Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Życie duchowe - Czego chcesz?

Anonymous - 2010-06-19, 23:10

Ks. Roman Pindel
Magia czy Ewangelia?

W wielu kościołach Krakowa od czasu do czasu można znaleźć rozłożone na ławkach kartki z przepisanym ręcznie lub powielonym na ksero następującym tekstem:

„Nowenna do św. Judy Tadeusza w zupełnie beznadziejnych przypadkach
Ta nowenna musi być odmawiana jako modlitwa 6 razy dziennie konsekwentnie w ciągu 9 dni. Dziewięć egzemplarzy tej nowenny musi każdego dnia zostać wyłożonych w jakimś kościele. Sprawa, w intencji której jest odprawiana nowenna, zostanie wysłuchana najpóźniej w dziewiątym dniu nowenny, jeżeli nie wcześniej i jeszcze nigdy nie zdarzyło się, aby nie została wysłuchana.
Aby Najświętsze Serce Jezusa było czczone modlitwą i miłością w każdym tabernakulum aż do końca czasów. Amen.
Aby Najświętsze Serce Jezusa było otoczone chwałą i wspaniałością teraz i zawsze. Amen.
Święty Judo Tadeuszu, proś za nami i wysłuchaj nasze prośby.
Niech będzie błogosławione Najświętsze Serce Jezusa.
Niech będzie błogosławione Niepokalane Serce Maryi.
Niech będzie błogosławiony Święty Juda Tadeusz na całym świecie i w wieczności.
Ojcze nasz...
Zdrowaś Maryjo...
Chwała Ojcu...”

