Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Proszę Was o modlitwę
Autor Wiadomość
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 18:04   Proszę Was o modlitwę

Teraz byliśmy obydwoje chorzy i znów było bardzo ciężko.

Otóz mąz jest zdecydowany na rozwod tylko ja swoja postawą, ze bedziemy pracowac, ufac Panu Bogu, ze sie nam ułoży, podtrzymuję nas.
Maz sam nie cche decydowac sie na rozwód, nie chce sam brac tego ciezaru na siebie.
Ja dotychczas broniłam nas jak lwica...

Maz jest zalamany tym, ze nie jestesmy obydwoje szczesliwi, wini sie za te sytuacje, ale nie bierze odpowiedzialnosci w postaci wgladu w swoje zachowanie.

Widze ze zalezy mu na nas, ale nie przekorczył jeszcze magicznej linii aby to wcielac w zycie.
jego reakcją jest bezsilnosc i gniew ( najczesciej uderza we mnie, emocjonalnie).
Nie widzi szansy na zmiane siebie (jestem jaki jestem:( )

Ja nie umiem akceptowac go takiego, bo zlosc i apodyktycznosc utrudnia mi normalne zycie.
Nie mogę tolerowac zlego odnoszenia sie do mnie.

Maz wyczuwa moje rozczarowanie, smutek, nerwy. Maz jest bardzo surowy, tak zostal wychowany, bardzo krytycznie, jest taki rowniez da samego siebie, jest bardzo dobrym, uczciwym człowiekiem, ale widzę jak siebie nie lubi.

Dzis rozmawialm z z lekarzem, te moje nerwy w malzenstwie przelozyly sie na migreny, maz tez widzi to wyraźnie, ze po jego atakach zlosci ja mimo radzenia sobie z nimi, mam potem migreny, ktore wylaczaja mnie na dzien z zycia:(
Lekarz powiedzial mi ze moge miec tez problemy w przyszlosci z ciaza(jak Bog da, w obecnej sytuacji to praktycznie nieosiagalne), ze moja pobudliwosc plus wybuchowy maz to nie rokuje dobrze.
Smutno mi sie zrobilo, bo to chodzi za mna od jakiegos czasu.
Czy to wszystko ma sens. Czy te poruszenia, ktore przychodza podczas dnia, ze nie pasujemy, sa od Boga?
Spowiednik na razie nic nie podpowiada, tyle czasu juz walcze ze mam to niejako we krwi nie umiem odpuscic...moze to przyzwyczajenie?
Chodze nadal na terapię, tez o tym rozmawiam.
Czy ja jestem w stanie kochac meza? Kocham go bardzo w swoim sercu ale zupelnie teraz nie moge z nim przebywać, nie daje rady, jestem wyczerpana teraz, spimy w oddzielnych pokojach...
Moze tak byc ze kocham go, ale nie umiem z nim byc...nie umiem przeskoczyc siebie..Pan Bog nie wymaga od nas rzeczy niemozliwych...

Bardzo sie boje przyszlosci, ale lęk nie moze byc powdem bycia razem.
Póki co jak myślę o byciu osobno, mam ulgę w sercu.
Skasowałam wczoraj napisany przydługi tekst, za dużo w nim prywatnych rzeczy jak na forum internetowe.

Nie spodziewam sie od was rad, bo co tu radzic....(chyba ze macie jakies natchnienie, to bede wdzieczna) Dlatego proszę o modlitwę. Abysmy to przeszli z mężem tak jak Pan Bog dla nas przeznaczył.. abysmy sie nie ranili, z Bożą miłosicą w sercu, o odwagę dla zmian, .
Bog zaplać :)cieszę sie ze moglam to napisać.
Pozostaję z modlitwą w Waszych intencjach.
Ostatnio zmieniony przez Danka 9 2009-11-22, 08:34, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Kasiek
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 19:40   

Na mnie wisi nasza przyszłość wspólna...

