Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?

Anonymous - 2009-11-29, 23:05

Tu najwiekszym problemem (tak myślę) jest nawiązanie ,,pozytywnego'' dialogu z żoną. A może.......spróbować porozmawiać ,,po męsku" z kochankiem żony (nie mówię tu oczywiście o jakimś -że się tak wyrażę-mordobiciu).Przecięż to TY JESTEŚ JEJ MĘŻEM.Może w ten sposób zyskasz choć trochę czasu,popsujesz im nieco beztroskę i być może żona ,,zechce z tobą porozmawiać.....

[ Dodano: 2009-11-30, 08:08 ]
To on wszedł w wasz związek a TY walczysz o uszanowanie sakramentu.To ty masz rację i to ty masz przed nim prawo do swej żony.

Anonymous - 2009-11-30, 12:28

PawełV napisał/a:
Tu najwiekszym problemem (tak myślę) jest nawiązanie ,,pozytywnego'' dialogu z żoną. A może.......spróbować porozmawiać ,,po męsku" z kochankiem żony (nie mówię tu oczywiście o jakimś -że się tak wyrażę-mordobiciu).Przecięż to TY JESTEŚ JEJ MĘŻEM.Może w ten sposób zyskasz choć trochę czasu,popsujesz im nieco beztroskę i być może żona ,,zechce z tobą porozmawiać.....

[ Dodano: 2009-11-30, 08:08 ]
To on wszedł w wasz związek a TY walczysz o uszanowanie sakramentu.To ty masz rację i to ty masz przed nim prawo do swej żony.

To Pawle taka walka z wiatrakami na tym etapie, poza tym mam też świadomość, że to nie tego faceta wina, ale to ja nawaliłem i nie widzę sensu się szarpać za tydzień o tej porze będzie już po rozprawie i jeden Bóg wie z jakim rezultatem.

Anonymous - 2009-11-30, 13:36

A ja myślę, że tego faceta wina też jest i to nie byle jaka, wykorzystał sytuację kryzysową i podłączył się do Twojej żony, mógł tego nie robić. Uważam, że warto z nim pogadać, żeby miał dyskomfort w sumieniu.
Mam wrażenie Jarosław, że się poddałeś, a jeszcze nie wiadomo co będzie, może żona temu gościowi się znudzi, może on nie będzie taki atrakcyjny dla niej, gdy przyjdzie proza życia. Rzeczywiście wykorzystaj czas na pogodzenie z Bogiem i sobą jak napisał Ketram, abyś był silny, gdy nadejdzie czas rozgrywek.

Anonymous - 2009-11-30, 19:10

ketram napisał/a:
Myślę, że w tej fazie kryzysu - w przypadku Jarosława - pisanie miłch smsów i telefonowanie nie ma najmniejszego sensu. Innymi słowy - znaki wypuszczane w stronę żony, że "jestem, czekam itp" przynoszą odwrotny skutek

Uważm także, że wytykanie żonie ewidentnego zła, które czyni, powoływanie się na sakrament, umoralnianie lub jakiekolwiek ostre przywoływanie do opamiętania - również nie ma sensu.

Dlatego, że żona pogrążona w "cugu" - czyli zauroczeniu, potrzebuje takich sygnałów - miękkich (miłe smsy) lub twardych (awantury) tylko i wyłącznie do tego, aby mieć się od czego odbijać, uzasadniać swoje zachowanie.

Zatem - żona potrzebuje pożywki do rozmów z osobą trzecią o zasadności swego kroku. Nie wolno tej pożywki dawać. Nie może mieć się od czego odbijać.

Wszystko zostało już powiedziane - Jarosław zaznaczył, ze chce ratować - i wystarczy. To nie jest ten etap kryzysu. Działania "zaczepne" powinny mieć miejse z jego strony wcześniej lub.... przydadzą się później. Dużo później.

Na ten moment, myślę, najlepsze co może Jarosław uczynić - to powolutku pogodzić się z Panem Bogiem, następny krok - pogodzić się z samym sobą.

