Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Świadectwa - A jednak było warto...

Anonymous - 2008-02-27, 20:12
Temat postu: A jednak było warto...
Witam!
Za namową mojego kierownika duchowego i bliskich przyjaciół postanowiłam zamieścić tu swoje świadectwo. Bo wiem, że jest Wam bardzo ciężko przetrwać trudne i bolesne chwile, kiedy rozpada się to, co tak wytrwale i z nadzieją budowaliście.
Od kilku miesięcy zaglądam na forum, czytam Wasze posty. Długo zwlekałam z tym, aby sie ujawnić. Może nie miałam odwagi, a może potrzeby, aby zostać jedną z Was. Co mnie tutaj przywiodło? Nietrudno się domyśleć - kryzys w małżeństwie.
Na forum trafiłam zapewne z Bożą pomocą. Szukałam kogoś, kto mógłby mnie zrozumieć, kto miałby podobne doświadczenia, kto przeżywałby to samo co ja. Potrzebowałam oswoić swoje przerażenie, rozpacz, brak wiary w siebie i samotność. Musiałam dowiedzieć się, jak żyć po tym, co usłyszałam, a w co tak trudno było uwierzyć: "Zmarnowałem ci życie. Nie zasłużyłaś na mnie. Wypaliła się we mnie miłość do ciebie. Została czułość, szacunek, ciepło. Ale już nie kocham cię". No i znalazłam Was.
Kiedy zajrzałam na forum po raz pierwszy, wiele spraw i doświadczeń było już poza mną. Byłam wtedy na etapie budowy swojego ochronnego pancerzyka - niech mnie nikt już tak boleśnie nie rani!!! Nikt, kto jest mi tak bardzo bliski. Odsunęłam się emocjonalnie i fizycznie od męża. Dlaczego? Bo od roku próbowałam odnowić swoje małżeństwo, bo wybaczyłam mu obecność innej kobiety w jego życiu. A mąż? Igrał z moimi uczuciami. Nawet nie podejrzewałam do jakich wybiegów i oszustw może się uciec. I to oczywiście w trosce o mnie, aby mnie chronić (jak tłumaczył). Przed czym? Przed nim samym?
Jak to wszystko przetrwałam? Tylko dzięki modlitwie, bliskim, wspaniałemu spowiednikowi i oddanym przyjaciołom. Dzięki zmianie przede wszystkim siebie, relacji w małżeństwie i rodzinie.
Już od pierwszych chwil powierzyłam swoje małżeństwo i swoją rodzinę Panu Jezusowi ("Panie, nie mam dość sił. Ale Ty Jezu wszystko możesz. Ty się tym zajmij." - jeszcze nawet nie wiedząc o tym zawołaniu). Do dziś nie rozstaję się z różańcem, odmawiam koronkę do Bożego Miłosierdzia, polecam swoje małżeństwo i rodzinę Matce Bożej i opiece świętych. Odbyłam z mężem pielgrzymkę na Jasną Górę. Ale moją ulubioną modlitwą stała się adoracja Najświetszego Sakramentu. Początkowo bardzo chaotyczna i ze łzami w oczach, potem spokojna, wyciszona, aż do wsłuchania się w to, co do mnie mówi Bóg. A moja wiara, nadzieja i miłość to rosły, to upadały. Jak sinusoida. Aż zrozumiałam, że najważniejszy jest CZAS i CISZA.
A mój mąż? Jest z nami. Coraz częściej się uśmiecha, jest obecny duchem i ciałem. Nie usłyszałam najpiękniejszych słów, za którymi bardzo tęsknię: "kocham cię". Nie wiem, czy je w ogóle usłyszę. Ale niczego nie jestem tak pewna, jak tego, że chcę być z nim. Bo go kocham. Na dobre i na złe.
Przez ten cały czas, kiedy zaglądałam na forum, sercem i modlitwą byłam z każdym z Was. Pozdrawiam Was wszystkich serdecznie, jagoda

Anonymous - 2008-02-27, 20:20

Ladne to co napisałaś. U mnie nie wiem jak. Mąż wyszedł, nie powiedział gdzie. Od przeszło 8 miesięcy nie rozmawiamy. Od prawie 3 lat kryzys, tak jakoś wyszło. Kto zawinił? Może mój egoizm, może wieczny pośpiech, zmęczenie, lęk o siebie, czyli ego...... Pomódl się za mnie.
Anonymous - 2008-02-27, 20:36

