Uzdrowienie Małżeństwa :: Forum Pomocy SYCHAR ::
Kryzys małżeński - rozwód czy ratowanie małżeństwa?

Rozwód czy ratowanie małżeństwa? - Właśnie się dowiedziałam/łem, że...

Anonymous - 2007-06-08, 08:24

40latku twoja zona kolekcjonowala wszystkie urazy tak jak moj maz ... cale 10 lat bycia razem zebral do kupy i rzucil mi w twarz ... nie wiem co z tym zrobic jak go oswoic jak mu pomuc jak go przyciagnac do siebie .... on chce separacji izolacji odemnie ... nieumiem sobie z tym poradzic podobnie jak ty ...jak naprawic wyrzadzone zlo....
Anonymous - 2007-06-08, 08:55

Już wiem, że nie wiem jak to zrobić.
Anonymous - 2007-06-08, 09:09

Mówicie, że powidział, że wygarnął, że nie chce naprawiać, nie chce być, nie kocha. Mój mąż wyprowadził się 4 miesiące temu, kiedy mówię, że mnie nie kocha krzyczy ż ewszystko wiem zawsze najlepiej. Kiedy chcę, proszę o konkretne rozwiązania mówi, że nie wie. Wyporwadził się z mojej winy, wnnychy postach sytuacja jest opisana dość dokładanie. Ziostałam sama w jego domu oddalnym od naszego rodzinnego miasta o 50 km, tweordził, ż eto on się wyprowadzi, bo jeżeli ja to zrobię to dojdzie do niepotrzbnej rewolucji. Od tego czasu widzieliśmy się kilka razy, ale nie rozmawialiśmy na żaden konkretny temat dotyczący naszej sytuacji. Ja płace kredyt hipoteczny za ten dom, choć nie jest mój. Dodam, że mój mąż jest bardzo uczciwym i prawym człowiekiem. lecz bardzo zranionym. Zacyznam zazdrościć tym, którzy siędowiedzieli. Życie bowiem, w nieiwiedzy przez tyle miesięcy może doprowadzić człowieka do obłędu. Pozdrawiam
Anonymous - 2007-06-08, 10:10

40 latku, wykonuj swoje obowiązki jak możesz najlepiej. To niesamowite. że w tak trudnym momencie potrafisz zachować spokój i być stanowczym. Trudno. Jest tak, że czasem kochający rodzic powinien pozwolić też swemu dziecku "pocierpieć" a to cierpienie spowodowane jest w uwikłaniem się w zło i w pewnym sensie niemoc, bo ciało chce iść ku nie bójmy się powiedzieć "zagładzie", a sumienie ciągnie do WIERNOŚCI. Ty nie naciskaj. Niesamowite, że miałeś okazję powiedzieć to wszystko co powiedziałeś. Teraz jeśli ona nie chce spotykać się z Twoją rodziną, to powiedz jej tylko "Jak chcesz". Kochać i wymagać. Teraz kochaj mocno, pracuj nad swoimi błędami, niech Twoja słabość z pomocą łaski zamienia się w moc. Bądź jej OCHRONIARZEM, mocnym, wiernym.. supermężem : )
Anonymous - 2007-06-08, 14:50

Kasiu,

tu nie chodzi o ciało. To jej zranione serce wyrwało się na "wolność" i boi się spojrzeć za siebie. Nie ma co biadolić. Sam Ją sobie wybrałem, razem doprowadziliśmy do obecnego stanu. Nie wiem co będzie jutro i najważniejsze to nie chcieć wiedzieć.

Pozdrawiam

Anonymous - 2007-06-08, 15:10

dokladnie to samo czuje moj maz jest strasznie zraniony i psychicznie wykonczony co zrobic jak mu, nam i sobie pomoc...tak bardzo sie boje
dodatkowo w to wszystko zostaly zaplatane osoby trzecie ( nasze rodziny) ktore przezywaja ogromnie caly ten kryzys ...boje sie jednak ze to nie kryzys ale naprawde koniec malzenstwa..

