Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Historia Zagubionej

Anonymous - 2009-12-03, 08:37

Wiem że nikt z nas tego nie wie co będzie ale spójrzmy realnie też na te problemy
Anonymous - 2009-12-03, 09:04

Zagubiona! napisał/a:
Dobrze ja mogę nad sobą pracować ale mogę pracować wtedy jeżeli się opamięta i wróci... a co jeżeli nie?

Będziesz miała większą szansę, że trzeci już nie ucieknie i nie zostawi Cię samej z dzieckiem.
Pozdrawiam
Jarek

Anonymous - 2009-12-03, 09:26

.......zagubiona,doskonale cie rozumiem,bo jest trudno...i choc moja decyzja jest inna to zdecydowalam ze warto i czekam...ja tez mam zle doswiadczenia juz bylam raz zareczona i 2 miesiace przed slubem on mnie zdradzil i porzucil...bylo mi ciezko...ale poznalam mojego meza...i uwierzylam...dzieki niemu odkrylam...milosc...a teraz jeszcze odkrywam na nowo Boga...i wiesz mi tez chcialabym miec dzieci byc szczesliwa...to jednak nie opieram sie na swoich doswiadczeniach...dla niektorych jestem naiwna,glupia...ale dla mnie wazne kim jestem dla Pana?...calkowicie zaufalam Panu...i choc dzis mialam bardzo niemila rozmowe z mezem, to bylam w stanie mu podziekowac i nadal raduje sie w sercu...bo Pan byl i jest ze mna...


ten post najlepiej ukazuje strategie działania większości kobiet a jest nią strategia na
... ja biedna zagubiona szukam obrońcy i wybawiciela,
no i znajdujemy, swój ciągnie do swego, tworzymy relacje ze znanymi nam schematami zachowań,
w tłumie osób bezbłędnie odnajdujemy taka osobe, która pasuje do naszej strategii, a druga strona zreszta tez, od razu zaczyna sie kontakt i więż na bazie ja pomagam, bo ty taka biedna dziewczynka, musze cie chronić, a kobieta ucieka pod skrzydła swojego wybawiciela, byle tylko nie musieć przerobić swojego naiwnego myslenia o ludziach, i ich zamiarach względem siebie...
ale czas płynie, z rycerza robi sie zbój, podobny do tego przed którym mnie miał chronić, nasz obrońca w końcu ucieka od swojej damy, jest za słabym rycerzem by ja umiał bronic, on sam nie potrafi bronic siebie...

ale to nasz nieświadomy siebie sposób wyobrażenia o zyciu, ludziach, sprawia iż same robimy sobie krzywde, wchodząc w relacje z osobami niedojrzałymi, a potem mamy pretensje do całego świata tylko nie do siebie, pragniemy zmieniac wszystkich wokoło tylko nie siebie i swój sposób myślenia
bo ja jestem znów sama, zamiast opieki otrzymuje pozew rozwodowy, cierpienie i bagaż nowych doświadczeń...

kiedy zachowuje sie w ten sposób, to musze chciec dla własnego dobra zmienic siebie, nauczyc sie życ najpierw sama, radzić sama, by dopiero potem umiec z kimś tworzyc dojrzałe relacje, wtedy każda bedzie umiała chronić siebie, bedzie siebie akceptować co za tym idzie i męża, takim jaki jest, z jego zaletami i wadami....
nie bedzie szukac pocieszyciela, kogoś kto ją dowartościuje, zamydli oczy swoją bohaterską postawą...
polecam
Toksyczna miłość i jak się z niej wyzwolić Pia Mellody
Toksyczne związki Pia Mellody

można odnależ tam siebie, wiele pomocnych rad uwalniania z takiego sposobu myslenia
i pomoże w przyszłości stać sie osoba,
którą cieszy zycie i ludzie, ufam im, nie boi sie ich i nie jest dla nich ciężarem

