Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?

Anonymous - 2009-11-20, 00:23
Temat postu: Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?
Ostatnie posty jakie otrzymałem jako odpowiedz,dały mi co nieco do myślenia.Przeanalizowałem życie.Całe nieszczęście zaczęło się już w młodości.Rodzina nie dała mi raczej żadnych gotowych dobrych wzorców.Byłem bardzo nieśmiały.Nie potrafiłem nawiązać żadnych relacji z dziewczynami.Zacząłem się modlić o dobrą żonę.Po kilku latach trochę się rozkręciłem i nawet nawiązałem kilka przyjażni.Marzyłem o prawdziwej miłości,o małżeństwie....Podczas rekolekcji i nauk dla młodzieży usłyszałem że jakieś przytulenia czułości,pocałunki nie mówiąc już o współżyciu są grzechem (miałem już 22 lata).Gdybym mając duży temperament korzystał z niego słowa te byłyby dla mnie zbawienne.Niestety przy mojej nieśmiałości przestawiły moje myślenie w kierunku miłości odcieleśnionej.Zapadły też w moją pamięć słowa pisma św.-Każdy kto pożądliwie spojrzy na kobietę.... .Dalej modliłem się ciągle o dobrą żonę. Miałem problemy z nawiązaniem relacji z kobietami.Żadna znajomość nie mogła przejść w nażeczeństwo (miałem już 27 lat).Zamknąłem się w sobie.Dalej modliłem się o dobrą żonę.,,Moje''dziewczyny które,,kochałem''powychodziły za mąż,aja wierzyłem że wymodlę tę jedyną (miałem już 28 lat).Koledzy którzy w młodości ,,zabawiali'' się z dziewczynami byli już szczęśliwymi mężami i ojcami którzy mieli już własne domy.Znajoma pożyczyła mi książkę ks. Malińskiego....zrozumiałem...nie ma na co już czekać.Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.Mamy 2 dzieci.Dalej walczyłem o czystość małżeńską,co nie było zbyt trudne bo żonę podniecają tylko pieniądze i kłótnie.Mam ponad 40l.Dzięki postom Mireli,Mirakulum i w.z spojrzałem na życie inaczej.Okazało się że walka o czystość była niepotrzebna -zmarnowałem życie....Klęska....Beznadzieja....Nie mogę normalnie funkcjonować.Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???......
Anonymous - 2009-11-20, 01:46

Paweł, piszesz, że wcale Ci się żona fizycznie nie podobała.. Jak kochasz, to nawet czasem pryszcz jawi Ci się jako pieprzyk albo np. całkowicie akceptujesz to, że jedną nogę ma krótszą i ma zeza. Czyli.. wg mnie kwestia czystości wcale nie wchodzi tutaj w grę- jeśli chodzi o bieżące problemy. Czystość, to tylko PLUS i największy skarb jaki mogą dać sobie dwoje ludzi. Czystość wspomaga wierność, potrzebna jest Miłości i wynika z uczciwości małżeńskiej. Dlatego nie, z takiej cnoty nic złego nie powstaje. Być może TA sytuacja jest dla Ciebie początkiem wzrastania ku Miłości "pomimo", poznawaniu siebie i swojej żony.
"Każdy, kto pożądliwie patrzy na kobietę, już się w swoim sercu dopuścił z nią cudzołóstwa" (Mt 5:27-32) -to tyczy się właśnie cudzołóstwa, a więc absolutnie nie ma nic wspólnego z pożądaniem swojej własnej żony, którą winieneś nosić na rękach i całować.. właśnie tak: namiętnie.

Anonymous - 2009-11-20, 07:33

Witaj Paweł!
Twoje problemy są mi bardzo bliskie ponieważ miałem i mam podobne. Z jedną różnicą - moja żona bardzo mi się podoba i jest piękną kobietą.

Jeśli chodzi o czystośc to warto sobie zadac pytanie - czego Pan Bóg od nas oczekuje? Czy tego byśmy byli idealni, czy też tego byśmy byli po prostu sobą i bardzo Go kochali.
Pod tą walką o czystośc często kryje się pycha i egoizm by byc idealnym. Spróbuj na pierwszym miejscu w swoim życiu postawic na miłośc i miłosierdzie Boga. To jest najważniejsze, a nie nasze uczynki, grzechy. Nigdy nie będziemy idealni bo nasza nawet największa osobista świętośc wobec Boga będzie niczym. Jesteśmy tylko pyłem i prochem przed nim.

Dziękuj Bogu, że masz taką żonę jaką masz. Spróbuj w tym odnaleźc Bożą Wolę. Widzisz ja mam bardzo ładną żoną, a i przez to było sporo kłopotów. I czasami wolałbym, żeby była brzydsza ;). pozdrawiam.

Anonymous - 2009-11-20, 08:15
Temat postu: Re: Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?
PawełV napisał/a:
Ostatnie posty jakie otrzymałem jako odpowiedz,dały mi co nieco do myślenia.Przeanalizowałem życie.Całe nieszczęście zaczęło się już w młodości.Rodzina nie dała mi raczej żadnych gotowych dobrych wzorców.Byłem bardzo nieśmiały.Nie potrafiłem nawiązać żadnych relacji z dziewczynami.Zacząłem się modlić o dobrą żonę.Po kilku latach trochę się rozkręciłem i nawet nawiązałem kilka przyjażni.Marzyłem o prawdziwej miłości,o małżeństwie....Podczas rekolekcji i nauk dla młodzieży usłyszałem że jakieś przytulenia czułości,pocałunki nie mówiąc już o współżyciu są grzechem (miałem już 22 lata).Gdybym mając duży temperament korzystał z niego słowa te byłyby dla mnie zbawienne.Niestety przy mojej nieśmiałości przestawiły moje myślenie w kierunku miłości odcieleśnionej.Zapadły też w moją pamięć słowa pisma św.-Każdy kto pożądliwie spojrzy na kobietę.... .Dalej modliłem się ciągle o dobrą żonę. Miałem problemy z nawiązaniem relacji z kobietami.Żadna znajomość nie mogła przejść w nażeczeństwo (miałem już 27 lat).Zamknąłem się w sobie.Dalej modliłem się o dobrą żonę.,,Moje''dziewczyny które,,kochałem''powychodziły za mąż,aja wierzyłem że wymodlę tę jedyną (miałem już 28 lat).Koledzy którzy w młodości ,,zabawiali'' się z dziewczynami byli już szczęśliwymi mężami i ojcami którzy mieli już własne domy.Znajoma pożyczyła mi książkę ks. Malińskiego....zrozumiałem...nie ma na co już czekać.Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.Mamy 2 dzieci.Dalej walczyłem o czystość małżeńską,co nie było zbyt trudne bo żonę podniecają tylko pieniądze i kłótnie.Mam ponad 40l.Dzięki postom Mireli,Mirakulum i w.z spojrzałem na życie inaczej.Okazało się że walka o czystość była niepotrzebna -zmarnowałem życie....Klęska....Beznadzieja....Nie mogę normalnie funkcjonować.Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???......

