Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Wybaczenie-akt jednorazowy czy długotrwały proces?
Autor Wiadomość
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 13:43   Wybaczenie-akt jednorazowy czy długotrwały proces?

Pod wpływem dyskusji na innych wątkach chciałbym zagaić kolejny temat byśmy się podzielili jak to u nas wygląda, nasze spostrzeżenia na jakim etapie jesteśmy?
Czy wybaczenie jest już ugruntowane czy gdzieś tam budzi się co jakiś czas zły i nakręca nas na złorzeczenia?
No właśnie czy wybaczenie dzieje się ot tak, czy wymaga pracy?
U mnie wygląda to tak, że co dzień trzeba wybaczać od nowa i tak pewnie będzie jeszcze bardzo długo.
Co jest na drugiej szali?
Żal, nienawiść?
Chyba to drugie, można wybaczyć , a równocześnie czuć żal? Myślę, że tak.

Różnie to wszystko wygląda jest wiele przypadków.

Ktoś może zostać zdradzony i wstępuje o rozwód (ten chociaż się odegrał), inny jest zdradzony, a do tego zdradzający współmałżonek jeszcze chce rozwodu choć wybaczenie ma na wyciągnięcie ręki.

Jak pracujecie nad wybaczeniem? Ja mam taką metodę, że jak tylko poczuję coś złego zaraz wspominam i odpuść nam nasze winy...
Co tylko daje do zrozumienia, że zadra gdzieś tam siedzi he he.
A jak ma nie siedzieć jak co wieczór w najlepsze idzie sms-owanie po 20, 30 szt.

Czy wybaczenie jest aktem miłości czy nie to następne pytanie?
Może być tak że wybaczymy a nie chcemy mieć już później nic wspólnego z tym człowiekiem.
Wybaczenie zaistniało, nie ma nienawiści, ale nie ma tęsknoty, nie ma się chęci spotykania, a już w ogóle rozpoczynania po raz drugi wspólnego życia.

To tyle na początek myślę, że spostrzeżenia mogą być ciekawe i niejednemu Sycharowiczowi/czce pomóc, rozjaśnić nabrać dystansu.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 15:36   

Jarku, ważny temat !
Wiele wątkow było na ten temat, duzo osob pisało, wszystko jest w archiwum.
Dla mnie to już wszystko zostało powiedziane na ten temat..inna sprawa zeby to realizować i pozwalać Panu Bogu uzdrawiac nasze serca.

tutaj trafne spostrzezenia Jezuity http://www.jezuici.pl/ginter/
Z panem Bogiem musi się udać :-D
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 19:42   

Jarku, bardzo ciekawie, o tym co poruszyłeś, pisze o. Józef Augustyn


Dlaczego zajmujemy się poczuciem krzywdy?

Poczucie krzywdy izoluje i zamyka człowieka. Gdy utrwali się i zagnieździ się w ludzkiej duszy zastarzałe poczucie krzywdy staje się ono trucizną życia. Każdego życia: duchowego, małżeńskiego, rodzinnego, zakonnego, kapłańskiego. Głębokie poczucie krzywdy sprawia, że człowiek nie może cieszyć się pełnią życia. Burzliwe emocje skrzywdzenia: żal, gniew, złość, nienawiść, chęć zemsty, zazdrość – tak koncentrują skrzywdzonego na sobie, że wręcz niemożliwe staje się spokojne i pogodne szukanie Boga, niemożliwe stają się: modlitwa, przyjaźń, życie rodzinne, praca, lektura, duszpasterstwo.

W poczuciu wyrządzonej nam krzywdy skłonni jesteśmy bardziej słuchać naszych zbolałych emocji niż słowa Bożego; bardziej wpatrywać się w nasze własne rany niż w oblicze Jezusa. Przejmujący ból krzywdy zdaje się dominować nad wszystkimi innymi odczuciami, przeżyciami, myślami, pragnieniami, tęsknotami. A kiedy już poczucie krzywdy zakorzeni się i utrwali w nas, doświadczamy wewnętrznego oporu, by je w sobie pokonać.

Krzywda uparcie broni się w człowieku skrzywdzonym. W poczuciu krzywdy skłonni jesteśmy widzieć i analizować raczej błędy innych, a nie własne; oskarżać bliźnich, a nie samych siebie. Niepokonane odczucie skrzywdzenia zniekształca sumienie, deformuje oceny moralne, myśli, słowa i czyny. W poczuciu krzywdy stajemy się podejrzliwi, skłonni widzieć w innych raczej zło niż dobro. Dla człowieka z głębokim poczuciem krzywdy bliźni staje się przede wszystkim zagrożeniem.