Danusiu, nie na Tobie powinna wisieć, ale na Was... Bo jeśli Ty będziesz chciała naprawy małżeństwa, mąż nie, to sama nic nie zdziałasz, choćbyś poruszyła niebo i ziemię... Ty widzisz swoje wady i starasz się być lepsza dla męża, zmieniasz się... Czy on dostrzega swoje wady i chce z nimi walczyć? Sama piszesz: Nie widzi szansy na zmiane siebie (jestem jaki jestem:( Dlaczego? Bo jest mu tak wygodnie...
Co do migren, to tak lekarz ma rację... ja też miałam ciężkie migreny które nie pozwalały mi normalnie funkcjonować.

Danusiu, będę się za Was modlić.
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 19:54   

Danka,
zanim podejmiecie decyzję musicie koniecznie porozmawiać z księdzem, może psychologiem katolickim, czy kimś w poradni dla małżeństw przy kościele.

Ja z mojego doświadczenia wiem jedno: duże różnice między małżonkami ( temperamentów, potrzeb, zainteresowań, wzorców wyniesionych z domów rodzinnych, itp), z upływem lat nie zmniejszają się, ale niestety pogłębiają.
Może ktoś ma inne doświadczenie, ale ja właśnie takie.

Piszesz, że: "...mąż nie będzie oponował...", "...na mnie wisi nasza przyszłość wspólna...". Czy to znaczy, że Twojemu mężowi jest wszystko jedno czy będziecie małżeństwem, czy nie?
Żeby małżeństwo przetrwało potrzeba woli i starania OBYDWÓCH stron.
Nie ma małżeństw "jednostronnych"
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 20:16   

Artuano, są małżeństwa "jednostronne". Stada ich tu na tym forum się przewijają ;-)
Małżeństwo to sakrament, dar od Boga, nie ustaje kiedy jedna ze stron, jedno ze współmałżonków przestaje się starać.
Możecie rozerwać swoje fotografie
i zniszczyć prezenty.
Możecie podeptać swoje szczęśliwe wspomnienia
i próbować dzielić to, co było dla dwojga.
Możecie przeklinać Kościół i Boga.

Ale Jego potęga nie może nic uczynić
przeciw waszej wolności.
Bo jeżeli dobrowolnie prosiliście Go,
by zobowiązał się z wami...
On nie może was "rozwieść".
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 21:20   

No tak Nirwanno, masz rację, że na tym forum to są w większości małżeństwa "jednostronne". Po rozwodzie, czy w separacji małżeństwo, jako związek sakramentalny istnieje, ale ....faktycznie go nie ma.
Małżeństwo w zamyśle Boga to realny związek mężczyzny i kobiety = dwóch osób, które RAZEM żyją, kochają się, wspierają i wychowują dzieci.
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 21:22   

Dziękuję Wam, już mniej panikuję ( bo w starchu i desperacji napisałam post)

Pan za mnie [wszystkiego] dokona.
Panie, na wieki trwa Twoja łaska,
nie porzucaj dzieła rąk Twoich!
Psalm 138
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 21:35   

To ty straszna panikara Danka jesteś. Innym doradzasz tak rzeczowo, a sama sobie nie radzisz. Psycholog i lekarz by Ci się przydali :lol:
 
     
tereska
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-21, 23:26   

Danusiu,
tak sobie myślę, ze niezależnie od waszych problemów małżeńskich, po chorobie jest spadek sił psychicznych i fizycznych i w związku z tym to normalne, że nasilają się różne problemy. Dlatego może dobrze wiedząc o tym, może dać sobie wtedy okres ochronny, i nie rozwiązywać trudności w tym czasie, dopóki nie zregenerujecie sił.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-22, 07:34   

Danka 9 napisał/a:
Dziękuję Wam, już mniej panikuję ( bo w starchu i desperacji napisałam post)


Danko w strachu i depresji????
A może spojrzec na to tak w ogromnej REFLEKSJI co???
Danko czytając twój długi post,doszedłem do jednego(zreszta mami pisała juz to kiedys w jakims poście)

Dwie osobowości dominujące pod jednym dachem.......
Która wygra ???? która poprowadzi rodzinę????która bedzie miała decydujący głos????

Ścieranie,wieczne ścieranie i przepychanie-i uczenie jedno ,drugiego kto ma racje,kto lepszy patent,kto jak wychowany,kto ma lepsze sposoby na życie.

Nie umiecie Danko waszych zdolności zjednoczyc ,nie umiecie współdziałać.
Pragniesz wykonac gesty w stronę męża -uczysz sie byc taka jak on????.

