Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
juz nie potrafie...dzis zabrano mi wszystko....
Autor Wiadomość
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 09:15   

zkszacior napisał/a:
Witam. Od niedawna jestem na portalu wspólnoty. To mój pierwszy wpis. Z wielkim zainteresowaniem przeczytałem Wasze wpisy. Cóż widzę dużą siłę, determinację i wolę walki o życie. Spodziewam się, że powiecie, co zresztą wynika z Waszych wypowiedzi, że zawdzięczacie to wszystko tylko Panu Bogu. Zazdroszczę Wam. Pisałyście(bowiem jeśli się nie mylę same kobiety się wypowiadały) o konieczności wyjścia ze stanu apatii, bagna w jakim się jest. O tym że należy zrobić coś dla siebie, cokolwiek, choćby mały krok w kierunku życia, np. pójście do fryzjera (w moim wypadku ta możliwość odpada :mrgreen: )
Niestety muszę się przyznać, że ja nie widzę sensu w robieniu jakiegokolwiek kroku. Jest to o tyle dla mnie trudniejsze, że znam pewne procesy jakie zachodzą w człowieku w takim stanie (od kilku lat zawodowo zajmuję się pracą z ludźmi, zajmowałem się naprawdę takim syfem jakie ludzie a zwłaszcza kobiety i dzieci przeżywały, że szkoda nawet o tym pisać). Dlaczego nie widzę w tym sensu? Bo cokolwiek bym nie zrobił dla siebie, czegokolwiek nie osiągnę na polu np. zawodowym zawsze pozostanie w głowie i w sercu świadomość tego, że straciłem lub tracę najważniejszą osobę w moim życiu. Świadomość tego że kobieta którą kocham chce ode mnie odejść. Jeśli miłość i spełnienie w niej, oddanie się bezgranicznie drugiemu człowiekowi nie są najważniejsze w życiu, to co jest? Praca, uznanie w oczach innych ludzi?! Osiągnięcia, nie wiem odnalezienie cudownego leku, panaceum na wszystkie choroby świata. Przecież to wszystko nic nie znaczy jeśli traci się serce. Jest jeszcze ktoś. Nasz syn. Najwspanialszy facet jakiego znam choć ma niespełna 4 lata.
Nie obchodzi mnie to, że jestem zdradzony, choć odczuwam ból z tym związany. Zdrada jest problemem obydwojga partnerów. Mam świadomość tego że ja tez przyczyniłem się do takiego stanu w naszym związku który do tego doprowadził. Moja kochana żona powiedziała mi że chyba mnie nie kocha, nie czuje tego co kiedyś, coś się wypaliło. I co mam to zaakceptować. Żyć dalej, bo przecież tak się w życiu przecież zdarza (tyle razy przerabiałem to w pracy, współpracowałem z psychoterapeutami którzy pomagali przeprowadzać moich podopiecznych przez ten okres w ich życiu). Jeśli faktycznie dojdzie do tego nie będę mógł nigdy swojemu synowi spojrzeć prosto w oczy. Nawet nie będę wymagał, oczekiwał od niego miłości. Jak mu wytłumaczę, dlaczego nie ma domu, rodziny. Dlaczego został skazany na życie w rozsypce. Ma oczywiście matkę i... no tego drugiego który dostarczył swój nędzny materiał genetyczny. I co? W chwili obecnej uważam że mam super kontakt z dzieckiem. Nie ma dnia, w którym spontanicznie mówi mi że mnie kocha. Niestety sprawia mi to teraz okropny ból. Próbuję walczyć o mój związek. Nie wyobrażam sobie dalszego życia bez mojej żony. Dlatego też piszę, że jakiekolwiek działania nie mają sensu. To nie jest przejaw moich emocji, uczuć które we mnie są. To jest stan mojego ducha, świadomości. Próbuję jak mogę, jak potrafię modlić się, oddawać to Bogu, jednak moja wiara jest chyba za słaba. Mam tyle wątpliwości, kiedy się modlę to krzyczę, kłócę się z Bogiem. Nie ma w tym spokoju choć o to proszę. Dziękuję mu za każdą chwilę spędzoną z moją żoną. Ale czy mogę modlić się o to aby mnie pokochała. A co z wolną wolą? Teraz najczęściej modlę się o jedno. O ostateczne rozwiązanie i skrócenie mojego bólu i cierpienia. Ciągle mam nadzieję, mieszkamy nadal ze sobą, rozmawiamy, nawet się śmiejemy. Mamy wspólne tematy. Moja ukochana powiedziała mi że nie zostawi mnie ze wszystkimi problemami, że mogę na nią liczyć (oczywiście problemy finansowe, kredyty itd), że wie że nie mam dokąd pójść. Powiedział mi że jeśli nawet dojdzie do tego że się faktycznie rozstaniemy, nadal będzie i będę miał w niej oparcie. Zapytałem się czy mówi o przyjaźni. Potwierdziła. To okropne ale powiedziałem jej że to nie jest możliwe. Ja sobie tego nie wyobrażam. Jednak powiedziałem jej również, że ja nigdy nie zwiążę się z inną kobietą, że zawsze będę na nią czekał, nieważne ile czasu to zajmie. Aż do śmierci, która nie wiem kiedy nastąpi. Bo nikt i nic nie może zwolnić mnie z przysięgi którą jej przed Bogiem złożyłem. Bo nic nie jest w stanie spowodować że nie przestanę jej kochać.
O matko ale się rozpisałem jak na pierwszy raz. Wybaczcie ale pisanie to jedyna rzecz jak teraz mi pomaga. A piszę nie tylko tutaj. Częściej do szuflady.
Pozdrawiam i jeśli nie jest to nadużycie i bezczelność proszę o modlitwę. Nie za mnie lecz za moją żonę. Dzięki za Wasze świadectwa.