Czuję Ketram, że ująłeś to dokładnie.

Anonymous - 2009-11-30, 22:54

Jarosław napisał/a:
Czuję Ketram, że ująłeś to dokładnie.


Ketram faktycznie trafione -zatopione.
Tak Jarku-na pewnych etapach działania
-miłosne ,zyczliwe -to żle
-stanowcze,impulsywne-jeszcze gorzej

Zatem co ???? ano czekać aż sie wypali amok i trafi do głowy pierwsza refleksja.
Na ten moment musisz byc gotowy,tylko żeby dobrze sprawdzic sie w tym momencie
najpierw winienes uporządkowac wszystkie swoje sprawy.........a na końcu
zadać sobie uczciwe pytanie

czy zależy mi na byciu razem???

Jarku jak sie czujesz po tym co napisała mami????
nie odpowiadaj-tylko głeboko sie zastanów nad tym.
Jak jest w tym kawałek prawdy-działaj
jak nieprawda-to zapomnij

Zreszta sam się znasz,sam wiesz co zatajasz,sam wiesz jaka prawda.......

pozdrawiam

Anonymous - 2009-12-01, 12:02

cierpliwy napisał/a:


Jarku jak sie czujesz po tym co napisała mami????
nie odpowiadaj-tylko głeboko sie zastanów nad tym.
Jak jest w tym kawałek prawdy-działaj
jak nieprawda-to zapomnij

Zreszta sam się znasz,sam wiesz co zatajasz,sam wiesz jaka prawda.......

pozdrawiam


Nie powiem bo zatrzepało i to porządnie.
Można powiedzieć, że znalazłem powody, zakorzenienia, pozostałości z dzieciństwa takiego, a nie innego styla bycia, realizowania się w małżeństwie. Zresztą znam je od miesięcy.

Co do terapeuty, jego pomoc polega na tym by wskazać, które punkty życia wywoływały pewne niezmazywalne ślady działające reperkusjami w życiu dorosłym.

Terapeuta nie powie nic więcej aniżeli zdiagnozuje to co usłyszy ode mnie.
Być może, że clou zagadnienia znajduje się w owym otworzeniu na drugiego człowieka i wyrzucenia z siebie emocji. Ale i tak praca zależy ode mnie terapeuta może ją ukierunkować.
Ale kto zna mnie lepiej od siebie poza Panem oczywiście.

Forum Sycharu i Wy daliście mi wiele takiego spokoju, analiza przyczyn należała do mnie, musiałem zajrzeć do środka i zajrzałem i
Choć pewnie jeszcze nie raz złapię się na jakiejś gonitwie myśli, uczuć czy emocji, warto się na to przygotować.
Cytując ks. Jaworskiego marsz po ślimaku (byle w górę).

Pomyśleć, że wrześniu miotając się chciałem szukać prawnika, by wygrać sprawę.

To, że tu trafiłem odczytuję jako palec Boży.
Najważniejsze to być w zgodzie ze swoim sumieniem i prosić o współmałżonka nie dla mnie, ale dla niej.
Już dwie niedziele bez Eucharystii, jest zagubiona pewnie jej wstyd przed samą sobą, a nie umiem jej pomóc. W głębi serca była dosyć religijna nawet ze trzy lata temu mieliśmy misje i jednego wieczoru było odnowienie przysięgi małżeńskiej.
Mnie wtedy stały w oczach łzy, a żona się uśmiechała wtedy już byliśmy oddaleni, ech gdybym wówczas tu trafił...

Anonymous - 2009-12-01, 14:06

Jarek, po pierwsze terapeuta nie jest od stawiania diagnoz ale od przepracowywania sytuacji, ukierunkowywania i nazywania po imieniu rzeczy ....Może więc warto ?

Piszesz, że to nie ten facet jest winny, ale Ty wiele zawalileś.....
Nie chodzi tu przecież o szukanie winnego !!!!!
Chodzi o to, żeby nie obwiniac nikogo, tylko spojrzeć na siebie i zapytać - co JA mogę w trudnej sytuacji zrobić, żeby moje życie było lepsze, naprawione itp.
Widzisz, chodzi o to, że w trudnych sytuacjach nie możemy raczej liczyć na innych ale możemy i powinniśmy sami coś zadziałać .

