Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
ona chce.. a on nie... seks
Autor Wiadomość
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-06, 09:42   ona chce.. a on nie... seks

Witam kogokolwiek kto to przeczyta... bynajmniej dam sobie upust i sie uzewnetrznie... Obecnie mam 24 lata, moj maz Marcin tez jest w tym samym wieku.. nie mamy dzieci, pobralismy sie juz prawie trzy lata temu, bo oboje wyprowadzilismy sie z domu a na kocia lape nie chcielismy zyc... wierzylismy ze jak bedziemy odwazni wszystko jakos sie ulozy.. i ukladalo.
Dzisiaj patrze na wszystko inaczej tzn. widze ze kiedys imponowal mi swoja ciekawoscia swiata, ktorej ja sie balam, wiedzialam ze przy nim moge sie nauczyc isc do przodu... byc kim chce i fajnie :)
Przed slubem znalismy sie rok... no szal to nie byl, zaczelismy wspolzyc rzecz jasna, ale nie zwracalam uwagi na ta swere zbytnio, bo wydawalo mi sie ze wszystko da sie doszkolic ;) Teraz gdy widze jakie problemy pojawic sie przez nieprawidlowe funkcjonowanie sfery cielesnej to az jestem w szoku. Mam duzy temperament, wiekszy niz maz, jestem otwarta w seksie, chce sie tym cieszyc, potrafie zlapac dystans od stresu i zla calego dnia, i wieczorami kochac sie po calosci... Marcin ma inaczej.. stres, sprawia ze sie blokuje, do tego to co jest miedzy nami zlego rowniez powoduje ze nie potrafi zlapac dystansu.. i seksu po prostu juz od roku nie ma. On wie, ze jestem temperamentna, wie ze mnie nie zaspokaja i sie calkowicie wycofal. Nigdy nie krytykowalam go "ze jestes do niczego". Duzo rozmawialismy, przedstawialam mu swoje potrzeby, pokazywalam... bylam krolikiem doswiadczalnym ;) i nic.. on ma zanizone poczucie swojej wrtosci, w ogole ma jakies braki, i jest duzo w nim takich rzeczy ktore szybko go rania i bardzo duzo w sobie przezywa. Zeby cos z nigo wydobyc to trzeba konia zprzegnac... Czasami mowil a czasami nie... I od roku kiedy ja probuje sie zmienic... kiedys np bylam bardzo zaborcza o niego.. teraz od dawna juz taka nie jest... to on ciagle mi to wypomina... czuje sie tak, ze moje zmiany nie sa zauwazalne.. Ja nie mam sily juz walczyc, rozmawiac.. docierac bo potrzebuje mezczyzny.

Sam seks jestem w stanie przebolec, ale chcialabym chociaz czuc sie w domu jak kobieta tzn. zeby dostrzegal ze ladnie wygladam, zeby mnie objal mocno w pas i pocalowal namietnie itd w ten sposob mialabym poczucie docenienia a co za tym idzie chcialabym sie starac, trzymalaby mnie jakas chec plynaca z jego strony w tym malzenstwie.

Rekolekcje malzenskie w zeszlym roku na nic nas nie naprowadzily. Bylismy u psychologa, pani rece zalamala i mowila ze mamy isc gdzies indziej bo nie pomoze. Seksuolog mowil, ze ja prowadze gre ze soba.. ze wiem jak mi z tym zle, ale nie podejme rozwodu bo boje sie co powie rodzina - odpowiedzialnosci za ta sytuacje. Tu ma racje, gdybym mnie maz rzucil to ok. Pocierpialabym nawet ale nie mialabym tej odpowiedzialnosci... Seksuolog widzial ze marze o kims innym, a mimo ze maz bedzie sie staral w seksie to moge i tak zwyczajnie nie byc zadowolona, bo jestesmy inni. Okreslil ze ja w tych sprawach jestem na koncu alfabetu a mezus na poczatku - taka rozbierznosc miedzy nami :/

