Celem tego forum jest niesienie pomocy małżonkom przeżywającym kryzys na każdym jego etapie, którzy chcą ratować
swoje sakramentalne małżeństwa, także po rozwodzie i gdy ich współmałżonkowie są uwikłani w niesakramentalne związki
Portal  AlbumAlbum  NagraniaNagrania  Ruch Wiernych SercRuch Wiernych Serc  StowarzyszenieStowarzyszenie  Chat
RejestracjaRejestracja  ZalogujZaloguj  FAQFAQ  12 kroków12 kroków  SzukajSzukaj  UżytkownicyUżytkownicy  GrupyGrupy  StatystykiStatystyki
 Ogłoszenie 

Poprzedni temat «» Następny temat
Moze Pan Bog ma dla nas inną drogę?
Autor Wiadomość
EL.
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 09:35   

Danusiu....mąz taki trudny, pogmatwany...Nie myśl o tym, bierz Go zwyczajnie i prosto !
A kto powiedział, że w życiu będzie nam łatwo ??
Miłego, spokojnego dnia i to przodu ! Dużo wytrwałości....ale najpiew ciszy w sercu i spokoju !! Cmoooook !! EL.
 
     
nałóg
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 10:25   

Danka............. perfekcjonizm i indywidalizm chyba u Ciebie bierze górę.
Danka...........z tych Twoich postów wieje brakiem miłości.........miłości siebie,pokochania siebie.Z tych postów -ja odczytuję- taki podświadomy brak akceptacji siebie ,swoich zalet,wad chrakteru..............brak pokochania siebie ,ale miłością bezwarunkową,taka miłością Boską.Że świadomością gotowości do zmian i akceptacji tych zmian.
GOTOWOŚCI.
Mam wrażenie ,że Ty się jednak nie "rozliczyłaś " z dzieciństwem,z nastolęctwem,młodością....................z urazami z tamtego czasu.Nie zaakceptowaś siebie i tego wszystkiego co miało miejsce w przeszłosci.Niezależnie jakie rany wyniosłaś z dziecinstwa.
To juz było.
Mam wrażenie ,że to Ciebie straszy.Że "kusy" wykorzystuje te Twoje lęki,Twoje wyobrażenia,pragnienia.Posługuje się tym Twoim perfekcjonizmem w kierunku wiary,Boga.
Manipuluje Twoimi emocjami i odczuciami.
Czym jest separacja od łoża w małżeństwie????
Czy nie jest bardziej czy mniej świadomym karaniem????
"kusy" uderza w poczucie winy,w poczucie niespełnienia jako żona,jako ewentualna w przyszłości matka.
W żal za czymś czego jeszcze nie doświadczyłaś a już "on" Ci podpowiada że utraciłaś.

Może dlatego są "jazdy" w domu...................... piszesz ,że mąż wyprzedza Cie intelektualnie w jakichś tam dziedzinach............... a czy Ty podświadomie nie chcesz być lepsza w rozwoju duchowym? w łaczności z Bogiem? a jak już jesteś lepsza to czy nie masz wrażenia ,że chcesz "podciągać" męża do tej Twojej drogi????
Wiesz............ tak czytając Ciebie,to mam wrażenie ,że Wy tak naprawdę nie zaliczyliście prawdziwego "doła",dna,upadku,bólu.
A te dołeczki zaliczane PO DRODZE są przez Was nieakceptowane,nie przeżyte,wypychane.
Mam wrażenie,że Wy się akceptujecie wzajemnie pod warunkiem że będzie to akceptacja drugiego na osobistych(moich) warunkach.
Kochacie się ,ale tak wyobrażeniowo,wizjonersko.................. ot,jak by to było super gdyby on/ona była...zrobiła...powiedział........ uśmiechała/ł.......... odczuwał.........zachowywała/ł

Danka...... my z żoną jesteśmy 28 lat po ślubie i każde z nas jest dalej odrębne osobowościowo,choć bardzo czesto odczuwamy prawie że identycznie,myślimy podobnie,ale jednak różnimy się.
Ważne by zaakceptowac te różnice .........pod warunkiem ,że nie są one obiektywną krzywdą jednej ze stron.
Ale najpierw trzeba było nauczyć się akceptacji siebie by zaakceptować drugiego.
Ja na tej drodze zaliczyłem dno........moja żona,moja rodzina w sposób pośredni też............
Może i Wy musicie zaliczyć "dno" aby zacząć siebie samych akceptować .Ze swoimi zaletami,wadami,archetypami osobowościowymi i wzorcami zachowań.

