Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
...czy po ludzku...jest jakaś szansa...?
Autor Wiadomość
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-21, 18:46   ...czy po ludzku...jest jakaś szansa...?

sory....
Ostatnio zmieniony przez robertT 2009-10-23, 14:11, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-21, 19:23   

Robert
trzymaj się nie poddawaj .
DLA BOGA NIE MA RZECZY NIEMOŻLIWYCH.
parafrazując
CZY KOCHASZ ŻONĘ TAK, ABY DAĆ Z SIEBIE WSZYSTKO I JA URATOWAĆ ?

Ja sama dopiero się tego uczę , a lekcja jest arcytrudna i każdego dnia trzeba przekraczać siebie. NA SZCZĘŚCIE OBOK KROCZY JEZUS . :lol:
Z BOGIEM
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 13:36   

robertT napisał/a:
.Chce to naprawic,uda sie?Po ludzku nie ma juz szans,próbowalem wszystkiego.


Robert, ty nawet nie zacząłeś, stosowałes gierki by zona wróciła... zwykła manipulacja...
człowiek uzywa rozumu a nie go ogłupia alkoholem... po co to robisz.. by nie czuc, ze boli?..
ale jak nie bedziesz czuł bólu to jak chcesz cos zaradzić...
zreszta już na pewno wiesz, że nie pomaga w problemach używka, ba robi jeszcze większe problemy zyciowe...

na pewno terapia / psycholog.... nie by ratowac małżeństwo ale siebie...
jak uratujesz siebie może i uda ci sie małżeństwo, bo dziś jestes na równi pochyłej... lecisz w dół...
niedługo zaczeniesz miec mega problemy, nie tylko z zoną, ale z pracą, z relacjami z innymi ludźmi poczujesz jak życie leci między palcami...będziesz czuł sie coraz bardziej nieszczęsliwy... potem totalny dół.... i polepszanie nastroju uzywkami... to będzie sprawiać jeszcze większe problemy i tak w kółko...

Robert jesteś facet, działaj... wytycz cele jakie chcesz realizowac w swoim zyciu...bez udziału rodziców...
o zgrozo dojrzały facet, wciąż nadmierna opieka rodziców i władza nad toba...
kiedy w końcu poczujesz, sie władny do rządzenia swoim życiem...
może gdyby rodzice pozwolili ci ponosic konsekwencje twoich czynów, nie starali sie za ciebie je ponosić, prędzej byś dojrzał do roli ojca czy męża...
ale dziś niestety twoi rodzice..to oni wychowuja dzieci... nie ty...pewnie pomagają w codziennym zyciu by zyło ci sie wygodnie i beztrosko... dlatego nie potrafisz sam o siebie sie zatroszczyc, czy ustrzec przed problemami...w końcu zawsze jest mama, która pomoże...

ale ta pomoc zaczyna ci juz ciążyc... mimo poczucia iż możesz liczyć na nich...to za mało bys czuł sie bezpiecznie...pragniesz byc dojrzałym facetem...ale to wymaga od ciebie wielu wyrzeczeń...
stac cie na nie...
by twoje zycie stało sie prawdziwie radosne dla ciebie, twojej rodziny czy by żona zechciała wrócic do naprawde dojrzałęgo faceta, który nie ucieka od problemów, nie topi ich w wódzie.. nie powierza swoich obowiązków wychowania dzieci starym rodzicom...
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 15:25   

musialem...
Ostatnio zmieniony przez robertT 2009-10-23, 14:20, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 15:54   

robertT napisał/a:
Uwierz,próbowałem wszystkiego.Co tylko w mojej mocy.Nie chce nic ode mnie.Niczego


wszystko co ty uważałeś, że dla niej jest dobre właściwe...
ale to było dobre dla ciebie, bo pod własne korzyści robione...
zastanawiałeś sie czego chce żona, nie...
daj jej to o co prosi..spokoj i cisze...

skoro potrzeba jej dziś bycia zdala od ciebie to musisz to uszanowac... w zamian za to w tym czasie zajmij sie soba...
jest na necie tu pare osób, szczególnie jedna... od której wiele możesz czerpac wiedzy czego nie nalezy robić...
mysle, że pare słów od siebie tu wklei...

