Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Sytuacja bez wyjścia?

Anonymous - 2010-02-01, 21:59

Kari, dziekuję za pokrzepiające słowa. Doprawdy czasem czuję się jak Hiob, który stracił wszystko. Czy Bóg zechce cokolwiek przywrócić? A może jeszcze mam coś zbędnego w ziemskim bagażu..................
"PUSTE RĘCE PRZYNOSZĘ PRZED TWÓJ W NIEBIE TRON, MANNĄ Z NIEBA NAKARM DUSZĘ MĄ"

Anonymous - 2010-02-01, 22:11

róża napisał/a:
Czy Bóg zechce cokolwiek przywrócić?


http://www.youtube.com/wa...feature=related

Anonymous - 2010-02-01, 23:03

Kinga2 dziękuje za obraz Boga tulącego mnie krzyczącą.... poczułam to przytulenie! Malek trzymaj się! Ja 1 III będę miała sprawę, a 4 III minie 26 rocznica naszych zaręczyn. I co z tego, że nadal pamiętam każde słowo.
Piszecie, że może dzieci widziały więcej i przewidywały taki koniec naszego małżeństwa. Byc moze, ale ja naprawdę byłam szczęśliwa, więc co w końcu w życiu jest prawdą? Zgadzam się, że trzeba swój los wziąć w swoje ręce, ale dlaczego mam uwierzyć, że bez tej miłości będzie mi lepiej? Dlaczego dla poszanowania jego wolności mam dać wewnętrzną zgodę na to, by jego ramiona tuliły kogos innego? Nigdy takiej zgody we mnie nie będzie!!!!!!!!!!!!!!

[ Dodano: 2010-02-01, 23:28 ]
Malek!! ja nadałam tytuł temu tematowi, ale tam jeszcze był ? - więc wszystko się jeszcze zdarzyć może!!!!!
Mami napisała: "...sprawiajac w nim poczucie, iz musi, iż to jego obowiązek, bo ślubował...' A czy przypadkiem nie o to właśnie chodzi w przysiędze małżeńskiej????
Nie rozumiem tej postawy zrozumienia dla tego, który odchodzi, ale porzucony MUSI spełnić swój ślub. I jego nie mogą wspierać żadne czułe ramiona. Ta różna postawa wobec tej samej przysięgi tak utrudnia mi zakceptowanie faktów.Nie ma we mnie zgody, że jemu wolno, bo taką podjął decyzję, a mnie pozostaje najlepiej jak najszybciej to przyjąć do wiadomości, choc jeszcze na 10 sekud przed usłyszeniem tej strasznej prawdy byłam pewna, że jestem kochana, bo sama kocham.

Anonymous - 2010-02-02, 08:34

AWS napisał/a:
Nie rozumiem tej postawy zrozumienia dla tego, który odchodzi, ale porzucony MUSI spełnić swój ślub

AWS - dowcip polega na tym że, nikt nic nie musi. Za to każdy może wszystko. Wolność dostaliśmy od Boga? Ano tak. Z takim małym dodatkiem, taki mały gratisik dostaliśmy do tej wolności. Ten gratis to wolność również w ponoszeniu konsekwencji użycia naszej wolnej woli. Pan Bóg nas przed tymi konsekwencjami nie chroni, nie usuwa nam ich z drogi. To my mamy tak rozeznawać w naszym życiu, aby dobry użytek z naszej wolnej woli robić, i aby konsekwencje jej użycia były tą latoroślą obfity owoc wydającą :-)
O co chodzi z tym "MUSI"? Ktoś Cię do czegoś przymusza? Robisz coś wbrew sobie? AWS - o Ciebie pytam teraz, męża zostaw, i zostaw to co on musi...

