Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak naprawić to co zniszczone, zaniedbane...?

Anonymous - 2010-01-27, 14:00

Nałogu to raczej Ty sprytnie manipulujesz nie ja. Napisałeś:
nałóg napisał/a:
Piszemy o czymś innym..........piszemy o wyznawaniu ,o wyjawianiu zdrady wobec zdradzonego małżonka w celu zrzucenia z siebie cięzaru odpowiedzialności ,poczucia winy,próby przerzucenia odpowiedzialności za zdradę na zdradzonego,odbarczenia siebie i jak zdradzny powie:"nie jestem w stanei z Tobą żyć po zdradzie" to wyznający w swojej decyzji o wyznaniu robi sobie w podświadomości ścieżkę usparawiedliwienia na przyszłość.

ja osobiście napisałbym:
"Piszemy o czymś innym..........piszemy o wyznawaniu ,o wyjawianiu PRAWDY wobec zdradzonego małżonka w celu UCZCIWOŚCI WOBEC MAŁŻONKA, OKAZANIA SKRUCHY ZA GRZECHY I PRZYJĘCIA KONSEKWENCJI Z TYTUŁU GRZECHU PŁYNĄCYCH."
a teraz pytanie gdzie nam się wkradła manipulacja?

[ Dodano: 2010-01-27, 14:03 ]
Jarosław napisał/a:
A w czymże współmałżonek zawinił, że oceniasz iż żyje w obłudzie. Obłudnym jest wyznanie win zdradzacza, któremu sumienie doskwiera, aczkolwiek nie wszystkim, są jeszcze osobnicy, którzy wyjawiają swoje wygibasy by pognębić osobę zdradzaną, ale ci wyjęci są spod dyskusji tu toczonej.

a widzisz Jarosław to wszystko zależy od intencji zdradzacza przy wyjawianiu prawdy.

Anonymous - 2010-01-27, 14:09

gentleman napisał/a:
a widzisz Jarosław to wszystko zależy od intencji zdradzacza przy wyjawianiu prawdy.

Nie widzę intencji, która legitymowałaby taki zabieg, jeżeli Ty jakąś aprobujesz to przedstaw.
Chociaż, może na łożu śmierci , gdy konający prosiłby o wybaczenie...? Ale to ekstremalny przypadek również nie podpadający pod główny nurt dyskursu.

Anonymous - 2010-01-27, 14:43

gentleman napisał/a:
"Piszemy o czymś innym..........piszemy o wyznawaniu ,o wyjawianiu PRAWDY wobec zdradzonego małżonka w celu UCZCIWOŚCI WOBEC MAŁŻONKA, OKAZANIA SKRUCHY ZA GRZECHY I PRZYJĘCIA KONSEKWENCJI Z TYTUŁU GRZECHU PŁYNĄCYCH."




ja napisze od siebie z pozycji osoby zdradzonej...

osobiście uważam, iż taka prawda jest mi do niczego nie potrzebna… rujnuje psychike… a dojście do równowagi z powrotem jest bolesne i długotrwałe…

chyba, że po takiej wiadomości uważam i daje sobie prawo do wyrównania rachunków
- mogę od teraz czuć się ta ’lepsza” i na każdym kroku o tym przypominac
- moja pozycja w związku radykalnie wzrasta\ wraz z uświadomieniem drugiej stronie tego, iż jest tym gorszym a poprzez to fałszywie dowartościowuje sie i wzmacniam swoja samoocene ale podkreślam fałszywie, podświadomie i tak wiem jaka jest prawda
- daje sobie prawo do usprawiedliwiania siebie, bo przecież ja nie jestem winna temu, bo to wina czynu jakiego ktoś się dopuścił i konsekwencji tego

Ja wole bez takich forów w być w związku… a problemy rozwiązywac sprawiedliwie,
a moge dopiero jak te punkty swoich praw przerobie...
a od tego jak przerobie nadane sobie te prawa niestety zależy wybaczenie, wyjście z kryzysu i moje nowe życie... inne bez poczucia skrzywdzenia, zranienia...

i na pewno nie były mi potrzebne by stać się dojrzałą osoba… ale na pewno przyczyniły się w jakimś sensie do tego… jak każde doświadczenie chciane czy nie trzeba przerobić… z pożytkiem dla siebie..

