Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Zbyt długa historia
Autor Wiadomość
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 12:17   

No witam. Słuchajcie dzięki za odpowiedzi.
Poniższe moje słowa nie są obroną mojego stanowiska, czy też jakąkolwiek polemiką z Wami. Chcę jedynie pewne rzeczy wyjaśnić, bez zbędnych metafor. odniesień, po prostu wprost.
"nałóg" jeśli chodzi o akceptację samego siebie, to oczywiście przyznaję że nie akceptuję całego siebie, są pewne rzeczy które tylko mnie się nie podobają. Daleko mi do konformizmu, więc nie specjalnie interesuje mnie zdanie, opinia innych o mnie samym, czy komuś podobają się, czy mu przeszkadzają moje wady. Ważne że mnie to przeszkadza.
Pisałem o tym że wiem czemu chciałby się przyjrzeć, nad czym pracować plus to co wyjdzie w trakcie samego procesu terapeutycznego. Dlaczego napisałem że długo dojrzewałem do psychoterapii? Bo przecież nikt nie mógł mnie zmusić, musiałem odpowiedzieć sobie wcześniej na kilka pytań i przyjrzeć się tak szczerze samemu sobie, itd. I rozpocząłem. Napisałem że to sport ekstremalny. To takie moje porównanie, metafora, bo jest to wg mnie jedyne w swoim rodzaju doświadczenie: spotkanie się z samym sobą jakim się jest. Podjąłem się tej pracy żeby właśnie nie żyć na pół gwizdka, ale chciałbym poznać siebie, odpowiedzieć sobie na pytanie kim jestem , jakim, jestem człowiekiem, po co jestem, ale tak dla siebie. "nałóg" to była praca jak sam napisałeś "od pieluchy". Ale nie była to klasyczna psychoanaliza. Zresztą mało kto tak teraz pracuje, z tego co wiem, z wiadomych jak myślę powodów.
"Danka 9" faktycznie znam i znałem psychoterapeutów, jednych gorszych drugich lepszych (tych było więcej), współpracowałem z nimi, rozmawiałem, to pomogło mi w pewnym rozeznaniu, pomogło mnie samemu do podjęcia pracy nad sobą. Fakt mogło to być odebrane jako moja pycha, może i tak było.
"Danka9" tutaj nie chodziło o "szynkę" (choć wiem że to tylko metafora). Naprawdę chodziło o brak kasy. Nie wiem jak u Was ale u mnie średnia cena jednej sesji kosztuje 70 zł, jedna sesja w tygodniu daje już niezła sumę, która w chwili obecnej jest dla mnie duża. Prawda jest taka że w chwili obecnej żyję od pierwszego do pierwszego. Ale pracuję nad tym aby to się zmieniło.Czy uciekłem z terapii bo za bardzo bolało, bo się przestraszyłem? Wierzcie albo nie ale naprawdę nie chciałem przerywać terapii, jednak proza życia była i jest taka a nie inna.
Słuchajcie nigdy tego nie traktowałem jako zabawę czy też rozrywkę chociaż po tym co napisałem można to było tak odebrać. Jeśli chodzi o osobę samego psychoterapeuty do którego się zgłosiłem to jest to certyfikowany terapeuta, czyli posiadający uprawnienia, skończył odpowiednią szkołę itd, itp. jeśli chodzi o jego rekomendacje. Ponadto dla dobra samego procesu nie był to terapeuta którego znałem osobiście, wiedziałem, że jest, zebrałem opinie itd., czy sam uczestniczy w superwizji. To tak gwoli wyjaśnienia czy nie zgłosiłem się do jakiegoś szarlatana.
"Nirwana" zgadza się pewne grupy zawodowe, ogólnie nazwę je "pomagaczami", nie sś skore do pracy nad sobą, mało tego nikt od nich tego nie wymaga a oni nie czują takiej potrzeby. Ja miałem to szczęście pracować z takimi ludźmi którzy pokazali wartość takiej postawy, tzn. pracy nad sobą, rozwoju osobistego, tego jak nasze dysfunkcje, nie rozwiązane, zasypane sprawy, wpływają np. na naszą pracę, a przede wszystkim na nasze życie. To też był jeden z motywów rozpoczęcia pracy nad sobą.
Jeśłi chodzi o moje uzależnienie od papierochów, to paliłem za nim rozpoczął się mój kryzys małżeński. Jasne to jest nałóg. Ale nie uciekam do niego, wcale mi nie pomaga. Jak każdy palacz kilka razy podejmowałem próbę rzucenia palenia. U mnie jest uruchomiony cały mechanizm uzależnienia. Najgorsze jest to że ja lubię póki co palić choć zaczyna mnie to wkurzać, że coś takiego ma nade mną władzę. Jasne, jest to okropny i zły przykład dla mojego syna. Jeśli chodzi o prochy to nie chcę ich brać bo one nie rozwiążą mojego problemu, piszę mojego czyli tego który dotyczy tylko i wyłącznie mnie. Poza tym jeszcze nie jest tak źle aby po nie sięgnąć.
Jeśli chodzi o spójność o której wspomniałeś, moje słowa dotyczące praw rodzicielskich, miłości do żony. Tak, powiedziałem jej o tym, tylko kontekst był taki, że powiedziałem jej szczerze jakie w całej tej sytuacji tzn kryzysu pojawiają się w mojej głowie myśli. Jak to wpływa na mnie. To jest destrukcyjne, wiem. Dlatego postanowiłem też to napisać. Nie miałem na celu wymuszać cokolwiek, szantażować. Byłem tylko szczery. Nigdy nie napisałem i nie powiedziałem że tak zrobię. Choć przyznam szczerze, że kiedy myślę o tym że miałbym się dzielić z jakimś obcym facetem moim synem, patrzeć jak z nim się bawi, usypia go, wychodzi z nim na spacer, jest z nim de facto częściej niż ja to krew mnie zalewa. Odsuwam od siebie takie myśli jak tylko mogę daleko, zawierzam to wszystko Jezusowi, ale "czarny" nie daje za wygraną. Jeśli chodzi zaś o moją żonę
to sam już nie wiem, brak jej miłości czy....jestem w tym tak głupi, że już nie próbuje sam znaleźć odpowiedzi tylko się modlę.
A pytania są naprawdę warte uwagi, poważnie. Jak tylko je rozważę na pewno dam znać.
No i masz rację "Danka9" jestem gadułą. Ma to swoje dobre i złe strony. Od jakiegoś czasu staram się i myślę jak to moje gadulstwo wykorzystać :lol: Do tego dochodzi moje poczucie humoru: nieco rubaszne, czarne, cyniczne. Poza tym jestem upierdliwy. Jednak coraz częściej chcę poczytywać to sobie jako zaletę, a co! :-P
Na koniec dodam (hura wreszcie kończy, trzeba się zastanowić czy mu odpisywać lub wprowadzić jakieś ograniczenia :-P ),że wczoraj w nocy nie wiem czy to na modlitwie czy nie, zacząłem zdawać sobie sprawę że nie mam wyjścia. Musze zaakceptować to co się stało. Co nie zwalnia mnie jednocześnie od walki o nasze małżeństwo, nasze nawrócenie. Długa to droga, ale ja zawsze lubiłem długie trasy wymagające wysiłku.
To tak jak wyjście w góry. Okropnie ciężka wędrówka, ból, zmęczenie, pot zalewa oczy i w ogóle płynie strumieniami, wielokrotnie chce się odpuścić, zawrócić, stanąć w miejscu i krzyknąć żeby ktoś mnie zabrał. Ale jak już się osiągnie cel, wejdzie na szczyt to dopiero wtedy się wie po co się lazło na ta górę. A cała reszta to wspomnienia, doświadczenie, świadomość podołania takiej próbie.
No to idę! Ale wysoko! ;-)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-03, 19:34   