Anonymous - 2010-02-02, 09:10

Najgorszym wrogiem dla siebie samego jestemy my sami… to my sami mając pewną prawde o sobie powstrzymujemy wszystkie korzystne dla siebie zmiany, odczytując je jako złe dla nas…

Pamiętam Różo jak sama mówiłam mojej mamie, a ja byłam na nia zła i jej nie rozumiałam...bo ona miała zawsze tą samą odpowiedź
- co ty tam wiesz, tak się nie da… i dalej zyła narzekając na wszystko nie zmieniając w swoim zyciu nic…
Dzis to już starsza osoba i wciąż te same narzekania…
Miałam do niej żal, że mogłaby czasami sobie pomóc, zrobić coś inaczej by było jej lzej, ale ona wie lepiej choć tylko po to by się utwierdzać w tym jakie życie jest ciężkie…
Nawet nie zauważyłam jak ja sama te same schematy zaczełam powielac, te same narzekania … aż nadszedł dzień w którym to ja usłyszałam od dorosłych córek
- mamo można inaczej… a ja jakbym słyszała moją mame co ty tam wiesz…
Wtedy usłyszałam
- jestes taka sama jak babcia, wciąż tylko narzekasz ale nic z tym nie robisz…

I to była prawda, przeraziłam się nie dlatego, że jestem taka, ale że nawet tego nie widziałam… dziś jest inaczej, ale ciężko było

Cóz narzekanie to nasza narodowa przywara… narzekanie jest jak nawyk
Zrzędzimy, narzekamy, jesteśmy niezadowolone… ze wszystkiego a jednak nic nie robimy… mówimy sobie jakie to wszystko złe i nie do przeskoczenia… że nie ma wyjścia
A wyjście jest zawsze jakieś…
Dlaczego ludzie narzekają?
Bo w ten sposób pozbywam sie odpowiedzialności do zmiany tego, zrobienia czegoś, podjęcia decyzji dla mnie dobrej
Bo wolimy postawić się w pozycji ofiary, która nie ma na nic wpływu
A co za tym idzie? Usprawiedliwienie! nie muszą robić nic, bo to nie ode mnie zależy, ja nie mogę niczemu zaradzic by było lepiej…same trudności, i problemy po drodze…

Taka postawa jest wygodna o tyle, iż nie zmusza do zmian, a sprawia poczucie iż jestem ofiarą nie siebie a problemów na które nie mam ja osobiście wpływu… bo narzekanie
z założenia mówi to "on/ona jest winny", "przez niego tak się dzieje, coś się stało". to postawę roszczeniową od życia i innych…
Różo sam tytuł tematu mówi sam za siebie… Sytuacja bez wyjścia? …????

Rózo…
„Mój mąż nigdy nie chciał i nie chce przyjąć do wiadomości faktu, że jego żona ma orzeczoną niepełnosprawność. Mam być zdrową, piękną, pracującą, nowoczesną kobietą.” Czy aby w tym nie ma znów postawy ofiary?
można wyszukiwac rózne preteksty by utwierdzać sie w swojej bezradności...
I mogę kogoś brac na litość, bo nad taką osoba chora trzeba się użalać, pomagac… czy aby w tej postawie nie ma sposobu na zatrzymanie męża? Nie możesz chorej zony zostawic… wymuszając na nim coś… w ten sposób…
a co mąż ci pokazał... można!
dlatego nie jest to dobra droga do zatrzymania kogoś... /pomijam fakt zwykłego moralnego podejścia do tego, iż zdrada, odejście, porzucenie, z drugiej strony jest złe bezsprzecznie i choroba nie jest gwarancja iż ktoś nie odejdzie /

Rózo zdradza się każdego. Nie chodzi o to, że jest starsza, czy chora, brzydsza… zdradza się tez pięknych ludzi, ludzi mających pieniądze i inteligentnych… zdradza się tych któ®zy zatracili poczucie jedności z partnerem na poczet innych spraw…zapominając, iż o związek trzeba dbac… iż sam długi staż czy dzieci nie chronią nas przed odejściem… ze choroba czy obietnica złozona w kosciele nie jest gwarancją tego iż druga strona nie odejdzie…
Brak bowiem w związku zażyłości.. miłości… jest chora miłość… pod tytułem jestem z toba nie dlatego, że pragne i chce być, że widze w tobie kochaną osobe… ale dlatego, że boje się być sama. Że nie potrafie być sama… dlatego druga osoba szuka gdzie indziej uczuc…

