Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Naprawić? A może znów zacząć od nowa...

Anonymous - 2010-01-30, 20:26

To niesamowite... Zaczynamy od utraty całego dotychczasowego życia i jego centrum jakim był małżonek. Przechodzimy przez ból który w pewnym momencie wydaje się byc nie do zniesienia. Pragniemy powrotu do sytuacji sprzed kryzysu, lecz powrotu nie ma. Dostrzegamy to po pewnym czasie, oswajamy sie z tą myślą, przyzwyczajamy do nowego życia ciągle teskniąc za miłością... Później zwracamy się do Boga po tę miłość i siłę do życia, jeszcze walczymy- "Boże odmień serce mojego małżonka"... a po jakimś czasie zaczynamy dostrzegać, że Jezus odmienia ale nasze serce, nasze życie, nasze pragnienia. Już nie czekamy na zmiany w małżonku, akceptujemy stan taki jaki jest. Oddajemy wszystko Panu- On jest centrum naszej egzystencji. On wszystkim się zajmie, zadba o nas. Ufamy... Tak trzeba było od początku... Ale człowiek zbyt wierzy we własne siły, mądrość i przywiązanie drugiego.
"Dzięki Ci Panie za mój kryzys, bo zbliżył mnie do Ciebie"- te słowa są prawdziwe.

Separacja, rozwód...? Czasem pomimo trwania we wspólnym związku, mieszkania pod jednym dachem, jadania przy jednym stole i sypiania w jednym łóżku jest bardziej realna i rzeczywista niż przy formalnym rozwiązaniu małżeństwa. Można razem być i trwać w separacji. Niestety wiem coś o tym...

Anonymous - 2010-01-30, 20:31

Agnieszko, to bardzo prawdziwe, co piszesz. Wielu z nas przechodziło bardzo podobną drogę... Czemu tak? Bo mamy daną nam od Boga wolność. I On nam pokazuje drogę, ale to my mamy ją wybrać. Tylko wtedy ta droga ma wartość. Bo jest drogą wybraną w wolności wewnętrznej - ja chcę! A Ty mnie Jezu wspomagaj! I tylko takich chce nas widzieć Bóg - jako wolne Dzieci Boże.
Anonymous - 2010-01-30, 20:40

mam odczucie, że Bóg robi wszystko bym dostrzegła że wystarczy mi Sam... Mam niestety jeszcze tę tęsknotę za bezpiecznym kręgiem męzowskich ramion, ale juz łatwiej przychodzi mi godzenie się z ich brakiem. Trudna to nauka. Dziś dostałam sms z czytaniem " w ogniu doświadcze się złoto, a ludzi miłych Bogu - w piecu utrapienia." (Syr 2,5) Bóg sam wie jak to pasuje do mojej aktualnej sytuacji...
Woloność. Kiedyś kojarzyłam ją ze swobodą... Teraz wiem, że jest trudniejsza niż myślałam i wymaga potężnego mozołu. Ta wolność Dzieci Bożych, dzieci CHrystusa Ukrzyżowanego.

[ Dodano: 2010-02-07, 01:48 ]
Kocham piękno... to w kwiatach, w muzyce, w otaczającym nas świecie. Zaczęłam wierzyć w to, że jestem warta tego piękna, że zostało stworzone dla mnie i z myśla o mnie. Kiedys dostawałam kwiaty od męża... teraz kupuję je sama. Ofiaruję sobie tę odrobinę piękna która została stworzona dla mnie. Chrystus nas zmienia... My chcielismy by zmienił naszego małżonka, a tymczasem On nas zmienia. Zaczynam kochac życie, zaczynam czuć się jak ukochana córka Boga Ojca, zaczynam chłonąć Jego miłość jak gąbka wodę.
Już nie myślę jak skończymy jako małżeństwo, już nie czekam na zmiany w nim - oddałam to Specjaliście w tej dziedzinie. Moją modlitwę za męża traktuję jako wspieranie go w zmaganiach nie jako błaganie o jesgo przemianę. Bóg wie co robi. Małżeństwo nie jest celem naszej ziemskiej egzystencji, jest tylko środkiem transportu do Nieba. Nikt nie powiedział, że będzie to wygodny intercity... może czas się przesiąść do zwyczajnego wozu zaprzężonego w dwa konie o różnych charakterach? Konie są dwa, a wóz tylko jeden... Nawet jak jeden z rumaków odmówi ciągnięcia wozu, ten i tak musi pokonać drogę do celu za dwóch. Cel jest znakomity- tam jest mieszkanie dla każdego z nas.
Drogę można pokonać z przymusu lub z własnej woli. Nasza WOLNOSĆ.

[ Dodano: 2010-03-18, 23:39 ]
Wszystko było by duzo łatwiejsze gdybym potrafiła stapać po wodzie cały czas... Ile razy trzeba zaczynac od początku? Co zrobić by serce w tych zmaganiach nie skamieniało? Jak nie tracić wiary gdy kolejna próba podźwignięcia tego wszystkiego legła w gruzach z powodu drobiazgu i ciągłego braku dialogu... Znacie stwierdzenie: "domyśl się?"... te słowa rozkładaja mnie na łopatki, jestem bezbronna wobec takiego stwierdzenia i nic nie mogę poradzić. Do tego doszło jeszcze stwierdzenie, że "mędrzec nie pyta, mędrzec wie... głupi pyta o wszystko..." i jak z tym walczyć, jak poradzić sobie z rozmową jesli kazde pytanie jest interpretowane jak wyraz głupoty?
Czasem nie mam już sił...
Trzymam się kurczowo Chrystusa i teylko patrzę jak kolejna warstwa ziemi umyka spod nóg.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group