Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - Naprawić? A może znów zacząć od nowa...

Anonymous - 2009-12-30, 19:02

Na 100 % będe się modliła


http://anleda.pl/anleda/oanilach2/oddanie.htm

Anonymous - 2009-12-30, 19:07

midziulka,
Jestem z Wami modlitwą i duchem :mrgreen:

Anonymous - 2009-12-30, 20:33

Ja tez jestem z Wami.
Anonymous - 2009-12-30, 23:36

Będę... Dopiero wróciłam do domu i pójde spać późno ale modlitwę odmówię. Dziękuję, że jesteście. Dziękuję za wsparcie duchowe i dobre słowa. Łatwiej jest znosić trudy życia jak wiem, że nie jestem sama.

[ Dodano: 2010-01-02, 00:01 ]
Ta modlitwa to istny cud... Nie wiem na ile daje rezultaty w postaci zmiany zachowania i myslenia w moim męzu- to wie tylko Bóg i częściowo mój mąż, ale ta modlitwa zmienia mnie i mój stosunek do niego. Mniej strachu, więcej spokoju i patrzę na niego z pewnym dystansem. Wreszcie mogę coś zrobić i tylko ode mnie zależy czy to zrobię czy nie. Rozmowa wymaga zaangażowania obu rozmówców, działania prowadzące do naprawy relacji wymagają chęci obu osób... Modlitwa NIE!!! On nie musi sie ze mną zgadzać, nie musi nawet o niej wiedzieć, ja nie muszę niczego tłumaczyć, udawadniać, dopytywać się. To piękne. To pewnego rodzaju wolność.
Niestety ciągle mam przebłyski podejżliwości... Właściwie nawet nie wiem czy tamta kobieta nadal jest w jego życiu czy nie. Czasem, zwłaszcza w jakiś kluczowych momentach zapadam się i wątpię. Jak sobie z tym radzić? Jak długo to może trwać? Czy nalegać na szczerą rozmowę i jasna deklarację? Mam obawy, że i tak mi nie powie.

Anonymous - 2010-01-03, 22:08

Witaj Agnieszko!
Właśnie dzisiaj mija dokładnie rok kiedy dowiedziałam się o romansie mojego męża, bardzo długim romansie. Nadal jesteśmy razem, trwamy, budujemy.
To był bardzo ciężki dla mnie i całej mojej rodziny rok. Ja podobnie jak Ty nie mogłam pogodzic się i chyba nadal nie do końca pogodziłam się z tym co się stało. Chciałam uciekac, krzyczałam, chciałam zdradzic, płakałam, płakałam codziennie przez kilka miesięcy. Teraz jest lepiej, nie wiem czy to w jakimś stopniu uzrowienie małżeństwa, czy działanie leków, ale myślę o tym i w dalszym ciągu to rozpamiętuję (to jest najgorsze), chociaż już nie z taką siłą jak na początku.

Wszyscy tutaj piszą, że kryzys jest po coś. Chyba tak właśnie jest. Oboje bardzo się staramy, oboje chyba też zmieniliśmy się, uczestniczymy w 12 krokach, chcemy pojechac na rekolekcje. Mój mąż na wszystko się zgadza, to chyba mu zależy?
Wiesz Agnieszko kiedyś psycholog powiedział mi, że jak małżonkowie zdołają odbudowac małżeństwo to może byc nawet lepiej. Pomyślałam wówczas, że to jakaś kompletna bzdura, jak tu może byc lepiej kiedy mąż mnie zdradzał. Teraz po roku wiedzę, że wszystko jest inne, więcej modlimy się, przyjmujemy komunię św., więcej czasu poświęcamy sobie, są czułe słówka i smsy i jest też lepszy seks. :-D To prawda wszystko wygląda lepiej tylko boli, boli bardzo, dlaczego żeby to osiągnąc trzeba tak dużo stracic...Ja zawsze mówiłam o swoich potrzebach, mówiłam o tym głośno, natomiast mąż mój mówił, że niczego mu nie brakuje. Wiem, że teraz dałabym więcej dla naszego małżeństwa, wiem jakie popełniłam błędy. Z drugiej jednak strony widzę też ile nie dostałam (wcześniej nie zastanawiałam się nad tym, było mi dobrze tak jak jest), jednak nie zdradziłam, wiedziałam po co zakładałam rodzinę. Zadaję sobie ciągle pytanie dlaczego mężczyźni są mniej dojrzali od kobiet (chociaż nie zawsze) i uciekają się do zdrady nie próbując naprawiac i ratowac małżeństwa.
Staram się iśc na przód i cieszyc się życiem, chociaż jest trudno. Jest trudno tym bardziej dlatego, że ta dziewczyna przez cały ten czas, w którym ja próbuję się podnieśc nie daje nam spokoju. Ciągle daje o sobie znac i nie daje o sobie i całym tym zdarzeniu zapomniec. Staram się tym nie przejmowac i lekceważyc jej dziecinne zachowania :-P Tłumaczę sobie, że ta "smarkula" nie może przekreślic tylu lat.

