Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Róza i Jej historia

Anonymous - 2010-01-17, 16:11

Mami

Zle zinterpretowałaś moje ssłowa ja nie utwierdzam Róży w przekonaniu ze jest wspaniała bo żyje z mężem tyranem tylko, podziwiam to ze mówi o milośći do niego

róża napisał/a:
zgubnej miłości, która nadal istnieje - w moim sercu...


Poza tym tym ten poprzedni tekst pisałam pod wpływem lekkiego zirytowania bo ( może mylnie) odczułam ze osoba Róża stała sie upustem złych niektóryc forumowiczów ale jak zaznaczyłam MOGE SIE MYLIC

mami napisał/a:
to uświadamianie, że akceptacja takiego stanu jest potwierdzeniem dla takiej osoby, która krzywdzi... że nic takiego zlego nie robi, gdyby było inaczej to by taka ofiara dawno odeszła, ale ona wciąż trwa przy mnie, widac nie robie nic złego... nie jestem taki zły...


Zgadzam sie z Twym stwierdzeniem i jak kazdy tu uważam ze Róża powinna wyrwac sie z tego kregu

Anonymous - 2010-01-17, 16:53

Tak, kocham swojego męża nadal... Brzydzę się jego agresja, zdradą, ale nie nim. On nie jest złem, ale złem jest to, co on czyni. Rozgraniczam te dwie sprawy. Sakrament małżeństwa daje tę moc, tak...
Wszystkie cierpienia, jakie stały się moim udziałem ofiarowuję między innymi w intencji męża, aby Bóg odpuścił mu te wszystkie nieprawości, do których dał się skusić... Tak, to jest ten przypadek, gdzie człowiek, nie wie, co czyni...
1 Kor 13 jest skierowany do mnie i do Ciebie, przeczytaj proszę.
Miłość wszystko przetrzyma, ale tylko ta miłość - w Chrystusie. Gdyby tak nie było, dawno odeszłabym od swojego męża, dawno przestałabym kochać...

Anonymous - 2010-01-17, 19:26

Róża............ Pan Jezus podczas stawiania przed Piłatem został uderzony w twarz........

I wcale nie nadstawiał drugjej strony twarzy............... ale zapytał;dlaczego mnie bijesz
Zapytał o powód.................

Różo........... nawet wiara w Boga może zostać wynaturzona.
Wiara wcale nie jest cierpieniem ,nie musi być cierpieniem.

róża napisał/a:
Wszystkie cierpienia, jakie stały się moim udziałem ofiarowuję między innymi w intencji męża, aby Bóg odpuścił mu te wszystkie nieprawości, do których dał się skusić... Tak, to jest ten przypadek, gdzie człowiek, nie wie, co czyni


A co z przykazaniem "NIE ZABIJAJ"??????
Czy takie zachowania :"
róża napisał/a:
Wszystkie cierpienia, jakie stały się moim udziałem ofiarowuję między innymi w intencji męża


nie są swoistego rodzaju pychą???
Ja,cierpiąca w imię .................... oduszczenia grzechów mojemu męzowi.................

A przykazanie miłości wobec siebie:Kochaj bliżniego swego jak siebie samego

Co tu jest miłością???
Masochizm??????
Piszesz:
róża napisał/a:
Sakrament małżeństwa daje tę moc, tak...


Ale tenże sakrament nakazuje Ci dbać o męża aby nie wchodził coraz głębiej w bagno przemocy i grzechu.............a nie pomagać mu stwarzając pole do bezkarności,pomagając mu w grzechu .

Pisałas wyżej ,ż eon nie wierzył że Ty możesz zadzwonić na policję................... nie wierzył.pchał Ci telefon do rąk,prosił sie o postawienie mu granicy,o zatrzymanie go na tej równi pochyłej................... tyle lat prosił................
A Ty w imię miłośći ,upokarzjąc siebie i dzieci pomagałaś mu sie staczać.

