Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - ona chce.. a on nie... seks

Anonymous - 2010-02-03, 09:33

Jeśli już to lepiej powiedz to mężowi o swoim stanie psychicznym…

.. Ostatnio weszłam na bardzo ciemną drogę.. odmieniłam się... wydawało mi się, że jestem silna.. tymczasem przytłoczenie trwale na mnie oddziałuje.. nie mam na nic ochoty, na życie też nie.. tak po porostu.. te myśli od dawna krążą. Czasami proszę Boga żeby pomógł mi się opamiętać w tym smutku.. Ochota na życie zanika, a ja chcę posmakować jak sięgnąć dna.. działanie samodestukcyjne, które już podjęłam, ale nie mam odwagi tego napisać. Chciałam sobie udowodnić, że można jeszcze gorzej się czuć..

bez wchodzenie w szczegóły dotyczące zdrady jego… bo wtedy będziecie mieli problem już oboje, a wyjście z tego będzie o wiele trudniejsze…
... ty po prostu szukasz wsparcia w męzu, na forum… bo czujesz się sama z tym problemem...
Uzewnętrzniając swój stan emocjonalny przed mężem, okazesz słabość i chęć pomocy z jego strony… to może go zmotywowac do działania w kierunku udzielenia jej tobie z jego strony… i na pewno wzmocni jego wartość jako meża…poczuje się kimś pomocnym, kochanym przez ciebie... bo powierzyłaś mu swoje tajemnice...
jednak na dziś dzień tylko te zwiazane z toba bez mówienia o zdradzie jego... bo wtedy na pewno zamiast pomocy z jego strony uzyskasz jeszcze większe cierpienie i popadniesz w większą beznadziejność... bo on wtedy będzie lizał swoje rany...
i zażegnianie tego będzie już prawie niemożliwe... kazdy będzie samotnie leczył swoje zranienie...dziś masz jeszcze szanse
pytanie czy chcesz?

I osobiście polecam wizyte u psychologa bo to raczej jakiś stan depresji i terapia plus medyczne wspomagacze pomoga ci wyjśc z bezsensownej stagnacji w jakiej się znalazłas…
szukasz pocieszenia, rozmowy, szukasz różnych dróg wyjścia z tej sytuacji bo najzwyczajniej w świecie jest ci z tym źle…testujesz jak dalece mozesz sie posunąc.. a to droga niebezpieczna
wygadaj reszte problemów życiowych u psychologa, doradzi droge wyjścia z tej bezsilności…

jedyną osoba, która może ci pomóc jesteś ty sama podejmująca decyzje o swoim życiu… jaka?
Zalezy od tego czy chcesz coś nim zrobić… jeśli tak… to wizyta u psychologa,
a zrobisz, co będziesz chciała oczywiście jak do tej pory…
tyle, że od paru miesięcy trwasz wciąż w tej samej stresującej dla siebie sytuacji…
więc nie jest to dobra droga, i czas na inna.. wytrenowałaś mnóstwo zachowań, które utrzymują cie w tym, co cie dopadło i nie pozwalają ci na zmiane tego

Czasem człowiek jest na zakręcie, że nie potrafi sam z bagna wyjść i rozmowa ze specjalistą od zakrętów życiowych może ci pomóc… a na pewno nie zaszkodzi…
tyle znów czy ty tego chcesz?
Czy wolisz ponarzekac… jeśli narzekac… wal śmiało… forum wszystko zniesie… aż przyjdzie czas, w którym uznasz za stosowne coś ze swoim zyciem zrobic… osobiście lepiej bez sięgnięcia dna zaradzić problemom… bo wtedy i wyjście z niego jest szybsze i mniej boli…
Pozdrawiam

Anonymous - 2010-09-09, 18:59

Przeczytałem wątek od początku, bo sytuacja w moim małżeństwie jest trochę analogiczna. Ja jestem po tej drugiej stronie tego co tak często nie chce. Nie wiem czy jeszcze Ewela czyta, ale może i tak warto coś napisać.

