Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Ak, wierze ci, bo wiem, że jesteś mądra dziewczyna, kochającą swoją rodzine, dlatego to takie trudne... bo musisz podjąc decyzje sama i sama brać jej konsekwencje na siebie, bez pomocy bliskiej ci osoby, a to trudne zadanie dla każdego.
Ak nie ważne co myślą, sądzą inni, to twoja decyzja i twoje zycie...
jesli uważasz, iż podjęłaś słuszną decyzje o separacji to nie możesz uciekać sama przed sobą przed jej realizacja, czekając na cud,
bo czujesz sie wtedy jeszcze bardziej bezradna wobec samej siebie i lęków jakie ta decyzja będzie konsekwentnie na ciebie wpływać...
inaczej mówiąc, czujemy sie bezsilni wobec jakiejś sytuacji, szukamy drogi wyjścia z niej, wybieramy dla siebie możliwie jak najlepszy wariant poprawy tej sytuacji i dalszym krokiem jest jego realizacja...
bo w przeciwnym wypadku jest jak mówisz
...Myślę o tym codziennie... a dni przepływają mi przez palce... czasem mam wrażenie, że zapadam sie w bagno - całkowicie biernie, czekając na cud pojawienia się kogoś, kto mnie wyciągnie, kto przedstawi mi gotowe rozwiązanie. Lub na cud przemiany mojego męża, o która sie modlę. Niestety nie mam juz tego czasu...
a taka postawa nie sprzyja wyjściu z kryzysu tylko pogłębianiu się na własnej bezradności, złości na siebie samą za brak odwagi realizacji tego co uznaje, że będzie dla mnie właściwe i dobre w efekcie dla pozostałych członków rodziny też...
pozdrawiam Ak, odwagi w siebie, w ocene słuszności własnych podejmowanych decyzji... tu kłania się właśnie mała samoocena siebie, brak wiary we własne możliwości, że moge być panią swojego zycia, sterować nim tak, by zyło mi sie spokojnie i szczęsliwie.... musisz uwierzyć w siebie w swoją siłe i mądrość podejmowanych decyzji, jakakolwiek by to nie była jest twoja.... i musisz wierzyć i ufac sobie, że sobie poradzisz, bez oczekiwania na pomoc ze strony innych, że ktoś za ciebie ją podejmie i uwolni od odpowiedzialności...
niestety taka jest nasza trudna rola dorosłego, brać na siebie konsekwencje każdego kroku, wierzyć w siebie, iż to co robie jest słuszne i właściwe, czerpac lekcje z przeszłości, uczyc sie na błedach, które popełniamy, wstawać po ich upadku... inaczej jak mówie, bezradność sprawia, że nasze samopoczucie, samoocena z każdym dniem maleje a możliwości wyjścia z patowej sytuacji stają sie nie do przezwyciężenia...
Danka 9 [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-13, 11:15
ak, moze myslisz ze nie rozumiem Ciebie, moze tak być
ale podobnie odczuwam rozne rzeczy zle mi to czekam na cud az ktos inny podejmie decyzje lub maz sie zmieni
ak, piszesz, maz i mąz tak to on jest wszystkiemu winien i jak odetniesz sie od niego to wszystko sie zmieni
nie wierzę w to za bardzo powiem Ci szczerze
bo problem jest tez w Tobie
zmieniaj sie...le tez nie zmieniaj sie sama..pozwol sobie pomoc...najlepiej fachowcowi...
kran cieknie i uszczelka jest posuta...co to da jak odetniesz doplyw wody..bedzie spokoj, kaluzy nie bedzie ale nikt sie nie napije nie umyje
dla mnie to Ty jeszcze nie zabralas sie za siebie tak fest..moze jestem niesprawiedliwa
ja tez tak mialam...mimo tego ze chodzilam na terapie, pracowalam nad soba...wydawalo mi sie latwiejsze porzucenie meza nic nauczenie sie np asertwnosci...
moze to jest granica do ktrej doszlas....jestes madra kobieta...odpowiedzialna..mozesz sobie powiedziec...ok mam trudnego meza...ale mimo niego moge miec normalne relacje z dziecmi i mezem....ze swojej strony....byc w porzadku wobec nich
jestes bardzo zalezna od meza..wiec duzym wyzwaniem bedzie separacja....moze to nowe, dobre doswiadceznie?
ze mozesz sobie poradzic bez meza...ze on nie jest jedynym zrodlem problemow, ale tez ze jestes madra kobieta, ktora jest silna!!!
Ak zlot doda Ci skrzydeł
ak70 [Usunięty]
Wysłany: 2009-11-16, 08:58
Wyjazd na zlot miał same plusy, choć bez zgrzytów sie nie obyło, bo dzieci zostały z mężem, no i zafundowały mi parę dobrych chwil nerwów i płaczu. Ale potem - dziwnie dla mnie samej - w drodze powrotnej ogarnął mnie taki dziwny spokój (pomimo kolejnych rozpaczliwych smsów od starszego syna), że sama nie mogę się otrząsnąć z tego dziwnego stanu (i nie chcę!!! bo bardzo mi to odpowiada).
Nałóg, mami - tak, to dla mnie bardzo trudna decyzja. Tym trudniejsza, że dobrze znam swojego męża i wiem jak na niego zadziała pismo z sądu (wiem, mówiliśmy w trakcie spotkania w Krakowie o "gdybaniu" i przewidywaniu tego co się stanie, ale moje przypuszczenia graniczą z pewnością w 99%, zawsze pozostaje ten 1% nadziei na cud) - dopiero wtedy będę miała "pod górkę". Ale trudno... albo wóz, albo przewóz, dość życia w zawieszeniu...
Nie możesz pisać nowych tematów Nie możesz odpowiadać w tematach Nie możesz zmieniać swoich postów Nie możesz usuwać swoich postów Nie możesz głosować w ankietach Nie możesz załączać plików na tym forum Możesz ściągać załączniki na tym forum