To wszystko trwa tak dlugo. Najpierw umieralam na lozku z tesknoty za mezem, mialam dni kiedy nie moglam sie podniesc i normalnie funkcjonowac, wyjscie z domu kosztowalo mnie bardzo duzo. Potem zaczelam intensywnie cwiczyc fizycznie zeby zdusic wszelkie mysli i podniecenie. Balam sie, ze z takiej goracej kobitki zrobie sie oziebla i zgryzliwa, co juz i tak widzieli moji znajomi. Naprawde sporadycznie podobaja mi sie mezczyzni. Odszukalam w necie takiego sprzed lat, duzo ode mnie starszego, ktory jako jedyny a wielu nie mialam w tej sferze dzialal na mnie tak, ze rozplywalam sie pod sufit. Chcialam sie z nim spotkac, sprawdzic czy wszystko ze mna ok tzn czy nadal mnie ktos kreci. No i sobie zgotowalam... no podobal mi sie do granic mozliwosci. Rozmarzylam sie na jego temat... oboje sie sobie podobalismy.. i co nie sadzilam, ze mi moze sie cos takiego przytrafic, bo przeciez co jak co ale ja mam zasady... zdradzilam i nie zalowalam wcale. Marze o nim w tej sferze.. jest inny w ogole... Upadlam tak nisko, widzielismy sie od wiosny cztery razy, on tez ma swoje problemy itd wiec nie zakochujemy sie w sobie ale bysmy chcieli miec ku temu dobrze grunt przygotowany. Nie wazne, to fnatazja.

Zeszmacilam sie.. umiem dobrze klamac, jestem sprytna, wykrety robie niezle... po drodze zdarzyl mi sie jakies przypadek puszczenia, po pijaku... masakra, pieklo zaglada mi w oczy, cale morale znam... tylko ze teraz juz wyrzutow sumienia nawet nie mam.. musialabym chyba dlugo sie zastanawic sie nad soba zeby je poczuc, lub czytac slowa przysiegi malzenskiej.

Wiem jaki jest maz, miedzy nami jest duze przywiazanie, przyjazn a nie ma pozadania, bynajmniej dla mnie nie takie jakiego ja bym chciala. Wiem, ze to hipokryzja z mojej strony aszych sprawach le ja nadal z nim rozmawiam o tych nai ciagle cierpie, ze tak sie zachowuje a jestem mezatka. Nie po to bralam slub zeby potem zachowywac sie jak szmata. Ja wszystko chcialam w malzenstwie i dla malzenstwa, a nie szukac gdzies na zewnatrz... Nie chce prowadzis podwojnego zycia... bo im bardziej fantazjuje o innym, tym mniej mnie dla meza, nawet obiadu czasem nie chce mi sie mu ugotowac. Jak mozna az tak zobojetniec.
Nienawidze sie za to ze do dzis budze sie i mowie litanie jak mi jest zle, zle i zle...

Nie wiem czy chce rozwodu, czy nie.. napewno boje sie samotnosci, wiem ze na meza moge liczyc a tak sama... (zalosne). Wiem, ze rozwod to cos zlego, ze lamie przysiege najwazniejsza w zyciu... ze do komunii juz nie pojde.. boje sie piekla, ale czy nie jest tez hipokryzja pozozstanie w zwiazku malzenskim a puszczanie sie na boku. Bo ja z tym sprzed lat to nie potrafie sobie darowac. Zawsze chcialabym od czasu do czasu sie z nim spotkac. I co.. serce mi peka.. kolejny dzien z glowy, pelen mysli a do niczego nie dochodze... czy ktos wie gdzie mozna uzyskac pomoc?
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 10:32   

Ewela.......... wiesz...jeste takie powiedzenie:jak rządzą mną żądze to ja sobą nie rządzę.