Polecam teksty p.Sylwka.
Dlaczego postanowiłem czekać:
http://elektron.elka.pw.e...ilem_czekac.pdf

O dojrzewaniu do bycia mężczyzną:
http://elektron.elka.pw.e...a_mezczyzna.pdf

ps. Paweł, życie zaczyna się po 40-tce, więc słowa o zmarnowaniu życia MARNUJESZ.

Anonymous - 2009-11-20, 08:52

PawełV napisał/a:
Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.


PawełV napisał/a:
Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???..


masz w myślasz obraz zony, której nie kochasz, nie pożądzasz, i którą obwiniasz za swoje podejście do zycia... i jeszcze sie zastanawiasz dlaczego moja zona robi mi piekło... czy twoja zona wie o twoich problemach, co myślisz, dlaczego ją odsuwasz, czy tylko sie zastanawia, bierze na siebie wine za brak szczęścia w domu?
widzisz zona jest kłótliwa, bo w taki sposób okazuje swoje niezadowolenie, pewnie prędzej okazywała w inny sposób, ale z braku możliwości dojścia do ciebie, komunikacji, rozmowy i braku zrozumienia tego co czujesz i dlaczego tak sie zachowujesz, w obronie siebie samej zaczęła także negować ciebie...

nie musisz ją krytykowac werbalnie, cała masa niewerbalnych postaw możesz okazać brak zainteresowania, akceptacji, co może drugioej stronie mówić i pokazywac jej że ją nie kochasz,
dlatego tak samo sie od ciebie odsunęłą by jakoś funkcjonowac...
trudno żyć z kimś jak sie ma poczucie że sie jest niekochanym, nieatrakcyjnym dla kogoś...
wyszła za mąż pewnie z miłości i braku świadomości, że jest nie kochana, i że jest tylko kimś kto miał byc dla ciebie tą "pierwsza lepsza",
by jakoś dostosować sie do kanonu, już jestem w tym wieku i nalezy sie ożenic, mieć dom i rodzine...
myśle, że zrobiłeś ogromną krzywdę tej osobie, dziś ponosisz konsekwencje tego wyboru, twoja zona tez...

co możesz dziś
możesz, zastanowić sie w jaki sposób odbudowac relacje z żona, zrekompensowac jej te lata bycia kimś niekochanym...wziąć na siebie odpowiedzialność za jakość twojego zycia, za szczęscie w twoim domu...
bo niestety zona pewnie sie wypaliła po latach prób zachęty ciebie do okazywania jej czułości...

nie rozumie twojej logiki podejścia do spraw łózkowych czyżby katolik nie mógł sie cieszyć z tej sfery życia tylko miał żyć w wstrzemiezliwości... czy to tylko jakieś pozory i obrona samego siebie przed tą sferą zycia...
Paweł bierz sie za siebie, masz dzieci, którym masz dać dobry przykład jak kochać matkę ich dzieci...
za atut dobrego katolika wziąłeś bycie w sferze cielesnej w zgodzie z naukami a co z cała reszte zycia jaka dana jest katolikowi by nią sie kierował...
nie okłamuj, kochaj blizniego swego jak siebie samego... bądź dobrym mężem, ojcem... nie wystarczy tylko być dobrym w jednym bo to przychodzi ci łatwo, a gdzie to co niesie problem z radzeniem sobie, w tym temacie napraw samego siebie pracuj... bo to istotny problem, z którym sobie nie radzisz... czasami sami jesteśmy winni za atmosfere domowa, w związku, i nalezy robić wszystko, by to naprawić, by wszystkim zyło sie spokojnie, szczęsliwie przecież to nauka kościoła, by okazywać miłosierdzie...
pozdrawiam

Anonymous - 2009-11-20, 09:38

PawełV...............Mami napisała:"czasami sami jesteśmy winni za atmosferę domową, w związku, i należy robić wszystko, by to naprawić, by wszystkim zyło sie spokojnie, szczęsliwie przecież to nauka kościoła, by okazywać miłosierdzie... "

Ja napisz ebardziej stanowczo:ZAWSZE ,TO MY(małżonkowie,rodzice) JESTEŚMY ODPOWIEDZIALNI ZA ATMOSFERĘ W DOMU.
ZAWSZE!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!!

PawełV.......... wiesz???Ty wykrzywiłeś dość mocno,wynaturzyłeś to co mówi PŚ.
Tam nie "stoi" napisane aby meżczyzna nie pożądał kobiety,a kobieta meżczyzny....nie ma tam napisane że mają nie współżyć płciowo.
Tak jak i inne instynkty,uczucia,emocje tak i seksualność zostały dane i nadane człowiekowi przez Boga.Seksualność nie jest wymysłem "kusego" .On tylko ją wynaturzył,wykoślawił,pomaga człowiekowi by seksualność przekształcić w zgubne żądze,chore namiętności.
PawełV...czas stanąć w prawdzie o sobie,podjąć wysiłek poznania prawdziwego siebie,swoich wynaturzeń,słabych stron charakteru,wad ale i zalet.
To co jest zaletą (chyba) u Ciebie Ty zmieniłeś w wadę.W sposób wykoślawiony traktując seksualność.
W dodatku w imie egocetrycznego zaspokojenia swoich pragnień bycia mężem,ojcem,,orzenku skrzywdziłeś swoja wybrankę-żonę.