Danka..............Modlitwa o Pogode Ducha pomaga w akceptacji
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 17:03   

kasiu, to jest wazne pytanie...bardzo i czuje smutek gdy ja zadaje..bo sama nie wiem teraz...duzo trudnych rzeczy za nami, niby przebaczone sie wydawalo..a wychodzi czasem, modle sie o przebaczenie

nałogu napisalam na priv...bo chce bys mi napisal gdzie konkretnie ten brak milosci do siebie...bo wydaje mi sie ze od wielu lat to walkuję i przeraza mnie ze wraca...

jakie to musialby byc dno....czy myslisz ze dla mnie dnem nie byly te wszystkie proby rozstania, te rozmowy o rozwodzie?
To mnie zmobilizowalo do szukania pomocy
maz tez wiele przeszedł...tez juz podjal powazna decyzje o rozwodzie rok temu

nie sprawdzam sie jako zona i matka w oczach meza i rodziny...to mnie bardzo doluje..
maz okazuje swoje niezadowolenie i mam poczucie ze naprawde mi to nie wychodzi :(
w swoich oczach tez nie mam pewnosci czy ja jestem dobra żoną..widzę po mezu i po naszej sytuacji, ze nie

kusy miesza, owszem, maz powtarza mi ze nie daję rady, ze nic z tego nie bedzie i ja juz nie mam dosc sił by byc ponad te słowa...że widac nie umiem być żoną a on mężem


gdy bylam sama latwiej mi bylo kochac siebie i nawet akceptowac staropanienstwo ;) to ze ide swoim rytmem
teraz jest inaczej

to mnie wpedza w poczucie winy..i tu jest pies pogrzebany..nie umiem siebie zaakceptowac jako zony ktora chce jak najlepiej dla meza...dla naszego malzenstwa, ktora lata i szuka pomocy ale nie potrafi zaakceptowac swojego stylu prowadzenia domu, przezywania bliskosci fizycznej,
urzadzania domu, sposobu przezywania zwiazkow z innymi, przyjazni, wiezow z rodziną
mezowi sie nie podoba..wiec jest kiepskie...z niego zrobilam wyrocznię a on ma swoje frustracje...

staram sie kochac meza i akceptowac...jednak nie moge akceptowac agresji, przemocy...to sa warunki....moge akceptowac doły męża..ale gdy one walą we mnie , nie da sie, jak mozna zyc gdy ktos ciagle w Ciebie wali słownie?

ech, czemu to takie skomplikowane. Bede pamietac o modlitwie o Pogode ducha
El, ja marzę o dzieciach, to nie jest tak ze ja nie chce, czasem mam łzy w oczach gdy widze dzieci, wzruszają mnie :-) , rozbrajają, dosc dobrze sie z nimi dogaduję...ale zeby byly dzieci musi byc dobry fundament miłosc, zrozumienie
 
     
mami
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 19:46   

Danka 9 napisał/a:
nie sprawdzam sie jako zona i matka w oczach meza i rodziny...to mnie bardzo doluje..
maz okazuje swoje niezadowolenie i mam poczucie ze naprawde mi to nie wychodzi :(
w swoich oczach tez nie mam pewnosci czy ja jestem dobra żoną..widzę po mezu i po naszej sytuacji, ze nie



Danusiu a jaka powinnas byc żona, matką by sie sprawdzić w oczach męża czy rodziny... / oczywiście w twoim doznaniu...
może po prostu takim wymaganiom nie jest sie w stanie sprostac... bycie idealnym pod każdym względem jest na dłuższą mete bardzo męczące, ciągłe sprawdzanie siebie, czy cos nie zrobiłam źle,
daje w efekcie zmęczenie, wieczne niezadowolenia z siebie i przerzucanie winy za swój stan odczuwania na druga strone winną moich nieprzyjemnych emocji...

