Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 23:16   

zkszacior napisał/a:
... MAm świadomość tego że ja też dołożyłęm do tego stanu i ti nie mało. Bijęsię za to w piersi i przepraszam w modlitwie...
.... Wspieram ja ale tak jakoś dyskretnie jak mogę...
... Satarm sie ją wspierać...


Witam! Mam wrażenie, że Twoja praca nad małżeństwem polega na "podkładaniu poduch" pod upadającą żonę. Myślę, że jesteś trochę niekonsekwentny bo byc może powinieneś jeszcze pościelic im łóżeczko i przykryc kołderką żonę do snu z kochankiem. Sorry za mocne słowa, ale moim zdaniem swoją postawą nie zatrzymasz żony, a co najwyżej opóźnisz jej odejście. Nie wiem czy czytałeś ostatnie świadectwo, polecane już na Twoim wątku. Warto je sobie przeczytac i wielokrotnie do niego wracac.
Osobiście jestem przeciwnikiem stawianiu spraw na ostrzu noża, bo wydaje mi się, że dopóki małżonek jest w domu to można jeszcze wiele naprawic, ale faktem jest, że w mojej sytuacji po powrocie żony z "nocki" nie było już innej alternatywy jak tylko jej wyprowadzka.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 09:19   

Zkszacior w.z ma rację...nie podkładaj jej poduchy pod pupę, to przynosi odwrotny skutek. Poddałeś Wasze życie Bogu i to jest najważniejsze, choć to nie znaczy, że masz czekać z założonymi rękami, albo jeszcze "pomagać" żonie.
Wiem jak my zdradzeni, a kochający działamy...jest nam tak szkoda zdradzaczy, chcemy ich dobra (wydaje nam się, ze to dla nich dobre!). Przykład: mój mąż, który przecież 10 minut wcześniej potraktował mnie słownie bardzo źle, nagle mówi, że on już cierpi i płaci za swoje decyzje. I co ja już najlepiej bym zrobiła: wszystko, żeby ulżyć temu cierpieniu. Na szczęscie już mi tutaj wszyscy natłukli, że muszę stosować twardą miłość, bo przecież on sam, świadomie trwa w grzechu, którego konsekwencje ponosi....i co robię? Najczęściej nic, ale czasami wdawałam się w głupią dyskusję.
Zkzacior jak ty nie będziesz stosował twardej miłości to na nic jej miękka poducha. Może właśnie ona oczekuje od ciebie mocnego tupnięcia nogą! Zresztą poduchę stosujesz już długo, sprawdziłeś, nie pomaga.
Tak z mojego babskiego, zkszacior, doświadczenia...miałam kiedyś chłopaka, fakt okazało się, że nic dla mnie nie znaczył, ale który nadskakiwał mi tak skutecznie.... że miałam ochotę "zabić" go gazetą. ;-)
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 09:59   

w.z,malek nie rozumiem waszego oburzenia.
Ja mysle ze zkaszacior -działa jak dorosły facet.

Jako pierwsze zrozumiał jakie własne błedy mogły doprowadzic do takiego stanu.
Czytajac czesto to forum wiecie dokładnie to co pisze częstoEl,nałóg,mami-współmałzonek zdradzony nie odpowiada za zdradę,ale odpowiada za kryzys,błedy w komunikacji,zaniedbania,braki w miłości .

I to należy odszukac i przerobić-a trwanie w poziomie ofiary ku niczemu nie służy.

Po drugie zkszacior -stanowczo zgłosił zonie swój punkt widzenia,powiedział że nie godzi sie na to,na taki stan i takie traktowanie.

Dał przekaz swoich granic-jednoczesnie dając prawo wyboru prawda????

bo jak sam pisał nikogo nie przykuje do kaloryfera-i racja bo nikogo nie zatrzymamy na siłe jak chce odejść.


A zatem za co go strofować????
za chęć pomocy zonie
za zrozumienie jej bładzenia
za miłośc jaka w nim jest
za to że pragnie wyciągnąc ręke do zagubionej żony.


Zkszacior -Ja myslę że własnie rozwija sie w tobie to co najcudniejsze prawdziwa miłośc Boga-kochanie mimo i pomimo.

A jeżeli ten dar dostaniesz od Boga -to bedziesz w pełni potrafił miłowac drugiego człowieka.