tymczasem przestań zajmowac sie nawracaniem zony... na siłe niczego nie zrobisz..zreszta w jej oczach nie jesteś dla niej żadnym autorytetem...powie wie ci, ze sam rozpocząłeś to, co ona teraz kończy...
w tym momencie kryzysu to nie zadziała...
dziś możesz jedynie nawracac siebie, pracować nad swoimi brakami, by może pod wpływem twoich zmian zona zatęskniła do ciebie...

wszystko jest możliwe, ale tylko wtedy jak realne stają sie mozliwości powrotu dla drugiej strony...dziś żona widzi cie oczami takimi samymi jak wtedy gdy ją zdradzałeś..
dziś w jej oczach nie jestes kimś dla kogo mogła by zrezygnowac i powrócic do ciebie...
by tak było musisz pokazac zonie, że warto...
a że jest sama zagubiona, ty to najlepiej powinienes rozumieć... czasami postepujemy niewłaściwie i głupio, jednak jak przychodzi refleksja nad własnym postepowaniem, wtedy wszystko jest możliwe...
ale by doszło do niej, musisz dac jej cisze i spokój... jako poszanowanie jej osoby..
możesz nie zgadzać sie z tym co robi, możesz nie akceptowac jej sposobu na zycie..ale nie możesz na siłe jej tego wmawiac...bo czasami druga strona robi coś z przekory, na złość by w ten sposób poczuć zemste za swoją krzywde jakiej doznała...

im bardziej wchodzisz w tą gra tym dalej jestes od załagodzenia problemu...

pozdrawiam..
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 16:34   

musialem...
Ostatnio zmieniony przez robertT 2009-10-23, 14:21, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 18:38   

Robert.........żal...........kochasz jak wariat-tak piszesz.
Rzeczywiście chyba jak wariat.Ale samo to słowo w potocznym znaczeniu odnosi się do kogoś chorego psychicznie.Do kogoś kto nie jest zdrowy na umyśle.
Do kogoś kto tak naprawde nie zawsze wie co robi i dlaczego.
A więc może najpierw należy zajać sie leczeniem siebie????
SIEBIE
A żona?????
Ją zraniłeś potwornie dwa razy.
Ty już wiesz jak się cierpi będąc zdradzaczem................. ona wie jak sie cierpi będąc zdradzaną.................
Ty zdradziłeś i uciekałeś od prawdy o sobie w alkohol............. ona ucieka w chęć zapomnienia o zranieniu w ramiona innych facetów.
Widocznei obikje musicie zaliczyć dno by sie od niego odbić i zacząć droge ku zdrowieniu.
A Mami ma rację -choć Ty ja wypierasz- Twoi rodzice zrobili CI?Wam krzywdę będąc nadopiekuńczymi i wyręczając Was oboje w byciu rodzicami.
Dziś też są nadopiekuńczy.
Wiesz co bym (chyba) zrobił na ich miejscu?????????
Wywalił bym Cię z domu.Jesteś dorosły i to Ty sam musisz ponosić konsekwencje swoich poczynań.

Facet.Ogrom pracy przed Tobą.Bo chyba nie jesteś dobrym ojcem,gdy to rodzice sprawują dalej opikę nad Twoimi dziećmi..................
A dla Ciebie jest najważniejsze to ,ż epo firmie sie rozniosło że zdradziłeś i że żona nie chce z Tobą gadać,że sama łazi na "zieleńsze ogrody".
Nie to jest ważne.
Ważne jest to abyś stanął w prawdzie o soebie:kim byłęś???kim jesteś? i kim chcesz być??????

Piszesz:"Dlaczego chce takiej "ciszy"jaką sobie teraz gotuje?Niewyobrażalne to dla mnie"

Zobacz.......... tak działą "kusy".......... Ty soebei dałeś prawo do "zieleńszej trawki" ....nawet dwa razy........... i nie interesowało Cie to że zdradzasz............. bo żądze.
A jak rzadzą mną żądze to ja sobą nie rządzę.

Teraz "kusy" ma w łąpach Twoją żonę i jej żądze................

Ale to wszystko może się zmienić................... ale zacznij od siebie.OD SIEBIE.
I zostaw na dziś żonę w spokoju...........
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 18:41   

robertT napisał/a:
Ale po ludzku nie mogę na to patrzyć.Nie mogę znieść jej zachowań teraz kiedy nie tak dawno było różowo i pięknie.Wie,że ją kocham jak wariat i szaleniec.Cisza i spokój-ok.Ale nie w ten sposób!Dlaczego chce takiej "ciszy"jaką sobie teraz gotuje?Niewyobrażalne to dla mnie!