Więc jeśli kiedyś miałabym mieć wpływ na wiedze o tym, wole zyć bez niej… wole być nieświadomą… bo do czego by mi była potrzebna… kolejny raz… można raz wybaczyc ! notoryczne wybaczenia w tym kierunku to by już była naiwność z mojej strony… połączona w pobożnym zyczeniem...
mnie wystarczy świadomość, bez względu na to co sie dzieje w zyciu, na to iż dałam komuś kredyt zaufania to pomimo iż dziś nie wiem jak ktoś z niej skorzysta ja mam świadomość jak sobie z tym poradze kolejny raz... i nie musze sie bać takiego doświadczenia ani tym bardziej kontrolowac by do tego nie doszło ...

pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-27, 14:51

gentleman napisał/a:
Czy kryteria zdradzacza lub księdza odnośnie zadośćuczynienia są identyczne z kryteriami nieświadomego współmałżonka?


Ty chyba nie rozumiesz pojęcia zadośuczynienia samego w sobie i jakoś mi się wydaje,że odbierasz to jako akt jednorazowy. Tu nie chodzi o czyjeś kryteria, które wyrażą się w jakimś czynie czy postępowaniu w krótkim czasie.
Zadośćuczynienie to akt woli w sercu człowieka, żal, wołanie do Boga o unicestwienie grzechu i jego konsekwencji. To sprawia,że akt woli przybija ten grzech do krzyża Chrystusa!!!
A skoro nie ma tego grzechu w "sercu Boga" ( Jezus nam wszystko przebaczył doskonałym aktem Miłości- okazał Miłosierdzie i sam zadośćuczynił Ojcu za grzechy)- to nie ma w nim konsekwencji. cyt.:" (7) Gdybyście zrozumieli, co znaczy: Chcę raczej miłosierdzia niż ofiary..."
(Ew. Mateusza 12:7, Biblia Tysiąclecia)

Niestety grzech "fizycznie "zaistniał w czasie i przestrzeni doczesnej i tu powstały konsekwencje. Dlatego oprócz aktu woli podejmujemy też w tym świecie jakieś działania, które wynagrodzą choć w małym stopniu, zło które zostało uczynione i to potocznie nazywamy zadośćuczynieniem. Ale to tylko fasada, zawartość jest głębsza- duchowa.
Ideałem jest cofnięcie czasu, ale Bóg nie dał nam takiej możliwości.
Zatem dopóki tu żyjemy oprócz woli zadośćuczynienia uciekamy sie też do Bożego Miłosierdzia, bo ono " spala "nasze grzechy.
Ta tajemnica Bożego Serca ujawnia się zawsze przy kratkach konfesjonału gdy prosisz: Wybacz mi Ojcze, bo zgrzeszyłem/łam....

W chrześcijaństwie to w skrócie działa tak:
grzech :arrow: uświadomienie grzechu( sumienie) :arrow: żal za grzechy i silne postanowienie poprawy ( rachunek sumienia) :arrow: spowiedź święta ( skrucha,wola zadośćuczynienia, Miłosierdzie Boże) :arrow: pokuta ( fizyczny wymiar zadośćuczynienia)
Tyle na ziemi, a całkowite zadośćuczynienie odbędziemy w czyśćcu.
Poza tym zadośćuczynić trzeba i Bogu i ludziom wedle możliwości.

Znasz przecież ludzi, którzy całe swoje życie zamieniłi w zadośćuczynienie za grzechy cudze- ś. s. Faustyna, Św. O. Pio.... Niby jakie kryteria przyjęli?

Cała sprawa polega na tym,że jedni ludzie otrzymali łaskę wiary i o nią dbają, a inni nie. Proponuje pogłębiaj wiedzę z zakresu chrześcijańskiej wiary i jeśli poprosisz Bóg dotknie twego serca, oczu, uszu i ust. Wtedy będzie Ci łatwiej nas zrozumieć i wiele spraw postrzeganych jako obłuda zostanie zrozumiana.

