Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Nasz kryzys, czy przetrwamy ten ciąg bólu?...
Autor Wiadomość
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-21, 23:05   Nasz kryzys, czy przetrwamy ten ciąg bólu?...

Na początek Was powitam.
Jestem tu zupełnie nową osobą i Moja Żona nie wie pewnie nawet o tym forum, a dalej - nie wie, że się tu zarejestrowałem.

Chciałbym porozmawiać z Wami, Drodzy Forumowicze, po prostu z innymi ludźmi niż Rodzice moi, czy Teściowie, czy Rodzeństwo moje czy Żony...

Trudno mi zacząć ten wątek, bo jest bardzo długi, pewni nie napiszę wszystkiego w jednym poście, ale przynajmniej zacznę. Dla ułatwienia będę mówił o mojej Żonie tak, jak kiedyś Ją nazywałem, a Ona lubiła to określenie - Promyczeq. Bo tak było, była moim Promyczqiem.
Dziw, że teraz jest mi tak ciężko nawet pisać o Niej w ten sposób, niemniej przyprawia mnie to niemal o rozpacz i załamanie, jest naprawdę trudno...

Poznaliśmy się na studiach w obcym dla mnie i dla Niej mieście. Zaraz po średnich szkołach, pełni energii, poszliśmy w świat, szukając szczęścia. Ja naonczas spotykałem się z inną dziewczyną, Ona z innymi chłopakami. Nieważne epizody.
Od początku, od kiedy się poznaliśmy wiem jednak, że coś nas do siebie przyciągało. Ja nie mogłem się napatrzeć na jej rude włosy i w to niebieskie figlarne spojrzenie, no i oczywiście uśmiech, przy którym jeden kącik ust podnosi się zawsze wyżej, niż drugi, a Ona?... Wiem, że też wpadłem jej w oko, początkowo pewnie jak wielu innych, a później już zupełnie inaczej. Właściwie wszystko zaczęło się na serio na drugim roku studiów. Ja przestałem się spotykać z tamtą dziewczyną i po paru miesiącach zrozumiałem, że prócz tego, że bardzo pragnąłem Promyczqa, chciałbym spróbować z Nią być naprawdę, a mój Promyczeq też chyba jakby na mnie czekał... Zaczęło się. Trudno tu przypomnieć wszystkie turbulencje, jakie wystąpiły zanim rzeczywiście zaczęliśmy ze sobą rzeczywiście być. Ale trochę było nieporozumień i kłótni, zanim zdecydowaliśmy, by razem zamieszkać.
Wiem, że może to wg niektórych zły wybór; dziś wiem, że sam bym go drugi raz nie poczynił i moja Żona też nie, oszczędzilibyśmy sobie mnóstwa cierpienia i żalu. Ale my wtedy byliśmy jak dwa szalone konie, zdecydowaliśmy, że będziemy razem mieszkać i na przekór wszystkim - Rodzicom, Znajomym, Spowiednikom, zamieszkaliśmy razem. Żyliśmy w kilku różnych miejscach. Było ciężko, ale zawsze razem. I mimo drobnych niesnasek, w jakimś stopniu rozumieliśmy się i "czuliśmy się wzajemnie"... Wtedy tak myślałem, byłem zakochany, Ona też, a miłość jest ślepa i pewne rzeczy dostrzega okiem bystrym jak u nietoperza, ergo - wiele spraw przeoczyłem i na wiele pozwoliłem, by się wydarzyły. Zbyt wiele, jak dziś widzę. Wtedy wydawało mi się, że byliśmy szczęśliwi. Przynajmniej tak myśleliśmy oboje. Planowaliśmy wspólne życie. W Sylwestra 2006 oświadczyłem się mojej przyszłej Żonie przed wyjściem na posiadówę Sylwestrowo-Noworoczną. Zgodziła się. Czuliśmy się wspaniale, chwile pełne euforii i radości, naprawdę było świetnie. Niebawem okazało się, że Promyczeq jest w ciąży, to też dodawało skrzydeł, choć budziło obawy, co dalej. No ale sumarycznie dawało motywację, by studia drzeć do przodu i pracować, ja wtedy już pracowałem ok. pół roku, nie licząc wcześniejszych dorywczych prac i studiowałem równocześnie, a Promyczeq studiował i dorywczo pracował. Parliśmy do przodu. Im bliżej ślubu tym było gorzej między nami, niestety, straciliśmy Dziecko - nie wiemy, ale wierzymy, że była to Córeczka. Pobraliśmy się z nadzieją na lepszy czas i łaskawość Opatrzności. Od początku jednak w naszym małżeństwie mnóstwo było konfliktów, wywoływanych najczęściej błahymi powodami, często nawet pieniędzmi... Przykre, prawda? Tułaliśmy się jakoś przez nasze życie, często, jakby na przekór wszystkiemu, będąc razem. Nową nadzieję dała nam kolejna ciąża, również utracona, kolejna fala bólu... Tym razem myślimy, że był to Synek. Na szczęście jakoś do tej chwili dotrwaliśmy w całości, jako małżeństwo, choć często czuję, jakbym w domu był sam. Wiem, że Moja Żona też tak się czasem czuje. Nasi Rodzice pomogli nam kupić mieszkanie na kredyt, więc mamy teraz swój kąt, ale z tygodnia na tydzień, z dnia na dzień, czuję, jakby mimo tego, co osiągnęliśmy, los bardzo chciał nas rozdzielić. Dlaczego tak myślę? Nie możemy mimo wszystkiego co przeszliśmy, znaleźć wspólnego języka, oddalamy się... Moja Żona wielokrotnie mówi mi jak bardzo mnie nienawidzi, że jestem sprawcą wszystkiego co ją spotkało, że nasze małżeństwo to największa pomyłka w jej życiu, a każdy nasz spór to moja wina... Promyczeq usunął ze swojego słownika, którym operuje ze mną, takie słowa jak: potrzebuję cię, proszę, przepraszam, dziękuję, kocham... Kiedy dochodzi do konfrontacji, Żona nie słucha tego, co chcę powiedzieć, choć często mam rację, wykrzykuje tylko swoje słowa, po czym stwierdza, że "chlam ją dzień na dzień" i ma dość, zamyka uszy rękami, strzela drzwiami i zamyka się w sypialni, po czym dzwoni do Mamy... a Teściowa zawsze wysłuchuje ją i pociesza, zachowując się tak, by Promyczeq myslał, że wszystko robi dobrze. Nawet teraz jesteśmy w stanie Berlina tego jeszcze z murem. Ja w salonie ze swoim komputerem, Żona ze swoim w sypialni... Smutne to jak cholera... Wiem, że za dwa dni gdzieś się wybiera na cały dzień, ale dowiaduję się o tym jako ostatni od jej Wujka, bo nic mi nie mówi, chociaż kiedy się kłocimy ja zawsze mówię Jej, co robię, po co, co będę robił, gdzie jestem, kiedy wrócę... Nie mogę liczyć na to samo, a to mocno przybija. W wielu innych dziedzinach życia też tak jest, ale na początek nie będę już więcej pisał.