OJ Robert,Robert .....dlaczego??? dlaczego???dlaczego????

A najprościej bedzie powiedziec tak.
Dlatego ze ma takie prawo-rozumiesz.

Skoro ty mogłeś wszystko,czas dla siebie,czas na romans,czas na wykonczenie romansu.

To czemu zona nie może bo piszesz,było kolorowo,bo dzieci ,bo sakrament-i zgoda.

Teraz widzisz tak????

Bo dostałem kopa i przejżałem na oczy????

Robert zrozum jedno sam do tego doprowadziłeś i nadal prowadzisz do destrukcji.

Piszesz separacja-oj Robert u mnie tez jest separacja.
I separacja może prowadzic do scalenia ,ale nie musi-to zalezy od wielu ale.
I dziwisz się małżenstwem jesteście nie na papierku-ale małżeństwem zawieszonym.
Separacja to prawie jak rozwód-jedyna róznica że nie można wchodzić w nowe małżeństwo.

Ale w związki można-i jak sie teraz czujesz????
Czy ma zona prawo???? czy nie????

Ja odpowiem ma i nie masz na to wpływu.

Jedyne co możesz dziś daj jej faktycznie oddech-bo czy chcesz czy nie będzie go brała sama .

Coraz więcej,coraz bardziej.

Robert boli -rozumiem mnie tez bolało,mnie tez scisakało,ja tez chciałem juz i natychmiast wszystko uleczyć.

Lecz trzeba było czasu by zrozumiec że ja chciałem-a druga strona nie chce.

Co zatem zrobić-wypominać??? nienawidzieć????robic na złość????narzucac się????

Nie dac oddech-a wtym czasie uczyc sie o sobie,rozpoznac co we mnie było nie tak,co doprowadziło zone do takiego ruchu.

Robert zona zrezygnowała,nie podejmuje rozmów,działan-bo straciła sens w sercu,oczach,duszy-was razem jako małżeństwo.

Pogubiła sie tak samo jak ty kiedyś,chcesz jej szczęścia to daj.

Daj jej przeżyc teraz wszystko samej,daj jej czas refleksji,oceny tego co robi,stwierdzenia słusznoci.
Bez moralizowania,bez wytykania,bez streczenia jej.

Staraj sie dorastac do wartości faceta-nie tego małego chłopca.

Płacząco,pijącego,nieporadnego,bez poczucia bezpieczeństwa.

Ucz sie każdego dnia na swoich błedach,ucz sie każdego dnia jak wyglada wartośc faceta.

Pokazuj rozumiem ciebie,rozumiem twoje prawo,rozumiem co sie w tobie dokonuje.
Nie zmuszam,nie ucze na siłe-jestem z tobą i przy tobie-na ile sama pozwolisz.

Pokaz Robert dorosłego faceta i jego działania.

Kocham,staram sie,zmieniam się-szanuje siebie i ciebie.

Robert cała zagwostka jest własnie w daniu pełnej wolności,bez kontroli,bez spogladania,z prawem własnego wyboru.

Wiesz czym jest dorosłośc faceta-zacisnąc zeby mimo bólu,mimo żalu,mimo smutku.

I wiara w siebie że to potrafię-kochac mimo odrzucenia
robertT napisał/a:
Dlaczego chce takiej "ciszy"jaką sobie teraz gotuje?


A na to odpowiem ci szcególnie-dlaczego chce ciszy????

Bo Robercie ja zmeczyłes,bo ja zraziłes do siebie,bo widzi że bez Roberta da sie zyc i jest fajnie.

Piszesz o koleżankach żony-otaczaniu sie słowem zrozumienia i wsparcia.

Tak to prawda -bo te koleżanki pokazuja zonie ze da sie życ,w pojedynkę,bez męża ,w szczęściu z innym facetem.

I co z tym zrobisz,zabronisz????

Bez szans-bo juz wie ze nie możesz nic.............a tym bardziej zabraniać.
I daj jej szanse w spokoju to zrozumieć,ze koleżanki sie może mylą,że nie tego oczekuje,że chce sama wrócic do faceta w jakim widzi wartości.