Dziękuję Ci Radość za ciepłe słowa. U mnie też kryzys trwał dość długo. Ale ja nie chciałam go widzieć w kategoriach "kocha - nie kocha". Bo sama kochałam. Raczej myślałam: "Ot, taka rutyna małżeńska. Może kryzys wieku średniego?". No i jak runęło mi życie, to obwiniałam przede wszystkim siebie, że tylko praca i dzieci, że za dużo lęku o jutro, że w tym wszystkim zagubiłam nas - siebie i męża. I martwiłam się o niego, jak sobie da z tym radę, czy nie zrobi czegoś, czego będzie potem żałował. Że go bardzo kocham. Wiem, jak to trudno być obok siebie. Wiem, jak ciężko nie rozmawiać ze sobą. Będę pamiętać o Tobie w modlitwie.
Anonymous - 2008-02-27, 21:03

Tylko jak to przetrwać, czy tak do końca będzie źle?
Anonymous - 2008-02-27, 21:25

Jest straszliwie trudno, jeśli człowiek się miota. Wiem, bo sama to przeszłam. Raz chciałam, żeby już, teraz, od zaraz, było dobrze. Z ogromną czułościa, empatią i zaufaniem odnosiłam się do męża. Tylko, że zaraz, za dzień-dwa już byłam zniechęcona, zrozpaczona, aż do złości, gniewu i milczenia. Toczyłam rozmowy, ale sama ze sobą, najczęściej w drodze do pracy. Czasami zaciskałam mooocno ręce, wbijałam paznokcie w dłoń, bo bałam się, że zacznę na głos mówić do siebie. Mówić do obcych ludzi, bo mąż nie rozmawiał ze mną, bo ja nie chciałam rozmawiać z nim. Jakby coś zatrzymało mi słowa. Mogłam mówić z każdym, byle nie z nim. Myślę, że to była próba. Że to zły zamykał mi usta. Były jak zasznurowane. Teraz też nie jest łatwo. Są dni, że nie czuję żadnej bariery, mogę o wszystkim porozmawiać z mężem. Ale są też dni, kiedy odpowiadam monosylabami. Odpowiadam, bo to on teraz częściej rozpoczyna rozmowę. Wierz mi. A latami potrafiliśmy siedzieć obok siebie i nie wypowiedzieć ani słowa, poza tymi, jakie były konieczne, by funkcjonować jako rodzina.
Anonymous - 2008-02-28, 07:08

Jagoda- cieszę sie ze wyszliście (i wychodzicie)z mężem na prostą!
wiele z Twoich przezyć jest podobne do moich(i pewnie jeszcze wielu ludzi z forum) dlatego dziękuję Każdemu kto pisze świadectwa- dają duże pokrzepienie

to co napisałaś CZAS I CISZA- praktykuję już od 2 lat, (na prawie 3 lata kryzysu) i jest to zdaje sie najlepsza ze strategii, Lodzia też o tym pisała niedawno.
u mnie jest straszna sinusoida, ale tylko właśnie spokój, rozwaga, cisza zdają sie przywracać normalność.
na marginesie- u mnie kryzys zaczał sie wg mojego męża od mojego paplania i dąsów

jeszcze jedno - to ze nie uslyszałaś ze cie kocha- i co z tego?- ja słyszę czasem , jak bywają lepsze dni ale juz za chwile slysze o wiele gorsze rzeczy, oraz to, ze kilka dni temu to byly tylko ściemy i wygłupy.Czyny nie słowa się liczą


pozdrawiam serdecznie Jagódko! Pan z Tobą

Anonymous - 2008-02-28, 09:20

Niesamowite to co napisała Jagoda to dowód na to że dla Boga nie ma rzeczy niemozliwych to zaufanie to że Bóg karze nam oddać wszystkie nasze sprawy w Jego ręce. Jestem w kryzysie od kilku miesiecy i rozumiem Was bo przezywam też takie ciężkie chwile. Kiedy całe pnad 10 lat malżeństwa robiłam wszystko aby mąż mógł się realizować i spełniac swoje marzenia a dom, dzieci wszystkie obowiązki były na moich barkach to ludzki umysł nie może pojąć o co chodzi? Bo ja trułam no bo jak mógł coś zrobic i ja o cos prosiłam to juz problem duzo mojej winy za dużo na siebie wzięłam poprostu zaczęło Mu się wydawać chyba że Mu sie to należy. Teraz dzieki modlitwie i Waszej pomocy i dzięki wskazówkom aby sie wyciszyć iprzemilczeć daje radę. Modlitwa daję siłe ogromną . Jezu ufam tobie miej nas w swej opiece.
Anonymous - 2008-02-28, 12:34