Kolejny raz ktoś dał się przekonać zapewnieniom, że drobiazgowe spełnienie pewnych warunków pozwoli mu na pewno i w ściśle określonym czasie osiągnąć to, czego pragnie. Ktoś znalazł zapewnienie o skuteczności, jakiej nikt mu wcześniej nie gwarantował. Ów człowiek, zapewne katolik, nie zdaje sobie sprawy, że tekst, który skrupulatnie przepisał, ma charakter magiczny. Pozostawione w kościele dziewięć egzemplarzy nowenny znika dość szybko, niekiedy za sprawą pana kościelnego lub czujnego duszpasterza. Gdy jednak któraś z kolejnych dziewięciu karteczek dostanie się w ręce kogoś podatnego na takie zapewnienia, znajdzie w nim kolejnego „wyznawcę”. To on z kolei będzie przepisywał tekst dziewięć razy przez dziewięć dni i podrzucał do kościoła. Łańcuszek, bynajmniej nie ludzi dobrej woli, ale zabobonu i magicznego myślenia, będzie się dalej rozwijał, zaś problem pomieszania religii i magii po raz kolejny okaże się aktualny.
Zdarzyło mi się kilkakrotnie rozmawiać z ludźmi, którzy wiarę „uzupełnili” o elementy magii, przesądu, zabobonu i jakichś przekonań rzekomo naukowych. Były to trudne spotkania, bo taka „mieszanka religijno-magiczna” jest niezwykle odporna na prawdy typu: „Bóg jest Panem dziejów”, „Bóg wie najlepiej, co jest dla nas dobre”, „To wiara zbawia, a nie jakieś praktyki”. Zabobon i magia traktowane jako niezawodny sposób zbawienia i zaradzenia doraźnym potrzebom są czasem nie do pokonania, a na pewno stanowią trudny obszar ewangelizacji.
Ta książka miała na celu przybliżyć spotkanie myślenia magicznego i ewangelicznego. Dokładniej mówiąc, szukaliśmy odpowiedzi na pytanie o sposób głoszenia Dobrej Nowiny w środowisku, w którym ważną rolę odgrywa magia w różnych jej formach i przejawach. Nasze opracowanie miało charakter biblijny, bo też teksty natchnione, a zwłaszcza Dzieje Apostolskie, traktowaliśmy jako autorytatywne i pierwszorzędne źródło, na podstawie którego formułowaliśmy wnioski. Historyczno-krytyczne odczytanie bardzo zróżnicowanych tekstów biblijnych wymagało odwołania się do zaplecza kulturowo-religijnego, w którym formowała się wiara ludu Bożego i Pismo Święte.
Przywoływane przez nas w początkowych partiach książki (rozdziały I – II) teksty magiczne ze starożytności, w ich kontekście kulturowo-religijnym, ukazały wyjątkowość ludu Bożego, który coraz wyraźniej stawiał na pierwszym miejscu wiarę w jedynego Boga. Jeżeli w dziejach tego ludu pojawiały się rytuały i zachowania magiczne, to znajdowały się na peryferiach wiary, w której Bóg jest Panem dziejów. W wierzących wzmacniało się bowiem przekonanie, iż dzieje toczą się według najlepszych zamiarów Wszechmocnego, który – choć zna potrzeby wszystkich – pragnie, by były one wypowiadane w modlitwie pełnej ufności i uległości. Taka modlitwa, a nie rytuał, w którym bóstwo jest przymuszane do działania zgodnego z wolą człowieka, to postawa religijna, jaką kształtują teksty biblijne.
Niekiedy rytuały proweniencji magicznej były oczyszczane i służyły celom kultycznym, religijnym i społecznym, jako już podporządkowane zasadom wiary. Innym razem ryty, które mogą być traktowane jako magiczne, były dopuszczane do całokształtu życia religijnego, o ile nie sprzeciwiały się zasadom wiary lub nie powodowały skutków negatywnych. W poszczególnych rozdziałach książki wskazywaliśmy uzasadnienie dla praktyk bezwzględnie zakazanych (np. nekromancja) oraz takich, które poprzez uwarunkowania, okoliczności, pochodzenie czy skutki są nie do przyjęcia. Uzasadnieniem dla krytycznej oceny mogła być apostazja wywołana poprzez praktyki, które faktycznie stanowiły przedłużenie religijności sprzecznej z tradycją judeochrześcijańską. Innym razem konkretne postawy i praktyki były odrzucane ze względu na błędy w wewnętrznej postawie człowieka, takie jak zakładany determinizm w astrologii, zabobonne traktowanie marzeń sennych czy magiczne i mechanicystyczne oczekiwanie na skutki jakichś formuł czy obrzędów. Wskazywaliśmy także warunki, w których jakaś forma podobna do magicznej była dopuszczalna w życiu ludu Bożego, by wymienić tylko zapytywanie Boga przez święte losy, odwoływanie się do snów, szukanie ochrony przed złem w praktykach podobnych do magii obronnej, itd.
W końcowych rozdziałach zwróciliśmy uwagę na ponadczasowe wskazania zawarte w czterech fragmentach Dziejów Apostolskich (Dz 8,9-24; 13,4-12; 16,16-21; 19,11-20), zawsze jednak w kontekście przesłania biblijnego. Wskazania te dotyczą oceny sytuacji adresata ewangelizacji, który w różny sposób jest związany ze światem magii, niekiedy zaś z formami bliskimi religii. Druga grupa wskazań odnosi się do postawy właściwej dla głosiciela zbawienia w Jezusie Chrystusie, trzecia zaś – szczegółowych uwarunkowań takiej ewangelizacji i troski duszpasterskiej.
Analizowane fragmenty Dziejów Apostolskich ukazują określoną sytuację historyczną, która jest bardzo podobna do współczesnego pomieszania myślenia magicznego i religijnego. Dlatego ważna jest teza Łukasza, który w księdze traktującej o rozpowszechnianiu się Ewangelii, ukazuje przedstawicieli świata magicznego na przegranych pozycjach. We wszystkich przywołanych przykładach to głosiciele Dobrej Nowiny wkraczają z orędziem zbawienia do środowiska, w którym dotąd dominował, wzbudzał podziw lub odgrywał ważną rolę jakiś mag, wróżący, egzorcysta czy fałszywy prorok. Głoszona Ewangelia wywołuje w tym środowisku sprzeciw albo „konkurencyjne”, czy podobne przeciwdziałanie. W ostatecznym rozrachunku ewangelizacja jest nastawiona na wyzwolenie każdego, nawet najbardziej zagorzałego maga, przede wszystkim po to, by był zdolny przyjąć orędzie zbawienia. Ewangelizacja sama w sobie – jak ją przedstawia Łukasz – stanowi rodzaj prowokacji, której celem jest wyzwolenie każdego człowieka. To wyzwolenie może się wyrażać poprzez wiarę i nawrócenie (Szymon), usunięcie przeszkód na drodze do wiary (Sergiusz Paweł) czy pozbycie się przywiązania do magii (mieszkańcy Efezu).
Wskazania ponadczasowe dla ewangelizatorów zawarte są przede wszystkim w modelowym postępowaniu Filipa, Piotra, Pawła i Sylasa. Konfrontacja i szukanie przeciwnika w świecie magii nie jest na pewno celem ich działania. Pierwszorzędnym zadaniem pozostaje na zawsze głoszenie zbawienia w Jezusie Chrystusie.
Adresatem tej nauki jest każdy człowiek, z jego osobistymi uwarunkowaniami, do którego ewangelizator jest posłany. Jeżeli jednym z tych uwarunkowań jest i element magii, to głoszenie zbawienia przez wiarę musi doprowadzić do swoistego przesilenia, w którym człowiek sam wybiera pomiędzy magią a Ewangelią, pragnieniem dostępu do mocy i wiedzy tajemnej a uległością w wierze wobec Boga i Jego słowa.
Tekst Dziejów Apostolskich wskazuje, że to sam Bóg, niekiedy poprzez spektakularne znaki, doprowadza do wiary. Postawa właściwa dla głosiciela to otwartość na Boże prowadzenie i środki udostępniane mu ze względu na zwycięstwo Ewangelii. Nie ma jednak takiego środowiska i człowieka, którego można by wykluczyć czy pominąć w proklamowaniu zbawienia. Wskazuje na to choćby Efez – jedno z centrów magii antycznej ukazane jako zdobycz Pawła. Nawet gdy ujęcie Dziejów Apostolskich jest optymistycznie jednostronne, to ostatnie wskazanie pozostaje zawsze aktualne. Epizod w Filippi wskazuje na problem rozeznawania okoliczności, które towarzyszą głoszeniu Ewangelii.
Werbalnie poprawne wyznanie, jak choćby: „Ci ludzi głoszą wam drogę zbawienia”, wymaga weryfikacji co do jego źródła, intencji i owoców. Pawłowe rozeznanie ówczesnych okoliczności doprowadziło do odcięcia się od tego spektakularnego, ale zwodniczego „zewnętrznego świadectwa”[1].
Dzieje Apostolskie zawierają także zalecenia co do duszpasterskiej troski o ewangelizowanych, gdy ich mentalność jest jeszcze magiczna. Ponadczasowa to sugestia, by liczyć się z tym, że dawny mag lub jego klient mogą podchodzić do wiary i chrztu na sposób magiczny. Okazuje się, że życie weryfikuje najlepiej decyzję przyjęcia wiary i jej motywację. Trzeba też zawsze pamiętać, że dawne przyzwyczajenia magiczne mogą dać o sobie znać, choćby w obliczu kolejnego egzaminu wiary czy sprawdzianu motywacji działania. Jednak nawet człowiek pokroju Szymona Maga może przeżyć swoje drugie nawrócenie i oczyszczenie. Przegrana przeciwnika lub konkurenta Ewangelii oznacza pomnożenie liczby tych, którzy przechodzą od magii do wiary (Samarytanie, Sergiusz Paweł, Efezjanie).
Zagadnienie magii nie jest ani pierwszorzędnym, ani dominującym w Dziejach Apostolskich, ale należy do elementów składowych tematu ewangelizacji. Problem magii pojawia się dopiero w relacjach dotyczących ewangelizacji poza pierwszym kręgiem, Jerozolimy i Judei. Świadczy to o tym, że środowiskiem „podwyższonego ryzyka”, gdy chodzi o zagrożenie ze strony magii, jest świat religijności pogańskiej (Pafos, Filippi, Efez) oraz synkretyzmu religijnego (Samaria). W nim to Żydzi i poganie, adresaci ewangelizacji, spotykają przedstawicieli magii, mantyki, egzorcyzmu i pseudoproroctwa.
Autor Dziejów Apostolskich nie wyczerpuje problemu magii, zwłaszcza że podejmuje go ze względu na specyficzny temat, jakim jest rozszerzanie się Ewangelii w świecie, w którym oczekiwanie na jakiegoś zbawiciela miesza się z doraźnym rozwiązywaniem problemów egzystencjalnych na drodze magicznej. Czytelnika dzieła Łukasza musi uderzyć fakt, iż nie potępia on magii jako takiej. Negatywna ocena dotyczy konkretnych postaw o „rodowodzie” lub „charakterze” magicznym, których zło ujawniło się we wrogim odniesieniu do głoszonej Ewangelii lub nieszczerym zaangażowaniu w sferze wiary. Z takiej perspektywy trzeba widzieć karę Szymona Maga, Elimasa czy siedmiu synów Skewasa.
Łukasz w sposób plastyczny ukazuje znaki i niezwykłe działania magów, które mogą być bardzo podobne do tych przyobiecanych przez głosicieli Ewangelii (por. Mk 16,15-18). Tym samym pojawia się postulat wartościowania wszelkiego znaku i niezwykłego działania. Autor Dziejów Apostoskich wskazuje na charakterystyczne elementy odróżniające znaki magiczne od tych, które towarzyszą Ewangelii. Po pierwsze, znaki chrześcijańskie są zawsze związane z głoszonym słowem o zbawieniu. Po drugie, ich sprawcą jest Bóg, człowiek zaś co najwyżej pełni rolę narzędzia (chusty i przepaski Pawła). Wreszcie, istotny element odróżniający znaki towarzyszące ewangelizacji od aktów magii, który podkreśla Łukasz, to podejście do korzyści płynących z niezwykłych skutków działania. Przedstawicielom magii przypisał on czerpanie korzyści materialnych oraz przywiązanie do sławy i znaczenia w społeczeństwie [2].
Wydobyte z tekstu Dziejów Apostolskich kryteria, weryfikujące kandydatów do chrztu, zapewne dopiero są wypracowywane, gdy powstaje ta księga. Instytucjonalną postać przybiorą w okresie rozwoju katechumenatu w pierwszych wiekach chrześcijaństwa. Wtedy też problemy zaangażowania w praktyki magiczne, egzorcyzmowania katechumenów i ich weryfikowania są traktowane bardzo poważnie. Te zagadnienia, jak i wiele innych, wykraczają, oczywiście, poza ramy naszego opracowania. Przypomnijmy w tym miejscu – tytułem ilustracji –odpowiedź, jaką prostym wiernym udziela dziełko pt. „Quaestiones et responsiones ad Ortodoxos” („Pytania i odpowiedzi dla wierzących”), powstałe prawdopodobnie w V w. w środowisku Kościoła antiocheńskiego, jako dodatek do pism Justyna Apologety (Pseudo-Justyn). Na pytanie o to, jak to jest możliwe, że w świecie stworzonym przez Boga talizmany mogą okazywać się skuteczne, odpowiedź brzmi: magia i talizmany Apoloniusza mogą być pożyteczne, ponieważ służą ludziom dzięki znajomości praw natury. Nie można natomiast oddawać czci boskiej Apoloniuszowi, a to z powodu zamieszkiwania w nim demona. Tak brzmi jedna z odpowiedzi na dręczące wierzących pytania o to, gdzie przebiega granica między wiarą a niedozwolonym zaangażowaniem w inną sferę.
Zwracamy uwagę na fakt, że podejście do praktyk magicznych w pierwszych wiekach chrześcijaństwa stanowi zagadnienie obszerne i warte opracowania. Podobnie jak – zasygnalizowany jedynie – problem inkulturacji chrześcijaństwa w społecznościach, których religijność zawiera także elementy magiczno-wróżbiarskie[3]. Inny temat, niezwykle aktualny i interesujący, to apologia chrześcijańska z pierwszych wieków w obliczu niebezpieczeństwa gnozy i synkretyzmu. Zupełnie poza naszym zainteresowaniem pozostał problem akceptowania magii w środowisku judaizmu rabinistycznego, zjawiska tym bardziej ciekawego, że obwarowanego surowymi zakazami Tory. Niektóre zagadnienia dotyczące magii mogą być jeszcze podjęte i pogłębione także w obrębie biblistyki, jak choćby dokładniejsze określenie relacji między praktykami magicznymi i proroctwem w dziejach Izraela.
Współczesny człowiek przeżywa dylematy, zwłaszcza jeżeli nie traktuje swego chrześcijaństwa w kategoriach wiary i powierzenia swojego życia Bogu. Wówczas łatwo o zaspokojenie potrzeby religijności przez formy zastępcze, które obiecują nieograniczone panowanie nad światem, także duchów i bóstw. Jeżeli braknie jasnego orędzia Ewangelii, to człowiek ochrzczony, wychowany w rodzinie chrześcijańskiej i katechizowany nawet przez kilkanaście lat, zaangażuje się i przyjmie jako swoje różne formy magii, stanie się wyznawcą synkretyzmu religijnego, co w najlepszym razie będzie tylko rodzajem parodiowania natury i wiary.
Zachęt do zaspokojenia ludzkiego pragnienia religijności i przeżycia sacrum nie brakuje. Wystarczy przywołać jedną z publikacji, w której zachęca się odbiorców do praktyki inkubacyjnej. Poddający się takiemu przeżyciu czyni to wszakże pod dwoma warunkami: w towarzystwie doświadczonego psychoterapeuty oraz z wiarą „w uzdrawiającą moc starych bogów” [4].