Dzisiaj mało kto patrzy na świat "sercem", czyni to raczej "głową". Światem rządzi "umysł".

Coraz mniej mamy przyjaciół, ludzi z którymi moglibyśmy podzielić się "sercem".

Odsunęliśmy od siebie "serce" bardzo daleko.

Niejako zapomnieliśmy o "sercu" człowieczym. "Serce" zostało zepchnięte na margines człowieczeństwa. Kiedy przychodzimy do spowiedzi chcemy się wygadać, na jednym wdechu chcemy powiedzieć wszystko, a przecież jest to spotkanie dwóch "serc".

Bóg chce aby moje serce powróciło do Niego. Chce przemiany mojego serca. Wtedy możliwa jest zmiana myślenia, naprawa relacji, a co za tym idzie postępowania.

O. RAFAŁ Zawada
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 10:45   

AGNICHA

bardzo chetnie dolaczam, niestety ze wzgledu na moja prace nie zawsze bede mogla wam towarzyszyc o tej porze...dziekuje i oczywiscie modlmy sie wspolnie o nawrocenie nasze,naszych mezow i zon....

DLA wszystkich nowych forowiczow i starych nie wazne jaka plec.moje male swiadectwo.....pamietacie jeszcze tydzien temu, bylam w dolku,rozpaczy,miotalam sie,brak nadzieji, ukochany odchodzi, zycie sie wali.....i choc sie modlilam juz od 5 miesiecy i jezdzilam szukac spokoju odpowiedzi...to nie moglam znalesc niczego ...szukalam Boga,ale szukalam go oczami..tydzien temu upadlam,umarlam...i Pan mnie podniosl i zobaczylam Go sercem...i teraz Go widze kroczy tuz obok, jest przy mnie...
zamknijcie oczy a otworzcie serca....i mowcie Panie Ty sie tym zajmi.....
i choc maz nie wrocil,i nadal nie chce wrocic, mowi mi ze nie kocha...to ja wiem, wierze ze wroci...bo Bog ratuje malzenstwa, ratuje nas....
trzymajcie sie Jego , On was nigdy nie zawiedzie....
 