Widzisz siebie w tym???? Czy Ty jesteś stworzona do seksu??czy seks dla Ciebie??? Kto/co jest ważniejsze?????
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 10:33   

Ewela , nie wiem czy to dobry trop , jeżeli tak to poczytaj , może znajdziesz cos dla siebie

http://www.slaa.pl/
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-06, 11:59   odp 1

Dzieki za Wasze odpowiedzi... hehe moze i tak, teraz jestem napelniona zadzami... i jakies ciemne chmury sa nade mna, ale z drugiej strony jak nie mam miec zadzy skoro, nie ma seksu w moim malzenstwie wcale... od roku... na co mam czekac, co robic, skoro moj maz nie widzi we mnie kobiety. Od roku nie zjedlismy nawet kolacji przy swiecach, ktore przedtem czesto nam towarzyszyly, byl chetny na to, a teraz zamknal sie i nic.
A podeslanie linka o uzaleznieniu od seksu to jakbym w twarz dostala... nie wazne, kazdy inaczej odbiera i jest inny ;)

Bylam u spowiedzi jakis czas temu.. nie bylam potepiana za swoje zadze... jestem zdrowa kobieta, mam pokutowac ,bo mam wiekszy temperament od swojego meza, zazwyczaj jest przeciez na otwrot... Ksiadz sam powiedzial ze wspolzycie to obowiazek malzenski a jak go nie ma, to malzenstwo tez na tym traci... bylam szczesliwa ze wychodze za maz, kochalismy sie, mielismy palny i marzenia, a takze ta sfere chcialam miec tylko dla Niego... cieszylam sie ze moja mlodosc bedzie w rekach jedynego mezczyzny, ze bede mogla tak "legalnie" w malzenstwie probowac seksu itd... a On sie zachowuje tak jakbym go nie interesowala...
Ten problem sprawil, ze pogubilam sie.. bo zeszlam na ciemna droge zdrady..
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 12:12   

Ewela, ja myślę, że Twojemu mężowi to wszystko przejdzie za jakieś 5-10 lat. Więc spoko ;).
A na dzisiaj sądzę, że powinniscie po prostu spróbowac jednak współżyc. Nie przejmowac się tym, że nie wychodzi tak jak sobie wymarzyłaś. Z czasem zacznie wychodzic. Daj mężowi trochę swobody.

Znajomi byli na rekolekcjach z ojcem Knotzem. Bardzo je polecali, może i Wy spróbujecie?

tutaj jest chyba trochę na ten temat: http://www.szansaspotkania.net/index.php?page=1990


Unikanie seksu przez jedną ze stron jest grzechem, choc to Cię nie usprawiedliwia. Powtórzę się - pozwól swojemu mężowi "zaopiekowac się" sobą. Faceci trochę się boją zaborczych kobiet.
 
     
ketram
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 12:24   

Ewela_24

Myślę, że powinnaś zadać sobie kilka pytań?

1. Co to takiego małżeństwo?
2. Co to takiego miłość?
3. Czy wiesz jaką wyrządziłaś potworną krzywdę swemu mężowi zdradzając go?
4. Czy Twój kochanek nie jest żonaty, myslałaś o jego żonie?
5. Co jest najważniejsze w małżeństwie (na wszelki wypadek wiedz się, że nie seks)
6. Jakie sa Twoje relacje z Bogiem?

Przeczytaj wątki na forum oraz bogate materiały pomocnicze w zakładkach.

A to, ze masz wrażenie, iż dostałaś w twarz - to swietnie - być może to początek Twego przebudzenia.
Ostatnio zmieniony przez ketram 2009-11-06, 12:27, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 12:24   odp 2