hej!
Super ze idziesz wysoko :) tak trzymac, cel w niebie a tu na ziemi konkretne, czasem małe kroczki...tak trzeba

Zastanowilam sie o co mi biegało z tą pychą....otóż nie gniewaj sie ale mam wrazenie ze forma przerosla tresc...ze byc moze zaangazowales sie mocn w otoczke, wyszukales terapeute, certyfikat, superwizja, fajowo...a i tak psu na budę ( no wiem ze skorzystales na pewno) skoro nie wytrwales, skoro nie wszedles w proces caleym soba tak aby wytrwac i zbierac konkretne owoce.
No domyslam sie ze bylo ciezko finansowo, ja jak zaczynalam zarabiałam ok 1400, a jedna sesja kosztowala 80 pln, wychodziło 320 miesiecznie plus wynajmowanie pokoju...na szyneczke naprawde nie było kasy... takie to były czasy kiedys...modlilam sie o opieke Boza i czasem w potrzebie pieniadze dodatkowe sie pojawiały...
Ufaj Panu Bogu

Jeszcze jedna rzecz wpadla mi w oko, kontrola, chcesz miec na wszystko oko...a gadulstwo jest ok, piszesz fajnie z poczuciem humoru...nie chce go oceniac (gadulstwa) ale kojarzy mi sie z nałogami, ludzie uzaleznieni tak maja..kontrola i zagadywanie emocji....alkohol, nikotyna, net ( to moje uzaleznienie)
słowa nas oddalaja od siebie samych i czasem od siebie nawzjajem...jak najwiecej ciszy Ci życzę ( sobie tez!)
polecam rekolekcje ignacjanskie....to jest dopiero czad dla gadulców.. ;-)
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 07:18   

