Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-06, 13:13   

zkszacior............ piszesz o książce.Ja Co podsuwam inną:'Kto zabrał mój ser" Spencera Johnsona.Jest on-line w necie.

Może Twoim serem jest żona?
Może jesteś tym Zastałkiem?
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 00:05   

Witam. "nałóg" dzięki za literacką propozycję. A tak poza tym jak będziesz miał ich więcej to dawaj, czytanie, informacja, to jeden z moich nałogów i jak to z nałogami nie zawsze wychodzi mi to na zdrowie, ale co tam.
A tak egoistycznie kontynuując to dziwny mam czas. Od wczoraj w nocy jestem jakiś nijaki taki. Tak dziwnie, głupio, spokojny, jakby wyssano ze mnie emocje. Sam nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Nie no aż tak cały czas to nie jest. :->
Ponadto, kontynuując relację z mojego, naszego (mojego i żony ma się rozmieć) kryzysu małżeńskiego, sprawy na dzień 06.12.2009 A.D. przedstawiają się następująco.
Aha, gwoli wyjaśnienia. Sarkazm, cynizm i ironia to chyba obecnie moje narzędzia obronne. A bronię się chyba przed samym sobą. Wybaczcie tak m jest po prostu łatwiej, nie nakręcam się, nie wzbudzam w sobie złych emocji. Rozumie ktoś coś z tego?! :-/
Dzisiejszy dzień spędziłem w pracy. Od 7.00 do 19.00. Taki prezent od świętego Mikołaja.
No i ja tak sobie siedzę siedzę w tej mojej pracy, pracuję lub przynajmniej staram się stwarzać takie wrażenie, aż tu w końcu dzwoni moja żona. Fajnie, myślę sobie. Optymista czy co? :-/ Rozmawiamy i mówię małżonce swej kochanej, że zaraz po pracy to chcę na chwilkę wyjść. Ona na to, że jak to przecież to Ona wychodzi. I w ogóle to gdzie ja idę. Tak trochę wstyd mi było (dlaczegóż to mi było wstyd wyjaśnię później), jednakowoż powiedziałem zgodnie z prawdą, że chcę iść do Kościoła. Wierzcie mi nie chciałem poruszać pewnych tematów z żoną w trakcie rozmowy telefonicznej, jednak nie wytrzymałem i kontynuowałem. Myślę też że nie miałem wyjścia a poza tym jakoś specjalnie nie żałuję.
Przedstawię to w skrócie. Żonka ma powiedziała, że robię to specjalnie, że wychodzę, przecież mi mówiła że dzisiaj wychodzi (po paru słowach wspólnie doszliśmy do tego że nie mówiła jednak dla przebiegu dalszej rozmowy nie miało to znaczenia). Na dodatek ja jutro też wychodzę spotkać się z moim dobrym znajomym o którym już pisałem że był moim animatorem we wspólnocie no i piastował zaszczytną funkcję lidera diakonii modlitwy wstawienniczej. Zawsze byłem z niego dumny (tutaj już bez ironii-poważnie). Mało tego w środę wyjeżdżam na cały dzień, pozałatwiać swoje sprawy od strony duchowej, ale to trzymam w tajemnicy. Tzn cel wyprawy sam mój wyjazd, data itd wspólnie ustalone.
Miła ma powiedziała że za nim się wszystko rozwaliło to tyle razy mi proponowała żebym gdzieś wyszedł a ja nie chciałem. Powiedziała wzburzona żebym nie zdrabniał jej imienia chociaż bardzo często się do niej tak zwracałem a jej się to zawsze podobało. Krew się troszkę wzburzyła w żyłach mych, próbując zachować spokój powiedziałem coś w takim stylu.
Wybacz Ukochana Ma, kocham Cię bardzo ale przesadzasz, Ja(specjalnie z dużej litery aby podkreślić wagę komunikatu) nie mogę żyć w ten sposób. Masz mój miesięczny grafik pracy (jest to niezbędne musimy jakoś pewne rzeczy zaplanować, zwłaszcza opiekę nad dzieckiem) i wg tegoz grafiku układasz plan sobie, a ja muszę się dostosować. Ja nie jestem tylko i wyłącznie po to aby tylko pracować, zajmować się domem, opiekować się dzieckiem, a ty dzięki temu i w tym czasie masz wolne, możesz balować. Nie licząc się z moim zdaniem. Powiedziałem że jest to przykre ale nie w zasadzie nie mogę na nią liczyć, jednak w porządku ktoś musi pchać ten wózek. Nie byłaś obecna prawie przez cały tydzień, albo fizycznie, albo duchowo. Nie wiem Droga Ma gdzie jesteś, ale jesteś gdzieś daleko, poza mną i Jaśkiem (naszym synem, usłyszałem "oooo"). Ja muszę w tym wszystkim zachować resztki szacunku do siebie.