Nie wiem czy dobrze to wyłuszczyłam. Nie jestem teologiem i naprawdę nie czuję sie na siłach bardziej tego zobrazować. Dlatego naprawdę odsyłam do fachowców. :-D

Anonymous - 2010-01-27, 17:03

gentleman napisał/a:
Wybaczcie ale dla mnie to jest czysta obłuda i tyle.


ja sie podpisuje

Kingo Ty takie madre rzeczy piszesz i wiele z twoich postó wziełam do serca ale

kinga2 napisał/a:
Czy gdyby jedna ze stron po takiej uczciwej wiadomości dostała zawału lub udaru to patrząc obiektywnie, było warto mówić całą prawdę, gdy nie było konieczności? Czy przypadkiem nie pogłębiło się zła, zamiast je zniwelować? Co wtedy z dziećmi zmarłego, jego dalszą rodziną, współmałzonkiem? Zanim kogoś lub coś ocenisz obejdź problem dookoła


no ja nie rozumiem nie powiem o zdradzie bo mąż zawału dostanie no wg mnie to obłuda do kwadratu

kinga2 napisał/a:
Cała sprawa polega na tym,że jedni ludzie otrzymali łaskę wiary i o nią dbają, a inni nie. Proponuje pogłębiaj wiedzę z zakresu chrześcijańskiej wiary i jeśli poprosisz Bóg dotknie twego serca, oczu, uszu i ust. Wtedy będzie Ci łatwiej nas zrozumieć i wiele spraw postrzeganych jako obłuda zostanie zrozumiana.


nie mam cyba takiej łaski wiary o jakiej byłam przekonana

Anonymous - 2010-01-27, 17:15

Nefertari....Gentelmen............ nie mam zamiaru Was przekonywać do mojego widzenia problemu -mówić-nie mówić.
Niech każdy dochodzi do tego sam.
Ja wiem jedno: w moim programie życiowym zostało zapisane w kroku 9:

zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim wobec których było to możliwe,z wyjątkiem tych przypadków gdy zraniłoby ich lub innych?

i koniec. Problemem może być rozważenie co mogłoby zranić........ale to już osobista sprawa każdego człowieka.
I nie wypowiadam się więcej na ten temat.

Nefertari....Gentelmen.......może i Wy macie rację...........ale ja mam spokój.
STOP z mojej strony.

Pogody Ducha

Anonymous - 2010-01-27, 20:24

kinga2 napisał/a:

Cała sprawa polega na tym,że jedni ludzie otrzymali łaskę wiary i o nią dbają, a inni nie. Proponuje pogłębiaj wiedzę z zakresu chrześcijańskiej wiary i jeśli poprosisz Bóg dotknie twego serca, oczu, uszu i ust. Wtedy będzie Ci łatwiej nas zrozumieć i wiele spraw postrzeganych jako obłuda zostanie zrozumiana.

Nie wiem czy dobrze to wyłuszczyłam. Nie jestem teologiem i naprawdę nie czuję sie na siłach bardziej tego zobrazować. Dlatego naprawdę odsyłam do fachowców. :-D

Kinga2 ładnie i logicznie mi to przedstawiłaś, jednak małżeństwo zawarte w obliczu Boga sprawia, iż małżonkowie stają się jednością, czyż nie? A w jaki sposób połączyć się może dwoje ludzi skoro między nimi jest tajemnica i grzech? Zapewne powiesz, że grzech został odpuszczony przez Boga ale pozostaje jeszcze tajemnica powstała z grzechu. A co w przypadku gdy grzech nie został odpuszczony ponieważ zdradzacz nie żałował szczerze lub nie wykonał pokuty, bądź nie zadośćuczynił?

