Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
zkszacior
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-12-01, 17:56   Zbyt długa historia

Witam. Dzięki za każde słowo jakie do tej pory od Was otrzymałem. Ponieważ ciężko jest mi w kilku słowach opisać to co się we mnie dzieje postanowiłem zawrzeć to w jednym, zbyt długim wpisie. Historyjka ta znajduje się w załączniku.
Wierzcie mi bardzo długo zastanawiałem się czy zamieścić, napisać cokolwiek o moim małżeństwie, o mnie samym. Ale jestem już na granicy. Czego? sam się zastanawiam.
Wytrwałym, którzy to przeczytają gratuluję cierpliwości i naprawdę ich podziwiam :lol:
Jeśli jeszcze zechcecie w jakiś sposób odnieść się do tego bądźcie brutalni i bezpośredni. Ja tak lubię :-P
Mam nadzieję że dobrze umieściłem załącznik (nigdy tego nie robiłem). O pozytyw, może się czegoś nauczyłem :mrgreen: Jeśli byłyby problemy to dajcie znać.

anty-historia1.rar
Anty-historia
Pobierz Plik ściągnięto 448 raz(y) 14,47 KB

 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 21:37   

Przeczytałam, mnóstwo bólu i rozdarcia.... ale i sporo pozytywów ;-)
Dziś już padam na nos (spokojnie, nie z powodu przeczytania, rozpakowuję się po przeprowadzce :lol: ), postaram się szerzej jutro napisać.
Zkszacior, spytam się tylko, czy czytałeś z dystansem swoją historię? Wiem, że niezmiernie trudne to jest, ten dystans, ale czy mógłbyś ją przeczytać pod katem słowa "spójność"? Oczywiście ta spójność ma się Ciebie tyczyć ;-)
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 22:03   

Nirwana czytałem to wiele razy, samo pisanie odbywało się w systemie ratalnym.
Mam świadomość tego że panuje tam chaos. Mam obecnie lepszą chwilę. Udało mis ię trochę poczytać, pomodlić. Dziękuje za tą chwilę, bo staram się spojrzeć na swoje życie z dystansu ale i jakoś tak przez pryzmat Boga, jeśli to możliwe.
Chaos jest być może spowodowany ciągła i nieustanna analizą tego co się stało w moim małżeństwie. Znalezienie przyczyn, przewidywanie skutków. Tylko jak teraz, tzn. w chwili obecnej o tym myślę to jest to patrzenie oczami człowieka, słabego człowieka, próżnego i dumnego że własnymi umiejętnościami, dzięki swojej wiedzy i inteligencji SAM rozwiąże wszystkie swoje problemy. Taka Zosia Samosia. Jeśli chodzi o spójność moją. No cóż. Przyznaję że jestem rozwalony od środka. Co ja mówię, ja jestem w kawałkach. Chyba trzeba będzie dobrze poprzyglądać się sobie, powyrzucać na śmietnik parę części, kilka zregenerować, resztę zostawić, ewentualnie coś dokupić. A składanie, układanie i konfigurowanie pozostawiam Bogu. Tak teraz o tym myślę.
Wiesz, moja żona od wczorajszego wieczora w "terenie" (ja w domu z dzieciakiem), ale jakoś, znów to zaznaczę, teraz myślę o niej ciepło. Kilka razy dzisiaj rozmawialiśmy ze sobą przez telefon. Tak do późnego popołudnia rozmawiałem z nią dosyć oschle, Ona jakoś też nie wiedział nie raz co powiedzieć. Wieczorem spytała się jak się trzymam. Zresztą często mi zadaje to pytanie. Prawdę mówiąc nie wiem co jej odpowiedzieć bo sam tego nie wiem.
A teraz czytam i się modlę na tyle ile potrafię i ile mam sił. Może coś się podzieje :mrgreen: Zawsze uważałem że Pan Bóg to niezły w sumie kawalarz. Lubi nas pstryknąć w nos.
No a tak poza tym to życzę Ci dużo siły i wytrwałości przy przeprowadzce. :-D
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 09:58   

Ciekawy tekst: http://www.kryzys.org/viewtopic.php?p=75256#75256

Może coś w nim znajdziesz dla siebie choc nie do końca o Twoich problemach traktuje.