Anonymous - 2009-12-03, 09:31

Zagubiona! napisał/a:
i ja realnie wyobrażam sobie to tak że jeżeli on nie wróci to jest zmarnowany czas. Dobrze ja mogę nad sobą pracować ale mogę pracować wtedy jeżeli się opamięta i wróci... a co jeżeli nie? Wiem że nikt z nas tego nie wie co będzie ale spójrzmy realnie też na te problemy
Zagubiona,kazdy z nas wybiera inna droge...Lepiej się uciec do Pana,niż pokładać ufność w człowieku.Lepiej się uciec do Pana,niż pokładać ufność w książętach.(Ps 118,1.8-9.19-21.25-27)(Mt 7,21.24-27)Jezus powiedział do swoich uczniów: Nie każdy, który Mi mówi: Panie,Panie!, wejdzie do królestwa niebieskiego, lecz ten, kto spełnia wolę mojego Ojca, który jest w niebie...wiesz zanim przeczytalam twoj post przeczytalam ewangelie...mirakulum czesto zadaje nam ty pytanie,co jest najwiekszym pragnieniem mego serca?kazdy z nas zna odpowiedz,ale te odpowiedzi sa rozne,ja rozne drogi ktore obieramy...rozumiem cie,tez chcialabym miec dzieci,szczesliwa rodzine...i Pan to wie...dlatego wierze i pokladam cala swoja ufnasc w Panu...mam a wiare ze wiem iz maz wroci...widze jak Pan dziala i jest ze mna...wiesz wczoraj mialam najtrudniejsza rozmowe z mezem...maz byl agresywny i mowil rzeczy ktorych nigdy nie sadzilam ze uslysze z jego ust...a obok niego bylo same zlo...ale Pan byl ze mna...stalam opanowana i mowilam ,ale slowa byly nie moje lecz Pana...sciskajac w reku rozaniec,prosilam Pana,wybacz mu ,on nie panuje nad soba...wiesz po tym jak mi powiedzial oddaj wszystko co masz ode mnie..zapytalam sie chcesz wszystko?a on obudzil sie i z oczy pelnych nie nawisci,zobaczylam lagodnosc...i wtedy on przeprosil i przytulil...wiem ze on nie dziala,to :evil: siedzi w nim i nim kieruje...teraz wiem jaki slaby jest moj maz...a na koniec wychodzac powiedzial ze nie wie czy chce abym zniknela z jego zycia,ze nic juz nie wie...wiec teraz zastanow sie,zagubiona...a oto psalm z wczoraj...Pan jest moim pasterzem,niczego mi nie braknie.Pozwala mi leżećna zielonych pastwiskach. Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć,orzeźwia moją duszę.Wiedzie mnie po właściwych ścieżkachprzez wzgląd na swoją chwałę. Chociażbym przechodził przez ciemną dolinę,zła się nie ulęknę, bo Ty jesteś ze mną.Kij Twój i laska pasterskasą moją pociechą....wiec ja wiem jaka droga pojsc...jedyne co to moge ci zyczyc abys znalazla to czego szukasz...pozdrawiam cie...

[ Dodano: 2009-12-03, 09:46 ]
ten post najlepiej ukazuje strategie działania większości kobiet a jest nią strategia na
... ja biedna zagubiona szukam obrońcy i wybawiciela,
no i znajdujemy, swój ciągnie do swego, tworzymy relacje ze znanymi nam schematami zachowań,
w tłumie osób bezbłędnie odnajdujemy taka osobe, która pasuje do naszej strategii, a druga strona zreszta tez, od razu zaczyna sie kontakt i więż na bazie ja pomagam, bo ty taka biedna dziewczynka, musze cie chronić, a kobieta ucieka pod skrzydła swojego wybawiciela, byle tylko nie musieć przerobić swojego naiwnego myslenia o ludziach, i ich zamiarach względem siebie...
ale czas płynie, z rycerza robi sie zbój, podobny do tego przed którym mnie miał chronić, nasz obrońca w końcu ucieka od swojej damy, jest za słabym rycerzem by ja umiał bronic, on sam nie potrafi bronic siebie...
MAMI,
to moj post i chyba zle go zinterpretowalas....ale tak uwazalam ze bylam naiwna mala dziewczynka,ktora szukala ksiecia...jednakze jestesmy zaslepieni,i z daleka od Boga..a nasze decyzje nie sa przemyslane...wiesz to nie takze po stracie jednego rycerza wpadlam w ramiona drugiego...minely 2 lata...jednakze nawet wtedy nie rozumialam,niepojmowalam Milosci...i slusznie ktos na tym forum napisal,dziekuje za ten kryzys bo doprowadzil mnie on do Ciebie...dzieki temu kryzysowi,zmieniam sie i terapia pomogla wydobyc moje problemy z dziecinstwa...ktore w wielkim stopniu zawarzyly na moich doswiadczeniach...pozdrawiam

