Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Odbudowa związku po kryzysie, zdradzie, separacji, rozwodzie - pomocy

Anonymous - 2010-11-24, 19:57

Satine,Zdaje sobie z tego sprawę ale jest to dla mnie bardzo trudne.


Wujt napisał/a:
Atrakcyjny jako całokształt, nie chodzi mi wyłącznie o atrakcyjność fizyczną. To trzymając się tych porównań ,,alkoholowych''. Jak może być atrakcyjny alkoholik? Jak może być atrakcyjny ktoś kto nas zdradza, krzywdzi, postępuje źle?


chyba nie rozumiem .Znaczy to, że mam przestać go kochać bo się pogubił?

Anonymous - 2010-11-24, 22:49

Satine bardzo fajnie napisała.

Nie wiem Marzena co masz zrobić. Ja nie wiem sam za bardzo co mam zrobić, a co dopiero komuś radzić.

Chyba nie chodzi o to żeby przestać kochać męża. Nie to miałem na myśli. Może należy go kochać trochę inaczej. Może jakbyś dostrzegła, że on nie jest już tak atrakcyjny, to byłby Ci łatwiej.

A najtrafniej ujęła to Satine, że to Ty jesteś najważniejsza i że mąż nie może Cię paraliżować. Myślę, że nie można przyjąć takiej wyczekującej postawy na zasadzie nic ze sobą nie robię i tylko czekam aż on/ona wróci, a wtedy zacznę żyć pełnią życia. Niewykluczone, że nigdy nie wróci albo jak będzie chciał wrócić, to Ty już nie będziesz chciała go przyjąć.

Ja miałem trudne ostatnie kilka lat, żona zresztą też. Teraz powoli odżywam. Robię to na co nigdy nie miałem czasu. Poznaję trochę nowych ludzi. Odświeżam stare znajomości. Jak pomyślę, że mógłbym robić to wszystko z żoną, to jest mi trochę smutno, ale może nie udało by mi się tego robić i tkwiłbym w kieracie codzienności.

Trzeba czerpać radość przede wszystkim z tego co się ma, a nie rozpaczać, że czegoś się nie ma.

Marzena co zrobiłaś w ostatnim czasie dla siebie?

Ja zapisał się na kurs językowy, byłem na dwóch wycieczkach, przeczytałem kilka książek, chodzę co pewien czas do kina, byłem na strzelnicy, to z takich rzeczy, których dawno lub nigdy nie robiłem.

Tak przy okazji: Marzena napisz mi proszę, czy jesteś przekonana, że chciałabyś z nim jeszcze być? Że jakby przyszedł to byś go przyjęła ot tak bez żadnych warunków, bez żadnych oczekiwań?

Mi się wydaje, że jeżeliby żona przyszła, wyznała swoje grzechy, prosiła o przebaczenie, posypała głowę popiołem, zadośćuczyniła za to co zrobiła, to bym ją przyjął.

Co jeżeli jednak moja żona albo Twój mąż wróci na zasadzie: ,,skoro chcesz być ze mną, to ok, możemy spróbować, ale niczego ode mnie nie oczekuj, za nic cię nie przeproszę, stało się co się stało i albo to przełkniesz albo nie, twoja sprawa.''?

Dobrej nocy!

Anonymous - 2010-11-25, 12:35

Wujt napisał/a:
Tak przy okazji: Marzena napisz mi proszę, czy jesteś przekonana, że chciałabyś z nim jeszcze być? Że jakby przyszedł to byś go przyjęła ot tak bez żadnych warunków, bez żadnych oczekiwań?


Tak jestem pewna.Przyjęła bym go.
Nie wiem co by było gdyby..
W życiu mojego męża musiało by się coś zdarzyć by zechciał wrócić i tu chcę zaufać Bogu.


Wujt napisał/a:
Trzeba czerpać radość przede wszystkim z tego co się ma, a nie rozpaczać, że czegoś się nie ma.