Tak więc Agnieszko Twoje odczucia nie są odosobnione, ja czuje się podobnie. Mam nadzieję, że modlitwa i czas jest najlepszym lekastwem na nasze choroby. Może nasze kryzysy są po to, żeby odnaleźc Boga i siebie wzajemnie i w trójkę budowac? czego Wam z serca życzę.
Pozdrawiam

Anonymous - 2010-01-03, 23:16

Piękne świadectwo... Cały czas próbuje zrozumieć, cały czas staram sie zaakceptować to co straciałam. JUŻ NIE ROZPAMIĘTUJĘ.... Już nie myslę o niej choć cały czas mam świadomośc jej istnienia. Nie znam jej. Kiedys chciałam poznać, zobaczyć ale po co...
Zrozumiałm pewien drobiazg i na razie sie go kurczowo trzymam. Zrozumiałam, że skoro Bóg nas złączył za naszym przyzwoleniem to jesteśmy jednym ciałem, jestesmy jednoscią i wszystko co uczynię, co wymodlę zrobie dla nas obojga. To zrozumienie dużo mi dało. Przestałam dociekać, łatwiej mi zaufac Bogu. Nie wiem na jak długo to wystarczy, ale ta świadomość też nie jest mi potrzebna. Staram się po prostu go kochać. Nic więcej. nie zastanawiam sie nad tym czy potrafię mu i jej przebaczyć tylko staram sie to robić. Tak jak w jego przypadku jest mi łatwiej tak jeszcze nie znalazłam drogi by przebaczyc jej. Nawet nie wiem czy to przyjdzie. Dobrze, że się nie rozstalismy choć i ja miałam takie pragnienia. Trwamy. Na pewno odnajduję siłę w modlitwie. Siłę i sposób na różne niepokoje.

Anonymous - 2010-01-26, 01:01

Ciekawe Agnieszko!Mąż zdradził a Ty od razu:"gdzie popełniłam błąd?"Zawsze podziwiam takie kobiety.Historia podobna do mojej-ja też byłem zdradzaczem,żona odkryła,dopiero otworzyły mi się oczy ,jak zacząłem ją tracić.Teraz prawdopodobnie stracę ją...lada dzień.Dlatego chwała Tobie ,że chcesz to ratować.U mnie jest odwrotnie...chcę bardzo...ale w pojedynkę nie dam rady.U Was jest Bóg...modli się-mąż,modlicie się-to jest fundament związku.Teraz widzę z perspektywy czasu-na którym miejscu był Bóg w naszym małżeństwie?Gdyby był na pierwszym...co mogłoby się wydarzyć?Co z tego,że w kościele co niedzielę...co z tego ...?Płytka ta wiara była!BYŁA-teraz jest inaczej...Pan jest na pierwszym miejscu...zrozumiałem pewne sprawy...namacalnie...i nie jest to"jak trwoga..."nic z tych rzeczy.Wydoroślał duży chłopczyk...jego wiara wydoroślała...Ratujcie związek-uda się.Pan jest z Wami.Pozdrawiam.
Anonymous - 2010-01-26, 11:37

robertT,
robertT napisał/a:
"gdzie popełniłam błąd?"