Dużo bólu w tym co napisałeś. Radzic trudniej. Proste słowa o zaufaniu Bogu nie zawsze wystarczą. Potrzebna spowiedź i jeśli jeszcze nie byłeś to nie czekaj tylko lec do konfesjonału. Nie szukaj w nim kierowników duchowych tylko Jezusa, a ten potrafi przemówic nawet przez najbardziej tępego kapłana.

Będę pamiętał w modlitwie.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 10:16   

Hej "w.z.". Dzięki za modlitwę teraz mi tego trzeba, mnie i mojej lubej. Jeśli chodzi o spowiedź to byłem już dwa razy(łał ale wyczyn :-/ ) A co do kapłanów to cóż. poszedłem do pierwszego lepszego księdza, nawet nie znam ich a należę do parafii, tzn. mieszkam na ich terytorium :-P . Tak naprawdę nie interesowało mnie jaki to będzie ksiądz, chciałem pojednać się z Bogiem po mojej dwuletniej samowolnej banicji. Udało się. Tydzień później znowu spowiedź, bo.... szkoda gadać, upadłem na pysk. Ksiądz nie za bardzo rozumiał co się ze mną dzieje, ale powiedział jedną dobrą rzecz, mianowicie że jak będę miał dalej takie przerwy w spowiedzi, a dalej brak kontaktu z Jezusem to narobię sobie syfu w swoim życiu. Wcześniej, dużo wcześniej chodziłem na spowiedź do jednego księdza, siadaliśmy w fotelach, rozmawialiśmy. Teraz tak jak pisałem chcę spotkać się z jedną osoba, duchowną, do której mam zaufanie, aby pogadać o... tego dowiem się na miejscu ;-)
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 10:21   

Zkszacior - "pierwszy lepszy ksiądz" - pewnie wcale nie jest pierwszym lepszym księdzem, ale może właśnie tym, kogo Bóg chciał Ci postawic na drodze ....pomyślałeś o tym ? Może tak właśnie jest . Myślę, że każdy z księży ma byc właśnie PIERWSZYM I LEPSZYM !Pozdro !! EL.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 11:00   

To cieszę się, że masz już trochę poukładane:) Jeszcze tylko powtórzę to co już nieraz pisałem na forum - moim zdaniem nadzwyczaj skuteczna jest modlitwa do Aniołów. Módl się do Anioła Stróża żony by pokazał jej zło jakie robi, a także do Anioła kochanka by też mu trochę pokazał. No i oczywiście Michał Archanioł, że o świętych nie wspomnę. Ostatnio jakoś mam dziwne upodobanie do świętego Jan Marii Vianney. Jakoś mam takie odczucie, że to święty bardzo życzliwy ludziom i rozumiejący ich słabości. pozdrawiam
 
     
ak70
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 11:28   

W.z. - to pewnie dlatego, że Jan Maria Vianney jest patronem księży proboszczów i kapłanów, a mamy rok kapłański :)
Ja tez jestem "na bieżąco" z tym Świętym, bo jest główna postacią Rorat, na które chodzę z moimi dziećmi. Codziennie dostajemy zadanie na następny dzień związane z jego życiem - pytanie na dziś: w jakim państwie i w którym roku urodził się Jan Maria Vianney? Karteczki z odpowiedziami i nazwiskami dzieci wrzucają do kosza przy ołtarzu, a po Mszy Św. ksiądz losuje nagrody :lol:

[ Dodano: 2009-12-02, 11:57 ]
zkszacior.... przebrnęłam przez Twoją historię i... podziwiam Cię! tak naprawdę iszczerze, bo myślę, że jesteś silny w swojej słabości właśnie dlatego, ze masz jej świadomość.
Trudno wypowiadać się więcej, bo historię znam tylko z jednej strony, pewnie Twoja żona dorzuciłaby tez kilka "kawałków tortu" od siebie... ale myślę, że idziesz we właściwym kierunku, nie rezygnujesz z małżeństwa, walczysz, opierasz się na Tym, Który Daje Siłę.
Przede wszystkim coś robisz!! Nie jesteś bierny, nie czekasz, aż żona sie zmieni, analizujesz problem pod różnymi kątami, nie zamykasz sie w sobie i nie odwracasz od żony, która przecież popełniła (i nadal popełnia) błąd, nie odwracasz się od kochanego człowieka, kobiety, którą obiecałeś chronić i opiekowac się nią... dla mnie fantastyczne świadectwo dojrzałej miłości.
Koniec kadzenia :-P
Trzymam za Ciebie kciuki i.. może powinnam wziąć przykład?
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 15:39   

