Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 15:13   

zkszacior

To jest typowe zachowanie z tymi prezentami - że ona nie chce
Nie idzie o kasę. Ona chce unilkać wszelkich sytuacji związanych z jakimkolwiek odniesieniem do sytuacji małżeńskich. Tak zachowuje się większość zdradzaczy.
Zrób jej drobny upominek - zaskocz ją. Byle co, za 3,50 - bombeczkę, aniołka, coś.

Przy sylwestrze chyba powinieneś się postawić. Jeden weekend juz balowała.
Tak być nie może. I Ty tkwisz w grzechu po części akcepatując ten stan.

Raz się zgodziłeś. Drugi już nie.

To moje zdanie - zrób jak uważasz.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 16:47   

Mam tego świadomośc, tzn. grzechu. Oczywiście mogę się postawić, powiedzieć że się nie zgadzam itd. ale przecież jej nie zamknę w domu. Wiem że to wygląda beznadzeijnie ale nie wiem jak to sobie poukładac, co jej powiedzieć.
A dlaczego to musze przegadać: bo chyba do końca nie wiem jak prawidłowo zareagować, tak aby to wszystko było zgodne ze mną. Muszę i chcę postawić jasne granice, dzisiaj już rozmawiąłem na ten temat, o tym jakie konkretne granice moga byc postawione.
 
     
pawelwkryzysie
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 18:00   

Cytat:
"Niestety dalej jestem w kropce. Nie wiem co zrobić, jak się zachować, ponieważ żona pewnie w sylwestra zniknie, pyta się co jakiś czas jak pracuję 1 stycznia, ja na razie nie wiem, więc... Ale nie wiem co jej mam w ten dzień powiedzieć, jak się zachować, przecież nie będę jej życzył udanej zabawy, nie przystrzelę też focha, nie będę błagał."


Wiesz co bym zrobił na Twoim miejscu?

"Dzień dobry kochanie, kumpel zaprosił mnie na Sylwestra do siebie, ponieważ dawno nigdzie nie wychodziłem a Ty ostatnio mało czasu spedzasz z dzieckiem bardzo prosiłbym Cie żebyś zajęła się małym. Dziękuje"

I chocbym miał przełazic noc do rana sam to bym się zawziął i nie dał się traktowac w ten sposób.

Moja sytuacja jest podobna do Twojej i to bardzo, ale tak sobie pomyślałem jakiś czas temu, że nie wiem czy moje małżeństwo da się uratowac. Z tym, że po jakimś czasie gdy okaże się, że żona i tak wybrała inne życie to nie chciałbym miec poczucia, że zrobiłem z siebie "wycieraczke".
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-23, 19:27   

Hej. Paweł jest to pewien pomysł. Może skorzystam.
A teraz, podzielę się z Wami informacjami jakie przekazała mi żona. Pisałem już wcześniej o tym że żona coraz częściej się źle czuje, że jest rozwalona, rozsypana od środka, nie radzi sobie z cała sytuacją, płacze i w związku z tym myśli o podjęciu terapii. I to się zdarza coraz częściej, tzn, że co jakiś czas mówi mi o swoich dolegliwościach, a to jakieś telepanie w klatce piersiwej, a to problemy z żołądkiem (żona podejrzewa wrzody). Kiedy pisałem ostatnio jak żona wybyła ostatnio na cały weekend, napisałem jej w mailu że modlę się o to aby miała w sobie cisze, spokój. Jak wróciła w niedzielę podziękowała mi za maila i powiedział że moje modlitwy niestety nnie zostały wysłuchane bo cała sobotę przepłakała. Wczoraj czy w poniedziałek powiedziała mi znowu że ma dośc nie radzi sobie, wrzuca jakieś teksty od niechcenia, powiedziaął że to już nie ma znaczenia gdzei jest, czy jest w domu czy TAM bo i tak płacze i jest jej xle, choć nie powstrzymuje jej to od rozmów na GG i planowania eskapad. Dzisiaj ponownie poskarżyła mi się że źle się czuje, że boli ją brzuch a nawet już to zaczyna dużo poważniej wyglądać. Oczywiście za każdym razem powiedziałem jej, poinformowałem o tym że jestem, że chcę jeje pomóc, zapytałęm się czy mogę jej jakoś pomóc. Odpowiedź NIE nie mogę, no bo jak to zrobię. Dzisiaj też powiedziałem że musi się wybrać do lekarza bo jest to już niepokojące, martwie się, a Ona na to że "na pewno, do lekarza nie idzie". Nic nie odpowiedziałem. A propos terapii to chcę się uimówić przez znajomego na jakąs darmową terapię, w ramach polecenia, znajomości, nie wiem czy jej się to uda. Z mojej propozycji nie chciała skorzystać, tzn, kiedy powiedział że my sami nie poradzimy sobie z tym powiedziałem że fakt powinniśmy poszukać pomocy i ja wiem gdzie taką pomoc można uzyskac za darmo-oczywiście pomoc specjalistów. Żona zapytała się tylko czy to jest jakaś organizacja religijna, odpowiedziałem że podlega w jakiś sposób pod Kościół ale zatrudneini tam specjaliści mają wolną rękę, mają swoją pracę i ją wykonują i już. Nie zgodziła się, powiedziała że to w jakiś sposób i tak by jej przeszakdzało.
Zastanawiam się dlaczego co jakiś czas mówi mi o tym wszystkim, wrzuca mi te tematy. Sprawdza mnie? Chcę zobaczyć jak reaguję, czy mnie jeszcze na niej zależy? Czy może to jest takie ciche wołąnie o pomoc? Nie wiem. Żoan nie chce mi konkretnie odpwiedzieć, poinformowac mnie o co jej tak na prawdę chodzi. To głupie ale zastanawiam się też czy moja żona mói też to temu drugiemu? Mam takie podejrzenia że na pewnio nie wszystko i nie w taki sposób, myślę że jednym z powodó jest to że facet o tych tematach, sparawach nie ma zielonego pojęcia, a sam jest za szczylowaty, choć pewnie wyakzuje troskę. Ale mniejsza z nim. Piszę o tym bo może wy też mieliście podobne doświadczenia z partnerami, lub po prostu wiecie jak i co należy robić.
Ale człwiek jest głupi! Mówię tu o sobie. No po prostu nic nie wiem! Mam nadzieję że tak jak pisałem nie wiem jeszcze, tylko czy nie będzie za późno!
A i jeszcze o granicach. Dzisiaj na spotniu padły takie propozycje, abym poinformowała żonę spokojnie ale stanowczo że pomimo tego że ją bardzo kocham i pragną z nią być to ja musze wiedzieć na czym stoję muszę zadbać też o samego siebie i niech Ona sama też coś zrobi, np. do końca stycznie rozpocznie jakąś terapię, a jeśłi taki stan wszystkiego pomimo moich działań będzie się utrzymywał niech do końca lutego poinformuje mnie gdzie jest jej dom, gdzie chce mieszkać. Nawiasem mówiąc, żoan będzie miała niezły orzech do zgryzienia bo na pewno będzie chciała być z dzieckiem ale wydaje mi się że nie ma takiej możliwości go zabrać ze sobą. Nawet nie będzei się nim miał kto zajmowac, jęsli i ja i ona będziemy w pracy, ten trzeci też (chyba bałaby się zostawić Janka z nim) a moja teściowa która zawsze była takim pogotowiem opiekuńczym i zostawała się w takim momentach z Jankiem ,( dla niej robimy też grafik miesięczny) myślę że nie zgodziłaby się dojeżdzac ok godziny w jedną stronę do obcego mieszkania żeby zając się Jankiem. No o mojej wyprowadzce z mieszkania w ogóle nie ma mowy.
No ale największy zgryz mam z tym sylwestrem. Coś tam sobhie układam w głowie, ale co z tego wyjdzie, nie wiem. Napisze może co tam mi się w czaszce urodziło. Na razei nie mam się kogo poradzić wieć kieruje do Was swoje słowa i obawy.
Dzięki.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-24, 09:20   