tak chyba reaguja wszystkie kobiety,u mnie bylo tak samo,tez zastanawialam sie gdzie popelnilam blad,zaczelam dopytywac meza gdzie ja popelnilam blad co takiego zrobilam,nie odpowiedzial od razu,ale dopiero po kilku dniach,ze jemu sie wydawalo ze mnie kocha,on kocha ta kobiete nigdy nie czul czegos takiego do zadnej kobiety i to jest milosc jego zycia.Ela1969,
ciesz sie,ze maz chce to naprawic,moj niby chcial,ale wytrzymal tylko 7 miesiecy,z niczego nie chcial zrezygnowac zeby ratowac malzenstwo,nawet napisal mi sms-a ze on nie zmieni sie i albo go zaakceptuje takim jaki jest albo sie roztaniemy,on ma dosc takiego zycia,on chce byc szczesliwy i wiesz co po 2 dniach od tego sms-a nie wrocil z pracy,na nic zdaly sie rozmowy,prosby,blagania zeby dal nam szanse,jego zdanie nie pros mnie o to ja chce byc szczesliwy z Martusia z moja ksiezniczka,perelka,ty jestes dla mnie obojetna a ja kocham miloscia prawdziwa.

Anonymous - 2010-01-26, 12:03

Nie masz racji żono Artura.Nie wszystkie tak reagują!Mam na to dowód w domu.Widzisz,Ty walczysz jak lwica o małżeństwo...Ty i jeszcze większość kobiet.Dlatego je podziwiam.U mnie nie ma co podziwiać...ruiny już są!Zdradziłeś-koniec,nie mamy o czym rozmawiać.To ja walczę jak tylko potrafię,ale jest to walka z wiatrakami...z wiatrakiem!Trwa to już dwa lata i...nic.Jeszcze gorzej.Dałem więc sobie spokój...nie namawiam,nie prostuję,nie tłumaczę...nie ma sensu.Walczę modlitwą-to jest najsilniejsza walka.Tego nikt nie pokona...nie ma szans,chociaż wydaje się niektórym...nie widzą tego tak po prostu.Muszą sami odszukać Boga w sobie!
Anonymous - 2010-01-26, 14:16

Robert............. to nie walcz.Bądż dobrym,zadoścuczyniaj.......ale nie ciągle na kolanach..... nie ciągle w pozycji aportażu...... skamlania........ dawaj świadectwo zadoścuczyniania swoją postawą ale nie upokarzaj się(nie pomyl z pokorą)
Anonymous - 2010-01-26, 17:34

Nie mam po ludzku wpływu na decyzje mojego męża. Po tym wszystkim co od niego usłyszałam uwierzyłam tak na serio w istnienie szatana. Teraz dopiero moja wiara nabrała pełni gdy dopusciłam do siebie mysl o tym, że nie na wszystko mamy wpływ- wiele spraw jest poplatanych przez diabła, wiele zagmatwanych po to bym uwierzyła, że inaczej nie można. Trwam w małżeństwie, trwam w modlitwie za mojego męża- inaczej tego nazwać nie można.
Piszesz Robercie, że podziwiasz takie kobiety...
Nigdy nie jest tak by obie strony były podobne, jeśli jedna chce naprawy, druga wątpi w tę myśl. To właśnie jest działanie wroga... To wszystko jest bardzo trudne i wymaga wiary. Wiary w to, że Bóg chce Twego dobra i nie zrobi niczego by Cię zniszczyć, wiary w Jego moc naprawczą, wiary pomimo braku zrozumienia. Nie wszystko trzeba rozumieć, czasem trzeba po prostu uwierzyć.
Polecam Ci modlitwę za żonę. Jest taka książka (na pewno spotkałeś sie już z tym tytułem tu na forum) "Moc modlitwy męza"(ja korzystam z "Moc modlitwy zony") jeden z cytatów "Zamartwianie się swoim małżeństwem niczego nie zmieni... Modlitwa o nie może zmienić wszystko."
Twoja modlitwa za żonę jest nie do zastąpienia, ma wielką moc- największą z wszystkich. Uwierz w to i nie poddawaj się nawet jeśli po ludzku wszystko stracone. Nie poddawaj się bo tylko o to chodzi szatanowi- byś zrezygnował.