Ja nie mam niestety wpływu na to co robisz, jakie podejmujesz decyzje, ale pamiętaj bez względu na wszystko Ja jestem, trwam i zawsze tak będzie. Bez względu na to co robisz , jakie decyzję podejmujesz ja Cie kocham za to że jesteś, za to jaka jesteś. Powiedziałem jeszcze że ta rozmowa odbywa się przez telefon, ale to nie ja nie chce rozmawiać, to nie obiecałem rozmowę, ponadto nie mam w chwili obecnej siły czy też ochoty pisać kolejnych listów.
Gdzieś w trakcie mojego wywodu zaczął mi się dziwnie załamywać głos. Ale wytrzymałem. Żonka ma tylko słuchała, odniosłem wrażenie że niemal nie oddycha. Powiedział że musimy w takim razie umawiać się. Zapytałem się na co? No na to kto i kiedy wychodzi-odparła. Powtórzyłem że na co dokładnie miła ma ze mną umawiać (czyli że mam się na to godzić?). Zapytała się tylko na która w takim razie wrócę do domu. Ja na koniec rozmowy powiedziałem, słuchaj tak poza tym to życzę Ci miłego dnia (zupełnie szczerze bez złośliwości) no i w ogóle zakończyłem nawet miło i spokojnie rozmowę. Potem jeszcze napisałem smsa takiego miłego od serca ale bez podkładania się i tyle.
W sumie dotarłem do Kościoła, na Mszę św., akurat było Podniesienie. Pomodliłem się i w końcu wróciłem do domu. Porozmawialiśmy sobie ot tak jakieś dziesięć minut, spokojnie, uśmiechnięci, bardziej ja byłem uśmiechnięty i spokojny, nawet za bardzo, żonka ma powiedział co robił Jasiek, gdzie byli, no takie tam i poszła. Uśmiechnąłem się na koniec, pomachałem, powiedziałem PAPA. Tyle.
Dlaczego się zawstydziłem kiedy powiedziałem że chcę iść do Kościoła. Cóż. To głupie ale jakoś tak bałem się żeby nie wyjść na hipokrytę. Poważnie. Tyle czasu nie chodziłem a tu nagle. Oczywiście, nie trudno się domyśleć dlaczego.
Głupi ja i głupie to wszystko. Po zakończonej rozmowie źle się trochę czułem. Jednak nie było to spowodowane tym co powiedziałem. Choć określenie źle może nie pasuje. Byłem wściekły na cała naszą sytuację na kryzys, na żonę, że Ona i w ogóle... Ale pomodliłem się, rozchodziłem to, po jakimś czasie przeszło. Nie jestem teraz zły na żonę, nawet mi jej żal bo po jej minie, kiedy wróciłem, kiedy zobaczyłem jej buzię, twarz, wiedziałem że nie jest jej jakoś lekko. To dziwne ale jakoś ie uśmiecham, jestem w niezłym nastroju i humorze. Jasiek się obudził, siknął sobie radośnie, chwilę pogadaliśmy co tam dostał od Mikołaja i...fajnie. Naprawdę zastanawia mnie to i martwi. Czy to nie aby początek jakiejś paranoi. Zawsze fascynowały mnie choroby psychiczne i odmienne stany umysłu. A najciekawsze jest to, że wszystko w tym i na tym świecie, oczywiście to co ludzkie, jest względne (kochany Albert E.) i nigdy nic nie wiadomo haha. Co choroba a co norma? Wszystko jest umową społeczną. Bredzę wiem :-P
No i na koniec. Proszę nie odczytujcie broń Boże tego jako moją złośliwość wobec mojej żony, że w ten sposób chcę jej dopiec. Tak jak pisałem, jest mi tak łatwiej pisać (cóż za składnia, prawda?!)
Ależ się uzewnętrzniłem. Dosłownie wywróciłem się na lewą stronę. Nie mam potarganej podszewki, hę?
Prawda jest też taka że jestem trochę skołowany, a opisując tą sytuację liczę na Wasz obiektywny i szczery ogląd i osąd tego co się ze mną i we mnie dzieje.
A tak w ogóle a propos "prawdy" to bliskie memu sercu są słowa ś.p. ks. prof. Tischnera: "Jest Świnto prowda, Tys prowada i Gówno prowda"-filozofia góralska, jakże swojska :mrgreen:
Uwagi, komentarze, słowa krytyki i oburzenia mile widziane.
Teraz idę zadbać o swoje sprawy ziemsko-cielesne. Głodnym.
Pozdrawiam.
I'll be back! 8-)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 06:32   

hej!
Nie mialam czasu czytać całosci.
Ale tak dwa słowa
Cytat:
Od wczoraj w nocy jestem jakiś nijaki taki. Tak dziwnie, głupio, spokojny, jakby wyssano ze mnie emocje. Sam nie wiem czy się cieszyć czy płakać. Nie no aż tak cały czas to nie jest. :->