Rózo pozdrawiam serdecznie można zaszczepić w tym czasie w sobie wiele energii dożycia, do nowych zainteresowań.,..
..” Tak więc, moja frustracja jest wielka, bo nie jestem w stanie sprostac oczekiwaniom męża, a przede wszystkim zaspokoić własnej potrzeby, jaka jest niezależność finansowa. ”
Rózo jakie oczekiwania mężą… to mają być twoje oczekiwania, nie pod męża, nie dla dzieci… dal ciebie, ciebie cieszące… jak w takim wypadku nie narzekać… przeciez to z założenia niemożliwe kogoś wciąż przez 20/ 30 lat wciąż zaspakajac czyjes potrzeby… sprostac czyims oczekiwaniom, zupełnie sprzecznym z moimi potrzebami…
I znów, myślisz, że mąż mógłby cie kochac mocniej jako kobiete bogatą czy top może twoje myślenie jestem zalezna od kogos wpływa na ciebie i twoje samopoczucie… Co zresztą jest normowane ale i tu masz prawo za soba… nie możesz zostać z niczym prawo na to nie pozwala drugiemu współmałżonkowi… jak i dzieciom, które otoczyły by cie opieką, ale tu znów twój problem, jak to dzieci maja mi pomagac…
I zapewniam cie Różo…. Nawet tu na forum jest wiele osób którzy mogą potwierdzić, iż nie pieniądze zony mogą sprawić do niej szacunek mężą, ale postawa samej tej żony do siebie…
Pozdrawiam Różo… masz wiele możliwości musisz się tylko otworzyc a to właśnie jest dla takich osób jak ty najtrudniejsze… korzystać z pomocy innych, przyjmować ja jak i wdrażać je w życie…

Anonymous - 2010-02-02, 11:35

mami, to nie tak, że próbuję wziąć męża na litość... Mam swoją godność i zawsze starałam sie ja zachować, mimo wszystko... Zresztą mąż tego bardzo we mnie lubił, że nie dam się przycisnąć butem do podłogi...To również nie tak, że jestem wiecznie niezadowoloną gospodynią domową, raczej zawsze byłam osoba o dużym poczuciu humoru, choć przyznam, że ostatnie wydarzenia sprawiły, że on gdzieś prysł. Nie jestem też inwalidą na wózku, wręcz przeciwnie - dbam o siebie, i wyglądam na zdrową kobietę, nie jestem z tych, co poza garami nie widzą swiata. :-D Ale dobra, już wystarczy tego, kim nie jestem.
Jestem nannormalniejszą w świecie kobietą, która z całą świadomością zrezygnowała w życiu z czegoś dla siebie na rzecz rodziny, i wcale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwą. Aż tu ostatnie wydarzenia wytrąciły z równowagi...
Wbrew powszechnej tu opinii "szukać błędów w sobie", nie będę ich poszukiwać, bo kiedy wchodzi w grę osobowość z jaką mam do czynienia, w przypadku męża, to byłoby bezsensownym pogrążaniem się, a tego już chyba dosyć... To nie może być normą, kiedy mąż informuje żone, że zdradził, bo nie chciała z nim jechać do mamy. Pomijam fakt, że tego dnia czekałam na ważne badanie. Nie może byc normą, kiedy mąż informuje żonę, że na wypadek, gdyby poszła do pracy, to niech nie liczy na jego wsparcie, gdyby trzeba było podwieżć kawałeczek itp. Więc naprawdę jestem daleka od obwiniania siebie, raczej dziwię się, jak mogłam tak długo to wszystko znosić i to jest ten dobry kierunek i w tym chcę podążac ze swoim mysleniem, bo być może wyniknie z tego coś pozytywnego... A że kocham męża nadal? Kocham, bo tak ślubowałam i jak widać to jest możliwe, nawet w bardzo trudnym małżeństwie. I nie jest to miłość z lęku o siebie, jestem przekonana, że nawet, gdybyśmy zamieszkali osobno, nadal będę go kochać. Przeżyjesz z mężem 25 lat, to pewnie bedziesz wiedziała, o czym piszę...
Mozna kochać będąc świadomym wielkich wad małżonka, można kochać - doswiadczając zła z jego strony, ale pod warunkiem, że jest to milość złączona z tą największą , przez "M".
Cóż, dzieli nas chyba dziesiąt lat doświadczenia, więc trudno nam zrozumieć się... Dzięki za dobre chęci.