Dalej napiszę później, ponieważ wzywają mnie obowiązki. Chciałem tylko napisać parę słów, może ktoś był w podobnej sytuacji.

Szukam miejsca, w którym będę mógł anonimowo porozmawiać i chyba tu właśnie jest taki azyl, gdzie można oddać to wszystko co jest w głowie i sercu, bo powoli przestaję dawać radę to dźwigać...

Szukam też rekolekcji dla małżeństw, może namówię Żonę do wspólnego wyjazdu.

Pozdrawiam Wszystkich, a w szczególności tych, którzy będą mieli cierpliwość, by to przeczytać,

Z BOGIEM,

Shrequ
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-22, 08:23   

Spotkania Małżeńskie
 
     
agnicha
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-22, 13:09   

Shrequ monika podała wyżej link do strony....

Nie czekaj! Jedźcie na te rekolekcje...

Nigdy nie byłam w sytuacji podobnej do Twoej żony i nawet nie potrafię sobie wyobrazić co przeżywa kobieta która straciła 2 dzieci....
Jedno jest pewne - ROZMOWA - musicie zacząć rozmawiać...jedźcie na rekolekcje małżeńskie!
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-22, 21:35   Strata Dzieci...

Dzięki Dziewczyny za wsparcie, bardzo chcę pojechać z Nią na takie spotkanie, mam nadzieję, że uda mi się Ją wyciągnąć...
Na razie Promyczeq nie chce w ogóle ze mną rozmawiać, a ja mam taki nawał zajęć, że wychodzę z domu o 8 a wracam o 21... dramat...
A co do dzieci... rzeczywiście nie wie jak to boli nikt, kto tego nie doświadczył... A nie tylko kobieta przeżywa stratę Dziecka... A Dwojga Dzieci? Nawet silnemu facetowi, a nie jestem mazgajem, trudno jest to udźwignąć. Zwłaszcza, kiedy One wędrując na świat, wchodzą nawet w twoje sny. A potem Ich nie ma. Jednak nie ma. Nie Przyszły do nas. Poszły do Boga, bo pewni na nie nie zasłużyliśmy... Nasze Anioły. Tak o nich myślimy.
Pozdrawiam Was serdecznie i oby Bóg prościej prowadził Wasze drogi.
Shrequ
 
     
..monika..
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 07:08   

ja nie umiem zrozumiec Twojego, Waszego bolu.
ale sa tu osoby, ktore przezyly to, co Wy.
przeczytaj ten watek
moze kontakt z osobami, ktore przez to przeszly, przyniesie Wam wzajemna pomoc.
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 07:13   

shrequ napisał/a:
Promyczeq usunął ze swojego słownika, którym operuje ze mną, takie słowa jak: potrzebuję cię, proszę, przepraszam, dziękuję, kocham... Kiedy dochodzi do konfrontacji, Żona nie słucha tego, co chcę powiedzieć, choć często mam rację, wykrzykuje tylko swoje słowa, po czym stwierdza, że "chlam ją dzień na dzień" i ma dość, zamyka uszy rękami, strzela drzwiami i zamyka się w sypialni, po czym dzwoni do Mamy... a Teściowa zawsze wysłuchuje ją i pociesza, zachowując się tak, by Promyczeq myslał, że wszystko robi dobrze. Nawet teraz jesteśmy w stanie Berlina tego jeszcze z murem. Ja w salonie ze swoim komputerem, Żona ze swoim w sypialni... Smutne to jak cholera...

