Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Ile jeszcze tego cierpienia jest w stanie znieść człowiek...

Anonymous - 2009-12-31, 11:26
Temat postu: Ile jeszcze tego cierpienia jest w stanie znieść człowiek...
Witam wszystkich. Znowu dzis wielki upadek :cry:

Ciekawe ile jeszcze ich będzie bo jak na razie to ciagle mam takie upadki.
Dowiedziałam sie dzis ze moj maz zamierza wyprowadzic sie od rodzicow i wynajac mieszkanie zeby moc nie w tajemnicy spotykac sie ze swoja powiedzmy konkubina. Nie wiem ile jeszcze takich informacji wytrzymam. Ja juz chyba nie daje rady tego wszystkiego wytrzymac...

Pewnie jeszcze spedzi z nia sylwestra no bo przeciez sam siedzial nie bedzie. Jestem tak potwornie wsciekla na niego ze jak bym go dorwala to nie wiem co bym mu zrobila.

I jak tu kochac takiego czlowieka i czekac na niego... Mysle ze juz nie ma na kogo czekac w tej chwili to chyba czuje pogarde dla niego tylko...

Zastanawiam sie dlaczego zycie mnie tak ciągle doswiadcza. To jest tak ze ja sie martwie o pieniadze caly czas i o to wszystko jak to bedzie a on sobie bez stresu zyje i spotyka sie wielce zakochany romeo ze swoja julia i o nic sie nie martwi ma wszystko gdzies...

Zycie jest strasznie niesprawiedliwe...

Anonymous - 2009-12-31, 11:59

Zagubiona, sciskam sylwestrowo

a moze by tak coś dla siebie zrobić? spotkac sie z kolezanka...albo poogladac film i zjesc cos dobrego dzis wieczorem
ja zamierzam się porządnie wyspać na przyklad :-)
Wiesz, mowiono tu o czekaniu nie czekajac..wyobrazam sobie ze to bardzo trudne\ale nic co wartosciowe nie jest latwe, czasem trzeba przejsc przed trudności
Mamy przeciez pomoc Pana Boga, naszego przyjaciela Pana Jezusa

Sprobuj nie koncentrowac sie na tym co robi mąz, zrob sobie szlaban na myslenie o tym...jak sie na tym zlapiesz, mow stop...i wtedy cos innego..moze Rozaniec odmowić ?
Ostatnio tak sie ratowalam
Ty teraz jestes wazna....Pan Bog
Cytat:
o jest tak ze ja sie martwie o pieniadze caly czas i o to wszystko jak to bedzie a

moze co do pieniedzy to wart cos wspolnie ustalic z mezem, bys miala wzgledny spokoj?

A upadki po to by zrozumiec co jest nie tak, co w swojej postawie moge zmienić.
Smutek i zal jaki Ci towarzyszy mozesz ofiarować Panu Bogu, bedzie duuuzo latwiej.

Anonymous - 2009-12-31, 12:07

Zagubiona mi pomaga zawierzenie - każdego dnie , od nowa

" ...Sprzeczne z zawierzeniem jest martwienie się, zamęt, wola rozmyślania o konsekwencjach zdarzenia. Podobne jest to do zamieszania spowodowanego przez dzieci domagające się, aby mama myślała o ich potrzebach gdy tymczasem one chcą się tym zająć same, utrudniając swymi pomysłami i kaprysami jej pracę. Zamknijcie oczy i pozwólcie Mi pracować, zamknijcie oczy i myślcie o obecnej chwili, odwracając myśli od przyszłości jak od pokusy.

Oprzyjcie się na Mnie wierząc w moją dobroć, a poprzysięgam wam na moją miłość, że kiedy z takim nastawieniem mówicie: „Ty się tym zajmij”, Ja w pełni to uczynię, pocieszę was, uwolnię i poprowadzę...."

Jezu prowadź , ufam Tobie

"Kiedy widzisz, że sprawy się komplikują, powiedz z zamkniętymi oczami duszy: Jezu, Ty się tym zajmij!
Postępuj tak we wszystkich twoich potrzebach. Postępujcie tak wszyscy, a zobaczycie wielkie, nieustanne i ciche cuda. To wam poprzysięgam na moją miłość."

http://www.katolicki.net/...tym_zajmij.html

Anonymous - 2009-12-31, 12:18

Cytat:
odwracając myśli od przyszłości jak od pokusy.