Anonymous - 2009-12-03, 13:39

Zagubiona....a Ty ciągle stawiasz warunki i ciągle czekasz....na co ?? Na faceta....I juz właściwie widzę obojętnie, czy to będzie mąż...a jak nie on to niech będzie jakiś inny, bo - piszesz - mamy prawo życie sobie ułożyć .....hm....
A czy juz sobie tego zycia raz nie ułożyłaś ??

Potrzebujesz faceta do rąbania drzewa, czy odśnieżania drogi przed domem ??
Załamana, Ty już to miałaś, doświadczyłaś, zobaczyłaś jak to jest . Czy TY masz pewność i gwarancję, że ten następny będzie inny ??
A czy to nie jest taki moment w Twoim życiu, żeby zatrzymać sie i zastanowić...nad sobą .
Czego ja w życiu chcę, czego potrzebuję....i od kogo- czego moje chcenie zależy ??
Pozdro !! EL.

Anonymous - 2009-12-03, 22:03

Kango post był kierowany ogólnie, by pokazać jak kobiety wyobrażają sobie życie, nie jesteś odosobniona,
ty, ja i wiele innych kobiet tak własnie postrzega świat, dopiero kryzys sprawia, że zaczynają coś ze swoim zyciem i wyobrażeniem o nim zmieniać...
niestety wiele w tym winy stylu wychowywania, kultury, która kobiety przygotowuje do zycia w roli posłusznej żony, a fikcja romantycznej miłości, wymarzonego księcia z bajki, wspaniałego ślubu ma sie nijak do prozy życia jaką zastajemy po ślubie, z naszego księcia zostaje żaba, i niestety nie ma żadnego czarodziejskiego pocałunku, który na nowo przemienił by go w księcia...

pozostaje cięzka praca nad soba by przewartościowac swoje wyobrażenie o miłości i pięknym życiu do potrzeb dnia codziennego...
w którym cieszą drobne szczegóły, w którym jest akceptacja drugiej osoby z jego zupełnie odmiennymi niż nasze potrzeby, jest potrzeba odnalezienia sie w nowych realiach tak by każdemu zyło sie dobrze i bezkonfliktowo...
trzeba wiele zrozumienia dla inności naszego partnera i trzeba sie w końcu nauczyc samej dbać o swoje potrzeby, nie patrzec i cieszyć sie tylko z dawania siebie drugiej osobie...
miłość to nie tylko dawanie, to równowaga między dawaniem a braniem, to nauczenie sie zaspakajania własnych marzeń, potrzeb, to realizowanie sie osobiste, inaczej po latach wspólnego bycia razem wypala sie zwiazek, brak więzi, wspólnych tematów, każdy czuje sie samotny w zwiazku, niezrozumiany i nieakceptowany...
wywala swoje flustracje i niezadowolenie, oczekuje od partnera by sie zmienił, ale partner w tym czasie tez sie zmienił... dorósł, do zmian, pragnie innego ciekawego zycia, w pełni go satysfakcjonującego, fajnie jak dwie osoby w pore dostrzegaja problemy, mówią o tym, nie oczekują, iz druga strona sie zmieni, tylko sami biorą sie za prace nad związkiem, nad odbudową komunikacji, wspólnych pasji, jak zaczynają spoglądac z szacunkiem na partnera, nie tylko z wyrzutem, że nie idzie pod dyktando naszego myslenia wzorowego zwiazku... każdy ma inny patent na fajny zwiazek, na dobre małżeństwo, warto słuchac co mówi druga strona, warto rozmawiać a nie mówić tylko, z przekonaniem iż moja racja jest właściwa...