Witaj! Zastanawiałem się ostatnio nad tym forum i ludźmi tu piszącym i zauważam jedną rzecz. Bóg działa!!! Nie rozumiem dlaczego tak się dzieje, ale myślę, że mimo naszej grzeszności Bóg wysłuchuje naszych modlitw. I tu duża pokora przed innymi i ich cierpieniem. Zastanawiało mnie zawsze jak rozeznac wolę Bożą? Co robic? I chyba nie ma jakiejś prostej odpowiedzi na to. Moim zdaniem warto wszystkie nasze czyny powierzac Bogu, bo cokolwiek zrobimy to będzie ułomne i grzeszne, a ofiarowane Jezusowi może nabrac innego wymiaru. Zaproszenie Jezusa do Waszego życia przemieni je.
Mi np. wydaje się, że Twoja żona jest już w amoku, że potrzebna stanowcza miłośc bo łagodnośc wobec niej i ugodowośc to grzeszna postawa. Ale tu też się mogę mylic. Dlatego trzeba zacząc od Boga, powierzyc mu wszystkie swoje plany. Zapomniec na chwilę o sobie, a zacząc życ dla małżonki i zawalczyc o jej zbawienie.

Moim zdaniem, za dużo kombinujesz z psychologami. Też tak kiedyś robiłem i doszedłem do wniosku, że to wszystko (terapie itp.) to ściema. Tak naprawdę najbardziej pomaga szczera modlitwa przed Bogiem. Szczere wyznanie grzechu. I dziękowanie za wszystko - postawa dziękczynna jaką warto w sobie pielęgnowac, dziękowanie nawet za najtrudniejsze sytuacje - to jest uzdrowienie :). Pozdrawiam.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 08:09   

w.z. napisał/a:
Moim zdaniem, za dużo kombinujesz z psychologami. Też tak kiedyś robiłem i doszedłem do wniosku, że to wszystko (terapie itp.) to ściema. Tak naprawdę najbardziej pomaga szczera modlitwa przed Bogiem. Szczere wyznanie grzechu. I dziękowanie za wszystko - postawa dziękczynna jaką warto w sobie pielęgnowac, dziękowanie nawet za najtrudniejsze sytuacje - to jest uzdrowienie :). Pozdrawiam.

W.z,
wszystko jest ważne -
i modlitwa
i psycholog
i dziękczynienie Bogu.
Psycholog to nie ściema, tylko psycholog (terapia) bez modlitwy to "ściema".
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 09:39   

w.z. napisał/a:
Moim zdaniem, za dużo kombinujesz z psychologami. Też tak kiedyś robiłem i doszedłem do wniosku, że to wszystko (terapie itp.) to ściema. Tak naprawdę najbardziej pomaga szczera modlitwa przed Bogiem. Szczere wyznanie grzechu. I dziękowanie za wszystko - postawa dziękczynna jaką warto w sobie pielęgnowac, dziękowanie nawet za najtrudniejsze sytuacje - to jest uzdrowienie :)


popieram mari,
bo to naprawde bardzo trudne otworzyć sie przed samym sobą, a psycholog wyciąga z nas najbrudniejsze mysli, zachowania, które głęboko schowalismy na dnie i nawet nie mamy dziś z tym kontaktu, wyparliśmy ze świadomości wszystkie te złe emocje, jakie w nas drzemią, ale podświadomości nie da sie uwiązać, daje znać o sobie na każdym kroku naszego myslenia, działania
dlatego często zachowujemy sie nie tak jak chcemy, mamy wyrzuty sumienia iż tak sie zachowałam, pomyślałam...
wolimy zaprzestac myślec o czymś, wyprzec te uczucia, zamieniamy na bardziej akceptujące przez siebie czy innych....
przed Bogiem jest nam łatwiej, nikt nie słyszy naszego rachunku sumienia, nikt nas z niego nie rozlicza, czasami sami sie skrzętnie rozgrzeszamy, ale to niestety nie pomaga wszystkim byc pogodzonym ze soba, doznac uczucia łaski spokoju ducha,
każdy z nas ma inne zycie, i nne doświadczenia, które rzutuja na jego zachowania i sama spowiedź, głeboka relacja z Bogiem może być za mała forma dotarcia w głąb duszy samego siebie,
chyba, ze na swej drodze udaje nam sie spotkac człowieka anioła, który dotrze do naszych najskrytszych mysli, pozwoli im ujrzeć światło, rozliczyć sie z nimi i pogodzić jestem jaki jestem, z pełną świadomością swoich braków i zalet, pełna akceptacja...

to naprawde bardzo trudne ujrzeć siebie w innym świetle niż sami o sobie myślimy... a do tego zobaczyc, że inni tez to widzą...dlatego większość boi sie konfrontacji z samym soba, wyjścia na jaw tych ciemnych naszych stron...ale kiedy juz wyjdą z nas, czujemy sie spokojni, pogodzeni z samym soba, i krytyka mojego Ja przestaje być juz taka bolesna...
to prawda, bez Boga nic nam sie nie uda, bez modlitwy i próśb o pomoc i wytrwałość w dążeniu do bycia lepszym... ale Bóg daje nam tą pomoc w postaci innych, którzy moga nam pomóc stawać sie takimi...