[1] Tego typu świadectwo przyjmuje natomiast literatura apokryficzna, w której na przykład wyrocznie Sybilli mają uwiarygodnić prawdy właściwe dla wiary judaizmu lub chrześcijaństwa.
[2] Por.: H.-J. Klauck, „Magie und Heidentum in der Apostelgeschichte des Luka”, (SBS 167), Stuttgart 1996, s. 136-137.
[3] Zob. Rozdz. V. 5.
[4] Por. Hope M., Tradycja grecka, tł. Kowalski A. P., (Elementy), Poznań 1994, 179-180.
http://www.zyrakow.parafi...39d25e7980a2972

Anonymous - 2010-07-22, 14:46

Czego chcemy od Boga? Opieki. czyli jak wskrzesić mężczyznę.

http://wwwkazaniaksiedzap...nna-homilia.mp3

Anonymous - 2010-08-01, 19:27
Temat postu: O kształtowaniu serca...<3
ks. Marek Dziewiecki

Kształtowanie serca

Wstęp

Człowiek, który kocha, żyje także wtedy, gdy jego serce przestaje bić.

Serce jest symbolem człowieka. W szczególny sposób jest symbolem jego wnętrza, jego wrażliwości i miłości. Jest lustrem naszych pragnień i przeżyć. W taki właśnie sposób serce człowieka ukazuje Pismo Święte, jak również literatura, sztuka, tradycja i mądrość ludowa. Takie też znaczenie nadajemy sercu w naszym codziennym doświadczeniu.
Powiedzieć o kimś, że jest człowiekiem prawego serca, to szczyt wyróżnienia. Z kimś takim chcemy przebywać, rozmawiać, nawiązywać przyjaźń. Komuś takiemu jesteśmy skłonni zaufać bez lęku, że nas oszuka czy rozczaruje. Z kolei człowiek bez serca, czy człowiek podłego serca, to określenie kogoś, kto krzywdzi, kto jest bezlitosny i okrutny. Kogoś takiego boimy się i unikamy.
Troska o szlachetne serce jest podstawą pracy nad sobą i kryterium dojrzałości. Dla chrześcijanina ostatecznym wzorem w kształtowaniu własnego serca jest Bóg. Ten Bóg, który jest miłością, który kocha nas nad życie i którego serce zaskakuje nas fantazją miłości i czułości. Nasze serca są stworzone na wzór Boskiego Serca, które do końca objawiło się w przebitym na krzyżu Sercu Zbawiciela.
Bóg zna moje serce bardziej niż ja. On dokładnie wie o tym, co dzieje się w moim wnętrzu. Bóg czyta w moim sercu z taką łatwością, z jaką ja czytam otwartą książkę. Bóg wie, że moje serce bywa czasem z kamienia, że jest ono niekiedy niewrażliwe nie tylko na innych ludzi i ich potrzeby, ale nawet na mój własny los. Właśnie dlatego Bóg czuwa nad moim sercem. On jest chirurgiem miłości, który potrafi zamienić moje serce z kamienia na serce kochające i czułe. Oczywiście tylko wtedy, gdy ja - pacjent samego Boga - zgadzam się na zamianę starego serca na nowe i gdy szczerze współpracuję z Miłością w przemianie własnego wnętrza. Jeśli jednak odrzucam miłość Bożą i ludzką, wtedy moje serce staje się straszliwie niespokojne. Wtedy budzi mnie ono w środku nocy i ogromnie cierpi razem ze mną.
Praca nad sobą to praca nad sercem. To rzeźbienie w sobie serca świętego, podobnego do Serca Jezusa. Pierwsze pytanie w odważnym rachunku sumienia, to nie pytanie o moje poszczególne czyny, ale pytanie o moje serce. Bo to przecież z serca pochodzą dobre lub złe myśli, Boże lub grzeszne pragnienia, słowa miłości lub pogardy, czyny szlachetne lub niegodne człowieka. To w sercu rozstrzyga się decydująca walka między dobrem a złem, zanim jej wynik objawi się w moim zewnętrznym zachowaniu.
Niniejsza publikacja to pomoc dla tych wszystkich, którzy troszczą się o własny rozwój i chcą stawać się ludźmi dobrego serca, które kocha z radością. Jeśli takie właśnie są Twoje marzenia, to ta książeczka powstała właśnie dla Ciebie. Weź ją do ręki z otwartym sercem, aby Twoje serce stało się większe niż Ty...

1. Serce dobre

Dobroć to więcej niż życzliwość; to wierna i ofiarna miłość.