Jedno co możesz to każdego dnia zmieniac się i może w ten sposób pokazywać-że sarasz sie o nią.


pozdrawiam chłopie i bez załamki ...trza przełknąc slinę,podciągnąc gacie i do roboty -o siebie ,lepszego Roberta..........

nie zapominaj ze jestes ojcem i mężem-a to da ci siłe do zman siebie.
Zwątpienia będa jeszcze przychodzic-ale jak zaakceptujesz wszystko to dasz radę......
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 19:55   

zmienię...
Ostatnio zmieniony przez robertT 2009-10-23, 14:22, w całości zmieniany 1 raz  
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 20:31   

Robercie, po przeczytaniu Twojej historii stwierdziłam, że historia jakże podobna do mojej... tylko z drugiej strony, ja jestem tą stroną zdradzoną. Również dwukrotnie. I mój mąż również nadużywa alkoholu, choć jest na etapie kiedy do walnięcia łbem w dno mu trochę jeszcze brakuje. I również relacja nasza z jego rodzicami.... Niewątpliwie - moi teściowie, jak i Twoi rodzice kochają zarówno swego syna jak i jego żonę, chcą dla nich dobrze... Tylko że jest to niestety miłość nadopiekuńcza, zniewolona, bez odciętej pępowiny. Mami i nałóg dobrze piszą, ja znam to od podszewki... Problem jest w tym - co Ty z tym zrobisz. Bo to że nie widzisz w tej chwili problemu nie oznacza, że jego nie ma. On jest i to duży, uwierz mi. Bez odpępowienia się od rodziców nie masz co myśleć o swoim sensownym małżeństwie. To jest sprawa do załatwienia na już! Bo Ty już masz dorosnąć do bycia mężem i ojcem!

Jeśli chodzi o relacje z żoną, powiem Ci co mnie by pomogło. Widzisz, na dzień dzisiejszy ja po ludzku nie widzę możliwości bycia z moim mężem, nie z takim jakim jest teraz. Jeśli miałabym z nim być - musiałby poczynić mocne postanowienie poprawy w dwóch sprawach: "nigdy więcej alkoholu do ust" oraz "nigdy więcej zdradzania". I poprze to konkretnym działaniem, czyli np. terapią; oraz całym swoim zachowaniem, całym swoim "ja". Ja wiem, że nikt mi nie zagwarantuje, że jak mi to obieca to dotrzyma, różnie może być. Ze mną też, wszak ja sama nie wiem, co mogę zrobić, być może mnie też czeka jakiś upadek, jakieś walnięcie łbem w dno... Nie planuję, ale też i nie znam przyszłości. Mogę jedynie dołożyć wszelkich starań, aby tak się nie stało. I tego samego oczekuję od męża.
Natomiast - najważniejsze! - te obietnice powinny być poczynione samemu sobie!
Ja nie chcę już nigdy więcej patrzeć jak ktoś coś robi ze sobą, i patrzy na mnie - czy ja akceptuję, czy tak się podoba, czy tak ma być.... Nigdy, zbyt duża odpowiedzialność za innego, dorosłego wszak człowieka.
A dorosły, dojrzały człowiek ma czynić wszystko co powinien, jak najlepiej da radę, widząc i biorąc pod uwagę konsekwencje swego postępowania. Ma wziąć odpowiedzialność sam za siebie! Z takim mężem chciałabym żyć. Robercie - z takim, jakim Ty jesteś teraz - ja, jako kobieta zdradzona, po prostu nie umiałabym. Nie dziw się więc swojej żonie. Może ma złych doradców, może nie takie otoczenie, może buzuje w niej mnóstwo uczuć - zemsta, skrzywdzenie... Ale ona teraz inaczej nie umie. Uwierz, bycie kobietą zdradzoną, bycie żoną męża nadużywającego alkoholu - to koszmar, to trauma, z której ciężko się podnieść. Ona po prostu radzi sobie z tym, jak umie. Robi to źle, w sposób destrukcyjny dla niej i otoczenia.... A Ty jej teraz nie pomożesz, ani Twoi rodzice... Najpierw pomóż sobie. Leżący nie podniesie leżącego, najpierw sam musi solidnie stanąć na nogach.
 
     
cierpliwy
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-22, 20:37   

robertT napisał/a:
Ale ja się kryłem jak szpieg,wylazło szydło z worka-ocknąłem się.Chciałem i chcę naprawiać.A tu jest jazda na żywca.Bez skrupułów


Oj Robert nie klucz ,nie kombinuj -pisze ci nałóg PRAWDA O SOBIE-a ty co nadal sie usprawiedliwiam,nadal unikam prawdy.

