Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Anonymous - 2007-07-23, 21:11

zu26
Większość z tych, którzy wypowiadają sie na tym forum lub je tylko czytają, przeżywało bardzo boleśnie podobne sytaucje, które spotkały Ciebie. Każdego takie doznania powaliły na kolana, każdemu zawalił się dotychczasowy świat, wszystko stało się nieważne, szarne, beznadziejne, tysiące pytań bez odpowiedzi, najdziwniejsze pomysły w głowie, z nikąd pomocy... ale myślę, że potrzebną pomoc znajdziesz tutaj. Poświęć swój czas na poczytanie tego forum. Zobaczysz jak ludzie podnosili głowy po bardzo bolesnych ciosach zadawanych przez osoby, które się kocha. Niewątpliwie jest to teraz dla Ciebie niewyobrażalnie trudne, a może i niemożliwe, ale znajdziesz tutaj przykłady tego, że można się otrząsnąć i zacząć walkę o swoje małżeństwo.
Przypomną koniec wiersz który pewnie zawsze kiedy tutaj wchodzisz widzisz na stronie forum:
Człowiek jest słaby, ma prawo zbłądzić!
Ale musi zawsze powstawać i zawsze iść.
I nie wolno mu odebrać życia,
które ofiarował drugiemu; ono stało się nim.

pzdrawiam

Anonymous - 2007-08-08, 10:00

Witam wszystkich,

Nie pisałem się 2 miesiące, ale śledziłem co się dzieje na forum.

Boję się trochę pisać, bo to dopiero początek ale strasznie się cieszę z tego co się stało, i chcę dać otuchę tym którzy trwają i walczą.

Opiszę teraz to co zdarzyło się przez ostatnie 2 miesiące:

W czerwcu powiedziałem żonie, że ponieważ mnie nie kocha, nie chce być ze mną a kocha innego i uważa, że jest to miłość jej życia, to powinna jak najszybciej wyprowadzić się z domu i zaproponowałem jej separację. Zgodziła się z tym. W międzyczasie przestała np. prać moje rzeczy - zacząłem prać i prasować sam, "wyprowadziła" się na noc z sypialni do innego pokoju. Zaczęła szukać mieszkania do wynajęcia. Powstała praktyczna separacja finansowa - nasze wspólne konto zaczeło mieć stałe saldo 0.00. Przypadkiem usłyszałem też ich rozmowę telefoniczną (stałem w uchylonych drzwiach wejściowych - chyba z godzinę) - ja byłem "byłym" a on skarbem i kochaniem. Wkurzyłem się strasznie ale zaraz potem uspokoiłem i utwierdziłem w podjętych działaniach.

W lipcu zaczęliśmy uzgadniać warunki separacji (napierałem na wersję, że z jej winy), że wszystko co można przeprowadzimy przed rozprawą - tzn. rozdzielczość majątkowa, podział majątku, zakres i forma opieki nad dziećmi, alimenty - w postaci umów notarialnych. Zaczęliśmy omawiać szczegóły tych umów... Nie było lekko, dostaliśmy "wsparcie" naszych rodzin co o mało co nie zakończyło się totalną wojną - na szczęście w porę zareagowałem i udało mi się odsunąć rodziny od naszej separacji. Były bardzo nerwowe chwile, płacz żony podczas tych rozmów, skargi, że chcę ją oszukać i wykiwać ... potem tłumaczenia z mojej strony co jak i dlaczego i propozycja aby przedstawiła swój wariant.
Pod koniec miesiąca zauważyłem pewne zmiany w jej zachowaniu - z jednej strony stała się spokojniejsza ale też zauważyłem, że kilka razy płakała, uprała raz moje rzeczy, zaczęła rozmawiać o tym co robi w pracy, zaczeła informować mnie o której wróci do domu i dlaczego, zaczeła prosić (nie bezpośrednio) o moją pomoc. Z mojej strony żadnej reakcji.