Złożyłeś przysięgę o miłości............ale od początku krzywoprzysięgałeś .Bo nie kochałeś żony.
Wiesz????? czy zadajesz sobie sprawę ze swojego egocentyzmu?
Dziś masz żal do żony,za kryzys,za kłótnie.Za jej chciwość,za kłótliwość.....za zgorzknienie.......

A jak sądzisz?????Kto ją doprowadził do zgorzknienia,do kłótliwośći,do tego że łączą Was ,albo ją z Tobą tylko pieniądze i ewentualnie dzieci?????
No???kto???????? jak sądzisz??????

Paweł............ to może być gorzkie co napisałem.Ale czas najwyższy stanąć w prawdzie.
W PRAWDZIE o sobie.
Czas na intensywną parcę nad sobą.bardzo intensywną by uratować rodzinę,by odbudować komunikację ,odbudować relacje.

Najpierw TY,a żona???żona zmieni sie( a przynajmniej ma szansę) pod wpływem Twoich zmian.

Piszesz:"Żona robi piekło."
Paweł............... a może żona chce uciec z emocjanalnego piekła????
A nie robi piekło??????

Anonymous - 2009-11-20, 20:34

Kobieta, żeby była szczęśliwa, musi czuć sie piekna dla swojego mężaczyzny....przeglądać się w jego oczach i widziec w nich zachwyt !

Co czuje Twoja żona będąc Twoją zoną ?
Co On widzi w Twoich oczach ??

Robi mówisz piekło....?...Hm.....Ona zwycxajnie wykrzykuje swoja samotność przy Tobie = mężu ....Jakbu nie krzyczała, pewnie byś Jej wcale nie zuważał ?.....

Masz pretensję do żony....o co....o to, że zgodziła się zostać Twoją zoną.....chociaż fizycznie Tobie nigdy sie nie podobała ??
Hm.....zakpiłeś sobie z Niej....co ??
Bo ta jedyna w końcu Ciebie chciała......ech.......

A kiedy Paweł ostatnio kupiles Jej jakiś ciuszek, żeby wyglądała ładniej ?
A kiedy ostatnio podarowałeś Jej różę.....żeby zakwitła jak kwiat ??
Kiedy ostatnio wykonałes w kierunku zony jakis miły gest ?? EL.

Anonymous - 2009-11-21, 21:19
Temat postu: Re: Przesadna pruderia przyczyną nieszczęścia?
PawełV napisał/a:
Ostatnie posty jakie otrzymałem jako odpowiedz,dały mi co nieco do myślenia.Przeanalizowałem życie.Całe nieszczęście zaczęło się już w młodości.Rodzina nie dała mi raczej żadnych gotowych dobrych wzorców.Byłem bardzo nieśmiały.Nie potrafiłem nawiązać żadnych relacji z dziewczynami.Zacząłem się modlić o dobrą żonę.Po kilku latach trochę się rozkręciłem i nawet nawiązałem kilka przyjażni.Marzyłem o prawdziwej miłości,o małżeństwie....Podczas rekolekcji i nauk dla młodzieży usłyszałem że jakieś przytulenia czułości,pocałunki nie mówiąc już o współżyciu są grzechem (miałem już 22 lata).Gdybym mając duży temperament korzystał z niego słowa te byłyby dla mnie zbawienne.Niestety przy mojej nieśmiałości przestawiły moje myślenie w kierunku miłości odcieleśnionej.Zapadły też w moją pamięć słowa pisma św.-Każdy kto pożądliwie spojrzy na kobietę.... .Dalej modliłem się ciągle o dobrą żonę. Miałem problemy z nawiązaniem relacji z kobietami.Żadna znajomość nie mogła przejść w nażeczeństwo (miałem już 27 lat).Zamknąłem się w sobie.Dalej modliłem się o dobrą żonę.,,Moje''dziewczyny które,,kochałem''powychodziły za mąż,aja wierzyłem że wymodlę tę jedyną (miałem już 28 lat).Koledzy którzy w młodości ,,zabawiali'' się z dziewczynami byli już szczęśliwymi mężami i ojcami którzy mieli już własne domy.Znajoma pożyczyła mi książkę ks. Malińskiego....zrozumiałem...nie ma na co już czekać.Ożeniłem się z kobietą która mi się fizycznie ani trochę nie podobała.Nie miała nawet kobiecego wdzięku ale myślałem że jakoś tam będzie,po bożemu jakoś się przeżyje.Mamy 2 dzieci.Dalej walczyłem o czystość małżeńską,co nie było zbyt trudne bo żonę podniecają tylko pieniądze i kłótnie.Mam ponad 40l.Dzięki postom Mireli,Mirakulum i w.z spojrzałem na życie inaczej.Okazało się że walka o czystość była niepotrzebna -zmarnowałem życie....Klęska....Beznadzieja....Nie mogę normalnie funkcjonować.Żona robi piekło.Chce zabrać dzieci i odejść.Nie mam już sił...może lepiej będzie jak odejdzie???......


hm...
Myślę sobie ,że stronę którą podałam należałoby uzupełnic o pojęcie czystości w małżeństwie
http://www.szansaspotkani...int=x&page=5756