[ Dodano: 2010-01-27, 20:34 ]
mami napisał/a:

Więc jeśli kiedyś miałabym mieć wpływ na wiedze o tym, wole zyć bez niej… wole być nieświadomą… bo do czego by mi była potrzebna… kolejny raz… można raz wybaczyc ! notoryczne wybaczenia w tym kierunku to by już była naiwność z mojej strony… połączona w pobożnym zyczeniem...

Mami rozumiem, że nie chcesz aby Twój obraz drugiego człowieka, Tobie bliskiego małżonka został brutalnie zachwiany lub zniszczony. To zrozumiałe. Ale w jaki sposób możesz pomóc małżonkowi wejść z powrotem na dobrą drogę jeżeli nie znasz o nim prawdy? Życie w iluzji o drugim człowieku jest wygodne, nawet bardzo wygodne, jeżeli popełnił błąd to niech sam się martwi, niech sam to naprawi, ja umywam ręce to nie jest mój problem! Ale zawarcie związku małżeńskiego przed Bogiem oznacza, iż oboje mają obowiązek siebie nawzajem wspierać. Wspierać i pomagać w trudnych oraz ciężkich chwilach nawet gdy drugi małżonek tego nie chce (prawdziwa próba małżeństwa) to jednak odpowiedzialni jesteśmy przed Bogiem za naszego współmałżonka. Czy mylę się?

Anonymous - 2010-01-27, 20:49

nefertari napisał/a:
no ja nie rozumiem nie powiem o zdradzie bo mąż zawału dostanie no wg mnie to obłuda do kwadratu

Jak wielu z nas na wiadomośc o zdradzie było bardzo blisko tego. A jak wielu przypłaciło to zdrowiem? Nie trzeba od razu paść trupem po takim info, ale odezwie się to nerwicą lub innym schorzeniem czasem dopiero po latach. Znasz to powiedzenie,że jakieś zdarzenie skraca komuś życie. Spójrz na forum. Jak wielu z nas boryka się z nerwicami, depresjami itd.
Słonko, masz prawo do własnego zdania i postępowania . Ale w naszych rozważaniach chodzi o to czy ujawnienie grzechu w tej konkretnej sytuacji to oznaka Miłości czy egoizmu. Tak naprawdę to Giovani musi podjąć decyzję dlatego,że to On narozrabiał i On zna najlepiej sytuację i kondycję żony. Jaką by jednak nie podjął decyzję to musi ją przemodlić i wtedy to będzie decyzja podjęta z Miłością. A potem po męsku przyjąć konsekwencje, choćby przyszły po latach.... :cry:

Anonymous - 2010-01-27, 21:28

nałóg napisał/a:
zadośćuczyniliśmy osobiście wszystkim wobec których było to możliwe,z wyjątkiem tych przypadków gdy zraniłoby ich lub innych?


Pozwole sobie to wyjasnić -bo akurat jest to świeże(stosunkowo niedawno przerabiane na zajęciach).......

Tak nałogu jest to odniesienie zadoścuczynienia w naszej postawie ,ale konkretnie odniesione do jednorazowego przekazu-tak zdradziłem,tak zagubiłem sie,jest mi z tym zle,żałuję-konkretne wskazanie winy.
Dalsza częśc daje osłonę-a przed czym????

Przed brawurą jaka ma szanse kogoś bardziej skrzywdzic....
A o co chodzi????

ano o sczegóły gdzie,ile razy,jak,z opisami-to jest bezsens,bo to jest własnie egoizm podszyty pychą.

Takie działanie własnie wskazuje-zgrzeszyłem -lecz tak naprawde nie widzę w tym nic zdrożnego.