Marzena co zrobiłaś w ostatnim czasie dla siebie?
.


w ciągu tego roku 8 miesięcy byłam za granicą w pracy.Kiedy jestem w domu chcę jak najwięcej czasu spędzać z dziećmi zwłaszcza z synem.Córka studiuje i w domu jest tylko w dni wolne.
Spotykam się z przyjaciółką ,kiedyś zaniedbałam te kontakty. Właściwie nie mam wielu znajomych.
Jestem domatorem, mąż mi to często zarzucał ale chciał bym wychodziła sama bo on zajęty był chodzeniem 2 razy w tygodniu do AA a w pozostałe dni do klubu.Dzięki temu nie pił ale poznał tam swoja kochankę.Ustaliliśmy na terapii,że nie będzie chodził przez jakiś czas do klubu ale ta kobieta nie chciała odpuścić.Ani on nie umiał sobie z tym poradzić ani ja.


Tak szczerze to nie wiem co mogła bym zrobić dla siebie skoro na nic nie mam ochoty

Anonymous - 2010-11-25, 13:31

Dla mnie to by było bardzo przykre gdyby żona przyszła i mi robiła łaskę, że wraca.

Nie wiem jak wzbudzić ochotę do robienia czegokolwiek. Może masz depresję?

Anonymous - 2010-11-25, 13:46

Wujt napisał/a:
Dla mnie to by było bardzo przykre gdyby żona przyszła i mi robiła łaskę, że wraca.


Nikt nie chce powrotu z łaski ,ja też.Dlatego W Bogu nadzieja a ja biorę się za siebie.
Taki mam plan na dziś

Anonymous - 2010-11-25, 14:53

Tak jest :!: :-D
Anonymous - 2010-11-25, 15:37

marzena0711 napisał/a:
Tak jestem pewna.Przyjęła bym go.


ale jesteś pewna na 100%? bo ja też myślałem że jak żona "wróci" (w "" bo moja żona się nie wyprowadziła, mieszkaliśmy i mieszkamy razem) to będzie cud, miód i orzeszki i wszystkie problemy się skończą.

a rzeczywistość okazała się inna. owszem pani żona to ta z którą brałem ślub, dane z dowodu się zgadzają ale wewnątrz to już zupełnie inna osoba i na nowo muszę się jej uczyć (i vice versa). i nie zawsze ta nowa żona mi pasi, bo brałem ślub z inną...

bądź gotowa że jak mąż wróci to najpierw będziecie ze sobą chodzić, potem okres narzeczeństwa a potem dopiero ślub. gdzieś pośrodku pewnie będzie też wasz drugi "pierwszy raz" ;-)

Anonymous - 2010-11-25, 16:08

Michaił napisał/a:
ale jesteś pewna na 100%? bo ja też myślałem że jak żona "wróci" (w "" bo moja żona się nie wyprowadziła, mieszkaliśmy i mieszkamy razem) to będzie cud, miód i orzeszki i wszystkie problemy się skończą.


Nie spodziewam się miodu , wiem że to trudne ale chciała bym mieć szanse spróbować .
Na razie mąż ani myśli wracać a ja muszę żyć więc muszę skupić się trochę na sobie.

Anonymous - 2010-11-25, 16:09

Michaił napisz proszę coś więcej. Rozumiem, że żona Cię zdradziła i postanowiła wrócić. Na jakich zasadach się to odbyło? Przeprosiła/nie przeprosiła? Co to znaczy, że jest zupełnie inna? Jakaś rozbita?

Pytam w sumie z czystej ciekawości, bo myślę, że nie stanę przed takim problemem. Mimo wszystko zastanawiam się jak się z nim zmierzyć, bo mam jakieś wyobrażenie w jaki sposób chciałbym żeby wróciła, a ja jej w cudowny sposób wybaczam, ale myślę, że rzeczywistość jest znacznie trudniejsza.