Hej. Dzięki za Wasze słowa.
"E.L." być może masz rację, może to nie był pierwszy lepszy ksiądz. Jak teraz o tym myślę to facet był niezły, nie osądzał mnie, nie krytykował, wysłuchał. I długo nawet zabawiłem w konfesjonale :lol: Być może był to kapłan, który potrzebny mi był w danej chwili, momencie.
Jeśli zaś chodzi o modlitwę do Aniołów. Niezła myśl. Mam nadzieję że się z nimi dogadam ;-) .

Dzisiaj kolejny dzień. Trochę trudny. Moja żona dzisiaj wróciła z "terenu", teraz jest w pracy (ja mam parę dni wolnego). Źle się czuła. Miałem wrażenie że miała za sobą ciężką noc no i w ogóle nie jest dzisiaj w formie. Nie wiem czy jest zadowolona, że wróciła do domu. Pewnie nie jest jej łatwo. Nie oznacza to że ją usprawiedliwiam.
Kiedy wróciła przywitaliśmy się, zrobiłem jej kawkę, poprosiła mnie czy nie zrobiłbym jej śniadania. Zrobiłem czemu nie. Nie było to nic niezgodnego ze mną. Spytałem się jak się czuje, źle wyglądała więc powiedziałem że jak chce to niech się prześpi zanim pójdzie do pracy.
Wcześniej gdy próbowałem z nią porozmawiać, to w końcu informowała mnie że ma już dość, że rozumie to co przeżywam, że jest mi ciężko ale zbyt długa rozmowa powoduje u niej złość i Ona sama nie wiem dlaczego. Kiedyś powiedział mi, że nie będziemy o nim rozmawiać, ponieważ tak naprawdę nie dotyczy to niego. Hmmm cóż mogę powiedzieć.
Moja żona ma nieraz takie gorsze dni, wracam z pracy i widzę że płakała, lub w ogóle chce jej się płakać, trzęsie się w środku.
Boję się. Boję się najgorszego. Boję się samotności i tego że upadnę. To trochę paraliżuje ale walczę z tym. Staram się nie walczyć sam. Nie wiem czy nie drażni jej mój nastrój. Dzisiaj nawet niezły. Odnoszę również nie raz wrażenie że próbuje mnie zniechęcić, o czym ją zresztą poinformowałem.
Przed nami wieczór, zobaczymy co się podzieje, ale nie zdziwiłbym się gdyby żona zadzwoniła do mnie że wraca później. Na noc chyba będzie w domu bo jutro rano idzie do pracy.
Ale żyje dalej. Do dzieła!
 
     
ProNo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 17:11   

Dasz radę ! Musisz być ponad to co się stało im wcześniej zrozumiesz tym lepiej .
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 17:41   

Zkszacior............. w Twoim tekście przez wszystkie przypadki odmieniasz własne "MNIE". Najczęściej użwywanym zwrotem jest zwrot lub słowo bezpośrednio lub pośrednio,w czasie dokonanym i niedokonanym jest Twoje "MNIE".............w najróżniejszych znaczeniach.
W swoim eseju-spowiedzi byłeś do bólu szczery? czy to cała prawda o Tobie?
Bo piszesz tak jakby Twoje życie zaczeło się od poznania żony i ożenku................. a wcześniej????

Ktoś wyżej pytał Cie o spójność..............raz piszesz o tym,że byłeś uczestnikiem jakiejś terapi.............. że dawała Ci ona dużo,że zwdzięczasz dużo żonie........ aby dalej napisać ;'"Na pewno nie będę brał żadnych prochów, a psychoterapia w chwili obecnej nie da rozwiązania"

Ty wiesz lepiej????