A ile to kosztuje????a jaki potem żal?????

Danko razem-to współdziałanie,razem to akceptacja kogoś jaki jest.
Mąz mówi jestem jaki jestem-i słowa te irytują???

A przyjąć to jestem ,jaki jestem i nauczyć się życ razem bez.
-doszukiwania
-bez zmieniania
-bez oceny
-bez pokazywania na siłę

Danko tak naprawde zmiana siebie ,o jakiej często mówi sie na forum.
To zmiana swego środka(serca)-to akceptacja i zdolnośc rozumienia świata jaki na zewnątrz nas się zmienił.

A on Danko sie zmienił-nie jest taki jaki my chcemy by był,ani taki jaki pamiętamy.
I nie wystarczy wypowiedziec BO ŚWIAT JEST ZŁY.........

trzeba nauczyc sie go rozumiec,akceptowac i pokochać.



pozdrawiam i Pogody Ducha

p.s przepraszam za mój wpis (jeżeli dotyka)-ale takie naszły mnie odczucia ,czytając Danko twój post
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-22, 09:02   

artuano, to tak jest, ze samemu nie da sie sobie przyjzec z boku, potrzeba lusterka ;)

teresko, dziękuję, pamiętam że nie wysiada się z pociągu jak jedzie w tunelu, pamiętam :)
odpoczywam ile się da, ale stres spory mnie dopadł, otoczenie nie bardzo wspiera mnie w byciu razem, bliscy przyglądają sie z niedowierzaniem, ze trwamy, wasze wsparcie zawsze pozwala mi się podnosić

cierpliwy, nie za bardzo umiemy wspoldzialac, bo jak ktos jest apodyktyczny a druga osoba lubi przestrzeń i wolnosc to starcie jest nieuniknione.
I musza tu byc kompromisy....a kompromis wiadmo to nie ustepstwo jednej osoby ciagle....tylko kazdy oddaje pola po kawalku, na ile moze. Bo inaczej to zal sie ma do siebie.
Staram sie byc bardziej uporzadkowana jak maz, bo wiem ze to wychodzi na zdrowie nie tylko zwiazkowi ale i mnie samej ( w pracy itp). :-)
To jest dar dla mnie, ze moge sie uczyć czegos od meza.

Jestem jaki jestem irytują, gdyz kazdy z nas ma zadanie bycia dobrym dla drugiego.
A to podejscie mowi mi, nie mam ochoty zabrac sie za swoje wady, ucz sie z nimi zyc.
Wiesz, nie da sie akceptowac przemocy..to wiesz...nie mozna pozwalac na zło
tez masz takie doswiadczenia przeciez? nie byloby przemiany gdyby ktos nie postawił weta...ze nie zgadza sie na takie a nie inne zachowania..
wiec nie mozna akceptowac zła!!!
Moze mam tak, ze wydaje mi sie ze moj sposob widzenia swiata jest lepszy od meza...pycha sie wkrada, to prawda, ze iwęcej widzę od niego w takich sprawach interpersonalnych i widze skad moga sie brac rozne jego zachowania, bo sama juz szlam ta drogą.
To moja zmora, pycha, doswiadczenie. Na ile sie da odsuwam ja.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-22, 17:17   

Danka 9 napisał/a:
A to podejscie mowi mi, nie mam ochoty zabrac sie za swoje wady, ucz sie z nimi zyc.
Wiesz, nie da sie akceptowac przemocy..to wiesz...nie mozna pozwalac na zło
tez masz takie doswiadczenia przeciez? nie byloby przemiany gdyby ktos nie postawił weta...ze nie zgadza sie na takie a nie inne zachowania..
wiec nie mozna akceptowac zła!!!

Danko wiadomo nie mozna akceptować zła.

To jest bez dyskusji i bezporne.

Ale wolno...wolno Danko poczytaj dokładnie byś nie oceniała zbyt szybko.

Róznica w przemocy a zachowaniach agresywnych-to dwie różne sprawy.


Agresję można pokonac,można zrozumieć jako błędne zachowania,można nauczyc się
żyć mnie emocjonalnie a przede wszystkim poczuć własną wartośc .
Co jest najczęstrzą przyczyną zachowań agresywnych.