Witaj zkszacior!
Czytam twoje posty i zastanawiam, dlaczego Ty pozwalasz na taki brak szacunku? W ten sposób nie uratujesz rodziny. Ona robi co chce, bo wie, że może! Zrób to co Paweł radzi...nie pozwól jej na wyjście w sylwestra. Jest przede wszystkim matką....to będzie sprawdzian. Zostawi dziecko samo, skoro ojciec wychodzi? Jej postępowanie musi byc ucięte dla dobra Was wszystkich. Boisz się, że odejdzie...jej już nie ma...jest tylko ciałem. Daj jej posmakować innego życia ...może okaże się "dziekciem" i wróci. Jeżeli uzna, że woli być z tamtym facetem, to jej nie zatrzymasz. Nie zatrzymasz jej swoją uległością.
Ja mojego męża błagałam na kolanach, żeby został...teraz tego żałuję. Stałam się tym samym jego wyciorem. Teraz żyję z godnością...bez niego. Woli byc z kochanką...jego wybór. Modlę się o jego nawrócenie, ale nic więcej. Jest cisza...musi być cisza.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-25, 20:30   

Witam wszystkich. Jeszcze raz chciałbym Wam życzyć aby Dzieciątko Jezus wlało w Wasze serca wiarę nadzieję i miłość.
Wczoraj była Wigilia, byłem w pracy, trochę żałowałem że nie ma mnie przy żonie przy Wigilijnym stole. Wróciłem z pracy, okazało się że żona z synkiem nie dawno wrócili od teściów. Żona zapłakana, szlocha. Jeszcze za nim położyłem synka spać, on poleciał do choinki i przyniósł mi upominek, myślałem że dostałem od teściów ale okazało się że to od żony. Dostałem aniołka, widzę w nim podobieństwo do mojej żony. Aniołek ten trzyma w ręku serce. Byłem zaskoczony, bo przecież żona sama powiedziała że z powodu braku pieniędzy nic sobie nie będziemy kupować. Powiedziała że to taki drobiazg. Oczywiście podziękowałem. Kiedy ululałem już syna spać, poszedłem do żony i chciałem jej złożyć życzenia, Ona zapłakana powiedziała że nie chce żadnych życzeń, nie naciskałem, wręczyłem jej prezent, tak jak napisałem sam zrobiłem z drewna anioła. Żona też była zaskoczona, powiedizął że jej się podobał. Potem coś tam się pokręciłęm, coś zjadłęm, żona z małymi przerwami ciągle płakała. Stwierdzięłm że nie bęę wokół niej skakał, wypytywał się co sie stało, jak jej mogę pomóc. Uznałem że to bez sensu bo i tak widziałem po jej zachowaniau że tego nie chce. W końcu poszedłam do sypialni pomodlić się i poczytać "Elementarz" ks.Twardowskiego. Trwało to jakiś czas w końcu żona weszła do sypialni, zapytała się co robię i dlaczego nie pójdę do pokoju w którym Ona była. W końcu i tak tam poszedłem, bo musieliśmy coś tam ustalić, ja napiłęm się kawy jeszcze poczytałem i wybrałem się na pasterkę. Wiecie co było we mnie tyle lęku, nadal jest, ale modlę się o to aby cały czas mówić Panu Bogu "tak", mówić "amen.", niech się stanie, tak ajk ty chcesz. Boję się tego że żona w końcu odejdzie ale zaczynam sie z tym godzić. Skoro ona tak wybierze, w żaden sposób nie chce ratowac naszego małżeństwa, no to co.... Tylko tak jak pisałem dlaczego ciąfle mi mówi że jest jej źle.
Dzisiaj pierwszy dzień Świat pojechaliśmy do moich rodzicó, nawet fajnie było, żona w drodze i u moich rodzicó prosiła mnie o radę i opinię bo coś tam się podziało między nią a jej przyjaciółka. W końcu powiedział mi że wieczorem wychodzi na spacer, nie idzie na całą, noc, krótkie moje pytanie, czy idzie sama, tylko westchnęła. Wróciliśmy do domu i postanowiłem z nią porozmawiac. Stwierdziłęm że za dużo już dawałem się lać i tak traktować, chće to przerwać cokolwiek by to miałao oznaczać. Więc powiedziałem mojej zonie że ja już nie będę się biernie przyglądał temu co Ona robi, żeby nie wymagała ode mnie akceptacji na taki stan, żeby nie proponowała mi pewnych ustaleń dotyczące\ych tego kto i kiedy wychodzi bo to nadal oznacza że ja w pęlniświadomie pozwalam jej się spotykac z innym facetem. Oczywiście powiedziałem jej że ją kocham i moje ręcę zawsze będą wyciągnięte w jej stronę ale powiedizałem aby jeśli sobie z tyym nie radzi i nie chcę mojej pomocy, nie chce abyśmy wspólnie szukali pomocy niech zrobi to sama. A dalej niech podejmie decyzję gdzie jest jej dom, z kim i gdzie chce spędzać np. święta. Powiedziałem że pomimo