Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - pomocy

Anonymous - 2010-12-02, 00:36

Tak, zawsze są dwie osoby winne,choć najczęściej w różnym stopniu i w różnym czasie.Z tego co piszesz Wujt to na pewno zabrakło komunikacji między Wami: Ty zamiast wysłuchać żonę proponowałeś jej biegi.Wynikało to z niezrozumienia potrzeby wyładowania nagromadzonych emocji przez żonę.Zdaje sobie sprawę,że dla Ciebie to był ocean słów,którego Ty nie ogarniałeś.Mogłeś najpierw wysłuchać a potem razem pobiegać razem lub sam.Wtedy Ty odreagowałbyś potok jej słów.Dlatego,niestety, znalazł się ktoś ,kto ją słuchał i stąd rozpad Waszego małżeństwa.
Drugą Twoją winą to lenistwo, o którym piszesz(spełnienie jej próśb po kilku dniach też nie budowało Waszego młażeństwa a wprowadzało rozdźwięki).Nie pisałeś tego , ale czytając między wierszami wynika,że nie konsultowałeś swoich decyzji z żoną.
Co do Twoich myśli,że nie wyobrażasz sobie samotnego życia,to przypomnę ,że przysięga małżeńska obowiązuje Ciebie niezależnie od postępowania Twojej żony,którego oczywiście nie pochwalam.Przysięgę składałeś przed Bogiem ślubując miłość,wierność i uczciwość małżeńską w doli i niedoli.Teraz jest czas niedoli i postaraj się wytrwać,ale opierając się tylko na Bogu.Twoje dotychczasowe działania spełzają na niczym , bo za bardzo chcesz forsować swoje koncepcje nie pytając Boga (który jest fundamentem Waszego małżeństwa)o zdanie.Módl się i pytaj Boga jak masz postępować z innymi.Najlepiej gdybyś czytał czytania z Pima Św. z danego dnia i rozważał w kontekście czego Bóg oczekuje od Ciebie.Nawet możesz to rozmyślać w drodze do pracy.Czytania są dostępne w internecie np: portal wiara.pl lub mateusz.
Co do napięć (też seksualnych)i psychicznych biegaj,jeździj na rowerze,pływaj-niech to będzie wysiłek fizyczny.Będziesz lepiej się czuł a napięcie w ten sposób rozładujesz.
Jak masz spotkać się z żoną to najpierw pomódl się dojej anioła stróża(metodę tę polecał św.o.Pio)a w czasie rozmowy tylko w myślach go przyzywaj,aby nie poddać emocjom.
Dobrze ,gdybyś poszukał księdza, który pełniłby rolę kierownika duchowego i spowiednika(ciężko znależć takiego wiem to sam-ja już znalazłem).Postaraj się odmawiać modliwtę przebaczenia o.Roberta De Grandis,abyś uwolnił się od złych myśli pod adresem żony i innych.Modlitwę można kupić w księgarniach katolickich lub znajdź w internecie pod tym hasłem.
Życzę powodzenia w dążeniu do Boga i odbudowy Waszego małżeństwa.

Anonymous - 2010-12-02, 13:17

kinga2 napisał/a:
Wujt napisał/a:
Czy zawsze obie strony muszą być winne?

Michaił napisał/a:
to doskonałe pytanie! sam bym chciał znać odpowiedź. osobiście myślę że nie, ale nie potrafię uzasadnić na tyle żeby nie dało się tego obalić.


Witajcie,
oczywiście że nie zawsze obie strony winne są kryzysu, ale to są chlubne wyjątki. Aby nie być gołosłowna to przykładem może być np.
św. Rita-polecam do przeczytania o jej małżeństwie-
http://webcache.googleuse...l&ct=clnk&gl=pl
św. Monika- http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=3061
No i niezawiniony absolutnie przez nikogo kryzys w małżeństwie Maryi i Józefa rozwiązany osobiście przez Boga u samego zalążka. :-D


Chyba w takim razie jestem święty albo przynajmniej dążę do świętości ;-)

Taka historia z mojego najbliższego otoczenia. Małżeństwo, kilkanaście lat razem. Ona zarabiająca bardzo dobrze, on zarabiający dobrze. Żadnych trosk materialnych. On od zawsze spokojny, bez parcia na kasę, zawsze taki był. Ona przebojowa, pragnąca pieniędzy, blichtru, ,,wielkiego świata''. Przez lata uwagi do męża, że za mało zarabia. On nic nie robi żeby to zmienić. Ona odchodzi do bogatszego, twierdzi, że uczucie też w tym jest.