Natomiast przemoc Danko jest stadium z reguły niewyleczalnym.
A jeżeli już nawet delikwent zostanie przymuszony do terapi to ciągną się latami.


Dlatego Danko napisałem nie pogodzić sie że mąż jest taki,a zaakceptować jego agresywne działania.

Bo przyczyna jest w nim-poszukaj przyczyn w wartości,emocjach,radzeniu sobie w trudnych sytuacjach,uporządkowanie i pedantyczność -to też jakies wypaczenia z lat dziecinnych,młodości.


Tak Danko masz rację znane mi sa zachowania agresywne-sam kiedys reagowałem agresywnie,sam kiedys nie radziłem sobie z emocjami,sam będąc zazdrosny -kontrolowałem żonę.

Ale Danko napisałas veto-zgadza się !!!

Tylko że
1.sam chciałem to zmieniać
2.sam poznałem moje złe strony
3.sam uczyłem się nad tym pracować
4.sam uczyłem sie własnej wartości

Jeżeli ktoś sam tego nie zechce-to ktoś inny go zmusi?????

Napisze ci to co często mówiłem mojej żonie........

Dlaczego tak robiłeś,dlaczego tak sie zachowywałeś????

Bo inaczej nie umiałem,bo tak gdzieś ,kiedyś zostałem nauczony.
Ale teraz wiem że to złe,zrozumiałem że takie zachowania są nie na miejscu.
Skoro znam problem -zabieram się za niego~

Najwięcej zrobimy dla siebie samych,nie patrząc na drugiego.
I to ty Danko najwięcej możesz wykonać li tylko dla siebie-nie dla męża,nie dla was
jedynie dla siebie.

Zasada prosta siadam i zastanawiam się co mnie denerwuje w mężu,jakie zachowania są nie do przyjęcia ???? i dlaczego????
A dalej po rozpoznaniu zastanawiam się jak mam możliwośc to przerobić w sobie.
Danko w sobie -a nie zmianiać mężą.

Zechce to przyjdzie pora i na niego.
Zechce to zrozumie że zachowania jego sa ochydne.

A od zobaczenia-do przerobienia-do rozpoznania,do zmiany-jest kawałeczek drogi.

pozdrawiam
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-23, 17:01   

R
Cytat:
óznica w przemocy a zachowaniach agresywnych-to dwie różne sprawy.


Agresję można pokonac,można zrozumieć jako błędne zachowania,można nauczyc się
żyć mnie emocjonalnie a przede wszystkim poczuć własną wartośc .
Co jest najczęstrzą przyczyną zachowań agresywnych.

Natomiast przemoc Danko jest stadium z reguły niewyleczalnym.
A jeżeli już nawet delikwent zostanie przymuszony do terapi to ciągną się latami.


Dlatego Danko napisałem nie pogodzić sie że mąż jest taki,a zaakceptować jego agresywne zachowania

cierpliwy, nie znams ie na roznicy miedzy agresja z przemoca, ale wrzucilam w góglownicę ;-) i wyszlo mi, ze agresja, agresywne zachowanie....to ponizanie fizyczne, werbalne, emocjonalne itp,a z przemoca mamy do czynienia wtedy gdy ofiara jest slabsza, gdy sa nierowne siły i ofiara wchodzi w rolę ofiary oraz gdy nie umie sie obronić skutecznie.

Tu znalazlam tez do poczytania o tym http://www.cpk.org.pl/ima.../attach_210.pdf
podejscie ok, z tym ze bez aspektu wiary i na to bym wziela poprawkę...
zamiast rozstanie...sepracja
cierpiliwy, zrozum, moge zaakceptowac parwo meza do złosci....to jedna sprawa, moze byc zły ja tez bywam i ma do tego świete prawo, jest człowiekiem.
Ale nie moge akceptowac agresji na mnie...to chyba oczywiste
Domyslalam sie skad taki wzorzec, wiem skad taki u mnie...Zrozumienie to jedno ale na zlo trzeba reagowac !!!
Przyzwalanie na zlo jest przeciez grzechem, upominanie naszym obowiazkiem wobec bliźnich
Moze kwestia rozroznienia tutaj pojec, moze pod agresja myslisz zlosc? Agresja to juz dzialanie ze zloscia...nie jest w porzadku...

