Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Jak naprawić to co zniszczone, zaniedbane...?

Anonymous - 2010-01-08, 12:42
Temat postu: Jak naprawić to co zniszczone, zaniedbane...?
Piszę tu, ponieważ widze ze są tu ludzie, którzy mają wiedze i doświadczenie na temat małżeństwa. I liczę na Waszą pomoc, radę, ukierunkowanie.
Mam 27 lat, mąż 29. To chyba jedyny fakt, który przedstawię obiektywnie;) taki żart... bo zdaję sobie sprawę, ze cała reszta, która opiszę będzie niestety subiektywna. W sumie to nie wiem nawet jak tą "reszte" opisać. Na pewno nie jest dobrze w moim małżeństwie. Na początku myślałam, ze to wina męza i trochę moja. Teraz myślę ,ze to wina moja i trochę męża. Najpierw napiszę o nim, bo to łatwiej. Nie potrafię zaakceptować jego oziębłości (nie przytula mnie, od ponad dwóch lat nie całuje), jego rodzice smi przyznali ze przez cały czas trwania naszego małżeństwa ANI RAZU nie widzieli zeby mnie chociaż za rękę wziął czy tym ardziej przytulił. Na początku to bagatelizowałam, mówiłam ze nie ma co się zachowywać jak papużki nierozłączki, "siedzieć jeden na drugim" cały czas... I tak sobie żyliśmy. Jednak ok. września zaczęło się między nami bardzo psuć. Ciągłe kłótnie, zaczeliśmy spać w oddzielnych pokojach, zaczął mnie unikać, mówić ze nie wiczy mnie kocha, że nie może bez agresji ze mną rozmawiać, ze nie wie czy chce ze mną być... W tym samym czasie zaprzyjaźnił się z koleżanką z pracy (23letnią), odwoził ją do domu (mnie jak gdziekolwiek podwiózł to zawsze to wypomniał, albo łaske robił), zaczął do niej chodzić sam bezemnie, nie rozmawiał ze mną, codziennie wtedy płakałam przerażona tym co mówi, jak się zachowuje, stał się całkiem inny, jego spojrzenie zimne. Nigdy mnie nie przytulił kiedy płakałam, nie chciał rozmawiać tłumacząc ze nie ma czasu. Jednak z koleżanką potrafił gadać przez tel po40minut i śmiać się i być miłym. Czułam ze świat mi się zawalił. Jednak rozumiem ze to nie wina tej koleżanki tylko że między nami jest sporo popsute. Zaczęłam szukać pomocy, rozmawiałam z jego rodzicami (cała rodzina jego to katolicy, praktykujący, mąż był całe zycie ministrantem potem lektorem). Jednak główna rada jaką dostałam to było cytuję: no widzisz, jak w domu źle, to mąż będzie wychodził, uciekał. Okazało się ze tomoja wina ze znika do kolegów, wraca o 2 w nocy, bo na początku związku nie powinnam mu na to pozwalać. Usłyszałam ze to kobieta powinna żądzić (a jego matkę w rodzinie mówią żandarm), a mężczyzna powiien TYLKO pracować. I faktycznie mogę powiedzieć, ze mój mąż pracuje... Od początku związku nie podjął zadej innej inicjatywy niż praca, tzn nie rozmawia (jak ja zaczne to czasem słucha czasem nie, wraca z pracy i ogląda tv, albo dzie na trening albo umawia się z kolegami). Od początk małżeństwa ANI RAZU nie zaproponował wspólnego wyjadu chociazby na weekend (zawsze jest tak ze jego koledzy organizują jakiś wyzd np na grzyby, na kajaki, na urlop-raz byliśmy 5 dni oczywiście zjego kolegami). Podsumowując to jest tak ze albo wychodzę z im i z jego kolegami albo on idzie do nich sam. I na początku się na to godziłam, ale od tegorocznych wakacji począwszy od urlopu, to co weekend spędzaliśmy z jego kolegami. I we wześniu powiedziałam ze ja już mam tego dość, ze ja chcę równowagi, ze chcę zebyśm razem sami też spedzali czas... usłyszałam ze spędzamy przecież: jedząc, śpiąc, rbiąc zakupy. I ze czego jajeszcze chcę???? i zaczął wychodzić sam.