Anonymous - 2007-07-05, 14:10

agata96 napisał/a:
Mój mąż wyprowadził się 4 miesiące temu, kiedy mówię, że mnie nie kocha krzyczy ż ewszystko wiem zawsze najlepiej.


eh Agata... no bo kocha

Anonymous - 2007-07-21, 14:54

jestem tu pierwszy raz.....szukam pomocy i zrozumienia i chyba wiary ze jeszcze bedzie dobrze......moja historia podobna do wielu 13 lat razem w tym 9 malzenstwa a zdradzal mnie przez 7lat ukrywal ten fakt a ja nic nie zauwazylam.....prowadzil podwojne zycie........teraz nie wie co wybrac.......ja tez nie wiem...czy zostawic to wszystko odejsc? nie czuje przekonania ze on zostawi tamto......bo dwa lata po slubie sie o niej dowiedzialam ze troche sie spotykal ale sam skonczyl wybaczylam i zawierzylam.......oszukal mnie tak perfidnie.....czasem placze razem ze mna a czasem zachowuje sie jakby nic sie nie stalo....na pytanie co teraz? odpowiada ze nie wie.... zylam dla niego tylko z wielu rzeczy zrezygnowalam bo tak chcial...wybudowal dom o ktorym marzylismy wiele razy rozmawiajac...w tym roku mielismy zaczac sie budowac....a on wybudowal go nie mowiac mi nic... w miejscowosci gdzie tamta mieszka......... dom jest na jego brata....ja o niczym nie wiedzialam..... moze wasze opinie pomoga mi w podjeciu decyzji co ja mam zrobic? jak z tym zyc? czy da sie z czyms takim zyc?
Anonymous - 2007-07-21, 21:43

Zu26.
W takiej sprawie nikt Ci nie poradzi, nikt nie podejmie ze Ciebie decyzji. Mało tego, w zasadzie, to decyzję podejmie Twój mąż, on jeden. Cokolowiek by nie powiedział, nie ufaj za bardzo, podłość i wyrafinowanie, tym się kierował przez wszystkie lata.
Trochę dziwnym wydaje się fakt, że był w stanie wybudować dom, przecież wymagało to ogromnych nakładów finansowych - a Ty nic nie zauważyłaś? Nie zauważyłaś wypływu gotówki? I czas - też nie zauważyłaś, że jest taki zapracowany?
Dziwne to dla mnie, niezrozumiałe.

Pozdrawiam
Elżbieta

Anonymous - 2007-07-21, 22:16

Zu26- nie wiem jak to możliwe że przez te wszystkie lata byliście i nie znaliście się ja mam okrpną sytuację skomplikowaną , ale gdybym tyko straciła zaufanie to już szukałabym sposobów rozwiązania. Powiesz cwaniara a sama CO?- w kryzysie!
Ja się obudziłam, ja już zaczynam myśleć - co robiłaś przez te 7 lat? trudno uwierzyć że ufałaś w słowa męża po tym jak dowiedziałaś się o romansie? Czy nic nigdy nie zaprzątało Twojej uwagi - czy Byłaś tak bardzo zaślepiona ? Może to brutalne ale dziwne jest Twoje stanowisko przez tyle lat.
Nie pomagamy Ci - może dołujemy, ale sprawa jest wyjatkowa, więc trudno doradzić jak żyć i być w tym domu brata?
:-/
Pozdrawiam Pestka10 - może więcej informacji pozwoli nam na udzielenie obiektywnej odpowiedzi na Twoje pytanie i pomocy.