Poznać doznaną krzywdę, zaakceptować ją i oddać Bogu

Chwile samotności, modlitewna refleksja, cisza – to zaproszenie do zmagania i walki z niszczącym nas poczuciem krzywdy. To, co w czasie modlitwy traktujemy niekiedy jako rozproszenie i pokusę, na przykład myśli krążące wokół bólu krzywdy i krzywdziciela, bywa tak naprawdę owocem działania Ducha Świętego, który jest Duchem prawdy, miłosierdzia, przebaczenia i pojednania. Lękowe zepchnięcie krzywdy w lochy nieświadomości, nie rozwiązuje bynajmniej problemu. Wręcz odwrotnie. Krzywda „zapomniana”, ukrywana, nie przestaje oddziaływać destrukcyjnie na skrzywdzonego.

Głębokie doświadczenie krzywdy można porównać do infekcji grypowej. Grypa wyleczona do końca bywa niegroźną chorobą. Zlekceważona zaś i zaniedbana, „ukrywa się”, by z czasem ujawnić się w ciężkich pogrypowych powikłaniach. Różnorakie krzywdy, których doświadczamy, na ogół nie są groźne. I chociaż są boleśnie odczuwane, to jednak leczone nie mają destrukcyjnego wpływu na nasze życie. Ale krzywdy podtrzymywane, czy też przeciwnie: spychane w lochy podświadomości, mogą zatruwać wszystko, czym żyjemy na co dzień: nasze więzi z Bogiem, relacje z bliźnimi oraz z sobą samym.

Próba ukrywania i maskowania krzywdy sprawia, iż człowiek skrzywdzony – w sposób wręcz niezauważalny dla siebie, ale widoczny dla otoczenia – sam przemienia się z ofiary w krzywdziciela. Dorośli, którzy krzywdzą swoje dzieci, to zwykle osoby, które same zostały skrzywdzone w okresie dzieciństwa. Krzywdy ludzkiej nie da się bowiem ukryć. Można ją jedynie zaakceptować, odcierpieć, oddać Bogu i w taki sposób zwyciężyć.

Uzdrowione poczucie krzywdy wielkim darem dla bliźnich

Zachętę do wejścia w proces uzdrowienia z poczucia krzywdy, należałoby skierować przede wszystkim do ludzi młodych. Młodzi mają wiele energii, zapału, nadziei. Szczególnym darem młodości jest pragnienie twórczego życia, przyjaźń, fascynacja ludzką miłością. Aby nie krzywdzić osób, które kochamy i przez które czujemy się kochani, konieczne jest przepracowanie własnego poczucia krzywdy. Człowiek zakochany potrafi wiele zrobić, by jego miłość spełniła się, by zawrzeć trwały związek z osobą kochaną, założyć szczęśliwy dom, wychować dzieci.

Leczenie z poczucia krzywdy dokonuje się w młodości łatwiej niż w wieku dorosłym. Wielu młodych czuje się co prawda zranionych, ale nie posiadają w sobie nagromadzonego przez lata głębokiego poczucia krzywdy. Choć zranieni, nie czują się przytłoczeni ciężarem krzywdy. Przepracowanie w okresie młodości doznanych zranień w dzieciństwie – jest wielką szansę na bardziej udane życie osobiste, zawodowe; jest szansą na szczęśliwszą miłość, małżeństwo i rodzicielstwo. To wczesne przepracowanie poczucia krzywdy sprawia, że młody człowiek nie wnosi w dorosłe życie destrukcyjnych wzorów, postaw i zachowań, których był świadkiem we własnym domu.

Przekroczenie poczucia krzywdy wyniesionego z domu rodzinnego jest jednym z największych darów, jaki przyjaciel może ofiarować przyjacielowi, mężczyzna kobicie, i odwrotnie; rodzice dzieciom, wychowawcy wychowankom, profesorzy studentom, księża penitentom, politycy obywatelom itp. Niech zatem niniejsze rozważania oraz modlitwa, która będzie im towarzyszyć, pomoże nam podjąć nasze życiowe zranienia, jako nasze zadanie i szansę. Przekroczone poczucie krzywdy uczyni nas bardziej wrażliwymi na Boga i ludzi, bardziej otwartymi i pomocnymi wobec skrzywdzonych i ubogich.