Shrequ........sorry że wtrące trzy grosze-zacznij patrzec na Siebie,bez oceny co dobre a co złe w zonie.A moze to co czuje jest naturalne.
Zastanowiło mnie stwierdzenie twoje <<<<żona nie chce słuchac tego co mówię choc często mam rację<<<<<<<<.
A ty masz wielka pewnośc o swojej racji????
shrequ napisał/a:
A co do dzieci... rzeczywiście nie wie jak to boli nikt, kto tego nie doświadczył... A nie tylko kobieta przeżywa stratę Dziecka... A Dwojga Dzieci? Nawet silnemu facetowi, a nie jestem mazgajem, trudno jest to udźwignąć. Zwłaszcza, kiedy One wędrując na świat, wchodzą nawet w twoje sny.

To pewnie jest najwiekszą przyczyną.
Facet przezywający stratę???? oczywiście dla nas to tez pewien ból ,ale nigdy tak bliski i dotkliwy jak dla kobiety.
Nie wiem pomysl nad tym PO TYM WSZYSTKIM......co was dotkneło,spotkało
żona liczy i czeka na faceta i jego wieczne i mocne wsparcie.
A nie na obserwatora wiecznie oceniającego co mówi???,co robi???,dlaczego to robi???
shrequ napisał/a:
Od początku jednak w naszym małżeństwie mnóstwo było konfliktów, wywoływanych najczęściej błahymi powodami, często nawet pieniędzmi... Przykre, prawda? Tułaliśmy się jakoś przez nasze życie, często, jakby na przekór wszystkiemu, będąc razem.

Kolejna mysl małżeństwo to nie tylko dobre,ale to tez złe.
Trzeba umiec przyjmowac jedno i drugie.
Idylla kiedys sie kończy,zaczyna rutyna,codzienność ,problemy.
To jest najwieksza konfrontacja dla małzonków-nawet jak dotknie ich słabośc,jak powali kryzys,jak wkradnie się zło.
Jeżeli to przetrwają,odszukaja swoje wartości,połataja dziury.
I WTEDY!! PRZETRWAJĄ -resztę zycia juz bardzo mocni.
Niestety najcześciej jest tak że w tym wszystkim-odpada jedno nietrwałe ogniwo.
I związek rozpada sie całkowicie.
Kiedys gdzies słyszałem że MAŁŻEŃSTWO-jest dla człowieka najwiekszym egzminem z życia,i to jest jego najwiekszym wyzwaniem do dorosłości.
Powodzenia-na początek postaraj sie byc dla zony wiekszym wsparciem niz balastem.
Bo pewnie ma juz dość własnego cieżaru życia noszonego w plecaku!!!!!!!!!!
 
     
artuana
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 08:52   

Jest taka strona: poronienie.pl poczytaj co tam pisze.

Ja też przeżyłam poronienie, a potem urodziłam dwoje dzieci.
Uda się Wam
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 11:40   

Moniko! Dziękuję za odnośnik do wątku doro, czytałem już go... to jest trudny temat, mam nadzieję, że nigdy go nie doświadczysz na własnej skórze.

Norbert: trochę mnie zaskoczyłeś słowami:
"Facet przezywający stratę???? oczywiście dla nas to tez pewien ból ,ale nigdy tak bliski i dotkliwy jak dla kobiety"
Zgadzam się, że nie tak dotkliwy dla kobiety, ale zadałeś pytanie "Facet przeżywający stratę???" popierając je trzema wykrzyknikami, jakby dla faceta było to tak mało znaczące; czy przeżyłeś coś takiego? Jeśli tak, dziwi mnie Twoja postawa, jeśli nie, rozumiem, dlaczego tak piszesz...
Co do tego, czy patrzę na siebie - patrzę; przez tą sytuację, o której pisałem, a w której jestem, w której czuję się jak osoba gorsza, której nie należy się nawet dobre słowo, czy przyznanie racji, kiedy ewidentnie ją mam - bo kiedy nie mam, potrafię to uznać i przeprosić - mam coraz mniej siły na znoszenie obelg, wyzwisk czy wielu dni milczenia, kiedy to Moja Żona czeka, aż ja będę ją prosił i przepraszał, tylko najczęściej nie wiem za co... Dlaczego... Kiedy wiem, za co, robię to! Nieraz olewam to co Powinna zrobić i to nie tylko moim zdaniem, ale również postronnych osób, które na co dzień nas widzą i próbuję żyć dalej, ale to i tak dla niej za mało, Promyczeq ma bardzo twardy charakter i nie lubi przyznawać się do błędów. A moje zawsze wygarnia i żąda wyjaśnień, przeprosin, bo "jeżeli nie, to nie mamy o czym rozmawiać"... Wiem, że moja Żona liczy na wsparcie, tylko, że nie widzi, że je ma... I to jest najgorsze. Bo kiedy jestem przy niej, nie widzi tego, a przynajmniej stara się, bym nie widział, że to coś dla niej znaczy.
Twoje uwagi są bardzo cenne, wiem, że "co cię nie zabije, to cię wzmocni", ergo: jeżeli przetrwacie ciężki kryzys, w każdym kolejnym będzie łatwiej, wiem o tym, wpisałem się na forum, bo szukam drogi dotarcia do mojej Żony. A w walce o nas czuję się totalnie sam, czuję, jakbym walczył z Nią o Nią, rozumiesz? I to jest najtrudniejsze...