AWS, już to pisałam, ale jeszcze raz - rozumiem Cię doskonale. Masz prawo być zawiedziona, rozżalona, tyle lat przeżytych razem - zobowiązuje, zobowiązuje obydwie strony... Najbardziej oburzające sytuacje, to dla mnie te, kiedy starzejąca się żona idzie w odstawkę na rzecz młodszej, bardziej atrakcyjnej, bo przecież wiadomo, czym innym, mieć lat 20, czym innym 50... To te, moim zdaniem, najbardziej bolesne zdrady, bo z wyrachowania, z nastawieniem na "zysk", takie nieludzkie - powiedziałabym. Czym innym zakochać się w innej kobiecie, czym innym szukać - bardziej atrakcyjnej w łóżku. To musi być strasznie dołujące uczucie dla pozostawionej żony. A tak w ogole od Boga pochodzi to, co jest dla nas dobre, budujące, dające pokój serca, więc, wydaje mi się, że to nie za przyzwoleniem Boga odchodzi małżonek, ale za sprawą Złego i nie ma co oszikiwać się, że trzeba zgodzić sie z tym, bo Bóg tak chce. Pewnie, ze trzeba zgodzić się, ale tylko dlatego że nie ma innego wyjścia. Bóg połączył tych dwoje, wiec na pewno nie chce ich rozdzielać, krzywdzić kogokolwiek. Tak wiele mówi sie tu o wolności, że przecież odchodzący jest wolnym człowiekiem... Ja powiedziałabym, że absolutnie nie jest wolnym, jest zniewolonym... Człowiek wolny ma dobry dystans do swoich uczuć, rozum góruje nad nimi, w przypadku zdrady tak nie jest...
Wraz z zawarciem sakramentu małżeństwa wchodzimy na droge do świętości - przez małżeństwo i każde zboczenie z tego kursu na pewno nie jest dobrym, ani dla jednej, ani dla drugiej strony... I jeszcze ta odpowiedzialność za siebie nawzajem. Kiedys słyszałam takie słowa, że "małżonkowie, albo wejdą obydwoje do Nieba, albo żadne".


AWS, uwierzyć, że bez tej miłości bedzie lepiej, to dla mnie znaczy tyle, co uwierzyć, że z cierpieniem będzie lepiej... Do tego jednak baardzo długo dorasta się, a można po prostu nigdy nie dosrosnąć i nic w tym dziwnego. Święci to potrafili.Moim zdaniem, żona, która rzeczywiście kocha, nigdy nie wyrazi zgody, aby mąż "tulił inną kobietę" . Może pogodzić się z tym, ale nigdy - zezwolić. Jeśli jest taka zgoda, może warto przyjrzeć sie swojej miłości, czy ona naprawdę jest prawdziwa... A może trzeba ją najpierw w sobie zabić i wtedy już będzie łatwiej o to pozwolenie? Powiem za Tobą, AWS, we mnie też takiej zgody nigdy nie będzie!!!

Anonymous - 2010-02-02, 12:28

….”Jestem nannormalniejszą w świecie kobietą, która z całą świadomością zrezygnowała w życiu z czegoś dla siebie na rzecz rodziny, i wcale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwą. Aż tu ostatnie wydarzenia wytrąciły z równowagi”...
Jak to ma się do
…”Juz wiem, mam świadomość, że jestem ofiarą... Wiedziałam już dawniej, ale nie zapominaj, proszę, że matka potrafi wiele poświęcić dla chorego dziecka, a ono po prostu potrzebowało ojca. Naprawdę potrzebowało...Trwałam w tym chorym związku przede wszystkim dla niego. Teraz muszę pozostać z nim sama…”

jak i wiele można by było cytowac z twoich wypowiedzi… dopóki nie staniesz w prawdzie o sobie i tym dlaczego pragniesz trwac w związku dopóki będziesz nieszczęśliwa a wraz z toba twoja rodzina…
Twarda miłośc kosztuje niestety wiele cierpień… ty poświęciłaś szacunek na szali cierpienia i zysk dziś niestety nie jest wielki…
czy postępując stanowczo mąz by się zmienił… trudno mówić,
dziś jednak miałabys jednak poczucie szacunku do siebie…
I nie pisałabyś… „Dziś jestem w oczach męża kobietą bezwartościową.”