Poszłam również do terapeuty chrześcijańskiego. Na początku przez pierwsze 3 spotkania iedy opowiadałam co i ja terapeuta skłaniał sie ku temu ze to ja jestem tą stroną problemową, ale i mąż też. Pod koniec października wyprosiłam zeby mąż też poszedł. I nie wiem co on tam powiedział i jak się zachowywał, ale jak poszłam na swoją wiyte to terapeuta powiedział ze mąż jest skrajnie niedojrzały, infantylny (gada o kolgach ze ja mu zabraniam, o treningach, o samochodach itp) ze ogólnie zachowuje się jak piotruś pan i ze jst niedojrzały do małżeństwa. Byłam w szoku. Powiedział jeszcze ze mam do wyboru albo z nim być i to znosić (w domu było strasznie, tylko kłótnie pretensje, słyszałam ze ma mnie dość itp) albo mogę napisać tzw list rozwodowy-wymienić w nim to czego nie akceptuje (ze np sam podejmuje decyzje odnośnie przyęcia od rodziców 10tys na samochód-mając pienądze swoje na koncie!!!!, ze jego rodzice za niego wykonują jego obowiązki, np ojciec obcina na żywopłot rzed domemitp) Swiat mi się zawalił. Nie wiedziałm co ze sobą zrobić. Poszłam na adoracje. Cały dzień się trzęsłam i płakałam. ieczorem kuzyn namówił mnie na Msze sw o uzdrowienie wew. Poszłam. I kiedy ksiądz chdził po kościele z Najśw. Sakramntem to płakałam jak bóbr. Nie wiem czemu. I nie rozumiem co się stało. Ale wcześniej kiedy w nocy w takim półśnie się czasem przebudzałam i uświadamiałam sobie sytuacje, w której jestem, ze mąż mnie nie chce, ze zostawi mnie, to byłam przerażona, zrozpaczona. Po tej Mszy, już pierwszej nocy kiedy się przebudziłam zaczęły mi się przypominć rzeczy które ja źle robiłam: ze owszem chciał się wyprowadzić, ale ja go ciągle "wyrzucałam" mówiłam jak mnie nie chcesz to nie to wynocha :oops: , bardziej byłam skupiona na sobie niż na nim, często traktowałam go źle, nie starałam się go rozumieć-jednak byłam święcie przekonana ze rozumiem, ze to on jest wszystkiemu winny itp. To "przypominanie sobie" w nocy, to było coś takiego jakby patrzenie na sprawę zinnej strony. Ja rano nie byłam nawet tego świadoma, ze mi się coś tak nale dziwnie zaczęło w nocy przypominać, inne rzecz też mi się pokazywały w innym świetle... To że jestm kłótliwa, niesamodzielna, że smutna, nietolerancyjna, niegościnna.... masa tego. I umówiłam się z terapeutą i powiedziałam, ze mogłabym ten list napisać gdybym miała czyste sumienie. Ale nie mam, więc czuję ze to całkowicie nie na miejscu ten list rozwodowy. Terapeuta zrobił oczy i apytał co się stało ze ja nagle (w ciągu trzech dni od poprzeniej wizyty) całkiem inaczej to postrzegam??? Więc powiedziałm ze mi się nagle tak zaczęło robić po tej Mszy (o załapałam ze to po Mszy się zaczęło) ale nie chciałam jakoś tego łączyć, ale wszstko tak na to wskazywało... Terapeuta powiedział ze to Łaska. I ze w takim razie powinam zacząćnaprawiać to co robiąm źle i odesłał mnie do domu. Więc ja się starałam naprawiać to co złe we mnie. I na początku jakoś próbowałam, zaczęłam zmieniać chociaż te rzeczy o których wiedziałam, ze mąż ich nie lubi, zaczęłam mu robić śniadanie do pracy, zaczęłam sprzątać (bo wcześniej nie dbłam o dom, mąż miał pretensje o to ze nie może np z kolegą zajść do domu tak niespodziewanie bo często był bałagan i brud-ja w tym za wiele złego nie widziałam), itp
Jednak to wszystko nie jest wcale takie proste... :-( bo potem przez to odrzucenie mni przez męża pojawiła się we mnie fala agresji, złości, cały czas boli mnie o że odrzucił mnie, nie dotykał, ze nie akceptuje mnie, ze nie szukał pomocy zeby ratować związek, ze jak mówie ze się wyprwadzam to on mówi ok, ze jak mówie zeby mnie przytulił, ze ja tego potrzebuje k powietrza to on mówi: chcesz to się przytul, ja tego nie potrzebuję...
Jestem dla niego jak zeszłoroczny śnieg. On tylko PRACUJE. I to jest jego misja.
Teraz stanęło na tym, ze on ni widzi problemu, zdania swojego na różne tematy nie zmieni (np jak pokazuje mu książkę pGuzewicza, w któej napisane jest ze to mężczyzna jest dawcą miłości, ze męzczyzna jest odpowiedzialny za jedność małżeństwa rodziny, ze jego postawa ma być niewzruszona niezależnie od postawy żony, to on zaczyna krzyczć, ze to wcale nie o to chodzi co tm pisze, ze ja to wymyślam itp) Nie wiem po prostu co i jak mam robić. Bo nie tylko w domu mam bałagan, w sumie to wszędzie mam bałagan.
Bardzo dziękuję za każdą wskazówkę, każdą przemyśle.