Mówisz Jarku, że gdybyś trzy lata temu tu trafił....to może by coś .....
A nie myslisz, że może Bóg tak chciał ? Może chciał żebyś właśnie tu i teraz był z nami a my z Tobą ? Może to teraz właśnie jest dobry czas.....po to....żebyś za tydzień nie powiedział, że szkoda, że nie trafiłem tu wcześniej.
Jarek....może masz właśnie tydzień, żeby jednak przekroczyć siebie i zadzaiłac ??
Czego Ty chcesz Jarek dla siebie ? Dla swojego małżeństwa ? Dla Waszej rodziny ??
Tydzień, to tak naprawdę sporo czasu.....Spróbuj zadziałać ! Może chociażby dlatego, żebys sobie kiedyś sam w brodę nie pluł.....Wiesz....Pan Bóg wie co robi....i zaqwsze daje nam czas !! Pozdro !! EL.

Anonymous - 2009-12-01, 23:01

Jarosław,

u mnie było wszystko

- początkowo były i miękkie sygnały i twarde [cyt. za ketram ] ... dziś widzę bezsens takiego działania ... choć wtedy jeszcze nie wiedziałam o istnieniu "tej pani"
w życiu mojego męża

- był kontakt z "tą panią" (gdy się ujawniła rok temu)
PawełV napisał/a:
Może w ten sposób zyskasz choć trochę czasu,popsujesz im nieco beztroskę i być może żona ,,zechce z tobą porozmawiać.....

Kari napisał/a:
warto z nim pogadać, żeby miał dyskomfort w sumieniu.

... nic z tego co napisano powyżej nie miało miejsca ... ani w nim ani w niej ...
może kontakt był za późno, ale w moim przypadku, gdy na jaw wyszły fakty, na świecie było już ich jedno dziecko a drugie w drodze...

- dziś jest - odcięcie się od kontaktów/spotkań z mężem (są tylko konieczne), widoczny dystans, abym mogła ... żyć

Okazuję się jednak, że nie wysyłanie do niego żadnych sygnałów (pozytywnych czy negatywnych), bycie na bardzo duży dystans ... też stanowi dla męża ... uzasadnienie jego postępowania ... właściwie to fakt mojego istnienia
jest dla niego aktualnie uzasadnieniem jego zachowania, decyzji ...

Amok...cug...chemia...może na początku tak, ale nie po ... 7-10 latach albo po 30 ... tyle to nie trwa...ani zakochanie ani zauroczenie...
jeśli u Twojej żony to początek masz dużą szansę ... na zakończenie inne niż moje

Nie chcę tak tłumaczyć drugiej strony ... która odeszła ... że jak "to" jej minie,
to on/ona wróci...
Całe życie można żyć iluzją powrotu (nie mylić z nadzieją)

P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony
Nie mam już przyszłości z nim
decyzje jak zawsze podjął mąż

Jak mówi, mój ukochany Ralph Martin „ jest przyszłość w Jezusie i tylko w Nim”
Tylko, że ja na razie jeszcze do tego nie doszłam
Żyć tak jak mówi św. Paweł "niech ci którzy mają żony (mężów) żyją tak, jakby byli nieżonaci (nie miały mężów)"

Jarosław pamiętam w modlitwie, a „w tym dniu” szczególnie
Dużo nadziei pomimo …

paloma

Anonymous - 2009-12-02, 09:01

Paloma napisał/a:

Jarosław pamiętam w modlitwie, a „w tym dniu” szczególnie
Dużo nadziei pomimo …

paloma

Bóg zapłać Palomo.