pozdrawiam

Anonymous - 2009-11-22, 23:43

Dziękuję za wszystkie posty,również te krytyczne.Trochę się chyba przełamałem....uśmiecham się do żony,nawet ją przytuliłem i....nie czuję z tego powodu wyrzutów sumienia,które odczuwałem wcześniej.Większość domowych awantur powstaje na tle stosunków między moją żoną a moim ojcem i moją matką,z którymi mieszkamy razem w jednym (niezbyt dużym) domu.Muszę często tłumaczyć ojcu i matce by nie wtrącali się w nasze życie,natomiast małżonkę przekonuję do darowania urazów i przebaczenia bo nienawiść niszczy i zaślepia człowieka.....To właśnie te awantury są często najgorsze.Wprawdzie żony nie kocham jednak staram się okazywać jej ,,miłość bliżniego".Słowa pisma św.,,każdy kto pożądliwie spojrzy......zrozumiałem w ten sposób że ,,każdy-oznacza każdego mężczyznę i w każdym stanie zarówno kawalera jak i żonatego.Kobietę-każdą kobietę,również żonę.Jeśli spojrzenie jest grzechem códzołóstwa to cóż dopiero uśmiech ,przytulenie nie mówiąc już o współżyciu.Starałem się więc nie uśmiechać do żony i jej nie dotykać.Być może nie znalazłem dobrego spowiednika,a inni księża widocznie niezbyt dobrze mnie zrozumieli i zaaprobowali takiee postępowanie czym utwierdziłem się w błędach.Żonie nie mówiłem że jej nie kocham.Kiedyś mówiłem nawet że ją kocham-kłamałem(choć może nie do końca bo kochałem ją miłością bliżniego).Od kilku lat ani razu nie mówiłem jej że ją kocham.Ksiądz doradził mi abym powiedział jej prawdę.Nie powiedziałem jej tego gdyż uważam że byłoby to dla niej przykre.Uważam że powiedzenie prawdy dla samej prawdy nie jest chyba najszczęśliwsze choć może się mylę.Do żony nie mam pretęsji(to raczej odwrotnie)Pocałować żonę namiętnie.....niewiem... chyba się na to nie zdobędę....Nigdy się z nią nie całowałem .Na razie staram się jakoś zachować jedność małżeństwa choć ona mówi że zależy jej tylko na dzieciach(dobre i to bo dzieci potrzebują obojga rodziców).Jak prawdziwa miłość uskrzydla,tak jej brak działa destrukcyjnie w całym życiu i niestety to się odczuwa na własnej skórze.Jeśli była miłośc między osobami zawsze można starać się do tego wrócić,jeśli jej nie było -trudno znależć jakiś punkt powrotu.......
Anonymous - 2009-11-23, 08:36

PawełV napisał/a:
Jak prawdziwa miłość uskrzydla,tak jej brak działa destrukcyjnie w całym życiu i niestety to się odczuwa na własnej skórze.Jeśli była miłośc między osobami zawsze można starać się do tego wrócić,jeśli jej nie było -trudno znależć jakiś punkt powrotu.......


Chrystus Królem , Chrystus Panem, Chrystus Zbawcą nam !!!



Sandomierz, 12 czerwca 1999 JAN PAWEŁ II
Homilia wygłoszona podczas Mszy św.

1. «Jego Matka rzekła do Niego: „Synu, czemuś nam to uczynił? Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie”» (Łk 2, 48).

Liturgia Kościoła wspomina dzisiaj Niepokalane Serce Najświętszej Maryi Panny. Wzrok nasz kierujemy ku Maryi, która pełna troski i lęku szuka Jezusa zagubionego podczas pielgrzymki do Jerozolimy. Jako pobożni Izraelici, Maryja i Józef chodzili co roku do Jerozolimy na święta Paschy. Gdy Jezus miał lat dwanaście po raz pierwszy poszedł z nimi. I wtedy właśnie miało miejsce to wydarzenie, które rozważamy w piątej tajemnicy radosnej różańca świętego — tajemnicy znalezienia. Święty Łukasz bardzo wzruszająco opisuje je, w oparciu o wiadomości, które — jak można wnioskować — otrzymał od Matki Jezusa: «Synu, czemuś nam to uczynił? … z bólem serca szukaliśmy Ciebie». Maryja, która nosiła pod swym sercem Jezusa i chroniła Go przed Herodem, uciekając do Egiptu, wyznaje w sposób ludzki swój wielki niepokój o Syna. Ona wie, że musi być na Jego drodze obecna. Wie, że przez miłość i ofiarę będzie współdziałała z Nim w dziele Odkupienia. I tak oto wchodzimy w tajemnicę wielkiej miłości Maryi do Jezusa, miłości ogarniającej swym Niepokalanym Sercem nieogarnioną Miłość — Słowo Ojca Przedwiecznego.

Kościół przypomina nam tę tajemnicę właśnie tu, w Sandomierzu, w tym prastarym Grodzie, w którym od przeszło tysiąca lat żyją dzieje Kościoła i Ojczyzny. Pozdrawiam cały Kościół Sandomierski wraz z jego Pasterzem — biskupem Wacławem, biskupami pomocniczymi, kapłanami i osobami konsekrowanymi. Pozdrawiam was wszystkich, umiłowani Bracia i Siostry, którzy uczestniczycie w tej Najświętszej Ofierze. Witam księdza biskupa polowego Wojska Polskiego, a wraz z nim żołnierzy, podoficerów, oficerów i generałów. Pozdrawiam obecnych tu przedstawicieli Episkopatu Polski [również i biskupów gości], Władz państwowych samorządowych.

Ze czcią pozdrawiam prastary Sandomierz tak bardzo mi bliski. Ogarniam sercem inne miasta i ośrodki przemysłowe, zwłaszcza Stalową Wolę — miasto symbol wielkiej wiary ludzi pracy, którzy z godną podziwu ofiarnością i odwagą wznosili swoją świątynię, pomimo trudności i gróźb ze strony ówczesnych władz komunistycznych. Miałem radość poświęcić ten kościół. Ileż to razy nawiedzałem ziemię sandomierską, jakże często dane mi było spotykać się z historią waszego miasta i uczyć się tu dziejów narodowej kultury. Utaiła się bowiem w tym mieście jakaś przedziwna siła, której źródło tkwi w chrześcijańskiej tradycji. Jest bowiem Sandomierz wielką księgą wiary naszych przodków. Zapisali w niej wiele stronic święci i błogosławieni. Wspominam przede wszystkim Patrona tego miasta — błogosławionego Wincentego Kadłubka, [mistrza Wincentego], który był prepozytem katedry sandomierskiej i biskupem krakowskim, a potem ubogim mnichem zakonu cystersów [w Jędrzejowie]. Jako pierwszy Polak opisał dzieje narodu w «Kronice Polskiej». Użyźniła tę ziemię w trzynastym wieku krew błogosławionych Męczenników Sandomierskich, duchownych i świeckich, którzy w wielkiej liczbie zginęli za wiarę z rąk Tatarów, a wraz z nimi błogosławiony Sadok i 48 dominikanów z klasztoru przy romańskim kościele świętego Jakuba. W świątyniach Sandomierza głosili Ewangelię: święty Jacek, błogosławiony Czesław, święty Andrzej Bobola. Dominikanie szerzyli tu gorliwie kult Matki Bożej; jezuici w swoim kolegium — Gostomianum kształcili i wychowywali młodzież; duchacy przy kościele Świętego Ducha prowadzili szpital dla chorych, przytułek dla biednych i ochronki dla dzieci. Miasto to pamięta Jana Długosza i świętą Królową Jadwigę, której sześćsetlecie śmierci w tym roku obchodzimy.