W sierpniu zaproponowałem jej tak mimochodem abyśmy poszli do kina - po 3 godzinach milczenia zapytała się "a na jaki film"..., uprała, uprasowała i włożyła do szafy wszystkie moje rzeczy, wróciła do naszej sypialni (łóżko ma niestety 1,8m szerokości)...
Zapytałem się jak jej idzie szukanie mieszkania, bo mineły już 2 miesiące i zbliża się początek roku szkolnego ... odpowiedziała, że nie chce się na razie wyprowadzać i poważnie myśli o odbudowie naszej rodziny...choć tyle złych rzeczy między nami się wydarzyło i nie wie czy to możliwe ... ale dla dobra dzieci ... ?????

Swoje zachowanie przez te 2 miesiące określiłbym jako uprzejmą obojętność. Żadnego narzucania się, zero pytań o to co robi i dlaczego. Żadnych skarg na jej zachowanie, żadnych wymówek, żadnych kłótni. Jeżeli o coś mnie poprosiła to dawałem jej to z uśmiechem na ustach. Cały czas wzmacniam moje relacje z dziećmi, jestem teraz czynnym uczestnikiem ich życia. Cały czas byłem uśmiechnięty i zadowolony. Chodziłem do znajomych, do kina, do rodziny. Średnio 2-3 wieczory w tygodniu znikałem z domu...

Prawdę mówiąc trochę mnie zaskoczyła ta zmiana zachowania mojej żony (2 tygodnie). Jestem na to trochę nieprzygotowany - już układałem sobie plany dla samotnego ojca z trójką dzieci a tu taka zmiana i nici z motoru, 40" plazmy i PS3, stołu bilardowego w salonie, warsztatu majsterkowicza... może nie nici ale trzeba będzie to przesunąć i negocjować ;)

Zdaję sobie sprawę, że bardzo trudna droga przed nami, że trudniej wchodzi się przez okno niż przez drzwi, ale będę walczył. Te 8 miesięcy dało mi naprawdę inne spojrzenie na życie.
Proszę, módlcie się za nas abyśmy tego nie spieprzyli.


Pozdrawiam,
40latek

PS. Szczególne podziękowania dla EL za jej "pisaninę" na forum :)

Anonymous - 2007-08-08, 10:11

40-latku......eeeee...co tam motor, plazma, czy stół bilardowy....i na to przyjdzie czas i kolejnośc! Tak sie cieszę i bardzo, bardzo Ci gratuluje !! Bo to Ty sie przemieniłeś, pokonałes siebie , dumę, uprzedzenia, egoizm!! Jestes wielki!! Trzymam kciuki i wspieram modlitwą !! EL.
Anonymous - 2007-08-08, 11:27

Brawo, 40latku, udalo Ci się zastosować Dobsona w najczystszej postaci!
Podrawiam i życzę dużo wytrwałości, cierpliwości

Anonymous - 2007-08-08, 19:00

Tak się cieszę,że Tobie się udało,ja na razie żyję w zawieszeniu..............pozdrawiam
Anonymous - 2007-08-08, 19:03

Weroniko, napisz coś więcej................
Anonymous - 2007-08-08, 20:16

40latek.
Gratuluję wytrwałości. Oby tak dalej.
Pozdrawiam

Anonymous - 2007-08-09, 06:42

40 latku gratuluję serdecznie- ja poprzez bardzo podobną postawę uzyskałąm to ze mąz również zmienia się i co najważniejsze chce się zmieniać na lepsze
Anonymous - 2007-08-09, 07:19

Och jak Wam zazdroszczę,ale tak pozytywnie ;-) .
Moja postawa nie podoba się mojemu mężowi,ciągle mówi,że się nic nie zmieniłam,że jestem złośliwa i zaborcza............ ;-)

Anonymous - 2007-08-09, 07:40

40-latku..........czyżbyś zastosował kalsyczną metode tzw"twardej miłości"? To jest prawda,twarda miłość podczas kryzysu małżęńskiego,dysfunkcji ,przynosi efekty dla obu stron konfliktu.