na czym polega agresja, przemoc męża?
- czy jest wywołana twoim zachowaniem będącym atakiem w jego strone, nie muszą to byc z twojej strony werbalne ataki w jego strone, możesz tez nieświadomie cała masą niewerbalnych zachowań dawać odczuc mężowi swoje niezadowolenia z jakości twojego zycia i czynic go winnym takich odczuc, które skolei sam oddala od siebie...
- czy jest sposobem zachowań męża niezależnych od ciebie... innymi słowy jak
mąż zachowuje sie w stosunku do innych...

piszesz nie sprawdzam sie... to twoje odczucie, bo wymagasz od siebie czegoś innego... stąd niezadowolenie z siebie.... a jak ty jestes niezadowolona to trudno w takich relacjach o zadowolenie drugiej strony... bo druga strona czuje sie winna tak samo jak ty za stan sytuacji w jakiej sie znaleźliście , stąd chęc wydostania sie z niej, jak chocby poprzez rozstanie... tyle, że niewiele druga strona może zrobic by twój stan odczuwania i zadowolenia z siebie poprawic...
bo to ty musisz zaakceptowac siebie taką jaka jestes nieidealna... inna rzecza jest to, że dążymy wciąż do tej idealności, której i tak nigdy nie osiągniemy... ale poprzez taki rozwój dojrzewamy do nowych odczuc samozadowolenia i akceptacji samego siebie jak i poprawy swojego zycia

pozdrawiam Danusiu... ja sugeruje mniej krytyki pod własnym adresem a więcej akceptacji siebie taką jaką jestes...
nie trzeba byc idealna zona, kobieta czy matka by mieć męża, dzieci.... uczymy sie wciąż na własnych błędach, ulepszamy i pozbywamy sie przez to problemów...
każda matka czy żona, mąz ma problemy z partnerem błedem jest zaniżanie swojej wartości tylko dlatego, iz mamy inne zdanie czy pragnienia... jestesmy rózni, z innych światów, domów wyrośliśmy co nie przeszkadza akceptowac odmiennosci drugiego partnera i upatrywac w sobie czy innym ciągłych braków... dla potwierdzania ciągłego jako to jestem beznadziejna żona i na pewno bede matka...
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-06, 21:58   

mami, bardzo dziekuje za dobre słowo, bardzo pomocne sa wasze spojrzenia z boku

piszesz
Cytat:
na czym polega agresja, przemoc męża?
- czy jest wywołana twoim zachowaniem będącym atakiem w jego strone, nie muszą to byc z twojej strony werbalne ataki w jego strone, możesz tez nieświadomie cała masą niewerbalnych zachowań dawać odczuc mężowi swoje niezadowolenia z jakości twojego zycia i czynic go winnym takich odczuc, które skolei sam oddala od siebie...
- czy jest sposobem zachowań męża niezależnych od ciebie... innymi słowy jak
mąż zachowuje sie w stosunku do innych...


wiadomo ze zachowanie meza mi nie pasuje....czesc tego zachowania...co moge to chwalę :)
co do innych ludzi to maz jest na spory dystans i nie pozwala sobie na takie zachowanie

wydaje mi sie ze..znow bede zwalac wine na meza...ale on jest bardzo krytyczny i kontrolujacy.

Nie lubię tego i daję mu to odczuc, zloscia, jesli nie wprost to zniecierpliwieniem czy zapominaniem co mialam dla niego kupic na obiad, sa dni kiedy mam do tego dystans, sa dni kiedy pokazuje werbalnie czy chocby odsuwaniem sie fizycznym od niego...