Co on w tym wszystkim zawinił?

Porównując z moją sytuacją, to na swój sposób podobnie. Żona potrzebująca bogatego życia wewnętrznego, zaspokajania jej potrzeb emocjonalnych, potrzeba zrozumienia. Ja twardo stąpający po ziemi, nie lubiący roztrząsać problemów emocjonalnych, zawsze taki byłem.

I z tego powodu, że pogoń za kasą nie jest postrzegana jako coś szlachetnego, a ,,wrażliwość'', zaspokajanie wyszukanych potrzeb duchowych jest postrzegane jako szlachetne, to ja jestem ,,złym'' mężem, a mój znajomy ,,dobrym''? Moja żona czuje się uszlachetniona tym, że za jej kochankiem nie przemawiają pieniądze itp., że kieruje się czystym uczuciem.

Anonymous - 2010-12-02, 14:08

Cytat:
Tak, zawsze są dwie osoby winne,choć najczęściej w różnym stopniu i w różnym czasie.Z tego co piszesz Wujt to na pewno zabrakło komunikacji między Wami: Ty zamiast wysłuchać żonę proponowałeś jej biegi.Wynikało to z niezrozumienia potrzeby wyładowania nagromadzonych emocji przez żonę.Zdaje sobie sprawę,że dla Ciebie to był ocean słów,którego Ty nie ogarniałeś.Mogłeś najpierw wysłuchać a potem razem pobiegać razem lub sam.Wtedy Ty odreagowałbyś potok jej słów.Dlatego,niestety, znalazł się ktoś ,kto ją słuchał i stąd rozpad Waszego małżeństwa.


Żebyśmy mieli jasność: jak ona zaczynała gadać, to ja nie przerywałem jej po pierwszym zdaniu i nie mówiłem: ,,idź sobie pobiegaj''. Co do zasady. Owszem mogłem mieć gorszy dzień i jakoś nie mieć ochoty na kolejne rozmowy, które nic nie wnoszą (z mojego punktu widzenia) . Ja jej słuchałem. Tylko nic z tego nie rozumiałem. Może źle słuchałem. Nie będę się bronił. Dla mnie to było takie babskie marudzenie o wszystkim i o niczym. Jak gadam ze znajomymi, to często kobiety tak mają, że marudzą, ale nic z tego nie wynika. Wysłuchiwałem jej, może ze zbyt małym entuzjazmem, ale jednak. Nie pamiętam już za bardzo tych rozmów, ale te które dotyczyły bezpośrednio nas to mówiła, że to małżeństwo to nie tak jakby chciała, że ja nie taki, że nie zaspokajam jej potrzeb emocjonalnych itp. Ale na moje pytania: ,,ale co konkretnie Ci nie odpowiada. Przecież jest dobrze, wszystko się układa, dbam o Ciebie itd.'' Nie otrzymywałem odpowiedzi albo odpowiedzi na poziomie: ,, bo muszę Cię prosić żebyś umył podłogę''.

Tak, problemy z komunikacją, ale czy z mojej strony?

Może to jest z mojej strony ucieczka od odpowiedzialności, ale często nachodzi mnie myśl, że ja jej po prostu nie odpowiadałem, a związała się ze mną, bo nie miała nadziei na nikogo innego. To z jednej strony jest wygodne, z drugiej strasznie boli, że mogła tak do mnie podchodzić. W swoim wątku opisałem jaki jestem. Ja się w małżeństwie nie zmieniłem.


Cytat:
Nie pisałeś tego , ale czytając między wierszami wynika,że nie konsultowałeś swoich decyzji z żoną.

Gdzie to wyczytałaś?

Dla mnie kluczowa była decyzja w sprawie mieszkania. Uzgodniłem to z nią. Na co dzień, to raczej ona podejmowała decyzje. Długo by pisać jak wyglądało takie uzgadnianie spraw codziennych, ale w skrócie, to my byliśmy bardzo zgodni w dużej mierze dlatego, że mi zazwyczaj jest wszystko jedno, w tym sensie, że jak mi proponuje urlop nad morzem w Kołobrzegu, to ja się zgadzam, a nie próbuję forsować, że może jednak na Mazurach na jachcie.