Anonymous - 2010-11-25, 16:47

Wujt, oto całe 16 stron: http://www.kryzys.org/vie...?t=5285&start=0
, jak mi ktoś temat podbije do góry napiszę więcej ;-)

Anonymous - 2010-11-29, 22:19

Jestem ciekawa jak radzicie sobie z sytuacją kiedy spotykacie swoich mężów czy żony ze swoimi miłościami.

Dziś syn spotkał męża. Jego ojciec robił zakupy ze swoja Anią i jej synem.

[ Dodano: 2010-11-30, 14:46 ]
Im więcej się modlę ,czytam te posty tym bardziej czuje się winna.Odkrywam w sobie same wady.Widzę jak bardzo przyczyniłam się do rozpadu naszego małżeństwa.

Anonymous - 2010-11-30, 20:10

Ja nie mam takiego problemu, bo żona faktycznie to nie jest z kochankiem tzn. nie mieszka z nim, nie wiem czy się spotykają, jak często i na jakich zasadach. Nie wnikam, nie pytam, bo po co?

Jakbym ich razem zobaczył objętych i uśmiechniętych, to pewnie bardzo by zabolało.

Co do poczucia winy za to co się stało. To ciężko mi w sobie jakieś znaleźć. Tzn. dręczy mnie, że coś musiałem zawalić, że gdyby coś zrobił to wszystko potoczyłoby się inaczej. Jednocześnie jednak nie potrafię znaleźć niczego konkretnego, może poza tym, że należało więcej prosić, a mniej żądać, żeby być bardziej koncyliacyjnym, a mniej kłótliwym.


Wszędzie piszą, że odpowiedzialnymi za kryzys są oboje małżonkowie, ale mi tak trudno w sobie znaleźć jakąś winę. Jak czytam tu wątki na forum, że ktoś pił, ktoś bił, ktoś zaniedbywał rodzinę, pochłaniała go praca, chodził na imprezy, wyzywał żonę, to ja się czuję aniołem. Nawet teściowa, z którą przecież mieszkaliśmy więc widziała jak funkcjonujemy i która próbuje mnie obciążać za to co się stało, to mało co mi potrafi wytknąć, a jak już to np. to, że dwa lata temu przed świętami jak żona stroiła mieszkanie i się tym cieszyła, to ja jej nie pomagałem tylko siedziałem naburmuszony na kanapie.

Czy zawsze obie strony muszą być winne?

Trochę więcej w moim wątku. Napiszcie coś. Potrzebuję zwłaszcza jakieś dobrej rady jak wzbudzić w sercu taką autentyczną życzliwość dla żony. Tzn. na poziomie słów i czynów to ja jestem wobec niej życzliwy, ale z myślami już bywa gorzej.


http://www.kryzys.org/vie...p=107986#107986

Anonymous - 2010-12-01, 22:15

Wujt napisał/a:
Czy zawsze obie strony muszą być winne?


to doskonałe pytanie! sam bym chciał znać odpowiedź. osobiście myślę że nie, ale nie potrafię uzasadnić na tyle żeby nie dało się tego obalić.

Anonymous - 2010-12-02, 00:17

Wujt napisał/a:
Czy zawsze obie strony muszą być winne?

Michaił napisał/a:
to doskonałe pytanie! sam bym chciał znać odpowiedź. osobiście myślę że nie, ale nie potrafię uzasadnić na tyle żeby nie dało się tego obalić.


Witajcie,
oczywiście że nie zawsze obie strony winne są kryzysu, ale to są chlubne wyjątki. Aby nie być gołosłowna to przykładem może być np.
św. Rita-polecam do przeczytania o jej małżeństwie-
http://webcache.googleuse...l&ct=clnk&gl=pl
św. Monika- http://www.kryzys.org/arc...opic.php?t=3061
No i niezawiniony absolutnie przez nikogo kryzys w małżeństwie Maryi i Józefa rozwiązany osobiście przez Boga u samego zalążka. :-D


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group