Pisałaś..” Czy udało się komuś uratować, czy może bardziej doswiadczyć uzdrowienia "chorego" na agresję współmałżonka, a w konsekwencji ocalić małżeństwo?”
Mimo, iż mam o wiele mniejsze doświadczenie z moim drugim mężem niż ty,
to mogę powiedziec, że w jakims sensie na dziś dzień mnie się udało…
ale dlatego, że na pierwszą próbe przemocy była od razu wezwana policja, na zdrady stop nie pozwalam… że kosztowało mnie to wiele lat stawiania warunków i mówienia nie pozwalam…
Jak myślisz, czy było łatwo… wiesz, że nie, wiesz jak trudno zyc z kimś takim…
Każdy z nas ma inną historie, problemy w związku, ale jedynie szacunek do siebie i nie pozwalanie na złe zachowania może drugą strone opamiętac do czegoś, zmusić do zmian…

plus praca nad soba…dlaczego wybrałam takiego człowieka za mężą…. dlaczego nie widziałam pewnych rzeczy…co ze mną nie tak
do tego musiałam dojrzeć, by życ i mieć szczęśliwą rodzine…inaczej nie da się bez pracy nad soba, przede wszystkim nad soba…

..” Mozna kochać będąc świadomym wielkich wad małżonka, można kochać - doswiadczając zła z jego strony, ale pod warunkiem, że jest to milość złączona z tą największą , przez "M".”…
Wszyscy mamy wady…ja, ty, nasi mężowie, ale nie można pozwalać na pewne zachowania,
Jest w mojej strony zrozumienie pewnych zachowań i nabyta poprzez prace nad soba umiejętność obrony…
Ty zaś Różo dzis jestes żywym dowodem na to, iż to nie miłość a uzależnienie, chęc posiadania rodziny tej wymarzonej mimo, że realia były inne… sprawiły, że całą energie włożyłaś w budowanie rodziny sama, bez egzekwowania pomocy ze strony mężą, bez stanowczych stop…
dlatego tez dziś nie masz innego wyjścia jak zmiana tych zachowań, by w końcu mąz może w drugiej połowie zycia dostrzegł w tobie nie wojującą zone o rodzine i miłość jakiej pragniesz, ale zajęłą się też soba byś sama dla siebie \była kimś szczególnym, nie tylko taką jaką chce cie widzieć mąż… to problem pod tytułem uzależnienie…

Anonymous - 2010-02-02, 12:49

[quote="róża"]mami, to nie tak, że próbuję wziąć męża na litość... Mam swoją godność i zawsze starałam sie ja zachować, mimo wszystko... Zresztą mąż tego bardzo we mnie lubił, że nie dam się przycisnąć butem do podłogi...To również nie tak, że jestem wiecznie niezadowoloną gospodynią domową, raczej zawsze byłam osoba o dużym poczuciu humoru, choć przyznam, że ostatnie wydarzenia sprawiły, że on gdzieś prysł. Nie jestem też inwalidą na wózku, wręcz przeciwnie - dbam o siebie, i wyglądam na zdrową kobietę, nie jestem z tych, co poza garami nie widzą swiata. :-D Ale dobra, już wystarczy tego, kim nie jestem.
Jestem nannormalniejszą w świecie kobietą, która z całą świadomością zrezygnowała w życiu z czegoś dla siebie na rzecz rodziny, i wcale nie byłam z tego powodu nieszczęśliwą. Aż tu ostatnie wydarzenia wytrąciły z równowagi...
Wbrew powszechnej tu opinii "szukać błędów w sobie", nie będę ich poszukiwać, bo kiedy wchodzi w grę osobowość z jaką mam do czynienia, w przypadku męża, to byłoby bezsensownym pogrążaniem się, a tego już chyba dosyć... To nie może być normą, kiedy mąż informuje żone, że zdradził, bo nie chciała z nim jechać do mamy. Pomijam fakt, że tego dnia czekałam na ważne badanie. Nie może byc normą, kiedy mąż informuje żonę, że na wypadek, gdyby poszła do pracy, to niech nie liczy na jego wsparcie, gdyby trzeba było podwieżć kawałeczek itp. Więc naprawdę jestem daleka od obwiniania siebie, raczej dziwię się, jak mogłam tak długo to wszystko znosić i to jest ten dobry kierunek i w tym chcę podążac ze swoim mysleniem, bo być może wyniknie z tego coś pozytywnego... A że kocham męża nadal? Kocham, bo tak ślubowałam i jak widać to jest możliwe, nawet w bardzo trudnym małżeństwie. I nie jest to miłość z lęku o siebie, jestem przekonana, że nawet, gdybyśmy zamieszkali osobno, nadal będę go kochać. Przeżyjesz z mężem 25 lat, to pewnie bedziesz wiedziała, o czym piszę...
Mozna kochać będąc świadomym wielkich wad małżonka, można kochać - doswiadczając zła z jego strony, ale pod warunkiem, że jest to milość złączona z tą największą , przez "M".
Cóż, dzieli nas chyba dziesiąt lat doświadczenia, więc trudno nam zrozumieć się... Dzięki za dobre chęci.