Anonymous - 2010-01-08, 17:14

Mada.............. w sumie to fajny tekst,taki książkowo kryzysowy.
On nie przytula............. a ona krzyczy:wynocha
Koło się kręci.............
Mam do Ciebie pytanie?????? a jaki był ten Twój wybranek przed ślubem????
W oczy zaglądał???
Za rączkę prowadzał???
Rozmawialiście ze sobą???
Wychodziliście razem ?na dyskotekę?do znajomych? Ty masz znajomych?miałaś?

Jak myślisz????? czego brakuje Tobie?????
Czego może brakowac Twojemu mężowi ?czego szuka i znajduje u koleżanki?

PO CO TO ROBI??????

Jak byś sobie zrobiłą analizę Twojego tekstu to wychodzi to co ponizej:
mada27 napisał/a:
Nie potrafię zaakceptować jego oziębłości (nie przytula mnie, od ponad dwóch lat nie całuje

mada27 napisał/a:
ANI RAZU nie widzieli zeby mnie chociaż za rękę wziął czy tym ardziej przytulił

mada27 napisał/a:
nie rozmawiał ze mną

mada27 napisał/a:
Od początku związku nie podjął zadej innej inicjatywy

mada27 napisał/a:
tzn nie rozmawia (jak ja zaczne to czasem słucha czasem nie, wraca z pracy i ogląda tv, albo dzie na trening albo umawia się z kolegami).
mada27 napisał/a:
Od początk małżeństwa ANI RAZU nie zaproponował wspólnego wyjadu chociazby na weekend (zawsze jest tak ze jego koledzy organizują jakiś wyzd np na grzyby, na kajaki, na urlop-raz byliśmy 5 dni oczywiście zjego kolegami


Dalej zrób to sobie sama.
3 lata małżeństwa.................
A teraz gdzie TY??????
No......faktycznie ....z tego teksty to Ci sie trafił mąz............ ale to Ty go sobie wybrałaś......tak ???czy nie?????
Był inny????? tak??????
To przy Tobie tak zgłupiał?
To z Toba jest mu tak żle że uciaka w pracę??może jest pracoholikiem?


Ale mimo wszystko to dobrze że tu jesteś.......... dobrzę że szukasz ratunku,że szukasz drogi,że widzisz tez i swoją rolę w tym konflikcie,kryzysie................
czytaj ,pisz i czekaj na zwroty........................a masz szansę stanąć na nogi.
Na początek jako lekture mężowi podaruj "Warto być ojcem"Jacka Pulikowskiego a sobie ????może "Miłość potrzebuje stanwczośći"Dobsona???
A dla Was obojgu "Pomiędzy meżczyzną a kobietą" Małogrzaty Artymowicz

I zrób sobie solidny rachunek sumienia..........taki bilans tego co razem przezyliście.....
Ale najpierw wypisz sobie to co uważsza za mocne Twoje strony.......zalety.......
obok to co wg Ciebie ma mocne/zalety mąż
A na drugiej kartce wady.........Twoje i męża..............

Jak zrobisz to zapytasz :po co

Anonymous - 2010-01-09, 08:17

Hej

Mam zblizone doswiadczenia do Twoich.