maz wie, ze nie lubię gdy mnie krytykuje
zupa za słona, fryzura nie taka....po cos marudzi tak, nie wiem czemu ma taki styl...smutno mi ze tak ma...jest ze soba sam nieszczesliwy, nie umiem mu pomóc...bezsilnosc
czasem mam wrazenie ze szuka jakiejs negatywnej strony dobrych rzeczy, takie malkontenctwo troche

czasem zaczynam wierzyc ze jestem do kitu, czy cos co robie jest do kitu, wzorce z dawnych czasow wracają i sa podbijne przez meza, z nim w końcu widzę sie najwięcej...ale jak pobede troche sama z Panem Bogiem odbudowuję siebie, inni ludzie bardzo mi pomagaja..bo pochwalą :) wzmocnią...sama łapię pion i dobre samopoczucie

maz ma duzo zachowań obwiniajacych mnie, wpada w zlosc i panikę z powodu braku masla, czy mleka, gdy czegos zapomnę kupic..gdy uspokajam go zapewnieniem ze pojde kupic...bo faktycznie moj blad..maz wyolbrzymia to i dlugo go trzyma..nie wybacza ale obraza sie na dluzej..nawet jak to mleko ma juz w kubku ....:(

staram sie rozumiec jego nerwy ( choc tak naprawde jest to dla mnie trudne do zaakceptowania)...ale tez pokazuję mu jak niepotrzebnie dlugo do trzyma zlosc gdy juz nie ma powodu, maz wscieka sie tez ze nie przejmuje sie jego gniewem, gdy jestem spokojna..

kontrolowanie mnie tez mnie meczy, drobiazgowosc..podejrzliwosc...martwi mnie bardzo takie zachowanie meza
i bezspornie pokazuje mu gestami, czy chocby teraz separacją fizyczną, ze nie umiem przyjac takich jego zachowań
i nie rokuje poprawy póki co :(

wiem ze taka jest rodzina męża....stad mąż taki ...sam chce byc idealny (wymagania rodzicow) i jest tym sfrustrowany, żona nie jest ideana, jeszcze gorzej..dlatego jest wsciekły...czyje wina? moja...

a ja staram sie byc w porzadku, choc juz duzo odpuszczam w sensie pracowania by dom był super czysty i obiad jak w restauracji...ucze sie zyc z trudnym mezem, wybaczac, stawiac granice....ot taka męczennica... ;-)

ale bokiem mi to wychodzi...nie chce byc perfekcyjną zoną, kucharką i kochanką....mam w nosie..chcę żyć Bozym życiem, cieszyć się bliskościa innych ludzi i otrzasnąć sie z tego zahukania w ktore tak latwo mnie czasem wpędzić i żyć naprawdę :-)
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-08, 09:47   

nutello, dobrze ze wrocilas do domu swjego, mimo tego ze tu wsztstko przypomina męza i boli.
Sciskam Cie serdecznie i zapewniam o modlitwie


Co do mnie: chyba moj strajk co do bliskosci fizycznej, zaczyna dzialac..nie chce byscie odebrai to jako manipulacje,,,po prostu zdecydowane postawienie granic i sluchanie swojego serca, maz sie stara...jest uważny, zaczynam mu bardziej ufać....ale powoli, nich to potrwa chociaz tydzień...
bo teraz jest wystraszony moim odsunieciem, obwiam sie ze jak poczuje sie pewniej wroci do starych zachowań....
a wiem zeby zmienic zachowania trzeba zajrzec w siebie...a to bolesne bywa....nikt tego za meza nie zrobi niestety

chwala Panu Bogu
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-10, 07:20   

Danusiu, jeśli o mnie chodzi, to ani przez chwilę nie podejrzewałam Cię o manipulację tymi sprawami. Wiele razy wspominałaś, że nie potrafisz tak zapomnieć o wszystkim dla tej chwili - jednocześnie w słowach Twoich można było wyczuć smutek, a nie złość. Przynajmniej ja tak to odebrałam.

Może dlatego, że mam podobnie. Jeśli jest coś, jakiś murek, oddalenie, brak zaufania, może lęk, nieprzyjemne wydarzenie w ciągu dnia, przykre słowa - trudno mi się otworzyć na męża w obszarze intymności. Nie rozumiem par, które potrafią "godzić się" w ten sposób po karczemnych awanturach, kłótniach. Oczywiście - nie neguję tego. Żeby przypadkiem ktoś nie pomyślał, że to krytykuję. Po prostu ja nie potrafię.