a moze to wreszcie jest spokój, bez szarpania się, moze juz długo jechales na tzw haju emocjonalnym?
Pewnie czytales o uzalezninych od toksycznej miłosci. Potrzebuja oni stale silnych emocji, stan spokoju jest obcy...i jakis taki nieciekawy, szary ( tak to sie odbiera).
Moze tak jest u Ciebie?
Doswiadczalam czegos takiego...ze jak by spokoj to bylo dziwnie :-)
Odpoczywaj, ciesz się....poki masz spokój w sercu, oby było go coraz wiecej.
W zyciu sa czasy emocji i czasy spokoju...nie mozna byc cały czas na speedzie ( nałogi)
Pan Bog przemawia w ciszy serca. Pzdr
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 08:31   

zkszacior.............. wiesz co??jak tak czytam to co piszesz to mam wrażenie że mnie odrzuca.
Cały ten sarkazm,ironia a nawet cynizm jest nie tylko przykrywką ale i narzędziem w biernej agresji.
Czy Tu udajesz?
Czy nie czujesz?
Poczytaj to co piszesz.............. Twoją żonę moze naprawde szlag trafiać podczas takiej rozmowy z Tobą.
Masz zachowania,zwroty,wyobrażam sobie że i postawę,mowę ciała,przekaz niewerbalny równie biernoagresywny.

A jaka reakcja żony???? Ogarnia ją frustracja pewnie ........... nawet jak mówisz do niej zdrobniale to wyczuwa cynizm,manipulację.

W odpowiedzi na mój post piszesz:""nałóg" dzięki za literacką propozycję. A tak poza tym jak będziesz miał ich więcej to dawaj, czytanie, informacja, to jeden z moich nałogów i jak to z nałogami nie zawsze wychodzi mi to na zdrowie, ale co tam."

Wiesz???nie wiem czy właściwie ,ale wyczuwam w tym ironię,taką cyniczną ironie,-"a co mi tam....dawaj",ale ja i tak wiem lepiej.

A może się mylę?????
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 09:05   

Twoja żona jest w amoku. Prawdopodobnie układa sobie sprawy by ułatwic Wasze rozstanie. Zastanawia mnie czy dajesz jej szansę powrotu? Twoje zachowanie ją irytuje i moim zdaniem cokolwiek zrobisz w swoim "sarkastycznym" stylu to ją nakręci, a zresztą teraz chyba wszystko w Tobie ją kręci negatywnie, taki stan. Moim zdaniem powinieneś zacząc życ "swoim" życiem. Nie tłumaczyc się z tego gdzie wychodzisz itp. Zastanów się co mógłbyś zmienic w swoim zachowaniu by zobaczyła w Tobie tego, w którym się zakochała.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 11:04   

Hej witam. "nałóg" wybacz ale chciałbym Ci zwrócić na coś uwagę. Czy dokładnie przeczytałeś to co napisałem. Czy ja napisałem że w rozmowie z żoną jestem sarkastyczny, ironiczny? Wiesz bo mnie się jakoś wydaje że nie. Napisałem że używam tylko takiego stylu bo jest mi łatwiej tak o tym pisać, co jednocześnie nie oznacza że dokładnie tak samo się zachowuje wobec niej. Wiesz szczerze mówiąc wkurza mnie coś takiego, Dlaczego? Ponieważ nigdy nie osądzam osoby, jej zachowania dopóki nie dopytam się o wszystko, dopóki nie wyjaśnię wszystkich wątpliwości z nią związanych.
A co do reakcji reakcji żony. Nie nie było w niej frustracji, może trochę złości a na pewno dużo zaskoczenia. Nie spodziewała się że tak wyraźnie powiem co mi przeszkadza, czego oczekuję i co do niej czuję w tym wszystkim. Nie była wściekłą na mnie. Jak myślisz dlaczego? Dlatego że byłem ironiczny, sarkastyczny, cyniczny?
Wybacz ale wręcz nie znoszę kiedy ktoś mi mówi co ja myślę. A propos komunikacji: parafraza, informacja zwrotna, aktywne słuchanie. Znasz to?
Tak teraz możesz wyczuć to wszystko. Nie oznacza to wcale że nie zależy mi na twojej zdaniu, twoich odczuciach kiedy czytasz moje wpisy.
'W.z." ja nic nie robi e w sarkastycznym stylu wobec swojej żony. Ja tylko tak o tym piszę. Widzisz różnicę?
A propos wychodzenia. Ja mimo wszystko chcę być wobec niej uczciwy, To że moja żona nie informuje mnie gdzie wychodzi i z kim się spotyka nie oznacza że ja powinienem, czy też mam prawo tak samo postępować. Uważam że przysłowie " Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie "tutaj się nie sprawdzi. Poza tym uważam że to nie jest słabość informować ją gdzie jestem. Ślubowałem jej przecież uczciwość i chcę się z tego wywiązać. Tyle.
Pozdrawiam! :-D :-P
No tak to się nieraz dzieje w grupach. Nawet tych internetowych. I dobrze. To znaczy że proces w pełni się rozpoczął
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 11:25   