Jesteśmy z żoną właściwie w permanentnym kryzysie od 10 lat (z różnymi nasileniami). Powoli traciłem nadzieję, a chyba chęci walki o to że będzie dobrze, ale o tym może innym razem.
W związku z kryzysem w małżeństwie i całą masą innych powodów ja jakby mam mniejszą ochotę na sex. Tak zupełnie szczerze to pewnie najchętniej bym tego nie robił po awanturach. Nie akceptuje osoby jaką stała się moja żona, nie wierzę w przyszłość naszego małżeństwa itp... Do tego dochodzi zmęczenie obowiązkami pracą dzieciakami i ciągły brak czasu.
Moja żona natomiast ciągle wywiera na mnie presję. Chciałaby pewnie codziennie po kilka razy. Jestem w stanie się zmusić raz góra dwa w tygodniu. Tłumacze sobie że nam obowiązki małżeńskie, że ona tego potrzebuje, że pójdzie do innego. Czasem czuje że jestem wykorzystywany instrumentalnie. A już szczególnie nienawidzę gdy żona bezceremonialnie się tego domaga. Nawet jeśli miałem jakąś ochotę to po tym całkiem się zamykam. Prosiłem ją nie raz żeby tego nie robiła, że może mnie zachęcić inaczej, subtelniej ale słyszę że nie będzie robić z siebie ladacznicy...

Myślę że dla Eweli i dla Mojej żony to najlepsza rada:
Ife napisał/a:
.... Wiem że zaraz dostanę burę ale mi się wydaje że miejszym złem by było samozaspokajanie się niż zdradzanie.A może zamiast zdradzać byś zaczeła przy mężu pieszczoty siebie jestem pewna że by dołączył. Wiem że to grzech ale jeżeli mąż nie ma ochoty to byś jakoś go rozpaliła. .....


Podobna rada bodajże jest w książce Marsjanie i Venusjanki w sypialni (która polecam btw).

Gdybyście chciały tylko słuchać takich rad. I nie gadać tyle o seksie z facetami tylko to robić w taki sposób żeby też jemu było miło. A przede wszystkim nie wywierać presji typu: a może jeszcze raz?. Tyle słyszymy o potrzebach erotycznych kobiet, że dla współczesnego faceta sex jest koszmarnym obciążeniem. Uda się dać jej ten cholerny orgazm czy jak nie dostanie to będzie się wyżywać na rodzinie przez tydzień.

Zgadzam się też z tym że najgorsze co mogłaś zrobić to iść do innego. Po tym nic już nie będzie takie samo. Twój Mąż nie jest zbyt silny psychicznie skoro ma problem stawić czoła Twojemu temperamentowi. Pewnie się domyśla (lub boji) że możesz tego szukać od kogo innego. Myślę że jego problem to że bardzo tego chce, bardzo chce Cię uszczęśliwić (i zaspokoić). Ale im bardziej chce tym bardziej nie może.

mami napisał/a:
Jeśli już to lepiej powiedz to mężowi o swoim stanie psychicznym…

Moim zdaniem to najgorsze co można zrobić. Myślę, że od gadania zaczeły się opisywane tu problemy. Sex powieninen być spontaniczny, luźny, cieszący dwoje ludzi a nie zimną wymianą wzajemnych wymagań. Myślę, że gdyby Ewela (sorry za szczerość) nie skupiała się tak na tym czy jej będzie dobrze i czy jej potrzeby są zaspokajane a wiecej dawała i cieszyła się z tego co ma to nie byłoby całej tej tragedi. Wydaje mi się że najgorszym wrogiem sex-u tak i całego małżeństwa jest egoizm i brak wczucia się w to co czuje małżonek.

Anonymous - 2010-09-09, 19:34

Dzięki Maciek ,spodziewałam się innej reakcji,a tu pochwała od Ciebie za moją radę. Rozumiem Cię doskonale nie można myśleć tylko o swoich potrzebach, ale przedewszystkim o partnerze, co nie wyklucza by spełniać się w innych dziedzinach.
Anonymous - 2010-09-09, 19:56

Ife napisał/a:
Dzięki Maciek ,spodziewałam się innej reakcji,a tu pochwała od Ciebie za moją radę. Rozumiem Cię doskonale nie można myśleć tylko o swoich potrzebach, ale przedewszystkim o partnerze, co nie wyklucza by spełniać się w innych dziedzinach.