     
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 12:37   

kangoo masz naprawde bardzo duzo sily w sobie
daj mi jej troche :)

u nas jest podobnie, maz odchodzi, nie kocha, trzyma uraze sprzed 4 lat, a nie bierze pod uwage tego jak bylo pozniej, ma zal do mnie ze kazalam mu sprzedac jego ukochany samochod kiedy zaszlam w 2 ciaze (to byl sportowy 2 os samochod) ze nie pozwalalam mu tyle siedziec w garazu ile by chcial, ale zapomnial tego ze to bylo 4 lata temu, pozniej bylo juz inaczej, miesiacami grzebal w samocjodzie
moj maz wyprowadza sie, chce zamieszkac z inna :( serce krwawi
dzis napisalam list do niego, czuje ze odejdzie....
rozum mowi ze to koniec, ale serce mowi ze on wroci, ze Bog nam pomoze
 
     
midziulka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 13:06   

dla mnie nie jest to takie proste, za tydzień będzie dwa lata jak mąż nawet nie ma dla mnie dwóch minut. Zniszczył mnie. Straciłam zdrowie, nic go nie interesuje hm mam różne sprawy w wokół a do tego jeszcze różne prace i wydatki. W tą śniezyce październikową podziurawił mi się dach, coś tam się zerwwało. Garaż bez dachu - poprosilam o pomoc by mi pomógł fizycznie naprawić - cisza a ja nawet nie wspomniałam że i tak nie mam nic materiału na ten dach. Do tej pory mam kałuże w garażu i okno na niebo. Więc jak czekać brak już sił i jak nie czekać to już tylko umrzeć. Ciągle ma rozrywki, wyjazdy, prezenty, i koleżanki z którymi tak świetnie się rozmawia - tak stwierdził i dodał że nie ma czasu odbierac moich tel.
Jestem zniszczona i ach wystarczy bo i tak brak slów.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 13:17   

Kobiety,
a Wy swoje. Mąż, mąż, mąż, bożek.


Bóg chce aby moje serce powróciło do Niego.
Chce przemiany mojego serca.
Wtedy możliwa jest zmiana mojego myślenia, naprawa relacji, a co za tym idzie postępowania.


http://zrzuta.eu/download...XJjZV9qZXp1c2E=
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 13:59   

mari napisał/a:
Kobiety,
a Wy swoje. Mąż, mąż, mąż, bożek.


Bóg chce aby moje serce powróciło do Niego.
Chce przemiany mojego serca.
Wtedy możliwa jest zmiana mojego myślenia, naprawa relacji, a co za tym idzie postępowania.

nie zgadzam sie z toba...u mnie BYL maz..TERAZ jest Bog...nie wiem czy dokladnie przeczytalas mojego posta...upadlam ale powstalam...teraz kazdy swoj dzien opieram na Panu nie mezu jak dotychczas,bo maz zawiodl...
rozomiem midzulke i landis...jest ciezko, i wiem ze ja tez jeszcze nie raz upadne ale Pan mi pomoze wstac....
dziewczyny jeszcze tydzien temu,bylam zrozpaczona,w desperacji ratowania meza i malzenstwa...ale ludzie tutaj pomogli mi...modlitwa, rozmowa z Bogiem...i zrozumialam zamknijcie oczy i otworzcie serca a wtedy On przyjdzie...Ufajcie Panu...
przeczyrajcie Dobsona, ksiege Jeremiasza i wszystko co tu polecaja...czytajcie co pisze EL i Mirakulum, Jarek inni...po burzy zawsze wychodzi slonce i tecza....
wytrwalosci w Panu zycze
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 14:09   