Artuano: dziękuję jestem bywalcem poronienie.pl. odkąd zaczęły się nasze problemy, cieszę się z Twojego szczęścia, może kiedyś i nam będzie dane cieszyć się Maluszkiem :]

Z Bogiem, Moi Drodzy,
Shrequ
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 16:09   

shrequ
Przeczytałam twoją historię i rozumiem czemu wolisz rozmawiać z nami. Wszyscy mamy swoje problemy i jesteśmy otwarci na innych i wzajemną pomoc.
Pięknie nazwałeś swoją żonę i z dobroci serca radzę ci nadal tak o niej myśleć dlaczego?
Muszę ci na coś otworzyć oczy.
Dobrze wiesz, że człowiek to ciało cielesne i duchowe. Oba można bardzo dotkliwie zranić.
Żeby zrozumieć zachowanie swojej żony musisz wiedzieć co tak naprawdę sobie zafundowaliście w prezencie na wspólne życie. Nie będę wnikać czy przed poznaniem się w sensie biblijnym mieliście wczesniej jakieś inne znajomości intymne, ale jeśli tak to cały problem jest dużo większy.
1. Po pierwsze chcę ci pogratulować ,że chcesz pojechać z żoną na rekolekcje, ale aby były skuteczne poważnie weź sobie do serca to co napiszę.
2. Kiedy zamieszkaliście razem przed ślubem i cieszyliście się sobą zaciągnęliście pewien dług u Żłego Ducha. Posiadł Was na własność i zbezszcześcił Świątynie Boże , które nosiliście w sobie. Tacy poranieni przystąpiliście do spowiedzi, które Was oczyściły, a następnie do sakramentu małżeństwa. Jaki był wasz żal za grzechy i czy spowiedź była piękna wiecie tylko wy. A zatem czy nastąpiło uzdrowienie także wiecie tylko wy.
3.Problem w tym, że mogliście już po ślubie w swojej niewiedzy powracać do wspomnień z okresu narzeczeńskiego, który nie był piękny ( nawet gdybyście ze sobą nie sypiali dawaliście zły przykład i zgorszenie było Waszym udziałem) Jeżeli tak się działo to ponownie weszliście na bardzo niebezpieczne terytorium i zaczęliście rozdzielać to czego nie wolno. Waszą jedność. Nie znam was więc nie nie wiem co jeszcze wdarło się w waszą duchowość i niszczyło ją od wewnątrz.
Nie słuchaliście kiedy Bóg- gwarancja waszego szczęścia pukał do waszego serca. Zuważyliście dopiero ciążę i poronienie. I tu zaczyna się prawdopodobnie dopiero dramat. Każde poronienie dla kobiety jest ogromnym szokiem, jeżeli jeszcze do tego bardzo czekała na to dziecko koszmar jest większy i wtedy Żły Duch może łatwo przeniknąć do nadwyrężonej psychiki. Chcę Ci powiedzieć,że nie było by aż takiej reakcji gdyby żona Cię nie kochała. To właśnie uczucie do ciebie pogłębiło stres i jej nieszczęście. Drugie poronienie tylko spotęgowało problemy. Kiedy patrzyła na ciebie nie umiała się obronić przed tym co ją niszczyło od wewnątrz. Stąd agresja wymierzona w ciebie. To dramatyczne wołanie o pomoc. Ona dusi sie i nie wie jak to wyrazić, ale pomocy żąda właśnie od Ciebie.
4. Duchowość- padnij przed Bogiem na kolana i dziękuj że w swoim ogromnym miłosierdziu nie pozostawił was samych. Może właśnie te poronienia ( trudne doświadczenie) uchroni Wasz związek od rozpadu, a kiedy dzieci się narodzą będziecie na nowo wysprzątaną Świątynią Pana. Bóg chce coś wam powiedzieć, tylko dowiedz się co. Z tego co piszesz to Ciebie uczy większej empatii dla żony i poczucia odpowiedzialności za nią. Czego oczekuje od niej musi dowiedzieć się sama.
Zacznij od tego, aby z problemami przychodziła do ciebie nie do mamy czy rodzeństwa i Ty też..- Przypomnij jej poprzez swoją postawę: " ..opuści człowiek ojca i matkę swoją i staną się jedno ciało.." Zrozum- cierpisz bo od chwili zawarcia sakramentu macie jedno duchowe ciało napędzane sercem Jezusa . Zasila je Jego krew. Jeśli Twoja żona nie jest szczęśliwa lub chora to czujesz to wyraźnie i ona też.
Porozmawiaj z jakimś księdzem, który zajmuje się duchowością małżeńską. Lepiej Ci to wyłoży i przed nim możesz się otworzyć jak na spowiedzi.
Tymczasem nastaw się na trudne chwile, bo tam gdzie wejdzie Zły tak szybko nie odpuszcza. Na razie zalecam uśmiech i spokój, który odnajdziesz u Niepokalanej. Zostaw Jej wszystkie problemy i bolączki. Ona też była żoną i ochrania każde poczęte życie. Kochaj Ją i ufaj bezwzględnie. Pokaże Ci jak dotrzeć do żony nie raniąć Jej i siebie. Przylgnij sercem do Jezusa, bo On wszytko może, a Jego miłosierdzie skierowało Cię już po pomoc. Teraz kiedy jeszcze możesz wziąć żonę za rękę i nie dopuścić do następnej awantury. Teraz kiedy czujesz że sytuacja wymyka się z pod kontroli zamiast krzyczeć lub siadać do kompa podaj Jej Różaniec i sam też go weź. Bóg nie oprze się prośbie dziecka wołającego z różańcem w ręku o pomoc.
Z Panem Bogiem
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 18:05   