Polecam Ci te rekolekcje adwentowe na www.deon.pl

www.deon.pl/religia/rekol...ia-krzywdy.html
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 20:05   

Czytałem to Teresko.
Zakładając ten temat chciałem wywołać rozmowę jak to wygląda u nas na naszym własnym podwórku z czym się zmagamy jak to wygląda w praniu.
O. Augustyn daję wykładnię tu chciałbym byśmy się dzielili naszymi przemyśleniami, jak wcielamy te zasady w życie i kiedy ogarnia nas noc.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 20:57   

http://efca.pl/urzekajaca/

"Przebaczenie jest wyborem. To nie jest uczucie - nawet nie próbuj poczuć wybaczenia. To akt woli. Nie czekaj z przebaczeniem, aż poczujesz się do niego gotowy - napisał Neil Anderson - nigdy tam nie dotrzesz"
 
     
Mirela
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-28, 19:20   Re: Wybaczenie-akt jednorazowy czy długotrwały proces?

Jarosław napisał/a:
No właśnie czy wybaczenie dzieje się ot tak, czy wymaga pracy?
U mnie wygląda to tak, że co dzień trzeba wybaczać od nowa i tak pewnie będzie jeszcze bardzo długo.
Jak pracujecie nad wybaczeniem? Czy wybaczenie jest aktem miłości czy nie to następne pytanie?
Może być tak że wybaczymy a nie chcemy mieć już później nic wspólnego z tym człowiekiem.
Wybaczenie zaistniało, nie ma nienawiści, ale nie ma tęsknoty, nie ma się chęci spotykania, a już w ogóle rozpoczynania po raz drugi wspólnego życia.

.






Człowiek któremu nie wybaczono nie potrafi przebaczać.
Pamiętam ,że kiedy mnie wiele przebaczono w Sakramencie pokuty i pojednania dopiero wtedy mnie tknęło...dopiero z biegiem czasu karmienia się Eucharystią zaczełam kosztować pewnego rodzju "gratisu " z przebaczania ...Radości i siły , która popycha do pojednania. Przebaczanie i Pojednanie jest OWOCEM ŁASKI I poddania się tej Łasce.
Nie jest to łatwe z całą pewnością...Wydaje mi się ,że człowiek musi doświadczyć jakiegoś rozgoryczenia i samotności z braku przebaczenia,jakiegoś cierpienia... a kiedy Bóg serwuje mu tę ŁASKĘ PRZEBACZENIA i człowiek się jej poddaje , zwyczajnie doświadcza swoje miejsce ...w Bożej Miłości. Trudno mi ująć słowami jakie to cudowne MIEJSCE...rozumu nie starcza.W przebaczaniu nie może byc miejsca na zamykanie się na cżłowieka...wręcz przeciwnie, kiedy się zamykamy na człowieka jednoczesnie zamykamy się na Boga i wtedy tracimy "ZASIĘG" Łaski Przebaczenia i Pojednania.

Życzę wszystkim KARMIENIA SIĘ BOŻYM CHLEBEM JAK NAJCZĘŚCIEJ, EUCHARYSTIĄ która nas umacnia w działaniu...i kroczeniu z Chrystusem w BOŻYM KIERUNKU KU WIECZNOŚCI.



Z Bożym pozdrowieniem.
 
     
Ela1969
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-28, 23:30   

Witaj Jarosławie!
Jarku pytasz czy przebaczenie to proces, czy jednorazowy akt?
Odpowiem Ci na swoim przykładzie. Ja trwam już 11 długich miesięcy po tym jak dowiedziałam się o zdradzie mojego męża. Czy mu wybaczyłam? nie wiem, może i wybaczyłam ale ból i żal jest nadal ogromny. u mnie nie doszło naszczęście do najgorszego tzn. do opuszczenia przez męża rodziny, związania się z inną kobietą na stałe i rozwodu. Bo gdyby to zrobił i z nią zamieszkał, to wówczas chyba nie umiałabym tego wybaczyć. Może gdzieś w sercu wybaczyć tak ale być z nim napewno NIE.
Czsami zastanawiam się nad tym , że wybaczenie przychodzi łatwiej jeżeli małżonek by odszedł raz, a nie żeby ten dramat rozgrywał się tygodniami na oczach drugiewgo współómałżonka. Wiem co czujesz, bo u mnie było podobnie. Mieszkając ze mną mąż twierdził, że tamta znajmość została zakończona ale ja przez cały czas czułam, że tak nie jest i nie pomyliłam się. Od momentu kiedy dowiedziałam sie o wszystkim do ostatecznego zakończenia trwało to jeszcze prawie cztery miesiące. Ciągłe telefony od kochanki, przypomnę, że oni widzieli się rówież codziennie przez 9 godzin w pracy.Istny koszmar, poniżenie, lęk, ból...straszne to gdy cały ten dratam rozgrywa się na oczach drugiego wspóółmałżonka i dzieci. Ktoś tutaj na forum napisał, że zdradzacz zachowuje się jak na haju, ja osobiście to potwierdzę, tak właśnie jest. Do mojego męża nie docierały wówczas żadne prośby, groźby, płacz...
To właśnie wtedy nabawiłam się strasznej nerwicy i depresji z którymi nie mogę poradzić sobie do dzisiaj. Nie odpowiem Ci ile upokorzeń człowiek może wybaczyć. Sama wiem jakie to trudne, bycie razem i tworzenie znów rodziny z osobą, która zdradzała. Mam jednak nadzieję a raczej jestem pewna, że warto walczyć i czekać.