Niektórzy sądzą, że mają dobre serce, bo martwią się o głodujące dzieci w Afryce (którym nigdy nie pomogą) lub dlatego, że troszczą się o los zwierzą albo o ochronę środowiska naturalnego. Są to oznaki wrażliwości serca, ale z pewnością serce dobre mierzy się znacznie bardziej wymagającymi kryteriami. Człowiek, który jedynie toleruje ludzi, albo który odnosi się życzliwie tylko do tych, od których sam doznaje życzliwości, może żyć w zgodzie z innymi, ale to jeszcze nie znaczy, że ma dobre serce.
Serce dobre ma ten człowiek, który kocha w sposób bezinteresowny, wierny i ofiarny. Bóg stworzył człowieka z miłości i dlatego miłość jest kluczem do zrozumienia najgłębszych pragnień ludzkiego serca. Poza miłością nasze życie staje się niezrozumiałe i nieludzkie. Pod wpływem miłości człowiek staje się tak mocny i dojrzały, że zaskakuje nie tylko innych ludzi, ale nawet samego siebie. Życie zaczyna się od poczęcia, ale radość zaczyna się od miłości.
Żyjemy w cywilizacji, która często myli miłość z jej karykaturami. W konsekwencji wiele osób przeżywa wiele rozczarowań i cierpień. Dojrzała miłość wymaga nie tylko dobroci, ale też inteligencji i mądrości. To najbardziej skomplikowane zachowanie, na jakie może zdobyć się człowiek. Krzywdzić siebie i innych ludzi potrafi każdy z nas. Kochać wiernie i mądrze potrafią niestety nieliczni ludzie dobrego serca. Mądra i wierna miłość ma tylko jedno «ograniczenie»: nie może nikogo skrzywdzić. Taka miłość zdumiewa i zaskakuje. Daje siłę, by iść drogą świętości, którą wskazuje mądrość.
Dobroć i mądrość to dwa oblicza tej samej rzeczywistości. Najbardziej porażający przejaw braku mądrości to inteligentny egoista. Mądrość bowiem to korzystanie z inteligencji, wiedzy i wykształcenia wyłącznie w jednym celu: po to, by kochać. Człowiek mądry rozumie, że bezinteresowna i dojrzała miłość nie jest naiwnym poświęceniem, lecz zyskiem. Rozumie też, że ci, których kocha, nie mają prawa, by go krzywdzić. Mądrość pozwala odróżnić miłość od naiwności. Serce dobre nie jest zatem nigdy sercem naiwnym.
Człowiek dobrego serca wie, że życie zaczyna się od poczęcia, ale prawdziwy rozwój i radość zaczyna się od miłości.
Każdy z nas chce być kimś szczęśliwym i radosnym. Do szczęścia potrzebujemy wielu rzeczy i umiejętności. Jednak tym, co decyduje o naszym losie, jest doświadczenie miłości. Nawiązując do myśli Kartezjusza można przyjąć zasadę: Myślę, to znaczy, że jestem, ale dopiero wtedy, gdy kocham, mogę być szczęśliwy. Ludzie, którzy nie czują się przez nikogo kochani i którzy nie uczą się kochać, stają się agresywni i okrutni nawet wobec samych siebie. Jeden z szesnastolatków zwierzył mi się z tego, że od roku regularnie pije piwo i że chyba jest już alkoholikiem. Na koniec rozmowy odsłonił swój największy dramat: „Wiem, że wyrządzam sobie krzywdę, ale jest mi już zupełnie obojętne, co się ze mną stanie, gdyż moi rodzice mnie nie kochają i ja siebie też już nie kocham”.
Gdy nie ma nikogo, kto troszczy się o nas, komu na nas zależy, kto cieszy się nami, wtedy nasze życie traci sens. Wtedy wpadamy w rozpacz. Wtedy nie mamy siły, by normalnie uczyć się i pracować, by stawiać sobie mądre wymagania, by ocalić w nas wielkie marzenia i aspiracje, by przygotować sobie szczęśliwą przyszłość. Miłość jest nam potrzebna do życia tak samo, jak pokarm i tlen. Jednak każdy z nas doświadcza, że nawet najbliższe nam osoby czasami nie potrafią nas zrozumieć i kochać. Innym razem my sami zadajemy ból tym, których szczerze chcemy kochać. W takich chwilach pojawia się zwątpienie, czy miłość istnieje i czy można na niej zbudować ludzkie życie. Pojawia się pytanie: czy warto mieć serce dobre, które kocha?
Ze względu na te pytania i wątpliwości miłość kojarzy mi się nieraz z UFO. W obu bowiem wypadkach mamy do czynienia z tajemnicą, która nas fascynuje i niepokoi. Czujemy, że miłość krąży - na podobieństwo nieznanych obiektów latających - w nas i wokół nas. Jednak trudno jest nam ją zidentyfikować. Zdarza się, że bierzemy za miłość coś, co w rzeczywistości nie jest miłością, lecz jedynie nastrojem, popędem czy pożądaniem. Z drugiej strony część ludzi uważa, że miłość - tak, jak UFO - w ogóle nie istnieje, że jest ona jedynie wyrazem naszych dziecięcych marzeń i naszej naiwności. Takie przekonanie pojawia się zwykle w obliczu bolesnej krzywdy, w obliczu odrzucenia czy upokorzenia. Na szczęście są ludzie, którzy własnym życiem świadczą o tym, że miłość istnieje, że oni ją spotkali i pokochali. Ci ludzie są szczęśliwi nawet wtedy, gdy brakuje im pieniędzy, gdy nie mają modnych ubrań czy gdy spotykają ich poważne życiowe trudności.
Człowiek dobrego serca ma świadomość, że życie poza miłością jest męczeństwem i agonią, jest powolnym umieraniem. Ma też świadomość, że najlepsze serce ma Jezus Chrystus — Bóg, który z miłości do nas stał się człowiekiem. Dobroć Jego serca była wręcz widzialna poprzez Jego obecność, pracowitość i czułość. Jego serce jest tak dobre, że pozwolił się raczej zabić na krzyżu, niż przestać nas kochać. Postanowił też pozostać z nami w Eucharystii, żebyśmy mogli karmić się Jego dobrym sercem i dosłownie jeść Jego miłość.
Człowiek dobrego serca potrafi — na wzór Jezusa - kochać wszystkich ludzi. Także tych, którzy nie kochają nawet samych siebie. Człowiek dobrego serca wsłuchuje się w pragnienia innych ludzi i znajduje radość w byciu darem dla innych.

2. Serce spokojne

Serce człowieka potrzebuje zakotwiczenia w Bogu.

Życie człowieka na tej ziemi nie jest takie, o jakim marzymy w niebie. Każdy dzień przynosi radość, ale i cierpienie, miłość i nadzieję, ale też poczucie zagrożenia i bolesne nieraz krzywdy. Czasem przeżywamy słoneczne dni, a nasze serca wykrzykują z radości. Innym razem pojawiają się bolesne nastroje, a nawet emocjonalne burze. Jeszcze inne dni podobne są do pochmurnej pogody. W takie dni w prawdzie nic złego się nam nie dzieje, ale też nie przeżywamy życia jako święta. Czasami bywają i takie dni, które stają się nieznośnym ciężarem i wydaje się, że oto zbliża się koniec naszego świata. Właśnie dlatego życie wieczne na tej ziemi byłoby czymś okrutnym i to pomimo naszej tęsknoty za wiecznym istnieniem.
Zmienność wydarzeń i nastrojów najbardziej odczuwa nasze serce. Jakże często jest ono niespokojne. Jakże wiele w nim emocjonalnych burz i bolesnych pytań. Jakże często nasze serce czuje głód miłości, bliskości, czułości, bezpieczeństwa. I to nawet wtedy, gdy czujemy się bardzo kochani przez Boga i niektórych ludzi.
Nasze serce niełatwo poddaje się rozumowi i zdrowemu rozsądkowi. Niechętnie wyciąga wnioski z minionych doświadczeń i - jak zauważa B. Pascal - ma własne racje, których nie zna rozum. Nic więc dziwnego, że serce jest zmienne, jak zmienne i zaskakujące bywają nasze nastroje. Często serce nas zaskakuje, promieniując niespodziewaną radością. Innym znowu razem serce nas rozczarowuje, bo podąża za niedojrzałymi pragnieniami czy złudnymi nadziejami.
Serce niedojrzałe i zmienne staje się dla nas wielkim zagrożeniem. Takie serce zaskakuje nas pragnieniami, które mogą być groźne. Mogą wręcz prowadzić do śmiertelnych uzależnień. Serce człowieka w taki właśnie sposób może związać się z alkoholem, narkotykiem, cielesnym pożądaniem, a także z nienawiścią, przemocą czy rozpaczą.
Właśnie dlatego serce człowieka potrzebuje zakotwiczenia. Potrzebuje prawdziwego skarbu, z którym się zwiąże, żeby nie szukać pozornych skarbów, które nie mogą przynieść nam radości i zaspokoić głodu serca. Gdy serce nie jest zakotwiczone w bezpiecznym porcie, wtedy staje się podobne do statku miotanego falami wzburzonego morza w kierunku, którego nie sposób przewidzieć.
Jedynym bezpiecznym portem dla ludzkiego serca jest Bóg - Miłość. Serce zakotwiczone w Bogu to serce, które kocha Boga nade wszystko. I właśnie dlatego może one bardzo mocno i wiernie kochać ludzi. Serce zakotwiczone w Bogu to serce, które nigdy nie oddziela miłości do Boga od miłości do ludzi. To serce, które wie, że nie może kochać człowieka, jeśli nie kocha Boga.
Serce zakotwiczone w Bogu to serce rozmodlone. To serce, które codziennie wychodzi na spacer z Bogiem, by zakotwiczyć się w Miłości jeszcze silniej niż wczoraj. To serce skruszone, bo świadome, że poza Bogiem nie znajdzie wyciszenia i pokoju. Takie serce czuje się bezpieczne, bo kochane przez Kogoś, kto kocha najbardziej, bo jest samą Miłością.
Serce zakotwiczone w Bogu jest wolne od lęków i od grzechów. To serce spokojne i święte. Miał rację Augustyn, gdy wołał: „Niespokojne są serca nasze, dopóki nie spoczną w Bogu.”
Szczęśliwi są ci ludzie, którzy zakotwiczyli swoje serca w Bogu tu i teraz, dzisiaj. Ich serca pozostają radosne i spokojne niezależnie od przeżywanych wydarzeń i nastrojów. Serce jest skarbem człowieka, gdy w nim mieszka największy skarb — Bóg, który jest miłością i który uczy kochać.