shrequ napisał/a:
Norbert: trochę mnie zaskoczyłeś słowami:
"Facet przezywający stratę???? oczywiście dla nas to tez pewien ból ,ale nigdy tak bliski i dotkliwy jak dla kobiety"
Zgadzam się, że nie tak dotkliwy dla kobiety, ale zadałeś pytanie "Facet przeżywający stratę???" popierając je trzema wykrzyknikami, jakby dla faceta było to tak mało znaczące; czy przeżyłeś coś takiego? Jeśli tak, dziwi mnie Twoja postawa, jeśli nie, rozumiem, dlaczego tak piszesz...

Shrequ nie bez kozery wystąpiły znaki zapytania.
Napewno nie związane z tym by zastanawiac sie nad powaga sprawy i merytorycznym sensem przeżywania.
Ale jeden jedyny związek!!
Przeżywając to tak wielce i mocno jak kobieta nie zadawał bys sobie dzisiaj pytań
czemu???? dlaczego????co sie stało ze zona taka jest????
Dziewczyny ci świetnie podpowiedziały poczytaj tematy na stronach o poronieniach-o tym jaka to trauma,i co powoduje w psychice kobiety , ze swoim JA gwarantuje zamilkniesz.I teraz juz rozumiesz facet przeżywający stratę???
Facet rozumiejący to milczy,jest pokorny,znosi kuksańce,znosi obelgi.
Bo wie ze jego żona ma do tego prawo,bo tak uchodzi z niej coś co rujnuje serce
WIELKI ŻAL.
shrequ napisał/a:
patrzę; przez tą sytuację, o której pisałem, a w której jestem, w której czuję się jak osoba gorsza, której nie należy się nawet dobre słowo, czy przyznanie racji, kiedy ewidentnie ją mam - bo kiedy nie mam, potrafię to uznać i przeprosić - mam coraz mniej siły na znoszenie obelg, wyzwisk czy wielu dni milczenia, kiedy to Moja Żona czeka, aż ja będę ją prosił i przepraszał, tylko najczęściej nie wiem za co... Dlaczego... Kiedy wiem, za co, robię to! Nieraz olewam to co Powinna zrobić i to nie tylko moim zdaniem, ale również postronnych osób, które na co dzień nas widzą i próbuję żyć dalej, ale to i tak dla niej za mało, Promyczeq ma bardzo twardy charakter i nie lubi przyznawać się do błędów. A moje zawsze wygarnia i żąda wyjaśnień, przeprosin, bo "jeżeli nie, to nie mamy o czym rozmawiać"... Wiem, że moja Żona liczy na wsparcie, tylko, że nie widzi, że je ma... I to jest najgorsze. Bo kiedy jestem przy niej, nie widzi tego, a przynajmniej stara się, bym nie widział, że to coś dla niej znaczy.

Zobacz ile w tobie żalu,a jak mało zrozumienia-dla siebie ,dla swego promyczka.
Piszesz czuje sie gorszy??? To pytanie zadaj sobie czemu czuje sie gorszy???
czemu mysle że mi sie tylko dowala????
czemu widze ze żona tak na mnie działa????
Napisałes mój promyczek ma twardy charakter i nie potrafi przyznać sie do błedów.
A ja napisze czemu ma przyznawac sie do błedów skoro nie widzi ze może robi błedy???
a może ich nie robi co????
Shrequ nie oceniaj ,pomagaj,staraj się,otaczaj opieką,bądz pokorny,badz silny.
Nie wiem czy nie uraża cie moje wypowiedzi -ale widzisz ja tak czuję.
Shrequ -ja sam uczyłem sie zrozumienia,wyrozumiałości,pokory-tez wolałem oceniac przez pryzmat siebie.
A dzisiaj potrafię widzieć potrzeby innych-nie wiem czy zrozumiesz ????
ale zgasło to moje MNIE

[ Dodano: 2009-07-23, 19:12 ]
shrequ napisał/a:
walce o nas czuję się totalnie sam, czuję, jakbym walczył z Nią o Nią, rozumiesz? I to jest najtrudniejsze...