U mnie też ta cisza, tylko nie wiem czy to dobra energia. Przez trzy lata mówiłam niepotrzebnie, narzekałam, nie byłam ciepła. Byłam zmęczona: praca, dom , dzieci, szarość dnia, mało uśmiechu............. i kryzys. Jak to przetrwać, jak się samemu otworzyć i pomóc drugiej osobie... Częściej się modlę, częściej uśmiecham do innych, ale chciałabym do niego...., ale nie potrafię na teraz.... byłoby to sztuczne. Tyle, że trwam, nie poddaję się...i mam nadzieję, że słońce zaświeci i będzie jeszcze piękniej, szczerzej, dojrzalej, radośniej i Zaufanie przyjdzie i Miłość się odezwie. Proszę Was wszystkich o modlitwę.
Anonymous - 2008-02-29, 01:58

Jak to dobrze, że napisałaś Jagodo. Coraz bardziej uświadamiam sobie,że cud na który czekam może być nie jakimś nagłym olśnieniem, tylko raczej procesem. Wciąż wierzę, ze tak będzie. Mimo tego ,że u mnie nie koniec chyba jeszcze równi pochyłej, to teraz, od kiedy odkryłam Was, od kiedy modlę się inaczej, wierzę bardziej niż wcześniej. Coś się u mnie zmieniło. Przestałam mówić o rozstaniu. Za to teraz częściej mówi o tym mój Mąż. Jakby chciał to nadrobić za mnie i za siebie. Jak teraz czytam Wasze roamowy uświadamiam sobie jaki ogrom błędów popełniłam próbując ratować moje małżeństwo. Zamiast naprawiać...pogłębiałam kryzys. Przykleiłam się do Męża, ciągle próbowałam coś wyjaśniać...

[ Dodano: 2008-02-29, 02:06 ]
A tu potrzebna cisza i czas. Jak to zrobić? Jak przeżywać ból w ciszy? mam takie momenty, ale co jakiś czas coś się przelewa, np. dzisiaj. po jakiej krótkiej, niewaznej wymianie zdań chciałam się do niego przytulić, wbrew temu,że czułam ból. On niecirpliwie stanął przede mną, zimny i obojętny, albo raczej wrogi i powiedział : tylko szybko, bo dawno nie paliłem. Miłam wrażenie, jakbym dostała w twarz. To tak boli.

Anonymous - 2008-02-29, 18:12

Wiele dni upłynęło zanim zrozumialam, że moje próby rozmów z meżem on odbierał jak wzmozoną kontrolę. Ciągle chciałam coś wyjaśniać, prostować. Ciągle czegoś od niego oczekiwałam. A im bardziej się "starałam", tym bardziej oddalaliśmy się od siebie. Mąż czuł się, jak osaczony. Ja - coraz bardziej samotna: "Dlaczego on nic nie rozumie. Przecież staram się być blisko niego. Wybaczyłam mu, no i w ogóle..." Ale jemu potrzebna była przestrzeń. I czas. Aby odnaleźć siebie, odnaleźć nas. Ja mu to skutecznie utrudniałam.
Anonymous - 2008-03-01, 11:06

Cieszy mnie to co czytam :-) :-) :-) gratuluję Jagodo
Anonymous - 2008-03-01, 20:20

Duniu, Radości, wysłałam Wam dzisiaj prywatne wiadomości, ale nie wiem czy doszły. Może ta Emma wywiała ;) Dajcie znać. Jagoda
Anonymous - 2008-03-03, 10:06

Dziekuję Wam wszystkim za to co piszecie ja też miałam momenty, że chciałam wyjaśniać rozwiązać problem i zapomnieć. A to tak się nie da. Ale wiem to dzięki Wam, że lepiej się wiciszyć i nie naciskać, że mąż nie może czuć się osaczony. Nie miałabym pojęcia co robić. Miałam chwile załamania i myslałam co robić? Teraz wiem cisza i modlitwa. JEZU UFAM TOBIE!
Anonymous - 2008-03-03, 21:06

masz rację cisza i spokój, ja niestety tak nie potrafiłem na początku... ale uczę się i widzę że lepiej powiedzieć dwa słowa mniej niż jedno za dużo...

Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group