Dokonałes analizy,powiadomiłeś teraz konsenkwentnie dopilnuj tego.

Wz,malek-nawet jeżeli dojdzie do pojednania,nawet gdy dojdzie do powrotów,nawet gdy małzonkowie sa znowu razem-a nie zostanie nalezycie przerobione to co było błedami po obu stronach.

stare ma szanse zawsze powracać!!-nieraz szybciej,nieraz dłużej.

pozdrawiam
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 10:01   

To trochę tak jak w pracy z podwładnymi, lub z dziecmi w domu. Dziecko musi miec granice, o których wie, że ich nie może przekroczyc. Inaczej, gdy mu wszystko wolno, to dziecko traci poczucie bezpieczeństwa, nie jest szczęśliwe.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 10:29   

cierpliwy napisał/a:
Po drugie zkszacior -stanowczo zgłosił zonie swój punkt widzenia,powiedział że nie godzi sie na to,na taki stan i takie traktowanie


zgłosił, ale czy aby konsekwentnie pokazuje ten swój brak zgody...tutaj mam wątpliwość.

cierpliwy napisał/a:
Wz,malek-nawet jeżeli dojdzie do pojednania,nawet gdy dojdzie do powrotów,nawet gdy małzonkowie sa znowu razem-a nie zostanie nalezycie przerobione to co było błedami po obu stronach.

stare ma szanse zawsze powracać!!-nieraz szybciej,nieraz dłużej.


to świetnie, że zkszacior przerobił co było z jego strony złe, ale mam wrażenie, że on bije się w swoje piersi za ich dwoje...nie daje żonie możliwości zobaczenia, ewidentnych przecież, błędów u niej samej.

Przy tym podziwiam go jako faceta, który w ogóle chce naprawy małżeństwa. Cierpliwy, nałóg, w.z. chylę czoło...wokół mnie, pewnie to zbieg okoliczności, mnóstwo mężów, którzy ani myślą cokolwiek naprawiać...ujmować wyciągniętą dłoń. Kobiety słyszą (ja niestety też!)....nasze małżeństwo miało już swoje 5 minut. Nic się nie da naprawić! Szkoda, że tak myślą, ale ....niezbadane są wyroki Boga. Bóg może wszystko...również zmienić ich nastawienie :-D
Pozdrawiam!
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 10:33   

O,J wz-powiedziane jest nie oceniaj.
Trudno ale samo mi sie nachodzi.

Praca-nie zawsze podwładni zadowoleni są z szefa!
jaki lepszy ten ostry,beznadziejnie wydający komendy(nieraz nawet niezrozumiałe dla niego samego)

czy ten jaki zarządza ludzmi ,ale ze zrozumieniem innych.

Dalej piszesz dzieci słuchają granice-polecam 12 kroków (abys poznał prawdę).

Dzieci słuchaja naszych granic,działają zgodnie z naszymi wyborami-dorastają i kierują sie własnym rozumem.

Nie oceniam -wyszedłes z własnego kryzysu-mam nadzieje że przerobiłes go dokładnie...


pozdrawiam

[ Dodano: 2009-12-27, 10:34 ]
A jezeli uścislić zkszacior wskazał własne granice.

Pamietajmy że wskazując własne granice ,musimy szanowac innych.

[ Dodano: 2009-12-27, 10:42 ]
malek napisał/a:
to świetnie, że zkszacior przerobił co było z jego strony złe, ale mam wrażenie, że on bije się w swoje piersi za ich dwoje...nie daje żonie możliwości zobaczenia, ewidentnych przecież, błędów u niej samej.


Malek rozumiem pragnienia większości,rozumiem pragnienia zkszacior

Ale wystarczy chwile logicznie pomysleć-by wiedziec że jak ktos sam nie zechce zobaczyc,że robi żle,że niszczy,że rozwala,że sam siebie mami -że było mu zle dlatego ma....

-takie a nie inne rozwiązania na własne nowe życie...

To upominanie,umoralnianie,nawracanie -jest jak grochem o pustą ścianę.

[ Dodano: 2009-12-27, 10:48 ]
w.z. napisał/a:
Dziecko musi miec granice, o których wie, że ich nie może przekroczyc. Inaczej, gdy mu wszystko wolno, to dziecko traci poczucie bezpieczeństwa, nie jest szczęśliwe.