Swoim wyznaniem podjąłeś wysiłek wejścia na drogę poznawania siebie........... ale bez solidnego rozliczenia sie z własną przeszlością nie poznasz swoich zalet i wad............
Bo "kusy" podsuwa Ci pychę,drażni Twoje "MNIE"............. wizje,scenariusze,reżyserka.................. 'kusy' to lubi...........oj lubi.................
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 19:05   

Hej. "nałóg" pewnie, że to nie jest cała prawda o mnie. Małżeństwo i narodziny syna są dla mnie póki co najważniejszymi i najmocniejszymi przeżyciami, elementami mojego życia.
Jeśli chodzi o terapię, to nie byłem na jakieś terapii, tylko na psychoterapii u profesjonalnego psychoterapeuty (nie mylić z psychologiem bo to nie to samo, choć akurat w moim przypadku był to też psycholog). Wiesz zanim rozpocząłem swoja własną psychoterapię sporo pracowałem z psychoterapeutami, jako partnerami, współpracownikami. Długo dojrzewałem do tego aby podjąć taka pracę nad sobą. Wniosek jeden: jest to jeden z najbardziej ekstremalnych sportów, jazda na całego.
Dlaczego rozpocząłem taką pracę nad sobą? Bo widziałem co się ze mną dzieje, bo nie lubiłem siebie takiego jakim jestem, byłem, bo miałem kupę spraw w sobie nierozwiązanych. Bo to wszystko szkodziło, wpływało nie tylko na mnie ale i na moją rodzinę. Tak, żonie dużo zawdzięczam, pomagała mi i mnie wspierała.
Dlaczego teraz nie chcę podjąć terapii? Powodów jest kilka. Kasa, brak czasu no i najważniejsze cel. Nad czym miałbym pracować? Poznanie siebie, takim jakim się jest, akceptacja własnej osoby, nie ma sprawy. Tylko, że nie dałoby się uniknąć na początku sprawy związanej z moim małżeństwem. OK przyjrzałbym się z boku na swoje małżeństwo, moją rolę i pozycję w nim. Jak, gdzie i dlaczego było mi dobrze w związku a gdzie źle. Tylko pozostaje najważniejsza rzecz. Akceptacja, zgodzenie się na obecny stan rzeczy! Nigdy! Dlaczego? Bo jest to nie zgodne ze mną, ze mną tam w środku, ja nie godzę się na coś takiego, pomimo zrozumienia i akceptacji siebie samego. Jasne trzeba być asertywnym wobec całego świata i rzeczywistości, wiem że na niektóre rzeczy nie mam wpływu, na decyzję i zachowanie różnych osób, w tym mojej żony. Ale czy tylko dlatego mam, muszę to zaakceptować, pogodzić się z tym i radośnie iść dalej przez życie, patrzeć na to co się stało jako pewien etap, ważny co prawda w moim życiu, ale nie jedyny. Mam to zaakceptować pogodzić się z tym i dalej dążyć do szczęścia? Nie wiem ochajtać się jeszcze raz, spłodzić piątkę dzieci, zdobyć Nobla, wejść na Mount Everest?
Wiem jest w tym wiele emocji, nawet złości kiedy to piszę. Nie jest to skierowane przeciwko Tobie "nałóg", tylko przeciwko.... nie wiem czemu.
Mam świadomość tego, że "czarny" gnębi mnie co dzień i chce rozwalić moje życie.
Nie wiem, może znowu dojrzeję do tego aby znów potrenować, tzn. rozpocząć zabawę nad sobą. Wiem gdzie, jak i do kogo się kierować. Wiem który nurt, szkoła psychoterapii najbardziej mi odpowiada.
A przede wszystkim to chciałbym Ci podziękować. Znowu jest o czym myśleć. :-P
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 19:38   

zksiacior............czyli wiesz że nic nie wiesz.......................
Kot tez sie kręci czasami za własnym ogonem.............

Wiesz???mam wrażenie ,że Ty nie za bardzo chcesz aby cos zmienić w sobie,aby sie sobie przyjrzec,że tak naprawdę to chyba uciekasz przed sobą,szukasz akceptacji dla takiego siebie jakim nie jesteś.
I wolisz nic nie akceptować..............