Wydaje mi sie że sex jest lustrem małżeństwa. I dając sami otrzymany wiecej. Najgorzej, że niby to wiem ale w moim małżeństwie nie potrafię zastosować. Chyba na początku małżeństwa czkalismyi naiwnie wierzyliśmy, że otrzymamy to co chcemy a z każdym miesiącem okazywało się że nie otrzymujemy tego. Zaczeliśmy więc wymuszać na małżonku dawanie i kompromis.
Ostatnio niestety chyba doszliśmy do takiej eskalacji że żadne nie chce sie cofnąć nawet o minimetr.

Anonymous - 2010-09-09, 20:44

Jejciu trudna ta wasza sytuacja. Mi się wydaje że w małżeństwie nie można myśleć tylko o sobie ,tego co ja chcę w łużku ,ale trzeba myśleć o tej drugiej osobie ,czego ona oczekuje od nas i jeśli to nie jest jakieś nie zgodne z moim wychowaniem i moją godnością, to powinno sie sprawiać przyjemność współmałżonkowi, w zamian on też się lepiej stara. Trzeba rozmawiać o tych sprawach i o swoich oczekiwaniach, jeśli nie rozumiecie się baz słów.Trzeba starać się zrozumieć że druga osoba może nie mieć ochoty na sex ,i pogodzić się z tym a nie wymuszać. Tak przecież nie można. Wydaje mi że brak u was szczerej rozmowy,a tylko rozmową można dojść do kompromisu.Jeśli żona nie chce się cofnąć ,to ty się cofnij, pokaż że potrafisz ustąpić, ale powidz jej że ustępujesz i oczekujesz tego następną razą od niej. Nie wiem ja nie mam takich problemów dlatego ciężko mi radzić.Pozdrawiam.
Anonymous - 2010-09-09, 21:22

Sorry trochę zamieszałem.To co poniżej napisałem nie tyczyło tylko sexu lecz naszych relacji na innych płaszczysnach:
Maciek72 napisał/a:
I dając sami otrzymany wiecej. Najgorzej, że niby to wiem ale w moim małżeństwie nie potrafię zastosować. Chyba na początku małżeństwa czkalismyi naiwnie wierzyliśmy, że otrzymamy to co chcemy a z każdym miesiącem okazywało się że nie otrzymujemy tego. Zaczeliśmy więc wymuszać na małżonku dawanie i kompromis.
Ostatnio niestety chyba doszliśmy do takiej eskalacji że żadne nie chce sie cofnąć nawet o minimetr.

Właściwie z sexem jest stosunkowo ( :!: :lol: ) najlepiej. Czesto jest przyjemnie, czego nie można powiedzieć o codzinnym życiu.

Anonymous - 2010-09-09, 22:51

Maćku a czy prowadzicie z żoną NPR? Jeśli tak i jeśli nie planujecie poczęcia to jest spory czas dni płodnych w czasie których mozna w inny sposob okazać milosć, nie tylko seks, ale pieszczoty, czułe słowa ttp. w czasie tych dni osoba z mniejszym popedem seksualnym może się przestawić i zatęsknić...
Anonymous - 2010-09-09, 23:12

ewulek napisał/a:
Maćku a czy prowadzicie z żoną NPR? Jeśli tak i jeśli nie planujecie poczęcia to jest spory czas dni płodnych w czasie których mozna w inny sposob okazać milosć, nie tylko seks, ale pieszczoty, czułe słowa ttp. w czasie tych dni osoba z mniejszym popedem seksualnym może się przestawić i zatęsknić...


Z różnych wzgledów nie prowadzimy NPR. Od NPR zaczął się nasz kryzys tj od zbyt szybkiego rodzicielstwa na które nie byliśmy gotowi ani mentalnie ani życiowo. Dochodzi teraz jeszcze stan zdrowia żony który praktycznie wyklucza stabilność cyklu.