3. Serce czyste

Poza miłością czystość nie jest zrozumiała, ani możliwa.


Jednym z pozytywnych zjawisk w naszych czasach jest troska o czystość. Troska ta dotyczy wielu sfer: higieny osobistej, czystej, zdrowej żywności, higieny psychicznej. Bardzo popularna jest także troska o czystość środowiska naturalnego: powietrza, wody, gleby, lasów.
Są jednak takie dziedziny życia, w których troska o czystość i ekologię nie jest „poprawna” politycznie. Dotyczy to zwłaszcza sfery seksualnej. Nie jest to przypadek. Na nieczystej seksualności można bowiem najwięcej i najłatwiej zarobić. Tyle tylko, że kosztem człowieka, jego straszliwych nieraz cierpień, zniewoleń i grzechów. W dziedzinie seksualności dominująca obecnie ideologia i moda zachęca wręcz do tego, co człowieka zanieczyszcza i co niszczy jego zdrowie.
Klasycznym przykładem w tym względzie jest agresywna promocja hormonalnych środków antykoncepcyjnych, które powodują, że zbędne hormony krążą po całym organizmie i w dramatyczny sposób zaburzają jego zdrowe funkcjonowanie. Wystarczy przeczytać ulotki, dołączone do hormonalnych środków antykoncepcyjnych przez ich producentów, aby przekonać się, z jak niebezpieczną substancją mamy tu do czynienia.
Drugim wymiarem, w którym czystość jest „niepoprawna” politycznie, to sfera zachowań seksualnych. Im bardziej jest ktoś w tej sferze nieczysty i zaburzony, tym bardziej jest promowany w mass-mediach i tym bardziej ukazywany jest przez niską kulturę jako ideał, jako ktoś „nowoczesny i postępowy” (warto zauważyć, że tego określenia używa się obecnie najczęściej wobec tych osób, które są bezmyślne i które nie potrafią kochać). „Poprawna” politycznie jest obecnie seksualność oderwana od miłości, płodności i odpowiedzialności, a zatem seksualność odczłowieczona, okrutnie zbanalizowana, traktowana jako nic nie znaczący epizod. W takim kontekście dbałość o czystość ciała i serca, a nawet o zdrowie fizyczne, jest traktowana jako przejaw... zacofania.
Tymczasem serce czyste to serce mądre. A takie serce nie wpuszcza do własnego wnętrza żadnych śmieci, a zatem żadnych prymitywnych myśli, żadnych wyuzdanych wyobrażeń, żadnych wulgarnych i grzesznych zachowań. Serce czyste nie wpuszcza do własnego wnętrza niczego, co człowieka plami i poniża, co sprawia, że człowiek poniewiera własną godność i że zaczyna brzydzić się samym sobą.
Serce czyste to serce, które kocha. Poza miłością czystość serca, a w konsekwencji także czystość w zachowaniach i kontaktach międzyludzkich, nie jest ani możliwa, ani zrozumiała. Miłość najlepiej chroni czystość. Bardziej niż zasady moralne, normy obyczajowe czy dobra wola człowieka. Miłość nie ma niczego do ukrycia. Miłość nie jest nigdy bezwstydna. Miłość najlepiej chroni przed myleniem zakochania czy pożądania z troską o drugiego człowieka. Miłość jest gwarantem i szczytem czystości. Właśnie dlatego nie ma czystości bez miłości.
Czystość jest chroniona przez potrójną do miłość: do Boga, do samego siebie i do bliźniego. Czystość jest najpierw chroniona przez miłość do Boga. Kto kocha Boga, ten jest Mu wdzięczny za powołanie do świętości i do czystości, ten chroni w sobie godność dziecka Bożego i nie odda tej godności ani za chwilę fizycznej przyjemności, ani za pieniądze, ani za karierę.
Czystość jest chroniona także przez dojrzała miłość wobec samego siebie. Kochać siebie to stawiać sobie wymagania troszczyć się o własny rozwój. Kochać siebie to dążyć do świętości, bo wtedy jestem najszczęśliwszy. Ten, kto kocha siebie, nie ubrudzi siebie nieczystą myślą czy rozmową, nieczystym słowem, obrazem, filmem czy zachowaniem.
Czystość jest chroniona ponadto przez miłość do drugiego człowieka. Jeśli dajemy komuś prezent, to staramy się nie tylko o to, by był pięknie opakowany, ale też dbamy o to, by był czysty w środku. Nie chcemy dać nikomu zniszczonej książki czy brudnej koszuli. Tym bardziej ten, kto kocha, nie chce dać drugiej osobie brudnego serca, brudnej przyjaźni czy brudnej miłości małżeńskiej. Chcę być czystym darem dla kogoś, kogo kiedyś pokocham tak bardzo, że na zawsze połączymy naszą miłość, nasze losy i nasze ciała, decydując się na małżeństwo i rodzinę.
Czystość nie jest zatem jakiś strasznym i zbędnym obowiązkiem czy przejawem zacofania. Czystość serca jest zaszczytem i przywilejem. Jest świadomością, że nie ma czystości bez miłości, ale też świadomością, że nie ma miłości bez czystości. Nie wystarczy tu jednak czystość i poprawność w zachowaniach zewnętrznych. Czystość zaczyna się od serca. Chrystus nie pozostawia nam w tym względzie żadnych wątpliwości: człowiek czysty nawet wzrokiem nie skrzywdzi drugiej osoby i nie potraktuje jej jak rzeczy! Czystość to ostatecznie świadomość, że nikt z nas nie jest rzeczą, którą się pożąda czy którą się używa dla własnej przyjemności, ale jest osobą, którą się kocha.
Nic więc dziwnego, że najtrudniej jest zachować czystość tym, którzy nie kochają. Tacy ludzie nie mają ani motywów, ani siły, by zatroszczyć się o czystość serca i czystość więzi międzyludzkich. Ich relacje są bardzo powierzchowne. Ponadto — jak każdy, kto nie kocha i nie jest kochany - są tacy ludzie są pełni cierpienia. A to sprawia, że seksualność staje się dla nich chorobliwie atrakcyjna. Podobnie jak alkohol, narkotyk, czy przemoc. A zatem jak wszystko, co obiecuje choćby chwilę ulgi i czy fizycznej przyjemności. Człowiek nieczysty nie ma większych marzeń ani aspiracji.
Serce czyste to serce, które kocha i które miłość traktuje jako największy skarb. Takie serce szuka radosnej czystości i czystej radości. Nic mniejszego nie może zaspokoić ludzkiego serca!

4. Serce mądre

Mądrość to używanie inteligencji i wiedzy po to, by kochać.