Shrequ ROZUMIEM-akurat ja bardzo dobrze to rozumiem.
Ale musisz zrozumieć do momentu jak bedziesz walczył o zonę z samą żoną-bedziesz ponosic wciąz klęski.
Moja rada jest inna zadbaj o komfort,zadbaj o związek,nie zapomnij o żonie-ale odpuśc walke z nią samą,o nią!!!!!!!
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-23, 22:47   Hm

Hej, Norbert!
Jesteś mądry facet. Wiele z tego co piszesz, rzeczywiście dużo by dało. Często brak mi sił, by znosić wszystko co potrafi wyrządzić Kobieta, a potem zachowuje się jakby nigdy nic.
No ale czy rzeczywiście o to chodzi w życiu? Żeby jedno drugie ciągle kopało i myślało, że tak właśnie ma być? Czy uważasz, że totalna bezkrytyczność wobec Współmałżonka i zajęcie się tylko swoimi przywarami jest najlepszym rozwiązaniem?
Wiesz, ja naprawdę często odpuszczam takie sytuacje, wiem, że powiesz mi, odpuść więcej. Jezus mówił: uderzą Cię w policzek, nadstaw drugi. To bardzo trudne. Na pewno spróbuję, bo chyba pozostaje mi tylko żyć nadzieją, że moja Żona kiedyś się obudzi i może będzie znów taka, jak była kiedyś, na pewno nie ta sama, ale choć w części... Bo widzisz, to była inna kobieta, wiem, że poronienia, wiem, że trauma, wiem, że ból, żal i wszystko inne...
Po prostu często ta rzeczywistość przerasta mnie i dusi. Czuję się sam, bo moja Żona, kiedy tylko rozmawiam z kimś o naszych problemach, robi mi awantury, największe, jeżeli jest to nie daj Boże mój kumpel lub moja Siostra, czy Rodzic, podczas gdy Sama codziennie "wisi" na telefonie ze swoją Mamą i rozmawia z nią o wszystkim, łącznie z "barwnym" nazywaniem mnie i tego co mówię w złośliwy i pokrętny sposób, żeby zrobić ze mnie kata a z siebie ofiarę. A najgorsze, że moja Teściowa ulega wszystkiemu co mówi moja Żona, byle było dobrze choć na chwilę, ale to w rzeczywistości nic nie wnosi.
Stary! Wiesz jak się czuje człowiek, kiedy patrzy na Żonę, którą KOCHA (!) i nie może uwierzyć w to co słyszy i widzi?
Ja ją ciągle kocham, nawet, gdy otwarcie mi pokazuje i mówi, że patrząc na mnie widzi tylko cierpienie, ból i żal, ja nadal myślę i staram się sobie tłumaczyć, że nie bez przyczyny nas Bóg spotkał, choć mam wtedy ochotę odpowiedzieć, że patrząc na nią widzę tylko egoizm, egocentryzm...

A jeszcze wracając do Twojej wypowiedzi:
"A ja napisze czemu ma przyznawac sie do błedów skoro nie widzi ze może robi błedy???
a może ich nie robi co????
Shrequ nie oceniaj ,pomagaj,staraj się,otaczaj opieką,bądz pokorny,badz silny.
Nie wiem czy nie uraża cie moje wypowiedzi -ale widzisz ja tak czuję."

Widzisz, każdy robi błędy; a właśnie, nie widzi, a jak sprawić, by widziała, jeżeli staram się to delikatnie, podkreślam delikatnie, tłumaczyć, racjonalnie i logicznie? Widzisz, u nas problem pojawia się np. w takiej sytuacji:
- jadę pomóc Ojcu mojej Żony w domowej robocie np. przy drewnie - wszystko gra,
- jadę pomóc mojemu Ojcu w takiej samej robocie - od razu są dzwine komentarze typu: przecież nie masz czasu, zapłaci ci (to pytanie po prostu rozkłada mnie na łopatki, przecież to normalne pomagać Rodzicom, kiedy trzeba, czy to Jej, czy moim), nie mieszkasz z nimi, poradzą sobie...
Powiesz mi, że nie jestem już z nimi tylko z Żoną i tu masz rację - ale jak wytłumaczysz to, że w przypadku Teściów ten problem się nie pojawia? Bez sensu... To nie ma wytłumaczenia. To jest po prostu jakaś dziwna chęć odseparowania mnie od dawnej Rodziny, Kolegów, Przyjaciół.
Wiesz, moja Żona np. nie akceptuje sytuacji, kiedy ja miałbym się spotkać z Kolegą, żeby pogadać, na przysłowiowym piwie, podczas gdy sama bardzo chętnie chodzi na kawę z Koleżanką jedną czy drugą. Nie wiem sam dlaczego, ale się na to godzę, po to, by nie było Jej smutno, kiedy pójdę i po to, żeby potem mi nie docinała lub się do mnie nie odzywała, "bo poszedłem" gdzieśtam.
Wracając do tematu, jestem człowiekiem, który lubi pomagać bliskim, czy to moim, czy Żony, czy przyjaciołom. I zazwyczaj nie chcę tego robić dla profitu! Chyba, że już jest nam skrajnie ciężko, a bywa...