Dzieki za odpowiedz... w. z.
Jakie to wszystko trudne do kawdratu... wiem, ze sobie wymarzylam... ja nie mam z tym problemu, moj mezu uwaza ze jestem zbyt goraca dlatego on nawet boji sie probowac. Powiedzial ze nigdy taki nie bedzie jak wlasnie sobie wymarzylam. Jestem nieszczesliwa.. ciagle sie uzalam i nienawidze tego. Wazne jest to, ze widze iz dana sytuacja niszczy nasze porozumienie.. on mnie unika, kazdej bliskosci a ja nie potrafie zyc w tak udawanym zwiazku, bo potrzenuje tej bliskosci, przez jej brak emocjonalnie tez jestesmy coraz dalej... nie umiem sobie z tym poradzic, czuje sie samotna.. bo on jest ale jakby go nie byloooo...
Poza tym zaczynam tesknic za tamtym drugim.. bo on ma to czego nie ma maz.. zalosne ale prawdziwe... ;(
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 21:09   

Ewela,
ja Cię rozumiem. Byłam w podobnej sytuacji. To masakra. To prawdziwa masakra dla młodej, rozbudzonej kobiety. Która potem czuje sie odtrącona. Ja na szczęście uchroniłam sie przed tą ciemną stroną. Nie było to łatwe. Pownie pomogła ogólna sytuacja i brak okazji. Tak. BRAK OKAZJI. Wiedzialam wówczas, że nie wolno mi szukać "dawnych miłości" czy "dawnychzauroczeń", bo skończyloby się to jednoznacznym gorącym romansem. A potem złym samopoczuciem - jak u Ciebie. Duża w tym zasługa mojej koleżanki, która zrobiła coś takiego, a potem czuła się jak szmata. Ona mnie ostrzegła. A ja nie miałam ochoty dołożyć sobie jeszcze takiego samopoczucia.
Mozna zapanowac, tylko trzeba uważać, żeby nie oszalec. Ale da rade. Potem jest lepiejjak się TO wyciszy. Pamietaj - najważniejsze to nie czuć się podle.

A co do Was... trudna sprawa. Nie wiem. Chyba trochę spokoju trzeba. Niech facet nie czuje nacisku. Wtedy jest szansa, że wyjdzie na jaw, czy to jest jakaś wrodzona dysfunckcja, czy to chodzi o Twoją osobę.
Pozdrawiam Cie ciepło.
Bajka

PS. nie warto się zeszmacać, bo jedyne co nam pozostaje to świadomośc, ze ma sie czyste sumienie i postepowało się OK. Ale Ty to wiesz.
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-07, 08:04   odp 3

Dziekuje Bajka za podzielenie sie Twoim slowem ;)

W odpowiedzi na to powiem Wam, ze najgorsze jest to ze ja zaluje swoje wystepki tylko wtedy gdy sie nad soba powaznie zastanowie... a tak w codziennosci "normalnie" mi sie zyje z tym swoim dwulicowym obliczem.. Chcialabym zachowac malzenstwo, bo wiem ze tak trzeba, bo wiem jakim maz jest czlowiekiem w zyciu tak ogolnie i to mi odpowiada. Cale moralne znam, ale sobie nie wyrzucym nieustannie. Dziwie sie ze ta sytuacja doprowadzila u mnie do takej obojetnosci. Zwyczajnie nie chce tak robic, bo wiem jakie to zle i zalezy mi zeby byc zona ale w calym tego slowa znaczeniu.

Pomyslicie ze ja po prostu chce czegos, ze nie wiem, ze trudnosci w malzenstwie moga sie ciagnac dlugo... jestem na poczatku tej malzenskiej drogi i nie mam z kim rozmawiac o problemie, przed rodzina udaje ze wszystko ok, problem wplynal na wszystkie dziedziny naszego zycia, mi sie nic nie chce i nie mam skad czerpac sily.. nie widze w niczym sensu... i nie chodzi o sam seks, tylko jak wspomnialam o poczucie ze jestem dla Niego kobieta. Chociaz jakas chec z Jego strony, zeby pokazal mi, ze dla Niego istnieje w tej sferze! A ja czuje, ze sie o to blagam ciagle. Nie potrafie zyc w takiej pustce. Jak dla mnie problemy moga byc, ale w momencie gdy od dawna pozostaje w tym sama (bo rozmawiac Maz juz nawet nie chce.. a jak cos powie to: "nie wiem" albo "nie bede nigdy taki") to mnie to zwyczajnie przerasta. I co mam wielce skladac rece do Boga jak niektorzy zaklamani i mowic ze wierze... nie ja juz coraz mniej wierze, bo w jaki sposob ma sie zrobic lepiej - poki co wtedy jest lepiej gdy mnie w domu nie ma (bo nie czujac obecnosci oddalam problem / oszustwo siebie).