Jak czytam o terapeucie chrzescijanskim to mi się slabo zrobiło.
Nie w porzadku jest takie stawianie oceny przez doradcę, nie jej zadaniem jest stawianie mezowi diagnozy przed Tobą i sugerowanie pisania listu rozwodowego... :-(
Tak juz wiele razy slyszalam, od roznych osob ktore byly na terapii, maz niedojrzaly, moze pani pisac pozew....terapeuci sa ludzimi ktorych w chwili zalamania, roztrzesienia traktujemy jak autorytety!!!!

Nie w porzadku jest mowic cos takiego.

dobre byloby poprowadzenie ciebie tak byś zgodnie ze swoim sercem podjela madra decyzję...w przyjrzeniu sie tez swoim bledom, co własnie zrobilas :)

Skladalismy przed Bogiem przysiege ze i slubujemy malzonkowi milosc, a wiec byc jak najlepszymi dla niego, kochac Boga na pierwszym miejscu by moc kochac madrze meża.

Anonymous - 2010-01-09, 14:37

Danka 9 napisał/a:
Jak czytam o terapeucie chrzescijanskim to mi się slabo zrobiło.
Nie w porzadku jest takie stawianie oceny przez doradcę, nie jej zadaniem jest stawianie mezowi diagnozy przed Tobą i sugerowanie pisania listu rozwodowego...

No niestety ja też trafiłam na taką terapeutkę, której musiałam stanowczo powiedzieć,
"najpierw Bóg, potem ja". I to stanowisko nie podlega kompromisom.
Kiedy mi powiedziała, że to prawda,że wierzący mają dodatkową pomoc w postaci Pana Boga, zrezygnowałam z Jej pomocy.
Dla mnie terapia powinna być oparta wyłącznie na Bogu jako podstawie i wsparta ludzkim działaniem, a nie psychologiczną mądrością z Panem Bogiem jako podpórka.
Zastanowiła mnie potem moja kamienna postawa, ale się opłaciło. Pomoc, którą potem otrzymałam była idealna dla mnie.
Kiedy się twardo stawia Boga na piedestale, On sam kieruje nas na nalepsze terapie.
Zna bowiem nasze potrzeby i możliwości oraz ograniczenia terapeuty z którym nas styka.
Nie załamujcie się zatem i poproście Niebo o dobrego terapeutę dla Was na dany moment ( w miarę postępów, czasem trzeba zmienić specjalistę. Pomoc ma być dostosowana do Waszych potrzeb i możliwości, a nie wy do grupy wsparcia, czy lekarza. Każdy musi zdrowieć własnym tempem i dopóki są postępy jest ok. Czasem zastój też jest terapią. Ważne, aby się nie cofać) :-D

Anonymous - 2010-01-13, 14:45

Dziękuję za odpowiedzi.
Nałóg myślałam o tym co mi napisałeś... ale nie umiem odpowiedeć na te pytania, nie miem wypisać swoich zalet, męża zalet, wad... czuję się okropnie
nie umiem się modlić, płaczę ciągle, wpadam w jakieś straszne stany, rzucam wszystkim, nie chce nic, nie wiem co robić, wszystko jest bez sensu, nie umiem żyć, nie umiem być żoną
nie wiem nawet jak zrobić rachunek sumienia, nie wiem już co robie złego co robiłam złego, a co jest dobre, chce zniknąć, nienawidze siebie

coś strasznego się ze mną dzieje

Anonymous - 2010-01-13, 17:12

Mada.........to napisz odpowiedż tylko na cześć......dotyczącą Ciebie.....................
Anonymous - 2010-01-13, 20:05

mada27,
Spokojnie, rzadko na to forum trafiają eksperci. Dopiero ciężka praca nad sobą i łaska Boża uczą czego trzeba każdemu z nas. Wszystko po kolei.
Czytaj i pisz co Ci "zalega na wątrobie", my wszyscy uczymy się czegoś od siebie na wzajem.