zkszacior napisał/a:
A propos wychodzenia. Ja mimo wszystko chcę być wobec niej uczciwy, To że moja żona nie informuje mnie gdzie wychodzi i z kim się spotyka nie oznacza że ja powinienem, czy też mam prawo tak samo postępować. Uważam że przysłowie " Jak Kuba Bogu tak Bóg Kubie "tutaj się nie sprawdzi. Poza tym uważam że to nie jest słabość informować ją gdzie jestem. Ślubowałem jej przecież uczciwość i chcę się z tego wywiązać. Tyle.

Tu się z Tobą zgodzę. Mam to samo. Uczciwość względem współmałżonka, po to aby mieć czyste sumienie, że się jest świadomym tego że się kiedyś powiedziało "... i ślubuję Ci... uczciwość małżeńską". Nie ma znaczenia, co robi współmałżonek. MY mamy być uczciwi wobec niego. Koniec, kropka.

Natomiast....
zkszacior napisał/a:
ja nic nie robi e w sarkastycznym stylu wobec swojej żony. Ja tylko tak o tym piszę.

Ale my wszak o tym nie wiemy, bo nie ma tu Twojej żony. Nie wiemy, czy na forum tylko odreagowujesz, a z żoną rozmawiasz bez cynizmu i sarkazmu. Ja raczej bym powiedziała, że z żoną chcesz rozmawiać bez cynizmu i sarkazmu, i starasz się, ale ponieważ są to dla Ciebie trudne rozmowy, to jednak ten sarkazm i ironia gdzieś w tle pobrzmiewa, i ona to czuje. I to wszystko, i u Ciebie i u niej, odbywa się w obszarze podświadomym. Tak sądzę, patrząc na jej reakcje na Ciebie. Ponownie wraca słowo "spójność"
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 11:40   

Zkszacior........ napisałem o swoich odczuciach...jak ja odbieram Twoje teksty...... nawet ten ponizszy:

"Wybacz Ukochana Ma, kocham Cię bardzo ale przesadzasz, Ja(specjalnie z dużej litery aby podkreślić wagę komunikatu) nie mogę żyć w ten sposób"

Jak sądzisz ??co w nim razi???? Bo mnie ta Twoja "Ukochana Ma, kocham Cię bardzo" ale w tle jest warunek........przesadzasz.........

Może to tylko mnie drazni?? ale mnie razi.....
I dalej........... nie osądzam Ciebie,pisze o swoim odbiorze Ciebie,Twojego stylu pisania,wyrażania emocji.
Jak Tobie wydaje sie że jest poprawny.....to ok. Działaj tak dalej,tak mów,tak pisz.......... choć wydawało by sie że nalezy cos zmienić w tej komunikacji.....w informacji zwrotnej,w aktywnym słuchaniu i w prafrazie.
Prafraza może być tez parodią.A co jak została lub jest tak odbierana przez Twoją żonę?
Zkszacior,jak uważasz że tak fajnie umiesz sie komunikować,aktywnie słuchać,parafrazować to dlaczego jest tak zle?Dlaczego ta komunikacja "siadła" dlaczego tak mocno sie zatkała............. i śmierdzi jak zatkana kanalizacja???

[ Dodano: 2009-12-07, 11:44 ]
Może jednak cos jest nie tak z tą spójnością ??
I piszesz o procesie??? jakim??? czego dotyczącym? czy ten proces rozpoczął sie u Ciebie?
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 12:03   