Miraculum dziękuje za przypomnienie :-)

Anonymous - 2009-12-31, 12:30

Zagubiona,
przeczytałam w poprzednim Twoim wątku, ze Ty jesteś DDA i Twój mąż jest DDA.
Zeby uratować wasze małżeństwo konieczna jest terapia dla DDA - twoja i męża. Innej drogi nie ma.
Owszem modlitwa, czekanie, zaufanie Bogu, czy robienie czegoś dla siebie są ważne, ale nie rozwiążą problemów małżeństwa !
Pisał Ci już Nałóg o cechach DDa. Czytałaś pewnie też posty niektórych osób, co też mają z tym problem.
Ja niestety nie mam dobrego doświadczenia z mężem, który jest DDA, i nie wiem czy komuś na tym forum udało się uratować takie małżeństwo, w dodatku ze zdradą w tle.

Ale próbuj właśnie poprzez tę terapię. Czytałam, że ona pomaga wielu ludziom uwolnić się od chorej przeszłości i zacząć normalne życie. Oczywiście Twój mąż też musi z tego skorzystać, bo sama małżeństwa nie odbudujesz.

Anonymous - 2009-12-31, 13:43
Temat postu: Re: Ile jeszcze tego cierpienia jest w stanie znieść człowie
Zagubiona! napisał/a:
Witam wszystkich. Znowu dzis wielki upadek :cry:

Ciekawe ile jeszcze ich będzie bo jak na razie to ciagle mam takie upadki.
Dowiedziałam sie dzis ze moj maz zamierza wyprowadzic sie od rodzicow i wynajac mieszkanie zeby moc nie w tajemnicy spotykac sie ze swoja powiedzmy konkubina. Nie wiem ile jeszcze takich informacji wytrzymam. Ja juz chyba nie daje rady tego wszystkiego wytrzymac...



Witaj Zagubiona,

Bazując na swoim doświadczeniu mogę powiedzieć, że takich stanów, które nazywasz upadkami będzie z pewnością jeszcze dużo. Jeśli jednak zrobisz pewien krok, który dla mnie był krokiem milowym - zaufasz Bogu, że to wszystko, co się teraz dzieje w Twoim życiu ma sens i że On Cię w tym wszystkim będzie prowadził, zdasz się na Jego plan dla Twojego życia - te upadki będą mniej dotykały i wydaje mi się, że będą zdarzały się rzadziej. Polecam Ci również terapię dla DDA. Mi terapia bardzo pomogła. Uważam, że jest szczególnie skuteczna, gdy się ją połączy z modlitwą o uzdrowienie wewnętrzne, gdyż to Bóg jest tym, który jest w stanie uzdrowić wszystkie nasze najgłębsze, pochodzące z różnych okresów życia, zranienia.

Mnie również dotykają newsy z życia mojego męża. Staram się sama ich nie szukać. Ograniczyłam spotkania z naszymi wspólnymi znajomymi, bo nie chcę się od nich dowiadywać jak wiedzie się mojemu mężowi z jego "dziewczyną", etc. Wydaje mi się, że w sytuacji, gdy dotrze do nas jakaś informacja o życiu naszych współmałżonków, to najważniejsze jest nie pławić się w tej informacji, nie analizować jej, nie rozkładać na czynniki pierwsze. Po prostu ją przyjąć, zaakceptować to, że mąż/żona ma swoją wolę... Ja jestem na takim etapie, że w takich sytuacjach na początku płaczę, złoszczę się, ale coraz częściej coraz szybciej przychodzi do mnie ta myśl, że mąż jest wolny, że to jest jego wybór, że ja nie mam na to wpływu, że wobec jego działań ja jestem bezsilna, że ja mogę jedynie zająć się swoim życiem, a męża oddaję Bogu w modlitwie.

Bóg mówi:

Wystarczy ci mojej łaski. Moc bowiem w słabości się doskonali (2 Kor 12,9)

Nie lękaj się, bo cię wykupiłem,
wezwałem cię po imieniu; tyś moim!
Gdy pójdziesz przez wody, Ja będę z tobą,
i gdy przez rzeki, nie zatopią ciebie.
Gdy pójdziesz przez ogień, nie spalisz się,
i nie strawi cię płomień.
(…) Ponieważ drogi jesteś w moich oczach,
nabrałeś wartości i Ja cię miłuję (…).
NIE LĘKAJ SIĘ, BO JESTEM Z TOBĄ. (Iz. 43, 1-5)


:mrgreen:

Anonymous - 2009-12-31, 15:06

Widzicie ja już od 2 miesiecy staram sie robic wszystko dla siebie, skończyłam pare kursów, pozdawałam egzaminy, nie załamałam sie calkiem co wzbudzilo podziw u moich znajomych ze mimo takiej sytuacji ja wszystko pokonczylam i nie zalamalam sie calkowicie. Ale mimo ze na zewnatrz tego nie pokazuje to jednak jestem zalamana, ciagle mam koszmary senne, mysli co dalej i nie da sie odciac i nie myslec o mezu i tej calej chorej sytuacji. Wiem ze nie powinnam ale sie po prostu nie da bo czesto go widuje. Znajomi tez sie podzielili na takich ktorzy sa ze mna, ktorzy z nim, i takich ktorzy sie nie chca wtracac. Z pieniedzmi to tez nie takie proste bo jak ja mu powiem zeby mi dal pieniadze to on daj mi rozwod wiec wole nie miec od niego kasy ale tez nie zgodzic sie na rozwod. Najbardziej wkurza mnie ze ta jego konkubina bedac panienka nie chce sie odczepic od zonatego faceta i ciagle go ponagla zeby skladal pozew. Jedyne na co mam nadzieje to ze on w koncu zrobi z nia to samo co ze mna czyli zostawi bo mu sie znudzi, tylko wtedy obawiam sie ze nie pozwole mu wrocic po tym wszystkim. Jesli chodzi o DDA to ja moze i bym poszla na terapie ale on na pewno nie bo jemu tak jest dobrze, nie widzi swoich problemow, nie uwaza ze zle zrobil i robi dalej, slucha tylko tych ktorzy go popieraja. Jego rodzina tez jest zszokowana jego postawa ale nie maja wplywu na niego, i ja takze. Po prostu on chyba musi zaliczyc to dno o ktorym mowa zeby zrozumiec pewne rzeczy ale kiedy to nastapi to jeden Bóg raczy wiedziec...
Anonymous - 2010-01-02, 16:10

Bardzo dobrze ze zajmujesz sie sobą, swoim rozwojem intelektualnym.
Cytat:
Jesli chodzi o DDA to ja moze i bym poszla na terapie ale on na pewno nie bo jemu tak jest dobrze, nie widzi swoich problemow, nie uwaza ze zle zrobil i robi dalej, slucha tylko tych ktorzy go popieraja.

hm...ogladasz sie ciagle na męza, piszesz
moze bym i poszla ale co z tego...bo On

Anonymous - 2010-01-02, 16:28

Widzisz Danusiu ja mieszkam w małej miejscowosci i nie ma u nas takiej grupy terapeutycznej. Chodzilam do psychologa przez ten caly czas gdy nie jestesmy razem i to mi duzo pomoglo w pozbieraniu sie. Gdyby nie psycholog to nie wiem jak bym skonczyla byla taka zalamana ze nic do mnie nie docieralo tylko siedzialam i myslalam co dalej... Pani psycholog pomogla mi odbudowac poczucie wlasnej wartosci i dzieki temu czuje sie lepiej.

Mimo ze dowiedzialam sie ze maz byl juz u prawnika, to nie wiem dlaczego ale ciagle mam nadzieje ze moze jeszcze zmieni zdanie na temat rozwodu i modle sie o to. W kazdym razie nie zamierzam zgodzic sie na rozwod chociaz wiem ze to bedzie ciezka walka. Wlasnie zbieram sily zeby miec ich jak najwiecej na tej "wojnie" w sadzie i mysle ze z Boza pomoca ja wygram.

Co do meza to zrozumialam ze on musi osiagnac dno zeby zrozumiec co zrobil i co traci i ja nie jestem w stanie wplynac na jego decyzje, a jedynie modlic sie zeby Bog otworzyl mu oczy ze popelnia straszny grzech przez zdrade i chec rozwodu.