[ Dodano: 2009-12-02, 09:05 ]
Paloma napisał/a:


P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony
Nie mam już przyszłości z nim
decyzje jak zawsze podjął mąż

Co by się nie działo (choć czasem wydaje się nieosiągalne) wracamy do pełnego "jako i my odpuszczamy..."
Pozdrawiam
Jarek

Anonymous - 2009-12-02, 09:22

Terapeuta nie powie nic więcej aniżeli zdiagnozuje to co usłyszy ode mnie.
Być może, że clou zagadnienia znajduje się w owym otworzeniu na drugiego człowieka i wyrzucenia z siebie emocji. Ale i tak praca zależy ode mnie terapeuta może ją ukierunkować.
Ale kto zna mnie lepiej od siebie poza Panem oczywiście.



jeśli są to urazy z dzieciństwa mogą być silnie wyparte, zastapione innymi emocjami, dziś tak dostosowanymi,
by inni odbierali cie w twoich oczach pozytywnie, inaczej mówiąc nieprzyjemne doznania i emocje z nimi związane zamieniamy na bardziej dla nas akceptowane przez inne osoby... tak by nie czuc krytyki własnej osoby
sam możesz nie być w stanie tego dostrzec, a na pewno nie bez pracy nad soba, z tego co piszesz nie przeczytałes ani jednej ksiązki, z zakresu poradnictwa psychologii, więc jeszcze trudniej zobaczyć swoje problemy, jak sie nie ma odzwierciedlenia w innych przypadkach,

zdobyta wiedza w tym temacie lub terapeuta może ci pomóc jak oczywiście będzie twoja zgoda wewnętrzna na przerobienie pewnych urazów z przeszłości i wpływac na zmiane myslenia i zachowania...
ale oczywiście jak będzie twoja zgoda i oczywiście nikt nie przerobi za ciebie tej pracy, a ciężka to praca nad soba samym...
nie ma tabletki, cudownej recepty jest trudna i mozolna praca nad własnymi urazami
ty jednak ogromnie bronisz swojej tożsamości, wciąż piszesz o tym... dlatego tak trudno ci zaakceptowac otwarcie sie przed innymi,
długo tłumiłeś w sobie wszystko, nie miałeś przed kim, bałeś sie jak zostaniesz odebrany a jak juz wygadałaś problem, doznałeś pewnie ogromnej ulgi...

nie może być to oczywiście presja i na siłe musi być to związane z dobrowolnie wyrażoną przez ciebie wola na taka pomoc,. inaczej jak mówisz nie ma sensu... brak zgody na prace nad soba z pomocą innej jest tylko marnowaniem czasu

mnie niepokoi tylko cały czas twój syn, bo o ile ty możesz sobie pomóc, jak twierdzisz,
to niestety syn już sobie nie pomoże, a ty na dzis dzień nie masz takiej wiedzy w tym kierunku, by mu pomóc, zapoznanie sie z nią, a potem pomoc przyjdzie za późno, odwlecze w czasie to co dzis jest mu niezbędnie potrzebne by prawidłowo się rozwijał
sytuacja w domu gdy rodzice sie rozwodza, odchodza, mają problemy jest dla normalnie rozwijającego sie dziecka traumatyczna, co dopiera dla twojego syna, u którego doprowadziło do nieprawidłowych zachowań i odczuc wasza źle pojmowana opieka rodzicielska
na szczęście można temu zaradzic....

możesz skorzystac z porady online na przykład
http://www.psychologia.net.pl/zasady.php
profesjonalne porady on-line przez Elżbietę Kalinowską są na najwyższym poziomie, poczytaj artykuły, na tej stronie będą pomocne,
możesz skorzystac z tej formy pomocy, jako bezpiecznej dla siebie, otrzymac jakiś wgląd w sytuacje w jakiej sie znajdujecie... i sam zadecydowac czy jestes gotów dalej coś z tym robić, przede wszystkim czy rzeczywiście jest taka potrzeba... ugruntujesz sie w przekonaniu słuszności decyzji jakie podejmujesz i nie bedziesz miał kiedyś wyrzutów iż czegoś zaniedbałeś w stosunku choćby do syna

pozdrawiam Jarek, fajny z ciebie gość, dasz rade jak ja i wielu innych pokonac swoje "demony przeszłości"

Anonymous - 2009-12-02, 09:34

Paloma napisał/a:

P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony


Paloma

Wydaje mi się, ze jedyny możliwy taki fakt - to jego śmierć ...