Hej dzięki. Widać będę musiał zmienić formę moich wpisów. OK.
Wierzcie lub nie ale nie tylko nie ma sarkazmu w tym jak rozmawiam z moją żoną, ale nawet nie mógłbym tak z nią rozmawiać, ponieważ: raz to nie byłbym ja, to byłoby sprzeczne ze mną samym, dwa, moja żona wyczułaby to-od razu.
Jeśłi chodzi o moje umiejętności w komunikacji, to nigdy nie uważałem się za specjalistę. Poza tym nie da się komunkować według pewnych schematów i wzorów, zwłaszcza kiedy dwie osoby coś nie coś o tym wiedzą. W moim przypadku nawet jest tak że moja żona zna się się na tych wszuystkich klockach lepiej ode mnie. Ale jak widać szewc bez butów chodzi. tak nałóg masz rację. Coś w naszej komunikacji padło. Ale to nasza a nie tylko moja wina.
Co do mojej spójności. Staram się odpowiedzieć na pytanie co to tak naprawdę jest jesłi chodzi o mnie, co dla mnie znaczy bycz spójny, a dalej być, żyć w zgodzie ze sobą, wogóle dalej żyć. Powoli pewne rzeczy się zmieniają. W chwili obecnej na pewno nie napisałbym już takiej "zbyt długiej historii". Pewne akcenty położone byłyby na inne sprawy, pewnych rzezcy bym nie napisał, ponieważ tak zwyuczajnie nie mógłbym.
Co dalej. nie wiem.
Żałuję tylko że jest to tylko internet. Nie da się oddać w pełni wszystkiego co chciałoby sie przekazać, powiedzieć. Ale nioe ma co narzekać. Dzięki że jesteście.
Ja chcę się śmiać! rozumiecie?! Tak zwyczajnie.
I nie ma dnia, chwili w której nie tęsknie za moją żoną. Ale ta tęsknota już jest trochę inna. W chwili obecnej nie chciałbym tej tęsknoty określać. No może tylko tyle że tęsknie, boli, kocham, ale poza tym jest jeszcze coś. Jestem ja. Ja jako osoba, jako człowiek. Który ma coś jeszcze do zrobienia, a przynajmniej tego chce. Czy jestem spójny?!
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 12:16   

zkszacior napisał/a:
Poza tym nie da się komunkować według pewnych schematów i wzorów, zwłaszcza kiedy dwie osoby coś nie coś o tym wiedzą.
Oczywiście, że się da. Kwestia w tym, że wiedza niekoniecznie równa się umiejętność, zwłaszcza w sytuacjach mocno obciążających emocjonalnie.
zkszacior napisał/a:
Wierzcie lub nie ale nie tylko nie ma sarkazmu w tym jak rozmawiam z moją żoną, ale nawet nie mógłbym tak z nią rozmawiać, ponieważ: raz to nie byłbym ja, to byłoby sprzeczne ze mną samym, dwa, moja żona wyczułaby to-od razu.

Prawdopodobnie właśnie wyczuwa coś takiego.
Poza tym, piszesz, że z żoną nie rozmawiasz z sarkazmem, bo to nie byłbyś Ty. A tu na forum piszesz z sarkazmem, bo to jesteś Ty? Sadzę że tak nie do końca się da. Inna sprawa, że jest cienka granica, dla każdego gdzie indziej leżąca, między dowcipem a sarkazmem.
zkszacior napisał/a:
Czy jestem spójny?!

Moje zdanie - jeszcze nie do końca. Ale sam napisałeś, że proces się zaczął ;-)
Pozdrawiam :-)
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 13:00   

Wiecie co?! Każdy Was wpis, odpowiedź na moje słowa powoduje że... no powiedzmy że zaczynam myśleć. Nie będę ukrywał, choć już to napisałem, że wkurzyłem się trochę po ostatnich odpowiedziach. Ale nie winię Was za to. Jeśli chodzi o ten mój cały nieszczęsny sarkazm, ironię itd. Kiedy teraz o tym myśle, a to dzieje Waszym odpowiedziom, to dochodzę do wniosku że muszę zmienić formę opisu tego co dzieje się we mnie w moim życiu, w relacjach małżeńskich, nie tylko dlatego żeby uniknąć niepotrzebnych niedomówień, ale dlatego że to w jakiś sposób wpływa na moje myślenie o mojej żonie, moim małżeństwie. Strach pomyśleć co się stanie jak to w pełni wpłynie na moje zachowanie.
Kiedy rozmawiałem z żoną to starałem się być spokojny ale i stanowczy, a co najważniejsze szczery, powiedziałem co czuję, jak odbieram pewne rzeczy. Dobra tyle w tej sprawie.
Nirwana, masz rację emocje przeszkadzają w prawidłowej komunikacji, nawet gdy posiada się wiedzę i umiejętności. Poza tym jak jeszcze dochodzi do trudnych chwil, do spraw które dotyczą naszych najbliższych, kochanych, wtedy naprawdę jest pod górkę. Szukam spokoju. Modlę się o niego. na razie jest lepiej, strach póki co nie dominuje w moim życiu. Jak będzie później nie wiem.
EL. napisała mi że gdyby żona chciała odejść do tego drugiego to pewnie by już to zrobiłe, bo co ją w takim razie jeszcze trzyma. Myśłałem nad tym Na pewno trzyma ją nasze wspólne mieszkanie i pieniądze. Żona pracuje ale tak jak kiedyś wspomniałem mamy obecnie problemy finansowe, no i...Jesteśmy w to oboje wciągnięci i oboje za to czujemy się odpowiedzialni. Ale czy to jest jakikolwiek powód do radości? Tylko dlatego że dzięki temu razem ze sobą póki co mieszkamy?
Spójność! Co to jest? (tak dla mnie) ale mi zabiliście gwoździa! :-/ Nie wybaczę Wam :-P