Z takiej codziennej komunikacji problemem było to, że np. proponowałem chodźmy dziś na basen. Rano ona się zgadzała, w południe zaczynała kręcić nosem, a wieczorem jak mieliśmy iść to już nie chciała, bo coś tam. Nie wiem jaka była przyczyna takiego jej postępowania, ale ja to odbierałem w ten sposób, że ona nie potrafi powiedzieć na początku dnia twardo ,,nie, bo nie mam dziś ochoty'' tylko mnie zwodzi i rozmydla temat.

Wydaje mi się, że ona się mnie boi i bała. Ona twierdzi, że nie.

Cytat:

Co do Twoich myśli,że nie wyobrażasz sobie samotnego życia,to przypomnę ,że przysięga małżeńska obowiązuje Ciebie niezależnie od postępowania Twojej żony,którego oczywiście nie pochwalam.Przysięgę składałeś przed Bogiem ślubując miłość,wierność i uczciwość małżeńską w doli i niedoli.Teraz jest czas niedoli i postaraj się wytrwać,ale opierając się tylko na Bogu.

Zdaję sobie z tego sprawę. Jak się z kimś zwiążę, to nie będę twierdził, że postępowanie żony to usprawiedliwia.

Cytat:

Twoje dotychczasowe działania spełzają na niczym , bo za bardzo chcesz forsować swoje koncepcje nie pytając Boga (który jest fundamentem Waszego małżeństwa)o zdanie.

To Pan Bóg nie uważa, że powinniśmy żyć razem?

Cytat:

Co do napięć (też seksualnych)i psychicznych biegaj,jeździj na rowerze,pływaj-niech to będzie wysiłek fizyczny.Będziesz lepiej się czuł a napięcie w ten sposób rozładujesz.

Nie mam z tym problemu, aż się zaczynam martwić. Nigdy nie miałem jakiegoś ogromnego libido, a teraz to chyba w ogóle straciłem. Seksu brakuje mi sferze emocjonalnej (poczucie bliskości), a nie fizycznej.


Cytat:
Jak masz spotkać się z żoną to najpierw pomódl się dojej anioła stróża(metodę tę polecał św.o.Pio)a w czasie rozmowy tylko w myślach go przyzywaj,aby nie poddać emocjom.

Też nie mam z tym problemu. Nie warczę na nią. Jestem uprzejmy i życzliwy. Zazwyczaj tak autentycznie, czasem jak mam jakiś gorszy dzień to tylko z pozoru. Paradoksalnie to jej ciąża mi w tym pomogła, gdyż teraz czuję, że ona nie jest moja tylko kogoś innego. W pewnym uproszczeniu to nie mam już czego chronić, nie jestem już na pozycji broniącego się, tylko atakującego i to teraz ja rozbijam ich związek :lol:

Wydaje mi się, że ona jest trochę zaskoczona moją postawą, to jest nawet zabawne.


Cytat:
Dobrze ,gdybyś poszukał księdza, który pełniłby rolę kierownika duchowego i spowiednika(ciężko znależć takiego wiem to sam-ja już znalazłem).

Gdzie znalazłeś?


Cytat:
Postaraj się odmawiać modliwtę przebaczenia o.Roberta De Grandis,abyś uwolnił się od złych myśli pod adresem żony i innych.Modlitwę można kupić w księgarniach katolickich lub znajdź w internecie pod tym hasłem.

Dzięki.


Cytat:
Życzę powodzenia w dążeniu do Boga i odbudowy Waszego małżeństwa.

Jeżeli widzę jakąkolwiek szansę, to na takiej zasadzie, że ona przyjdzie i mi będzie łaskę robić. Na takie warunki to się nie zgodzę.

Co ciekawe to zaskakująco dużo znajomych uważa, że jakby chciała wrócić to należy rozważyć żeby ją przyjąć. Zaskakują mnie tym. O dziwo te osoby, które postrzegam jako bardziej pobożne są wobec żony zdecydowanie bardziej surowe i wprost mi mówią żebym jej nie przyjmował.

Rozmowy ze znajomymi i Wami to pomagają mi przede wszystkim nie robić z tego co się stało końca świata.

Anonymous - 2010-12-02, 14:51

Cytat:
Cytat:
Dobrze ,gdybyś poszukał księdza, który pełniłby rolę kierownika duchowego i spowiednika(ciężko znależć takiego wiem to sam-ja już znalazłem).