to oczywiście moje zdanie, i nie narzucam ci mojego, ale tak mi sie nasunęło,
kiedyś musiałam pozwolic sobie na pomoc i było to bardzo trudne otworzyc sie przed kims...

ale oczywiście szanuje twoje zdanie,
tyle, że wz tobie może na swojej drodze udało sie spotkac taką osobe, która ci pomogła w zrozumieniu siebie samego, pozwoliła ujrzeć dotrzec w głąb siebie...wiele piszesz o aniołach,
innym pozostaje szukac takich osób na swojej drodze życia, by zyć pogodzonym z samym soba w pełni szczęścia i radości na chwałe Pana...
bo nie każdy spowiednik jest osoba, która umie dotrzec do człowieka, wysłuchac
wtedy taka relacja może byc za słaba forma do szczerego wyznania wszystkich swoich grzechów tych najskrytszych, głeboko ukrytych...
pozdrawiam
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 09:45   

Hej. Sporo się dzieje. "Danka9" dzięki za uwagę i rozważanie moich myśli. Wybacz, nie lubię nie wyjaśnionych spraw więc jeszcze wyjaśnię sprawę mojej psychoterapii. Nie wiem być może nie wyraziłem się jasno. Proces jaki rozpocząłem był na prawdę głęboki, otwarłem pewne zakopane sprawy związane z moją relacją np. z rodzicami, moim stosunkiem do samego siebie, co sie dzieje we mnie, rozpoznawanie emocji, itp. itd. Wiesz wiem, że czasem da się wykopać pieniądze spod ziemi. Właśnie tak, dzięki temu rozpocząłem swoje sesje terapeutyczne. Pod koniec sesje te miałem nawet kredytowane przez terapeutę. Zaufał mi i odroczył mi zapłatę za kilka sesji. Jednak kiedy doszły kolejne wydatki plus obcięcie budżetu domowego z powodu problemó z pracą musiałem zrezygnować. Ponadto musiałem oddać kilka stówek terapeucie, na szczęście na raty. Chće to wyjaśnić ponieważ napisałaś że to wszystko było psu na budę, nie wszedłem głoboko w ten proces. Wiem że tak nie było i mam tego pewność, wiem że nie okłamuję siebie. Jeszce raz dzięki za Twoją uwagę i pomoc. Liczę na kolejne wpisy. Wszystkie bardzo cenne.
"w.z." uważam że nie za dużó kombinuję z psychologami. Nie polegam tylko na ich wiedzy i informacjach, ponadto jak już pisałem psycholo a psychoterapeta to nie to samo, to tak naprawdę inne profesje. A tak na marginesie poznałem kilka osób które odrzuciły pomoc z zewnątrz, nie chciały słuchać innych ludzi nawet profesjonalistów, uważąły żę wszyscy -lodzy (chyba tylko poza teologami) i wszelkiej maści terapeuci to szarlatani, posługujący się diabelskimi sztuczkami, które oddalają od Boga. Tak się zakręciły że tylko modlitwa, modlitwa, spowiedź, rozmowa z księdzem. Te osoby stały się wręcz niebezpieczne, nie można znimi było normalnie porozmawiać, stały się zaborcze, apodyktyczne, nie przyjmowały żadnych argumentów, w rzaden spsó nie chciały pracować nad sobą. Wiem, że to co opisałem to totalne ekstremum i przegięcie, ale wierz mi poznałem takie osoby. Mnie osobiście kiedy przyglądałem się na to z boku odstraszały od Boga i Kościoła.
Ale dzięki za zwrócenie mi uwagi na modlitwę jeszcze głebszą, wezwanie do niej. Na zaufanie Bogu i zawierzenie mu każdej chwili naszego życia.
Uff cięszki dzień miałem wczoraj, poranek też nie wesoły. Wybrałem się w góry a już u podnórza wyrżnąłem na twarz. Trochę się poobijałem ale postanowiłem iść dalej.
Relacje i widokówki prześlę później. ;-)
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 10:14   

w.z. piszesz:"Moim zdaniem, za dużo kombinujesz z psychologami. Też tak kiedyś robiłem i doszedłem do wniosku, że to wszystko (terapie itp.) to ściema"

Chyba troszkę przekombinowałeś WZ...... a wiesz gdzie bys był teraz gdybyś tych terapi,psychologów nie miał po drodze???

Jakies troszke wykoslawione to co piszesz;" Moim zdaniem warto wszystkie nasze czyny powierzac Bogu, bo cokolwiek zrobimy to będzie ułomne i grzeszne, a ofiarowane Jezusowi może nabrac innego wymiaru."
Mieszasz ,mieszasz w głowach wrzucając do jednego wora wszystko.Bo wcale nie jest tak ,że wszystko co "zrobimy"(chyba że Ty tak masz) jest grzeszne............. Jest zasadą ,że gdy człowiek nie wie że grzeszy ,że nie miał możliwości rozeznania to nie Grzeszy.
Po za tym............. ja wcale nie grzeszę swoim każdym czynem.