że ja bardzo kocham ja nie mogę już pozwolić na takie traktowanie moejj osoby, tego domu, jako naszego miejsca, a także na takie traktowanie naszego syna. Żona mówiła że mnie nie rozumie, że OPna musi wychodzić bo w domu zwariuje, powiedziem że dla mnie jest róznica czy wychodzi gdzieś aby odetchnąć, wychodzi aby się rozerwać, a tym kiedy idzie do innego faceta. Powiedziałęm że więcej nie będę jej tego ułatawiał. Żona powiedizał że nie rozumie o co mi chodzi, czego ja od niej oczekuję, powtórzyłem aby zaczęla coś ze soba robić, np, terapia indywidualna, i gdzie jest jej dom. Powiedział ze łzami w oczach że teraz Ona nie ma domu, jest bezdomna. Powiedział że przebywając w naszym domu jest nieszczęśliwa, zapytałem się czy będąc TAM jest szczęśliwa, w pierwszej chwili powiedział że tak, w dalszych słowach powiedziała że nie. Wogóle to jakoś nie była z tego zadowolona z tego co jej powiedziałem, przecież ciągle mówiłem że ja kocham że będę czekał, że jestem dla niej. Zaznaczyłem że, oczywiście kocham Cie i zawsze Cię będę kochał, ale ja tego dłużej tolerowac nie będę i musi podjąć decyzję i nie jest tak że ta sparwa dotyczy tylko mnie, bo wybierając takie życie jak teraz prowadzi odsuneła się ode mnie ale też od naszego dziecka. Zapytała się czy uważam że jest zła matka, powiedziałęm jej że nigdy tak nie powiedziałem ani nie pomyślałem ale to Ona wybiera. Powiedział że ja nic nie rozumiem że nie wiem jak to jest. Pewnie nie wiem, ale nie zamierzam jej ułatwiać. Żona wyszła, wroci za jakieś 3-4 godziny. Niestety do kaloryfera jej nie przywiąże, ale zreobię wszystko aby nie dac się tak traktować. Wiecie co naprawdę zaczynam coraz mocniej dopuszczać do siebie myśl że żona w końcu może odejść. Na razie próbuję jak mogę pra cować nad sobą, próbuję też walczyć o żonę, Ona na rzie trzyma duży dystans, ale postanowiłem że nie będę skakał i na sięł zabiegał o jej czas i uwagę. To bez sensu. Chcę przebywac sama kiedy jest w domu nie rozmawia ze mną, OK nie będę naciskał.
Staram się jak moge cała ufność i nadzieję pokładac w Jezusie, ciągle w modlitwie powierzam nasze małżeństwo i prosze o to aby Pan Bóg błogosławił mojej żonie i naszemu synkkowi. Staram się jak mogę oddawac życie Bogu. Nawet jest nieźle, trzymam się choć nie raz drże, tak było na pasterce, było pięknie, czułem straszny lęk, ale modlitwa trzymała mnie jakoś. Pomimo tegfo wszystkiego martwię się o żonę.
Ja i tak zaczynam robić pewne rzeczy dla sibie. Teraz muszę pozmieniać sobie grafik tak aby już 5 stycznia zacząć terapię. Mam spowiednika, przewodnika duchowego, mam wspaniałaego znajomego (przyjaciela), z którym mogę się spotkać, w styczniu znowyu zrobię sobie wycieczkę do wspomnianego kiedyś franciszkanina. No a przede wszystkim mam kochjącego syna, a także zonę którą kocham. Powiedziałem jej że jakiś czas temu ciężko mi się wracało z pracy do domu (pewnie to było nie raz widać) ale teraz uświadomiłęm sobie że przecież wracam do domu gdzie są osoby które kocham, pomimo wszystko.
No anawjaważniejsze że mogę się modlić. Mogę opierać się na Jezusie. Choc "czarny" cały czas krązy, cały czas kusi, podpowiada jak mogę sobie ulżyć nawet na chwilę a ja wiem zę to jest okropnie destrukcyjne. Nie wiem na ile mi starczy siłę, ale wiem że zawszę mogę wrócić, pomimo upadku moge sie oprzeć na Bogu i wstać. To cierpienie i ból ma sens. To wszystko musi mieć jakiś cel. Nie wiem jaki ale wierzę że Jezus mi to pokaże. Tęsknie okriopnie za żoną, ale... Oboje musimy coś ze sobą zrobić, z tego co widzę to na razei ja jedynie chcę jakieś zmiany dla siebie, a żona utknęła w martwym puinkcie. W trakcie romzowy rzuciał desperacko że wiem jaką ma podjąć decyzję, że wie jak to rozwiązać: palnąć sobie w łeb. Coż bęe trwał, mam otwarte ramiona ale wiem że na siłe jej nie zagarnę. Tak jak to już tutaj w ktoś pisał -prosze wybaczcei za moją krótką pamiec, ale wiem że musze zając sie swoim ogródkiem.
A żona?! Kocham ją, ona o tym wie i mam wrażenie że to jej chyba nie raz przeszkadza, ale jeśłi mnie na razie odpycha, trudno... czekam i robię swoje, choć boli.