Anonymous - 2007-07-22, 00:50

Pewnie ze zauwazylam ze na koncie jest mniej ale zawsze to umial wytlumaczyc....prowadzi dwie firmy.....zawsze powtarzal ze inwestuje zeby nasze zycie bylo lekkie i przyjemne.....a ja teraz patrzac na to wszystko bylam zaslepiona wszystkim.....a jezeli chodzi o zapracowanie to owszem ..zauwazylam.. tylko ze tez mi to umial wytlumaczyc....na kazde pytanie byla gotowa odpowiedz.....i ja w kazde jego zapewnienie wierzylam...i godzilam sie na nie.....Wlasciwie pierwsza zdrada jak to napisalam nie do konca byla zdrada.... spotykali sie w miejscu podczas jego pracy<zakladal jej rodzicom dach>wtedy swierzo po slubie wydalo mi sie to ogromna zdrada ze spotkali sie kilka razy u niej w domu na kawie.......a moze wczesnie poprostu odkrylam co sie swieci i zareagowalam i uwierzcie przez conajmniej dwa lata bylam podejrzliwa sprawdzalam i kontrolowalam na wszystkie sposoby...teraz mysle poprostu ze bylam glupia i naiwna...ale tak pieknie mowil ...ze czemu mialam w to nie wierzyc? albo moze chcialam wierzyc ze mam tak cudownego męza...przez te 7 lat nie uslyszalam zadnej plotki....ktora by troche mnie zaniepokoila.....sielaneczka.....i zebym wyczula chociaz jakas zmiane w nim....moglby zostac swietnym aktorem....nie ma co.....moja wina w tym wszystkim jest taka ze tak zawierzylam we wszystko.....
Anonymous - 2007-07-22, 08:12

Nie jesteś jedyna w tej naiwności. Ja, kiedy pomyślę o sobie, o tym, jak przez rok mąż mnie zdradzał, a ja potrafiłam wszystko pięknie wytłumaczyć, usprawiedliwić go - włos mi się jeży. Powroty nad ranem - pewnie był z kolegami; miłosny sms - jego tłumaczenie: ktoś się pomylił - uwierzyłam; apaszka w samochodzie, on: ktos z rodziny zostawił - uwierzyłam, itd, itp.

I co tu się dziwić, skoro się zaufało tej osobie bezgranicznie. I to, zresztą był błąd - nie trzeba było tak ślepo w niego wierzyć, może by teraz tak nie bolało.

Anonymous - 2007-07-23, 10:27

a ja jestem taka naiwna ze jeszcze przez te pare dni wierzylam ze przeprosi ze wybierze mnie ze zdecyduje sie na mnie....ale po wczorajszej rozmowie nie mam chyba zludzen....chce mi kupic mieszkanie i chce sprobowac jak bedzie mu ,,samemu'' bo twierdzi ze z nia tez nie bedzie.....pewnie klamie jak klamal przez te wszystkie lata.....byla chwila w rozmowie ze zapytal sie jakby bylo teraz miedzy nami po tym co zrobil a mi serce zaczelo bic szybciej....nawet zapytal sie czy go przyjme jak mu bedzie zle? smieszne i tragiczne to wszystko.....nigdy nie sądzilam ze bede myslala o samobojstwie a mysle.....nie chce mi sie juz zyc....moje marzenia moje zycie leglo w gruzach.....pewnie ktos napisze ze to nie koniec swiata ....dla mnie koniec....zebym mogla znienawidzic go za to wszystko moze by bylo lzej.....on normalnie wstaje i jedzie do pracy ........a ja zawiesilam sie.....nic mi sie nie chce....mysle tylko wciaz o nim o tym co mowil jak bylo dobrze zanim sie dowiedzialam...i co gorsza czasem pytam siebie po co ja zobaczylam te smsy.....glupia jestem....
Anonymous - 2007-07-23, 11:31

Posłuchaj zu26 ja taką tragedię przeżywałem dwa razy.
Pierwszy skok w bok darowałem i żyliśmy dalej kilkanaście lat. Żyliśmy szczęśliwie bez awantur, żona sie rozwijała, urodziła trzecią córkę.
kolejny kryzys mnie powalił. Wiem co to myśli samobójcze wiem jak smakuje samotność (żona odeszła) ale wiem też jedno że po burzy przychodzi spokój.
Rozumiem Twój ból. A ty postaraj sie zrozumieć, że skoro on jest spokojny to zwyczajnie na dzień dzisiejszy mu nie zależy. Zależy tobie i stąd ból.
zu26 napisał/a:
i co gorsza czasem pytam siebie po co ja zobaczylam te smsy.....glupia jestem...

nie zobaczyłabyś teraz zobaczyłabyś za miesiąc, rok...
To zawsze wychodzi na jaw.
Powiem CI coś - u mnie końcówka wygladała tak = wiedział Grześ i cała wieś tylko nie ja. Albo udawałem że nie wiem....
Pozdrawiam i życzę dużo wytrwałości.
Witek


Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group