Bądź pokorny, otaczaj opieką, bądź silny, Chłopie, czasem chciałbym tak myśleć, z taką determinacją, jak Ty tutaj to piszesz, często mi się udaje, czasem upadam... Bo widzisz, bardzo ciężko otoczyć opieką Człowieka, który Cię odrzuca, a jeżeli nie, to zawsze wypomni Ci, że to za mało i pokaże, że to co robisz nic nie znaczy.

Nie urażają mnie Twoje wypowiedzi, chcę poznać Wasze zdanie, chcę poznać też krytykę. Jest mi ciężko i zdaję sobie sprawę, że problem jest w nas obojgu!
Dziękuję za każde słowo.
Niech Ci Bóg w dzieciach nagrodzi :) A jeżeli wolisz w inny sposób, niech tak właśnie będzie, jako chcesz, Bracie, naprawdę bardzo Ci dziękuję.

Tyle teraz, lecę z nóg, idę się umyć i pogadać z Szefem na ikonie,

Z Bogiem
Shrequ
 
     
NORBERT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 06:27   

shrequ napisał/a:
Hej, Norbert!
Jesteś mądry facet.

Mądry facet napisałeś shrequ??
Nie jestem madrym facetem-gdybym takim był nie było by mnie tutaj na forum.
Ale nie znaczy to własnie shrequ że nie zmadrzałem,ze nie madrzeję kazdego dnia.
Widzisz dzisiaj widze wszystko inaczej niż wczesniej.Co mi dał kryzys,co mi dała separacja i co mi dają na teraz te stany.Inne spojrzenia,własciwa ocene siebie,właściwy
wzgląd na związek,potrzeby własne i potrzeby innych.
Zrozumienie shrequ drugiej strony TO NAJWAZNIEJSZY CEL,ocena co moge zrobic,a wobec czego jestem bezsilny
shrequ napisał/a:
No ale czy rzeczywiście o to chodzi w życiu? Żeby jedno drugie ciągle kopało i myślało, że tak właśnie ma być? Czy uważasz, że totalna bezkrytyczność wobec Współmałżonka i zajęcie się tylko swoimi przywarami jest najlepszym rozwiązaniem?
.
Nie tak nie powinno być w zdrowym ,właściwym związku!!!
Lecz w związku w jakim pojawia sie choroba ,a jest nia KRYZYS-tak sie dzieje.
Zatem trzeba odpuszczać,zamilknąc,stac sie pokornym.
Bo co da odpowiadac tym samym,rzucac sie z /szabla na wiatraki/-jak nikt tego nie dojrzy,nie zrozumie -a jeszcze dopowie.
shrequ napisał/a:
Stary! Wiesz jak się czuje człowiek, kiedy patrzy na Żonę, którą KOCHA (!) i nie może uwierzyć w to co słyszy i widzi?

Shrequ -a jak myslisz ilu z forumowiczów zadaje sobie takie same pytanie???
czy ja wiem jak sie czuje taki człowiek???-WIEM.
shrequ napisał/a:
Ja ją ciągle kocham, nawet, gdy otwarcie mi pokazuje i mówi, że patrząc na mnie widzi tylko cierpienie, ból i żal, ja nadal myślę i staram się sobie tłumaczyć, że nie bez przyczyny nas Bóg spotkał, choć mam wtedy ochotę odpowiedzieć, że patrząc na nią widzę tylko egoizm, egocentryzm...