Anonymous - 2010-01-14, 09:00

[quote="nałóg"]a jaki był ten Twój wybranek przed ślubem????

przed ślubem był dobry, nie widziałam jego bierności, uciekania w prace

W oczy zaglądał???
Za rączkę prowadzał???
Rozmawialiście ze sobą???

rozmawialiśmy ze sobą dość dużo nawet, biło od niego takie ciepło, był blisko Boga, uczył mnie wielu rzeczy, swoją postawą pokazywał ze jet i chce być bliskoBoga

Wychodziliście razem ?na dyskotekę?do znajomych?

wychodziliśmy nie za często ale kilka razy w miesiącu na pewno, wtedy to było ta ze to ja go częściej namawiałam zeby gdzieś wyjść

Ty masz znajomych?miałaś? miałam wcześniej znajomych, nie za wielu ale jednak miałam, potem przeniosłam się do miasta męża i już byli tylk znajomi jego albo moje koleżnaki z pracy średnio ok 15lat starsze i choć niektóe są miłe itp to nie ma tak za bardzo wspólnych tematów, bo one mają inne problemy, obowiązki, więc w sumie teraz nie mam znajomych takich "swoich"



Jak myślisz????? czego brakuje Tobie?????

mi na pewno brakuje poczucia ze mż mnie kocha, ze nie zostawi, ze mnie akceptuje

Czego może brakowac Twojemu mężowi ?czego szuka i znajduje u koleżanki? mysle ze jemu nie brakuje poczucia ze go kocham, bo wie o tym barzo dobrze, wydaje mi się ze brakuje mu takiej źle rozumianej wolności, i pewnie czue się niedoceniony przezemnie



PO CO TO ROBI??????

czasem mysle ze cofnął sie w rozwoju do czasów licealnych, śmieje się ze strasznych głupot, bawi go wychodzenie z kolegami(sami rozwodnicy albo kawalerowie któym jet w takim stanie dobrze) i nie widzi tego ze oni nie mają obowiązków, ze nie zostawiją żony w domu samej i robią wszystko by zagłuszyć samotność tym wychodeniem

A teraz gdzie TY?????? nie rozumiem tego pytania... bo chyba zyt ogólne ono jest...

No......faktycznie ....z tego teksty to Ci sie trafił mąz............ ale to Ty go sobie wybrałaś......tak ???czy nie????? jasne ze wybrałam ;) i kocham go

Był inny????? tak?????? czułam że jest dobry, ufałam mu chyba bardziej niż sobie

To przy Tobie tak zgłupiał? tak, przy mnie tak zgłupiał :(

To z Toba jest mu tak żle że uciaka w pracę??może jest pracoholikiem? tak:(((


Ale mimo wszystko to dobrze że tu jesteś.......... dobrzę że szukasz ratunku,że szukasz drogi,że widzisz tez i swoją rolę w tym konflikcie,kryzysie................
czytaj ,pisz i czekaj na zwroty.
co to znaczy "zwroty"?

kupiłam dobsona dwie książki dla siebie i dla niego na razie, te książki o któych piszesz też kupię

I zrób sobie solidny rachunek sumienia..........taki bilans tego co razem przezyliście.....
no i z tym mam problem, bo te same sprawy oceniam w różny sposób... to masakra jakaś, nie wiem czemu tak jest.....

Ale najpierw wypisz sobie to co uważsza za mocne Twoje strony.......zalety.......
obok to co wg Ciebie ma mocne/zalety mąż
A na drugiej kartce wady.........Twoje i męża.............. na forum mam to wypisać czy gdzieś dla siebie po prostu?

nie wiem czy czytelny będzie ten post, ale chciałam odpowiedzieć na pytania a chyba nie umiem cytować;/