Kango piszesz
..........wczoraj zobaczylam jak moj maz cierpi...jest zagubiony...choc wciaz chce rozwodu ,gdyz uwaza iz to przyniesie mu spokoj i szczescie...jest tak omotany przez zlo...ze nawet w jego oczach to widze...tak bardzo chcialabym mu pomoc ale nie wiem jak,modle sie za niego,ale chcialabym powiedziec jakie dobre slowo...ale nie wiem co...narazie jegoo zyciem targaja emocje i zly duch...chce aby wiedzial ze moze na mnie liczyc...ale nie wiem co powiedziec ,napisac ewentualnie...prosze o pomoc......

jak i piszesz
...........wiesz po tym jak mi powiedzial oddaj wszystko co masz ode mnie..zapytalam sie chcesz wszystko?a on obudzil sie i z oczy pelnych nie nawisci,zobaczylam lagodnosc...i wtedy on przeprosil i przytulil...wiem ze on nie dziala,to siedzi w nim i nim kieruje...teraz wiem jaki slaby jest moj maz...a na koniec wychodzac powiedzial ze nie wie czy chce abym zniknela z jego zycia,ze nic juz nie wie...

nie zastanowiłas sie, że mąz nie potrafi z toba rozmawiać, bo go nie słuchasz, mówisz, ale nie słuchasz co on mówi, czego pragnie, masz tylko wyobrażenie swojego bólu i niezrozumienia przez niego...
tak samo czuje twój mąż, złości sie, wywala emocje bo jego słowa nie docierają do ciebie... stara ci sie coś powiedzieć, ale ty wiesz zanim on powie, co dla niego najlepsze, co mu jest potrzebne, a on czuje sie pewnie jak dziecko, za które zona wciąż decyduje, wie lepiej co i jak ma zrobic, jak myślec, jak sie zachowywać... nawet nie słuchasz słowa sprzeciwu... odbierasz jego zachowania podług własnego siebie... tak jakby był toba... i miał czuć co ty tak jakbyś wiedziała co on czuje... a kryzys niestety pokazuje jak daleko jestes od prawdy, jak mocno sie nie rozumiecie i jak męża twoje zachowanie denerwuje i złości...
wiesz, że mąż jest słabym manipulujesz jego poczuciem winy, by ustapił, by poczuł sie źle i udaje ci sie to znakomicie... niestety do rozwiązania kryzysu to nie doprowadzi... doprowadzić może tylko słuchanie w czasie rozmowy tego co druga strona mówi, czasami cisza, która niewymownie mówi więcej od tysiąca słów, ale tez i pozwala usłyszec zdanie drugiej osoby...
mąż cie przytula... tego nie robi osoba, która nie kocha,
mąz sie złości a to robi osoba bezsilna wobec drugiej osoby...złość to wyrażanie emocji jakie człowiekiem targają na coś na co nie ma wpływu, by dac upust nagromadzonym nieprzyjemnym nastrojom zwiazanym z jakąs sytuacja...
jak myslisz na co sie tak piekielnie złości mąż... czego oczekuje od ciebie... jakich zmian w zachowaniu...
bo na dziś dzień widzi mąż tylko jedno rozwiązanie rozwód... prawda nie jest to dobre rozwiązanie, tym bardziej jak dwoje ludzi sie kocha, ale nie potrafi dotrzec do siebie... ale on pewnie wiele razy próbował dotrzec do ciebie, jednak nadajecie na innych falach. przez co sie nie słyszycie nawzajem

Kango piszesz o terapii, o niezaspokojonym głodzie pewnie braku ciepła, bezpieczeństwa z dzieciństwa, ale mąz nie wypełni tego braku, nie zmusisz nikogo do miłości takiej jaką masz we własnym wyobrażeniu jak piszesz o miłościu... czym jest dla ciebie miłość, jak i co musiałby robić mąż by twoje poczucie bycia kochaną było zaspokojone... a on poczuł sie w końcu wolnym od dawania ci tego czego od niego oczekujesz...