[ Dodano: 2009-12-07, 15:51 ]
To teraz napiszę wprost. Teraz w tej chwili mam ochotę obciąć sobie łeb! Złapałem nawet nóż i nie wiem co, przyłożyłem do ręki i... no i nic nie potrafię. Okazało się że mój wyjazd w środę koliduje z planami mojej żony. Nie nie wściekłem się przy niej, wszystko siedzi w środku. Dogadaliśmy to kto gdzie i kiedy wychodzi. Zapytałem się, poprosiłem czy mogłaby to dla mnie zrobić i tylko raz i dopasować się do mnie. Zgodziła się. Od razu powiedział że nie będzie jej w takim razie w środę kiedy ja wrócę, więc też nie będzie jej w czwartek ponieważ od rana do późnego wieczora jest w pracy. Więc spotkamy się w pracy poniewąz w tym dniu mam dodatkowe godziny. Podejrzewam że jak wrócimy do domu to też wyjdzie i będzie w piątek wieczorem przed moim wyjściem do pracy (mam nockę). Tak więc jak widzicie jest wspaniale! I gdzie ta moja spójność. Już napisałem na innym wątku że kobiety sa silniejsze. Przeczytałem świadectwo Katarzyny (jeśli się nie mylę 15 lat w sumie w kryzysie, przeszła wszystko). Ja nie wiem czy będę żył jeszcze 15 lat.
No i zapytałem się żony czy jest na mnie zła. Powiedział że nie. Zapytałem się więc o co chodzi, odpowiedziała że jest w ogóle zła. Dosłownie rzygać się chce. Mam ochotę złapać ją, potrząsnąć, wykrzyczeć wszystko i zapytać się czy wie co robi. Czy ma tego świadomość. Tak jestem teraz na nią zły, chociaż nie jestem zły na to co się dzieje.
Gdzieś w trakcie rozmowy (jeśli można to tak nazwać) powiedziałem że jeśli ma mnie dośc to niech mi powie. Zapytałem się kiedy będzie w domu bo muszę zrobić pewne rzeczy w domu i nie mogę jednocześnie zajmowac się dzieckiem. Żona na to że ona przecież wychodzi wieczorami, więc jej powiedziałem jak to ostatnio wygląda, że wpada nie raz na dwie trzy godziny i wychodzi do pracy. Potem wraca wieczorem i już. A jak jest w domu to i tak nic ztego. Ma handre, zły nastrój i wogóle jest tylko fizycznie cieleśnie obecna w domu. Tzn siedzi nałóżku albo leży i tyle. Powiedział że nie musze tego wszystkiego robić zajmowac się domem. Odpowiedziałem że się nie da, bo nie dałoby się wtedy nogi w domu postawić, po prostu robię to bo tak trzeba i już. Niczego nigdy Ci nie wypomniałem i nie wypominam.Trzeba coś ogranąć, zająć się dzieckiem, znaleźć w tym czas dla siebie.
Pantoflarz? Nie tylko żyć jakoś trzeba. Dziecko musi mieć jakieś warunki w domu, nie? W syfie nie będzie mieszkać. No i dałem się sprowokować, wymiękłem. Tak wogóle to mam wrażenie że a nawet pewność że moja żona nie chce ze mna mieć nic do czynienia. Mam taką ochotę zainstalować pewien programik aby sprawdzić w kompie wszystko!
I gdzie ta spójność! Gdzie spokój! Cisza! Wszystko szlag trafił w momencie!
I znowu modlę się o swoją śmierć. Byle szybko! Już! teraz. " ... i nie opuszczę Cię aż do śmierci". A ty już jesteś wolna moja żono. Nie niesiesz tego bagażu w postaci mojej osoby! Żyj i bądź szczęśliwa! Ja i tak poszedłem w odstawkę. Jestem twoim błędem, chwastem, pasożytem którego należy się pozbyć. Swoją osobą psuję krajobraz!
Tego nie powiedziałem mam to teraz w głowie.
Nie chcę mi się. A synek prosi mnie żebym się z nim pobawił.
Jestem tylko ciekaw co jeszcze będę musiał przeżyć. Co tam Pan Bóg dla mnie zaplanował. Chyba że ja swoim działaniem mu przeszkadzam, pewnie tak robię. Zresztą nie przeszkadzam tylko jemu!
Wybaczcie mam teraz dość. Boże ja tak ją kocham i za nią tęsknie.
Pomodlicie się za.........................................................................................................?
 
     
marek12b7
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 16:12   

Myślę że potrzebny Ci jest spokój i pomoc.
Ale może troszkę wyjdź spoza siebie, popatrz jak bardzo potrzebuje Ciebie Twój syn, Ciebie szczęśliwego i zadowolonego, na razie trudno byś mu to dał, ale możesz dać mu swój czas, zaangażowanie w zabawie np. resorkami, tak by dzieciak poczuł że tata się z nim bawi
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-07, 16:54   

Hej!