Mój mąż nie jest do końca taki ak przedstawiłam, i jak o wynika z opisu. On nie zaczyna pierwszy kłótni, zaczął mnie zapraszać zebym szła z nim jak koledzy go gdzieś zaproszą kiedyś było tak ze zazwyczaj wychodziliśmy razem, a jak jamiałam inne zajęcia albo niezbyt chciałam to namawiałam go zeby szedł sam, ufałm mu całkowicie i uwazałam to za zdrowe, ale w pewnym momencie stało się tak ze zaczesliśmy wychodzić tylko z jego kolegami, sami wcale, i ja zaczełam się buntować ze chciałabym zeby była równowaga ze czasem sami zebyśmy też wyszli, i się zaczeło wtedy.... ze jak niechcę z kolegami to on idzie sam...;/ i chodził. Ja tego nie akceptowałam i płakałam przez to i robiła kłótnie. Na początku grudnia przestał chodzić sam ale powiedział ze sami też nie będziemy nigdzie chodzić chyba ze ja załatwie jakiś wyjazd.
Ale sprawa wychodzenia to chyba drugorzędna sprawa.
O wiele bardziej mi źle z tym że miał (lub ma ale o tym nie wiem) tą koleżakę, że nie potrafie mu ufać tak jak kiedyś po tym co mi mówił ( ze nie wie czy mni kocha itp) - żeby było "śmieszniej " to on się teraz tego wypiera i mówi ze tak wcae nie mówił, udaje jakby nie było tego ze 3miesiące nie dotknął mnie nawet palcem, ze traktował mnie jak sąsiada...
I boję się go, bo oddalił się od kościoła, kiedyś był przykładem dla mnie, teraz chodzi tylko w niedzielę, częto się na msze spóźnia, nie chodzi do spowiedzi, napawdę się go boję teraz.
Ja wiem ze to może głupio brzmi na tle tego co niektórzy tu piszą (ze mąż zostawia dzieci, zonę ze odchodzi) moj na razie nie odszedł ale jak tak dalej będzie to wypracujemy sobie rozwód....
Na dzień dzisiejszy nic nie robię... wiszę w powietrzu, nie wiem co robić, średnio co dwa trzy dni wybucham, płaczę krzycze, rzucam się na niego z łapami, rozwalam jakieś rzeczy w domu (to strasznie brzmi ale napada mnie taka rozpacz jakaś, nie wiem skąd...) potem cisza, robie obiady, gadamy o głupotach, zartujemy i znowu to samo. Jestem wykończona tym, nie umiem już się modlić, nie idę czasem w niedziele do kościoła bo mam buzie spuchniętą od płaczu a w sercu zal i pustke. Do terapeuty przestałam chodzić.
Bardzo zaniedbałam prace, nie potrafie nic robić, skupić się.
ziękuję ze do mnie piszecie

Anonymous - 2010-01-14, 09:19

mada27

Doskonale Cię rozumiem

mada27 napisał/a:
wychodziliśmy nie za często ale kilka razy w miesiącu na pewno, wtedy to było ta ze to ja go częściej namawiałam zeby gdzieś wyjść


u mnie zmiemio sie po urodzeiu dziecka, teraz wogóle raze nie wychodzimy

mada27 napisał/a:
czasem mysle ze cofnął sie w rozwoju do czasów licealnych, śmieje się ze strasznych głupot, bawi go wychodzenie z kolegami

jak ja to dobrze znam

mada27 napisał/a:
wybucham, płaczę krzycze, rzucam się na niego z łapami, rozwalam jakieś rzeczy w domu (to strasznie brzmi ale napada mnie taka rozpacz jakaś, nie wiem skąd...) potem cisza

jest to wierny opis tego co akurat mam w sercu

Sama nie daję rady sobie ze sobą wiec nie mogę dac rady tobie.

Mam nadzieję ze wszystko Ci sie ułóży.
Powodzenia.

Anonymous - 2010-01-14, 09:30

mada27 napisał/a:
A na drugiej kartce wady.........Twoje i męża.............. na forum mam to wypisać czy gdzieś dla siebie po prostu?

Dla siebie Mada.
Cytując zaznaczasz tekst jaki chcesz zacytować zrobi się niebieski i klikasz środkową ikonę prawy górny róg okna cytowanego wpisu - cytowanie selektywne.

Na dzień dzisiejszy wygląda na to, że zauroczenie u męża Twoją osobą minęło, pierwsza faza miłości zakochanie jak to tam nazwiesz.

Teraz dużo zależy od tego czy będzie gonił emocje, czy też nauczysz go dojrzałej miłości, szacunku etc.

Krzykiem rozrzucaniem, tupaniem nic nie wskórasz.
Powiem waszym slangiem ogarnij się, masz dla kogo żyć, córeczka, zero wymówek i nagabywań.
Wzbudź w sobie szacunek do siebie i przelej to uczucie na męża. Zauważyłaś, że jest niedojrzały, dziecinny, to kłóci się z obrazem jaki sobie wymarzyłaś.

Kumple mogą wiele zepsuć to fakt, ale na siłę go nie biorą.

No i jeszcze jedno formacja duchowa to podstawa, jak mąż zobaczy Twoją przemianę powinien się ocknąć. Ufaj Panu nie jest za późno.