Mari ujeła sedno w swoim poście temat psychologów,terapi................ Łatwiej wychodzi sie z dysfunkcji z Bogiem.Ale Bóg wcale nie chce i nie robi za człowieka tego co przynalezne człowiekowi.

Wz??a czy Ty wiesz jaka byłaby Twoja droga gdyby nie ci psychologowie.terapeuci spotykani po drodze ???
Wiesz jaka? Wyrocznią sie robisz?
Pan Bóg dał po to terapeutów,psychologów,lekarzy by z ich wiedzy korzystać.

[ Dodano: 2009-12-04, 10:15 ]
Sw.Ingacy Loiola napisał"Pracuj tak jakbyś miał życ wiecznei ,a módl sie tak jakbyś miał umrzeć jutro"
Ten święty sie mylił???
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 10:52   

Sama zajmuję się terapią...a jak szewc bez butów sie okazałam !
Potem szukałam pomocy u terpeutów - tu ma rację Zkszacior - psycholog to nie terapetua ( ale może nim być, trzeba dopytać) i terapeuta nie musi być psychologiem.
Więc ci moi terapeuci mieli dla mnie tylko jedna radę - odejdź od męża !
Nie byłam zadowolona z ich pomocy i zostawiłam to !
Pomogli mi tak naprawdę w tym, że mnie od siebie odstraszyli, więc znalazłam inną pomoc = Boga !
Więc jakoś tam mi sie przysłużyli.
Ale to moja bajka ....co nie znaczy, że nie mamy próbować i korzystać z pomocy specjalistów.
Teraz jak rozmawiam ze specjalistką = terapeutką, ktora zna moją historię, to Ona twierdzi, że nie możliwe , że bez terapii sobie poradziłam, nie ma takiej opcji....Hm....jest opcja - czytałam, szukałam...i był terapeuta najlepszy - sam Bóg !

Różne drogi, rózne losy.
Mam wrażenie,że Zszacior miał podobne doświadczenie do mojego....swoją terapie z terapeutami przerobił, zakończył....teraz następny terapeuta - Bóg. Niech tak będzie...ale niech tez będzie ciągła praca nad sobą i konsekwencja !
Teraz wiem, że praca nad soba i przemiana nie kończy sie wraz z końcem krzyzysu....ona powinna być ciągła i zawsze i każdego dnia, do dnia naszego ostatniego. Pozdrawiam!! EL.
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 11:09   

Z własnego doświadczenia: bardzo potrzebna jest na czas kryzysu osoba, która jest obok nas i obiektywnie potrafi spojrzeć na problemy. Najlepiej - święta osoba, widząca konsekwencje i owoce czynów w dłuższym wymiarze z Bożej perspektywy, a nie takie na szybko "do ugrania". Człowiekiem w kryzysie/bólu miotają emocje i trudno mu racjonalnie podejmować decyzje, potrzebuje pomocy. Stały spowiednik to skarb. Poprzez niego możemy weryfikować swoją drogę, otrzymywać Łaskę przebaczenia, pojednania. Spowiednik jednak zazwyczaj nie daje gotowych recept, TOWARZYSZY cierpliwie człowiekowi w jego rozwoju. Mądry przyjaciel czy właśnie kierownik duchowy daje dojrzewać i czasem może się wydawać, że opuszcza ale wtedy daje możliwość do samodzielności i wzrostu.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-04, 11:31   

Oczywiście wszyscy macie rację. Każdy jest inny. Jedno pomoże komuś, ale innemu może zaszkodzic. W czasach kiedy pierwszy raz zetknąłem się z Odnową był w tej wspólnocie duży nacisk na psychologię, zagłębianie się w siebi itp. Skończyło się tak, że musiałem w efekcie szukac pomocy u psychologa. Niewiele to pomogło. Uważam, że dużo lepiej jest zamiast zagłębiac się w siebie i swoje problemy to wyjśc do Boga do ludzi. Samo skupienie się na Bogu - to jest właśnie najlepsza terapia. Wiadomo są odchyłki i często ludzi zasłaniają się Bogiem kiedy wychodzą ich słabości. Czasami widac to nawet na tym forum.
Ale jeśli komuś psychologia pomaga to dobrze. Jednak moje zdanie na ten temat już raczej sie nie zmieni.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-05, 11:30   