Na początku, kiedy włączały się u mnie blokady - byłam zła na siebie. Uważałam, że to moja wina - sądziłam, że moje uczucie do męża wygasło, w związku z tym, nie chcę zbliżeń. Czułam się podle za każdym razem, kiedy zdejmowałam z siebie jego dłoń, czy mówiłam "nie dzisiaj". Ale co - miałam zacisnąć zęby? To byłoby wtedy naruszenie nie tylko mojej godności, ale i jego, mojego męża, który zasługuje na to, aby w chwilach bliskości, jego żona była w pełni szczera. Nie czułam się egoistką. Gdybym zrobiła coś wbrew sobie, aby męża zadowolić - myślę, że złamałabym przykazanie miłości - do siebie. I obraziłabym męża. Tak to czuję.

Ale wiedziałam, że tak nie może być dalej, bo oboje mamy potrzeby, które trzeba realizować - w miłości. Trzeba było działać, bo co dalej?

Zdawałam sobie sprawę, że w dużej części blokadę sama sobie tworzę. Sądziłam najpierw, że może nie jestem zdolna do miłości, że jestem zimna - czy coś takiego. Później pomyślałam, że jeśli spojrzę na mojego męża przez umyte szkiełko (wcześniej to szkiełko było zamazane moimi oczekiwaniami i wyobrażeniami), jakaś część blokady zniknie. I tak też się stało. Uświadomienie sobie tego pozwala mi na przykład podchodzić do męża znienacka i go pocałować w ramię, pogłaskać po policzku, wcześniej nie czułam takiej potrzeby. Ot, taki mąż-brat, bliskość nie była potrzebna, a nawet o zgrozo - niestosowna. :(
Druga część mojej blokady już jest jakby zależna od męża i na zburzenie jej czekam cały czas. Daję mężowi pole do popisu w kwestii zdobywania mnie każdego dnia, bo tego po prostu potrzebuję. Dostrzeżenia mojej kobiecości, a nie sięgania po moje ciało, kiedy on tego zechce - bez względu na to, czy u mnie akt intymny już się rozpoczął. I mąż musiał to przyjąć, przerobić. Bo sądził, że oboje w tym względzie jesteśmy z Marsa. A tu guzik - żonka typowa mieszkanka Venus. ;) Mój mąż jeszcze wierzga czasami i buntuje się, ale coraz rzadziej. Zaczyna rozumieć. Ja go nie popędzam, nie instruuję.

Tutaj wielokrotnie było cytowane zdanie - wieczorny seks u kobiety rozpoczyna się od porannej kawy.

I coś w tym jest. Potrzebuję tego, aby w pełni rozkwitnąć i odczuwać prawdziwą radość ze zbliżenia z mężem. Potrzebuję czuć, że do tego zbliżenia nie jest potrzebne tylko moje ciało, ale i moja dusza. No tak mam. W związku z tym trudno mi się było otworzyć na męża, skoro w tym najgorszym okresie naszego kryzysu, był mi właściwie... obcy. Nie znał mnie i jakby nie chciał poznać, zrozumieć, nie interesowało go moje wnętrze, a to co sama mu pokazywałam, to czasem ironicznie, czasem obojętnie skomentował. Moja Kobieta w środku kuliła się i odwracała od niego plecami, połykając łzy. Gdzież tu myśleć o radości ze zbliżenia z mężem, o przyjemności itd. Tak jak żona może męża psychicznie wykastrować, tak i mąż może odrzeć żonę z kobiecych części ciała. U mnie też tak było. To, że musiałam wbijać przysłowiowe gwoździe, tym, że musiałam podejmować ważne decyzje, że musiałam się nim zajmować, jak... matka - sprawiało, że byłam takim babochłopem emocjonalnym.

Na szczęście w porę zdążyłam to wszystko odzyskać i już zabrać sobie nie dam. :)

W naszym przypadku najtrudniejszą sprawą było - i jest nadal - odbudowanie tej relacji intymnej, bliskości. Próbujemy oboje, delikatnie, bo jest trudno, bardzo trudno. Teraz także i mężowi. Ale staramy się pokonywać kolejne schodki: zaufanie, czułość, bliskość, wreszcie namiętność. To jest ten aspekt naszego małżeństwa, gdzie jest jeszcze masa do zrobienia...