Fajnie ci pisali nałog i Nirwana o spojności.

To ze nie do konca sie udaje, to luz, dazysz do bycia spojnym...ale co jakis czas nie wychodzi.
daj sobie prawo do bycia niedoskonałym, nie przejmuj sie az tak
Czy nie chcesz byc przypadkiem perfekcyjny?
Oddawac mozesz Panu Bogu to a on bedzie działał, ale luz , dystans potrzebny, ucze się tego, wiem co jest moim celem i nagradzam sie za postęp
ale nie karzę się (nożem?, wiem, wiem ze to przenosnia ale mocna).
Badz prosze dla siebie wyrozumiałym rodzicem, to zakłada przykazanie nie zabijaj, nie dokuczaj sobie.

Otrzep kolana i dalej idz! :)
Duzo zlosci, duzo krzywdy , poczucia krzywdy w Twoim poscie.

Zona zgodzia sie na podmianke super, fajnie ze sie dogadaliscie, nie musisz chyba "błagac o to zony" bo mam wrazenie ze prosisz jakby z pozycji nierownej....jakbys nie zaslugiwal na to..moze sie mylę
Cytat:
To teraz napiszę wprost. Teraz w tej chwili mam ochotę obciąć sobie łeb! Złapałem nawet nóż i nie wiem co, przyłożyłem do ręki i... no i nic nie potrafię. Okazało się że mój wyjazd w środę koliduje z planami mojej żony. Nie nie wściekłem się przy niej, wszystko siedzi w środku. Dogadaliśmy to kto gdzie i kiedy wychodzi. Zapytałem się, poprosiłem czy mogłaby to dla mnie zrobić i tylko raz i dopasować się do mnie. Zgodziła się

Az taka zlosc z powodu zmiany planów?
Czemu? No przykre to jest...ale kurcze zdarza sie i udalo sie ladnie rozwikłac, zona sie zgodziła
czemu tylko raz? a dwa czy trzy...to nie? nie zaslugujesz na pomoc? nawet w kryzysie mozesz prosic o pomoc, negocjowac, dogadywac sie?

Wazna miłosc do siebie, szacunek do siebie. Mi to ciagle tu na forum pisza, a ja sie dziwie, ze przeciez juz to jest.....ale wylazi co jakis czas deficyt.

Czy Ty kochasz siebie?
Jesli zona zła na Ciebie, to trudno, tego nie zmienisz...omijaj ją....pracuj nad sobą...a żonę zostaw w spokoju
zabiegajac, mówiac mila ma w kryzysie, gdy ona ma cie dosyc...to nie jest dobry pomysł
Moze sie czuć osaczana, ja bym sie tak czula..
Wyobraz sobie, chcesz od kogos odpczac, masz kogos dosyc a ten ktoś chodzi za toba i ci słodzi..brr
nadskakuje..brrr
"Normalna' reakcja byloby sorry nie to nie, ja tu poczekam na ciebie, bede uprzejmy ale nie nadskakujacy nie bede ci dokuczal ani sie wsciekal na ciebie
Masz prawo sie odsunac ode mnie, jestes wolnym czlowiekiem...w sumie. Do milosci nie mozna zmusic.

Wydaje mi sie ze jestes uzalezniony od zony...ze nie mozesz bez niej zyc....ze trzymasz sie jej kurczowo..taki Dobson ale z drugiej strony...czujesz sie mniej wartosciowy od zony?

Pan Bog prowadzi Cie przez kryzys ku sobie i ma to sens.
Na pierwszym miejscu Pan Bog, potem Ty, potem zona. Pozdrawiam!

Szanuj siebie, ustalaj z zona granice obowiazkow, nie dawaj sie wykorzystywać w prowadzeniu domu i nie rob tez z siebie ofiary, nie zaharowywuj sie, egzekwuj te obowiazki.
Zona bedzie miala do Ciebie na pewno szacunek gdy ustalicie wspolnie co kto robi.