Anonymous - 2009-12-04, 12:13

mami napisał/a:
pozostaje cięzka praca nad soba by przewartościowac swoje wyobrażenie o miłości i pięknym życiu do potrzeb dnia codziennego...
w którym cieszą drobne szczegóły, w którym jest akceptacja drugiej osoby z jego zupełnie odmiennymi niż nasze potrzeby, jest potrzeba odnalezienia sie w nowych realiach tak by każdemu zyło sie dobrze i bezkonfliktowo...
trzeba wiele zrozumienia dla inności naszego partnera i trzeba sie w końcu nauczyc samej dbać o swoje potrzeby, nie patrzec i cieszyć sie tylko z dawania siebie drugiej osobie...
Mami,zgadzam sie z toba...dopoki nie doswiadczymy kryzysu,trwamy w przekonaniu ze mamy nad tym kontrole ,ze wiemy co robic...bo taki model rodziny widzielismy dorastajac...
mami napisał/a:
fajnie jak dwie osoby w pore dostrzegaja problemy, mówią o tym, nie oczekują, iz druga strona sie zmieni, tylko sami biorą sie za prace nad związkiem, nad odbudową komunikacji, wspólnych pasji, jak zaczynają spoglądac z szacunkiem na partnera, nie tylko z wyrzutem, że nie idzie
niestety nie potrafilismy w pore zobaczyc co sie dzieje,ja nie wiedzialam jak zareagowac...jak zapewne wiesz w ostatnich dwoch latach duzo przeszlismy i mysle ze przeroslo nas to i to piekne bajkowe zycie pryslo,a w codziennosci sie pogubilismy..
mami napisał/a:
nie zastanowiłas sie, że mąz nie potrafi z toba rozmawiać, bo go nie słuchasz, mówisz, ale nie słuchasz co on mówi, czego pragnie, masz tylko wyobrażenie swojego bólu i niezrozumienia przez niego...
mami ,nie wiem czy potrafie go zrozumiec(oboje poslugujemy sie obcym jezykiem)zaczelam sie zastanawiac juz predzej czy moze go nie slucham ,przyznaje sie byl okres kiedy chcialam go zmienic...ale widzialam ze nie moge...masz racje ja nie rozumiem meza,nie wiem co on czuje,widze zlosc widze rozpacz i pogubienie,ale widze to sercem,
mami napisał/a:
wywala emocje bo jego słowa nie docierają do ciebie... stara ci sie coś powiedzieć, ale ty wiesz zanim on powie, co dla niego najlepsze, co mu jest potrzebne, a on
wiem co on chce ,chce rozwodu,chce abym odeszla z naszego mieszkania,zebym go zostawila..i dala jak najszybciej rozwod...jedyne co mu powiedzialam iz to byla jego decyzjia zostawic mnie i dom to on sie wyprowadzil...wiec i konsekwencje naszych decyzji ponosimy my...
mami napisał/a:
wiesz, że mąż jest słabym manipulujesz jego poczuciem winy, by ustapił, by poczuł sie źle i udaje ci sie to znakomicie... niestety do rozwiązania kryzysu to nie doprowadzi... doprowadzić może tylko
z tym sie nie zgadza,bo nigdy nie myslalam ze moj maz jest slaby, i nigdy nie manipulowalam jego uczuciami, to raczej on stara sie wymusic na mnie rozwod mowiac jesli tak mnie kochasz to daj mi wolnosc...
czuje jak bys mnie obwiniala za to co sie stalo
Cytat:
le on pewnie wiele razy próbował dotrzec do ciebie, jednak nadajecie na innych falach. przez co sie nie słyszycie nawzajem
oboje mamy z tym problem, on oczywiscie uwaza ze probowal wiele razy,ale to nie byla proba ratowania,bo nie rozmawialismy o naszych uczuciach i to co myslimy...po prostu klocilismy sie...
mami napisał/a:
Kango piszesz o terapii, o niezaspokojonym głodzie pewnie braku ciepła, bezpieczeństwa z dzieciństwa, ale mąz nie wypełni tego braku, nie zmusisz nikogo do miłości takiej jaką masz we
a jak myslisz po co chodze na terapie,po co staram sie zmienic,zmienic to co nas oddalalo, moje zachowania przyzwyczajenia...jak myslisz jak nasza ostatnia rozmowa przebiegala?predzej wygladalo by to tak:on krzyczy ,ja krzycze, placz, lzy,trzask dzwiami i koniec i czekanie kiedy on przyjdzie mnie przeprosic...wiem co myslisz,ale zmieniam to teraz wygladalo tak:on krzyczy ,ja milcze lub odpowiadam ze spokojem,rozmawiamy jak dorosli nie o ty mnie nie kochasz ,ty zrobiles to czy tamto...tym razem to on wyszedl...dlatego widze ze roznice i pracuje nad soba...myslisz ze latwo mi to wszystko przychodzi...nie jestes w mojej sytuacji,nie slyszalas wszystkich przykrych slow i obelg...wiesz jedyne co zawsze robilam to dawalam z siebie,i przyznaje ze nie wiedzialam jak dawac...mialam swoje idealy i dawalam na swoj sposob...teraz wiem ze robilam zle i zmienaim to pracujac nad soba...a pytanie ktore zadalam wam czy powinnam mu cos napisac,wynika z tego ze go kocham i martwie sie...pozdrawiam
Anonymous - 2009-12-04, 13:32