Owoce świętości ziemia ta wydaje także w czasach obecnych. Chlubą Kościoła Sandomierskiego są świeccy i duchowni, którzy swoim życiem dali świadectwo miłości Boga, Ojczyzny i człowieka. Pragnę w szczególny sposób wspomnieć Sługę Bożego biskupa Piotra Gołębiowskiego, który strzegł powierzonej mu owczarni z cichością i łagodnością [i wytrwałością]. Obecnie, jak wiemy, trwa proces beatyfikacyjny tego dobrego Pasterza diecezji sandomierskiej. Wspominam również Sługę Bożego księdza profesora Wincentego Granata, wybitnego teologa i rektora Katolickiego Uniwersytetu Lubelskiego, z którym niejednokrotnie spotykałem się przy różnych okazjach. Z wdzięcznością pragnę również wspomnieć biskupa Franciszka Jopa, biskupa pomocniczego [„Sandomierza, później także wikariusza kapitulnego w Krakowie i na końcu biskupa opolskiego]. Wiele zawdzięcza mu archidiecezja krakowska, której był administratorem, w trudnych latach pięćdziesiątych. Biskup Jop był także moim współkonsekratorem.

Dzisiaj w Sandomierzu wraz z wszystkimi tu zgromadzonymi wielbię Boga za to wielkie duchowe dziedzictwo, które w czasach zaborów, [w czasach niemieckiej okupacji i w czasach totalitarnego zniewolenia] przez komunistyczny system pozwoliło ludziom tej ziemi zachować narodową i chrześcijańską tożsamość. Trzeba się nam wsłuchiwać z ogromną wrażliwością w ten głos przeszłości, aby wiarę i miłość do Kościoła i Ojczyzny przenieść przez próg roku dwutysięcznego i przekazać następnym pokoleniom. Tu z łatwością możemy uświadomić sobie, jak bardzo czas człowieka, czas wspólnot i narodów nasycony jest obecnością Boga i Jego zbawczym działaniem.



2. Na szlaku mojej pielgrzymki po Polsce towarzyszy mi Ewangelia ośmiu błogosławieństw wypowiedzianych przez Chrystusa w Kazaniu na Górze. Tu, w Sandomierzu, Chrystus woła do nas:

«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8). Słowa te wprowadzają nas w głębię ewangelicznej prawdy o człowieku. Znajdują Jezusa ci, którzy Go szukają, tak jak szukali Maryja i Józef. To wydarzenie rzuca światło na tę wielką sprawę w życiu każdego człowieka, jaką jest szukanie Boga. Tak, człowiek rzeczywiście szuka Boga; szuka Go swoim umysłem, swoim sercem i całą swoją istotą. Mówi święty Augustyn: «niespokojne jest serce ludzkie, dopóki nie spocznie w Bogu» (por.. Wyznania I, 1, CSEL 33,1). Ten niepokój, to niepokój twórczy. Człowiek szuka Boga, ponieważ w Nim, tylko w Nim może znaleźć swoje spełnienie — spełnienie swoich dążeń do prawdy, dobra i piękna. «Nie szukałbyś mnie, gdybyś mnie [już wcześniej nie znalazł]» — tak mówi o Bogu Blaise Pascal (Myśli, rozdz. II, nr 737). Znaczy to, że Bóg sam uczestniczy w tym szukaniu, że chce, aby człowiek Go szukał i stwarza w człowieku potrzebne warunki, ażeby mógł Go znaleźć. Sam się zresztą do człowieka zbliża, sam mu o sobie mówi, pozwala mu poznać Siebie. Pismo Święte jest wielkim zapisem na temat tego szukania i znajdowania Boga. Ukazuje też wiele wspaniałych postaci szukających Boga i znajdujących Go. Uczy zarazem, jak człowiek winien zbliżać się do Boga, jakie warunki winien spełnić, ażeby tego Boga spotkać, poznać Go, i z Nim się zjednoczyć.

Jednym z tych warunków jest czystość serca. Czym ona jest? Dotykamy w tym miejscu samej istoty człowieka, który dzięki łasce odkupienia przez Chrystusa odzyskał harmonię serca utraconą w raju przez grzech. Mieć serce czyste to być nowym człowiekiem, przywróconym przez odkupieńczą miłość Chrystusa do życia w komunii z Bogiem i z całym stworzeniem — tej komunii, która jest jego pierwotnym przeznaczeniem.

Czystość [serca] jest przede wszystkim darem Boga. Chrystus dając się człowiekowi w sakramentach Kościoła zamieszkuje w sercu człowieka i rozjaśnia [to serce] «blaskiem Prawdy». Tylko ta Prawda, którą jest Jezus Chrystus zdolna jest oświecić rozum, oczyścić serce i ukształtować ludzką wolność. Bez zrozumienia i przyjęcia Prawdy gaśnie wiara. Człowiek traci widzenie sensu spraw i wydarzeń, a jego serce szuka nasycenia tam, gdzie go znaleźć nie może. Dlatego czystość serca to przede wszystkim czystość wiary.