Jak słusznie zauważyłaś, to nie było do Ciebie.
Pozdrawiam.
http://c.wrzuta.pl/wa1363...ce%20jezusa.mp3
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 14:29   

landis85 napisał/a:
moj maz wyprowadza sie, chce zamieszkac z inna :( serce krwawi
dzis napisalam list do niego, czuje ze odejdzie....
rozum mowi ze to koniec, ale serce mowi ze on wroci, ze Bog nam pomoze


czytalas dobsona?ja tez zastwialam mezowi listy, ale teraz wiem ze nawet w listach byl zal rozpacz, i jakoby blagane o powrot do mnie...teraz wiem juz co robic...zastanow sie i przeczytaj kilka razy ten list zanim mu go dasz...z wlasnego doswiadczenia wiem,ze pisanie listow i wylewanie emocji na papier jest dobre ale musi to byc przemyslane...moj maz nie mieszka ze mna od 5 miesiecy,widuje go czasami, jak wpada aby zabrac kilka rzeczy i wtedy jest jeszcze gorzej, bo ja sie rozklejam i mecze go smsami dzwonie itp...od tygodnia to on dzwoni jak cos chce..ja milcze...nie prosze zeby przyszedl...zajmuje sie soba..czytam slucham modle sie itp...co ma byc to bedzie...Bog nas nie zostawi...i to wiem na pewno....znalazlam to co szukalam...i tobie rowniez tego zycze...i wiem ze jeszcze przyjda trudne dni...to nie jestem juz sama..
 
     
landis85
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 14:40   

tak znam Dobsona
macie racje, za bardzo ostatnio skupiam sie na mezu, wlaszcza od wczoraj, ale to dlatego ze tak bardzo kocham, tak bardzo tesknie :(
byc moze uda mi sie namowic go jutro na wizyte u spowiednika do ktorego jedziemy a w zeszlym tyg nie moglismy bo nagle corka zachrowala w tym dniu :(

byla u mnie mama, troche mi lepiej, dala mi nadzieje ze z nim czy bez niego zawsze bedziemy razem i moge na nia liczyc
 
     
kangoo
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-25, 14:49   

moja rada, nie namawiaj meza na spowiedz, on sam musi tego chciec..
widzisz nie jestes sama...masz wsparcie...najwazniejsze to byc z Bogiem...a On nam pomoze...znajdz spokoj w sercu to wazne...ja tez kocham meza i tesknie za nim szalenie...ale nie stawiamtego ponad Panem...
trzymaj sie cieplutko
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 15:22   

Witam. Dziękuję za wszystkie odpowiedzi, podpowiedzi, rady i wszelkie słowa nadziei i pociechy. Ale wybaczcie mam już dość. Zona w pracy a ja właśnie wybuchłem na swojego synka. Dzięki temu że miałem nocną zmianę mogłem się pomodlić. Ale co tro była za modlitwa. Odczuwam tylko, lęk i strach Odczuwam to wręcz fizycznie. Chcociaż przy takim trybie funkcjonowania to niedługo i tak odjadę. Być może niegodziwą formą pocieszenia jest fakt, że moja ukochana miała wczoraj paskudny dzień, kiedy do niej zadzwoniłem płakał, rano przyszedłem do domu a ona miała napuchnięte oczy. I co z tego. Nie wiem dlaczego wylewała łzy. Jestem bezsilny. Moja słabośc i moje grzechy przygniatają mnie, niszczą. Nie potrafię zufać tak do końca Bogu, czuje wręcz fizycznie że coś mnie blokuje, tak w środku. Modliłem się za moją żonę, prosiłem aby Bóg pobłogosławił ją, poprowadził. Boję się że kiedy ewentualnie dojdzie do naszego rostania, do będzie faktyczny koniec wszystkiego, koniec mnie, dosłownie. Przepraszam Boga za moją słabość, nicość. Nie wiem czym już jestem. Jeszcze raz wielkie dzięki za modlitwę. Modlcie się proszę za moją żonę i mojego synka. Oni tak potrzebują łaski Jezusa, jego opieki i miłości.
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 15:43   

zkszacior napisał/a:
Modlcie się proszę za moją żonę i mojego synka. Oni tak potrzebują łaski Jezusa, jego opieki i miłości.