AWS, już to pisałam, ale jeszcze raz - rozumiem Cię doskonale. Masz prawo być zawiedziona, rozżalona, tyle lat przeżytych razem - zobowiązuje, zobowiązuje obydwie strony... Najbardziej oburzające sytuacje, to dla mnie te, kiedy starzejąca się żona idzie w odstawkę na rzecz młodszej, bardziej atrakcyjnej, bo przecież wiadomo, czym innym, mieć lat 20, czym innym 50... To te, moim zdaniem, najbardziej bolesne zdrady, bo z wyrachowania, z nastawieniem na "zysk", takie nieludzkie - powiedziałabym. Czym innym zakochać się w innej kobiecie, czym innym szukać - bardziej atrakcyjnej w łóżku. To musi być strasznie dołujące uczucie dla pozostawionej żony. A tak w ogole od Boga pochodzi to, co jest dla nas dobre, budujące, dające pokój serca, więc, wydaje mi się, że to nie za przyzwoleniem Boga odchodzi małżonek, ale za sprawą Złego i nie ma co oszikiwać się, że trzeba zgodzić sie z tym, bo Bóg tak chce. Pewnie, ze trzeba zgodzić się, ale tylko dlatego że nie ma innego wyjścia. Bóg połączył tych dwoje, wiec na pewno nie chce ich rozdzielać, krzywdzić kogokolwiek. Tak wiele mówi sie tu o wolności, że przecież odchodzący jest wolnym człowiekiem... Ja powiedziałabym, że absolutnie nie jest wolnym, jest zniewolonym... Człowiek wolny ma dobry dystans do swoich uczuć, rozum góruje nad nimi, w przypadku zdrady tak nie jest...
Wraz z zawarciem sakramentu małżeństwa wchodzimy na droge do świętości - przez małżeństwo i każde zboczenie z tego kursu na pewno nie jest dobrym, ani dla jednej, ani dla drugiej strony... I jeszcze ta odpowiedzialność za siebie nawzajem. Kiedys słyszałam takie słowa, że "małżonkowie, albo wejdą obydwoje do Nieba, albo żadne".


AWS, uwierzyć, że bez tej miłości bedzie lepiej, to dla mnie znaczy tyle, co uwierzyć, że z cierpieniem będzie lepiej... Do tego jednak baardzo długo dorasta się, a można po prostu nigdy nie dosrosnąć i nic w tym dziwnego. Święci to potrafili. Moim zdaniem, żona, która rzeczywiście kocha, nigdy nie wyrazi zgody, aby mąż "tulił inną kobietę" . Może pogodzić się z tym, ale nigdy - zezwolić. Jeśli jest taka zgoda, może warto przyjrzeć sie swojej miłości, czy ona naprawdę jest prawdziwa... A może trzeba ją najpierw w sobie zabić i wtedy już będzie łatwiej o to pozwolenie? Powiem za Tobą, AWS, we mnie też takiej zgody nigdy nie będzie!!! Żona nie może nigdy godzić się na zatracenie męża, na jego odejście od Boga, na jego śmierć duchową, bo są sprawy wagi największej.

Anonymous - 2010-02-02, 13:05

AWS napisał/a:
Nie rozumiem tej postawy zrozumienia dla tego, który odchodzi, ale porzucony MUSI spełnić swój ślub. I jego nie mogą wspierać żadne czułe ramiona. Ta różna postawa wobec tej samej przysięgi tak utrudnia mi zakceptowanie faktów


Oj AWS,AWS...
A kto to napisał?
AWS napisał/a:
Kinga2 dziękuje za obraz Boga tulącego mnie krzyczącą.... poczułam to przytulenie!