Ja natomiast czytam gentelmana-że powaznie podchodzi do tematu,świadom jest swojego grzechu i przemawia przez niego poczucie prawdy-dlatego żyjąc z grzechem w sercu ,nie bagatelizuje go-i tym samym nie chce życ dalej w kłamstwie.
I życie mi ostatnio udowodniło że nie koniecznie trzeba byc w pełni praktykującym ,aby życ prawie zgodnie z dekalogiem.Niektórzy ludzie nawet ateiści żyja w mysl zasad(jako doświadzcen,nauk wyniesionych z rodziny)-a zyja zgodniej niz niejeden katolik
gentleman napisał/a:
Ale w jaki sposób możesz pomóc małżonkowi wejść z powrotem na dobrą drogę jeżeli nie znasz o nim prawdy? Życie w iluzji o drugim człowieku jest wygodne, nawet bardzo wygodne, jeżeli popełnił błąd to niech sam się martwi, niech sam to naprawi, ja umywam ręce to nie jest mój problem! Ale zawarcie związku małżeńskiego przed Bogiem oznacza, iż oboje mają obowiązek siebie nawzajem wspierać. Wspierać i pomagać w trudnych oraz ciężkich chwilach nawet gdy drugi małżonek tego nie chce (prawdziwa próba małżeństwa) to jednak odpowiedzialni jesteśmy przed Bogiem za naszego współmałżonka. Czy mylę się?


Gentalman i tak i nie trzeba przyjąc to co napisała kinga.
A czemu bo jest w tym duzo prawdy.
kinga2 napisał/a:
A jak wielu przypłaciło to zdrowiem? Nie trzeba od razu paść trupem po takim info, ale odezwie się to nerwicą lub innym schorzeniem czasem dopiero po latach. Znasz to powiedzenie,że jakieś zdarzenie skraca komuś życie. Spójrz na forum. Jak wielu z nas boryka się z nerwicami, depresjami itd.


Faktem gentelman jest to powstaja dwa światy.

jeden ten zdradzający.......
drugi ten zdradzony........

Każdy ma swoje problemy,każdy ma swoje zakamarki.

Pierwszy -zakładam że w opamietaniu i refleksji-żałuje za swe czyny.
Drugi oszukany,sponiewierany,porzucony(bo tak to czuje)-widzi wszystko w czarnych kolorach.

Gentelman-tak małżeństwo winno sie wspierac,małżeństwo to jedność-zgadza się.

Ale to co było zdrowe uległo zachwianiu-i dlatego jest rozłam,brak wspólnego działania
i każde robi swoje.

I tu niestety ludzki czynnik nie ma wpływu-bo każdy odpowiada za siebie.
I na przykład.........

Ty szybko naprawiasz błędy,szybko uczysz sie na błedach,szybko stajesz w prawdzie,szybko starasz sie zadoścuczynić.

Ale niestety musisz uszanowac że żona twoja jest innym człowiekiem,potrzebuje wiecej czasu,innych warynków,dłuższego zrozumienia

Nie znam twojego przypadku dlatego napisałem w jakiś tam założeniach.

Choc rozumiem twoje nierzrozumienie.
Rozumiem to cisnięcie na pęcherz(jak to sie mówi).

Bo Ja gentalman-tez kiedys myślałem że to jest takie proste.
Narozrabiam,przeprosze,porosze o wybaczenie,obiecam i już.

I tu musiałem stac sie cierpliwy i pokorny-bo doszło do mnie co z tego że Ja jestem
gotowy.
Ale moja zona jest jeszcze niegotowa.

Chcesz czy nie -ale na to musisz byc gotowy.

pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-28, 13:16

Cytat:
mami napisał/a:

Więc jeśli kiedyś miałabym mieć wpływ na wiedze o tym, wole zyć bez niej… wole być nieświadomą… bo do czego by mi była potrzebna… kolejny raz… można raz wybaczyc ! notoryczne wybaczenia w tym kierunku to by już była naiwność z mojej strony… połączona w pobożnym zyczeniem...