Tak naprawę u Nas problemy w swerze sexu są raczej skutkiem a nie przyczyną. Ja jakoś nie mam ochoty się zbliżyć po dniu w którym cały czas drzemy sie na siebie (i to przy dzieciach :-( ). Ale jak widać mojej żonie to aż tak nie przeskadza....

Anonymous - 2010-09-09, 23:50

Maciek72 napisał/a:
Tak naprawę u Nas problemy w swerze sexu są raczej skutkiem a nie przyczyną. Ja jakoś nie mam ochoty się zbliżyć po dniu w którym cały czas drzemy sie na siebie (i to przy dzieciach ). Ale jak widać mojej żonie to aż tak nie przeskadza....

Witaj, poleciłabym Ci wizytę u psychologa lub u seksuologa i rozmowę na temat zachowania żony.
Sa kobiety, które celowo wywołują awanturę lub nerwową atmosferę, bo to je nakręca i traktują je jak grę wstępną. To żadkie, ale się zdarza.
Takie zachowanie nieco agresywne nie jest zbyt częste u naszej płci, więc często źle odbierane i tłumaczone przez ich partnerów, te kobiety pokrywają w ten sposób swoje neurozy lub skłonności sado-maso.
Często wystarcza terapia dotycząca komunikacji i wszystko wraca do normy, trzeba jednak uznać i nazwać te problemy. ( takie osoby nie potrafią wyrażać swoich emocji i artykułować potrzeb inaczej jak przez nieco agresywne zachowanie, ignorowane stają się nieprzewidywalne. :-| )
Kiedy zrozumiesz mechanizmy zachowań swojej żony( co tak naprawdę nią powoduje) będziesz umiał spokojnie namówić ją do otwartej rozmowy lub potrzebnej terapii dla dobra Was obojga.
Zaznaczam ,że jest to tylko sugestia, a nie spostrzeżenie wynikające z Twoich postów, więc aby doprecyzować rzeczywisty problem między Wami, potrzebna będzie Ci taka rozmowa z terapeutą. Inaczej będziesz macał po omacku i zamiast pomóc możesz pogorszyć tylko Wasze stosunki.
Sfera psychiczna u kobiety jest bardzo delikatna i łatwo ją poranić, a umiejetne podejście do problemu z Twojej strony i zaangażowanie, na "mur- beton" zaowocuje w Twojej żonie ogromnym zaufaniem do Ciebie.

Anonymous - 2010-09-10, 00:33

kinga2 napisał/a:

.... Sa kobiety, które celowo wywołują awanturę lub nerwową atmosferę, bo to je nakręca i traktują je jak grę wstępną. To żadkie, ale się zdarza.
Takie zachowanie nieco agresywne nie jest zbyt częste u naszej płci, więc często źle odbierane i tłumaczone przez ich partnerów, te kobiety pokrywają w ten sposób swoje neurozy lub skłonności sado-maso.....


Nie to chyba spora przesada. Może zbyt przerysowałem to co pisałem, że takie wnioski można wyciagnąć. Ona raczej potrzebuje bliskości, czułości itp. A mi trudno dać czułość komuś kto się wydzera o to że jak jej nie było nie sprzątalem, nie gotowałem i nie bawiłem się z dzieckiem na wyścigi (bo ona to przecież musi robić). I nakręca sie błędne koło:
Wrzaski brak czułości znowu wrzaski ja się też w końcu wydrę potem wychodzę na długi spacer i wyjerzam .... Ale to nie o tym jest wątek. Dajcie mi jeszcze trochę czasu a całość opiszę w osobnym temacie. Zaczynam powoli rozumieć że po mojej stronie też jest sporo winny.


kinga2 napisał/a:
...Witaj, poleciłabym Ci wizytę u psychologa lub u seksuologa i rozmowę na temat zachowania żony....


Nawet próbowaliśmy (postawiłem ultimatum albo psycholog albo odchodzę) ale nic z tego nie wyszło. Żona nie miała zaufania do psychog niewiele od nas starszej. Takie teksty w stylu: Co Ona wie? Czy wogóle ma dzieci?
Cóż moja żona należy do tych wszystkowiedzących którzy nikogo nie słuchają. Zresztą było trudno się umówic nie mówiac o sporych pieniądzach jakie na nas zarabała. Teraz jest jeszcze gorzej bo żona ma problemy ze zdrowiem. Nawet nie mam serca ciągnąć ją do psycholga i tak ciągle jest u różnych lekarzy.