No dobrze. Mam nadzieję że spędzacie mimo wszystko wyjątkowe Święta Bożego Narodzenia. Dla mnie były. Od jakiś cztejech lat przyjąłem w święta Pana Jezusa, bywało i tak że wogóle nie uczestniczyłęm we Mszy Świętej w trakcie świąt. To daje mi siłę. Wiem że również i Wy czerpiecie z tego dużo siły, że macie energię.
Pozdrawiam.
Aha no i nie przejdzcie się tylko za bardzo! :-D

[ Dodano: 2009-12-25, 21:05 ]
A wicie co? W czoraj w Wigilię gdy byłem w pracy, przypomnę że pracuję w Domu Noclegowym dla bezdomnych, rozmawiałęm z jednym z mieszkańców-jest jednym z nowszych mieszkańców. Rozmwialiśmy o świętach i tak deliktatnie zaczęliśmy przechodzić do jego rpoblemów, z zym się boryka. Wcześniej zacząlem go zaczepiać bo widziałęm że facet lubi czytac i tak na początku rozmawialiśmy tylko o książakch. Okazało się że facet jest w separacji od 6 lat, żona mieszka daleko w innej miejscowości, dzieci mają już dorosłe, jedyną teraz bliska rodziną jaka ma jest brat z którym i tak nie widział sie bardzo długo a obecnie razem mieszkają w Ośrodku dla bezdomnych. Zaletą jego jest to że ma pełna świadomośc popełniopnych przez siebie błedów (alkohol, tryb życia, skutek rozpad małżeństwa). Otóż facet ten bardzo liczył że żona zaprosi go na Wigilię, a zaprosiła jedynie na drugi dzień świąt. Wiecie co, poczułem że musze zająć stanowisko, zadać parę pytan by go wyczuć czego On oczekuje. Doszliśmy do tego że pomimo tego że nie jest już z żoną to nie jest On dla niej obcym człowiekiem skoro żona go zaprosiła. Generalnie facet ma pojechać. Jutro zobaczymy zy pojedzie, będę w pracy. Ale dlaczego o tym piszę. Bo kiedy zaczął mi o tym mówić poczułęm ból, przecie zja też nie mam teraz kolorowo w mioim małżeństwie. Mnie też się może wszystko posypać, a jednak pomimo to chciałęm facetowi pomóc. Poczułem ż eto nie ważne w jakiej aj się znnaduje sytuacji, mało tego lepiej go przez to rozumiałęm, to co mówiłem mówiłęm z pełnym przekonaniem i pewnością. Pomyśłałem sobie przecież pomimo bólu i cierpienia ja nadal mogę coś zrobić dla innych, nie musze żyć tym cierpieniem, ono jest ale to nie powod aby przestać coś robić. Oczywiście ja musze pracowac nad sobą, zmieniać się, choćby dla samego siebie. Do tego też doszliśmy w romowie ze wspomnianym panem. Nie pisze tego aby się pochwalić i pokazać jaki to ja nie jestem, ale po to że poczuęłm że to nie jest jeszcze koniec mojego zycia, że coś mam jeszcze do zrobienia, choć jest mi teraz jeszce tak ciężko. Każdy dzien jest walką, ale to byłby zupełny egoizm a nawet zło, żeby żyć tylko i wyłącznie dla siebie, ze swoim smutkiem, bólem, żalem, cierpieniem.
Nie wiem, może mi przyjdzei do końca życia żyć bez żony obok mnie, ale zawsze będzei w moim sercu. Od strony czysto fizycznej może będę musiał żyć trochę jak osoba duchowna w celibacie. Ale mam nadzieję że cokolwiek by mnie nie spotkało to bedzie przy mnie jedna osoba: Jezus.
Świętujcie. :-D
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-25, 21:17   

zkszacior serce Pana sie raduje -jak twój rozum tak rozumie.