Ludzkie ramiona zawsze mogą zawieść, choćby dlatego,że są śmiertelne...

Wiesz kiedy ja połapałam się w tym wszystkim, co związane jest z przysięga wykrzyczałam Panu Bogu,że czuję się jak pies uwiązany do muru na bardzo krótkim łańcuchu, bez możliwości ruchu łapą w lewo czy prawo. I wtedy choć nadal czułam zaciśnięty na szyi łańcuch Bóg zaczął uczyć mnie czym naprawdę jest Sakrament.
Pisałam już o Sercu, które umieścił w duchowym ciele małżonków, o Jedności, przywróceniu godności Sakramentu małżeństwa , sposobie na pokonanie skutków zdrady i rozłamów. Z dnia na dzień wlewał Bóg w moje ludzkie serce zrozumienie i wiedzę, której nie miałam. Żadne nauki przedmałżeńskie nie obejmowały tego,co do dziś Jezus mi pokazuje.
W tym samym czasie poczułam,że Jezus rozpiął mój łąńcuch i mogłam biegać.
Dałem Ci wiedzę i wybór, bo Cię kocham i szanuję Twoją wolną wolę.
Mogłam uciekać, a zamiast tego stałam i myślałam.
Przecież sama prosiłam o Sakrament, sama go udzieliłam mężowi, sama powiedziałam na dobre i na złe ( choć nie rozumiałam w 100% co to oznacza, jak wszyscy), a zatem sama podjęłam decyzję i ponownie przypiełam się do tego łańcucha tylko stał sie jakiś lekki.
Dziś nie ma go wcale. Gdy zapięłąm karabińczyk Bóg zabrał mi łańcuch.( poczucie przymusu) Mam tylko obróżke na palcu, a ona nie ciąży.

http://www.youtube.com/wa...feature=related


Zrozumiałam,że to moja wolność. Wybór pomiędzy Jezusem i Jego Zbawieniem, a porzuceniem mentalnym współmałżonka i być zatraceniem go na wieki. Przecież nie wiem, czy jeszcze ktoś świadomie się o Niego upomni. A może mój nawrócony mąż ma jeszcze kogoś wyciągnąć z tej paszczy szaleństwa jaką jest cudzołustwo...
Wolność AWS jest piękna, ale trudna i niesie za sobą odpowiedzialność za otoczenie.

Anonymous - 2010-02-03, 09:21

Kochana AWS....
Przecież w Dekalogu jest - Nie códzołóż
Mie mów fałszywego świadectwa
Nie kradnij
Nie zabijaj
itp

Co Ty chcesz z tym zrobić ? Z Dekalogim ?
Dostałaś takie oto prawa....przyjęłaś je, chciałaś żyć wg nich.
Taką przyjęłaś postawę.

Twój mąz podobnie, chciał, obiecał, przestrzegał.....do czasu....teraz nie.

Co masz z robić z mężem ? Możesz Go upomnieć...zrobiłaś to ! Co możesz więcej ?? Możesz stawić opór i nie uczestniczyć w Jego NIE przestrzeganiu Dekalogu ! I modlić się za męża.
Nie masz innej mocy, nie możesz nic więcej, nie masz wpływu !

Co możesz zrobić ze sobą ?
Możesz wzmacniać się w swojej postawie i nadal bronić Delakogu i zasdad wyznaczonych nam przez Boga, broniąc samego Boga w sobie !!
Ale też możesz podobnie jak mąż.....odejść, porzucić, niszczyć, ranić Go( i Boga w Nim i w sobie), możesz jak mąż odwrócić się od Boga, odsunąć Go i Jego ramina, na śmietnik wyrzucić Jego i swój krzyż....możesz nawet oddać duszę diabłu.....i wtulić sie w jego ramiona....
AWS, Twoje życie i Twoja wola.....

Stanie przy Bogu to trudne.....bo tu nie ma permanentnej zabawy , są trudy, jest ciągle pod górkę, ciągłu rozwój i nie ma odpoczynku, praca, zadania....ale nie ma nudy, jest bezpiecznie , no i obietnica - zycie wieczne !