Widzisz napisałem ci wczesniej w poście.
Najłatwiej oceniac nam innych-bądz wprost,bądz przez pryzmat siebie.
A wiesz czemu ???
Bo nam samym jest trudno przyznać sie do błedów,złej postawy,przywar,niedoskonałości.
Zatem zamiast zweryfikowac siebie-i zadac sobie pytanie czy to prawda co widze,czuje??
czy to tylko moja wewnetrzna nieporadnośc,strach,wypaczenie.
Łatwiej jest nam oceniac kogoś -niz siebie.
Bo przeciez jak to?? ja jestem doskonały,ja mam racje,ja dobrze myslę,to mnie dotkneło.
A czas pokazuje ,zakładając ze człowiek chce.
Cos innego-potrafimy z czasem spojrzec krytycznie i na siebie.
Dojrzec coś,co moze i inni juz dawno widzą.
Ale tego trzeba chcieć.Dlatego moja propozycja była prosta,oceniaj siebie,poszukaj swoich ciemnych stron,zobacz co potrafisz odpuścic,a co istotne w twym zyciu.
Nie patrz na żonę,nie oceniaj,nie tłumacz-bo może przeciez czuc i widziec to inaczej prawda???
shrequ napisał/a:
Widzisz, każdy robi błędy; a właśnie, nie widzi, a jak sprawić, by widziała, jeżeli staram się to delikatnie, podkreślam delikatnie, tłumaczyć, racjonalnie i logicznie? Widzisz, u nas problem pojawia się np. w takiej sytuacji:
- jadę pomóc Ojcu mojej Żony w domowej robocie np. przy drewnie - wszystko gra,
- jadę pomóc mojemu Ojcu w takiej samej robocie - od razu są dzwine komentarze typu: przecież nie masz czasu, zapłaci ci (to pytanie po prostu rozkłada mnie na łopatki, przecież to normalne pomagać Rodzicom, kiedy trzeba, czy to Jej, czy moim), nie mieszkasz z nimi, poradzą sobie...
Powiesz mi, że nie jestem już z nimi tylko z Żoną i tu masz rację - ale jak wytłumaczysz to, że w przypadku Teściów ten problem się nie pojawia? Bez sensu... To nie ma wytłumaczenia. To jest po prostu jakaś dziwna chęć odseparowania mnie od dawnej Rodziny, Kolegów, Przyjaciół.
Wiesz, moja Żona np. nie akceptuje sytuacji, kiedy ja miałbym się spotkać z Kolegą, żeby pogadać, na przysłowiowym piwie, podczas gdy sama bardzo chętnie chodzi na kawę z Koleżanką jedną czy drugą. Nie wiem sam dlaczego, ale się na to godzę, po to, by nie było Jej smutno, kiedy pójdę i po to, żeby potem mi nie docinała lub się do mnie nie odzywała, "bo poszedłem" gdzieśtam.

Shrequ -widzisz ty czujesz tak,zona inaczej.
Trudno jest wskazac ci konkret,nie znając was na codzień.
Ale ja uważam że jedno ,drugiego nie słucha.
Jedno przez drugie stara sie pokazać swoje JA.
Dlatego tak istotne jest nieraz odpuścic,zamilknąc-by usłyszeć drugiego człowieka.
Bez tego co powstaje przepychanki moj ojciec-teść.
Moje piwo-kawa żony.
Moi kumple-koleżanki żony.Gdzie tu sens???
Zasada walki,wydzierania,zdobywania na siłę CO MOJE.
Toc poligon wojskowy ,nie małżeństwo.
Małżeństwo to zrozumienie drugiego,ale takie oddanie własnego pola by mnie samego nie krzywdziło,by mnie nie raniło.
To wymaga dorosłości w związku-i własnie wewnetrznej oceny CZY MOIM EGO -nie skrzywdze drugiej strony??
shrequ napisał/a:
Niech Ci Bóg w dzieciach nagrodzi :)

Już wynagrodził......
Shrequ-proponuje na poczatek dobra poradnie małżeńską.
Czy razem-czy na początek ty sam(nieistotne).
By cos naprawic trzeba najpierw chcieć.
Aby chcieć trzeba przestac widziec TYLKO SWOJE.
Tym którym prawdziwie zależy na małżenstwie,na naprawie relacji,na odbudowie związku
-nie kierują pobódki TYLKO MNIE.
pozdrawiam Norbert
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 09:06   

Dzięki, muszę teraz lecieć do zajęć, odezwę się później na pewno. O poradni już dawno myślałem, tylko nie potrafię jakoś tam zaciągnąć Żony, więc może rzeczywiście pójdę sam.
No i na pewno rekolekcje dla małżeństw, o ile też uda mi się wyciągnąć tam Prmyczqa,
pozdrawiam
Shrequ
 
     
kinga2
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 20:01   

shrequ,jeżeli nie uda ci się na nic namówić żony to nie załamuj się. Jest taki sposób walki o małżeństwo nawet , gdy druga strona jest wroga. Tyle,że wymaga to trochę nauki i walki z sobą. Nazywają ten sposób " bombardowanie miłością". Nie brzmi to swojsko, ale jest stricte chrześcijańskie i daje efekty w 100% przypadków. Jednak nie wszyscy mają odwagę się tego podjąć. Więcej na ten temat możesz wysłuchać z audycji zamieszczonej na stronach http:// www.radiomaryja.pl zakładka audycje dla małżonków i rodziców. Niestety nie pamiętam tytułu audycji, ale jeśli poświęcisz troszkę czasu i przesłuchasz je wg. klucza o problemach małżeńsko-duchowych pomijając te dotyczące wychowania dzieci itp. napewno na nią trafisz.Poza tym może znajdziesz jeszcze coś co Ci pomoże. Pozdrawiam
 
     
shrequ
[Usunięty]

Wysłany: 2009-07-24, 20:54   O!

Dzięki kinga2, coś już o tym słyszałem, na pewno zajrzę, może nawet dziś w nocy,
pozdrawiam ciepło
zmordowany robotą
Shrequ
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9