Hej. Obiecałem widokówki i relacje z trasy. Ale najpierw WIELKIE DZIĘKI za wasze słowa i wsparcie.
No cóż widoki na razie nie ciekawe. Idę niemal po omacku, prawie na braila. Moją ukochaną targają emocje, duchem nie jest obecna w domu, niemalże nie moge na nią liczyć jeśłi chodzi o takie zwyczajne życie domowe, ale to już trwa jakiś czas, ale OK, z tym jest spoko, to sobie jakoś przepracowałem, ale nie wtym sensie że pozwalam się wykorzystywać. Jednak ktoś musi ciągnąc ten wózek, prowadzenie domu, opieka i czas spędzony z dzieckiem. Żonka nakręca się na wszystko. Wczoraj gdy sprzątałem, zaczęliśmy oczymś rozmawiąc, Ona wogóle miała złe samopoczucie, w końcu zaczęła płakac i powiedziała że nic się jej nie chce, że nie chce się jej żyć. Dlaej utrzymuje kontakt z DRUGIM, rozmawiają na GG, widziałęm jak wysyłają sobie emotikony które dają sobie buziaka. zbytnio się tym nie przejąłem. ale potem miałem okropny tak wogóle wieczór. Dobrze że poszedłem na noc do pracy. Miałem czas żeby się pomodlić.
Ciężko. Walczę z myśłami o tym co się może wydarzyć, co może być, jest to huśtawka, albo myślę że wszystko będzie wspaniale i cudowanie lub wprost przeciwnie. Nie chcę myślec o przyszłości, proszę Boga aby zabrał ode mnie wszelkie myśli, emocje. Chcę aby to on prowadził. Mam wrażenie że miła ma męczy się w domu, jednocześnie nie radzi sobie z tą całą sytuacją. wydaje mi się że tęskni za tym DRUGIM za zyciem poza domem. Różnie myślę wtedy o sobie, ale to trwa tylko chwilę. Najgorsze że ciągle boli. Ale trwam. Powiedziałem mojej żonie, kiedy poinformowała że nie chće się jej żyć, że wiem że jest jej ciężko, że ja jestem. Tylko tyle. Zobaczymy. W poniedziałek wybieram się do swojego dobrego znajemomego, zaufanego człowieka, mojego byłego aniomatora ze wspólnoty, zawsze mogłem na niego liczyć. W środe planuje kolejne spotkanie, ale teraz bardziej wymagające (już wspomniałem że jest to zakonnik, zajmuje się też małżeństwami, zwłaszcza w kryzysie). Wyrywam się na całyu dzień z domu. Teraz ja. Cieszę się na to i jestem pełen obaw jednocześnie.
Ciągle proszę o siłe, nadzieję, aby Jezus nauczył nas kochać Jego samego a przez to siebie nawzajem. ABy pokazał nam czym jest miłość.
Co mogę więcej na chwilę obecną zrobić poza modlitwą? Nie wiem, codzień upadam i co dzień staram się podnosić. Taka musztra!
Jeśli ktokolwiek ma swoje spostzreżenia, pytania, sugestie lub jakiekolwiek słowa, to proszę. Jestem gotów :lol:
Aha mam wrażenie że drażnię moją żonę, przeszkadzam, jej czasami, już pisałem że wydaje mi się że moje trwanie przy niej, mój jakiś upór przeszakdza jej, jest jej z tym niewygodnie. Wogóle jest jej niewygodnie. Ale to tylko moje spostrzeżenia.
Przepraszam za błędy ale jestem w pracy, ciągle! Miła ma siedzi niedaleko mnie :-P Ostro prawda? :lol:
Pozdrawiam i proszę wszystkich o modlitwę.
P.S. Ostatnio śmieje się tylko kiedy jest w towarzystwie ale nie moim. TO trwa przez jakieś dwa trzy dni. Dobra kończę. Hej ;-)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-05, 11:51   

Fajnie z poczuciem humru piszesz i z dystansem do siebie i do tego co Was spotyka. Co do terapii to troche sie mądrzę...i nie napisalam ze do konca psu na budę ( no dobra, moze za ostre słowo, ostatnio mam zbyt ciete pióro), ale ze nie do końca. Szanuję i rozumiem Twoja rezygnacje z terapii.

Wiesz, widze po sobie, jak po dluugim czasie duzo rzeczy z dziecinstwa wraca..jest to meczące...bo wydawaloby sie ze przerobione....a tu wraca..widac ze nie do konca uzdrowione...wraca ale juz na innym poziomie..juz ból czy złośc są innej jakości...nie wiem jak to opisac.

Czy Wy pracujecie razem z zoną? Mysle ze to moze byc trudne dla związku caly dzien razem...jesli tak jest.

Nie bierz na siebie winy za humor zony..to jej sprawa..dobrze ze sie zastanawiasz jak jej pomoc....ale mówienie jej, ze wiesz ze to z twojego powodu....to wg mnie naduzycie.
Tylko Pan Bog to wie....nie pisz scenariusza...mozesz jej zapytac...

Czesto jest tak w zwiazku ze nie mozemy patrzec na druga osobe ( ja tak mam przynajmniej) ale nie dlatego ze jest jakas do luftu...przeciez obiecalismy jej miłosc..i zasluguje na te miłosc....Pan Bog ja kocha z calego serca..my czasem nieudolnie....ale dlatego, że cos w niej nas meczy, irytuje...jest lustrem nas samych.
Moze przypominasz zonie, to ze zachowuje sie nieuczciwie wobec Ciebie, moze jestes jej wyrzutem sumienia...
Jak ja stawiamy komus granice, ktire sie mu nie podobaja to sie wscieka.
Taki przyklad dwulatka gdy sie mu cukierka odmówi...rzuca sie i wrzeszczy....my dorosli reagujemy subtelniej.