Gdzie znalazłeś?


O taka osobe podobno warto sie pomodlic. I warto zwracac uwage na to kogo Ci Pan Bog wciska, ja przed swoim spowiednikiem uciekalam 7 miesiecy (jak on mnie irytowal strasznie!!!!) zaczelo sie od tego, ze czekalam w kolejce do kogos innego, a ten wychodzi z innego konfesjonalu: "zapraszam", a potem jedno baaaaaaaaardzo trafione pytanie. Wsciekla bylam strasznie wtedy: na niego, na siebie... Dopiero po 7 miesiacach i ponownym zaproszeniu zdecydowalam sie skorzystac z pomocy, ktorej przeciez od dawna bardzo potrzebowalam.

Anonymous - 2010-12-06, 14:25

Tak trudno pogodzić się z odrzuceniem.
Byliśmy ze sobą 18 lat a teraz on przechodzi obok naszego mieszkania i nawet nie spojrzy w nasza stronę.
Nie spotyka się z dziećmi ,nie dzwoni do nich, nie odpisuje na moje esm. Jesteśmy dla niego obcy. Całkowita ignorancja.Nie potrafię tego zrozumieć.

Anonymous - 2010-12-06, 16:35

Łatwiej się odciąć niż zmierzyć się z trudnościami.

Choć ja jestem w odwrotnej sytuacji niż Twój mąż, to też mi momentami byłoby łatwiej odwrócić się na pięcie i zapomnieć o żonie i dziecku.

Ponoć 90% mężczyzn traci kontakt ze swoimi dziećmi po rozpadzie związku. W dużej części przypadków bierze się to stąd, że ciężko im wytrzymać ze swoimi byłymi partnerkami choćby taki ograniczony kontakt.

Anonymous - 2010-12-07, 16:56

Marzenko ,mój mąż też przez 7 miesięcy nie odwiedzał dzieci,nie pamiętał o urodzinach imieninach, zawsze miał wymówkę, ana dzień dzisiejszy odwiedza regularnie 3 razy w tygodniu, i jak widzi coś zepsutego to nie muszę prosić o naprawę, bo sam to zrobi daj mu czas, a zatęskni za dziećmi :-)
Anonymous - 2010-12-07, 17:38

izabela1115 napisał/a:
Marzenko ,mój mąż też przez 7 miesięcy nie odwiedzał dzieci,nie pamiętał o urodzinach imieninach, zawsze miał wymówkę, ana dzień dzisiejszy odwiedza regularnie 3 razy w tygodniu, i jak widzi coś zepsutego to nie muszę prosić o naprawę, bo sam to zrobi daj mu czas, a zatęskni za dziećmi :-)


Mój mąż nawet nie próbuje się tłumaczyć,całkowite odcięcie.Dzieci nie mogą na niego liczyć.
Przykre jest spotkać ojca jak robi zakupy z kochanką i jej synem.
Jak Mąż zobaczył tam naszego syna zaproponował mu kupno butów ale syn odmówił i nie dla tego ,że ich nie potrzebował-przeciwnie.
Kolejne przypadkowe spotkanie.W tym roku jeszcze innego nie było.

Trudno zrozumieć zachowanie męża.Czy to oznacza ,że nie kocha własnych dzieci?

Anonymous - 2010-12-07, 19:47

Marzenko kocha dzieci,ale w tej chwili jest zauroczony panienką :-> ale na pewno je kocha
Anonymous - 2010-12-08, 14:45

Dziś spojrzałam jej w oczy(tej kobiecie)-pracuje w pobliskim sklepie.Wygląda na to,że ona nie wie nawet kim jestem.
Miałam ochotę wyciągnąć ją zza tej kasy i potrząsnąć.
Czasem boję się ,że zrobię coś głupiego..

Anonymous - 2010-12-08, 15:13

marzena0711 napisał/a:
Dziś spojrzałam jej w oczy(tej kobiecie)-pracuje w pobliskim sklepie.Wygląda na to,że ona nie wie nawet kim jestem.
Miałam ochotę wyciągnąć ją zza tej kasy i potrząsnąć.
Czasem boję się ,że zrobię coś głupiego..


to lepiej już tam nie chodź, bo może być gorąco któregoś razu.
ja wczoraj minąłem się z moim "oprawcą", to był moment, byłem tak zaskoczony że nie zareagowałem tyko poszedłem dalej, ale do dziś mam doła i ogromną ochotę skręcić mu kark.