Rózna.......... dobrze że tu jesteś............ choć się obruszasz........... Pogody Ducha

Anonymous - 2010-01-17, 20:23

WITAJ RÓŻO.Z jednej strony cię podziwiam ,a z drugiej strony nierozumie ,możesz kochać męża ja też swojego kocham.ale dla dobra dzieci powinnaś zrobić porządek w swoim życiu ja również jestem chrzescijanką u mnie nie było przemocy tylko zdrada po 30 latach małżeństwa,też tak reagowałam na wszelką pomoc , ale sama nie dasz sobie rady,Pomogli mi własnie osoby które pisza do Ciebie .Różo na poczatek powinaś załatwić rętę dla syna, bo na pewno mu się należy, założyć sprawe o seperację i walczyć o alimenty dla siebie i syna ,masz syna któremu jesteś potrzebna ,ale Ty się boisz co kolwiek zmienić w swoim życiu ,NIE LĘKAJ SIĘ ZAUFAJ PANU ON CIĘ NIEZOSTAWI ale zrób coś ze zwolm życiem ,żeby nie było za pózno ,gdy zrobi ci jakąś krzywdęi kto wtedy zaopiekuje sie Twoim synem myśl o nim i o Sobie ,
Anonymous - 2010-01-18, 10:23

Droga Różo

Dzisiaj w Dwójkowym " Pytaniu na śniadanie" byl materiał zblizony do Twego przypadku.

022-668-70-00 telefon na błękitna linię.

Może ogądał ktoś?

Pani psycolog wypowiadała sie ze trudność pomocy takim kobieta polega na tym ze one same nie dają sobie pomóc, i ze najbardziej takie osoby potrzebuja wsparcia pomocy a nie osądu bo to jeszcze bardziej zaniża im samoocene i zamyka je w ich własnym swiecie

Anonymous - 2010-01-18, 10:42

Kochani, chyba zbyt dużo było we mnie emocji, stąd też niezbyt wyraźnie opisałam swoją sytuację, w konsekwencji czego - nie rozumiemy się.
Otóż to nie tak, że byłam przysłowiowym workiem treningowym swojego męża. Takiej postawy nie popieram u nikogo, u siebie również - to byłoby po prostu głupie, bezsensowne, prowadzace do nikąd zachowanie. Zakładam, że maltretowana kobieta nie byłaby pozbawiona możliwości myślenia...
Otóż problemem mojego męża jest brak opanowania, kompletna niumiejętność zalezienia się i odpowiedniej reakcji na sytuację stresową, czyli nie po jego myśli... Może to być zdarzenie, słowo itp. Wszystko, co wywołuje w nim sprzeciw powoduje furię - natychmiastową, reakcja następuje tak szybko, jak ogień rzucony do oliwy... To nie jest tak, że natychmiast mąż atakuje mnie, bije. Zwykle wyżywa się na rzeczach, ewentualnie słownie, a dalej - ucieka z miejsca zdarzenia. Owszem, kilkakrotnie sama stałam się obiektem rozładowania jego furii, ale to zdarzyło się zaledwie kilkakrotnie (uderzenie), a zwazcie, że mam za sobą 25 lat życia z tym człowiekiem. Mam opracowane pewne skuteczne sposoby ochrony siebie na taką okoliczność. To jest po prostu choroba, która powinna być leczona dawno temu, jednak mąż nie wyraża zgody na jakiekolwiek leki, nie widzi potrzeby, uważa, że gdyby nie był prowokowany, nic by się nie działo. Na nic moje, a nawet jego rodziny - prośby. Człowiek chory, bez świadomości swojej choroby; i to jest ogromny problem. Nie trudno domyśleć się, że takowa, ciężka przypadłość waży bardzo na naszych relacjach, ostatnimi laty - szczególnie. Dzieci dorosłe, przyszedł czas na analizę tego, co było, bilans nie jest pomyślny, a może i ukryte wyrzuty sumienia, przyszła chęć poszukania kogoś, kto nie będzie patrzył przez pryzmat tego, co było. Dodam, że mąż jest bardzo uroczym, z poczuciem humoru - człowiekiem, potrafi byc dusza towarzystwa i wzbudza zainteresowanie kobiet. Stało się, że jedna chciałaby z nim być więcej. Może słuchała opowieści o marudnej żonie, postanowiła udzielić wsparcia...Mam świadomość, że gdyby znała prawdę, ominęłaby męża szerokom łukiem. Zresztą nie powinnam chyba winić jej, ale męża, bo tu tez dotykam płaszczyzny "nas dwoje", gdzie istnieje problem. Przecież oczywiste, że tak ogromny problem miał równiez swoje odbicie w relacjach tych najbardziej intymnych.
Prostuję, mąż nie rozważa wyprowadzki do kochanki, ale na kwatere, bo teraz, po interwencji policji, obawia sie po prostu siebie, a wie, że teraz nie ujdzie na sucho - ucieka przed sobą... Wcześniej twierdził, że pomiędzy nimi nic nie było poza jednorazowym seksem.
Nie chce w ogóle ze mna rozmawiać, a chciałam poszukać rozwiązań najmniej bolesnych dla nas obojga. Chyba popadł w depresję, a może najbardziej z powodu córki, która to będąc świadkiem zdrady - odwróciła się od niego. Ona mu tego nigdy nie zapomni, mam nadzieje, że wybaczy.
Co zaś tyczy sie syna, nie mam pewności, czy pewien jego defekt jest skutkiem silnego uderzenia podczas ciąży. Wiem, że może tak być, ale przeciez nie musi. Syn pracuje.
Mąż ma uraz do ludzi z problemami zdrowotnymi, ja- niestety, do takich należę. Fascynują go kobiety silne, ja do takich nie należę. Jestem zależna finansowo od mężą, co go ostatnimi czasy - coraz bardziej denerwowało (mnie jeszcze bardziej).
Tak więc wygląda nasza sytuacja.
Jestem na zakręcie... Nie wiem, co robić. Założyć sprawę o rozwód, czy tez czekać, nie wiem na co. Raczej szans na zmianę nie ma, bo postawa męża to raczej - nieugiętość, trwanie przy swoim, choćby cena była najwyższa.Do leczenia tez przecież nie zmuszę... Gdyby potrafił przeprosić, ale to przeciez byloby równoznaczne z przyznaniem się do winy, a tu przecież winnż stronż mam być ja.
Słuszna uwaga, że napaści słowne nie są mi teraz potrzebne - traktuję je jako przejaw agresji i nieznajomości faktycznego stanu rzeczy. Nie jestem osobą bezmyślną...