A tez mozesz sie zastanowic jak pomoc zonie, poprawic jej humor, wysluchac, zaprosic do kina na fajny film, jak myslisz jak by na to zareagowala? Pozdrawiam
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-05, 12:24   

Hej. Ale szybka odpowiedź. Faktycznie urazy i rany z dzieciństwa, które nie sa rozwiazane ciągną się bardzo długo, też nad tym pracowałem. Acha "Danka9" nie przejmuj się, nie było za ostro, tzn twoja odpowiedź. :-D
Zgadza się pracujemy razem z żona ale nie cały czas. Dla mnie jest to dodatkowa praca 2 razy w tyugodniu po cztery godziny i mamy osobne zajęcia. Tak więc w pracy nie wchodzimy sobie w drogę.
Nie powiedziałem żonie że to przeze mnie ma zły humor. Źle się wyraziłem we wcześniejszym poście. Powiedziałem jej tylko że ja nadal jestem, tak aby wiedziała, miała tego świadomość że może na mnie liczyć, że nadal jestem przy niej. Tylko tyle nie rozwijałem tego tematu.
Jesłi chodzi o wspólne wyjście do np. kina to na razie nie ma szans. Niestety nie przekonam mojej miłej. Wydaje mi się że jedyne co mogę w tej chwili zrobić to zachowywać się jakoś tak naturalnie, nie mam specjalnie jakiś fochów, jak jest okazją to żartuję, czasami nawet razem żartujemy. Tyle, nie mam pojęcia co więcej mogę zrobić. Staram się powioli dbać o sibei w tej sytuacji jak ma miejsce. Staram się nie przejmowac jej nastrojami, złym humore, co nie oznacza że lekceważę moją żonę, ale tak jak pisałaś nie chcę brać na siebie winy za wszystko.
Dobra zbieramy się do domu.
Pozdrawiam

[ Dodano: 2009-12-05, 15:50 ]
A jeszcze napiszę. Złość, okropna złość, to uczucie towarzyszy mi teraz najczęściej. Jestem zły na moją żonę. A tak nie chciałem być. Myślę sobie jednak że mam prawo na nią być zły. Ona też jest na mnie zła, nakręca się o byle co! Nie chcę tylko wybuchnąć to nie jest nikomu potrzebne, takie wyrażanie złości, a raczej tego na co jestem zły w takim nastroju, to niema sensu, nic z tego nie wyniknie poza, wiadomo czym. Nie mam nawet na to ochoty. Nie wiem jak zacząć a nią rozmowę, zastanawiam się czy czegoś w ostateczności do niej nie napisać, ale wolałbym porozmawiać. Widzicie jaki bajzel mam teraz w głowie. Za dużo skrajnych emocji. Jeszcze się trzymam. Czekam. Zobaczymy. Do tanga trzeba dwojga, do rozmowy również. Ależ mnie to wszystko wkurza.
Muszę sobie chyba wykombinować worek treningowy! :evil:
Najchętniej to bym komuś.... aż żałuję że tego nie zrobiłem, a była taka okazja. Wiecie komu?! :evil:
Tylko co by to dało?! Czasami czuję się jak ostatni frajer i śmieć. Dobrze żę tylko czasami. Muszę pomedytować. Znalazłem jakiś czas temu, no powiedzmy instrukcję medytacji chrześcijańskiej. Ale teraz to bym....
Nie wiem czy mnie rozumiecie?! :shock:
 
     
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-05, 16:55   

Zkszacior....Ty facet po terepii, to już wiesz, jak można odreagować złość.....to działaj i nie zbieraj, nie gromadź tej złości w sobie, bo wiesz, że to wybucha !! A tego własnie najmniej teraz potrzebujesz !!

Piszesz, że wiesz, że żona cierpi, jest rozdrażniona....
No wiesz....sama sobie piwo waży.....nikt Jej chyba nie zmuszał do takiego pogmatwania sobie życia....
Zostaw to i nawet się nie zastanawiaj . To są decyzje żony i też Ona ponosi tego konsekwencję !
Wiesz...gdyby tak strasznie chciała do tego drugiego....no to przecież dlaczego tego nie robi już dzisiaj ? Co Ją jeszcze trzyma ?
Widzisz....są dylematy ...może jakieś sumienie się odzywa....zostaw Ją....Ona musi tego właśnie doświadczyć ! Takiej niewygodnej sytuacji i się w niej poczuć.....to są Jej wybory więc i Jej konsekwencje !
Zostaw !
Pięknie żonie odpowiedziałeś, jak powiedziała, że Jej ciężko....pięknie....i zostaw ! Komunikat do NIej był jasny, czytelny i prosty ! Brawo !