I zapomnaiłem jeszcze to
-wiesz w.z kiedyś byłem ojcem stawiającym mocno granice-czy moi synowie byli szczęścliwi???

nadal ze smutkiem wspominam ten czas i synowie też(choc dzis potrafimy sie już smiac z głupoty ojca)

Dzis jestem tolerancyjny,wyrozumiały-nie pokazuje granic ,tylko mówie o niebezpieczeństwach
I wiesz co dzisiaj synowie -maja większa radośc z takiego ojca.
A największymi darami od Boga są
-miłość
-tolerancja

A tolerancja pozwala nam zrozumiec innych i ich czyny

Nieraz stare wzorce wyniesione z domów-sa własnie dysfunkcjami,a kryzys własnego małżeństwa jest wskazówką.

STARY COS BYŁO W TOBIE POFAJDANE.........
  
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 11:26   

Witam. Dzięki za Waszą obecnośc i wsparcie. Wicei co jest juz po 11 a moja żona ciąglwe spi, pół ncy przepłakała ale nei chciała moejj pomocy, uważam że zrobiłem to co mogłem w tej sytuacji, nikomu nie można pomóc na siłę dałem jej tylko jasny komunikat że jestem przy niej. Kiedy żona płakała ja jedynei co mogłem zrobić to modlić się i to zrobiłem. Dalej co do konsekwencji. Pisałewm juz o tym, nie wiem jak walnąc w stół, powiexzeić STOP, ale tak praktycznie, zwłaszcza po moich ostatnich odkryciach i zachowaniu żony. Wiecier co żal mi mojej żony ale nie użalam się nad nią, nie wiem może ona sama musi to przejść, ja powiedziałem jej że może liczyć na mnie na jakąkolwiek moją pomoc-póki co nie hcce, trudno jej wybór. Pozostają tylko obawy co tak sie naprawdę dzieje w jej głowie i sercu, może to jest strach przed opuszczeniem mnie i w jakiś sposób dziecka, bo chyba ma świadomość że to Ona musiałaby się wyprowadzić.
Co do granic-to dziecku jest je ąłtweij stawiać, zreszta dla dziecka granice paradoksalnie porządkują świat i poczucie bezpieczeństwa. Nie mówie tu o jakimś totalitaryźmie, radykalnym rygorze, tylko wskazanie co i dlaczego może i nie może, na co ja się zgaddzam, ale zawsze po wysłuchaniu dziecka, nawet większego, umówienie się z nim na coś. A z osobą dorosłą, z żoną. Cóż u mnie postanowienie granicy chyba musiałoby wyglądac tak, że aqlbo kończy swó romans, związaek z tamtym facetem, albo dokonuje wyboru, gdzie ma dom, gdzie i z kim chce mieszkać, wyznaczenie terminu. Ale co przed datą terminu? Niech robi co chce? Na ram, ale przytyję, wiem że to ja musze mieć w sobie więcej siły. Na razie nie wiem nawet co jej powiedzieć kiedy wychodzi, ja mam w swoim środku ciągła walkę z pokusami, męczy mnie to. Ja gdzies tam w środku pracuję nad sobą, nie robię nic za żonę, jeśłi czegoś nie zrobi, to czekam aż za to się weźmie, ja wy
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 11:43   

cierpliwy napisał/a:
Dzis jestem tolerancyjny,wyrozumiały-nie pokazuje granic


Każdy jest wolnym człowiekiem i może robic co zechce, ale można i tak, na zasadzie "hulaj dusza piekła nie ma".
Ja mam trochę inne podejście i gdy moje dziecko chce wbiegnąc na ulicę mówię "stop" i łapię je za rękę. Na tłumaczenie, że "oto jedzie samochód, który cię może przejechac", może byc za późno.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 12:00   

w.z. napisał/a:
Każdy jest wolnym człowiekiem i może robic co zechce, ale można i tak, na zasadzie "hulaj dusza piekła nie ma".

W.z widze że ty nie widzisz środka-masz dwie skrajności albo dobrze,albo żle.

A czy zastanawiałes sie kiedyś czy to nie tylko twoje widzenia????
i czy napewno sa dobre????
Cytat:
Ja mam trochę inne podejście i gdy moje dziecko chce wbiegnąc na ulicę mówię "stop" i łapię je za rękę. Na tłumaczenie, że "oto jedzie samochód, który cię może przejechac", może byc za późno.