Kusy będzie tym bardziej atakowac,czym bardziej będziesz szukać ratunku dla siebie i zrozumienia dla innych.

Nie dziw się że nie wypuszcza tak łatwo z rąk-ale wiesz kiedy poczujesz że w sercu i w myslach jest Bóg????

Jak bedziesz patrzec na żonę oczami serca,miłości-mimo i pomimo.

Idz droga jaką obrałeś-nie poddawaj sie złej mysli,nie patrz na zone oczami kusego.

Zrozum jej strach,niepewnośc i ból -nawet w jej zatraceniu


pozdrawiam
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-25, 23:02   

cierpliwy napisał/a:
Jak bedziesz patrzec na żonę oczami serca,miłości-mimo i pomimo.
Idz droga jaką obrałeś-nie poddawaj sie złej mysli,nie patrz na zone oczami kusego.


zkszacior napisał/a:
Kocham ją, ona o tym wie


Wiesz, zkszacior, tak mi przyszło do głowy... Wiele razy napisałeś, że mówiłeś żonie, że ją kochasz, że żona o tym wie... Tylko wiedza a czucie - to dwie zupełnie różne sprawy. Tak samo mówienie "kocham" a postawa miłości - to też dwie zupełnie różne sprawy.
Nie powiem Ci teraz co masz robić. Ale sugerowałabym przyjrzenie się sobie, i swojej postawie miłości. I jeszcze temu - jak Twoja zona chciałaby być kochaną. Bo mam wrażenie, że ona miota się dlatego, że ma u Ciebie, w Twojej postawie i słowach, oraz u siebie - w swoim odczuciu, ale też i pragnieniach - jakąś totalną niespójność. Słyszy słowo "kocham", ale w postawie nie widzi tego. Dodatkowo - ma pragnienia bycia kochaną w jakiś sposób - Ty to częściowo być może zapewniasz, ale część zapewnia tamten facet... pewnie też nie całość. Ja teraz tylko gdybam, bo taki obraz mi się rysuje po Twoich słowach, więc patrzę przez Twój pryzmat, realność może być zupełnie inna.

Pamiętaj jednak, że czasem człowiek musi się na własnej skórze przekonać, że jego pragnienia są nierealne... aby zacząć tworzyć swój świat na realnych, możliwych do spełnienia pragnieniach i potrzebach. Być może potrzeba tego Twojej żonie. Tzw. "twarda miłość" umożliwia wzięcie od życia również i tej cennej, choć bolesnej nauki.

Świętuj, zkszacior, i nieś innym ludziom dobre słowo :-)
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 00:16   

zkszacior, pięknie :->

Nie lękaj się.

Dodatkowo, pielęgnuj w sobie mężnego MĘŻCZYZNĘ i kup jakąś książkę o potrzebach kobiet. Z jednej strony doprowadzasz do konfrontacji żony z faktem uwikłania się w zło i odczuwania konsekwencji, z drugiej strony kochając ją wstrzelić się musisz w jej potrzeby, tęsknoty. Biedna jest - przypomina mi się film ze Schwarzeneggerem i Jamie Lee Curtis "True lies" - prawdziwe kłamstwa. dla relaksu możesz sobie obejrzeć ;-) śmiesznota ten film mówię Ci, ale taka trochę na temat myślę 8-)
pozdrawiam Świątecznie
  
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 08:27   

Zkszacior dziewczyny ujeły szerzej to co my faceci mówimy i widzimy prościej.

Facet widzi rozumem,a kobieta sercem.

Trzeba zkszacior i zrozumiec i uczyc sie tego widzenia kobiet.
Czemu napisałem widzenie żony oczami kusego????

Bo myslę ze pewnie tak widzisz-czujesz kocham,mówisz kocham-ale jest to miłośc przedmiotowa oparta tylko na twoich pragnieniach-czekasz na odzew drugiej strony .

A jak go brak to co??? żal,złośc,smutek,odrzucenie-niepokój.

A kto w sercu powoduje niepokój???? i co on wtedy mówi zkszacior????
Pewnie sam wiesz??.

Postawa miłości to zgoła cos innego-to głównie pogodzenie się z sobą.
To na wodzy pragnienia i chcenia.

I jeszcze to zkszacior nie dasz rady przeżyc za zone tego co musi sama,nie dasz rady zrozumieć za nią,nie dasz rady nauczyc sie tego czego bedzie sie uczyła.

Nie dasz rady przełamać sie za nią,nauczyć zaufania,rozbudzic chęci przebywania z tobą.


Juz kiedys odpowiedziałem Dance9 w poście-odczucia z drugiej strony osaczenia,braku wolności,odczucia zalegania na plecach(jakie czesto są odczuwane i dawane jako argument)

Sa odczuciami tylko i wyłącznie osoby jaka to odczuwa-i to ona sama ma w sobie to przerobić,zrozumieć.