Piszesz kryłem sie -ale sie ocknołem.

Ta ......a jakby nie wyszło szydło z worka ile by to trwało co????

Piszesz działania zony bez skrupułów????

A jakiego miała nauczyciela????? ze skrupułami?????

Robert prawda o sobie to
-uznanie zła jakie wykonałem
- pogodzenia sie z błędami jakie wykonałem
-uznaniem tego ze kierowały mna złe rzadze
-uznanie krzywdy jaką wyrzadziłem zonie

a dalej........
-zrozumienie obecnych działan zony
-uznaniem że ma prawo do zagubienia
-uznaniem ze ma prawo do odreagowania


a jeszcze dalej....
-zmiana siebie
-praca nad swoja ułomnością
-budowa własciwej postawy męża
-zrozumienie i akceptacja drugiej osoby


a potem......
-przyjecie własnych konsenkwencji
-w miarę możliwości zadoścuczynienie



Pokora,spokój,stabilizacja własnych uczuć...........a zarazem akceptacja,zrozumienie
uznanie prawa drugiej osoby do przezywania tego według własnego uznania......

na samym końcu daje mozliwośc pomocy zonie na wyjście z jej zagubienia!!!

Lezc Robercie by to nastąpiło to...
-zona musi zobaczyc innego Roberta
-wiedziec że może mu zaufac
-poczuc że jest naprawde dla ciebie wartością
-zrozumiec ze gwarncje jakie jej dajesz sa prawdziwe...............


Pamiętaj jest takie powiedzenie CO NAS NIE ZABIJE -TO NAS WZMOCNI
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-23, 10:56   

najsmutniejsze jest to Robert, ze nawet sam sobie nie zdajesz iż masz rodziców nadopiekuńczych, kochających cie "chorą" miłościa...
tobie wydaje sie, ze to co robią rodzice, ci sie słusznie nalezy jako synowi, że tak należy... a to nie prawda... prawdziwie kochający rodzic tak wychowuje, tak postępuje by dziecko, potem dorosły potrafił sam dbac o siebie, potrafił sam podejmowac decyzje i za nie ponosić konsekwencje...

za ciebie niestety ponosza rodzice, bo czują sie odpowiedzialni za ciebie, może uważają i czują sie winni za twoje zycie, dlatego pomagają ci w wychowaniu dzieci,
pewnie boją sie opinii środowiska co ludzie powiedza, dlatego wyręczają cie w obowiązkach chocby wychowawczych..
ty zas sam uważasz, iż to normalne, bawisz sie, jak piszesz ...
..nie musielismy sie martwic bo byla moja mama-wychuchala ją od malego brzdąca,oczko w glowie moich rodziców.Przychodzilismy z pracy,posprzątane,poprasowane,obiad na stole,relacja co dziecko zjadlo czego nie.Wspólny obiad z rodzicami i wyjazd dziadków do domu.I tak codziennie,mielismy super.Po szesciu latach malzenstwa urodzila sie nam druga corka.Jeszcze wiecej obowiązków i znowu to wszystko spadlo związane z wychowywaniem córek na moich rodzicow.Nie narzekali-wiedzieli ,ze kto nam ma pomóc jak nie oni...

można wiele przykładów mnożyc z opisów w postach twoich...

...Ja dziekuje Bogu,ze mam takich rodzicow bo sami nie dalibysmy rady...
a wy w tym czasie
..Spotykalem sie z kumplami,gralismy i prawie zawsze konczylo to sie imprezą.Zona poznala moją starą paczke przyjaciól,czasami wyszla ze mną na taką imprę ale nie popierala tego...

może, gdyby twoi rodzice nie pomagali, dziś nie czuliby sie winni, może nie doszłoby do tego wszystkiego...bo zamiast bawić sie siedziałbyś w domu i pomagał zonie w domu...
dziś masz wiele do zrobienie pytanie tylko czy cie na to stac...
czy jesteś w stanie być w końcu dorosłym facetem, odpowiedzialnym ojcem
czy nadal pogubionym dzieckiem, "wiecznie bawiący sie chłopiec"...