Jedną z wielkich aspiracji naszych czasów jest wiedza i wykształcenie. Wielu młodych ludzi dysponuje obecnie znacznie większą ilością informacji o sobie i świecie, niż ich rodzice. Nie znaczy to jednak, że osiągają oni wysoki stopień mądrości. Przeciwnie, często młodzi ludzie rozumieją wprawdzie świat wokół siebie, ale nie rozumieją samych siebie. Nie wiedzą, kim są, ani po co żyją. Boją się nawet postawić sobie tego typu pytania. Uważają je za „nienaukowe”, a naukę traktują jako ostateczną wyrocznię prawdy o człowieku.
Tymczasem nauka nie zawsze związana jest z mądrością. Niemcy hitlerowskie miały znakomitych naukowców, a społeczeństwo niemieckie w latach trzydziestych XX-go wieku miało wysoki stopień wykształcenia. I właśnie to społeczeństwo wybrało na kanclerza Rzeszy A Hitlera, a zatem człowieka, który nie miał nawet matury i który włączył naukowców w realizację swoich ludobójczych planów. Również w naszych czasach nauka okazuje się zawodna. Najczęściej dzieje się tak wtedy, gdy badania naukowe finansowane są przez środowiska, które nie szukają prawdy, lecz własnych interesów. To właśnie dlatego z niektórych „badań” wynika, że najzdrowsze jest masło, a z innych, że przeciwnie — najzdrowsza jest margaryna.
Współczesna nauka jest coraz mniej naukowa. Coraz częściej zajmuje się ona subiektywnymi przekonaniami, zamiast obiektywnymi faktami. Odnosi się to zwłaszcza do nauk o człowieku. Nic dziwnego, że na początku XXI-go wieku coraz więcej ludzi wierzy w horoskopy i zabobony, we wróżby i przepowiednie. Coraz więcej też jest wśród nas ludzi naiwnych, bezmyślnych i niemądrych. Również wśród tych, którzy mają wyższe wykształcenie.
W irracjonalizm i subiektywizm popadają nawet ci, którzy powinni być specjalistami od obiektywnej prawdy o człowieku. Znaczna część „naukowców” z zakresu wychowania głosi mity i ideologiczne slogany, które z naukowego punktu widzenia są absurdalne, ale które są politycznie „poprawne”. Do takich „naukowych” mitów należy np. mit o spontanicznym rozwoju wychowanków, o wychowaniu bez stresów i bez porażek, o demokracji i tolerancji jako najwyższych wartościach w wychowaniu, czy wreszcie mit o światopoglądowej neutralności szkoły. Absurdalność tych mitów jest oczywista w świetle faktów. Tytułem przykładu popatrzmy na ostatni z wymienionych mitów.
Światopogląd to zespół przekonań danej osoby na temat człowieka i świata, na temat hierarchii wartości, zasad moralnych i sensu życia. „Neutralność” światopoglądowa w wychowaniu oznacza, że wychowawca traktuje jako równie dobry każdy rodzaj przekonań i postępowania ze strony wychowanka. W wychowaniu „neutralnym” światopoglądowo uczciwość, pracowitość i odpowiedzialność musi być tak samo traktowana, jak podłość czy okrucieństwo. Zwykle za postulatem wychowania „neutralnego” światopoglądowo kryje się nie tyle bezmyślność, co raczej cynizm. „Naukowcom” głoszącym tego typu poglądy chodzi o to, by wyeliminować z systemów pedagogicznych wszystkie inne światopoglądy, poza.... własnym, który jest zwykle najbardziej prymitywny i nieludzki.
Obecnie nauki o świecie zwykle nadal szukają faktów, ale nauki o człowieku są coraz częściej w służbie politycznie „poprawnych” fikcji. Wiedza i naukowe wykształcenie to zatem zbyt mało, by osiągnąć mądrość. Ludzie mądrzy bywają zarówno wśród naukowców, jak i wśród analfabetów. Mądrość zaczyna się tam, gdzie kończy się nauka. Żadne badania naukowe nie są w stanie odpowiedzieć na najmądrzejsze pytania, a zatem na pytania o tajemnicę człowieka, o sens jego życia i umierania, o wartość miłości i cierpienia.
Człowiek dojrzały ma nie tylko mądry umysł, ale też mądre serce. Potrafi być mądry nie tylko w myśleniu o sobie i świecie, ale również w przeżywaniu siebie i świata. Taki człowiek ma odwagę szukania prawdy o sobie i o własnym postępowaniu. Potrafi mądrze kochać każdego człowieka i w każdej sytuacji. To właśnie stanowi istotę mądrości, której nie są w stanie nauczyć nas najlepsi nawet naukowcy.
Człowiek o mądrym sercu nie poddaje się naiwności ani bezmyślności. Wie, że nie istnieje „łatwe szczęście”, a zatem szczęście oderwane od miłości i wierności, od pracowitości i zasad moralnych. Człowiek o mądrym sercu wie, że szczytem bezmyślności jest inteligentny egoista. Mądrość bowiem to wykorzystywanie inteligencji, wiedzy i wykształcenia wyłącznie w jednym celu: po to, by kochać i by przyjmować miłość.
Warunkiem osiągnięcia takiej mądrości serca jest wewnętrzne wyciszenie, codzienne wsłuchiwanie się w głos Boga i w głos sumienia, głębia duchowa i codzienna refleksja, odwaga obserwowania życia własnego i innych ludzi po to, by coraz szlachetniej postępować. Człowiek mądry wie, że nie ma mądrości bez szlachetności. Jakość myślenia o świecie zależy bowiem głównie od wiedzy i wykształcenia. Natomiast jakość myślenia o sobie, o własnym postępowaniu i o tajemnicy człowieka zależy głównie od jakości postępowania. Człowiek nieszlachetny i grzeszny nie jest w stanie być człowiekiem mądrym.
Serce mądre może nam podarować jedynie Chrystus. Takie serce karmi się mądrością Ewangelii i siłą miłości, której uczy nas Bóg w całej historii zbawienia. Szczytem mądrości jest serce czyste i święte.

Anonymous - 2010-10-07, 01:05

Czytania: Joz 5,9-12; 2 Kor 5,17-21; Łk 15,1-3,11-32

…”Pewien człowiek miał dwóch synów. Młodszy z nich rzekł do ojca: Ojcze, daj mi część majątku, która na mnie przypada. (…) młodszy syn, zabrawszy wszystko, odjechał w dalekie strony i tam roztrwonił swój majątek, żyjąc rozrzutnie. (…) Lecz ojciec rzekł do swoich sług: Przynieście szybko najlepszą szatę i ubierzcie go; dajcie mu też pierścień na rękę i sandały na nogi. Przyprowadźcie utuczone cielę i zabijcie: będziemy ucztować i bawić się, ponieważ ten mój syn był umarły, a znów ożył;”…

http://www.kazaniaksiedza...nna_homilia.mp3

kazanie ks.Piotra Pawlukiewicza

Anonymous - 2010-12-10, 00:54

Dawid i Judasz

Zdrowe i chore poczucie winy

Pokusa samozbawienia

W różny sposób Biblia opowiada prawdę o Bogu, który nigdy nie neguje swej relacji ze stworzeniem, nawet wówczas, gdy człowiek odwraca się od Niego. W takiej sytuacji, tym bardziej lituje się nad nim, szuka go, zaprasza do nawrócenia i pokuty, obiecując przebaczenie winy i możliwość nowego życia. O skorzystaniu z Bożego przebaczenia decyduje jednak ludzkie poczucie winy i żal za grzechy. Co więc robić, by nie popaść w szatańską pokusę samozbawienia, życia poza Bogiem i Jego wolą, a równocześnie poddawać się dynamice nieustannego procesu odnawiania swej osobowej i żywej relacji z Bogiem? Z wielu biblijnych odpowiedzi na to pytanie wybieramy przykład Dawida i Judasza, ponieważ ich doświadczenie w wyjątkowy sposób, na zasadzie przeciwieństwa, ukazuje zdrowe i chore poczucie winy, które ocala albo prowadzi do śmierci. Warto odnaleźć się w świecie sprzeczności i napięć tych postaci, by lepiej poznać siebie i uświadomić sobie, że zawsze mogę wszystko odbudować na fundamencie miłości Boga, który mnie kocha i ocala swą przemieniającą i stwórczą miłością.