Mirakulum dodala link w tym watku o tym zeby powierzyc i dac sie zajac malzenstwem Jezusowi za co bardzo dziekuje gdyz po przeczytaniu tej strony w koncu uwierzylam ze moje malzenstwo moze uratowac tylko Bog a ja nie mam na nic wplywu juz w tej chwili, dlatego powierzylam Bogu opieke na moim malzenstwem i czuje sie lepiej odzyskalam nadzieje ze moze sie udac naprawic wszystko :->

Anonymous - 2010-01-02, 19:31

Witaj Zagubiona! Mysle, ze ciagle jest szansa na to , by twój maz wrócił. Tak naprawdę chyba tylko Bóg moze pomóc i o to trzeba sie modlić. On zna nas, nasze mysli i pragnienia i uczyni wszystko by wyprostować pozakrecane dróżki zycia. Jest dobry, wiem to i czuje i życzę, by i ciebie wspierał. Ale czekać na ten cud jest rzeczywiscie trudno. Tez na to czekam. To jak chodzenie po wodzie. Z Bogiem.
Anonymous - 2010-01-04, 11:01

Hej Cola ja cały czas sie modle o to by wrocil tylko czasem juz na prawde nie mam sily ta dziewczyna ktora ja traktuje jak :evil: chyba nigdy nie da spokoju. Im wiecej czasu mija od wyprowadzki tym trudniej mi trwac i czekac na meza, ktory i tak za wszelka cene chce byc z tamta dziewczyna, i to ona caly czas go popycha do rozwodu...
Jak na razie to nasze relacje pogarszaja sie z kazdym dniem, i dlatego tez te upadki, brak sily, i wiary ze sie uda. Wlacze sie do modlitwy Chmurki moze w koncu Bog pokaze mi jakis choćby malenki cudzik w naszych relacjach z mezem bo opwiem wam ze juz chyba gorzej byc nie moze...

Anonymous - 2010-01-04, 11:44

Zagubiona! napisał/a:
i to ona caly czas go popycha do rozwodu...


Zagubiona, słuchałas konferencji księdza Pawlukiewicza "Chcieć to móc"? Tam jest taka opowiastka, jak trener boksu popycha przyszłego adepta boksu, nabija się z niego, obraża, popycha... Aż jak tamten chłopak się nie odwinie... I dopiero wtedy pada stwierdzenie "No, będzie z ciebie bokser"

Mężczyzna staje się mężczyzną w walce, w sprawdzaniu samego siebie, ten etap niezbędny jest. Jeśli jest "popychany" przez tamtą kobietę - to być może Pan Bóg używa jej do tego popychania.....aby Twój mąż się obudził, aby walnął pięścią w stół ze słowami - a czego JA właściwie chcę? To pytanie on musi sobie zadać, aby potem zawalczyć o Ciebie. On nie wróci ot, tak, sam z siebie. Musi przejść przez walkę, najpierw ze sobą. To niezbędna lekcja, pozwól mu ją odrobić. W tym, co się dzieje - jest sens, choć czasem trudno uchwytny.

Anonymous - 2010-01-04, 12:28

Nirwana słuchalam tej audycji, ale jakos nie rozumialam tego, dzieki za wyjasnienie. Wiem ze nie wroci sam z siebie i nawet tak nie myslalam. Im bardziej rodzina daje mu do zrozumienia ze nie akceptuja jego decyzji to tym bardziej on w to wszystko brnie. Obawiam sie ze jezeli dojdzie do rozwodu to ja i on bedziemy jak bokserzy na sali sadowej. Ktory wygra ta walke? Mam nadzieje i wierze w to ze z Boza pomoca ja bede wygrana. Widze teraz ze on walczy z myslami bo wyglada bardzo zle i nie jest mu dobrze z ta cala sytuacja, z reszta jak by bylo, to mojej rodziny nie unikal by jak ognia a niestety tak jest. On jest potwornie pogubiony i dlatego ja daje mu czas na przegryzienie tego wszystkiego i nie kontaktuje sie i unikam spotkan nawet przypadkowych. Wiem ze Bog nie po to pozwolil nam wziac slub zeby teraz to wszystko rozwalic, mysle ze poddaje nas probie czy ja przetrwamy... Jezeli przetrwamy to mysle ze juz nie bedzie dla nas rzeczy niemozliwych ;-)
Anonymous - 2010-01-04, 13:34

Zagubiona! napisał/a:
mysle ze juz nie bedzie dla nas rzeczy niemozliwych ;-)

też tak myślę :-) A co do walki na sali sądowej - właśnie nie walcz. Bo chodzi o tę walkę samego ze sobą, a nie z Tobą. Z Tobą będzie walka taka - zastępcza, bo łatwiejsza, a tu chodzi o tę trudniejszą - samego ze sobą. Ta jest możliwa do podjęcia, jak nie ma wreszcie wokół przeciwników zastępczych. Lub świadomie nie chce się z nimi walczyć.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group