I z czasem stwierdzić czy to prawda????? czy tylko fikcja jaką odczuwam we własnej głowie????


Ale to wymaga prawdy o sobie-i dlatego na poczatek łatwiej zrzucac na drugą strone,obwiniac druga stronę

Bo to mniej boli-odpychamy by czuc ulgę.
A sami uciekamy w zapomnienie-praca,znajomi,dodatkowe zajęcia.
Odpychamy to co trudne.
Lecz nie rozumie sie jednego-to trzeba przerobić,bo oszustwa wewnetrzne samego siebie zawsze sie zapetlą.

I kończąć to napisze tylko tyle.........jeżeli to niezgodne z twoją myslą to puśc mimo ucha,jeżeli zgodne to wez do serca......

Żona zkszacior,jest twoją zoną-ale mimo że żoną jest wolna-

Zatem pomyśl co widzisz żonę??? czy własnośc jaka tracisz???.
a wiesz co musisz????

KOCHAĆ JĄ JAK OSOBĘ WOLNĄ.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 09:21   

Wtrącam moje dylematy w wątek zkszaciora, bo potrzebuje Waszego trzeźwego spojrzenia na moje i męża słowa i jego zachowania. Sama już nie wiem o co chodzi...
Mąż wieczerzę Wigilijną spędził oczywiście z kochanką, ale mimo zapewnień, ze do matki nie przyjedzie wieczorem przyjechał. Spał u matki, wczoraj był tam z dziećmi cały dzień, znowu dzisiaj spał...
Syn od rana w Wigilię popłakiwał, ze to są jego najgorsze Święta, bo bez taty w Wigilię. Zadwonił do taty i mu o tym powiedział. Ten go przeprosił, ze tak wyszło. Wczoraj i do mnie przysłał smsa, że przeprasza. Jaki mają sens takie przeprosiny jak on tego nie żałuje i nie ma zamiaru zmienić?
Wywiązała się rozmowa smsowa...dała mi jak zwykle niepotrzebne nadzieje, ale coś mi w tym wszystkim nie pasuje. Zacytuje ją w całości...może Wy coś ligicznego dostrzeżecie....Po zwykłej wymianie słów o dzieciach:
On: Nie śpicie?
Ja: Dobranoc :-*
On: ;-( Mam nadzieję, ze prezenty się dzieciom podobały. Wiem, ze to namiastka.dobranoc
Ja:Niczym nie zastąpisz im braku ojca na codzień. Zawsze możesz wrócić, ale bez Oli, ale ty już wybrałes...szkoda.
On:Tylko na ziemi życie jest takie zakręcone
Ja: To nie życie, to Twoje decyzje....
On: Też. Każdy jest kowalem swojego losu, ale...Kiedyś to pojmiemy
Ja:Jak będzie za późno...twoje życie. Ja nie mam dylematów jak żyć:-)
On: To się cieszę, ze znalazłaś swoją drogę. Moja nie jest prosta...
Ja: Twoja jest chora i niemoralna. Szkoda, bo miałes fajna rodzinę! Nie pisz już chcę spokojnie spać.

[ Dodano: 2009-12-26, 09:31 ]
Zastanawiam się po co do mnie zaczął pisać i czy to nie jest takie uzalanie się nad sobą, bo zdaje się, ze ten ich zwiazek nie jest już popierany przez żadną ze stron (jego rodzice, jej rodzice) i tym bardziej stanowi wyzwanie. Przecież wykreślił mnie ze swojego życia, to dlaczego? Nie będę ukrywała, ze daje mi tym pisaniem nadzieję. Wiem, ze nie ja jestem od pokazywania mu właściwej drogi...wiem, ze on płacze z powodu dzieci, tęskni za nimi. Napisał do córki, która się z nim nadal nie chce spotykać: Mam nadzieję, ze mi kiedyś wybaczysz?! Niestety ona odpisała: Nigdy, bo ty nie żałujesz tego co zrobiłeś. Wiem, że go to boli, ale jest utwierdzony, ze droga z kochanką jest własciwa.
Co ja prócz modlitwy mogę jeszcze zrobić? Jak pisałam...nie odzywam się, nie piszę.Wczoraj dałam się wciągnąc w tę wymianę słowną, ale wiem, że to nie jest dobre. Popełniłam już tyle błędów...nie chce już więcej.
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 09:34   

malek napisał/a:
Ja: Twoja jest chora i niemoralna. Szkoda, bo miałes fajna rodzinę!


Malek zamykasz drzwi klatki , które niedawno otwarłaś . PO CO ?
Nie moralizuj , nie pouczaj Go , nie osądzaj .
My pokrzywdzeni chcemy za wszelka cenę wywołac poczucie winy i ukarać ( często podświadomie)

Malek chociaż masz rację - tak - jest kowalem swojego losu , tak - nic nie zastapi dzieciom ojca , tak - to niemoralne , to takimi słowami wywołujesz odwrotny efekt.
Prawdziwy powrót może dokonac się tylko w wolności drugiego cżłowieka , Chciałabyś , żeby wrócił bo Mu kazałaś , co to byłby za powrót ? Stwórz przestrzeń . Przeczytaj najnowsze świadectwo w dziale świadectwa . To jest klucz.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 09:51   

Ano Agnieszka mnie uprzedziła -malek zrozum ....