Ja wlasnie daje mezowi komunikat, tak nie mozesz..tak sie nie godzę...

[ Dodano: 2009-11-26, 22:28 ]
Kochani, nie jest latw, maz nadal mowi o rozwodzie. Mowi ale nic nie robi. szanuje te decyzje i przyjmuje ze spokojem.
Nie robie zadnych nerwowych ruchow, zyje sobie spokojnie, nie szukam mieszkania poki co.
Modle sie i coraz wiecej spokoju i wolnosci mi Pan Bog daje.

maz zapowiedział mi, ze nie umie pracowac nad sobą i jest to dla niego za trudne.
Ze nie umie byc ze mną.
Przykro mi widziec jak cierpi, jak sie miota, jak jest wsciekły, ucieka w alkohol.Widze to wszystko i jestem bezsilna.

Tym razem jestem twarda, mimo widzocznej tesknoty meza za mną, mieszkam w oddzielnym pokoju.
Nie czuje by moj powrot do sypialni byl dobry. MOje serce mowi mi stop, nie raz tak sie godziismy i maz wracal do dawnych zachowań.
Jestem mila, czuła, gotuję jak dawniej, rozmawiamy nawet...ale jestem ostrozna.
Wiem ze moje uleganie z lęku przed rozstaniem nie przynosi dobra, ja zwyczajnie nie umiem tolerowac agresji męza.
Jest patowa sytuacja...ale mam w sobie duzo spokoju, determinacji, modlitwy.
jestem wymagająca, wiem ze jestem warta wszystkiego co najlepsze, zasluguje na spokoj bez przemocy i agresji męża, narzucania mi stylu zycia.
Wymagam od meza pomocy w domu, gdyz od tygodnia zalamal sie i nie robi w domu nic.

Nie boje sie juz jego straty, jesli chce odejsc to zrobi to, nie chce go zatrzymywac siłą, chcialabym zeby byl szczesliwy i czuje sie wolna od niego...nareszcie
Dobrze znosze samotnosc, dziele sie codziennoscia z rodzina, kolezankami.
Pozdrawiam i pięknie dziekuje Wam za modlitwę
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 07:54   

Danka 9 napisał/a:
cierpliwy, nie znams ie na roznicy miedzy agresja z przemoca, ale wrzucilam w góglownicę ;-) i wyszlo mi, ze agresja, agresywne zachowanie....to ponizanie fizyczne, werbalne, emocjonalne itp,a z przemoca mamy do czynienia wtedy gdy ofiara jest slabsza, gdy sa nierowne siły i ofiara wchodzi w rolę ofiary oraz gdy nie umie sie obronić skutecznie.

Tu znalazlam tez do poczytania o tym http://www.cpk.org.pl/ima.../attach_210.pdf
podejscie ok, z tym ze bez aspektu wiary i na to bym wziela poprawkę...
zamiast rozstanie...sepracja
cierpiliwy, zrozum, moge zaakceptowac parwo meza do złosci....to jedna sprawa, moze byc zły ja tez bywam i ma do tego świete prawo, jest człowiekiem.
Ale nie moge akceptowac agresji na mnie...to chyba oczywiste
Domyslalam sie skad taki wzorzec, wiem skad taki u mnie...Zrozumienie to jedno ale na zlo trzeba reagowac !!!
Przyzwalanie na zlo jest przeciez grzechem, upominanie naszym obowiazkiem wobec bliźnich
Moze kwestia rozroznienia tutaj pojec, moze pod agresja myslisz zlosc? Agresja to juz dzialanie ze zloscia...nie jest w porzadku...

Ja wlasnie daje mezowi komunikat, tak nie mozesz..tak sie nie godzę...

Danusia, jeśli jeszcze chodzisz do psychologa, to poćwicz (przepracuj) z nią/nim te konkretne sytuacje, jesli chodzi o przemoc lub
w ogóle idź do takiego psychologa, ktory tym się zajmuje (przemocą psychiczną, agresją).
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-28, 19:32   

:oops:
 
     
Anula1
[Usunięty]

Wysłany: 2009-12-01, 22:29   

Danusiu! Ściskam Cię.
Ja też nie boję się straty męża - szczerze mówiąc - bez niego oddychamy spokojnie.
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9