Danusiu, każdy ma swój czas na zmiany, swoje tempo. Twój mąż także. Przecież nie mamy równej liczby skrzywień, dziur w duszy do zalepienia. Te dziury, plamy, rysy mają różne rozmiary. Być może mąż Twój jeszcze nie wie, że taką duszę do naprawy ma. A może wie, ale nie wie, jak za to się zabrać. A może to także wie, ale przeszkadza mu w tym jedna z dziurek właśnie?

To co zalepimy u siebie - nie zmarnuje się, więc nie ma co rachować ranek w duszy współmałżonka, tylko brać lepidło i zalepiać swoje.

Cierpliwości i pogody ducha, Danusiu.
 
     
Mirakulum
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-10, 10:08   

Katarzyna74 napisał/a:
Jeśli jest coś, jakiś murek, oddalenie, brak zaufania, może lęk, nieprzyjemne wydarzenie w ciągu dnia, przykre słowa - trudno mi się otworzyć na męża w obszarze intymności.

u mnie też tak to działało . Mąż tego nie rozumiał . Udawał że nie ma problemu, lub uważął że nie można ciągle "przerabiać historii.
Ciągle , też bym nie chciała . Ale nie przerobiona historia , będzie wracać jak bumerang , bądzie kaleczyć , jak nie wyciągnięty z serca Cierń.
Trzeba go wyciągnąć , z miłością i można wszystko odbudować .
Nie wiem , jakie plany ma Pan wobec naszego małżeństwa , ale wiem , że w sferze intymności jeszcze wiele cierni , z obu stron . Oby dane nam było je wzajemnie uleczyć.
Pozostaje w Modlitwie
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-11, 11:32   

Baardzo Wam dziewczyny dziękuję za te dzielenie się swoimi doświadczeniami.
Teraz czuję się mniej jak kosmita :)
Nie tylko ja tak mam, niby czytałam o tym w róznych książkach ale jeszcze do końca nie byłam przekonana...
Przyklady męza były zbyt silne, np ze jego koledzy w nieformalnych przelotnych związkach mają super partnerki, które nie mają nawet połowy poczucia bezpieczeństwa, ktore ja mam (niby;), a mają super udany seks plus te wszystkie filmy i nagonka wokól seksu w mediach.
Więc zaczynałam wątpić w słuszność tego co czuję, w prawo do tego czucia...
A to tak jakbym zdradzała swoją piękną kobiecość, nie dawała jej kwitnąć.

Wiecie co? Uswiadmiłam sobie wczoraj po dluugim czasie, ze ja naprawdę jestem fajną, ładną kobietą :-D Pogodną, lubianą, towarzyską, inteligentną.
Uff co za odkrycie, a ostatnie lata czulam sie szarą myszką, ktora jest do niczego.
W ostatnim tygodniu uslyszałam od ludzie z ktorymi pracuję, a były to i kobiety i mężczyzna, ze lubią mnie i że mąż to musi mieć dobrze ze mną.... :-D
Taki komplement, ale mi sie miło zrobiło...ale potem spojrzalam realnie, nie jestem takim aniolkiem w domu...z dalszymi ludzmi jest łatwiej sie dogadać niz z najblizszymi..

To zasługa Pana Boga, on mnie uczy odkrywać w sobie urzekającą, taką jak się czułam zanim poznałam męza..jako singielce było mi łatwiej...bez konfrontacji, bez wiekszych uczuć, bliskośc przyjacielska z ludźmi jest piękna, ale zaklada duzo przestrzeni, małzenstwo to umieranie dla siebie wzajemnie...to juz co innego, choć przekonałam sie jak ważna jest ta wlasnie przestrzeń.


Jakos tak jest ze sfera seksu jest najpiekniejsza ale i zarazem najbardziej podatna na wplywy zlego...latwo podczepia sie pod nasze niezalepione ( podoba mi sie to porownanie Kasiu) ubytki.

Do nas kobiet nalezy uczenie mezów naszych potrzeb, naszej jakze odmiennej natury.

Cytat:
Danusiu, każdy ma swój czas na zmiany, swoje tempo. Twój mąż także.


oj tak, ja jakos pogodzilabym sie, ale mąż nakreca sie na dzieci, ta presja zewsząd....od jego matki itp....to on nie daje sobie a tym samym mi czasu..