Czystość serca bowiem przysposabia do widzenia Boga twarzą w twarz w wymiarach wiecznej szczęśliwości. Dzieje się tak dlatego, że już w życiu doczesnym ludzie czystego serca potrafią dostrzegać w całym stworzeniu to, co jest [Boże, co jest] od Boga. Potrafią niejako odsłaniać Boską wartość, Boski wymiar, Boskie piękno wszystkiego, co stworzone. Błogosławieństwo z Kazania na Górze wskazuje nam niejako na całe bogactwo i całe piękno stworzenia i wzywa nas, abyśmy umieli odkrywać we wszystkim to, co od Boga pochodzi i to, co do Boga prowadzi. W konsekwencji człowiek cielesny i zmysłowy musi ustępować, musi robić miejsce w nas samych dla człowieka duchowego, uduchowionego. Jest to proces głęboki. Łączy się z wewnętrznym wysiłkiem. Wysiłek ten jednak, wsparty łaską Bożą, przynosi wspaniałe owoce.

[W ten sposób] czystość serca jest [każdemu] człowiekowi zadana. Musi on stale podejmować trud opierania się siłom zła, tym działającym z zewnątrz i tym z wewnątrz — [siłom], które chcą go od Boga oderwać. I tak w sercu ludzkim rozgrywa się nieustanna walka o prawdę i szczęście. Aby zwyciężyć w tej walce człowiek musi się zwrócić ku Chrystusowi. Może zwyciężyć tylko umocniony Jego mocą, mocą Jego Krzyża i Jego zmartwychwstania. «Stwórz, o Boże, we mnie serce czyste» (Ps 51, 12) — woła Psalmista, który świadomy jest swojej słabości i wie, że aby być sprawiedliwym wobec Boga, nie wystarczy sam ludzki wysiłek.

3. Drodzy Bracia i Siostry, to orędzie o czystości serca dziś staje się bardzo aktualne. Cywilizacja śmierci chce zniszczyć czystość serca. Jedną z metod tego działania jest celowe podważanie wartości tej postawy człowieka, którą określamy cnotą czystości. Jest to zjawisko szczególnie groźne, gdy celem ataku stają się wrażliwe sumienia dzieci i młodzieży. Cywilizacja, która w ten sposób rani lub nawet zabija prawidłową relację człowieka do człowieka, jest cywilizacją śmierci, bo człowiek nie może żyć bez prawdziwej miłości.

Mówię te słowa do wszystkich obecnych na tej Eucharystycznej Ofierze, ale w szczególny sposób kieruję je do licznie zgromadzonej tu młodzieży, do żołnierzy służby zasadniczej i do harcerzy. Głoście światu «dobrą nowinę» o czystości serca i przekazujcie mu swoim przykładem życia orędzie cywilizacji miłości. Wiem, jak bardzo jesteście wrażliwi na prawdę i piękno. Dziś cywilizacja śmierci proponuje wam między innymi tak zwaną «wolną miłość». Dochodzi w tym wypaczeniu miłości do profanacji jednej z najbardziej drogich i świętych wartości, bo rozwiązłość nie jest ani miłością, ani wolnością. «Nie bierzcie więc wzoru z tego świata, lecz przemieniajcie się przez odnawianie umysłu, abyście umieli rozpoznać, jaka jest wola Boża, co jest dobre, co Bogu przyjemne i co doskonałe» (Rz 12, 2) — napomina nas święty Paweł. Nie lękajcie się żyć wbrew obiegowym opiniom i sprzecznym z Bożym prawem propozycjom. Odwaga wiary wiele kosztuje, ale wy nie możecie przegrać miłości! Nie dajcie się zniewolić! Nie dajcie się uwieść ułudom szczęścia, za które musielibyście zapłacić zbyt wielką cenę, cenę nieuleczalnych często zranień lub nawet złamanego życia [własnego i cudzego]! Pragnę wam powtórzyć to, co kiedyś już powiedziałem do młodzieży [na innym kontynencie]: «Tylko czyste serce może w pełni kochać Boga! Tylko czyste serce może w pełni dokonać wielkiego dzieła miłości, jakim jest małżeństwo! Tylko czyste serce może w pełni służyć drugiemu. Nie pozwólcie, aby zniszczono waszą przyszłość. Nie pozwólcie odebrać sobie bogactwa miłości. Brońcie waszą wierność; wierność waszych przyszłych rodzin, które założycie w miłości Chrystusa» (Asunción, 18.05.1988).

Zwracam się również do naszych polskich rodzin — do was, ojcowie i matki. Trzeba, aby rodzina stanęła zdecydowanie w obronie czystości swoich progów domowych, w obronie godności każdej osoby. Strzeżcie wasze rodziny przed pornografią, która dzisiaj pod różnymi postaciami wdziera się w świadomość człowieka, zwłaszcza dzieci i młodzieży. Brońcie czystości obyczajów w waszych ogniskach domowych i społeczeństwie. Wychowanie do czystości jest jednym z wielkich zadań ewangelizacyjnych, jakie stoją obecnie przed nami. Im czystsza będzie rodzina, tym zdrowszy będzie naród. A chcemy pozostać narodem godnym swego imienia [i godnym] chrześcijańskiego powołania.

«Błogosławieni czystego serca, albowiem oni Boga oglądać będą» (Mt 5, 8).



4. Wpatrujemy się w Niepokalaną Dziewicę z Nazaretu, Matkę Pięknej Miłości, która towarzyszy ludziom wszystkich czasów, [ludziom naszych czasów w ich «pielgrzymce wiary» do domu Ojca. Chodź z nami w każdy czas. Amen.] (W tym miejscu Papież zakończył wygłaszanie homilii). Przypomina nam o Niej nie tylko dzisiejsze wspomnienie liturgiczne, ale także wspaniała bazylika katedralna, która góruje nad tym miastem. Nosi ona Jej imię — wymowna to zbieżność miejsca i chwili. Nawet Matka Jezusowa, której najpełniej została objawiona tajemnica Boskiego synostwa Chrystusa, długo musiała się uczyć tajemnicy Krzyża: «”Synu, czemuś nam to uczynił? — przypomina nam dzisiejsza Ewangelia — Oto ojciec Twój i ja z bólem serca szukaliśmy Ciebie. Lecz On im odpowiedział: Czemuście Mnie szukali? Czy nie wiedzieliście, że powinienem być w tym, co należy do mego Ojca?” Oni jednak nie zrozumieli tego, co im powiedział» (Łk 2, 48–50). Jezus mówił bowiem o swojej mesjańskiej misji.