Uczysz prawdy jakiej narazie nikt nie chce słuchać(bo ma własną)
moralizujesz ,choc jest to zgodne z prawdą-lecz ktos musi chciec poznac prawdę.


A wystarczyło jedno zdanie ....Każdy odpowiada za własne wybory....

i koniec....bo taka forma wskazuje pogodzenie sie z jakims wyborem,a zarazem po jakims czasie refleksję.

Psychologowie najczęściej sie wypowiadają-dajcie tą wolność,by ktos zasmakował,by zobaczył czy tego pragnie.


Dziwisz sie natomiast tekstów mężą????

malek to sumienie,to odczucie własnych konsenkwencji i szukanie wytłumaczenia przed nimi-bo najzwyczajniej w świecie bolą.

Odnalazł w twojej wypowiedzi siłę,znalazł wytłumaczenie własnych konsenkwencji..

twoja wypowiedż sms-em że sama pozostawiona sobie jestes silna.

Malek czy to prawda?????
czy sama przed sobą grasz tą siłę????


Jak grasz to ze szkodą dla siebie.
Stań sie silna-a nie graj.
 
     
malek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 09:59   

Agnieszko przeczytałam świadectwo...to cudowne.
Dlatego ja tak bardzo cenię sobie ciszę między nami, ale on mnie zaczepia tymi smsami...mam mu nie odpowiadać? Mam dylemat, bo wtedy pomyśli, ze mi jest już obojętny. Te niektóre stwierdzenia, również przytoczone przez Ciebie, już niestety po wysłaniu, sama bym wycięła, ale wiesz jak to jest....Zastanawiam się czy pisanie mu, ze moze zawsze wrócić też nie jest szkodliwe...moze sobie myśleć tak: "jak mi się nie uda z Olką, to moja żonka zawsze mnie przyjmie, a póki co dobrze mi tak".
Mam nadzieję, że już nie będzie pisał i skończą się moje dylematy.

Ja tez zaczynam odbudowywać siebie, powoli, z trudem. Wiesz stałam się samodzielna i radzę sobie i nie jest mi za ciężko...jak to przeżywałam Wam na forum na początku. Kiedyś wczystko stanowiło dla mnie problem:-)
Pozdrawiam Was wszystkich i dziękuję za wsparcie.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-26, 20:47   

Witam. Cierpliwy i wszyscy pozostali forumowicze. Dzięki! Wiecie co, nie mam teraz czasu ale wyśle niedługo parę cytatów które może lepiej zorazują to co teraz czuje, do siebie, do Boga, do żony. Wcale nie jest łatwo, naprawe "czarny" nie daje mi teraz spokoju, dzisiaj w pracy było mi okropnie cięzko chwilami i jestem teraz zmęczony. Ale doszedłem, a raczej dochodzę cały czas do takiego momentu że kocham swoją żonę po prostu za to że jest, nie za to jaka jest, za to kim jest, za to "coś", po prostu kocham i prosze ciągle Boga o łaskę, o światło, aby uczył mnie jak być dobrym ojcem i mężem. Może tez podam jakiś przykład: jeszcze jakiś czas temu naprawdę ciężko mi się wracało do domu, a teraz ciesze się powrotem bo wiem że są tam osoby które kocham. Tyle, to wystarczy. Znalazłem kilka pięknych wierszy ks. Twardowskiego. Pare wam później prześle. Tak wogóle to wiecie ale zaczynam odkrywać, przypominac sobie różne książki, ludzie pojawija sie na mojeje driodze, to wspaniałe. Od rodzicó lub od siostry dostałem pod choinkę książkę Szymona Hołowni pt. "Tabkletki z Krzyżykiem". Fajnie napisana plecam. No i polecam Elementarz ks. Twardowskiego, mnie daję wytchnienie, jest dla mnie jak taki kojący balsam. Nie jest łatwo ale staram się jak mogę pokładac całą nadzieję w Panu. Jest dobrze bo mam potrzebę, chęć i co tam jeszcze modlić się. Zauważyłem że moja modlitwa też się zmienia.
Dobar już za dużo o mnie.
Wiecie co po wczorajszej rozmowie z żona dzisiaj uświadomiłęm sobie że Ona jest nieszczęśliwa. Tak mi się przynajmniej wydaje. Dlaczego? O tym pisałem wczoraj że powiedział że męczy się w domu, że musi wychodzić bo by tutakj zwariowała, w końcu doszął do tego że nigdzie już nie jest jej dobrze. nei wiem czy pisałem o tym w swoijej historii ale były takie sygnały. Dotarło do mnie po wczorajszym dniu że jej nie sparwia radości dom, nasze dziecko, no i ja, moja osoba. Tak nie narzucam się i mam w sobie coraz nie wiem jakiś większy spokój i akceptację tego że moja żona jest wolna i nie moge jej więzić, nic na siłę. Proszę w modlitwie o to aby Bo prowadził mnie, każde moje słowo, gest, czyn. Nie wiem co takiego stało się, co moja żona przeżywa jakie ma myśłi. MAm świadomość tego że ja też dołożyłęm do tego stanu i ti nie mało. Bijęsię za to w piersi i przepraszam w modlitwie. Teraz kiedy wróciłęm do domu i siadłem przed komputerem zobaczyęłm że żona wpisała "depresja test". Martwię się o nią, modlę się za nią, staram się zgodnie z radą robić pewne rzezcy w zupełnej ascezie. Tak jak pisałem żona mówi mi o tym wszystkim co sie z nią dzieje, ciąglę zastanawiam się po co to robi. Wspieram ja ale tak jakoś dyskretnie jak mogę.
Jeśłi chodzi o moje odczucia kiedy mówie "kocham" to to co pisałem wyżej jest zgodne ze mną ze mnie wypływa. Tka, modlę się o to aby to dokładnie zrozumieć i wiem że to jest postawa, która wtraża się cała moją osobą. Może robie to jeszcze nieudolnie i pewnie tak mi zostanie do końca życia, bo tylko sam Bóg kocha idealnie, ale chcę się od niego uczyć.
No a pooza tym kobinuję jak moge aby rozpocząc pracę nad sobą zaraz po nowym roku. Dzisiaj był już pewien krok, a w poniedziałem następny. Ale mysłe że się uda, w zasadzei jestem o tym przekonany.
Mam masę mysłi w głowie, w środku walka z "czarnym", ze swoimi przywyczajeniami, ze starymi mysłami, wadami.