Z drugiej jednak strony prawdą jest też to, że czas goi rany, ból jest mniejszy, mniej łez, bo właśnie ja chyba musiałam się wypłakać. Trwało to parę miesięcy, tak właśnie przerabiałam ten swój ból. Jest coraz lepiej, chociaż upadki wciąż są i jeszcze pewnie będą.
Myślę Jarku, że wybaczyć można i trzeba, bo katolik przebacza pomimo doznanej krzywdy. Myślę jednak, że jest to proces i długi czas, przynajmniej dla mnie.
Jarku jest wiele bólu w Tobie i ja to rozumiem, bo też się wściekałam, krzyczałam, itp...ale teraz wiem, że nie tędy droga. Popełniłam wiele błędów, za późno znalazłam to forum, teraz już wiem, że ciszą i spokojem można zdziałac więcej.To wszystko prawda co piszą ludzie na forum, nie osaczaj, wycisz się, a przyjdzie taki czas, że Twoja żona sama to zrozumie. Naprawdę uwierz mi, sama to przerobiłam i tak właśnie jest. Nie popełniaj moich błędów (chociaż wiem jakie to trudne) i nie kłóć się z żoną bo nic w ten sposób nie zyskasz.
Mam nadzieje, że stan w którym teraz jest Twoja żona wypali się i wróci do Ciebie czego z całego serca Ci życzę.Pozdrawiam
 
     
robika
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 11:27   

potwierdzam to co ELa NAPISAŁA...

przebaczenie to proces...czas leczy rany....podobno potrzeba minimum 2 lata na pierwsze zaleczenie ran a na pełne wyzdrowienie do 5 lat....oczywiście jeśli po drodze nie pojawią sie nowe ,znów tak wielkie rany,bo wtedy ten proces sie wydłuża mimo chęci uleczenia,wyzdrowienia,wybaczenia....
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-29, 13:30   

Ten temat był już omawiany w wątku: "jak żyć po zdradzie".

A proces przebaczenia i pojednania jest świetnie opisany przez ojca Józefa Augustyna w opracowaniu: "Ból krzywdy radość przebaczenia".
http://www.mateusz.pl/ksi.../ja-bkrp_11.htm

W tegorocznych rekolekcjach adwentowych prowadzonych przez portal DEON ojciec J.Augustyn porusza ten sam temat.

O ile do przebaczenia jest potrzebna tylko wola i decyzja osoby skrzywdzonej, to do POJEDNANIA sama wola skrzywdzonego nie wystarczy.

I dlatego przy zdradzie do odbudowy małżeństwa (czyli pojednania) potrzeba DWÓCH stron.
To, że żona/mąż przebaczy zdradę wcale nie musi oznaczać, że małżeństwo uda się uratować !
W jednym z wątków wątku EL napisała:
"... Jezus wybacza każdemu i za wszystko !! I ja czuję też taki obowiązek !
Gdybym za zdradę męża miała od niego odejść, porzucić, poddać się...to raczej pomysłałabym, że ze mną jest coś nie tak, skoro nie potrafię wybaczać....gdzie więc jest miejsce Boga w moim życiu.....to moje serce jest jak z lodu !!..."

Ale to nie musi być wcale tak, że żona przebacza i nie chce żyć z mężem. Bo to właśnie ten zdradzający mąż może odejść i nie chcieć wcale pojednania z żoną. Po prostu wybiera rozwód i życie z kochanką.
Wiele jest takich przypadków na forum. A w zasadzie większość.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,01 sekundy. Zapytań do SQL: 9