Mami rozumiem, że nie chcesz aby Twój obraz drugiego człowieka, Tobie bliskiego małżonka został brutalnie zachwiany lub zniszczony. To zrozumiałe. Ale w jaki sposób możesz pomóc małżonkowi wejść z powrotem na dobrą drogę jeżeli nie znasz o nim prawdy? Życie w iluzji o drugim człowieku jest wygodne, nawet bardzo wygodne, jeżeli popełnił błąd to niech sam się martwi, niech sam to naprawi, ja umywam ręce to nie jest mój problem! Ale zawarcie związku małżeńskiego przed Bogiem oznacza, iż oboje mają obowiązek siebie nawzajem wspierać. Wspierać i pomagać w trudnych oraz ciężkich chwilach nawet gdy drugi małżonek tego nie chce (prawdziwa próba małżeństwa) to jednak odpowiedzialni jesteśmy przed Bogiem za naszego współmałżonka. Czy mylę się?
_________________



Muszę cie rozczarować… ale moje postrzeganie świata i ludzi dawno już zostało zachwiane i to nie tylko za przyczyną zdrady… dorosłam do tego, iż samo przyznanie się do winy, deklaracja pod tytułem nigdy więcej, nigdy tak nie zrobie… nie jest tożsame z tym, iż człowiek takie poczucie ma… i nigdy więcej tak nie postapi…

ludzie kłamią, bądź nie umieją tej obietnicy dotrzymac… nauczyli się jednak żyć tak, by zadowalać innych…nauczyli się, że nie ważne są dla ludzi czyny a słowne deklaracje…dlatego też zgodnie z tym postępują… jak im się nie pozwoli dorosnąc do takich spostrzeżeń..
człowiek wątpi gdy ktoś opowiada jak mu dobrze, za to szczerze wierzy gdy ten ktoś mu wyznaje jaki to jest zły, egoistyczny, zakłamany i sypie sobie na głowę popiołem i obiecuje poprawę. I to wystarcza wielu ludziom żyjącym w iluzji…
Przestaje bowiem być ważne jak żyje, ale co mówi,
nie wazne jakie deklaracje zachowań wciela w życie
ważne, że mówi kolejny raz nigdy wiecej… i choć szczerze sami w to wątpimy, ze tym razem ta obietnica jest trwała sami dajemy się okłamywac, by potem znów
mieć pretensje co dziwne nie do siebie, ale do tej osoby,
- znów mnie okłamała…
a przeciez całym swym zachowaniem świadczy o tym, iż nie trzeba jego deklaracji słownych, by wiedziec, co mnie przy tej osobie czeka i jakie powinnam podjąc kroki zaradcze…
A jednak tego nie robimy… dlaczego?…
wolimy za to czuć się w takim związku tym lepszym… bo nie zdradziłam…bo nie kłamie… jestem ta ok… mogę pokazywac i oceniac się na tle tej osoby jako ktoś z morale i charakterem…

Ale czy to prawda? Prawda jest inna,
to z powodu własnych lęków jestem z ta osoba i wierze w te jej kłamstwa o deklaracji nigdy więcej…
Tej deklaracji słownej nie potrzebuje …. Od kogoś… właśnie dlatego, ze jestem świadoma i nie zyje w iluzji…
umię o siebie zadbać, nie boję się zycia, ani druga osoba nie jest mi potrzebna po to, by wytykac jej te wady na tle, których ja wychodze wspaniale …
Żyję z człowiekiem z krwi i kości, z jego wadami, które wpływają na jego zachowania… tak jak moje na mnie… jestem świadoma tych zachowań…
Nie staram się na siłe nikogo zmieniać… ale nie biore odpowiedzialności za czyjeś kroki na siebie… zabraniając temu komuś żyć prawdziwie, pełnie i za siebie…


liczą się czyny nie słowne deklaracje…

przepraszam… to za mało, by dojrzały człowiek mógł zaufac ponownie drugiej stronie słysząc tylko słowną deklaracje… przyznanie do winy... i odtąd bedzie wspaniale

jednak nic nie stoi na przeszkodzie mnie tej osobie zaufac ,
mam bowiem swoją intuicje, rozsądek,… iż w pore dostrzeże oznaki kłamstwa i będe potrafiła podjąc decyzje odpowiednie przed uchronieniem się od skutków czyjegos kłamstwa… jakie na mnie spadna…lub dam sobie rade ze skrzywdzeniem…
chodzi tu o życie bez zakłamania i wypierania prawdy, iluzją jest życie w miłości jak z filmu…
życie takie nie jest.. tak jest tylko w bajce, na filmie…tam ludzie są dobrzy i wszystko dobrze kończy… a każdy w pore się opamiętuje i nawraca…