Pozdrawiam
Jarek

Anonymous - 2010-01-14, 16:34

Mada............. dośc ostro zatykaja sie kanały komunikacyjne pomiędzy Wami.
Potrzebna jest Wam obojgu pomoc.
Sugeruję rekolekcje dla małżeństw www.spotkaniamalzenskie.pl lub www.malzenskiedrogi.pl
Dobrze że szybko dostrzegasz rosnący problem i szukasz pomocy.

Dla męża warto kupić książkę Jacka Pulikowskiego "Warto być ojcem" ,"Mezczyżni są z Marsa a kobiety z Venus" to lektura dla Was obojga.
I czytaj to forum.......pisz o tym co boli i co drapie.
Dostaniesz wiele wskazówek,zwrotów i wsparcia.Czasami to wsparcie jest bolesne (z pozoru) ale służące poznaniu siebie.
Nie jesteś sama.......................
Pogody Ducha

Anonymous - 2010-01-15, 09:52

nefertari napisał/a:
Mam nadzieję ze wszystko Ci sie ułóży.
Powodzenia.


samo się nie ułoży niestety;) ale tego Tobie również życzę

Jarosław napisał/a:
Teraz dużo zależy od tego czy będzie gonił emocje, czy też nauczysz go dojrzałej miłości, szacunku etc


a jak mam go nauczyć dojrzałej miłości, szacunku...?? nawet nie wiem od czego zacząć, jak się zachowywać w codziennych sprawach...
pewnie jakoś swoim zachowaniem mam go nauczyć, bo chyba raczj nie chodzi o pogadanki dydaktyczno-moralizatorskie, których prawde mówiąc troche :oops: produkuje

i tak prawde mówiąc to ciężko pogodzić się z tym że męża zauroczenie mną

minęło :cry:
Jarosław napisał/a:
Krzykiem rozrzucaniem, tupaniem nic nie wskórasz

ja nie chcę tym nic wskórać, nie chcę tak robić, to jest straszne zachowanie, jednak inaczej nie potrafie :oops: staram się z całych sił, tzn powstrzymuje te wybuchy najdłużej jak się da, staram sie zajmować dniem codziennym, staram się być miła i łagodnaale skutkiem jest jego obojętność, albo również jest miły i łagodny i NIC Z TEGO NIE WYNIKA

nałóg napisał/a:
Potrzebna jest Wam obojgu pomoc.

tak właśnie czuję, ze potrzebujemy pomocy
proponowałam spotkania małżeńskie-mąż pojedzie jeśli ja wszystko załatwię, ale jemu nie potrzebne takie rekolekcje, ale jak i potrzebne to on się pświęci :-/

wczoraj znowu powstał temat ten co zwykle - w skrócie pt ''ze on nic nie robi a ja wiecznie niezadowolona''powiedział mi że skoro ja idę w zaparte (tzn ze coś od niego chcę - dokładnie chcę inicjatywy, odpowiedzialności za związek) to on się nie ugnie i nie będze robił nic dopoki ja nie będe zmieniać tych rzeczy które on chce (mam nie płakać, nie kłócić się -dla niego kazda rozmowa to kótnia,więc chyba mam milczeć). Ja tak próbowałam, nie da się.
Co do kwestii jego oziębłości to stwierdził ze on nie wie czemu tak się dzieje, czemu nie całuje mnie od ponad dwóch lat i wogóle nie ma innych oznak okazywania czułości (poza cmoknięciem przed pracą i po pracy a i to nie zawsze), i że pewnie to moja wina. Więc zapytałam czy uwaza ze to w porządku-zdecydowl się być mężem, w związku okazywanie czułości jest niezbędne (zgodnie z nauką kościoła), on jej nie okazuje, na mnie to wpywa gorzej niż destrukcyjnie, on to widzi, nie robi z tym NIC-przyznał ze nic na ten temat nie czytał, z nikim nie rozmawaił,nigdzie nie szukał pomocy. Bo to nie jest kwestia tylko taka ze onsobie w zaciasnych butach chodzi i to tylko jego nogi bolą. Brak czułości boli nie tylko jego. I dlatego uwazam ze mam prawo się na o nie godzić.
Nie miał argumentu zadnego ze postępuje w porządku więc jeszcze ra powiedział ze to moja wina dlatego ze zachowuje sie jak facet, ze nie jestem kobieca, i on nie może przy mnie sirealizować jako męzczyza.... (częściowo tak jest, bardzo mi z tym źle)
Jednak to od mężczyzny Bóg wymaga odwagi, waleczności, i jeżeli on w obliczu problemu chowa głowę w piasek i piszczy ze on mężczyzną być nie może... :-/ i szuka winnych (czyli mnie, bo pod ręką jestem) Powinnam mu czerwony dywan rozłożyć i on dopiero po nim krocząc,( tylko zeby czasem zadnych przeciwnośi nie było) będzie mógł się jako mężczzna zaprezentować :-/
Myślę ze to jeden z naszych główniejszych problemów, nie znamy swoich ról, nie żyjemy wg tego jak zalecił Bóg. To mnie niszczy-znaczy obie postawy któe mogprzyjąć-bierności i czekania na jego inicjatywę w nieskończoność, lub pzejmowania roli "ochroniarza" związku, walczenia-a wiem ze to nie ja powinnam, ze Bóg chce zebym była "podporą" a nie don kichotem z szabelką
Pewnie napiszecie ze to "moje chciejstwo"...
i jeżeli to chciejstwo, więc ja nie chcę pielęgnować takiej postawy i przekonań, ale co robić, jak żyć na codzień NIE WCHODZAC w role mężczyzny???? i jednocześnie jak radzić sobie z tym jesli on swojej roli nie wypełnia????????
Bardzo WAm dziękuję za każdą wskazówkę, za każdy post