kangoo, niesamowite ile masz już samoświadomości o brakach i woli do przeprowadzania zmian :!:
Anonymous - 2009-12-04, 13:40

kasia napisał/a:
kangoo, niesamowite ile masz już samoświadomości o brakach i woli do przeprowadzania zmian
kasiu,to dopiero poczatek, bo codziennie zdaje sobie sprawe jak bardzo jeszcze musze sie zmienic...i tak bardzo tego pragne, ze czasami gubie sie i nie wiem czy tylko ja czuje ze sie zmieniam ,czy inni takze...choc wiem ze to dopiero poczatek...
Anonymous - 2009-12-04, 13:43

Droga Kangoo...

Kiedy zaczęłam sie przemieniać....to też cichłam....stawałam sie coraz bardziej cisza i spokojna....zrozumiałam, że milczenie jest złotem....a za dużo słów, to zlo.

Kiedy zaczęłam sie przemieniać.....kolejne rozmowy z męzem były dziwne !
Wydawało mi się, że to nie ja mówię....ale Ktoś za mnie...Ktoś kto mnie prowadzi....Duch Sw.
Kiedy rozmawialiśmy z mężem....stałam i ściskałam Różaniec w ręku. Mówiłam zdecydowanie mniej i byłam bardzo spokojna !! Wtedy też mąż się wściekał - czułam, że to nie mój mąż !! że to jakieś zło....złe słowa, okropne, jak nie mój mąż ! Szalał !!!

Teraz wiem....nasz spokój i nasza cisza...tak bardzo ich drażni, bo kiedy nas nie sprowokują i my pokazujemy sie im jako lepsze już osoby, dobre, spokojne - to tak naprawdę tracą argument , że muszą odejść, bo żona to zła osoba.
Jak się zmieniasz...zaczynasz byc dobra....tracą argument...wściekaja się !!
Nie wolno wtedy dać się sprowokowac !!!!!!!!!!!!

Mam też takie doświadczenie, że jeżeli żona / mąż modli sie za współmałżonka i ta osoba zaczyna z grzechu powoli obracać się w strone Boga...wracać do Boga....budzi sie z letargu zaczarowania złem i grzechem - to zły traci swojego klienta...i strasznie szaleje !!! Złości się, obraża, krzyczy....SZALEJE !!
Trzeba wtedy bardzo dużo spokoju, cisz i modlitwy....i naprawdę wielkiej MIŁOSCI, bo własnie ta MIŁOSC pokona zło !!

To o czym piszesz, jest bardzo podobne do moich własnych przeżyć !!

Pamiętaj Kangoo....jesteście z mężem z różych kultur ! Tu trzeba dużo wiedzieć, dużo rozwagi, trzeba jednocześnie wejśc z kulturę innego narodu ale i nie zaprzepaścić swojej tożsamości !!
Przypatrz sie polskiej kobiecie - jaka jesteś....
Polska kobieta to z jednej strony bardzo oddana żona ale też niezła jędza....kierowniczka, apodyktyczna...oddana ale cholera.....
A jaka jest kobieta w kulturze Twojego męża....więc zobacz czego On oczekuje od kobiety , od żony ??
Musisz to jakos pogodzić.

Żeby sie dowiedzieć, trzeba słuchać !
Więc słuchaj !!
MNiej mów....a słuchaj, dopytuj się.....pozwól mężczyźnie miec swoje zdanie i wyrazić je....i pokaż, że rozumiesz , że usłyszałaś, że potrafisz sie dogadać !

Wielkie zadania przed Tobą....moim zdaniem jesteś na dobrej drodze !! Pozdro !! EL.