[ Dodano: 2009-12-07, 17:04 ]
Ten sarkazm widze wtedy gdy mówisz pięknymi słowami o zonie a jestes przeciez oprocz dobrych uczuc wsciekły na nią, zły..a mowisz słodko....cos tu zgrzyta>>..czyżbyś nie miał prawa sie złoscic?
Zlosc jest ok, wiesz przeciez jak ja wyladować...ten worek bokserski, spacer, cwiczenia

Zlosc motywuje do dzialania, jest silna energią....warto ja poczuc...aby moc ja przetwarzać
czyli te slodkie slowa to bierna agresja...nie wiem...moze to tak wygladać

czy wolno Ci sie bylo zloscic na rodzicow?
Czy teraz zona jest kim b waznym i boisz sie zloscic na nią, by cie nie opuscila?
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-09, 21:17   

Witam po krótkiej przerwie. Ponownie dziękuję za Wasze odpowiedzi.
Danka9 wyszło spoko i nie musiałem się podkładać, tylko wkurzyła mnie na początku jej reakcja i pomimo że się spokojnie dogadaliśmy ja się niepotrzebnie nakręciłem. Po twoim wpisie wnioskuję że już dużo przepracowałaś. Twoje pytania są niezwykle trafne. Tak często borykałem sie i borykam z tym że chciałem być perfekcyjny, trochę mi tego zostało, wiesz projektowanie sobie różnych wizji samego siebie, często nierealnych i snucie jeszcze bardziej nierealnych planów. Oczywiście to się nie udawało i wtedy dokopywałem sobie. A jak coś wychodziło, były jakieś sukcesy to i tak szukałem dziury w cały. To wszystko było bardzo egoistyczne, samolubne. Liczyłem się wtedy tylko ja i nikt więcej. Nie było wtym miejsca dla nikogo nie móiąc już o Panu Bpgu. Oczywiście uważałem że jak ja będę taki jak chce być to wszyscy będą szczęśliwi. Tyle pychy, i próżności że strach.
To jest mocno związane z tym czy ja siebie kocham. Odpowiedź na tą chwilę brzmi: CHYBA NIE! Nigdy się nie lubiłem. Mam tego świadomośc, zresztą dzisiaj miałem zadane to pytanie. Teraz nad tym pracuję, ale staram się nie robioć tego sam, poprosiłem o pomoc, zawierzyłęm to Jezusowi.
Dalej pracuję nad moim zachowaniem i relacjami za które odpowiadam w stosunku do żony.
No a tak poza tym to się sporo podziało. Najpierw poniedziałek gdzie spotkałem się z moim dawnym animatorem. Przypomniał mi parę spraw, porozmawialiśmy. Naprowadził, pokazał pewne możliwości. Nie otrzymałem gotowych rozwiązań, nie uspokoiłem się, zresztą nie liczyłęm na to. ALe bardzo dużo mi to dało. To spotkanie było pewnym preludium do dania dzisiejszego.
Dzisiaj pojednałem się z Panwem Bogiem, miałem możliwość porozmawiania i przyjżenia się sobie i swojemu małżeństwu z Bożej perspektywy. Modliłem się, modlili się i za mnie wstawienniczo. Dużo pracy przede mną. Dużo lęku i strachu. Nie pamiętam kiedy w swoim życiu miałem tak wypełniony dzień modlitwą. To niesamowite. Ale to też zadanie. nie czuiję się jeszcze mocny. Teraz jestem zmęczony fizycznie i psychicznie trochę też. Ale jeszcze odczuwam potrzebę modlitwy choć jestem jakiś ściśnięty od środka. Dzisiaj nie widziałem swojej żony prawie cały dzień ale to zrozumiałe bo wyjechałem bardzo wcześnie rano. Kiedy wróciełm żona była jeszcze w pracy, ja trochę pobawiłęm się z synkiem, uśpiłem go, sam też trochę przysnąłem. Moja żona wróciła była może trochę ponad kwadrans w domu i wyszłą. Byłęm na to przygotowany, trochę porozmawialiśmy , jakiś żarcik. uważaj na siebie, uśmiech, papa i tyle.
Nie wiem gdzie jest. Dzisiaj w każdej modlitwie jaką zanioszę do Jezusua prosze o nasze nawrócenie, prosż o błogosławieństwo dla mojej żony.
Zacząłem modlić się też za tego drugiego mężczyznę. Pomodliłem się o jego nawrócenie.
Nie ma we mnie jeszcze spokoju ale jest jakaś determinacja, chęć walki. Twardej walki z modlitwą w sercu. Proszę Ducha Świętego o nadzieję, wiarę i miłość. Staram się żyć tym co jest teraz. Nie wiem jak długo to potrwa, wiem że upadnę, boję się tego ale wiem gdzie mam wtedy iść.
To tyle, przepraszam zabłedy, nie chće mi się ich już poprawiać, jestem znużony i zmęczony. Zbyt mało snu dzisiaj i ostatnio wogółe. Chcę się przytulić do synka i zasnąć. Jutro kolejny dzień. Ale wiem że nie jestem sam.
Z Panem Bogiem.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-09, 21:28   

Zkszacior, słabość i ufność... tak Cię dziś odczytuję. I - to dobrze :-) A najbardziej pozytywnie mi zabrzmiały słowa: w każdej modlitwie jaką zanioszę do Jezusua prosze o nasze nawrócenie.
No to - w Górę chłopie! :-D
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9