Anonymous - 2010-01-18, 14:19

Droga Różo

Mimo tego ze maż nie chce powinnas nawówic go na terapię.

Z teo co opisujesz maż ma kłopoty zdrowotne na tle nerwowym i powinien rozpocząc leczenie. jak zrobi ten pierwszy krok i poprzez leczenie znajdzie przyczyne swego zachowania , powezmię środki by z nim walczyć , na nowo odnajdzie siebie być może wtedy pojawi sie szansa a zaczecie od nowa.

Zycze pogody ducha.

Anonymous - 2010-01-18, 14:45

Właśnie, gdyby zechciał podjąć leczenie... Ten temat był obecny często, czyli zawsze, kiedy z mężem działo się coś złego, kiedy zamykał sie w sobie zupełnie stroniąc ode mnie i od dzieci. Niestety, nigdy nie wyrażał zgody na chociażby jedną wizytę u lekarza, bo twierdził, że nie będzie sie zatruwał tabletkami, że to nic nie pomoże itp. Poważne problemy ukrywał pod maską "faceta z humorem". Lekiem na powroty, chyba depresji - była agresja. Ta była dla niego siłą napędową do pracy, takiej po 12 godz dziennie i w każdą sobotę również. Praktycznie niewiele widywalismy się, a wolny czas mąż lubil spędzać samotnie, bo jest właśnie typem zamkniętego w sobie samotnika.
Proponowałam wizytę w poradni rodzinnej itp, ale wszystko na nic - reakcja agresywna. Najgorsze są dni takie, jak teraz, kiedy milczy i nie ma najmniejszej ochoty na rozmowę, traktuje mnie jak powietrze. Przecież tak nie może być w nieskończoność...

Anonymous - 2010-01-18, 14:52

wiesz moze milczy bo nie wie co powiedziec a wie ze masz racje

albo milczy bo boi sie ze kolejna rozmowwa skoczy sie awanturą , moze próbuje przeczekac

Anonymous - 2010-01-18, 15:42

róża napisał/a:
Mam opracowane pewne skuteczne sposoby ochrony siebie na taką okoliczność. To jest po prostu choroba, która powinna być leczona dawno temu, jednak mąż nie wyraża zgody na jakiekolwiek leki, nie widzi potrzeby, uważa, że gdyby nie był prowokowany, nic by się nie działo.


sama je opracowałaś - ja tez myslałam , że nad tymi atakami panuje - to iluzja - potrzebna fachowa pomoc - naprawdę polecam .

Przemoc to nie choroba - to przestępstwo - trzeba to zatrzymać by ratować rodzinę i męża
Wiem , że to nie jest łatwe - ale to jedyna opcja
Z Bogiem


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group