w rzeczywistości tej prawdziwej, ludzie muszą sami odpowiadac za swoje czyny, zachowania i umieć sprostac temu….
Życie w iluzji wcale nie jest proste i łatwe, to koszmar niewiadomej, ciągłego lęku przed dniem następnym, właśnie z powodu tego, iż żyjemy nieświadomie, na cudzy koszt, i innym powierzamy swoje życie…
jeśli ktoś za mnie decyduje jak mogę czuć się w takim życiu bezpiecznie..
nigdy nie wiem czy ktos mnie nie opuści, nie mam gwarancji,
dlatego im większy lęk przed opuszczeniem tym większe parcie na obsesyjne przywiązywanie partnera…
a trudno o dobry związek i zyc z kimś kogo wciąż musimy na placach dźwigac… lub poruszać się tylko tam gdzie na plecach ta osoba nas zaprowadzi, bo każde inne samodzielne poruszanie sprawia lęk…dam rade?
Lepiej sceduje odpowiedzialność na kogo innego za swoje życie…

piszesz
Wspierać i pomagać w trudnych oraz ciężkich chwilach nawet gdy drugi małżonek tego nie chce (prawdziwa próba małżeństwa)….
a można pomóc komuś kto tej pomocy nie chce… wtedy tylko jest narzucanie swojej woli drugiej osobie… gdy ona wcale nie widzi swojego problemu… jedynym wyjściem jest tylko pozwolenie tej osobie zyć tak jak chce… zreszta dorosły człowiek już wie.. nie mam wpływu na nikogo, nie zyje w iluzji….

tak , związek do czegoś zobowiązuje, ale nie do zycia za kogoś, do wspierania tak, ale nie na siłe i wbrew woli tej osoby…. Można stracić całą energie a i tak ta osoba się nie podporządkuje jak sama nie doświadczy swoich błędów na własnej skórze,

I na koniec…… mówiąc ta osoba ma prawo wiedziec o czymś w tym wypadku o zdradzie
kto komu dał prawo, uprawnienia do praw tej drugiej osoby …
skad wiesz jakie jest zyczenie tej osoby… wiesz tylko na dziś dzień jakie jest twoje prawo… jutro i tego możesz już nie być pewny…
Więc kiedy następnym razem powiesz komuś, że ktoś ma prawo do czegoś, zastanów się czy ty wiesz, czy ta osoba chce mieć to prawo do prawdy o czyms/ kimś…

To, że ktoś ma parcie na rozgrzeszenie, na wyznanie prawdy o swoim uczynku to wlaściwą osoba do tego jesteś ty i Bóg… tutaj szukaj rozgrzeszenia….
Nie zaś zrzucaj jej na barki wiedzy drugiej osoby… choć to wygodne..
Wyznałem prawde, oczekuje rozgrzeszenia… jeśli tego nie dokona ta osoba, znaczy sam sie rozgrzeszam… widac jest winna, dlatego nie potrafi wybaczyć… lub jest zbyt zaciekła w swojej nienawiści, iż żadne kajania się moje kiedyś i dziś na nic się nie zdają… próba potwierdzenia dla siebie własnej niewinności!!! Pokrętne działania mające na celu ochrone dobrej opinii o sobie… przerzucając wine na druga strone…bo nie potrafi wybaczyc

Anonymous - 2010-01-28, 13:22

mami napisał/a:
Przestaje bowiem być ważne jak żyje, ale co mówi,
nie wazne jakie deklaracje zachowań wciela w życie
ważne, że mówi kolejny raz nigdy wiecej… i choć szczerze sami w to wątpimy, ze tym razem ta obietnica jest trwała sami dajemy się okłamywac, by potem znów
mieć pretensje co dziwne nie do siebie, ale do tej osoby,

Mami ta diagnoza świetnie oddaje sytuację jak ludzie w demokracji głosują. Ciągle na tych samych.
Sorki za wtręt, ale nie mogłem się powstrzymać.