Anonymous - 2009-12-04, 13:52

Cytat:
Teraz wiem....nasz spokój i nasza cisza...tak bardzo ich drażni, bo kiedy nas nie sprowokują i my pokazujemy sie im jako lepsze już osoby, dobre, spokojne - to tak naprawdę tracą argument , że muszą odejść, bożona to zła osoba.

Tak do końca EL nie pokazujemy się lepsi (pozwól, że zmienię rodzaj :lol: ), oni są przekonani, że to nasza gra by ich zmanipulować i stąd chyba to poirytowanie.
Trudno się dziwić by po kilkunastu latach nagle uwierzyli w jakąś zmianę.

Anonymous - 2009-12-04, 14:02

W tym cały problem Jarku, żeby po tym jak kilkanaście lat byliśmy źli - oni uwierzyli , że nasza zmiana to nie manipulacja ale prawdziwa odmiana !
Żeby uwierzyli, to potrzeba czasu. Oni poddadzą nas próbie, a my tę próbę musimy celująco zdać ! Nie dać sie sprowokować i nadal być dobrymi ludźmi....i tak juz na zawsze i trwale ! EL.

Anonymous - 2009-12-04, 14:32

EL. napisał/a:
A jaka jest kobieta w kulturze Twojego męża....więc zobacz czego On oczekuje od kobiety , od żony ??

Kochna EL,dziekuje ci za slowa...wiesz juz kiedys sie zastanawialam, jakie tu sa kobiety;niezalezne , zadbane,wymalowane,wymagajace duzych nakladow finansowych...moj maz byl 10 lat z jedna wloszka a wybral mnie,prosta dziewczyne...ja nigdy nie pytalam o pieniadze i nigdy tak naprawde nie chcialam...zawsze uwazalam ze pieniadze tylko pomagaja,ale szczescia nie daja...i wiesz zyjac obok takich kobiet,widze ze jednak troche sie zmienilam,drogie kosmetyki, markowe ciuchy..ale nadal uwazam iz jestem inna,ja lubie proste rzeczy,nie ekstrawagancje...wigilie spedzac w domu z rodzina,nie w drogiej restauracji...nie wiem sama...to dosc trudne...prawie wszystkie zony, meza znajomych nie pracuja, albo zajmuja sie dziecmi,albo poprostu siedza w domu...wydaje mi sie ze maz wybral mnie, bo wlasnie bylam inna...mozliwe ze mieszkajac tu,zmienilam sie....nie raz mu zadalam pytanie;co on widzial we mnie,dlaczego pokochal mnie...powiedzial mi bo bylas inna,wiedzialas czego chcesz i prosta...wiec moze gdzies zgubilam te swoja prostote...jeszcze dluga droga przede mna...ale Pan jest ze mna...i wierze w to ...uda nam sie...dziekuje EL...
Zagubiona,sorry znow na twoim temacie sie zagniezdzilam

Anonymous - 2009-12-04, 15:26

Tak Kangoo, inność nas pociąga....co nie znaczy, że na zawsze cche się byc na przekór swojej kulturze, rodzinie itp.

Mówisz Wigilia w domu z rodziną....to polski zwyczaj....w innej widac kulturze z narodzin Jezusa ludzie ciesza się w restauracji, wśród znajomych.
Tobie to może nie pasować....a Jemu podobała się Twoja inność....teraz może tęskni za restauracja i znajomymi, głośnymi świętami w rodzinnym karaju i może juz nie chce spokojnej radości i zadumy nad Dzieciątkiem.

Ta Wigilia, to sama wiesz, tylko przyklad.

Inność jest też ciekawa, dopóki jest inna....a Ty przeciez musisz sie dopasowac do ludzi w innym kraju i nie będziesz biegać boso po rosie ......Musisz dopasować sie do nowych koleżanek, do ludzi w pracy itp.

Poczytaj książkę " Biała Masajka"....dla mnie niesamowita....o dziewczynie z Europy, ze Szwajcarii , która wychodzi za mąż za Kenijczyka z plemiania Masajów .

A może to wcale nie ma znaczenia Kangoo, ta różnica kultur, ludzie są ze soba lub nie....wiele , wiele przyczyn.
Ty chcesz uratowania Waszego małżeńsko, wszystko musisz brac pod uwagę....ale najbardziej zdanie Twojego męża....Jego pytaj i słuchaj. EL.


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group