A tak na marginesie...też bardzo bym chciała by mój mąż dojrzał tak jak Ty Robercie... niestety jeszcze nie czas.

Anonymous - 2010-01-27, 00:13

Nałóg,kurcze!Pisałem Ci już chyba w innym temacie,że dałem luz.Nie skamlę,bez kolan...Dałem spokój ,chociaż czasami jęzor już chce wylecieć i coś wytłumaczyć.NIE-nie da rady już tak.Moją walką jest teraz modlitwa.Koniec,kropka! Tak Agnieszko,dwie osoby muszą chcieć.Niestety u mnie tak jak u Ciebie. Jedno chce...drugie aż kipi...Ale wiara...wiara Tak mam wielką wiarę.To jest teraz na pierwszym miejscu.Książka?Nie mam jej...ale dzięki za podpowiedź...postaram się nabyć.Jeżeli chodzi o poddanie się w walce o moje małżeństwo ...nie ma takiej opcji!Zbyt bardzo ją kocham.Niestety,poraniłem żonę strasznie...ale modlę się aby Bóg dał jej siłę przebaczenia mi.Na dzisiaj jest to niemożliwe...czeka mnie za chwilę piąta sprawa rozwodowa...nie zrażam się...walczę...Nie poddawaj się Ago-myślę,że Twoja połówka dojrzeje i Bóg nie przejdzie koło Was obojętnie!
Anonymous - 2010-01-27, 19:42

Książkę można kupić tu
http://www.dobryskarbiec.pl/
Robercie, Ty zdałeś sobie sprawę z tego co zrobiłeś i chcesz naprawy swego życia, u mnie to ja byłam po tej drugiej stronie i czekam na krok męża... Co prawda nigdy nie jest tak by jedna strona była winna, ja część tej odpowiedzialności wzięłam na siebie lecz niestety nie jest mi jeszcze dane cieszyć się tym samym ze strony męża. Pan Bóg nigdy sie nie powiela. Jego droga do serca mego męża jest inna niż do mojego, może dłuższa, może trudniejsza- nie wiem. Oddałam Mu to całkowicie i trwam na modlitwie.
Zyczę Ci wytrwałości i dużo cierpliwości. Nie poddawaj się, nigdy nie wiesz co będzie tą kroplą która przeleje czarę. A jeśli ustąpisz może się okazać że byłeś o kroplę od celu.

Anonymous - 2010-01-28, 00:19

Czytałem jeszcze raz Twój pierwszy post.Widzisz...chcesz...chcecie.Tak jak pisałem od razu postawiłaś pytanie..."co zrobiłam nie tak?....i teraz jeszcze część winy bierzesz na siebie!!!Podziwiam...Cię!Ale jaki jest problem...jeżeli oboje chcecie...Piszesz,mąż na kolanach w nocy...dręczy go ...ma poczucie winy...przecież tak blisko jesteście aby to scalić!Może Ago konfesjonał dla męża byłby zbawienny?Tyle lat nie było go przy kratkach.Tam z grzesznika spada niesamowicie dużo kilogramów!Bynajmniej ja się tak czuję jak odchodzę od kratek. Niestety u mnie nie jest tak jak u Ciebie.Nie mam szans po ludzku wygrać swoje małżeństwo.Walczyłem różnie...prośby,błagania...tłumaczenia...na nic to się zdaje...Dałem luz...teraz różaniec w rękę...to jest walka...moja walka.Zresztą...będę miał jakieś moce przerobowe to Ci szerzej to przybliżę-jeżeli chcesz.Nie,nie poddam się w swojej walce...w tej materii jestem pewien,że nie odpuszczę.Nawet jeżeli na sali sądowej padnie-koniec!Dla mnie to nic nie znaczy...przysięgałem jej przed Bogiem...tam nikt rozwodu nam nie da!Przysięgałem również wierność...teraz nie mogę sobie tego darować!Proszę Boga...da jej może siłę...siłę przebaczenia... Dzięki za podpowiedź książkową...skorzystam. [/hide][/scroll]

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group