....
'''...Ja już dno zaliczyłem nie chcę aby ona tego doświadczyła!Przekora?Odpłacenie?Podnoszę się powoli...małymi kroczkami ale dam radę ...'''

ale szlachetność i wspaniałomyslność przebija przez to..
wybacz ja tego nie kupuje!!!
pod wzniosłym patosem bycia szlachetnym kryje sie urażona duma męska, lęk przed rozstaniem...
wybacz, ale nie ma to nic wspólnego z pomaganiem zonie, by nie zaliczyła dna,/ bo to powinna!!!/
a ma wspólnego z oddaleniem od siebie nieprzyjemnych emocji... z którymi sobie nie radzisz...

manipulacje nie działają... zona przestała byc pod twoim wpływem, przestałeś mieć władze nad nią..to cie przeraża, próbujesz innych gierek...może wiara..
manipulujesz jej poczuciem sprawiedliwości i godności... straszysz "ogniem piekielnym" jak sie nie nawróci...wszystko to jak piszesz
..Uwierz,próbowałem wszystkiego.Co tylko w mojej mocy....


a w twojej mocy nad nią nie ma juz nic...
pierwsze to uznaj swoją bezsilność bys mógł dalej zrobić krok,
zamiast wciąż manipulowac i szukać nowych możliwości zmiany nieprzyjemnej sytuacji w jakiej sie znalazłeś....

pragniesz utrzymac pozytywny własny wizerunek, "nawróconego" za wszelką cene,
by usilnie przekonac siebie i innych, że to nie ty masz problem a że świat, inne osoby powinni sie zmieniać...
osądzasz nie siebie a innych bo masz problemy...
uznajesz, że nie ty masz problemy tylko to otoczenie, zona ci ich przysparza...
wszystko po to, by byc raczej ofiara niż współwinnym zaistaniałej sytuacji..
wolisz szukac winnego na zewnątrz niż w sobie...
wielu gdy ma problem - szuka WINOWAJCY.. zamiast szukać rozwiazania /to przychodzi później/ gdy uznaja już swoją bezsilność wobec partnera...


wiele pracy nad soba, nad zmianą myślenia, zachowań ale zwyczajnie po ludzku jest możliwe...
ale czy ty jesteś gotowy na ciążką prace nad soba ?
musisz sobie sam odpowiedzieć...
motywacją do zmian jest realna mozliwość powrotu żony... tylko gdy ujrzy nowego dojrzałego faceta
nie wiecznie spychającego na barki innych, manipulującego całym otoczeniem "chłopca"
 
     
robertT
[Usunięty]

Wysłany: 2009-10-23, 14:13   

sory

[ Dodano: 2009-10-23, 15:14 ]
musialem...

[ Dodano: 2009-11-01, 13:58 ]
Tak to prawda,wywalilem wszystko co napisalem.Powiem szczerze szukalem pomocy,ze mnie poklepiecie po plecach-facet zdradzający chce teraz nawracać zonę która odwdziecza sie mu tym samym-pieknie!A tu co innego-szok! Przeczytalem te wasze.posty i po jakims czasie stwierdzilem,ze macie racje....Zacznij facet od siebie!Napisala mi Nirwana,ze historia bardzo podobna do jej,pomogla mi juz duzo -pomaga,pisze na priv.dzieki jej za to!Lejcie kubly wody na mój pusty łeb.Ocknąlem się z jednego-daj jej spokój pisaliście.I tak zrobiłem!Niech sie pasie na zielenszej...jak pisał chyba nałóg czy cierpliwy...Ocknąć się muszę jeszcze z drugiego-wiecie z czego,tego co pomaga doraznie...jeszcze raz dzieki...bede juz pisal...co robie w tym celu,co zrobilem...piszcie..pomagajcie...módlcie sie za nią!!!

[ Dodano: 2009-11-01, 14:12 ]
Juz wiesz Nirwano dlaczego to zrobilem...
 