Dawid - wierzący i pokutujący grzesznik

Chcąc mówić o ludzkim poczuciu winy, warto na wstępie zauważyć, że wyrasta ono ze świadomości popełnionego grzechu. A ponieważ istotą grzechu zawsze jest kłamstwo i zaprzeczenie, z przyznaniem się do winy nie jest tak łatwo i prosto. Każda wina pozostaje więc tajemnicą, spowija ją często gęsty mrok i swego rodzaju znieczulenie. Trudności z nią ma nie tylko rozum, ale przede wszystkim ludzkie serce, które nie umie się z nią obchodzić.

Prawda ta w całej pełni odsłania się w grzechu Dawida, który zaciążył na całym jego późniejszym życiu. Ma on swoje niepowtarzalne okoliczności, dramaturgię i ciężar gatunkowy, co w mistrzowski sposób ukazuje fragment Drugiej Księgi Samuela (por. 2 Sm 11, 1-27). Do grzechu dochodzi w sytuacji, kiedy Dawid pozostawił wojsko na froncie i, korzystając z wygód pałacowego życia, dał się uwieść swej zmysłowości. Gwałt na Batszebie, żonie Uriasza, jednego z najwierniejszych sług, doprowadził go do spowodowania jego śmierci. Kiedy król nie mógł ukryć swego grzechu, ponieważ Batszeba poczęła, cudzymi rękami zabił Uriasza. Dawid ratując siebie, swoją reputację, autorytet i powagę króla, stał się niewolnikiem grzechu. Koncentracja na sobie zamknęła go na Boga i Jego prawa, których jako król miał strzec i bronić. Z wybrańca Bożego Dawid stał się cynicznym przestępcą, gwałcicielem i zabójcą. Zaślepienie własnym grzechem i pozornie udanymi próbami jego ukrycia spowodowały, że Dawid całkowicie zapomniał o Bogu i nie odczuwał żadnych oznak żalu czy skruchy.

Krąg milczenia, które śmiertelnie zamyka

Kiedy wydawałoby się, że wszystko potoczyło się pomyślnie, zgodnie z życzeniem króla, narracja o jego grzechu kończy się słowami: Postępek jednak, jakiego dopuścił się Dawid, nie podobał się Panu (2 Sm 11, 27).

Ponieważ król nie zdawał sobie z tego sprawy, Bóg wychodzi mu naprzeciw, posyłając do niego proroka Natana, by otworzył mu oczy na jego grzech. Prorok czyni to, odwołując się najpierw do ogólnoludzkiego poczucia sprawiedliwości, by następnie wskazać na króla jako tego, który pierwszy jej nie zachowuje. Równocześnie prorok pomaga Dawidowi rozpoznać swój grzech, ukazując mu, że jego istotą jest niewdzięczność wobec Boga i zlekceważenie Jego słowa. Dopiero wówczas w sercu króla rodzi się zdrowe poczucie winy, które przybiera formę wyznania: Zgrzeszyłem wobec Pana (2 Sm 12, 13a).

W tym momencie Dawid czyni pierwszy krok do nawrócenia i ocalenia swego życia. Ratuje go ufny zwrot ku Bogu, by w modlitwie pełnej żalu i skruchy Jemu pierwszemu wyznać swój grzech i popełnione nieprawości. Ożywione Bożym słowem poczucie winy nie prowadzi go do rozpaczy, ale do uznania własnego grzechu, by w nim całkowicie powierzyć się Bogu, wierząc w Jego przebaczającą miłość. Pod wpływem słów proroka Dawid otwarcie uznaje swój grzech i wyznaje go Bogu. Tym samym przełamuje krąg milczenia, które śmiertelnie zamykało go w sobie. W ten sposób wychodzi z ciemności grzechu, by zwrócić się ku Bogu w nadziei na oczyszczenie i nowe życie.

Łaskawość Boga wobec tak wielkiego grzesznika, jakim okazał się Dawid, jest czymś zdumiewającym. Przecież za cudzołóstwo i morderstwo nie było ofiary ekspiacyjnej, lecz jedynie śmierć. Wprawdzie zgodnie z zapowiedzą proroka dotknie ona dziecko, jakie urodzi Dawidowi żona Uriasza, ale on sam ocaleje. Skoro Bóg nie chce jego śmierci, zdrowe poczucie winy podpowiada mu, że odtąd ekspiacją dla niego będzie ofiara wewnętrzna, skrucha serca połączona z pokorną służbą Panu. Dawid zrozumiał, że najlepszym sposobem poskramiania swej pychy i wzrastania w pokorze będzie przyjmowanie wszystkich konsekwencji i skutków swego grzechu, o jakich ogólnie uświadomił go prorok Natan. Dojście do takiej świadomości dzięki łasce wewnętrznej przemiany pomoże Dawidowi pokornie przyjąć tragiczny los i wszystkie nieszczęścia, jakie dotkną jego dom. Paradoksalnie to one przyczynią się do jego świętości i wzrostu duchowego do tego stopnia, że na zło nie będzie odpowiadał złem, ale przebaczeniem i miłosierdziem, którego sam doświadczył od Boga.

Judasz - ofiara pychy i rozpaczy

W porównaniu z grzechem Dawida grzech Judasza jest o wiele bardziej złożony i tajemniczy. Jego historia zaczyna się już w momencie wyboru Judasza przez Jezusa do grona Dwunastu. Dlatego w ich ewangelicznych katalogach poza przydomkiem Iskariota - człowiek z Keriot - jedynie z nim wiąże się negatywna wzmianka: który Go wydał (por. Mk 3, 19; Mt 10, 4; Łk 6, 16). Wprawdzie jest ona refleksją popaschalną, ale na tle pozytywnej odpowiedzi wszystkich jako Dwunastu od początku staje się potwierdzeniem negatywnej odpowiedzi dawanej przez jednego z nich.
W czym tkwi źródło negatywnej odpowiedzi Judasza, jednoznacznie wyjaśnia Janowy opis uczty w Betanii, podczas której Maria namaściła nogi Jezusa bardzo kosztownym olejkiem nardowym. Judasz, komentując jej gest, pyta: Czemu to nie sprzedano tego olejku za trzysta denarów i nie rozdano ich ubogim? (J 12, 5). Wysunięta przez niego argumentacja miłości była jedynie parawanem, za którym chciał ukryć ciemną stronę swej osoby. Drastycznie odsłania ją komentarz Ewangelisty: Powiedział zaś to nie dlatego, że dbał o biednych, ale ponieważ był złodziejem i mając trzos, wykradał to, co składano (J 12, 6). Zachowanie Judasza podyktowane było więc chciwością na pieniądze. To ona popychała go do częstych kradzieży środków, jakie były własnością Jezusa i Jego uczniów. Judasz, wykorzystując wielkoduszny czyn Marii, chciał jedynie ukryć swoją słabość, brnąc w jeszcze większą ciemność. Jego hipokryzja, wyrachowanie i egoizm zamknęły go na Jezusowe objawienie, z którego praktycznie nie korzystał.

Jedynym motywem pozostawania Judasza przy Jezusie była chęć odniesienia osobistej korzyści. Kiedy więc spostrzegł, że po ludzku nie zrobi przy Nim żadnej kariery, udał się do arcykapłanów, proponując im transakcję handlową. W tym momencie nastąpiło zerwanie jego uczniowskiej więzi z Jezusem. Przystał bowiem do wrogów Jezusa, szukając stosownej dla siebie chwili, by Go im wydać i dostać obiecane trzydzieści srebrników. To jedyny motyw zdrady, jaki podają Ewangeliści. Wprawdzie św. Łukasz dodatkowo notuje, że za czynem Judasza stał szatan (por. Łk 22, 3; J 13, 2. 27), ale tak samo i on podkreśla jego chciwość, która przeważyła nad rozsądkiem i zagłuszyła w nim wszelkie wyrzuty sumienia (por. Łk 22, 4-6).