A Ty nie potrzebujesz??? :shock: No sory, ale masz moją modlitwę, i się nie opędzisz :-P
Wiesz o tym, że zostałeś wybrany na to, aby uratować swoją rodzinę? Żona w amoku, więc ona później ewentualnie dołączy do tego ratowania. A teraz Ty. Co z tego że słaby jesteś? Moc w słabości się doskonali. Wiesz dlaczego wybuchłeś na syna? Poczytaj wątek Sonery. Dzieje się takie bum, bo zaczyna dziać się coś dobrego, modlitwa zaczyna działać... no to zły patrzy, że człek mu się wymyka, i miesza od nowa na maksa. Nie daj złemu sobie mieszać w życiu! Ty rycerz jesteś, obrońca!
A swoją drogą takie fizyczne odczuwanie niemiłych uczuć - może idź do lekarza?, przepisze Ci leki uspokajające. Wspomaganie farmakologiczne w takiej burzy życiowej nie jest wstydem, tylko rozsądkiem. Bo wszak nie tylko za siebie jesteś odpowiedzialny.
Pozdrawiam Cię, trzymaj się!
 
     
zkszacior
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-26, 23:25   

Nirwana dzięki za odpowiedź i podpowiedź. Jeśli chodzi o środki farmakologiczne to dzięki za troskę ale nie skorzystam. Z kilku powodów: nie wytłumiać w sobie swoich emocji, staram się panować nad nimi. Poza tym faktycznie odczuwam w fizycznie lęk i strach, coś tak jakby trzymało mnie, ściskało w okolicach serca, czyli kłania się cała psychosomatyka. Jednak to co mnie martwi najbardziej to czuję jakiś wewnętrzny opór przed szcerym, oddanym i pełnym spokoju i zaufania że Jezus jest Panem, że całkowicie jemu się oddaje, żeby to On juz działał w moim życiu od niego wszystko zależało. Nie wiem co to jest. Domyślam się tylko i mam w związku z tym pewne obawy. Kiedyś tak nie było kiedy nalezałem do jednaj ze wspólnot odnowy w Duchu Świętym.
Co do leków to moje doświadczenie zawodowe (coś nie coś o tym pisałem wcześniej) i życiowe naprawdę odpycha mnie od nich. Zbyt wiele widziałem ludzi którzy zbyt szybko pomagali sobie lekami. Oczywiście przyznaję że w pewnych przypadkach są one niezbędne jednak same w sobie nie rozwiązują problemu.
Każdy dzień jest inny, ba nawet każda godzina. Teraz mam całkowity zjazd, tak jakbym nic nie czuł, przeszkadza mi to. Nie wiem możetak ma być.
Aha dzięki za Twój upór jeśli chodzi o modlitwę. I ja będę pamietał o Tobie.
Zobaczymy co będzie dalej, narazie parę dni temu chyba sam Pan podsunął mi pewna myśl, dotyczącej tego jak moge sobie, nam pomóc. Zobaczymy, jakby co to podzielę się z Wami swoimi doświadczeniami. Jestem Wam to winien. Z Bogiem.
 
     
mari
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 08:17   

kangoo napisał/a:
wtedy jest jeszcze gorzej, bo ja sie rozklejam i mecze go smsami dzwonie itp...od tygodnia to on dzwoni jak cos chce..ja milcze...nie prosze zeby przyszedl...zajmuje sie soba..czytam slucham modle sie itp...co ma byc to bedzie...Bog nas nie zostawi...i to wiem na pewno....znalazlam to co szukalam...i tobie rowniez tego zycze...i wiem ze jeszcze przyjda trudne dni...to nie jestem juz sama..


O kobiecie, jej sercu i Bogu w jej życiu...
 
     
kasia
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 09:57   

piękne cytaty z "Urzekającej" - dzięki :-) wydrukowałam sobie i czytam, czytam ;-)

to co mężowie mówią: bo ty.. bo przez ciebie.., zdaje się być formą zaznania ulgi i usprawiedliwienia swoich czynów. Z drugiej strony ta ich niemoc na dzień dzisiejszy związana z uwikłaniem się w grzech. Cóż możemy? Tato, daję Tobie pole do działania, Twoje 100%, moje 100% niech to będzie praca nad sobą - byciem urzekającą ♥ :oops:
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 8