«Z bólem serca» uczy się człowiek Ukrzyżowanej Miłości zanim ją zrozumie. Lecz jeśli — jak Maryja — «chowa wiernie w swym sercu» (por. Łk 2, 51) wszystko, co mówi Chrystus; jeśli jest wierny Bożemu wezwaniu, pojmie u stóp Krzyża to, co najważniejsze, że prawdziwa jest tylko miłość złączona z Bogiem, który jest Miłością.


PS. Podziękowania dla Betki, pozdrawiam

Anonymous - 2009-11-23, 09:38

Paweł wypierasz ze swojej świadomości własną seksualność, popęd i naturę człowieka, jak w takim przypadku kochać kobietę i żyć w zgodzie z własnymi przez lata przekonaniami co do słuszności tego co robie, jak sie zachowuje? skoro sam sie karzesz potepieniem za takie zachowania, za gesty czysto naturalne dla człowieka...
by w takich warunkach żyć jakie sam na siebie nałożyłeś musiałeś znieczulić sie na żonę, jako kobietę, która wzbudza pożądanie... mężczyzna między innymi okazuje swoją miłość pożądaniem, a kobieta utwierdza go w tym okazywaniem własną akceptacją i czerpaniem samej z tego przyjemności i dowodów miłości...

katolik ma pełne prawo do okazywania miłości fizycznej, w spojrzeniu, gestach nie ma grzechu, on pojawia sie w naszych nieczystych często myślach, które drugiego człowieka często zawężają jedynie do roli bycia narzędziem odreagowania pobudzenia seksualnego... a potem realizacji ich...które oczywiście są chore i złe, jednak w czystych myślach, godnym okazywaniu pożądania, z szacunkiem dla drugiej osoby nie ma grzechu, jest ludzka miłość łącząca kobietę i mężczyznę, a sam akt czy pocałunek czy inna forma okazywania czułości i pożądania jest formą szczerego miłowania człowieka, bez wynaturzeń, mającą na celu tylko własne zaspakajania a dawaniem siebie całego jako akt niezwykłego czystego pojednania w myśli i ciele...

ty je skrzętnie wyparłeś, zmanipulowałeś swoją naturę mężczyzny do destrukcyjnych zachowań dziś jesteś człowiekiem, który sam doprowadził sie do oziębłości i braku ludzkich odruchów pokazywania, drugiej osobie gestów ciepłych.. by pewnie nie wzbudzały pożądań, nieczystych myśli i zachowań...
pewnie w kontaktach ze swoimi dziećmi, rodzicami też jesteś oziębły, mało wylewny i czuły... ale zachowania można zmieniać, nauczyć sie okazywania miłości...
ale by to zmienić musisz zaakceptować siebie jako mężczyznę a żonę jako kobietę i pozwolić sobie wyrażać to uczucie pożądania, bez wyrzutów potępienia, bez poczucia grzechu... biblia mówi tez...

"Gdy Pan Bóg uczynił ziemię i niebo, {....}- wtedy to Pan Bóg ulepił człowieka z prochu ziemi i tchnął w jego nozdrza tchnienie życia, wskutek czego stał się człowiek istotą żywą."
"Potem Pan Bóg rzekł: "Nie jest dobrze, aby mężczyzna był sam, uczynię mu zatem odpowiednią dla niego pomoc."(...) Wtedy to Pan sprawił, że mężczyzna pogrążył się w głębokim śnie, i gdy spał, wyjął jedno z jego żeber, a miejsce to zapełnił ciałem. Po czym Pan Bóg z żebra, które wyjął z mężczyzny, zbudował niewiastę. A gdy ją przyprowadził do mężczyzny, mężczyzna powiedział:
"Ta dopiero jest kością z moich kości i ciałem z mego ciała! Ta będzie się zwała niewiastą, bo ta z mężczyzny została wzięta."
Dlatego to mężczyzna opuszcza ojca swego i matkę swoją i łączy się ze swoją żoną tak ściśle, że stają się jednym ciałem".

Bóg przeznaczył człowiekowi całego drugiego człowieka, a nie samą tylko funkcję człowieka i to w każdej roli, bez odrzucania swojej natury ludzkiej, z prawem do miłości, do macierzyństwa, ojcostwa
Kobieta jako współpartner życiowy jest pocieszycielką w jego duchowej i cielesnej samotności, daje mu szczęście, a mężczyzna wraz z nią może się cieszyć w pełni wszystkimi aspektami życia w szczęściu i harmonii

ty Pawle tak bardzo przyjąłeś zasady bycia prawdziwie uczciwym katolikiem, że po drodze zupełnie sie zagubiłeś i przeinaczyłeś role kobiety i mężczyzny w związku... pewnie to wynik błędnego wychowania w czystości jaki ci rodzice przekazali, pewnie też nie są świadomi w pełni twoich zachowań i tego jak sobie sam to wytłumaczyłeś... i dziś podążasz tą droga, która zamiast sprawiać szczęście i spokój w rodzinie, stwarza wiele problemów, kryzysów i niezadowolenia...
popatrz żona cie kocha. przyjmuje twoje ciepłe i ludzkie gesty miłości... nie odrzuca, pewnie jest wtedy najszczęśliwszą osoba na świecie, czującą sie akceptowaną, kochana pozwól sobie na szczęście.... a jeśli nie potrafisz to musisz być uczciwy względem drugiej osoby, okazać jej swoje myśli,
cóż rada spowiednika jest w jakiś stopniu właściwa, nie wiadomo tylko jak zareagować może twoja żona, na słowa że jej nigdy nie kochałeś...
myślę, że to nie za bardzo cie obchodzi, bardziej liczysz sie z tym iż mogłaby odejść, i pozostawić cie z uczuciem ze ty jako godny katolik skrzywdziłeś, w oczach społeczeństwa, że mógłbyś być odbierany jako niegodny miana katolika uczciwego, to cie broni przed prawda i jej okazaniem... jednak jak mówisz to życie w pruderii, fałszu i kłamstwie... sam musisz osądzić co dla ciebie jest ważniejsze i co możesz poświęcić, czy stać cie na prawdę,
a może jeśli sam przed sobą, bo to najlepiej widać jak sie już odważyłeś mówić o tym, zobaczyć gdzie mnie prowadzi, jak sie zagalopowałem w błędnym myśleniu i pokazywaniu siebie takim jakim nie jesteś...
chcesz uchodzić za dobrego, uczciwego człowieka, ale na drodze stoi pruderia i zakłamanie, czas to zmienić,
i umyśle, że ludzie potrafią pokochać druga osobę, nie tylko za jej wygląd zewnętrzny, który przecież sie zmienia, a za charakter, zasady, i bogate wnętrze, patrząc w ten sposób na zonę, możesz ją kochać jako kobietę... jeśli zaś patrzysz na zonę tylko poprzez brak urody jakiej w twoich oczach nie ma, poprzez kłótliwość, złość do jakiej sam doprowadziłeś brakiem czułości i akceptacji jej taką jaką jest w rzeczywistości to musisz tez sam przed sobą sie przyznać... iż twoje zdanie o sobie nie jest prawdziwe a ty sam nie jesteś dobrym katolikiem...