Anonymous - 2010-01-28, 13:32

gentleman napisał/a:
Ale zawarcie związku małżeńskiego przed Bogiem oznacza, iż oboje mają obowiązek siebie nawzajem wspierać. Wspierać i pomagać w trudnych oraz ciężkich chwilach nawet gdy drugi małżonek tego nie chce (prawdziwa próba małżeństwa) to jednak odpowiedzialni jesteśmy przed Bogiem za naszego współmałżonka.

Prawdaż, jednak jeśli wykorzystujesz to jako argument na to że można obarczyć współmałżonka wiedzą o swej zdradzie.... to dość karkołomne jest. Wspierać i pomagać współmałżonkowi w trudnych chwilach przez wyznanie swojej zdrady... Hm. Sam pisałeś o obłudzie. :-?

Anonymous - 2010-01-28, 13:55

Cytat:
Wspierać i pomagać w trudnych oraz ciężkich chwilach nawet gdy drugi małżonek tego nie chce (prawdziwa próba małżeństwa) to jednak odpowiedzialni jesteśmy przed Bogiem za naszego współmałżonka. Czy mylę się?
_________________



Też tak myslałam, że właśnie ta odpowiedzialność jest tak wielka, że przecież wszystko trzeba przebaczyć i próbować żyć, jakby nic nie wydarzyło się, nawet obwiniałam siebie, że tak nie potrafię, że miłosierdzie u mnie szwankuje...
Dowiedziałam sie jednak, że najpierw sprawiedliwość, a dopiero później ewentualne bycie razem (przebaczenie oczywiście najszybciej, jak to mozliwe), żeby paradoksalnie - pomóc błądzącemu, nie być pomocą w jego deprawacji...
Nie chce, więc jak dalej? Zmuszać? Przecież ma wolną wole i trzeba ją uszanować.

Anonymous - 2010-01-28, 14:18

róża napisał/a:
Dowiedziałam sie jednak, że najpierw sprawiedliwość, a dopiero później ewentualne bycie razem (przebaczenie oczywiście najszybciej, jak to mozliwe), żeby paradoksalnie - pomóc błądzącemu, nie być pomocą w jego deprawacji...


oj rózo sprawiedliwośc???
to pachnie aktem kary-a czy do nas nalezy karanie????

Różo-prawda jest taka aby było dobrze trzeba
-dorosłości
-zrozumienia
-konstruktywnych działan
-tolerancji

I teraz krzywdziciel aby to co jego stało sie prawdziwe i dorosłe-musi czuć
-zrozumienie dla własnych poniesionych konsekwencji
-odszukac odpowiedzialnośc za czyny
-dorosnąc do etapu zadoścuczynienia

I tu zgadzam sie z mami mniej gadania,więcej działania.
(tylko że osoby jakie utraciły zaufanie,jakie poczyniły zle ,jakie chcą jak naszybciej udowodnic że sa juz inne)-tak maja mówią...mówią ,aby udowodnić że jest juz inaczej.

A uczucie że jest karany działa zgoła inaczej-powoduje bunt.
Bo kara to narzucenie,a przemiana ma być wyborem wnętrza


A teraz skrzywdzony i tu tez trudne zadanie bo najczęściej wkrada się
-chęc odrzucenia
-chęc ukarania
-chęc odwetu
-bunt na dotychczasowe życie
-cykle zaprzeczenia

I dlaczego każdemy skrzywdzonemu na forum mówia zacznij od siebie,pracuj nad sobą.

Bo by połaczyc sprawiedliwie obie pracujące jednostki,nadal dążące do scalenia.
Jak to mówią do tanga trzeba dwojga

Musi byc działanie w Miłości Bożej-bez tego nie da rady.
Bo zawsze wkradą sie kary,karki,odwety,odweciki..itd

A gdzie tu zadoścuczynianie,pojednanie,przebaczanie,praca nad komunikacją,scalanie i wkońcu radość ze wspólnego życia

......................Takie sa moje odczucia i napewno jakies przekonania


pozdrawiam


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group