Poza tym, moment w którym jesteś - to czas nie na zastanawianie się co on. Ty juz wiesz i widzisz, jak się sprawy mają. Krok po kroku odbudowywuj siebie - to jak nauka chodzenia po paraliżu. Kiedy nauczysz się chodzić - łatwiej będzie wędrować tam, gdzie Ty uznasz za stosowne, nie "on".

Cug, chemia, amok wypalają się - trwa to dłuzej lub krócej. Osoby, które posmakowały tego narkotyku albo budzą się - mają po wypaleniu czas na refleksję, allbo poszukują znowu "wrażeń". Niewykluczone, ze Twój mąż za czas jakiś zacznie znowu poszukiwać narkotyku. Znajdzie znowu "kogoś" - obecna jego partnerka z dwójką dzieci nie będzie miała dla niego znaczenia. Ma juz wprawę w takich numerach.

Paloma, naprawdę nie wiemy co bedzie - a zastanawianie się prowadzi do nikąd.

Anonymous - 2009-12-02, 09:43

Jarosław napisał/a:

Co by się nie działo (choć czasem wydaje się nieosiągalne) wracamy do pełnego "jako i my odpuszczamy..."
Jarek

... o tym pamiętam ilekroć wypowiadam te słowa ... wolą i decyzją wybaczam, choć nadal bardzo boli, mam świadomość nieodwracalności niektórych decyzji i faktów ...

Jarosław,
z własnego doświadczenia tylko piszę, abyś nie popadł w stan taki jak ja teraz ... nie obwiniaj się o wszystko, że za późno zobaczyłeś swoje błędy, że za późno tu trafiłeś, że gdybyś wcześniej wiedział to wszystko, że ...itp.
Ale było i jest inaczej ...
Ważne to, że zawsze chciałeś i chcesz naprawiać i budować na nowo
A że wtedy nie widziałeś tego ... nie ma ludzi bez wad, grzechów, upadków ... Twoja żona też miała i ma plusy i minusy ;)

Czy masz pretensje do niewidomego, że nie widzi ...
Wtedy nie widziałeś, teraz przejrzałeś i zobaczyłeś ...
Nie upadaj na duchu ...
Dużo nadziei ("a może jest jeszcze nadzieja" jak mówi psalmista, dla Ciebie nadzieja)

pozdrawiam
Paloma

Anonymous - 2009-12-02, 11:57

mami napisał/a:

mnie niepokoi tylko cały czas twój syn, bo o ile ty możesz sobie pomóc, jak twierdzisz,
to niestety syn już sobie nie pomoże, a ty na dzis dzień nie masz takiej wiedzy w tym kierunku, by mu pomóc, zapoznanie sie z nią, a potem pomoc przyjdzie za późno, odwlecze w czasie to co dzis jest mu niezbędnie potrzebne by prawidłowo się rozwijał
sytuacja w domu gdy rodzice sie rozwodza, odchodza, mają problemy jest dla normalnie rozwijającego sie dziecka traumatyczna, co dopiera dla twojego syna, u którego doprowadziło do nieprawidłowych zachowań i odczuc wasza źle pojmowana opieka rodzicielska

Dzięki Mami za namiar nie miałem pojęcia, że coś takiego funkcjonuje w sieci.
Kiedyś nabyłem taką pozycję i sięgałem do niej "Rozsądne dziecko", ale jakoś tak nie widziałem efektów, poza tym zacząłem mu matkować i współczuć tych trudności w nauce.
To już siódmy rok jak z nim robię lekcje, a czasem to nawet i za niego jak jest za dużo.
Posiada niską samoakceptację. Zbyt wiele poświęciłem jemu, a za mało związkowi.
Żona czuła się odsunięta, zepchnięta na drugi plan i mam to co mam.