Nie chce grzechu rozwodu (dla siebie) i boje sie ze wszystkich zawiode.. nie umiem podjac decyzji.. Ten problem sprawil tez, ze nie potrafie uporac sie z uczuciem do tamtego mezczyzny, jest w mojej pamieci, moze nie tak szalenczo.. ale wybierajac np. sukienke w sklepie nie mysle juz co maz by na to powiedzial.. tylko odruchowo mysli ida w kierunku tamtego.. zlapalam sie kilka razy na tym zupelnie nieswiadomie! Zaczynam sie tego bac... No zalosne no...
 
     
Agnieszka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 08:14   

Ewela przeczytaj " Urzekającą " To dopiero romans w Twoim życiu się zacznie ...... Bóg nie chce , żeby Twoje serce było obojętne i żebyś żyła byle jak , masz miec pragnienia , marzenia , życ na 100 procent . i może jeszcze R. Waren " Zycie świadome celu "
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 20:11   

Ewela,
Ty na razie nie podejmuj żadnych decyzji, tylko spróbuj się wyciszyć. poczytaj te ksiażki, które dziewczyny doradzają. i odpuść. odpuść i sobie, i mężowi przede wszystkim. Bo wyobrażam sobie, w jakim stanie on się bidula znajduje - że nie sprawdza się jako facet!!! Tak. Bo dla faceta (z tego co wiem) poczucie, że zawodzi własnie w tej sferze to makabra. Często oni własnie swoją wartość definiują poprzez fakt, czy się sprawdzaja w łózku i czy ich kobieta jest przez nich zaspokojona (sorry za dosłowność, ale nie ma co owijać). no i dopiero wtedy on jest kogucik! i może obracać żonę, poklepywac i zachęcać. jak on Ci ma mówić, że pieknie wyglądasz, skoro boi się, że zaraz Ty czegos bedziesz chciała w tej sferze? Przepraszam 9panów szczególnie, jesli coś uprościłam). Więc odpuść mu i dowartościuj go w innych sferach!!!!!!!!!!!!!!!! Pokazując, że tamto - to pikuś (lub pan pikuś) w porównaniu z tym, jakim wspaniałym jest .... (tu wstawisz sobie właściwe). i niech się facetowi ego poprawi i podniesie. To wtedy jest szansa, ze zadziała i reszta. No chocby nie będzie obawiał sie iść do lekarza. Ale nie naciskaj go, nie przypominaj mu.
No. Uszy do góry kobitko! A tu się zawsze możesz wygadać.
Pozdrowienia
Bajka
 
     
Ewela_24
[Usunięty]

  Wysłany: 2009-11-07, 20:37   odp 4

Dzieki za kolejna wypowiedz Bajka hehe...

