zranione. Zwłaszcza gdy chodzi o nasze rodzeństwo, bywamy przeświadczeni, że jest ono faworyzowane naszym kosztem. Choćby rodzice byli jak najbardziej sprawiedliwi, to jednak mamy poczucie, że nie jesteśmy traktowani tak samo, jak nasi bracia czy siostry.

To prawda, że wielu musi nieść na swoich barkach wielki ciężar. Stracili wcześnie ojca albo matkę. Albo mieli ojca, na którym nie można było polegać. Pił i gdy przebrał miarę, stawał się niepoczytalny, tak że cała rodzina musiała się go lękać. Albo matka cierpiała na depresję i nie mogła stanowić dla dzieci rzeczywistego oparcia. Albo jedno z dzieci zostało oddane krewnym, ponieważ matka uważała, że nie jest w stanie wychować jeszcze i jego. Albo dziewczynki były wykorzystywane seksualnie przez bliskich krewnych lub nawet przez własnego ojca. Są to hipoteki, które nie dają się łatwo wymazać. I często potrzeba konkretnej terapii, aby się z takimi urazami uporać. Ale każda rana może zostać uleczona. Swego dzieciństwa nie możemy sobie wybrać. Kiedyś jednak musimy się pogodzić ze wszystkim, cośmy przeżyli i przecierpieli. Tylko wtedy, kiedy będziemy gotowi pogodzić się również z naszymi ranami, mogą się one zmienić. Uda się to jednak tylko wtedy, gdy zaakceptuję swoje rany, gdy przestanę odpowiedzialnością za nie obarczać kogoś innego. Pogodzenie się z nimi wymaga jednak najpierw dopuszczenia do świadomości bólu oraz złości wobec tych, którzy mnie zranili. Pogodzenie się z mymi ranami oznacza wtedy zarazem, że tym, którzy mnie zranili, przebaczam. Proces przebaczenia wymaga jednak często długiego czasu. Nie jest to po prostu akt woli. Muszę raz jeszcze przemierzyć padół łez, aby dotrzeć do brzegu pojednania. Z niego mogę spojrzeć wstecz i zrozumieć, że rodzice nie ranili mnie świadomie, lecz tylko dlatego, iż sami jako dzieci byli maltretowani. Bez przebaczenia nie jest możliwe pogodzenie się z historią mojego życia. Muszę przebaczyć tym, którzy mnie zranili. Tylko tak mogę strząsnąć z siebie przeszłość, tylko tak mogę się uwolnić od nieustannego krążenia wokół swoich ran, tylko tak stanę się wolny od destruktywnego wpływu tych, którzy mnie urazili i pozbawili jakichś wartości.

całość tu:

http://www.deon.pl/inteli...ego-siebie.html


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group