Anonymous - 2010-12-08, 15:21

Michaił napisał/a:
to lepiej już tam nie chodź, bo może być gorąco któregoś razu.
ja wczoraj minąłem się z moim "oprawcą", to był moment, byłem tak zaskoczony że nie zareagowałem tyko poszedłem dalej, ale do dziś mam doła i ogromną ochotę skręcić mu kark.


Trochę trudno unikać tych miejsc.Oni nawet swoje gniazdko mają blisko nas.
Jedynym rozwiązaniem było by się wynieść,tylko dlaczego to ja mam uciekać i dokąd?

Ona nie jest tak atrakcyjna jak myślałam :-) ale czy to ma znaczenie?Ostatecznie ta z nią jest a nie ze mną.

Anonymous - 2010-12-09, 10:51

Marzena, przeczytałam wszystkie Twoje wypowiedzi jeszcze raz i dla mnie Twój mąż nie wygląda na szczęśliwego, wydaje mi sie, że kochanka wzięła go mocno pod pantofel i trzyma, pewnie się jej to opłaca. Jego odcięcie się od was to wg mnie wyraz jego wyrzutów sumienia i bezradności. On sam ze sobą ma poważny problem alkoholowy, nie sprostał jako mąż i ojciec ( nie miał pomysłu na problemy z synem) wiec zwyczajnie uciekł i może sądzi, że uniknie odpowiedzialności. Mąż dostał już od Ciebie dużo komunikatów, że kochasz i czekasz, myslę, że to wystarczy. Jednak musisz naprawdę zająć sie sobą, swoim życiem, znależć sobie jakieś pasje, wyść do ludzi, odwrócić myśli od męża, bo ja też jak tu juz Ci pisano dostrzegam, że jesteś mocno uzależniona od męża. Jeśli da się zmienić miejsce zamieszkania to chyba warto, musisz zacząć nowe życie i nowa okolica może w tym pomóc. Moja znajoma tak zrobiła, przeprowadziła się z pomocą Bożą, bo był to można rzec cud, tam pochlonęły ją nowe sprawy, syn mający kłopoty z prawem się ustatkował, a po kilku latach po rozwodzie mąż chce powrotu i chyba im sie uda. Tak wszystko jest możliwe, nie wiesz co się wydarzy, ale ten czas bez męża i jego problemów alkoholowych wykorzystaj dla siebie i może da się powalczyć o syna, nawet jeśli chodzi własnymi drogami, żeby pomóc mu dojrzeć do odpowiedzialności.
Anonymous - 2010-12-09, 11:13

Kari napisał/a:
Jeśli da się zmienić miejsce zamieszkania to chyba warto, musisz zacząć nowe życie i nowa okolica może w tym pomóc.


Trudno by było się wyprowadzić,raczej to nie możliwe ,nie tylko z powodów finansowych ale i ze względu na dzieci.

Postanowiłam ,że w poniedziałek idę do komornika.
Pewnie będą z tego powodu problemy ale trudno.

[ Dodano: 2010-12-09, 18:09 ]
Dziś byłam w szkole u syna i właściwie niczego o nim się nie dowiedziałam bo jego wychowawca nie miała czasu ale...
Rozmawiałam z pedagogiem szkolnym o czerpaniu radości z małych rzeczy ,wierszach ks.Twardowskiego i o wykładach ks. Pawlukiewicza. :-)

[ Dodano: 2010-12-15, 15:09 ]
W piątek coś się wydarzyło co być może nie powinno się stać.
Nie mogę tego opisać na forum bo trochę się tego wstydzę. .

Byliśmy tak blisko podjęcia decyzji o powrocie do siebie.Mąż nawet zapytał syna czy pomoże mu się przenieść.Syn był taki podekscytowany.Córka powiedziała- mamo nie wierz w cuda.
Ostatecznie poszedł sam i już nie wrócił.Został u niej.Następnego dnia zadzwonił żeby się umówić na spotkanie by jeszcze o tym porozmawiać ale do dziś odkłada spotkanie i tłumaczy się złym samopoczuciem.
Wiem ,że bije się z własnymi myslami a moze uznał,że to głupi pomysł.

Zostałam kolejny raz odrzucona przez męża.

A już myślałam,że te święta spędzimy razem.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group