Wiesz Zkszacior i Danusiu....uważajcie na te analizy dzieciństwa. Fajnie jest na co i na kogo zwalić....ale to minęło, jesteśmy dorosłymi ludźmi ! Prawda, mamy jakiś bagaż na swoich plecach.....ale każdy go ma.
Więcej luzu w tym temacie !!
Tamto minęło, skończyło się..jesteśmy tu i teraz !


Mówisz Zkszacior, że chciałbyś z żoną porozmawiać ?? A o czym ??
A czy TY nie wiesz, że w kryzysie to my staramy się właśnie nie rozmawiać o nas , o tych "poważnych " teraz sprawach !?
Po co....? Przecież możesz przewidzieć finał....emocje, wielkie emocje...krzyk, płcz, zdenerwowanie, ucieczka od siebie, trzaskanie drzawiami, .....i wielkie bummmm !
Po co ??
Teraz Zkszacior....to tylko o pogodzodzie, dziecku, pracy i ble, ble, ble....tak żeby przez pięć minut rozmowy było fajnie ! I nie przeginać z czasem - na początek 5 min "normalnej" ( bez wysokich emocji) rozmowy to w sam raz ! Następnym razem 10 min to max itd ! Nie przeciągać, ale pokazać, że przez te kilka minut może być całkiem fajnie !!
Pozdro !! EL.
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-05, 19:21   

Hej "EL." dzięki za słowa. Mam okropny dzień. Najchętniej to bym sobie łeb urwał. Boli tak w piersi że hej. Wiem, wiem, facet, a takie ciepłe kluchy, a huśtawkę nastroi mam taką że sam się w tym męczę. Proszę w krótkich słowach, aby znaleźć ciszę i spokój w Panu.
Sam nie wiem. Czasami gorzej się czuję kiedy moją ukochana jest razem ze mną w domu. Nawet wymiękłem i powiedziałem że nie wiem jak mam się przy niej zachować, bo ona też ma totalny rozstrój. I te okropne ciągłe sygnały, sms, telefony, nie wiem od przyjacółki czy ot tego g...ówniarza. Odkryłem że wczoraj oglądała nasze zdjęcia, kiedy zamieszkaliśmy razem, kiedy była w ciąży. Dzisiaj w pracy pytała się czy już nie ma takich napuchniętych oczu, tzn. że wczoraj w nocy płakała, ja byłem w pracy.
No a niedługo wychodzi na trochę, Boże zlituj się. Nie wiem z kim, gdzie. Nie pytam.
Nie chcę zadawć pytań, dlaczego, jak. Pytam PO CO?" Co dzięki temu osiągniemy, co nam to da. Tylko tak sobie myślę że Pan Bóg to sobie chyba za słabego chłopa i nieodpowiedniego do tego wybrał. Co zresztą przeczy samemu Bogu, przecież On lepiej od nas wiem. Staram się sobie przywoływać modlitwę Pana Jezusa tuż przed męką. Kiedy modlił się do Ojca aby jeśli mógł oddalił od niego ten kielich, lecz przede wszystkim aby wypełniła się jego wola. Prosze Ducha Świętego o dar męstwa, rozmumu i mądrości no i pozostałę też. Teraz mam zkwaszoną minę. Niedawno poszli moi rodzice i siostra z mężm, przyjechali na mikołaja do naszego Jaśka. No i było miło ale się skończyło.
A propo rozmó z moją żoną to właśnie tak rozmawiamy, tylko te tematy które wymieniłaś. Pobudzają ją tylko telefony, zwłaszcza ze swoją przyjaciółką. Kiedyś powiedziałem żonie że Wszyscy troje to znaczy Ona, jej przyjaciółka no ten cały piękny luby, każde z nich powinno postawić mi flaszkę i polewać, bo każdy dostał czas, uwagę tyulko nie ja. Wiesz chyba czuje się sam, samotny. Kiedyś tak chciałem, uważałem to za zaletę.
A ze złością to na szczęście mam piwnicę i tam mogę się troszeczkę wyżyć, ale to staniowczo za mało. Chyba sobie pójdę na jakiś mecz ligowy haha :lol:
Acha. Mam techniczne pytanie tak z innej beczki (soli?). Nie mogę się zalogować na polczacie, tylko raz mi się udało, użyłęm tego samego loga i hasła co na forum i się udało, a teraz jakoś nie da rady? Wiecie o co chodzi?
No.. to by na rzie było tyle. Zobaczymy co będzie dalej. Ide tup tup, ała, ała tup, tup.
No może sobie pocztam. A właśnie czytał ktoś kiedyś książkę pod tytułęm "BARANEK" Christophera Moor'a? Zaznaczam nie dla ortodoksów! Dla których w sprawach wiary i religii nie może znaleźć się żadna nuta humoru, nawet krztyn dowcipu.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9