     
Nirwanna
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-01, 19:57   

Już wiem.
Modlitwa potrzebna jest Wam obojgu, tak mi się zdaje, że prośba tylko o modlitwę za żonę, a za siebie nie.... Robert - jeszcze nie stoisz, dopiero głowę znad gleby podniosłeś. Aby stanąć choć na klęczki - potrzeba dużo mocy, zwłaszcza tej od Pana Jezusa pochodzącej, samemu.... będziesz się ślizgać jak na lodowisku. Nie o to chodzi. Oboje namieszaliście w Waszym małżeństwie, obojgu Wam potrzeba mnóstwo łask...
Robercie, na Twoim miejscu skupiłabym się na dwóch rzeczach najpierw, a na trzeciej potem. Przy czym trzecią mając jakby wciąż "z tyłu głowy", że ona jest do załatwienia, a nie do odłożenia, albo może sama się rozwiąże... Nie rozwiąże się sama, za dobrze by było.
Pierwsza sprawa - to alkohol. Tu potrzebna jest terapia i niezbędna grupa wsparcia (AA), abyś mógł mieć po ludzku, w realu jakieś oparcie, nawet takie z walnięciem w łeb na odlew, kiedy zacznie Cię nosić.
Druga sprawa to prawidłowa relacja z dziećmi - nie możesz sobie tego odpuścić, bo zwlekanie może być już nie do odpracowania, zbyt dużo zła się stanie, a młode zrasta się szybko, ale tylko jeśli chodzi o kości. Jeśli chodzi o ducha - zbyt często zostają rany trudne do zabliźnienia. Jak już pisałam na priv - Pulikowski "Warto być ojcem" to lektura obowiązkowa. Plus na szybko - artykuł z "Idziemy" nr 43/2009
I trzecia sprawa - ta, którą musisz mieć już na uwadze do rozwiązania - to prawidłowe relacje z rodzicami. Prawidłowe z punktu widzenia bycia dorosłym facetem i ojcem, a nie tylko synem swoich rodziców. Tu myślę, że psycholog będzie niezbędny. Dobry, chrześcijański, szukaj w poradniach przykościelnych, może blisko masz archidiecezjalną poradnię...?
No i na koniec - upadniesz nie raz. Wpisz siniaki w rachunek, że będą. I nie zatrzymuj się nad nimi zbyt długo, tylko rób tak, aby upadać jak najrzadziej. Proś o to w modlitwie, kołacz - a dostaniesz. Powodzenia :-)
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-03, 09:57   

twoja reakcja na otrzymane posty była normalna...

człowiek potrzebuje czasu... na zmiany, na zrozumienie, na pogodzenia się ze soba, z tym co słyszy o sobie,
dlaczego coś nie jest tak jak kiedyś, porzebuje wsparcia, podpowiedzi jak sobie z tym poradzic, by było lepiej...

i wiesz, jak otrzymuje takie sugestie często jak ty z początku walczy,
ale po czasie dochodzi do zrozumienia... i pojawia sie chęć do zmian...
bo zapłata jest nowa lepsza jakość życia...
choć to bardzo trudna droga, bo wymaga wiele wyrzeczeń, pokory, której dotąd nam brakowało...
bez której to żyło sie wygodniej, to jednak obrazując swoje stare zycie nie mamy jak by kazała logika z takiego naszego życia ani satysfakcji, ani poczucia szczęścia...
jest tylko ułuda bycia zadowolonym, jest często potrzeba samozadawalania czy tłumienia przykrych doznań w nałogach...

ale dziś wiele zrozumiałes, po co ktoś dostaje szanse... wykorzystaj ja, cenne stanie sie twoje nowe odmienione zycie...
a jakiez będzie potem zadowolenia z tego życia... mimo trudów jakie potem będą na drodze, nie przyjemności, zabawa to jednak człowiek odczuwa przyjemna satysfakcje z bycia nową odmieniona osoba...a potwierdzeniem jest tez odbiór bliskich jak na mnie patrza, co mówią i widac wtedy ogromne zadowolenia w ich oczach na nasz nowy wizerunek...

zwyczajnie po ludzku da sie... wspieram cie, bo okazujesz wiele woli walki a to cenne i nalezy wspierac takich odważnych ludzi chących zmianiac siebie...
pozdrawiam cie gorąco, zycze wiele dobrego bys za szybko nie upadał, miał w sobie siłe woli do zmian siebie samego i miał zawsze wsparcie, kiedy przyjdą dni zwątpienia, trudne chwile i upadki w tej jakże trudnej drodze przemian..
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,03 sekundy. Zapytań do SQL: 9