Na ostatnim etapie bycia Judasza przy Jezusie, ale już po dokonanej zdradzie, kiedy tylko szukał okazji, by Go wydać, Nauczyciel do końca próbował ratować swego ucznia. Odpowiednim czasem ku temu była Ostatnia Wieczerza, podczas której wszystkie zewnętrzne gesty winny wyrażać wewnętrzną więź i zażyłą wspólnotę. Tymczasem Jezus zapowiada, że jeden z uczniów Go zdradzi i w ten sposób wypełni się wola Boża, co nie zwalnia jednak zdrajcy od odpowiedzialności. Jednak zaskakujące, prorocze słowo Jezusa nie wpłynęło na przemianę Judasza, który wraz ze wszystkimi, a następnie indywidualnie pyta: Czy nie ja, Rabbi? (por. Mt 26, 22. 25a). Użycie tytułu "Rabbi", a nie jak wszyscy uczniowie "Pan", świadczy, że traktuje on Jezusa jako jednego z żydowskich uczonych w Piśmie. Tym samym zdradza się, że nie rozumie Jezusa, a swoim pytaniem okazuje jedynie fałszywą pewność siebie i poczucie bezpieczeństwa. Do nawrócenia mogła go pobudzić odpowiedź Jezusa: Tyś powiedział (por. Mt 26, 25b), z której mógł uświadomić sobie, że Nauczyciel wie o jego zdradzie. Taki sam cel miały też słowa Jezusa: Co masz uczynić, czyń prędzej! (J 13, 27). Jednak Judasz nie wycofał się ze swych zobowiązań i pocałunkiem dopełnił zdrady w ogrodzie Getsemani podczas sceny pojmania. Nie zreflektowały go nawet ostatnie słowa, jakie usłyszał wówczas z ust Jezusa: Przyjacielu, po to przyszedłeś? (por. Mt 26, 50a).

To twoja sprawa

Do przebudzenia Judasza dochodzi dopiero w momencie, kiedy na drugi dzień w jakiś sposób dowiedział się, że Sanhedryn rankiem skazał Jezusa na śmierć (por. Mt 27, 1-3a). Przemianę zdrajcy św. Mateusz nie określił jednak za pomocą czasowników metanoeô czy epistrefô wyrażających pokutę i nawrócenie, ale użył słowa metamelomai, by wskazać jedynie na uczucie żalu z powodu tego, co się stało. Pod jego wpływem Judasz zrobił jednak kolejny krok ku nawróceniu: zwrócił arcykapłanom i starszym zapłatę za wydanie Jezusa i oświadczył wobec nich, że, zgrzeszył, wydawszy krew niewinną (por. Mt 27, 3b-4a). Poprzez takie zachowanie Judasz chciał odwrócić bieg wydarzeń, licząc na zrozumienie ze strony arcykapłanów. Tymczasem oni okazali mu całkowitą obojętność, wyrzekli się jakiejkolwiek odpowiedzialności i pozostawili go samego. Ich słowa: To twoja sprawa (Mt 27, 4b) spowodowały, że wyznany grzech wrócił do winowajcy z jeszcze większą siłą.
W tym momencie, kiedy przekonał się, że wspólnicy mu nie pomogą, wystarczyło zwrócić się do Boga, odnaleźć Jezusa, by wyznać swój grzech i przyjąć darmowe przebaczenie. Jednak pycha Judasza zraniona ludzką słabością nie pozwoliła mu prosić Boga o miłosierdzie. W ten sposób chore poczucie winy, przy braku wiary w Jezusa, doprowadziło go do rozpaczy i samobójczej śmierci (por. Mt 27, 5). Judasz zaślepiony pychą gotów jest zginąć, by ukarać się za swój grzech, niż ukorzyć się przed Bogiem i z pokorą wrócić do życia w nadziei na spotkanie z Jezusem w tajemnicy Jego krzyża i zmartwychwstania.

Dawid i Judasz w nas

Po odkryciu istoty zdrowego i chorego poczucia winy na przykładzie Dawida i Judasza warto, byśmy w ich świetle spojrzeli na siebie, ucząc się właściwego podejścia do grzechu i swoich słabości. Jak zauważyliśmy to w przypadku Dawida i Judasza, tak i w nas budzi się chęć ukrycia swych słabości i grzechów, rodzi się pokusa zrzucania odpowiedzialności na innych, paraliżuje nas lęk o siebie, wstyd przed sądem innych. W naszym rozwoju duchowym czymś podstawowym jest więc fakt uznania swego grzechu, przyznania się do swej nędzy i słabości. Ukrywanie swego grzesznego stanu pogrąża nas jedynie w jeszcze większą ciemność. Zaślepienie grzechem i brak krytycyzmu względem siebie zamyka w nas proces uleczenia tego, co jest złe w naszym życiu i postępowaniu. Jeśli dodatkowo oskarżamy innych, a usprawiedliwiamy siebie, tym bardziej pokazujemy, że sami nie jesteśmy w stanie wyjść z kręgu osaczającego nas zła.

Równolegle do mrocznej strony ludzkiego grzechu działa tajemnica zbawczej obecności Boga, który nikogo nie zostawia samego. Jego łaska towarzyszy każdemu do końca życia, by wypełnić względem nas swój tajemniczy zamysł Bożego miłosierdzia. Ważną rolę w tym dziele pełni słowo Boże. To ono skierowane do Dawida przez proroka Natana pozwoliło mu zobaczyć siebie w prawdzie i uznać potrzebę nawrócenia. Również Jezus swoim słowem skierowanym do Judasza próbował sprowadzić go na drogę nawrócenia. Nawet jeśli to słowo nie ma dostępu do ludzkiego serca, które - jak w przypadku Judasza - nie wierzy w Jezusa, Bóg działa poprzez grę wielu okoliczności. W nich On sam pomaga każdemu z nas rozpoznać grzech, odnaleźć to, co w nas najlepsze: umiłowanie prawdy, sprawiedliwości i wierności. Efektem działania łaski Bożej w sercu grzesznika staje się ostatecznie uznanie swego grzechu, wyjście z ciemności, przerwanie kręgu milczenia. Potwierdzeniem tego, tak jak w przypadku króla Dawida i Judasza, jest zwyczajne oświadczenie: "Zgrzeszyłem".

Wyznanie grzechu

Samo wyznanie grzechu, będące przejawem odzywającego się w nas sumienia i poczucia winy, nie rozwiązuje jednak sytuacji, w jakiej znajdujemy się po grzechu. Chcąc oderwać się od grzesznej przeszłości, do której odnoszą się wyrzuty sumienia, tak jak Dawid winniśmy zwrócić się ku Bogu, prosząc o Jego miłosierdzie. W zaufaniu do Boga z pokorą musimy być gotowi przyjąć też wszystkie konsekwencje i skutki swych błędów, by wynagradzać zło i doskonalić się w miłości. Wielką przegraną dla każdego grzesznika jest natomiast naśladowanie Judasza w jego koncentracji na grzechu. Ponieważ chciał go naprawiać po swojemu, szukając pomocy u ludzi, którzy nie mogli i nie chcieli mu pomóc, stał się ofiarą swej pychy i rozpaczy. Co z tego, że przyznał się do winy, od której nikt poza Chrystusem nie mógł go uwolnić? Judasz nie dał sobie jednak szansy spotkania z Nim. Przez swoją śmierć na zawsze uwiecznił więc swoją zdradę. Życiem zapłacił za własną pychę. Nie pozwoliła mu ona odwołać się do Bożego miłosierdzia, które przywróciłoby go życiu.
Choć nigdy nie dowiemy się, jak Bóg przyjął desperacki gest Judasza, jego chore poczucie winy zawsze będzie dla każdego z nas przestrogą, byśmy w doświadczeniu swego grzechu nigdy nie rezygnowali z dobroci Bożego miłosierdzia.

Ks. Stanisław Haręzga
http://www.katolik.pl/ind...rtykuly&id=2596


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group