KIEDY MÓWISZ

Nie płacz w liście
nie pisz że los ciebie kopnął
nie ma sytuacji na ziemi bez wyjścia
kiedy Bóg drzwi zamyka-to otwiera okno
odetchnij popatrz
spadają z obłoków
małe wielkie nieszczęścia potrzebne do szczęścia
a od zwykłych rzeczy naucz się spokoju
i zapomnij że jesteś gdy mówisz że kochasz

ks. Twardowski



DO ALBUMU

Nie czekaj na wzajemność
telefon i róże
gdy ciebie nie chcą
nie piszcz, nie szlochaj

najważniejsze przecież że ty kogoś kochasz

czy wiesz
że łzy się śmieją kiedy są za duże

[ Dodano: 2009-12-26, 22:43 ]
Hej. Co mam robić. Jest we mnie nadzieja, modlę się o siłę, o przemianę o nawrócenie dla nas. Żoan powiedział mi że jutro wieczorem wychodzi. Teraz piszę a zona płacze w zasadzei odkąd wróceiłęm do domu czyli ok 20 nic tylko płacz. Satarm sie ją wspierać, ponieważ robiłem sobie herbatę , zaproponowałem, zaparzyłęm nam czerwoną herbatę, żona płacze i czyta ksiązkę Grocholi, podaję herbatę, powiedziałem że JESTEM, że jeśli... to JESTEM. Powiedziała żebym ją zostawił. Trwam.
A tak wogóle przez tp w jakim ja też nie raz jestem w stanie, jeszcze mi się to zdarza to sam sobie szkodzę i szperam... no i wyszperałem. Wyszperałęm w szafie i przypadkwo w koszu na bieliznę........szkoda gadać. Już mi to powiedziano że tak samo zachowują się osoby których bliscy są uzależnieni itp. Moje odkrycie utwierdziło mnie tylko w przekonaniu że takie prrzeszukiwanie to trylko pożywka dla "czarnego" którego w ten sposób karmię i dodaję mu sił, a mnie robi to tylko sieczkę w głowie. Ale i tak się nie poddaje.
A rpopo ksiązki o tym jakkie są kobiety. Wiecie co na naszą rocznicę ślubu kupiłem żonie książkę, (bo już wtedy nieśmiało móiła ze szuka odpowiedziw sobie) pt. Mózg kobiety. Załączyłęm kartkę, w ksiązce napisałem pewne słowa, dedykację. Widać że ja ją chyba pierwszy przeczytam.
Nie wiem jak mam to wszystko przerwac, czytam na innych wątkach że trzba uderzyć w stół, powiedzieć STOP, tylko jak to zrobić. Przeciez nie wystawię jej walizek za drzwi. Zreszta wczoraj napisałem co ostatnio powiedziałem żonie. Nie wiem co robić. Jedynie co robie to modlę się za moją żonę, za nas, za siebie, o łąskę, przewodnicwto i oddanie się we władanie Jezusowi. Teraz to wygląda tak jakbym był tylko takim cichym pielęgniarzem moej żony, podam to podam tamto, nie ma we mnie wogóle złości, goryczy, jest tylko ból, spowodowany tym co się stało, i tym że nie potrafię pomóc żonie, że nie potrafię przerwać tego błędnego kołą, a wydaje mi się że teraz to chyba tylko ja mogę, oczywiście nie sam coś z tym zrobić. Nie przemawia przeze mnie pycha, tylko staram sie oceniać sytuację i fakty. Bo tak: ten geugi facet na pewno tego nie przerwie to nie w jego inetresie, moja żona jest .... trudno mi opisać jej sytuację.
Boże dopomóż.
Boli mnie to. Słysze tylko szloch, bo tonie jest juz tylko płacz. Jezu dopomóż, przytul moja żonę, pogłaskaj ją, bo ja teraz nie mogę, robię to w duchu i modlitwie. Kocham ją pomimo wszystko, za to że jest. Dzięiza to Boże. Dziękuję CI za to że posatwiłęś ją na moej drodze, że dałeś nam sakrament małżeństwa. Nadzieja w tym że"miłośc wszsytko przetrzyam, we wszystkim pokłada nadzieję".
ŁZY! To widać jak wypływa z moej żony, a co wy[pływa z serca? Tylko Bóg to wie. Ufam mu. Przytul moją żonę Panie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9