Zatem gdzie tu granica????

Bo ja widze dorosłośc i odpowiedzialnośc za dziecko-a to winno zalegac w tobie od momentu zawarcia związku.

Dojrzały facet do roli meża i ojca-i czasami trzeba wejrzec głeboko w siebei-by błedów nie popełniać dalej.

Nie wystarczy cos napowrót dostac w darze od Boga-bez zrozumienia.

Rozumiem że takim porównaniem zkszacior ma dojrzeć żonę,ulice ,samochód-i przytrzymac Ja za rękę tak?????

A co jak zona mysli-nie decyduj moim zyciem-bo chce sama????

W.z Ja zrozumiałem co to tolerancja-i nie decyduje juz za innych.
I wiem przynajmniej to -ze jeżeli moja zona zdecyduje sie ponownie na wybór mnie .

To dzis Ja umiem życ własnym życiem,nie nakreslając mego wzorca drugiej stronie.
Jest we mnie duży poziom tolerancji i zrozumienia dla własnych błędów i drugiej strony,potrafie życ własna przestrzenią i cieszyc sie z przestrzeni drugiej strony.

I czy to jest

hulaj dusza piekła nie ma????

Nie to jest dorosłośc do tego co winienem wynieśc juz dawno z własnego domu rodzinnego
a nie wyniosłem...

pozdrawiam
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 14:39   

Dla mnie konsekwentne stawianie granic (w przypadku zkszacira granicą jest też ten termin) nie wyklucza wolności. Wolność, samodecydowanie, ale ze świadomością granic postawionych przez drugiego człowieka, przez prawo, przez życie...
"Kochaj i rób co chcesz"...i skoro kocha to to rób co chcesz to nie będzie czynieniem zła...

Słowa jednego z najwyśmienitszych władców Polski- Stefana Batorego "Strzeżcie tak Waszej wolności, aby się w swawolę nie przerodziła" i czyż jasno określone granice nie są potrzebne?

Wszyscy mamy w sobie trochę z dziecka....jednemu za "granicę" wystarczy słowo, drugiemu jedno zdanie, a trzeciemu "interwencja autorytetu", czwarty nie uzna żadnych granic....i wtedy, albo sam sobie je kiedyś postawi, bo spotka Boga, albo będzie żył bez granic.

Zresztą te Nasze, Wasze dyskusje to jak ze szklanką napełnioną do połowy....aż? tylko?
A może nasze, różne modele życia, wychowywania np. dzieci, nie są lepsze, gorsze, a po prostu inne. Obaj koledzy myślicie o skrajnościach wolności czy granic? A może druga strona tak to interpretuje?
Ale gdzie ja tu babka z Venus wcinam się pomiędzy facetów z Marsa;-)

Cierpliwy masz oczywiście rację... moje moralizowanie przeciwnej strony nie ma najmniejszego sensu, a swoje błędy przerabiam (obraz jest na tą chwilę kiepski czyli będzie jeszcze gorszy :-( !), ale to temat rzeka.
Wiem na tą chwilę jedno...nie można w życiu robić "malutkich" nagięć, bo okażą się w konsekwencji zwykłym grzechem.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 15:44   

malek napisał/a:
Zresztą te Nasze, Wasze dyskusje to jak ze szklanką napełnioną do połowy....aż? tylko?

Zgadza sie malek jak ze szklanką i to własnie dobre bo
jest grupa ludzi zadowolona że zapełniona do połowy
ale jest grupa ludzi jaka zada pytanie czemu nie cała???

I to jest sztuka cieszyc się połowa napełnienia.
malek napisał/a:
Ale gdzie ja tu babka z Venus wcinam się pomiędzy facetów z Marsa;-)


Babka z venus -jak najbardziej winnaś sie wtrącać ,bo kobiecy punkt widzenia spraw jest perpektywiczny.

A wiekszości facetom własnie tego brak bo nasza reakcja jest taka....

czarne to czarne,białe to białe ale juz pomieszania kolorów nie zauważamy.
malek napisał/a:
A może nasze, różne modele życia, wychowywania np. dzieci, nie są lepsze, gorsze, a po prostu inne.

przeciez o tym piszę,ja zmieniłem model i teraz widze ze ten jest dobry.
Dlatego staram sie powiedzieć...kształcic sie trzeba każdego dnia,każdego dnia cos zmieniac,wprowadzac -by zobaczyc czy cos nowego zaistnieje,cos to daje.