Piszesz;"Długo dojrzewałem do tego aby podjąć taka pracę nad sobą. Wniosek jeden: jest to jeden z najbardziej ekstremalnych sportów, jazda na całego. "

A spójność wewnętrzna?????Dałeś "dęba"? bo lepiej resztę życia spędzić na pół gwizdka?
Użalając sie nad sobą........... bo syn.........bo dawca nasienia........ bo niegodny mąż swojej żony............. bo za ciężko? bo boli,ale lepiej niech boli ciągle jak raz a porzadnie rany oczyścic a potem zadbać o rekonwalescencję???

Czyli co???? lęk przed sobą? przed zmierzeniem się z przeszłością?ze swoimi wadami chrakteru? z swoimi mocnymi stronami? z postawą?

Piszesz:"....Nie wiem, może znowu dojrzeję do tego aby znów potrenować, tzn. rozpocząć zabawę nad sobą...."
Lęk?sarkazm?.....wiesz............ praca nad sobą to postawa,to zmierzenie sie ze swoim charyzmatem(nie z charyzmą),kim i po co jesteś na tym świecie???????? potrenować sobie można jazdę na rowerze,grę w piłkę,w cymbergaja,pobiegać.............i to można traktowac jako zabawę....................

Terapia,aby zmniejszyć ryzyko ostrych nawrotów powinna być do bólu szczera i dogłębna....prawdziwa.................do końca,do pieluch prawie.............bezwarunkowa.
Piszesz ,że znasz temat psychoterapi.............. te terapie są różne.
Sporo jest pop- i neo psychologów,terapeutów.............. mówią ,robią to co ich klienci chcą usłyszeć.
Kasują i ok............

Mam wrażenie ,że Ty chciałbyś bardziej "rozliczyć" teraputycznie swoje małżeństwo,żonę a nie siebie.................
A może warto poprostu zadać sobie pytanie "PO CO" i na nie szukać odpowiedzi a nie "dlaczego,jak,gdzie.........." Te ostanie pytania mają zwykle ukryty cel,zakamuflowany: szukać winnego po za sobą,wybielić siebie,przedstawić siebie wobec siebie i innych tak aby w to co się wymyśli,co się wydaje przekonało siebie i innych.
Kryzys jest efektem końcowym toczącego "robaka".
To efekt,skutek a nie przyczyna.

Czy da się to "przetrenować"??????
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-02, 21:48   