Życie po drugiej stronie....chyba pozornie łatwiejsze....ale i tu obietnica - na zawsze będziesz mój/moja...a ja po ciebie się upomnę.

Kochana AWS...jesteś wolną osobą !! Teraz się nie oprzesz na mężu, teraz nie On decyduje o Twoim życiu....teraz On zdecydował tylko o sobie ...a Ty musisz wziąć życie w swoje ręcę i zdecydować sama !! Pozdro !! EL.

Anonymous - 2010-02-03, 22:59

To oczywiste, co niesie Dekalog i doskonale rozumiem, że wybór należy do mnie. I ja na dziś wiem, ćzego pragnę, ale tego wyboru muszę dokonywać codziennie od nowa i codziennie proszę Pana: pomóż trwać. Ciągle nie ma we mnie jeszcze100% zgody na odejście męża, więc nadal wierzgam, ale coraz szybciej powstaję!! A że tych jedynych ludzkich ramion tak bardzo brak??????!!!!!!!!!!!!!!
Anonymous - 2010-02-04, 08:45

AWS - i to jest właśnie ta akceptacja. Przyjąć do wiadomości fakt, że mąż odszedł, i nie masz tych jedynych ludzkich ramion. Boli, boli koszmarnie.... tylko ten co przeżył, wie co to za ból. Ale Pan Bóg dopuścił taką sytuację, aby się spytać "czy skorzystasz z moich ramion"? I jest właśnie tak jak mówisz - ten wybór raz dokonany, potwierdzamy co dzień. W trudzie....
Anonymous - 2010-02-04, 19:50

Rozumiem AWS...wiesz dobrze Nirwanno.Jak to zaakceptować?Jak to przyjąć do wiadomości?Ciężko jest,bo tęsknimy jak diabli.Pewnie,że skorzystamy z tych ramion,ale oglądamy się delikatnie za siebie...może troszeczkę chociaż pomożemy?Może sami to ponaprawiamy?Raczej się nie da samemu,trzeba "wskoczyć"w te ramiona i potwierdzać co dzień-jak piszesz!Ale trzeba być konsekwentnym w tym...a my przecież tacy marni...po ludzku brakuje tej konsekwencji...
Anonymous - 2010-02-05, 23:05

Dziś mam znów dół. Szukam rozmów z mężem, choć nic dobrego z tego nie wynika, a nie potrafię się zatrzymać. Czuję, że jest wobec mnie nieuczciwy. Chyba wolę najgorszą prawdę, niż taką zabawę w kotka i myszkę. Coraz wyrażniej widzę jaka jest cięka granica między miłością, a nienawiścią. Jestem wkurzona na siebie za tą naiwność i łatwowierność przez tyle lat. Powinnam teraz pracować nad 12 krokami, a mnie nosi. Choć to wszystko tak bardzo boli, z pełną świadomością mówię Bogu: dziękuję za ten kryzys, dziękuję za sychar, dziękuję za 12 kroków, których boję sie bardzo, ale wiem, że to jedyna droga dla mnie.
Dlaczego kiedyś tam uznałam, że dobro męża jest ważniejsze, niż moje własne? Jakie klepki w moim własnym mózgu zapadły,lub właśnie nie zapadły, że tak bardzo się starałam, by usłyszeć w końcu( może na 25 lecie), jestem dumny,że jesteś moją żoną? Zamiast tego usłyszałam - ja już nie chcę!! Porażka!
Przez 15 miesięcy nie potrafiłam w to uwierzyć, myślałam, że nie da się tego przeżyc. Dało się!!! I czasem nieśmiało teraz myślę, że choć boli, to wolę stanąć w prawdzie. I już nie chcę , żeby było tak jak przed kryzysem. Już to wiem, że wcale tak nie było, jak ja to chciałam widzieć :-( Teraz już musi być tylko lepiej, a mąż niech doświadcza konsekwencji wlasnych decyzji.
Kochani pomogło już nie muszę szukać prawdy, gdzie jest kłamstwo. Przecież to fizycznie niemożliwe!!!
El. Twoja praca nie idzie na marne!!!!!!!


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group