Ksiazki poczytam.. z ciekawoscia rzecz jasna.. Co moge wiecej powiedziec.. Masz racje.. no seksuolog tez proponowal mi wyciszenie, maialm czas kiedy w ogole w tej sferze nic nie podejmowalam - nawet rozmowy, zwyczajnie czekalam, czekalam.. no efektu nie bylo. Mojego meza przytlaczaja tez inne rzeczy, egzystencjonalne ze tak powiem i nie umie od tego wszystkiego sie oderwac tak jak ja. Ja pocieche na cale zlo chcialam szukac w nim, nie tylko w seksie rzecz jasna. Wy tu wszyscy moze czekacie, modlicie sie o rozwiazanie Waszych problemow.. a ja chyba chce byc ta zla, bo nie umiem juz czekac.. bo ja mam Mu ciagle dawac.. cierpliwosc, umacniac Go bla bla bla... staralam sie przez prawie rok trwania problemu... a teraz cos we mnie peklo.. im wiecej o tym pisze, to czuje sie jak tupiace dziecko ktoremu sie cos nie podoba... (bo inni maja wiecej sily niz ja) ale to nie kaprys, ja nie mam skad wziac sily, ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac... A z tego co mowi Maz to zwyczajnie do siebie nie pasujemy (Jego slowa). Nie umiem w sobie znalesc spokoju ani miejsca w codziennosci. Nic mnie w takiej niewiadomej nie cieszy.. Zalezy mi zeby nie niszczyc malzenstwa jako zwiazku zawartego przed Bogiem, ale zobojetnialam na wspolmalzonka i chcialabym zeby teraz on wykonal jakis ruch... bo mi juz mniej zalezy na Nim jako mezczyznie i nie umiem sama w sobie tego odkrecic!
(dzisiaj np musialam wyjechac z domu, bo Jego cisza.. atmosfera miedzy nami, ten bol ktory widzimy w sobie.. sprawia ze nie moge pracowac.. na odleglosc tez jest ciezko, bo problemy sa w srodku.. ale nie tak namacalne)
 
     
bajka
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 20:56   Re: odp 4

Ewela_24 napisał/a:
ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac...


Ewela,
po prostu sama przed sobą musisz sobie odpowiedzieć szczerze na te pytania.
nie zawsze w życiu układa się tak jak sobie to wymarzymy.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-07, 21:03   

Ewela_24 napisał/a:
ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac..


no tak nic nie wiesz....to pora się dowiedzieć

zadaj sobie pytanie :
CO JEST NAJWIĘKSZYM, NAJGŁĘBSZYM MARZENIEM TWOJEGO SERCA?
może to być trudne na początek , podpowiedz , która mi osobiście otworzyła oczy.

http://nearlyangel.wrzuta...s._pawlukiewicz
DO ROBOTY. to zadanie zajmie ci na pewno troche czasu , ale warto.
 
     
w.z.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-08, 09:52   

Ewela_24 napisał/a:
ja nie wiem czy kocham.. ja nie wiem czy chce byc.. ja nie wiem na co mam czekac...

bajka napisał/a:
po prostu sama przed sobą musisz sobie odpowiedzieć szczerze na te pytania.


Coś mi dziewczyny w Waszym rozumowaniu nie pasuje. Takie pytania zadają sobie najczęściej osoby w przeddzień odejścia od współmałżonka. Najłatwiej sobie odpowiedziec wtedy "nie" i to nas od razu "zwalnia" od pracy nad małżeństwem. Takie pójście na łatwiznę.

Bardziej interesujące jest pytanie "co to jest miłośc?". Z Waszych postów można odnieśc mylne wrażenie, że miłośc się skończyła więc i zdrada ma swoje usprawiedliwienie. A to przecież tylko zwykły schemat, jaki tu na forum często się powtarza. Miłośc to nie uczucie.

Ewela - kryzys jest po to by go pokonac. I wierz mi - po kryzysie kocham moją żonę bardziej niż kiedykolwiek wcześniej. Nawet nie da się tego porównac z tym co było wcześniej.
Tobie życzę bys się nie poddawała. Może i w innych związkach zaznasz trochę niby miłości, ale prawdziwą miłośc znajdziesz w swoim małżeństwie i walcz o to.

Bajka - świetnie napisałaś o tym co czują faceci. Dokładnie tak jest :).


Jeszcze na koniec link pokazujący do czego prowadzi myślenie tylko w kategoriach seksu, nie bierz tego Ewela do siebie. Po prostu nie wiedziałem gdzie ten link zamieścic:

http://www.rp.pl/artykul/..._pedofilow.html
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 8