p.s. i dziękuję Jarosławie za pomoc z cytowaniem, mam nadzieję ze tym razem sensowniej wyjdzie;)

Anonymous - 2010-01-15, 10:28

Mada???? a co z lekturami???? Mąż nie czytał.................a TY????? co Ty przeczytałaś o komunikacji małżeńskiej? o różnicach pomiedzy kobietami i meżczyznami?

Piszesz:
mada27 napisał/a:
Jednak to od mężczyzny Bóg wymaga odwagi, waleczności, i jeżeli on w obliczu problemu chowa głowę w piasek i piszczy ze on mężczyzną być nie może...

A to Bóg Ci to powiedział???
Mada................ Twój mąż ma pewnie sporo wad............. ale widziały gały co brały......... a jak był inny przed ślubem to znaczy że przy Tobie zbaraniał........... czy pod Twoim wpływem???
Ale jego tu nie ma............. jesteś TY i Tobie napisze:ZACZNIJ OD SIEBIE.
ZMIENIAJ SIEBIE, pod wpływem Twoich zmian zmini sie Twoje otoczenie.
A nawet jak sie nie zmieni otoczenie,to zmieni się Twoje widzenie otoczenia.

Tobie jest żle???? To zacznij zmieniać siebie.................bo na siebie masz wpływ......a na meża ????Jak widać bardzo ograniczony...........
A w dodatku góruje u Ciebie "chciejstwo" zmieniania meża.

Sugeruję zaczęcie od lektury.....może :" Pomiędzy mężczyzną a kobietą" Małgorzaty Artymiak............. lub te wyżej polecane.

A więc???? od męża???? czy od Ciebie ?????? jaka decyzja?????

Pogody Ducha

[ Dodano: 2010-01-15, 10:30 ]
Tobie jest żłe???? to załatwiaj jak naszybciej rekolekcje dla małżonków................ bo jestes moż ebardziej świadoma

Anonymous - 2010-01-15, 11:04

mada27 napisał/a:
i tak prawde mówiąc to ciężko pogodzić się z tym że męża zauroczenie mną

minęło :cry:

Z pewnością, myślałaś, że będzie w Ciebie wpatrzony do emerytury, tak się zdarza ale to wyjątki które potwierdzają regułę iż zakochanie wygasa, a prawdziwej miłości ani widu ani słychu.
Czułość zanika, a do współżycia ze znaną osobą chłop zabiera się po kielichu albo seansie pornograficznym.

mada27 napisał/a:
a jak mam go nauczyć dojrzałej miłości, szacunku...??

Odpowiedź
mada27 napisał/a:
staram się z całych sił, tzn powstrzymuje te wybuchy najdłużej jak się da, staram sie zajmować dniem codziennym, staram się być miła i łagodnaale skutkiem jest jego obojętność, albo również jest miły i łagodny


Cytat:
i NIC Z TEGO NIE WYNIKA
Jak to przecież jest miły i łagodny to mało?

Aha i najważniejsze te starania kieruj pod swoim adresem, ewentualne zmiany u męża traktuj jako dodatek.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group