A propos dzieci, pocieszam sie, poznalam ostatnio kobiete ktora jest dzieckiem poczetym w 47 wiosnie zycia swojej matki :-D , super babka, ma teraz 70 lat, wysoka, postawna, zdrowa, tryskajaca humorem.Choc to pewnie ogromny wysilek biegać za maluszkiem gdy jest sie koło 50-tki.

Panie Boze niezbadane sa Twoje drogi.

[ Dodano: 2009-11-15, 14:18 ]
KOchani, siedze w domu teraz chora
maz tez sie rozchorował, ale nie rozczulam sie nad nim bo to sa skutki niedawnej imprezy i kaca

obydwoje chorzy i rozdraznieni bez szansy wyjscia na kawę :(
Rozmawiam sobie z przyjaciolmi przez telefon..ale sa chwile gdy naprawde trudno

[ Dodano: 2009-11-20, 16:10 ]
to był bardzo trudny tydzien w koncu z tych nerwow migrena a po niej wyszlo slonce i nabrałam sił
nadal rozwazam w sercu, czy budowac dalej, czy jest dla nas nadzieja
czy ja mam siłę. rozne poruszenia przychodzą do mnie
myślę też ze to forum oprocz uzalezniania i wzmacniania mnie ;)nastraja mnie pozytywnie do budowania
codziennie znajduje tu nadzieję, a moze niepotrzebnie???


Moze moj maz nie umie i nie chce budowac ze mna?
Na to wygląda, bo robi wszystko zeby niszczyć...czasem brak sił aby odpierac jego ataki złości
mowilam mu o swoich rozterkach
zapytal czy chce sie wyprowadzic i czy podjelam jakas decyzję...on tylko czeka az bede zgodna co do jego wczesniejszych decyzji o rozwodzie
mam swiadomosc...ze on nie bedzie walczył, ze na mnie to wszystko sie opiera, ciezka to swiadomosc
 
     
Jarosław
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 12:08   

No i co tam u Ciebie Danusiu?
 
     
Danka 9
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 21:57   

Witajcie, pisałam ale mi się skasowało.
dzieki Jarku za podbicie :-)

Pan Bog dał mi ten spokój i pewnosc siebie, cos sie przełamało.
Wiem ze cokolwiek sie nie wydarzy nie jestem sama, mam rodzine, przyjaciół, Pan Bog czuwa.
MOdle sie za nas i pragne by mąż tez doswiadczył tego spokoju.
 
     
Katarzyna74
[Usunięty]

Wysłany: 2009-11-27, 22:15   

Danusiu - nie wiem, czy to coś pomoże - ale spróbuj zawsze gdy znika Ci tekst (bo wygasła sesja na przykład) w pasku przeglądarki - edycja i tam wybierz: cofnij. Czasami działa i przywraca treść wpisaną w formularzach - także w formularzu odpowiedzi na forum.

Kiedyś zaznaczyłam też, żeby logowało mnie automatycznie przy wejściu na stronę forum. Być może to ma wpływ na to, że mogę pisać i pisać, odkładać na później itd - a i tak się wklei, nie mam kłopotów ze znikającymi tekstami.

Jeśli i to nie podziała - to trzeba w sobie wyrobić nawyk - przed wciśnięciem "wyślij", kliknąć - "zaznacz" i "kopiuj". Wówczas nawet jeśli zniknie z formularza, to "myszka będzie pamiętała". ;)
 
     
Wyświetl posty z ostatnich:   
Odpowiedz do tematu
Nie możesz pisać nowych tematów
Nie możesz odpowiadać w tematach
Nie możesz zmieniać swoich postów
Nie możesz usuwać swoich postów
Nie możesz głosować w ankietach
Nie możesz załączać plików na tym forum
Możesz ściągać załączniki na tym forum
Dodaj temat do Ulubionych
Wersja do druku

Skocz do:  
Powered by phpBB modified by Przemo © 2003 phpBB Group
Strona wygenerowana w 0,02 sekundy. Zapytań do SQL: 9