A schematy??? wzorce??? dotychczasowe trzeba dojrzec że były do kitu-skoro jestem w miejscu w takim jakim jestem.

I to co w jednym przypadku skutkuje i buduje,w inny rozwala i rujnuje.

A zkszacior sam musi dojrzeć w sobie i swojej zonie co ma szansę.
Oni sie znaja dokładnie.
W jednym małżenstwie podkładanie poduch nic nie da,ale w innym jest to rewelacyjne lekarstwo.

Jedno najważniejsze to zrozumieć współmałzonka i jego smutek,pragnienia.
A jak jest najczęściej
JA CI POMOGE BO WIEM LEPIEJ,BO MAM PATENT,BO JA TO WIEM WSZYSTKO-egocentryzm,chciejstwo i zapatrzenie w siebie.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 16:45   

No tak i kiedy dociera do człowieka, że coś konkretnie robił źle (szkoda, że moja druga połowa milczała, bo ponoć bał się mnie stracić ) i człowiek jest gotowy na zmiany, to jest za późno...bo mąż już mówi nie.
Tak, ale nie jest za późno dla mnie, ja zmianiam siebie dla siebie i dobrze mi z tym...tak dziwnie lekko. Mam już pierwsze pozytywy moich działań ku zmianom:
1. Odzyskałam rodzinę, bo przecież skoro nie odpowiadali mojemu mężowi, to mi również... Spędziłam miłe rodzinne Święta z rodzeństwem i mamy zamiar się odwiedzać jak każde normalne rodzeństwo.
2. Nie jestem już przedstawicielką "ideału moralnego" tylko zwykłą owieczką. W kościele czuję się spokojna i naturalna...modlę się kiedy chcę i jak chcę. Nikt mnie i katolików nie krytykuje po przyjściu z kościoła.
3. Ja nic nie muszę, jestem wolna...robię zakupy kiedy chcę i gdzie chcę (w Biedronce też, bo lubię :-) ), sprzątam, albo mam ciekawsze zajęcie...
4. Odkryłam, że strach ma wielkie oczy....ze wszystkim można sobie poradzić...nawet z samotnością...tylko trzeba wierzyć w siebie i ciągle szukać Boga.
I jeszcze jedno (pewnie jeszcze wiele)....nie twierdzić, ze się Boga już znalazło i że nie będzie upadków...pokora, bo inaczej :evil:
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 16:57   

No widzisz ile malek można jak człowiek chce!!!!!.

Ważne by chcieć-choc to smutne co napiszę,ale tak naprawde motorem działań na własne zmienianie sa współmałzonkowie bo
zaczyna się by uratowac,by byc razem......ale niekiedy przychodzi kończyc samemu...bo

przeciez człowiek juz tak daleko zaszedł ze szkoda to zmarnowac prawda????
I jeszcze jedno (pewnie jeszcze wiele)....nie twierdzić, ze się Boga już znalazło i że nie będzie upadków...pokora, bo inaczej :evil:
Każdego dnia na nowo trzeba sie czegoś uczyć....stagnacja,zadufanie w sobie jest zgubne.....a upadki ...pewnie jeszcze nieraz będą w życiu...

ale istota jest malek tylko jedno KRYZYS....nauczył nas jednego -upadku takiego..

by samemu sie nie poobijać i zarazem poturbowac innych....