musisz w końcu stanąć w prawdzie o sobie, o swoim małżeństwie i tym jak swoim zachowaniem, pokrętnym tłumaczeniem braku okazywania czułości niszczysz święty związek małżeński... jeśli jesteś w nim to nie dla dobra dzieci, jeśli nie mówisz prawdy, to dlatego, ze boisz sie konsekwencji ze strony innych, żony, rodziców, społeczeństwa, jeśli nie zmieniasz siebie i własnego zachowania to dlatego, ze bronisz swojego dobrego imienia i jest dla ciebie zbyt poważnym wyzwaniem do zmian... burzeniem twojej prawdy o sobie, a która już dziś mocno kłóci sie z tym co odczuwasz...
i zaczynasz uznawać swój fałsz pod jakim sie skrywasz, by inni cie widzieli dobrym...
chcesz być dobrym, żyć w zgodzie z samym sobą musisz zamienić swoje zachowania,
albo ujawnić prawdę,
albo pokochać zonę miłością prawdziwie boską, żonę kocha sie nie tylko jak bliźniego, ale jak ciało swoje, bo jest twoim ciałem....

chyba, że skrywasz jeszcze inne tajemnice... ale póki tego sam ze sobą nie przerobisz, masz marne widoki na polepszenie relacji w związku, i co za tym idzie z samym sobą a z czasem odczuwana pruderia będzie sie nasilać i powodować coraz większy dyskomfort psychiczny...

ja polecam dobrego terapeutę duchowego... który wiele ci wątpliwości rozwieje na temat

pozdrawiam i życzę harmonii w myślach i działaniu

Anonymous - 2009-11-23, 12:45

mami
Obdarowanie nowym życiem jest jakby definitywną odpowiedzią Boga na słowa Psalmisty, w których rozbrzmiewa poniekąd głos wszystkich stworzeń: „stwarzasz je, gdy ślesz swego Ducha i odnawiasz oblicze ziemi” (Ps 104 [103], 30)
Jana 15 , 5 , " Beze Mnie nic uczynic nie możecie", w PŁASZCZYZNĘ UZDRAWIANIA , czyli DROGI PRAWDY , niezwykłej tajemnicy odkrywania Boga i człowieka ma przede wszystkim Zbawiciel i uzdrawiany. Chrystus Król jest KRÓLEM , ponieważ TYLKO On jest NAJLEPSZYM I JEDYNYM UZDROWICIELEM ,tak też On wybiera czas i miejsce na odkrywanie prawdy o sobie,o człowieku w sposób indywidualny, na którą przygotowywuje człowieka by z Jego łaską mógł postawić krok do przodu bez słowa musisz...

Pozdrawiam

Anonymous - 2009-11-23, 12:55

Paweł ...wytworzyłeś sam z siebie jakąś kukłę, stwora, dziwność.....gdzie tu człowiek ?

Człowiek to ciało ( fizyczność) + dusza + psychika !!

Psychika zwichrowana...czymś nieludzkim , jakimś wymysłem, który nie mieści mi się w głowie ! ..że spojrzeć na kobietę to cudzołożyć....na żonę ?? ! Paweł...co Ty sobie zrobiłeś ??
Ciało , Twoja fizyczność, Twoje ludzkie, męskie potrzeby....co Ty sobie zrobiłeś ?
Czy myślisz, że to wszystko to wymysł Pana Boga ?
Bóg dał Ci właśnie i ciało z jego potrzebami i psychikę z jej potrzebami i ducha !
Ło Matko !

Zostałeś mężem.....masz obowiązki wobec żony, nawet te fizyczne.....i Ty tego nie spełniasz ! Miałeś służyć żonie jako opiekun, mąż.....nie jesteś tym ! Kim jesteś ??

Skąd więc się wzięły Wasze dzieci ?

Nigdy nie pocałowałeś namiętnie żony ......

Wiesz, to wszystko ponad moją wyobrażnie i pojęcie człowieka .

Paweł, Ty koniecznie potrzebujesz pomocy ! Ty musisz stać się mężczyzną, mężem i ojcem !!

Twoi rodzice pewnie chcą ustawić Twoją żonę tak jak Ciebie ustawili, zaprogramowali.

Wiesz mam wrażenie, że Twoja żona to jest święta ! Ona żyje bez mężczyzny, bez wsparcia, opieki i miłości....żyje walcząc o swoje prawa z teściami. Z miłością godzi się na to wszystko, żeby wychować swoje dzieci w poczuciu pełnej rodziny.
Ona jest niesamowita.....niewiele z nas by się godziło na takie ciężkie życie . Ech.....Paweł to Ty nosisz w tym domu spodnie, Ty masz być mężem, mężczyzną, kochankiem i przyjacielem.....Gdy Ty jesteś Paweł ?? EL.

Anonymous - 2009-11-23, 21:41

oczywiście człowiek nic nie musi, czasami tylko aż sie prosi, by dla dobra swego, innych pogubiony człowiek chciał sie zmienic....

dlatego wiedząc, iż nie mamy wpływu na zmiany nikogo, prosimy w modlitwach o chęc obdarowania łąską przemiany

ale oczywiście znów każdy ma właściwy sobie czas ku temu....


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group