Weronika....zazdrość dobrze ukierunkowana-w przeciwieństwie do zawiści-jest albo moze byc twórczym elementem własnego rozwoju.
A co do męża,jak stosujesz "twardą miłość" wobec niego to naturalnym jego odruchem(szczególnie na początku) jest brak akceptacji dla tej twardej miłości.Bo to akceptacja osoby męża ale nie akceptacji jego zachowań czy poczynań.
Weronika,40-latku......"twarda miłość"wymaga wytrwałości i determinacji,odwagi i stanowczości,a przede wszystkim miłości z wyraznym wyznaczeniem granic.
40-latku.....hhhhhhiiiiiiiiii
.a moze nie jest Ci sądzone jeżdzić na tym motorze??A plazma???będziesz oglądał ją w pełnym rodzinnym składzie,a w bilard zagrasz w 5-tkę,z żona i dziećmi
Życzę Pogody Ducha i wytrwałości

Anonymous - 2007-08-09, 09:49

TO co napisał Nałóg - to credo - "twarda miłość"wymaga wytrwałości i determinacji,odwagi i stanowczości,a przede wszystkim miłości z wyraznym wyznaczeniem granic"[u]
Nie krzyki, nie awantury....ale postawa pełna miłości, dobroci i akceptacji osoby ,jednocześnie kategoryczny brak zgody na wyrządzanie zła wobec mnie i innych ludzi, czyli nie akceptowanie czynów ( przy akceptowaniu czlowieka).
Kocham cie i potrzebuje, ale nie zgadzam sie na zycie w trójkącie z twoja kochanką i będziesz musiał wybrać, wiedz, że na ciebie czekam, kocham itp. EL.

Anonymous - 2007-08-27, 14:25

40-latku: :-D

z modlitwa,
kasia

Anonymous - 2008-03-29, 21:57
Temat postu: uzdrowienie małzeństwa
Witam
po raz pierwszy jestem na tym forum.
Moje małżeństwo trwa już prawie od 25 lat. Od bardzo wielu lat nie układa się.
Mąż ma 'trudny charakter' - a ja nie potrafię z nim postępować.
Oskarza mnie o wszystko ,o wszystko czego nie zrobiłam ( nie wiem czy sam w to wierzy). Przez wiele lat płakałam. tłumaczyłam . udowadniałam swoja niewinnośc, Ostatnio staram się nie odzywać , nie reagować , ale to trudne.
Doszło do tego,że on płaci alimenty( sam tak postanowił) , nie pomaga mi w niczym - żyje obok , od lat nigdzie razem nie wychodzimy.
Nasze dzieci są już na studiach . Dzieci są tak zmęczone sytuacją panującą w domu ,że chcą abym wystapiła o rozwód, chcą aby ojciec wyprowadził się.
Ja ciagle mam nadzieję ze on opamięta się , modlę się w intencji uzdrowienia naszego
małzeństwa, ale coraz bardziej brakuje mi sił - mój maż nie chce być z nami.
Czy mogę jeszcze coś zrobić w tej sytuacji ???

Anonymous - 2008-03-31, 21:39

"Niektórzy ludzie są nam dani, a niektórzy zadani"

Musimy przyjąć wszystkich. I wierzyć , ze Pan nie przeznaczył nam zbyt ciężkiego krzyża, że pomaga nam go nieść . Obyśmy tylko Mu zawierzyli. Duzo łatwiej przeżyć każdy dzień, gdy wierzymy, że Bóg nad nami czuwa.

Poszukaj wskazówek w Piśmie Świętym . Nigdy nie zawodzi. To Słowa Pana.

Będę dziś modliła się o Twoje i moje małżenstwo. pozdrawiam i proszę o modlitwę


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group