No, ja cały dzień w delegacji... składam słowa, coby opisać odczucia swe... a forumowicze wszystko już powiedzieli ;-)
Zkszacior - o pozytywach napisała Ci już ak70. Ja jeszcze dodam to, o czym mówi Mirakulum - że nauczyciele (i pewnie ludzie pomagający innym) są trudno reformowalni, trudno im pomóc, bo oni z definicji "wiedzą lepiej". Za to, jak już powiedzą że wcale nie "wiedzą lepiej" i poproszą o pomoc, i ją przyjmą.... to ruszają z kopyta ;-) Czego i Tobie życzę.
Jeśli chodzi o spójność. No, chaos jest w Twojej wypowiedzi, bo i chaos w emocjach, i w tym czego chcesz, czego oczekujesz.... Piszesz, że z jednej strony żadnych prochów brać nie będziesz, a z drugiej - że czasem jedynym posiłkiem dnia jest papieros :shock: Wiesz - jak chcesz się koniecznie na jakieś uzależnienie wykończyć, to nie ma sprawy, wybierasz sobie takie które Ci bardziej pasuje. Pasuje nikotynizm i rak płuc, rak krtani? Lepszy nałóg niż lekomania? Bo się napatrzyłeś na lekomanów, a na osoby umierające na raka płuc - nie? O ile wcześniej na anoreksję nie padniesz.....Ironicznie teraz gadam, bo dla mnie jest to żadne tłumaczenie, że prochów brać nie będziesz, bo się napatrzyłeś... Wolisz na żywca, bez wspomagaczy? A raczej - ze wspomagaczem papierosem, bo ten jest jeszcze jakoś społecznie akceptowalny? Wolna wola. Tylko - jak pisałam wcześniej - nie jesteś odpowiedzialny wyłącznie za siebie. Czyń sobie destrukcję na swojej osobie, ale ze świadomością, że jesteś wciąż i nieustająco też przykładem mężczyzny dla syna. I nie zdziw się, kiedy on - nie radząc sobie z jakimś dużym życiowym problemem - też pójdzie w destrukcję.
Dalej o spójności - to albo kochasz syna, albo zrzekasz się praw rodzicielskich...?
I jeszcze - kochasz żonę i prosisz aby Cię znienawidziła? Hmmmm...
Ja w tym widzę rozpacz i krzyk - miotasz się ze skrajności w skrajność, z nadzieją że jak powiesz że ktoś Cię ma znienawidzić to ten ktoś od razu zaprzeczy, może powie że kocha... I jak powiesz o całkowitym odcięciu się od syna, to ktoś powie - że absolutnie nie, bądź wciąż ojcem, twórzmy rodzinę...Taki krzyk rozpaczy - widzicie, jakie bzdury gadam??? Niech mi ktoś zaprzeczy, proszę!!! Niech mnie ktoś uratuje!!!
Tylko że - w ten sposób na ludzi to nie działa... Bo to jest szantaż emocjonalny, wiesz o tym?
Postaram się poradzić Ci "po męsku", czyli w punktach.
1. za Mirakulum (dzięki Ci Dobra Kobieto :mrgreen: ) - zadaj sobie pytanie "co jest największym pragnieniem mego serca?" Odpowiedz sobie - szczerze i we własnym sercu, najlepiej po spowiedzi i Komunii, i poproś w modlitwie o łaski i dary Ducha Świętego.
2. Pomyśl, jak możesz osiągnąć to Twoje największe pragnienie? Środki do rozeznania - jak wyżej.
3. Skoro otworzyłeś się na forum, a forum Cię nie zjadło, to może podzielisz się na forum swoją koncepcją, jak to pragnienie osiągnąć? Ludzie na forum ewentualnie skorygują azymut, i postawią wyraźne znaki drogowe :-D Ewentualnie powiedzą - tak trzymaj, chłopie! (może nie natychmiast, ale życzę Ci - wkrótce ;-) )

P.S.
Zauważyłeś, że nic nie napisałam o Twojej żonie? Bo tak ma być - najpierw TY!!!
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 09:19   

Witaj!

Piszesz o terapii, przeszlam juz sporo w tej materii, i zauwazylam jedno, piszesz o tym ze spora pycha, ze znasz terapeutów i prafesjonalnych...itp.
Znam rowniez to srodowisko i zdaje sobie sprawe ze znac zawdowo czy towarzysko to zupelnie inna para kaloszy niż poddawac sie terapii..to na pewno juz wiesz i doświadczyleś.
Piszesz o tym z duzym dystansem...uzywasz słów zabawa...wyczuwam tutaj (moze sie mylę) wlasnie spory dystans do sprawy i lęk.

Wiesz juz ze zagladanie w siebie jest trudne.
Ale przynosi efekty.
Czy nie jest tak, ze doszedles w tych spotkaniach terapeutycznych do jakiegos zakrętu niemiłego i zwiałeś..zostawiles cos rozgrzebanego, emocje rozkrecone i teraz jest Ci trudniej niz jal zaczynałes.
Z tymi sprawami nie ma zabawy...to jedne z powazniejszych rzeczy jakie moga nam sie przydarzyć.

Czemu na leczenie ciala zazwyczaj znajdujemy kase? A na leczenie ducha..nie za bardzo...
Juz lepiej nie kupić sobie "szynki" ;-) niz odpuscic w tej wedrowce.
Widze tez w Tobie takie gadulstwo, potok slow jakie widze u siebie....
U mnie jest tak, ze zagluszam tak swoj niepokój, obawe, mysleniem, kombinowaniem..tak jak piszesz...bedzie znow o czym myslec...zagadywaniem problemu...

Zycie, dzialanie, relacje z innymi sa tym co dobre...czasem warto oddac Panu Bogu te nasza galopadę wewnętrzną. No i specom od tego...tym logom i peutom :-) Pozdrawiam
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 11