pozdrawiam
  
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 18:59   

Hej. Nie dokończyłem wcześniejszego swojego wpisu bo coś mi kooputer nawalał. Tak więc kontynuując nic nie robię za żonę, robię swoje, fajnie mi się ostatnio bawi z dzeiciakiem. Tak jak dzisiaj wreszcie lepiej się poczuł i byliśmy na wspaniałym spacerze, lataliśmy samolotem, bylismy zobaczyć szopke.
Jak wróciłęm z synkiem ze spaceru zrobuiłęm mu obiad, byłem w kuchni, żona do mnie podeszła i powiedziałą że chce mi coś powiedzieć. Ledwo powstrzymała sie od płaczu, ale ja byłęm spokojny. Powiedziała mi że mi dziękuję za to że wczoraj byłem przy niej, że chciałem jej pomóc, przeprosiła że na mnie krzyczałą (tak naprawdę wg mnie nie krzyczałą tylko powiedział żebym ją zostawił ale to jej sprawa jak to odbiera). Powiedziałem ejj że nie ma sprawy, żeby pamietała że zawsze moze na mnie liczyć. Nie chciała więcej rozmawiać a ja nie naciskałem, zostawiłęm to. Za jakiś czas zapytała mnie się czy uważam że ma depresję. Powiedziałem że nie wiem, nie jestem specjalistą, ale z tego co widzę to ma mocno obniżony nastrój, no i to wszystko jest powiązane, to co psychiczne i somatyczne. Powiedziąłem że mnie to martwi i nie wiem co mam zrobić bo narazie odrzuca moją pomoc, jakąkolwiek, ale niech wie że moja propozycji jest nadal aktualna. Żona powiedział mi że z internetowego testu na depresję jaki zrobiła wyszło jej że powinna jak najszybciej zgłosić sie do specjalisty. Powiedziałem że być może tak jest ale póki co to Ona nie wykonała żadnego ruchu. Tyle.
Na moment pojawiło się jakieś światełko nadziei, ale potem uświadomiłem sobie że to nic nie warte a cała swoją nadzieję mogę pokładac w Bogu. Poszedłem na mszę, żona zadzwoniła że syek już krzycay kiedy przyjdę bo chce się ze mną pobawić bo mu to obiecałem. Wróciłęm i oczywiście spełniłem obietnice, fajnie było. Żona w tym czasie szykowała siew. Kiedy powiedział że wychodzi popwiedziałem że jest wolnym człowiekiem i może robić co chce. Nie odprowadząłem jej do drzwi, wogóle nic nie powiedziałem. Teraz synek kończy jeść kolację aja pisże te słowa. Na razie to tylko słowa jakie kieruję do żony ale staram się jej tego nie ułatwiać. Myśłe że żona pewne rzeczy widzi, ale chyba to ejj nie interesuje. Powiediząłem jej że słysze to co domnie mówi, ze źle się czuje, że zarówno ej stan psychiczny jak i fizyczny jest kiepski, ale ja nie wiele mogę zrobić, bo ona tego nie chce, tylko jestem, a do niej zależy co z tym zrobi. Łatwo nie jest. Będzie pewnie jeszcze trudniej, ale wszystko wie tylko Bóg i coraz niżej opadają mi łapy i stawiam tylko na niego. Oczywiście moją działkę wykonam, wiem że musze sobie to wszystko pukładac w sercu, duszy i umyśle.
Jak na razie forum jest jedynym miejscem gdzie codziennie mogę jakoś to wszystko przegadać. Dobre i to.
Pozdrawiam. No i oczywiście liczę na Wasze słowa. Hej. :-|

[ Dodano: 2009-12-27, 19:05 ]
Aha. Kiedy żona wychodziłą ja gotowałem dla mojego Jasienicy kakao no i przygotowywałem mu kolację, synek zapytał się żony" mama a gdzie wychodzisz?" Żona odpwoiedziała że do sklepu po papierosy i niedługo przyjdzie. Cóż mogę powiedzieć. Brak mi słów. Zresztą mówiłęm żonie jak ja to widzę, że ta cała sprawa pomimo jak Ona to odbiera też dotyczy naszego dziecka. A ja nie moge dłużej pozwolić na takie traktowanei mnie, dziecka i naszego domu. Więc niech zdecyduje gdzie jest jej dom. Gdzie i z kim chce mieszkać. Żoan wie że ma duży orzech do zgeryzienia, niemal kamień, bo to Ona musiałaby się wyprowadzić sama, nie ma szans zę zabierze dziecko. Nie ma takiej możliwości pod względem oraganizacyjnym, bo kto tam miałby sie nim zajmować? O tym też pisałem. Tak więc ja będe robił swoje, deyzja i tak chyba pozostaje po stronie zony.
Oho OK musze kończyć, pora spać. Nie ja oczywiście. No to do napisania. :-P
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-27, 19:33   

Cierpliwy - kompletne nieporozumienie! Nie potrafię pojąc Twojego toku myślenia, a jak widzę Ty również nie próbowałeś pojąc mojego nim podjąłeś krytykę.
W dyskusji, moim zdaniem warto czasami karkołomnie założyc, że nie zawsze trzeba miec rację.
Dystansu do siebie życzę :).
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8