BTW słucham sobie rekolekcji P. Jaceka Racięckiego "Kryzys małżeński - udręka czy szansa?" Jestem zdumiony że mówi dokładnie o naszych problemach ;-) . Coż może faktycznie zacznę mysleć jak zmienić siebie nie żonę.

Anonymous - 2010-09-10, 00:52

Maciek72 napisał/a:
Nawet próbowaliśmy (postawiłem ultimatum albo psycholog albo odchodzę) ale nic z tego nie wyszło.

Proponuję,żebyś poszedł na taką rozmowę najpierw sam, a dopiero później, w zależności od tego czego się dowiesz, usiłuj namówić żonę. Czasem najpierw samemu trzeba się zoriętować w sytuacji.
Maciek72 napisał/a:
Cóż moja żona należy do tych wszystkowiedzących którzy nikogo nie słuchają.

To trudny problem, ponieważ zamyka na zewnętrzny świat, ale do takich osób trafiaja tylko rzeczowe i konretne argumenty oraz przykład.

Od strony duchowej to ten cytat opisuje wszystko:
(26) Serce twarde na końcu dozna klęski, a miłujący niebezpieczeństwo w nim zginie. (27) Serce twarde obciąży się utrapieniami, a zuchwalec będzie dodawał grzech do grzechu. (28) Na chorobę pyszałka nie ma lekarstwa, albowiem nasienie zła w nim zapuściło korzenie. (29) Serce rozumnego rozważa przypowieści, a ucho słuchacza jest pragnieniem mędrca.

(Mądrość Syracha (w) 3:26-29, Biblia Tysiąclecia)

Anonymous - 2010-09-14, 13:54

Witajcie....
czytam dzisiaj ten wątek........ i tak się zastanawiam nad własnym pożyciem sex-ualnym, ja często nie mam ochoty współżyć, bo mąż sobie popijał i ja nie mam zaufania, jak się kochamy to ja ciągle myślę o tym co się wydażyło, i się wydaży, że teraz się kochamy, a jutro będziemy się obrażać, to jest dla mnie nie do zniesienia, wtedy czuję się jak zabawka,
mąż często wymusza na mnie sex.........myśląc ze skoro kilka dni był "grzeczny" i nie pił to nie powinnam go odtrącać.
Obecnie nie pije (narazie tydzień) i dzisiaj idzie na terapie po raz pierwszy. Ja mu tłumaczę że potrzebuję czasu by mu zaufać, by nie było tak jak do tej pory, że dostał swoje i może dalej pić. Tak ja to widziałam do tej pory. Teraz kiedy nie pił ten tydzień to jakoś ma zwiększony popęd. a ja potrzebuję czasu........... chcę się kochać z miłością, czuć bezpieczeństwo, nie martwić się na przyszłość, nie pamiętać tego co było, chcę być szanowana nie tylko jako kobieta ale i jako żona, matka,
Muszę dodać że mąż zaspokajał swoje potrzeby oglądając zdjęcia porno, czy filmy porno, kiedy byłam w ciąży i nie mogliśmy współżyć bo ciąża była zagrożona.
był to dla mnie cios, nie wiedziałam jak mam zareagować, nie byłam z tego zadowolona, powiedziałam mu to a on mi powiedział że jak nie dozna orgazmu to go boli brzuch.
często jak nie mam dni płodnych to mąż poniekąd zmusza mnie bym mu pomogła ręką, ja jakoś nie mogę tego znieść.......... bo wydaje mi się ze jest to grzech, mówiłam mu o tym ale on nie jest przekonany do tego, i mówi że jak by tak mieli się kochać wszyscy tak po bożemu to byłoby wiele dzieci nie chcianych.
Tu może ma rację..........
nie wiem co zrobić i jak mężowi przetłumaczyć, że to że przestał pić to nie znaczy że ja będe mu się "dawała" na każde jego zawołanie.
Chcę poczekać aż 3 miesiące by zobaczyć że faktycznie nie wróci do picia i że będzie chodził na terapię.
Nie wiem jak mu powiedzieć że nie sex jest najważniejszy. tylko nasza miłość, która powinna być podyktowania szacunkiem, zaufaniem, a nie tylko pożadaniem.
Maćku też nie lubię się kochać po awanturze, jakoś to do mnie nie dociera jak można tak z chwili na chwilę zmienić się w czułego cznłowieka, gdzie wcześniej sie pokłuciliśmy, przytulić tak ,przeprosić tak, ale kochać sie nie........nie umiem