[ Dodano: 2009-12-02, 12:01 ]
Paloma napisał/a:

z własnego doświadczenia tylko piszę, abyś nie popadł w stan taki jak ja teraz ... nie obwiniaj się o wszystko, że za późno zobaczyłeś swoje błędy, że za późno tu trafiłeś, że gdybyś wcześniej wiedział to wszystko, że ...itp.


Dzięki Paloma za ostrzeżenie, trzeba znaleźć środek, uznać swą winę ale nie rozpamiętywać nie samonakręcać się w uciemiężeniu.

Anonymous - 2009-12-07, 04:11

ketram napisał/a:

Paloma napisał/a:
"P.S. A dziś doszedł fakt, który definitywnie przekreślił jego powrót... z jego strony"


Wydaje mi się, ze jedyny możliwy taki fakt - to jego śmierć ...

Są wydarzenia i fakty gorsze niż śmierć … i ciągle pojawiają się nowe a ja nie jestem z kamienia, choć chciałabym
Jeśli ktoś spycha Cię w otchłań, to myślisz o śmierci ...nie tej osoby, ale własnej ...
Choć wiem, że śmierć nie jest końcem ...

ketram napisał/a:
Krok po kroku odbudowywuj siebie - to jak nauka chodzenia po paraliżu. Kiedy nauczysz się chodzić - łatwiej będzie wędrować tam, gdzie Ty uznasz za stosowne, nie "on".

Tylko, że ja i on idziemy w odwrotnych kierunkach a ja z nim i za nim nie chcę i nie mogę iść ani biec … nie ten kierunek
A i on ze mną też nie…sam świadomie (!) wybrał to życie, które teraz prowadzi, odwrócił się i poszedł w przeciwnym kierunku

ketram napisał/a:
Cug, chemia, amok wypalają się - trwa to dłuzej lub krócej. Osoby, które posmakowały tego narkotyku albo budzą się - mają po wypaleniu czas na refleksję, allbo poszukują znowu "wrażeń". Niewykluczone, ze Twój mąż za czas jakiś zacznie znowu poszukiwać narkotyku. Znajdzie znowu "kogoś" - obecna jego partnerka z dwójką dzieci nie będzie miała dla niego znaczenia. Ma juz wprawę w takich numerach.

Ciekawie napisałeś … To ile trwa najdłużej ten amok? … może do śmierci?
… 7 lat (minimum) w związku z inną kobietą, dwoje małych dzieci, razem mieszkają i żyją i … amok …
... śpię i śnię … ja czy Ty ?
To nie działa i nie zachodzi tak prosto jak napisałeś.
Mój mąż dokonał wyboru świadomie (!), po długoletnich przemyśleniach i więcej nie będzie już szukał „narkotyku”, bo znalazł to czego szukał, jest tam szczęśliwy. To nie jest jakaś tam "pani od kawy", ale wybranka jego serca. Jest z nią z wyboru.
A jak sam wiesz miłość to wybór (sam tak napisałeś w jednym z postów).
A ja - powinnam i muszę to zrozumieć. On - jest szczęśliwy.

Jak jest u mnie – wiesz
Jak jest u Ciebie - wiesz
Wiesz – że między Twoją a moją sytuacją jest różnica jak między niebem a piekłem …
Ty może masz jakąś tam „grypę”, to i nadzieję i szansę masz
A człowiekowi w stadium terminalnym „raka” mówisz : „miej nadzieję, wyzdrowiejesz”
... oczywiście wierzę w cuda ...

ketram napisał/a:
Paloma, naprawdę nie wiemy co będzie - a zastanawianie się prowadzi donikąd.

Ketram, nic nie jest pewne oprócz tego, że nastąpią w życiu zmiany …

Pozdrawiam
nadziei i radości :)
Paloma

„pożyjemy, zobaczymy…” … więc żyjmy i patrzmy …

(przepraszam, że napisałam nie w swoim temacie, jutro przeniosę we właściwe miejsce)


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group