Anonymous - 2010-10-08, 15:25

Witam Forumowiczów po długiej przerwie..
a więc żyję.. hehe.. mam nadzieję, że są jeszcze tacy co mój wątek kojarzą.. Obecnie szósty miesiąc mieszkam oddzielnie z mężem.. od wiosny miło odpoczywałam w bardzo zielonym regionie.. ruch, sport.. trochę życiowego bodźca.. Z niby kochankiem zażegnałam sprawę z racji jego traktowania mnie - oj dostałam po tyłku.. mimo to czasami tęsknie i zapomnieć nie mogę, przecież nie można wziąć gumki i zwyczajnie wymazać.. co ja za uczucia mogę.. Nie ważne, nie jest to już tak intensywne i raczej bronię się przed tym. Co istotne.. Dopiero teraz mężuś wyznał mi coś istotnego.. wyprowadzka miała sprawić żebyśmy już tak nie cierpieli w swojej obecności, żeby on też zatęsknił za bliskością i zobaczył, że jestem rzeczywiście dalej.. a dopiero teraz wyznał mi, że jest uzależniony.. Mój mąż uzależniony.. on.. normalnie funkcjonujący... patrzyłam na niego w tym małym pokoiku u jakiegoś ojca zakonnego zdziwiona.. myśląc, że to się nie dzieje naprawde... Ojciec zakonny był jego wsparciem w wyznawaniu mi prawdy.. a więc uzależniony od porno z zastosowaniem trzepania członka.. Ja nawet myśleć o tym nie mogę, bo to moja strategia obronna - oddalanie myśli.. potrzebuje czas. Oczywiście nie wpływa to na moją ocenę Jego. Ponoć wiąże się ta sprawa z Jego dzieciństwem.. to niby była męża stratega uśmierzania sobie bólu. Mężuś nie wyniósł z domu wzorca jak należy "postępować" z kobietami itd. Rozumiem, że osobie uzależnionej trudno nazwać swoją sytuację uzależnieniem.. Potrzebowało to czasu żeby wyjść na wierzch.. ale wiecie jak to jest.. jako zwykły człowiek mam do niego żal, że mnie poślubił z takim problemem.. że wziął moje życie na swój tor a zataił to.. wiem, że to mówi wewnętrzny gniew.. z drugiej strony on twierdzi, że wtedy nie miało to takiego wymiaru i rozumiem,że potrzebowało to czasu żeby wyjść na wierzch. Wobec tego zadaję sobie pytanie skąd wziąć siły żeby mu pomóc.. jak mu pomóc.. przecież w perspektywie jest kilka lat wychodzenia z tego.. a gdzie miejsce na naszą bliskość.. Jego seksualność jest zaburzona.. już nie chodzi o sam seks, ale odrobina romantycznośći.. tych elementów nie ma.. potrzebuję tego żeby nie czuć się przyjaciółką.. Czuję się też rozgniewana tym, że np będziemy z tego wychodzić a potem przyłapię go na jakimś porno - kiedyś połapałam się że coś takiego było na kompie.. jeden raz to znalazłam.. ale pamiętam, że wtedy ugodziło to w moją kobiecość, bo mnie nie chciał a inne baby oglądał.. nie kumałam tego.. Nie, nie.. kończę tą wypowiedź póki co... Pozdrawiam Was serdecznie..

Anonymous - 2010-10-16, 20:57

Ewela............ trudne to.............. może początkiem drogi zdrowienia byłoby postawienie pytania :PO CO to robił????
Nie dalczego......a PO CO???
Przed czym uciekał????

Pogody Ducha


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group